FilmyKlasyka KinaRecenzje Filmowe

Alien 3 – The Legacy Cut (1992, 2025)

Filmy z serii “Obcy” zawsze powstawały w bólach. O “Ósmym pasażerze Nostromo” pisał już kiedyś DaeL, “Decydującym starciem” postaram się zająć w przyszłości, ale dziś bierzemy na warsztat “Trójkę”, bo jest ku temu bardzo ciekawa okazja. O ile bowiem produkcję pierwszych dwóch części trapiły problemy istotne ale raczej typowe, to kręcenie “Obcego 3” było jedną wielką katastrofą, która niemal doprowadziła Davida Finchera do załamania nerwowego. Zresztą tak naprawdę nikt nigdy nie widział “Alien 3” w kształcie, jaki wymyślił sobie reżyser, bo taki film nigdy nie powstał. Ale po kolei.

Po sukcesie “Aliens” w reżyserii Jamesa Camerona wytwórnia 20th Century FOX oczywiście chciała jak najszybciej wpuścić do kin kontynuację. Studio Brandywine, właściciele praw do serii, wymyśliło sobie, że jeszcze lepszym pomysłem będą dwa sequele, najlepiej kręcone za jednym zamachem, żeby zredukować koszty. Rozpoczęły się poszukiwania scenarzysty. Pierwszym wyborem był pisarz William Gibson, ten sam, który zasłynął powieścią “Neuromancer”. Napisał on historię podobną w tonie do filmu Camerona, pełną akcji i strzelanin. Rzecz miała się dziać na komunistycznej stacji kosmicznej, stopniowo przejmowanej przez xenomorfy, a głównym bohaterem miał być Hicks, nie Ripley. Kogo ten opis zainteresował, odsyłam do komiksu zatytułowanego po prostu “William Gibson’s Alien 3”. Niestety (albo stety, zależy jak patrzeć) Gibson odmówił naniesienia zmian sugerowanych przez wytwórnię, więc został zwolniony. Nastąpił ciąg kolejnych przepisywań skryptu przez kilku różnych autorów. W tych nowych wersjach pojawiały się pomysły, które w późniejszych latach wykorzystano w scenariuszach kolejnych filmów z serii. Przykładem niech będzie przeniesienie akcji do miasteczka na Ziemi (AvP2) albo wojskowe laboratorium klonujące obcych i tworzące z nich broń (Przebudzenie). Z innych ciekawostek warto wspomnieć iterację, która dzieje się na księżycu-klasztorze zbudowanym z drewna i zamieszkanym przez nawiedzonych mnichów. Potem klasztor zamieniono na więzienie i sporo elementów ostatecznie trafiło do kinowej wersji “Trójki”. Ale zanim do tego doszło, scenariusz był dalej maltretowany i przepisywany. Kolejne wersje były odrzucane przez producentów, swoje niezadowolenie wyrażała też Sigourney Weaver, która co prawda nie chciała grać w kolejnym sequelu, ale czek na 4 miliony dolarów plus procent od zysków okazały się silniejsze.

Dziś ciężko doliczyć się, ile tak naprawdę było wersji scenariusza, ale prawdopodobnie kilkanaście, w tym cztery główne, pisane przez dziesięciu autorów. Ostatecznie w napisach widnieją trzy nazwiska: Walter Hill, David Giler i Lary Ferguson, a historia zawiera elementy z kilku kompletnie różnych opowieści. Zmieniono też reżysera. Studio chciało powrotu Ridleya Scotta, ale ten miał akurat inne obowiązki. Zatrudniono więc Vincenta Warda, który figuruje na liście płac jako autor historii, bo pracował również nad scenariuszem, ale ostatecznie i jego zwolniono, a na jego miejsce przyszedł nikomu nieznany człowiek od teledysków – David Fincher. Oczywiście pierwsze co zrobił, to przepisanie skryptu od nowa. Jako że produkcja filmu miała już ogromne opóźnienie, a przed pierwszym klapsem 7 milionów dolarów zdążyło rozejść się na budowę dekoracji (dla porównania cały “Obcy 2” kosztował niecałe 18 milionów), padła decyzja o rozpoczęciu zdjęć. W tym czasie, czyli w styczniu 1991 roku, scenariusz był jeszcze w proszku, a jakby tego było mało, operator Jordan Cronenweth (autor zdjęć między innymi do “Łowcy androidów”) musiał po dwóch tygodniach zrezygnować z pracy z powodu problemów zdrowotnych. Zastąpił go Alex Thompson.

Potem oczywiście było już tylko gorzej. Producenci stale naciskali na Finchera, próbując wymóc na nim zmiany dotyczące niemal każdego elementu filmu. Scenariusz był przepisywany scena po scenie, a kolejne jego fragmenty docierały na plan za pomocą faxu. Prawdopodobnie Fincher dostał robotę dlatego, że szychom FOXa wydawało się, że łatwo im będzie zdalnie sterować nieopierzonym młokosem. O jak mocno się pomylili… W pewnym momencie doszło do tego, że za reżyserem jak cienie podążali specjalni pracownicy wytwórni, których jedynym zadaniem było pilnowanie, że zalecenia “góry” będą realizowane. A chodziło wyłącznie o to, żeby zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy, maksymalnie skrócić czas produkcji (czyli zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy) oraz nakręcić komercyjny hit. Wyszło średnio, bo Fincher nie dał sobą pomiatać i ciągle darł koty z przełożonymi oraz dokładał swoje zmiany do scenariusza. Udało mu się nawet doprowadzić do tego, że David Giler rzucił robotę w diabły i wycofał się z projektu. Na planie panował niewyobrażalny chaos, kręcono sceny, które na drugi dzień wylatywały z historii, z kolei inne dopisywano, żeby wykorzystać już zbudowane bezużyteczne inaczej dekoracje. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Fincher wygrał tę walkę. Wprost przeciwnie.

W pewnym momencie zdjęcia przerwano, a produkcję przeniesiono z Pinewood Studios w Wielkiej Brytanii do Los Angeles. W międzyczasie Fincher i montażysta Terry Rawlins dostali zadanie zgrubnego zmontowania dotychczas nakręconego materiału celem pokazania go decydentom FOXa. Efektem ich pracy była trzygodzinna, niedokończona wersja “Obcego 3”, z której nakazano wywalić połowę materiału i zarządzono dokrętki. Te okazały się problematyczne choćby z powodu fryzury Ripley. Sigourney Weaver miała zagwarantowane w kontrakcie 40 000 dolarów bonusu, gdyby musiała drugi raz ogolić głowę na potrzeby zdjęć. Aby tego uniknąć, ekipa od makijażu stworzyła dla niej specjalny czepek, który co prawda był niewiele tańszy, ale za to nakładanie go trwało bardzo długo i lubił się zsunąć. Ostatecznie, po tygodniach męczarni z dokrętkami, usuwaniem co bardziej drastycznych scen oraz montowaniem materiału pod czujnym okiem producentów, Fincher miał dość. Odszedł z roboty i już nigdy nie wrócił na plan ani do montażowni. Do dziś bardzo oszczędnie wypowiada się o “Obcym 3”, a kiedyś stwierdził nawet, że nikt nie nienawidzi tego filmu bardziej niż on sam.

No ale jednak coś do kin trafiło. Była to wersja filmu zmontowana przez Terry’ego Rawlingsa pod dyktando 20th Century FOX. Wyleciał z niej ogrom materiału. Nie tylko pojedyncze sceny, zwłaszcza te bardziej brutalne, ale całe wątki, tak poboczne, jak i te główne. Taka wykastrowana, poszatkowana i sklejona na ślinę wersja trafiła do kin i chociaż nie była jakąś wielką klapą finansową, to zawiodła oczekiwania. Recenzje zebrała kiepskie i sporo wskazywało na to, że będzie to smutny koniec serii (o, ludzie małej wiary…). A tak naprawdę historia “Obcego 3” dopiero się rozpoczęła. Film zebrał cięgi za dziury fabularne, niefortunne rozwiązanie kwestii Newt i Hicksa oraz umiarkowanie dobrze poprowadzoną historię, ale nie można mu było odmówić czegoś. co później zaczęto nazywać “stylem Finchera”. Chociaż poprzednie dwa filmy z serii były mroczne, a ich atmosfera gęsta jak smoła, to część trzecia jeszcze je przebija. Począwszy od brudu i rdzy więziennej planety Fiorina 161, przez dziwacznych, niemal opętanych bohaterów, aż po nihilistyczny wydźwięk historii, “Obcy 3” to bardzo ponury i przygnębiający film. Dotyczy to również symbolicznego motywu przewodniego. W “Ósmym pasażerze” był to gwałt i przemoc wobec kobiety, w “Decydującym starciu” macierzyństwo. W “Trójce” (brakuje w tym filmie dobrego podtytułu) mamy dość czytelne aluzje do eutanazji i aborcji. Ripley musi poświęcić własne życie, żeby raz na zawsze i ostatecznie pokonać zło, które nosi w sobie. To znaczy ostatecznie do następnej części, ale my nie o tym. Fincher pod wieloma względami wrócił do korzeni – ludzie muszą walczyć tylko z jednym potworem, który kryje się w mrocznych zaułkach. Nie ma gniazda, nie ma królowej, nie ma kosmicznych marines ani nawet broni palnej (to akurat było życzenie Sigourney Weaver). Zamiast tego większy nacisk położono na pokazanie całej menażerii pokręconych mieszkańców więziennej kolonii, z których każdy ma bogate tło i motywacje. Ale czy na pewno? Trochę wybiegam w przyszłość, bo w wersji kinowej właśnie tego tła postaci najbardziej brakuje. Tak jakby ktoś wyciął sporą część materiału przed wysyłką taśm do kin…

Aby to wyjaśnić, musimy przeskoczyć kilka lat do przodu. Konkretnie do roku 2003, kiedy ukazał się box zatytułowany “Alien Quadrilogy”. Na jego potrzeby przygotowano specjalne, rozszerzone wersje wszystkich czterech filmów (“Aliens” w wersji reżyserskiej był dostępny wcześniej na Laserdisku, ale to temat na inną opowieść). Trzy z nich były dziełem oryginalnych twórców, którzy dodatkowo dzielili się swoimi przemyśleniami w obszernych materiałach dodatkowych. David Fincher nie chciał jednak brać udziału w tym przedsięwzięciu. Zamiast niego zadania podjął się Charles de Lauzirika, reżyser filmów dokumentalnych. Wygrzebał z jakiegoś magazynu oryginalne taśmy i złożył z nich coś, co z grubsza mogło odpowiadać pierwotnej wersji Finchera, przynajmniej na tyle, na ile się dało. Dodane sceny były słabej jakości, kulał zwłaszcza dźwięk, bo te fragmenty nie były poddane żadnej postprodukcji. Ale ważniejsze było co innego. “Alien 3 – Assembly Cut”, bo tak nazwano tego Frankensteina, to zupełnie inny film. Nie dość, że zawiera ponad pół godziny dodatkowego materiału, to w wielu miejscach fabuła jest zupełnie inna niż w wersji kinowej. Porównanie obu to materiał na osobny artykuł, bez trudu znajdziecie takie dokładne analizy w innych miejscach. W telegraficznym skrócie: bardzo rozwinięto tło i motywacje wszystkich postaci pobocznych, dodano całą sekwencję schwytania oraz późniejszego uwolnienia xenomorfa, zmieniony został też “nosiciel” obcego. Zamiast psa, twarzołap zainfekował wołu. Była też co najmniej jedna bardzo kontrowersyjna i zupełnie niepotrzebna zmiana. Otóż w wersji rozszerzonej zabrakło ujęcia z królową rozrywającą pierś Ripley w trakcie finałowego skoku. Moim zdaniem to znacznie zmienia dramaturgię tej sceny i odbiera jej trochę mocy. Poza tym jednak “Assembly Cut” przywrócił “Trójce” odrobinę należnej chwały oraz pokazywał, jak dobry mógł być ten film, gdyby nie chaos w trakcie produkcji. Możemy się jedynie domyślać efektów, gdyby Fincher miał możliwość nakręcenia go po swojemu. Bo “Obcy 3” od początku nie był zły. Był trochę inny, a jednocześnie trochę wtórny (ciężko, żeby było inaczej, w końcu to trzecia część cyklu). Nie sposób jednak odmówić mu niesamowitego klimatu i psychologicznej głębi, a już na pewno trzeba pogratulować, że udało się uniknąć popadnięcia w banał i odcinania kuponów. To była ciekawa i oryginalna historia w znakomitym uniwersum, a wersja rozszerzona tylko to potwierdziła. Ale to jeszcze nie koniec.

W 2010 roku, na potrzeby kolejnego boxu (“Alien Anthology” na BluRayu), udało się zrekonstruować całą ścieżkę audio, włącznie z dograniem słabo słyszalnych dialogów, dzięki współpracy z oryginalnymi aktorami. Nareszcie rozszerzony “Obcy 3” doczekał się pełnoprawnego i “prawdziwego” wydania. Podobno nieoficjalnie Fincher kontaktował się z Lauziriką i wyraził aprobatę dla efektu jego prac, ale nigdy nie zgodził się na to, żeby wiązać jego nazwisko z projektem. Ale to nadal nie koniec! Bo wreszcie docieramy do clou programu. Otóż ledwie kilka tygodni temu stała się rzecz znamienna i wspaniała. Po pięciu latach mrówczej pracy, grupka zapaleńców ogłosiła, że zakończyła prace nad fanowską konwersją trzeciego “Aliena” do formatu 4K, zatytułowaną „The Legacy Cut”. Co jeszcze ciekawsze, chociaż za szkielet projektu posłużyła właśnie wspomniana wyżej wersja rozszerzona, to tak naprawdę jest to kompletnie nowy produkt. Przede wszystkim zachowano pierwotny pomysł z xenomorfem infekującym psa, aby zachować spójność z późniejszym wyglądem bestii. Dokonano kilku precyzyjnych cięć, a w scenie napaści na Ripley przez więźniów podmieniono muzykę na bardziej pasującą do wydarzeń, obcy dostał też „nowe oczy”. I wreszcie najważniejsze. Cały film przeszedł totalną konwersję kolorystyczną, aby nadać mu lepszy wygląd. Nie chodzi przy tym o wygładzanie zmarszczek ani usuwanie szumów, tak jak to zrobił James Cameron z “Aliens”. Raczej o ujednolicenie palety barw, poprawę kontrastu i usunięcie różowego zafarbu. Mało tego. Wszystkie sceny z animatronicznym obcym wklejonym w kadry zostały klatka po klatce obrobione, aby jak najlepiej wtopić xenomofra w tło, pozbyć się różnych artefaktów i drobnych błędów. Oczywiście to nadal jest ta sama kukiełka, dziś już mocno archaiczna, ale cały film wygląda teraz o niebo lepiej. Nawet dźwięk został poddany remasteringowi, żeby dostosować go do dzisiejszych standardów. “Alien 3 – The Legacy Cut” to oszałamiające osiągnięcie fanów. Udało im się odtworzyć chyba najpełniejszy, jak tylko się da, film z wizji Davida Finchera. Gdyby “Obcy 3” wszedł do kin w takiej właśnie wersji, dziś mało kto kręciłby na niego nosem. Jest to film o niebo lepszy od tego, który pierwotnie można było obejrzeć na wielkim ekranie i doskonały przykład podejścia do materiału źródłowego z należytym (ale nie nabożnym) szacunkiem. Jeśli lubicie trzecią część przygód Ellen Ripley, teraz polubicie ją bardziej, a jeśli jeszcze nie widzieliście wersji rozszerzonej, teraz jest do tego najlepsza okazja. Film można bezpłatnie zdobyć zapisując się na listę mailingową projektu A34K (https://www.a34k.net/). We wiadomości zwrotnej dostaniecie odpowiednie linki do kilku różnych wersji. Oczywiście powinniście posiadać fizyczną kopię pierwotnej wersji filmu, żeby nie łamać żadnych przepisów… Mam nadzieję, że wytwórnie nie upomną się o swoje i nie skasują tego projektu z powodu naruszenia praw autorskich. Co prawda “The Legacy Cut” został już pobrany tak wiele razy, że serwery zdążyły paść, więc będzie żył dalej własnym życiem, ale warto by było, żeby nikt nie utrudniał życia jego twórcom. To tacy fanatycy stanowią sól filmowej braci i należy im się największy szacunek.

Alien 3 - The Legacy Cut (1992, 2025)
  • Ocena Crowleya - 8/10
    8/10
To mi się podoba 5
To mi się nie podoba 0

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Related Articles

Komentarzy: 5

  1. Kiedy oglądałem ten film pierwszy raz, pewnie jeszcze w wersji kinowej, to nawet mi się podobał. Gdzieś piętnaście lat później obejrzałem assembly cut i zdziwiłem się, że to mi się mogło podobać.
    Dla mnie cały film psuje uwięzienie i uwolnienie obcego. Sory, ale to jest tak absurdalne, że się nie da. Poziom Prometeusza.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Pochwała autorowi za przygotowanie historii powstawania filmu. Dla mnie taki artykuł bomba, i to już kolejny raz.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button