Filmy

Fantastyczne serie #3 (X-men)

Fantastyczni mutanci

Trzecia fantastyczna seria, która na przestrzeni lat miewała spore problemy z tożsamością. Czas wziąć na tapet filmy spod znaku X-Men. Wiecie, że na osiem lat przed powstaniem MCU swój początek miała jedna z ciekawszych trylogii komiksowego świata? Mam nadzieję, że tak. Zaczynajmy.

X-Men (2000)

Ten film wygląda biednie, to niezaprzeczalny fakt, ale jego klimat rekompensuje niedostatki w aspekcie wizualnym. W 2000 roku po raz pierwszy widzowie mogli zobaczyć, że Hugh Jackman urodził się, by grać Wolverina, że ta postać to jego druga skóra. Casting idealny. I choć może rzeczywiście w tym filmie przez większość czasu nie czuć aż tak bardzo wielkiej stawki, to końcówka mocno to nadrabia.

Jednak za nim o samych ostatecznych rozstrzygnięciach, wróćmy na chwilę do niuansów związanych ze scenami otwierającymi film. Dostajemy tu bardzo klimatyczny obraz tego, jak Magneto stał się tym, kim jest obecnie, co na niego wpłynęło i co nim kieruje. Jego nienawiść do ludzi swoje korzenie ma w Holocauście. Trudny temat, ale odpowiednio dźwignięty i podany w prawidłowej formie.

Na drugim biegunie znajduje się całkowicie współczesna tragedia Rogue. Według mnie jej wątek jest napisany za bardzo na siłę i na pewno nie jest moim ulubionym. Nie wnosi zbyt wiele, a dodatkowo aktorka (Anna Paquin) gra w irytujący sposób.

Może jeszcze odrobinę o plusach i minusach. Sceny z senatorem, który zamienia się w gluta są obrzydliwe, czyli doskonale wykonują swoje zadanie. Za to kompletnie nie rozumiem, dlaczego włamanie się to Cerebro jest aż tak łatwe. W ogóle w tej części Mistique jest mocno irytująca (co prawda nie tak bardzo jak później, kiedy zaczyna wcielać się w nią Jennifer Lawrence, ale zauważalnie).

Widać, że ten film ma już swoje lata. Łagodnie rzecz ujmując scenariusz nie powala i jest to raczej próba zainteresowania tym uniwersum wytwórni i producentów. Z dzisiejszej perspektywy to raczej średniej jakości prolog do czegoś większego, niemniej kilka rzeczy udało się zrobić bardzo dobrze i wylać solidny fundament pod następne części.

Ocena: 5/10

X-Men 2 (2003)

Tu nastąpiła zdecydowana poprawa, jeśli chodzi o efekty specjalne i widać to na pierwszy rzut oka. Zamach na prezydenta jest pokazany dynamicznie i efektownie. Scenografie może wciąż nie powalają, ale za to mamy dużo większą, lepiej zarysowaną historię. Mamy więc Magneto, upadłego mutanta, groźnego nawet w niewoli. Mamy potężnego (choć pozbawionego nadludzkich mocy) adwersarza – Generał Stryker to zło w czystej postaci, a Brian Cox tradycyjnie odwalił kawał świetnej aktorskiej roboty. Wreszcie widzimy stawkę tej batalii między ludźmi a mutantami i możemy dostrzec prawdziwą skalę tego rozbudowanego i zniuansowanego konfliktu.

Akcji w filmie nie brakuje. Jest choćby wspaniale zrealizowany atak na szkołę. Zaczyna się od luźnej rozmowy w kuchni, a kończy rozpierduchą specjalsów niewahających się strzelać pociskami ze środkiem nasennym do dzieci. Ta sekwencja jest cudowna, pełna napięcia i bardzo dobrze obrazująca, do czego zdolni są ekstremiści (jak się później okaże po obydwu stronach).

Potem niestety następuje delikatne wyhamowanie. Sceny z Kurtem są raczej dość nudne, a dodatkowo z tą postacią wiąże się dość dziwne zjawisko polegające na tym, że scenarzyści kolejnych filmów nie pamiętają poprzednich dzieł w ramach uniwersum. No, ale dla przeciwwagi scena rozwałki w wykonaniu Pyro jest bardzo widowiskowa.

Późniejsze wydarzenia pod zaporą niestety nie dowożą wystarczająco, by uznać je za coś, co wynosi tę produkcję na wyżyny. Jedynym elementem wartym zapamiętania jest relacja Xaviera z synem Strykera. To są naprawdę dobrze pomyślane sceny, a sam mutant na wózku wygląda przerażająco. Napiszę tak: jest zdecydowanie lepiej niż w części pierwszej, ale to jeszcze nie jest to. To jeszcze nie jest film, który wspomina się jako dzieło wybitne. Przyzwoita część naprawdę solidnej trylogii.

Ocena 6/10

X-Men: Ostatni Bastion (2006)

A czy trzecia część jest filmem wybitnym? Na pewno nie, ale jest zdecydowania o kilka długości przed jedynką i dwójką. Wciąż problemem są tanio wyglądające efekty specjalne, jednak sam początek jest bardzo klimatyczny. Najpierw Charles i Eric jako dwaj przyjaciele przychodzą do młodziutkiej Jean, później dostajemy mrugnięcie okiem do fanów animowanej serii, czyli walkę ekipy X z wielkimi robotami. Oczywiście są to tylko ćwiczenia, ale scena jest efektowna i, tak jak napisałem, nawiązuje do uwielbianego serialu animowanego (tak, wiem, przede wszystkim nawiązuje do komiksów, ale ja nie jestem fanem tej sztuki i się na niej kompletnie nie znam).

Później nasi bohaterowie przechodzą ciężkie chwile. Cyklop jest kompletnie rozbity, Storm nie wie, co ze sobą zrobić, a Rogue dostaje wreszcie szansę, by móc żyć normalnie. Poznajemy także Beasta (dość późno, zważywszy na to, jak ważnym członkiem X-menów był w serialu animowanym i komiksach). A więc pionki są już na planszy, wojna wisi w powietrzu, Jean powraca z zaświatów i rozwala swojego ukochanego (Cyklopa) na kawałki.

Następuje zbieranie ekipy. Magneto w efektowny sposób pozyskuje Juggernauta (jak zwykle wspaniały Vinnie Jones), ale traci swoją najwierniejszą towarzyszkę Mystique. Scenariusz znów nie jest najwyższych lotów, ale dramaturgia tego filmu rekompensuje słabsze momenty. Śmierć Charlesa wyszła twórcom mistrzowsko. Szkoda tylko, że postanowiono ten trud zepsuć późniejszą sceną w szpitalu.

Dochodzimy wreszcie do momentu, gdzie efekciarstwo bierze górę nad wszystkim innym. Obraz staje się ważniejszy niż stojąca za nim historia. Sama walka finałowa obfituje w wiele ciekawych smaczków, a ostateczne rozstrzygnięcia pomiędzy Jean i Wolverinem to kawał dobrego kina, pełnego emocji i wzruszeń. Szkoda tylko, że twórcy postanawiają nie zamykać trylogii. Zamiast zostawić świat takim, jakim jest: z Magneto, który poniósł najsurowszą możliwą karę (stał się zwykłym człowiekiem) i Charlesem, który opuścił ten padół łez, oni postanawiają dać swoim widzom nadzieję. Scena, w której Magneto delikatnie porusza metalowym pionkiem jest niepotrzebna, ale ta w szpitalu, gdzie mamy profesora Xaviera w ciele człowieka wybudzającego się ze śpiączki, to już w ogóle totalny odlot. Po co to? Być może były jakieś plany na czwartą część, tylko czy komukolwiek była ona potrzebna? Śmiem wątpić.

Ocena: 7/10

X-Men: Geneza Wolverine (2009)

Po trylogii przyszedł czas na spin-off głównej serii i zapowiedź tego, co nas czeka w przyszłości (która nadejdzie, hihi). Początek historii najbardziej znanego X-mena, jaki chodził po ziemi (616?). Aj, jak bardzo zły jest to film… Niekompletny i zrobiony na odwal. Dodatkowo próbuje w tym samym czasie nawiązywać do trylogii i kompletnie ją zmieniać. Chociażby kwestia brata Wolverina – chcecie mi powiedzieć, że to jest ta sama postać, co w jedynce? No nie wydaje mi się.

W ogóle ten film to jest tragiczny zbiór pobożnych życzeń bez ładu i składu. Kpina z Deadpoola (po co wprowadzano tę postać, skoro nie było na nią dobrego pomysłu?), krzywy uśmiech do fanów w postaci pseudo Gambita, ktoś w ogóle jeszcze pamięta, że ten ikoniczny bohater w ogóle pojawił się w tej serii?

I tak wygląda cały ten film. Nieudolne uśmiechanie się w stronę fanów, próba zainteresowania ich serią za pomocą tanich sztuczek. Ten film praktycznie nie ma fabuły. Jest klejony naprędce ze scen, które średnio do siebie pasują. Tragiczna jest ostateczna walka, tragiczne jest zakończenie wątku Strykera, tragiczne jest rozwiązanie zagadki, dlaczego Wolverine nic nie pamięta, ale dopiero scena po napisach pokazuje szczyt głupoty scenarzystów. Całe szczęście ktoś szybko ukrócił to, co tam się wydarzyło i nikt już nigdy więcej nie wspomniał o tym pseudo Deadpoolu w pozytywny sposób.

Ocena: 2/10

X-Men: Pierwsza klasa (2011)

Mieliśmy spin-off, a więc czas na prequel. A co? Kto wytwórni zabroni? Ten film jest zaskakująco dobry, ale jeżeli darzycie jakimkolwiek sentymentem pierwszą trylogię, musicie o tym na chwilę zapomnieć, tak samo jak zrobili to twórcy „Pierwszej klasy”, którzy zaczęli wymyślać rzeczy burzące pewne historie ze starszych filmów.

Jeśli zapomnicie o tym, co było w poprzednich częściach, powinniście się dobrze bawić. Efekty specjalne wreszcie weszły na odpowiedni poziom, godny wysokobudżetowej adaptacji komiksów. Bardzo dobrze dobrano też młodszą obsadę. Jest też ciekawy i złożony adwersarz (co w tej serii nie jest żadną regułą). Co prawda sięgnięcie po raz kolejny po nazistów jest mocno sztampowe, ale widocznie każda komiksowa historia musi ten punkt odhaczyć.

Jest tu naprawdę fajnie budowana relacja Erika i Charlesa, czyli Magneto i Profesora X. Charles przy okazji jest przedstawiony zupełnie inaczej niż we wcześniejszych filmach. Jest bawidamkiem, lubiącym się napić, kochającym życie młodym człowiekiem. Z kolei Eric jak zwykle poszukuje zemsty, zresztą nic w tym dziwnego zważywszy na rozwinięcie jego historii z obozu koncentracyjnego.

Historia idzie więc dość dobrze. Byli już naziści, to może jeszcze zimna wojna, a w tle niekończąca się walka mutantów z ludźmi? Na pewno nie jest to coś dla ludzi, którzy chcieliby, żeby nie zmieniano zasad budowanego świata w trakcie jego trwania. Ale gdyby uznać ten film za zupełnie nowy początek? Tylko, twórcy nie chcą, żeby to był zupełnie nowy początek (a pokażą to w kolejnym filmie). Jednak póki co ta produkcja pod wieloma względami naprawdę się broni, a zważywszy na fakt, że to pierwszy naprawdę doskonały technicznie film w tej serii, można uznać, że zadanie zostało wykonane – „X-men pierwsza klasa” pobił na głowę poprzednie części. Fasbender jest doskonałym Magneto, McAvoy wykreował własną wersję młodego Xaviera. Dodatkowo młodzi mutanci nie są aż tak nijacy w porównaniu do swoich starszych kolegów.

I tylko zakończenie jest takie sobie. Już gdzieś to widziałem, Charles staje po stronie ludzi, Magneto jest fanatykiem, który chciałby, żeby na świecie żyli tylko mutanci. Solidne kino, co prawda z wadami, ale takimi, które nie niszczą przyjemności z seansu.

Ocena: 7/10

Wolverine (2013)

Kontynuacja przygód Wolverina. Po fatalnej Genezie „dla odmiany” przychodzi czas na film równie beznadziejny. Logan w krainie samurajów. A wszystko zaczyna się w Nagasaki, mieście, na które spadła amerykańska bomba atomowa.

Znowu przypomnę, że nie jestem fanem szeroko rozumianej kultury Dalekiego Wschodu. Samuraje, seppuku i tak dalej i tak dalej. Może dlatego właśnie uznaję drugą część samodzielnych przygód Wolverina za film ze wszech miar fatalny. Nie zaangażowała mnie ta historia w ogóle, zwrot akcji zupełnie nie zaskakuje, a pani plująca czy tam dmuchająca kwasem nie ma w sobie za grosz charyzmy.

Wszystko w tym filmie jest do bólu przewidywalne. Tak naprawdę są tylko dwie sceny warte uwagi: walka na pociągu i operacja wycięcia tego czegoś, co tam Loganowi wszczepiono. Nie polecam, nie chcę tego filmu ponownie oglądać, chcę o nim zapomnieć. Ta historia jest głupia, zupełnie potrzebna i zwyczajnie byle jaka. Naprawdę szkoda na nią czasu. W zasadzie największą zaletą tego filmu jest to, że nie jest gorszy od Genezy, ale lepszy też nie jest. Jest zdecydowanie bardziej dopracowany technicznie, ale fabularnie szoruje po dnie.

Ocena: 2/10

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014)

Podtytuł powinien brzmieć: „Pomieszanie z poplątaniem”. Film, który burzy wszelką logikę, obowiązującą w tym uniwersum. Trochę „Pierwszej klasy”, odrobina klasycznej trylogii. Tutaj już nic się nie zgadza. Bez żadnej podbudowy, bez wyjaśniania czegokolwiek mamy swobodny strumień świadomości twórców. Fajnie, że nagle dla świata ma znaczenia coś, co działo się wiele wiele lat wcześniej, oraz że twórcy nagle wyjaśniają zmiany, których dokonali. Fajnie, że nikt przez pięćdziesiąt lat nie zainteresował się programem mogącym zniszczyć mutantów. Albo że Mystique nie wspomniała nikomu, że była torturowana. Nawet nie mam słów, by opisać, w jak głupie rejony ta seria zabrnęła.

Jest za to zabawa czasem i znów pierwsze skrzypce musi grać tutaj Wolverine. Mamy też upadłego Charlesa i siedzącego w więzieniu Erica. Szkoda, że nic o tym epizodzie nie wiedzieliśmy, chociaż przecież te dwójkę znaliśmy od oryginalnej trylogii. Ten sequelo-prequel to jest jedna wielka kupa. Magneto niby siedzi w więzieniu za zabicie prezydenta, a gdyby rzeczywiście tak było, ktoś by o tym chyba w przyszłości wiedział.

Sceny z Quicksilverem są dość widowiskowe, ale czy mądre, ciekawe i logiczne? Tutaj bym się spierał. Spotkanie dwóch Charlesów z dwóch różnych czasów jest zabiegiem tragicznym. Właściwie nie ma za co chwalić tego filmu. Wszystko jest albo wtórne, albo głupie. A dodatkowo film koszmarnie się dłuży, ta część trwa ponad dwie godziny.

Po raz tysięczny mamy voltę Magneto. Twórcy poszczególnych filmów w ogóle nie umieją w zakończenia. Nie ma już żadnych planów, wszystko dzieje się całkowicie spontanicznie a związki przyczynowo-skutkowe nie istnieją. No bo niby czemu zmiana względem tych robotów, sprawia, że Jean nagle żyje, Scott nie ginie, a wszystkie wydarzenia z pierwszej trylogii zostają skasowane? Na tym etapie nie rozumiem już nic i bardzo mi się to nie podoba.

Ocena: 2/10

X-Men: Apocalypse (2016)

Kolejny zwrot i kolejna historia niepowiązana z niczym wcześniejszym. Nie wiadomo, kiedy się dzieje i dlaczego w ogóle się dzieje. Naprawdę trzeba było po „Pierwszej klasie” nie bawić się w żadne podróże w czasie czy odbijanie w bok z historią Logana, trzeba było po prostu brnąć w nową stronę, ale z jakimś pomysłem, do cholery.

Tymczasem po raz tysięczny otwieramy historię cyklopa. Przecież w „Genezie” już mieliśmy jego młodszą wersję, a przy okazji okazuje się, że Scott jest bratem jednego z młodych mutantów z Pierwszej Klasy. Gdzie tu sens? Dodatkowo mamy gościa ze skrzydłami anioła, coś jak ten typ z Ostatniego Bastionu, mamy tez młodego Kurta Vagnera, którego w X-Men 2 nikt nie zna, tymczasem tu jest dobrym kumplem należącym do tworzącej się paczki nowych X-Menów.

I wreszcie jest to, na co Polacy na pewno czekali. Magneto jest w… Pruszkowie. Pracuje sobie w hucie i mówi trochę po polsku a trochę po angielsku. Nie wiem, po co ten zabieg, ale brzmi naprawdę, naprawdę koszmarnie. W każdym razie Erik ratuje jednego z pracowników huty przed śmiercią, przy okazji musi jednak ujawnić swoje moce, przez co za chwilę staje się zbiegiem.

Obejrzyjcie sobie scenę w lesie z polskimi policjantami uzbrojonymi w łuki, a nic więcej nie będzie wam potrzebne. Ten epizod wystarczy za cały film, bo taki poziom utrzymuje się do samego końca. Pomijam już fakt, że nie wiem, jakim cudem jedną słabo wystrzeloną strzałą z dużej, mimo wszystko, odległości, da się przebić dwie osoby naraz. W każdym razie Pruszków traci wszystkich policjantów, którzy strzegli w tym mieście prawa, a Magneto kolejny raz wyrusza po zemstę.

No tak, twórcy nie wpadli na nic nowego, więc jeszcze raz odegrajmy scenkę z Quicksilverem, zupełnie jak w poprzedni filmie. Wprowadzenie Wolverina jest typowym zabiegiem mającym na celu przyciągnąć kilku fanów więcej. Tego produktu filmopodobnego zwyczajnie nie da się oglądać. Coś okropnego. Trzecia z rzędu niestrawna pomyłka.

Ocena: 2/10

Logan: Wolverine (2017)

Tutaj odsyłam do recenzji SitFroga, z którą się zgadzam w 100%. Od siebie napiszę tylko kilka słów. Po pierwsze ten film musi być traktowany jako samodzielny byt. Uniwersum X-Menów tak beznadziejnie się rozchlapało, że już nic nie wiadomo. Mutanci znów znajdują się poza marginesem, muszą się ukrywać, są na skraju wymarcia.

Kategoria R sprawiła, że Logan jest filmem niemal doskonałym. X-meni powinni zostać nakręceni na nowo właśnie w kategorii R, to by była petarda. Doskonałe ukoronowanie 17-letniej przygody Jackmana z Wolverinem (mimo wszystko dobrze, że później do tej roli wrócił, bo on jest do niej stworzony).

Świetna historia, dobrze wyreżyserowana i zagrana. Dafne Keen miejscami kradnie dla siebie show. W ogóle ta młoda wciąż aktorka ma w sobie niesamowity potencjał. Bardzo dobrze wypadła chociażby w „Mrocznych Materiach”.

Ocena: 9/10

X-Men: Mroczna Feniks (2019)

Całe szczęście, że SithFrog zrecenzował i tę część. Przeczytajcie sobie. Szkoda mi słów na to „dzieło”. Ten film jest zrobiony na odwal się, bez żadnego, choćby maleńkiego pomysłu. A przecież to, że Jean jest Mroczną Feniks jest istotą filmu „Ostatni Bastion”. Czyli co? Powtórka z rozrywki?

Z SithFrogiem nie zgodzę się chyba tylko co do oceny. Trójka to naprawdę za dużo.

Ocena: 2/10

Na sam koniec trzeba wspomnieć, że jest jeszcze film „Nowi Mutanci” z 2020 roku, ale przyznam szczerze, że do momentu rozpoczęcia pisania tego tekstu nie wiedziałem o jego istnieniu. Na upartego mogłem tu jeszcze wrzucić „Deadpoola”, ale moim zdaniem nie ma to większego sensu.

 

Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam, czyli 3 grosze SithFroga

Każdy ma swój gust i nie mi wchodzić w buty ani recenzować opinie kuby. Napiszę tylko, że z większością ocen fundamentalnie się nie zgadzam. Akurat po podróży przez uniwersum Foxa w „Deadpool & Wolverine” miałem ochotę na małą retrospekcję. 

Pierwsi „X-Meni” to genialny początek sagi i niemal idealny casting. Anna Paquin gra nastolatkę w okresie buntu i moim zdaniem wypada irytująco… dobrze w tej roli. Jedyna fatalna decyzja to Halle Berry jako Storm i niestety w każdej kolejnej odsłonie będzie widać jak na dłoni, że wzięto ją tylko z powodu gorącego wówczas nazwiska. Berry nie rozumie historii, nie czuje klimatu, jest po prostu słabiuteńka, nawet jako drugi plan. Reszta jest po prostu bez wad. Ode mnie 8 i nawet efekty dziś nie wyglądają źle.

Druga odsłona to najlepszy film w sadze i nie zapraszam do dyskusji, genialny przeciwnik, echa przeszłości, kilka historii rozpisanych w doskonale łączący się na koniec finał. Do tego pierwsza scena zapowiadająca „Logana” i pokazująca prawdziwe oblicze wkurzonego Rosomaka (napad na szkołę, scena z lodówką). I jeszcze (przed)ostatnia scena, za każdym razem rozdzierająca serce tak samo mocno. Mocne dziewięć, niemal ideał.

Trójkę lubię, ale to najsłabsza część trylogii, wiele rzeczy nie trzyma się kupy. Wielka armia mutantów koczuje w jakimś lesie, Jaggernaut groteskowy i bardziej jak clown (dopiero w „Deadpoolu 2” oddano postaci sprawiedliwość). Na pewno śmierć Xaviera była szokująca i tragiczny finał miał swoją magię, ale ten film to pomieszanie z poplątaniem i jeden wielki bałagan fabularny. U mnie to nadal guilty pleasure, ale uczciwie dałbym 5.

„Wolverine: Geneza”, „Pierwsza klasa”, „Mroczna Feniks” – mniej-więcej zgadzam się z oceną.

„Wolverine” z 2013 na pewno nie jest taką porażką jak „Geneza”. Nie jest to arcydzieło, ale na pewno dostaliśmy w miarę kompetentnie nakręconą historię, która obsadzona jest niezłymi aktorami. Dałbym 4-5. Do momentu z metalowym samurajem to jest poprawne kino.

„X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” – tutaj nie wiem co powiedzieć. Kuba dał tę samą (super niską) ocenę co Genezie. Jedna z fajniejszych części, łącząca stare i nowe, dwóch profesorów, dwóch Magneto, całkiem sprawnie ogarnięte podróże w czasie i zabawa rzeczywistościami. Zagrożenie namacalne, a kilka scen do dziś przeszło do legendy. Ode mnie mocne 8 i jedna z ulubionych części.

„Apocalypse” też uważam za co najmniej niezły. Klimat nadal nieźle łączy obie trylogie, sięga trochę do przeszłości, a interakcje w obozie „tych dobrych” nie zawodzą. Kiedyś dałem 7, dziś pewnie między 5, a 6, ale nadal – to nie jest nieoglądalny kupsztal jak „Geneza”.

„Logan” – arcydzieło i film bez wad. Kiedyś dałem 9, dziś dałby dychę. Oglądałem wiele razy i jeszcze nie raz obejrzę.

Seria X-men
  • X-men (2000) - 5/10
    5/10
  • X-men 2 (2003) - 6/10
    6/10
  • X-men: Ostatni Bastion (2006) - 7/10
    7/10
  • X-men: Geneza Wolverine (2009) - 2/10
    2/10
  • X-men Pierwsza klasa (2011) - 7/10
    7/10
  • Wolverin (2013) - 2/10
    2/10
  • X-men Przeszłość, która nadejdzie (2014) - 2/10
    2/10
  • X-men Apocalypse (2016) - 2/10
    2/10
  • Logan Wolverine (2017) - 9/10
    9/10
  • X-men Mroczna Feniks (2019) - 2/10
    2/10
To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 1

Related Articles

Komentarzy: 3

    1. Nie lubię filmów, które z jednej strony burzą wszystko co sie w tym uniwersum wydarzyło a z drugiej grają na nostalgii, żeby przyciągnąć starych widzów bo w przeciwnym razie niewielu by ten film obejrzało. Pełno dziur, pełno niewyjaśnionych kwestii, skręt w dziwaczną stronę. W tym filmie broni się tylko początek, wizja zniszczonego świata, mroczna, przejmująca, piękna w swej brzydocie.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  1. Kilka pytań do oburzonych oceną filmu „Przeszłość, która nadejdzie”, na które mam nadzieję otrzymam tutaj odpowiedź.
    1. Gdzie na osi czasu uniwersum X-menów dzieje się ten film (chodzi mi o teraźniejszość)
    2. Wolverine spotyka Strikera podczas wojny w Wietnamie, więc czemu na podpisaniu dokumentów, kończących tę wojnę go nie poznaje?
    3. W historii liniowej (czyli bez wejścia Wolverina) w jaki sposób Magneto miałby opuścić więzienie? I czemu w takim razie nikt nie ściga go za zabicie prezydenta? Został uniewinniony chociaż siedzi tam od 10 lat?
    4. Dlaczego przez trzy pierwsze części nie ma żadnej interakcji między Charlesem a Raven, a nagle tutaj stary profesor zaczyna opowiadać, że traktował ją jak siostrę?
    5. Jak zniszczenie sentineli odwróciło historię Jane i Cyklopa?
    6. Wolverine stracił szpony w swoim drugim solowym filmie, a w teraźniejszości znów je ma?
    7. Już o takich pierdołach jak to, że Trask w Ostatnim Bastionie jest zupełnie innym człowiekiem niż w tym filmie chyba nie warto wspominać, czy to, że X-meni trenują walkę z Sentinelami. Oraz o tym, że gościówka, której mocą było przechodzenie przez ściany nagle dostaje moc przenoszenia ludzi w czasie.
    8. Czemu Wolverine nie zna historii, która się wydarzyła od czasu jak uratował przyszłość?
    Ten film po pierwsze w ogóle nie radzi sobie z podróżą w czasie i jest na to wiele, wiele dowodów, po drugie całkowicie burzy wszystko co w tym uniwersum zostało zbudowane.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button