FilmyMarvelRecenzje Filmowe

Thunderbolts* (2025)

Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat” był dla mnie dramatycznym kinowym wydarzeniem. Nie wiem, czy kiedykolwiek na seansie od Marvel Studios nudziłem się aż tak bardzo. Mając w pamięci całe uniwersum – to prawdopodobnie był jeden z najgorszych – jeśli nie najgorszy – film. Postawiłem krzyżyk na MCU, ale „Fantastyczna 4” wlała w moje stare, cyniczne serce trochę optymizmu. Wcześniej byli „Thunderbolts”, a nie, przepraszam, „Thunderbolts*”. Ta gwiazdka to takie puszczenie oka do widzów, że to podobno będą New Avengers. Czy będą? Raczej wątpię, ale to nie ma znaczenia. Bo sama produkcja tak mnie zaskoczyła, że – nie dowierzając w to, co obejrzałem – zobaczyłem jeszcze raz. A potem znów… i wciąż nie mogę wyjść z podziwu.

Akcję zaczynamy od Jeleny Biełowej (Florence Pugh), która kopie tyłki jakimś strażnikom i likwiduje tajny ośrodek medyczny gdzie dokonywano eksperymentów na ludziach. Sekwencja jest ładna, efektowna, ale nie to ma znaczenie. Liczy się monolog bohaterki, którym dzieli się z jednym ze związanych złoczyńców (a tak naprawdę z widzami). Mówi o wypaleniu zawodowym, o tym jak wszystkie dni zlewają się w jeden, o rutynie, która nie daje satysfakcji, ale zabija duszę, o braku celu i wreszcie: o pustce. Zaskoczyła mnie trafność i dojrzałość wyznania, ale mamy potem parę żartów, wybuchy i… ok, koniec poważnych tematów. Tak przynajmniej pomyślałem.

Jeśli myślicie, że „Thunderbolts” (będę pisał bez tej wkurzającej gwiazdki) są odpowiedzią na „Suicide Squad” (sam tak myślałem) to śpieszę donieść, że tylko w niewielkim stopniu. Nasi antybohaterowie spotykają się bowiem w innych okolicznościach i mają zupełnie inne zadania, łączą siły tylko dlatego, że wychodzi na jaw spisek, w którym najpierw byli narzędziami, a potem mieli zostać… śmiertelnymi ofiarami. Pojawia się wspomniana Jelena, ale też John Walker aka U.S. Agent (Wyat Russell, syn TEGO Kurta;), Red Guardian (David Harbour), Duch (Hannah John-Kamen) oraz Taskmaster (Olga Kurylenko).

Jelenę, Taskmasterkę i Guardiana możecie znać z filmu „Czarna Wdowa„, Agent miał być kolejnym Kapitanem Ameryką, ale wyszedł słaby charakter i całość historii zamknięta jest w serialu „Falcon & Winter Soldier„. Duch był(a) natomiast przeciwnikiem Ant-Mana w drugiej części jego przygód. Czy trzeba znać te produkcje, żeby czegoś nie stracić podczas seansu? Na szczęście nie. Wystarczy dosłownie wiedza zawarta w powyższych zdaniach. Nie wspomniałem o dwóch członkach nowej ekipy. Zimowy Żołnierz to postać znana i lubiana, ale najważniejszym zawodnikiem jest ostatnia z postaci. Bob. Jeśli widzieliście „Top Gun: Maverick” i jeśli pamiętacie postać, którą grał tam Lewis Pullman (syn TEGO Billa;) to czeka was jeden z najlepszych easter eggów w historii kina. Mi przeskoczyło w głowie niemal od razu i muszę nisko się ukłonić, bo uśmiałem się po pachy i bardzo doceniam tak pomysł, jak i realizację. Jak ktoś nie będzie kojarzył – niech sobie obejrzy ten fragment przed seansem… albo po.

Nie chcę zdradzać całej fabuły. Nie jest specjalnie odkrywcza, ale uważam, że dobrze zapoznać się z nią samemu, bo jestem pewien, że część widzów oceni film jako średniak MCU, a część zobaczy w nim co najmniej jedno dodatkowe dno. Tym pierwszym zazdroszczę, tym drugim współczuję. Dziwne nie? No właśnie nie, jeśli napiszę jasno: „Thunderbolts” to film o depresji. Cały bohaterski i humorystyczny element to dodatek. Produkcja całkiem zręcznie opowiada o samotności, o (nie)przepracowanych traumach, o wyparciu i udawaniu, że przecież jestem twardy/twarda, więc nic mnie nie rusza. Nie wiem, czy którykolwiek inny film (może poza „Iron Manem 3”, tam były stany lękowe Tony’ego) tak mocno i pozytywnie mnie zaskoczył dojrzałym podejściem do poważnych tematów.

Czasem depresja jest gdzieś między wierszami, podana zręcznie w dialogach i gestach. Jeśli ktoś zetknął się z tematem (oby jak najmniej takich osób) – od razu rozpozna. Z czasem depresja przyjmuje fizyczną postać i ostatecznie jest głównym przeciwnikiem naszej bandy dzielnych „Grzmotów”. Co więcej, ostateczny pojedynek to (nareszcie) żadne tam bitwy na pół Nowego Yorku o losy świata z tysiącami przeciwników bez twarzy. Szykujcie się na coś zupełnie innego, a już sposób, w jaki bohaterom udaje się wygrać… Nie spodziewałem się tego, nie wierzyłem własnym oczom i jestem nadal w lekkim szoku, że w Disneyu ktoś to przyklepał. Wiecie, bez marudzenia, że przecież to się nie sprzeda, że „gdzie lasery, wybuchy i w ogóle?”.

Jak masz coś ważnego do powiedzenia – nie potrzebujesz laserów, wielkiej bitwy ani efekciarskich scen. Dla mnie seans i (zwłaszcza) finał to było doświadczenie jednocześnie trudne i wzruszające. Pokrzepiające, ale też dające do myślenia i szarpiące za serce. Wysyłające świadomość w rejony wspomnień, które człowiek chciałby zapomnieć, albo zakopać głęboko. Ckliwie i banalnie? Być może, ale film wziął mnie z zaskoczenia i po trzecim seansie jestem pod wrażeniem, w ilu miejscach są – niemal od początku – elementy wskazujące jednoznacznie na motyw przewodni. Tu nie ma przypadkowych scen, dialogów ani nawet mimiki (polecam minę Jeleny w kontrze do reszty zespołu kiedy, hm… robi się gorąco).

Oczywiście nie mamy do czynienia z artystycznym dramatem psychologicznym. To w końcu Marvel. Humor nie zawsze trafia, ale ja się kilka razy zaśmiałem. Nie do końca pasuje mi Red Guardian, który jest wyłącznie nośnikiem dla żartów, ale teksty w stylu „jesteś dziś mroczna nawet jak na standardy wschodniej Europy” doceniam bardzo. Sceny akcji są miłym zaskoczeniem. Wiem, że poprzeczkę można obniżyć, ale nie zakopać. Zejść poniżej „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat” się nie da. Tu na szczęście nie jest nawet blisko. Wszystkie walki wręcz i strzelaniny czy pościgi zrealizowano z rozmachem, dynamicznie i po prostu efektownie. Jest na czym zawiesić oko i przy czym dobrze się bawić.

Dla mnie na koniec to jednak po prostu świetny i – z pozoru – lekki film o bardzo poważnym temacie, jakim jest (szczególnie dziś) depresja. Także samotność, odrzucenie i trauma. Jestem pewien, że jeszcze nie raz wrócę do „Thunderbolts” i będę polecał wszystkim, bo to pozycja dla każdego. Im mniej tam znajdziecie dla siebie, tym (prawdopodobnie) lepiej, bo to może oznaczać szczęśliwsze życie, ale zapoznać się warto tak czy siak. U mnie ląduje w top 5 filmów z MCU. Za odwagę, za temat i za zręczność w opowiadaniu o tym wszystkim bez popadania w banał czy tanie moralizatorstwo. Film dostępny w subskrypcji Disney+.

Thunderbolts* (2025)
  • Ocena SithFroga - 8/10
    8/10
To mi się podoba 9
To mi się nie podoba 0

Polecamy także

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button