
To nie miało prawa się udać. Od pierwszych wzmianek na temat planów reanimacji kultowej „Nagiej broni” aż do ostatnich zwiastunów byłem pewien, że to projekt z góry skazany na niepowodzenie i jedyne, na co możemy liczyć, to nieśmieszne, głupkowate żerowanie na nostalgii. Zbyt wiele było w ostatnich latach kompletnie nieudanych prób powrotów do starych, sprawdzonych marek, żeby mieć nadzieję, że akurat teraz się uda. Tym większe więc było moje zdziwienie na widok bardzo pozytywnych ocen i recenzji. Na tyle duże, że postanowiłem zobaczyć to na własne oczy i niestety sporych fragmentów filmu nie pamiętam z powodu niekontrolowanych wybuchów śmiechu prowadzących do intensywnego łzawienia. Mówiąc wprost – “Naga broń” w wersji A.D. 2025 jest po prostu bardzo zabawna i dostarcza mnóstwo radości.
Głównym bohaterem, jak wiadomo od pierwszego zwiastuna, jest Frank Drebin Jr., który kontynuuje dzieło swojego ojca służąc w LAPD. Po tym jak brutalnie potraktował organizatorów napadu na bank, zostaje przesunięty do drogówki, gdzie trafia na tajemnicze samobójstwo, a przy okazji poznaje siostrę denata, dzięki której trafia na trop zbrodni, a potem wielkiego spisku. Fabuła z jednej strony jest całkowicie pretekstowa i mogłaby opowiadać o czymkolwiek innym, bo tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Z drugiej zaś trzeba uczciwie przyznać, że mimo to sprawdza się idealnie i została napisana bardzo zgrabnie, a przede wszystkim w duchu poprzednich części. Podobnie jak oryginalne “Nagie bronie” jest stylizowana na film noir o samotnym detektywie szukającym sprawiedliwości, z obowiązkowym komentowaniem przez niego akcji spoza kadru. Narracja została co prawda mocno uwspółcześniona, zahaczając często o stylistykę nowoczesnych “poważnych” akcyjniaków z dynamicznym montażem i podniosłą muzyką, ale wszystko to tylko jest zrobione dla żartu. Bardzo, bardzo głupiego żartu.
Możliwe, że jest to przejaw mojego prostactwa, ale praktycznie od samego początku co kilkanaście sekund rechotałem jak wariat razem z resztą sali kinowej. Ostatnim filmem, który tak mnie ubawił, był chyba “Hot Fuzz – Ostre psy”. O ile tamten film chwilami udawał coś poważniejszego, tak “Naga broń” od pierwszej sekundy wyłącznie pajacuje, próbując dorównać w liczbie żartów na minutę starym przygodom Franka Drebina. I trzeba przyznać, że chociaż scenarzyści stanęli przed zadaniem niewykonalnym – dorównać jednym z najlepszych komedii w historii – to wywiązali się z tego zadania nadspodziewanie dobrze. Tu nie ma miejsca na powagę. Już na początku logo filmu nie mieści się na ekranie, Drebin gra w łapki z bandytami i odgryza lufy ich pistoletom, potem walczy z biegunką, obezwładnia ludzi doniczką z kwiatkiem i idzie do łóżka z żywym bałwanem. Absurd goni absurd, poziom żartów bywa żenujący, ewidentnie widać, że przy scenariuszu palce maczał Seth MacFarlane (ten od “Family Guy” i “TEDa”), ale to wszystko jest po prostu śmieszne. O ile oczywiście lubicie taki prostacki i bardzo głupkowaty humor, który jednak dla równowagi operuje też charakterystycznym dla tria ZAZ żartem słownym, gagami dziejącymi się w tle oraz trafnymi nawiązaniami do popkultury i bieżących wydarzeń. Może nie jest to od razu ten sam poziom, co Leslie Nielsen śpiewający hymn jako Enrico Palazzo, ale uważam, że jest tu kilka scen i momentów, które staną się kultowe.
To wszystko oczywiście by się nie udało, gdyby nie obsada. Nieodżałowanego Nielsena nie da się zastąpić, ale Liam Neeson okazał się wyborem najlepszym z możliwych, żeby zagrać jego syna. Podobnie jak starszy kolega nie kojarzy się (jeszcze) z komedią, gra z poważną i lekko zagubioną miną, a jego powolne ruchy doskonale pasują do fajtłapowatego policjanta. Ale prawdziwym odkryciem oraz ozdobą nowej “Nagiej broni” jest niespodziewanie (przynajmniej dla mnie) Pamela Anderson. Nie oglądałem “The Last Showgirl”, w którym podobno poradziła sobie znakomicie, ale ona urodziła się, żeby zagrać Beth Davenport i zakochać się we Franku Drebinie Juniorze. I nie mówię tylko o tym, że pasuje do roli fizycznie. Pamela po prostu gra znakomicie! Bez grama sztuczności, z pełną powagą, zalotnym spojrzeniem, świetnie operuje głosem (a jak zacznie śpiewać, to spadniecie z krzeseł) i wygląda wspaniale. Jestem pełen uznania i biję brawo na stojąco, bo to był wybór idealny, a rola została skrojona pod Anderson. Żałuję za to, że tak mało jest w filmie Paula Waltera Hausera, który wciela się w syna kapitana Eda Hockena (przełożonego Drebina seniora). To też jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu i swoją poważną miną pasuje do roli tak dobrze jak pozostali, ale zdecydowanie powinien dostać więcej gagów do zagrania. Złego słowa nie powiem też o Dannym Houstonie w roli czarnego charakteru, zupełnie niepodobnego do Elona Muska chcącego zniszczyć świat.
Z powyższego można wysnuć wniosek, że “Naga broń” to film niemal idealny, ale aż tak dobrze nie jest. Problematyczny jest przede wszystkim trzeci akt (zaczynający się mniej więcej po scenach z bałwanem), w którym niespodziewanie pojawia się kilka dłużyzn i nawet dłuższe chwile bez żadnych dobrych żartów. Sam finał, chociaż okraszony widokiem nagiego zadka Liama Neesona, trochę przesadza z absurdem i niedorzecznością. Najwyraźniej zabrakło odrobiny paliwa po wcześniejszych szarżach. Oczywiście też nie wszystkie żarty trafiają w punkt, zdarzają się takie suchary, że nawet SithFrog by się zawstydził. Niektóre wprost nawiązują do tych już znanych – na przykład żart słowny z cygarem, będący kopią tekstu o papierosie z “Brygady specjalnej” – więc ktoś może się przyczepić, że film żeruje na poprzednikach i brak w nim oryginalności. Ale jeśli ktoś oczekuje jakiejś nowej jakości i przecierania szlaków sztuki filmowej, to najwyraźniej pomylił adres. Ten film to esencja prostej, niezobowiązującej rozrywki.
Ostatecznie najważniejsze jest, że “Naga broń” to po prostu bardzo zabawna komedia, bliska duchem niepoprawnym i pełnym absurdu dziełom braci Zucker i Jima Abrahamsa. Bardzo bym chciał, żeby sukces tego filmu (a chyba jest szansa na dobry wynik finansowy z uwagi na niezły debiut i pozytywne recenzje) zachęcił Hollywood do odkurzenia tego nieco zapomnianego gatunku. Mel Brooks zapowiedział “Kosmiczne jaja 2”, więc kto wie? Bardzo by mnie to ucieszyło, bo brakuje nam w kinie lekkich, niedługich produkcji nastawionych wyłącznie na dobrą zabawę i poprawę humoru. “Naga broń” numer 4 przywraca wiarę, że głupkowate żarty nie umarły, a my nie umrzemy z powagi i źle rozumianej poprawności. Zachęcam do kupna biletu i zagłosowania portfelem za takim kinem.
Naga broń (2025)
-
Ocena Crowleya - 7/10
7/10
Absurdalny humor, Hot Fuzz, Seth McFarlane… no i namówił 😀
Dzięki za recenzję i info. Nawet nie wiedziałem, że w kinie jest kolejna część. Nagą broń bardzo lubię, a Leslie Nielsen był genialny w roli Franka Drebina 🙂 Ale biorąc pod uwagę kiepską jakość różnych ostatnich rimejków i to, że Liam Neeson średnio mi pasuje do ról komediowych, zakładałbym raczej, że ten film będzie słaby. Fajnie, że jest inaczej 🙂 Chętnie zabiorę na to narzeczoną, która też lubi Nagą broń, przyda się takie odstresowanie przy lekkiej i dobrej komedii 🙂
Tego że Liam Neeson poradzi sobie w tej roli byłem pewien już po jego występie w Tedzie. On, podobnie jak Leslie Nielsen, potrafi świetnie robić minę dystyngowanego idioty. 🙂 Bardziej obawiałem się o poziom humoru, bo z tym jest ostatnio tragicznie (jakby nagle amerykańskie komedie zaczęli robić Niemcy). Trochę niepokoi mnie ten „Elon Musk”. Nienawidzę filmów robionych na zamówienie bieżącej polityki. Zdecydowanie wolałbym złoczyńców w typie starej serii. Ale dam tej produkcji szansę.
Ale to jest właśnie Musk w starej wersji. 😀 Wyprodukował elektryczny samochód z trójkątną kierownicą i chce podbić świat. Nie ma się czego bać.
Skoro tak mówisz to spoko. Obejrzę. 🙂
Ocena za niska. Co najmniej punkt w górę, jak nie dwa – toto jest najlepsza komedia tej dekady, może jeszcze „nieznośny ciężar…” z nickiem Cagem by się mogło załapać na ten tytuł, tym bardziej że to orginalny scenariusz, a tutaj jednak klasyczne dla tych gównianych czasów reanimowane trupa. Ale wyszło świetnie, Neesom, Pamela, cały drugi i trzeci plan. Nie śmiałem się tak w kinie chyba nigdy. Po prostu udana komedia, naprawdę będzie lipa jak to też przepadnie w box office. Warto iść do kina!
Warto też czytać Roberta Snowa jak zdejmuje kapelusz:
„Trochę niepokoi mnie ten „Elon Musk”. Nienawidzę filmów robionych na zamówienie bieżącej polityki”
Oplułem monitor a w starej Nagiej Broni to nie było politycznych satyr 😁 Mógłbyś się od razu przyznać, że jesteś zwykłym konserwowym odklejencem pozującym w necie na wielkiego intelektualistę „z doświadczeniem”. Ale to w sumie wszyscy wiedzą. Nie niepokoi Cię Elon Musk, tylko boisz się wyjść ze swojej bańki, tchórzliwy leszczu.
Powiem ci to, co zwykle mówię takim stulejarzom, załatwiającym na forach filmowych swoje kompleksy poprzez prywatne wycieczki: spierdalaj.
Pamiętajcie, że Nielsen dlatego zagrał w „Czy leci z nami pilot” i kolejnych komediach ZAZów, że był kojarzony wyłącznie z poważnymi rolami. To było główne założenie. I Neeson znakomicie wpisuje się w tę samą konwencję.
„Don’t call me Shirley”
Nieśmiertelne xD
Robert Snow. Wielki komentator bez kompleksów, który przy każdej recenzji publikowanej tutaj wciska swoje trzy grosze, w 90% polegające na schemacie „nie oglądałem i nie będę oglądał bo [tu następuje wielznakowe ideologiczne pierdololo prawicowego boomera] ale ja mam to w dupie bo [tu następuje druga część, najczęściej oparta na jakimś własnym indywidualnym doświadczeniu podniesionym do rangi prawa rządzącego wszechświatem]. Szanowny Panie Wujku którego rodzina nie słucha już nawet w Lany Poniedzialek(skad – zgaduje – ta wieloletnia internetowa twórczość), spierdalać nie zamierzam.
Oglądanie komedii w kinie to nie dla mnie.
Jakiś tani Jameson z sokiem jabłkowym i lodem + śmieciowe żarcie + kilku znajomych.
Najlepiej żeby któryś przyniósł znienacka jakiegoś śmiesznego papierosa, takiego +5 do smaku pizzy i + 10 do śmieszności żartów.
Po zwiastunie spodziewałem się gniota, ale bardzo się uciesze w razie pomyłki.
Jak dotąd najlepszą rolę filmową Pamela zaliczyła w domowej, amatorskiej produkcji:)
Miałem tu zostawić komentarz już dobry tydzień temu i zapomniałem 😛
Obejrzałem nową Nagą Broń i w pełni się zgadzam z recenzją, świetna komedia i naprawdę idzie się nieźle uśmiać 🙂 Sekwencja z bałwankiem czy podglądaniem głównych bohaterów (i ich psa) przez noktowizor sprawiły, że razem z narzeczoną śmialiśmy się na głos, a wtórowała nam cała sala, ale takich zabawnych scen było dużo więcej 😀 Liam Neeson wypadł kapitalnie, Pamela też dała radę. Inni członkowie obsady też na duży plus, wliczając w to czarne charaktery.
Polecam jak ktoś ma ochotę obejrzeć coś lekkiego i po prostu dobrze się bawić i pośmiać przez 1,5 godziny 🙂