FilmyRecenzje Filmowe

Superman (2025)

Nie byłem nigdy (nawet jako dziecko) fanem Supermana, bo jest niedorzecznie wręcz dobry i krystaliczny, do tego ma przesadzone moce, jest niemal niezniszczalny i najgorsze: nie dość, że nosi rajtuzy, to jeszcze majtki daje na wierzch. Mając ledwie 7-8 lat patrzyłem z podziwem na Batmana czy Spider-Mana, a na Supka… no po prostu nie. Tym niemniej lubię pierwsze dwie odsłony z Christopherem Reeve’em, zawsze podobały mi się filmy animowane, komiksy średnio, a inkarnacja w wersji Cavilla od Snydera po prostu trafiła mnie w samo serce. Przy wszystkich błędach logicznych i wpadkach Zacka – „Man of steel” był (i pozostanie) moim ulubionym Supermanem.

Kiedy za nową iterację uniwersum filmowego DC wziął się James Gunn, byłem szczęśliwy i spokojny. Uwielbiam jego twórczość i nie mówię tu wyłącznie o genialnej i bezkonkurencyjnej trylogii „Strażników Galatyki„. Gunn potrafi w historię, potrafi w emocje, potrafi w humor. Nie dość, że został mianowany szefem odpowiedzialnym za rozwój całego filmowego uniwersum DC, to jeszcze wyreżyserował pierwszy (i w założeniu najważniejszy) film. Pytaniem pozostaje, czy jest to dobry start, czy może jednak falstart?

Zaczynamy od scen znanych ze zwiastuna. Superman (z napisów dowiadujemy się, że po raz pierwszy w życiu) dostał srogie lanie i pies Krypto pomaga mu dotrzeć do Fortecy Samotności, gdzie roboty (skąd się wzięły?) pomogą mu w ekspresowej rekonwalescencji. Od kogo dostał bęcki? Za co? Tego się dowiemy z nachalnej ekspozycji. Oczywiście Lex Luthor stoi za wszystkim, do tego mamy jakąś wojnę zmyślonych państw w tle, mnóstwo postaci pobocznych i intrygę szytą tak grubymi nićmi, że mogłyby same utrzymać Golden Gate.

Największą wadą filmu – ku mojemu zaskoczeniu – jest scenariusz. Naprawdę rozumiem, że nie musimy po raz n-ty oglądać, jak rodzice wysyłają Kal-Ela na ziemię. Rozumiem, że można iść na jakieś skróty i ominąć większość „origin story”, ale żeby całość?

Jak pisałem wyżej i jak mówią napisy na starcie filmu, Superman po raz pierwszy przegrywa. A kiedyś wygrywał? Nie wiemy, bo tego nie widzieliśmy, ale chyba tak. Clark i Lois mają kryzys w związku. A od kiedy trwa związek? Dlaczego są razem? Co sprawiło, że się pokochali? A kochają się w ogóle? Jaki to etap, która randka? Jest też Lex Luthor, który nienawidzi Supermana, chce go zabić i ma już naprawdę szczwany i niemal doskonały plan. Ale za co go nienawidzi? Co się między nimi wydarzyło? Spotkali się w ogóle wcześniej? Znają się?

Tak tak, wiem, Lois to komiksowa dziewczyna Supermana, a Lex to jego odwieczny i największy wróg, ale ja pytam o TEGO konkretnego Supka, TĘ konkretną Lois i TEGO Lexa. Odpowiedzi nie ma i do końca filmu nie będzie. Czułem się tak, jakbym oglądał nie pierwszą, a którąś z kolei odsłonę tego uniwersum. Przy czym nie widziałem żadnej poprzedniej. To jakby chcieć poznać MCU i najpierw obejrzeć „Age of Ultron”, „Civil War” albo wręcz „Infinity War„. Można, nawet nieźle się przy tym bawiąc, bo akcja nadal dowozi, humor też, ale co z resztą? Co to za ludzie? Kim dla siebie są? Czemu zachowują się akurat tak? Nie wiadomo.

Z tego powodu moje zaangażowanie emocjonalne na seansie najnowszego filmu Gunna oscylowało wokół wartości zerowej. Nie mam pojęcia, dlaczego powinny mnie obchodzić losy tych bohaterów i tego świata, którego nie znam, a który podobno może się zaraz skończyć. Nie dostałem ćwierć powodu, żeby komukolwiek tu kibicować poza naiwną i banalną wizją czarno-białego świata dobra i zła.

Gunn – mam wrażenie – zrobił film dla najprawdziwszych i najbardziej zagorzałych fanów Supermana. Czytam zachwyty na forach i w recenzjach i piszą je głównie ludzie, dla których to jest najważniejszy superbohater w historii. Wiedzą wszystko, czytali wszystko i widzą na ekranie mnóstwo kadrów z komiksów, nawiązań i detali, które dla mnie są zagadką. Nawet dziury fabularne czy skróty tłumaczą tym i tym wydarzeniem z tego i tego wydania. Fajnie, cieszę się ich szczęściem, ale ja jestem supermanowym widzem niedzielnym i czułem się w tym świecie obco od początku do końca.

Nie pomogła też infantylna i bardzo komiksowa warstwa wizualna. Strój tytułowego bohatera jest w porządku, ale już członkowie Gangu Sprawiedliwości wyglądają jak dumni dzierżyciele przedostatniego miejsca w konkursie cosplayowym na Pyrkonie. Tanio i groteskowo. I ja rozumiem, że to ironiczny zamysł reżysera, żeby było maksymalnie komiksowo, ale wypada po prostu (moim zdaniem rzecz jasna) źle. Komicznie, ale w niezamierzony sposób.

Generalnie humor w filmie jest, ale zaśmiałem się może raz. Żartów jest sporo, niemal wszystkie nietrafione, z kiepskim timingiem albo po prostu nieśmieszne. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam scenarzysta, który dał nam trylogię Strażników, gdzie śmiech występował w ilościach hurtowych na zmianę ze łzami.

Dodatkowo nie wiem, w jaki klimat celował Gunn, bo momentami jest ironicznie, maksymalnie groteskowo i komiksowo jak w filmach z Reevem. Postać Supermana jest boleśnie wręcz naiwna, dobra, ale ociera się o głupotę. I ok, taki wybór, ale nagle pośród tej kartonowej komiksowości dostajemy taką scenę, jakiej nie było na pewno w żadnym filmie MCU i chyba nie było w DC. Mówię tu o zimnym, brutalnym i przerażającym momencie, który wziął się znikąd i nigdy nie wrócił. To był moment, w którym pożałowałem zabrania na seans mojego syna. Film jest niby od 13. roku życia, ale ta scena powinna nałożyć co najmniej 16+.

Jakby tego było mało, mamy jeszcze jakże subtelne i wyważone metafory reżysera w rodzaju gigantycznego stada małp piszących na zlecenie Luthora złe rzeczy o Supermanie w sieci albo wcale-nie-oczywisty i wcale-nie-jednostronny obraz wojny na Bliskim Wschodzie, a dokładniej konfliktu na linii Izrael-Palestyna.

Na plus zaliczam sceny akcji. Było kilka naprawdę fajnych pojedynków głównego bohatera z przeciwnikami z mniejszym lub większym udziałem Gangu Sprawiedliwości. Film obejrzałem w IMAXie, gdzie po 25 minutach reklam i 25 minutach problemów technicznych udało się zacząć seans*. Generalnie jest ładnie, kolorowo, efektownie i oglądanie jest przyjemnością dla oczu.

Aktorzy również nie zawiedli. Tęsknię za Cavillem, ale David Corenswet jest świetnym Supermanem. Młodszy, trochę pierdołowaty i skrajnie naiwny, ale wiadomo, z czego to wynika, i to jest naprawdę trafiony casting. Nicholas Hoult jako Louthor nie przekonał mnie za bardzo. Na pewno jest lepszy niż niesławna wersja Eisenberga pod batutą Snydera, ale nadal daleko do ideału. Podobnie niespecjalnie kupiłem nową Lois Lane. Rachel Brosnahan zafarbowana na BARDZO czarny kolor dwoi się i troi, ale scenariusz nie daje jej rozwinąć skrzydeł. Nic o niej nie wiem, nie znam historii, więc wydaje się tylko upierdliwą i nerwową dziennikarką, która sama nie wie, czego chce.

Ciężko ocenić Gang Sprawiedliwości, bo nie ma ich za dużo w filmie. Nathan Fillion/Zielona Latarnia i Isabela Merced/Hawkgirl (po polsku „Sokolica”:) ) są na ekranie wyłącznie dla żartów. Najwięcej czasu odstał Edi Gathegi jako Mister Terrific i muszę przyznać, że był chyba drugim najciekawszym bohaterem, chętnie zobaczyłbym więcej jego przygód.

Mam wrażenie, że James Gunn postanowił stworzyć swojego wymarzonego Supermana i to jest ok. Problem w tym, że ta wizja jest przeznaczona dla takich samych fanatyków Supka jak on. Podejrzewam, że reszta widowni może się raczej odbić od tej wizji, niż ją bezwzględnie pokochać. Ja – jak pisałem – emocjonalnie nie poczułem nic. Jestem niemal pewien, że o filmie zapomnę najdalej za tydzień, więc jeśli to ma być wielki start nowego uniwersum DC, to… w takim kształcie najdalej za 3-4 filmy będzie potrzebny kolejny (re)start.

Osobiście nie mam najmniejszej ochoty na ponowny seans i nie będę czuł żadnego żalu, jeśli więcej nie spotkam tych bohaterów. Czuję się trochę jak po seansie „Mumii” z Tomem Cruisem, która też miała otworzyć Dark Universe, a okazała się jego łabędzim śpiewem.

Superman (2025)
  • Ocena SithFroga - 4/10
    4/10

* przy czym na koniec dostaliśmy voucher na kolejny seans IMAX 3D, ważny 3 miesiące, więc wielki szacunek dla Cinema City za reakcję. Tak się dba o klienta!

To mi się podoba 9
To mi się nie podoba 0

Polecamy także

Komentarzy: 12

    1. Też zawsze lubiłem. Ciekawostką jest to, że Corenswet wygląda jak ten Supek ze Smallvile tylko starszy, tu się wpasowali 🙂

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
    2. Ja też uwielbiam Smallville, cały serial. Jest jeszcze ten drugi serial ale on jest słaby, w nim lubię tylko odtwórcę roli Supermana, gra go Tyler Hoechlin.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
        1. Superman i Lois, serial powstał w 2021 do 2024 r, powstały 4 sezony. Robiła go stacja The CW, ta sama co robiła dawniej Smallville.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Ten serial jest częścią Arroverse, ale nie wiem czy przecina się z innymi serialami typu Flash, Batgirl, Supergirl, czy Legends of Tomorrow. Kiedyś próbowałem zacząć oglądać Arrowa, ale mi nie podszedł, za to widziałem sporo urywków z S&L i to jest serial piątej kategorii, tragicznie to wygląda

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  1. Również nigdy nie byłem jakimś żarliwym fanem Supka (team Batman). Był on zawsze dla mnie trochę tłem. Wytrychem który wstawiało się jak LIGA sprawiedliwości nie dawała rady. Zawsze wpada na biało i rozwiązuje problem. Trochę Irytujące. Ale jest symbolem i gra pierwsze skrzypce. Szacunek się należy. Taki wyobrażałem sobie że będzie ten film. Hołdem rozpoczynającym triumfalny powrót DC do łask w kinach. Że powinien taki być. Tak dobry jak Man of Steel tylko … lepszy. Bardziej Gunn’owy. No i co ?

    Nie wybierałem się na to i twoje zdanie tylko mnie utwierdziło. Mimo że w komiksach siedzę to nie czuję się aż tak mocno żeby dopisywać sobie w głowie rzeczy których tam nie ma.

    To mi się podoba 3
    To mi się nie podoba 1
    1. Patrząc na zachwyty innych może jednak obejrzyj w kinie? Bo potem będę się czuł winny jak obejrzysz w domu i pożałujesz, że jednak nie w świątyni wielkiego ekranu 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Nie zapomnę dnia kiedy kupiłem swój pierwszy komiks z Supermanem. Jakież było moje rozczarowanie kiedy na końcu okazywało się, że ginie. Niby nieśmiertelny a jednak można go zabić. Stwierdziłem, że to straszny cienias, zeszyt wywaliłem i wróciłem do komiksów z Batmanem, ten przynajmniej nie był pozorem. Do tej pory jestem team Batman, a wszelkie opowieści o Supermanie omijam. Dla zasady 🙂

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 1
  3. Wow, dawno się tutaj tak nie rozminąłem z recenzją.

    Nie należę do fanów Supermana, poza Man of Steel i resztą popłuczyn Snydera nie oglądałem żadnego klasycznego filmu. Za dzieciaka zawsze wolałem katować Batmany na VHS i oglądać kreskówki ze spidermanem, później też zdecydowanie bliżej mi było do Marvela, a Superman totalnie orbitował poza moim zainteresowaniem.

    Na film jednak poszedłem bo lubię filmy, lubię Gunna i byłem ciekawy tego restartu. Wyszedłem zachwycony.

    Film jest ciepły, to najlepszy przymiotnik jaki przychodzi mi do głowy, by go opisać. Jest dobry człowiek, który ma dobrych rodziców i chce robić dobre rzeczy, ale jakieś ziomy mu ciągle w tym przeszkadzają. I ma dobrych rodziców, którzy żyją na farmie i mają krowy (też dobre).

    Niewiele patosu, niewiele nadęcia. Parę symbolicznych scen (jak dzieciak z trailerów stawiający flagę ) , ale film zaskakująco przyziemny.

    – idę ratować psa
    – ale to tylko pies
    – tak, jest tam sam i się boi

    Nie trzeba więcej powodów. Świetny film o tym, że dobrze jest robić dobre rzeczy i starać się być fajnym. Dla mnie to jest czysta komiksowość pod pojęciem przesłania, które towarzyszyło tym historiom od dawna. I nieważne czy czytamy/oglądamy przygody gościa z S na klacie czy też wielką białą gwiazdą albo jeszcze czymś innym.

    Za fantastyczny uważam wybór Gunna, żeby odpuścić sobie origin story. Żadnych spadających pereł w batmanach, żadnych widoków wybuchającego Kryptonu. Nie rozumiem w ogóle zarzutu o brak podbudy np. w temacie związku Clarka i Lois. Można potraktować ten film jak film, a nie ekranizację komiksów. Czy w każdym filmie gdzie dwoje ludzi tworzy związek mamy opowieść o tym jak do tego doszło? Nie. Nawet w 1% filmów tego nie mamy.

    Poza tym wszystko w trakcie seansu jest wyłożone na tacy, bo dowiadujemy się że Lois i Clark spotykają się ze sobą trzy miesiące, a ich relacja to takie pomiędzy „jesteśmy razem” a „spotykamy się”.

    Dostajemy też wszystko co potrzebujemy wiedzieć o przeszłości Supermana oraz wszystko o motywacjach Luthora. To że nie ma sceny w której Superman rozbija się na ziemi i przygarnia go małżeństwo ze wsi nie ma żadnego znaczenia.

    Uważam też że casting wyszedł bardzo bardzo dobry. Houlta widziałem ostatnio w Nosferatu i Przysięgły nr 2 i miło zobaczyć go ponownie, tym razem w zupełnie innej roli. Rachel Brosnahan dystansuje swoją poprzedniczkę ze Snyderverse, a Corenswet to może być filmowe odkrycie tej dekady.

    Wg mnie nie trzeba być zagorzały fanem Supermana jako postaci by docenić ten film. Można też lubić ładne filmy z fajnymi aktorami, które niosą spoko przesłanie i są ewidentnym spokojnym oddechem będącym kontrastem dla nadętych obrazów Snydera, które były przesadzone w drugą stronę.

    Gdyby nie rzeczywiście jedna mocniejsza scena oraz kilka nieprzyjemnych gróźb zaklasyfikowałbym ten film nawet jako familijny 😀

    Dla mnie mocne 8/10

    To mi się podoba 3
    To mi się nie podoba 1
    1. „Poza tym wszystko w trakcie seansu jest wyłożone na tacy, bo dowiadujemy się że Lois i Clark spotykają się ze sobą trzy miesiące, a ich relacja to takie pomiędzy „jesteśmy razem” a „spotykamy się”.”

      Masz rację, nie wiem jak to się stało, ale w ogóle nie zarejestrowałem tego w filmie.

      „Dostajemy też wszystko co potrzebujemy wiedzieć o przeszłości Supermana oraz wszystko o motywacjach Luthora.”

      Serio? To o co chodzi Luthorowi poza tym, że nie podoba mu się, że Supek jest taki potężny i wszystko zaczęło kręcić się wokół niego?

      „To że nie ma sceny w której Superman rozbija się na ziemi i przygarnia go małżeństwo ze wsi nie ma żadnego znaczenia.”

      Oczywiście, że nie, ale ja tego nie potrzebowałem. Ale chciałem jakoś poznać tych bohaterów, a nie zostać rzucony w środek ich życia. Na przykładzie: można zacząć oglądać Breaking Bad jak Walter pichci metę i jest gangusem, ale ja jednak wolę wiedzieć, że zaczęło się od raka, braku kasy i bycia nauczycielem chemii. Ktoś powie: a tam, pierdoły, i tak późniejsze sezony są lepsze. No są, ale finał bez klamry z początkiem ma może 50% tego ładunku emocjonalnego.

      Tutaj to samo: jakiś typ kłóci się z typiarą i rozstają się. Oh no! Anyway…

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. „Serio? To o co chodzi Luthorowi poza tym, że nie podoba mu się, że Supek jest taki potężny i wszystko zaczęło kręcić się wokół niego?” <- Luthor jest zazdrosny, przyznaje to w drugiej części filmu, gdy jeden z jego przydupasów mówi mu wprost że ten go podziwia na co Luthor odpowiada coś w stylu "wiem, nie jestem ślepy, wkurza mnie to że jest taki wspaniały, ale to wkurzenie mnie napędza".

        To masz podane wprost. Potem już musimy wejść w interpretację: Luthor jest miliarderem który mógłby rządzić światem za pomocą pieniędzy, ma dostęp do fantastycznej technologii, powinien być podziwiany a w najgorszym razie zauważany przez cały świat. I co? I guzik, spadł mu kosmita na ziemię i zbiera jego fejm.

        Więc Luthor ma po prostu obsesję, motywacja jest prosta ale silna – pokonać go i udowodnić że jest od niego lepszym. Obok wchodzi ten wątek "mój mózg jest lepszy niż twoje mięśnie" które kilkukrotnie wykrzykuje.

        ", ale ja jednak wolę wiedzieć, że zaczęło się od raka, braku kasy i bycia nauczycielem chemii. "

        Okej, tylko tutaj właściwie na początku filmu dostajesz info: od 300 lat istnieją metaludzie, od 30 lat Superman jest na Ziemi itd. itp. potem dowiadujesz się że jest w związku. Wychowywał się za młodu na farmie, słuchał punk rocka. Jedyne co to to że te skrawki informacji o nim są wrzucane przez cały film, a nie w jednej retrospekcji/wstępie na początku. Wiemy skąd ma psa, wiemy czemu się nim opiekuje. Okej, pewnie fajnie by było zobaczyć jak się poznał z Zieloną Latarnią itd.

        ale jednak Gunn przyjął konkretny schemat w nowej serii: żadnych originów. Wchodzimy w komiksowy świat od środka, od pewnego miejsca i tyle. No i wiadomo, albo człowiek to bierze, albo nie.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button