
Marzec okazał się kolejnym miesiącem, który zaczął się z przytupem – tym razem za sprawą premiery Monster Hunter: Wilds. Ale to niejedyny głośny tytuł tego miesiąca.
Premiery
Na początku miesiąca gracze tłumnie rzucili się bić potwory w kolejnej odsłonie Monster Hunter. Gra zebrała dobre opinie, chociaż pecetowcy narzekają na słabą optymalizację. Nie przeszkodziło to jednak w uzyskaniu pokaźnych wyników zarówno sprzedażowych, jak i pod względem liczby jednocześnie grających na platformie Steam.
Swoją premierę miało też Split Fiction, nowa kooperacyjna gra od twórców A Way Out oraz It Takes Two. Tytuł został bardzo wysoko oceniony, recenzenci nie szczędzili dziewiątek i dziesiątek. Co jednak najważniejsze, sami gracze są tym tytułem zachwyceni – Steam pokazuje aż 98% pozytywnych recenzji. Bracia Fargo dowieźli więc po raz trzeci.
Otrzymaliśmy też w końcu nowego asasyna pod postacią Asassins Creed: Shadows. Gra budziła sporo kontrowersji przed premierą i chyba jeszcze więcej po niej. Recenzenci narzekają, że to kolejna typowa gra od Ubisoftu – dużo znaczników i mało treści.
Natomiast największe zaskoczenie miesiąca sprawił wszystkim Atomfall od studia Rebellion, znanego najlepiej z serii Sniper Elite. Ta nieco uproszczona mieszanka Fallouta i Stalkera przenosi nas do UK, by pokazać, jak może wyglądać apokalipsa po brytyjsku. Gra zapewnia kilka obszarów do eksploracji, w których natknąć się można na ciekawe, z pozoru opuszczone lokacje: miasta, bunkry, prowizoryczne schrony i wiele porzuconych gospodarstw. Jest niespiesznie, specyficznie i ładnie, a przebojem stała się obiegająca internety charakterystyczna, czerwona budka telefoniczna pośrodku zielonej pustki.
Zapowiedzi i inne newsy
Zaczniemy od chyba najgorętszego newsa – powraca Painkiller, kultowy polski shooter z równie kultową kołkownicą. Premiera zaplanowana jest na jesień tego roku, jednocześnie na Steam, PlayStation 5 i Xbox Series X|S. Za grę odpowiada polskie Anshar Studios.
Death Stranding 2 otrzymał datę premiery (26 czerwca) oraz nową dawkę materiału. Póki co w ten tytuł będą mogli zagrać tylko posiadacze PS5.
Na tę właśnie konsolę już 17 kwietnia trafi też Indiana Jones and the Great Circle.
RoboCop otrzyma samodzielny dodatek, zatytułowany Rogue City Unifinished Business. Nie znamy jeszcze dokładnej daty premiery, wiadomo tylko, że ma nastąpić w 3 kwartale 2025 roku.
Obsidian 10-lecie premiery Pillars of Eternity uczci dodając do gry tryb turowy. Ponoć ma to nastąpić jeszcze w tym roku.
Zapowiedziano remake Tony Hawk’s Pro Skater 3 + 4 – premiera 11 lipca 2025 roku, na wszystkich platformach oraz w abonamencie GamePass. Ruszyła już przedsprzedaż – cenę gry ustalono na 250 zł. Czy tyle warta jest nostalgia? Poczekamy na pierwsze recenzje.
Wyszedł kolejny, trzeci epizod do sporo opóźnionego Project Warlock II. Jeszcze jeden i gra może w końcu wyjdzie z wczesnego dostępu i zacznie się wysyłka boxów dla wspierających projekt na Kickstarterze.
Będąc w temacie zbiórek – ta ruszyła na The Sinking City 2 – dobrze zapowiadający się sequel przerażającej gry w lovecraftowskich klimatach. Plan minimum został już wykonany. Udało się zebrać prawie 2 mln PLN, a do końca kampanii pozostało jeszcze kilka dni. Premiera podobno jeszcze w tym roku.
https://www.kickstarter.com/projects/frogwares/the-sinking-city-2
Project C4 to nowy projekt twórców z ZA/UM odpowiedzialnych za rewelacyjne Disco Elysium. Tym razem ma to być szpiegowski cRPG ryjący beret. Ma obfitować w rozbudowane dialogi, doskonale napisane postaci, pełne ryzyka wydarzenia, a o naszych dalszych losach ma decydować rzut kośćmi.
The Precinct czyli gra w stylu klasycznych odsłon GTA, którą zachwycałem się przy okazji październikowego SteamFestu dostała datę premiery. 13 maja. Gra zaliczyła lekką obsuwę, pierwotnie bowiem była planowana na koniec ubiegłego roku. Na Steam wciąż dostępne jest demo, które moim zdaniem warto ograć, szczególnie jeśli jest się fanem starych GTA. Tych powstałych jeszcze w erze 2D.
Trochę liczb:
- Monster Hunter: Wilds sprzedał się w liczbie 8 milionów egzemplarzy w zaledwie 3 dni od premiery, a w ciągu miesiąca liczba ta dobiła do 10 milionów
- Split Fiction sprzedało 1 milion kopii w 2 dni
- Ori and the Blind Forest obchodziło swoje 10-lecie. Gra sprzedała się w 15 milionach egzemplarzy
- Ubisoft pochwalił się, że w nowego asasyna zagrały już 3 miliony osób
Co ogrywaliśmy?
Alexandretta
U mnie marzec minął na biciu potworów. Po tym, jak internet zalała fala materiałów z nowej odsłony Monster Huntera, czyli Wilds, stwierdziłam, że też chcę spróbować. Nigdy jednak nie miałam styczności z tą marką i żeby nie wydawać mnóstwa pieniędzy na grę, która nie wiadomo, czy mi podejdzie, zdecydowałam się na wcześniejszą odsłonę – Rise z 2022 roku, która miała opinię przyjaznej dla nowicjuszy.
Początek był… przytłaczający. Pierwsze dwie godziny to w zasadzie niekończąca się fala samouczków i tutoriali, z których i tak większość natychmiast zapominałam, bo po prostu za dużo tego wszystkiego naraz – mnóstwo nowych pojęć, mechanik i klawiszologii, no i do tego jeszcze konieczność wybrania sobie broni spośród dostępnych 14 rodzajów… Dla osób znających serię być może było to lepsze doświadczenie, ale dla mnie jako kompletnego nowicjusza – dość ciężkie przeżycie.
Na szczęście z czasem wszystko zaczęło się jakoś układać, a zwiedzanie lokacji i polowanie na potwory okazało się ciekawym i wciągającym doświadczeniem. Na tyle, że ostatecznie sięgnęłam i po najnowszą odsłonę, która wprowadza nieco ułatwiających życie mechanik. No i sama walka bardziej mi się tam też podoba. Ale o tym więcej w nadchodzącej recenzji.
Crowley
Jak wiadomo, najbardziej lubimy te gry, które znamy, więc postanowiłem odświeżyć pierwsze Borderlands, które rzuciłem w kąt dawno temu. Uczucia mam mieszane, chociaż po kilkunastu godzinach w dwójce, teraz znacznie łatwiej było mi ogarnąć wszystkie mechaniki, których w pierwszej części było stosunkowo niedużo, ale były dość mało intuicyjne. W każdym razie gra jest świetna, choć dużo wolniejsza od następczyni. Losowo generowane bronie dają dużo radochy, czuć ich moc, a mapy nie są przesadnie wielkie. Za to na pewno humor w kontynuacji stoi na dużo wyższym poziomie, bo tu oprócz kwestii Claptrapa nie ma zbyt wiele do pośmiania się.
W każdym razie klimat westernowego science-fiction nadal daje radę, grafika dzięki komiksowej stylizacji niewiele się zestarzała (polecam wersję Enchanced Edition) i grę można spokojnie polecić, jeśli kogoś seria Borderlands zupełnie ominęła.
kr4wi3c
Mnie trochę wzięło na nostalgię. Postanowiłem zrobić sobie przerwę w ogrywaniu przygód Henryka w czeskim średniowieczu oraz od wszelkiej maści indyków i zabrać się za jeden z tytułów leżących od lat na mojej kupce wstydu… I tak zgrabnie możemy sobie przejść do dzisiejszej kartki z kalendarza.
Kartka z kalendarza
Blood – pierwsza gra od Monolith. Włączyłem w sumie z ciekawości, by sprawdzić, jak zniosła próbę czasu i czy zestarzała się z godnością. No i przepadłem. Nawet nie wiem, kiedy udało mi się skończyć pierwszy epizod i zabrać za następny. Ależ to jest świetne, klimatyczne, chore, z niesamowicie miodnym gunplayem.
Blood, jak wiele innych gier z tego nurtu opiera się głównie na dynamicznej rozgrywce, świetnym gunplayu i wyróżnia się kapitalnym designem poziomów. Fabuła? Owszem, jakaś tam jest, ale szczerze – kto gra w takie tytuły dla historii? Jest banalna i do bólu schematyczna. Po pięciu minutach od uruchomienia gry i tak wszyscy o niej zapominają. Co więcej, niektórzy, grając na pirackich wersjach, nawet nie zdawali sobie z niej sprawy, bo te wersje były pozbawione przerywników filmowych – nawiasem mówiąc, fatalnych, wykonanych w niskiej rozdzielczości, z karykaturalnymi modelami postaci, które zamiast budzić grozę, śmieszyły swą nieporadnością.
Gra działa na silniku Build – tym samym, który napędzał trzeciego Duke’a i wiele innych FPS-ów końca lat 90. Z wielkiej trójki FPS-ów, do której był zaliczany razem z Duke Nukem 3D oraz Shadow Warrior to właśnie Blood wyróżniał się spośród nich klimatem. W porównaniu z nim dwa pozostałe wypadały dość blado – wydawały się wręcz infantylne i naiwne. Jasne, Blood też miał swoje powiedzmy „śmieszne” momenty, zwłaszcza dzięki ciętym one-linerom głównego bohatera, ale bawił w sposób słodko-gorzki, a czasem wręcz makabryczny.
Zobaczmy zatem, co o grze pisano w numerze ŚGK 7/97.
Nigdy nie rozumiałem fenomenu serii Tony Hawk. Mimo kilku podejść, umierałem z nudy jakieś 40 minut po odpaleniu…
2 i 3 uwielbiam i spędziłem przy nich dziesiątki godzin maksując wyniki. Nigdy mnie nie fascynowała „kultura skejterów”, ale w Tonym Hawku okraszona fantastycznym soundtrackiem robiła robotę.
Niedawno odpaliłem 3 I wsiąkłem na długie godziny. Jedna z gier młodości. 😀
Trójka była wyśmienita. Dzięki kapitalnemu ost chciało się jeździć po tych rewelacyjnie zaprojektowanych lokacjach, maksując wyniki żeby mieć się czym chwalić przed kumplami 🙂
Świetna gra, w którą będzie teraz można napierdzielać na SteamDecku – mam nadzieję bo poprzednie części działają na nim świetne.
Soundtrack do 2 to było coś.
Jakim cudem? Mnie jakoś nigdy specjalnie nie jarało jeżdżenie na desce, ale w trójce spędziłem dziesiątki godzin maksując wyniki przy dźwiękach Motörhead.
Bo chyba z nudów umarłem przy dwójce i do trójki nigdy nie dotrwałem:D
Wydaje mi się, że dopiero jak się załapie, w jaki sposób zdobywać wszystkie znajdźki i łączyć akrobacje, żeby zdobywać miliony punktów, gra nabiera kolorów. Bo sam początek jest strasznie trudny i niezbyt intuicyjny.
A Trójka w premierę robiła też robotę grafiką. Zwłaszcza jak się miało mocna kartę graficzną i można było wyłączyć mgłę. 😀
Ej, może coś w tym być bo ja się od dwójki srogo odbiłem.
Kiedyś mi ją kumpel podrzucił z tekstem że to zajebista gra o jeżdżeniu na desce. Wyśmiałem go bo w tamtych czasach byłem „true metalowy” a wszystko co nie metalowe było dla leszczy, a tym bardziej jeżdżenie na desce które w żadnym wypadku nie było prawdziwie „true”. Ale jednak po kryjomu spróbowałem i prawie przy niej zasnąłem. Później przyszła trójka z nieśmiertelnym Ace of Spades w soundtracku. No i zażarło. Srogo. Między innymi dlatego bo to najbardziej „true metalowa” gra o jeżdżeniu na desce. Dlatego czekam na ten rimejk.
Ja w trójkę nie grałem, ale przy dwójce wsiąkłem na długie godziny w czasach gimnazjalnych i bardzo miło wspominam zdobywanie kolejnych znajdziek, odblokowywanie ukrytych przejść czy zdobywanie punktów i ściganie się w tym z kumplami 🙂 Mapy były bardzo fajnie zaprojektowane, do tego świetny soundtrack i widoczny progres w zdobywaniu punktów, gdy już się ogarnęło, co i jak. Ale zgadzam się, że początek nie był łatwy i trzeba było poświęcić chwilę czasu, żeby ogarnąć na spokojnie wszystkie mechaniki. Potem już było z górki 🙂
Nie wiem jak w innych częściach, ale pod względem dopracowania map THPS 2 i 3 stanowiły prawdziwe perełki. Ile tam się udało wszystkiego upchnąć! A jak zagrałem po tych 20 latach, to nadal pamiętałem, jak odkryć większość sekretów, tak wryło się to w pamięć. Inna sprawa doskoczyć gdzie trzeba, to już nie takie proste. 😀