Nienawiść pozorowana
Zacznijmy od początku. Od uroczej sceny w kawiarni, gdzie poznajemy dwoje głównych bohaterów. Nieco postrzeloną i roztrzepaną Bea (Sidney Sweeney) oraz, wydawałoby się, poważnego, skorego do pomocy Bena (Glen Powell). Nieco nachalna i mocno szufladkująca bohaterów sekwencja otwierająca film „Tylko nie ty” nie zwiastuje nic dobrego. Ot, kolejna komedia romantyczna, gdzie dziewczynie wszystko leci z rąk, a facet jest na miejscu, by służyć pomocą.
Jednak rzeczywistość tego filmu jest zupełnie inna. Nie jest ani odkrywcza, ani skomplikowana, ani poruszająca. Po prostu inna. Dostajemy bowiem nie miłość, a konflikt. I tutaj pojawia się pierwszy minimalny zgrzyt, bo w to, o co Bea i Ben się kłócą, jest drobnostką, rzeczą małą i łatwą do wyjaśnienia. W tym miejscu scenariusz zaczyna niedomagać, jednak wszystko da się przykryć elementami, które grają. Póki co główna oś filmu to nienawiść dwojga ludzi, którzy w oczach wszystkich dookoła idealnie do siebie pasują.
Australijskie gody
Ważnym wydarzeniem, ale odbywającym się w tle do głównego konfliktu, jest ślub siostry głównej bohaterki z czarnoskórą koleżanką głównego bohatera. Oboje bohaterów są rzecz jasna zaproszeni, i muszą pokazać, jak bardzo się nie cierpią i jak nie mogą znieść swojej obecności. A wszystko to przy akompaniamencie przedślubnych zabaw i przygotowań do uroczystości w luksusowej rezydencji australijskiego bogacza-ojczyma jednej z pań młodych.
Ekipa, która zjeżdża się na imprezę, to miszmasz najróżniejszych charakterów. I choć humor, który towarzyszy tej produkcji, jest przeważnie mocno nietrafiony, to jednak zdarzają się niesamowite perełki. Jeszcze długo będę wspominał scenę nad urwiskiem. Niby nic nadzwyczajnego, ale mnie niesamowicie rozśmieszyła.
W ogóle wielką zaletą tego filmu jest fakt, że człowiek zwyczajnie czuje się dobrze oglądając go. Od ekranu bije jakaś pozytywna energia, czuć też chemię między aktorami.
Najgorętsze nazwiska w Hollywood
Glen Powell jest na fali. Występy w „Top Gun: Maverick”, „Hitmanie” czy „Twisters” wywindowały go na szczyty amerykańskiego kina. Każdy chce go w swojej produkcji, jest niemal rozrywany. Podobna sytuacja tyczy się Sidney Sweeney, choć tutaj popularność jest skutkiem występów w serialach (głównie „Euforia”). Młoda gwiazda (26 lat) skradła serca męskiej części widowni i za nic w świecie nie chce ich oddać. Rozumiem zachwyty i połowicznie je podzielam. Zabrzmi to dziwnie i pewnie dość śmiesznie, ale najbardziej u tej aktorki cenię uśmiech, oczy i naturalność zachowań (wierzcie albo nie, ale te „walory”, z których Sidney „słynie” jakoś mnie nie przekonują).
W filmie „Tylko nie ty” zarówno Glen jak i Sidney potwierdzili, że są doskonałymi aktorami. Zarówno w scenach kłótni jak i godzenia się wypadali przekonująco. I choć, tak jak wspomniałem wcześniej, scenariusz nie rzuca na kolana, to ta dwójka wyciąga cały projekt ponad przeciętność. To nie jest kolejna nudna komedia romantyczna, a film, który w tym przepastnym jak ocean gatunku, na pewno nie przepadnie. Aktorstwo zdecydowanie na ogromny plus.
Jeszcze kilka słów o technikaliach
Oprócz wspomnianego aktorstwa zdecydowanie na plus zaliczam też muzykę (zwyczajnie kocham piosenkę „Unwritten”, ale cała reszta też przypadła mi do gustu). A co na minus? Wspomniane wyżej czerstwe żarty, przerysowane postaci i sytuacje (chociażby stereotypowy Australijczyk-młot). Czyli krótko mówiąc znów przyoszczędzono na scenarzystach. No bo po co wakacyjnej komedii romantycznej scenariusz? Weźmie się jakiegoś gotowca, pozmienia odrobinkę i będzie git. No i w zasadzie jest, bo ten film naprawdę da się oglądać bez ciągłego zerkania w telefon i ziewania. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o odrobinę więcej.
Przypadkiem powstał film, który teoretycznie nie powinien się podobać, a jednak się podoba. Zaszło tu coś bardzo dziwnego. „Tylko nie ty” to festiwal zgranych kart, komediowych klisz niezbyt umiejętnie połączonych. To nie miało prawa wypalić. Czy w takim razie chemia między aktorami wystarczyła, żeby zaczarować widza i przykuć go do ekranu? Zdaje się, że tak.
Wszystko już było
Ostatnia porcja narzekań. Dwie kwestie związane z samą końcówką filmu. Najpierw ta mniej rażąca. Zakończenie wątku głównych bohaterów. Nie mogłem wyrzucić z głowy, że jest to mocno podrasowana kalka z „Poradnika pozytywnego myślenia”. Nieco bardziej dramatyczna, ale przekaz niemal identyczny, tylko zamiast listu jest helikopter.
Druga, bardziej denerwująca kwestia: jeśli lubicie pooglądać napisy po skończonym seansie, w przypadku „Tylko nie ty” zwyczajnie tego nie róbcie. Producenci postanowili bowiem dać widzowi namiastkę Bollywood. Tak, dobrze przeczytaliście: Bollywood. Nie wiem, po co to zrobiono, ale wiem na pewno, że chór tańczących w rytm muzyki „pasażerów samolotu” delikatnie mówiąc mnie przerósł. Na szczęście to było już po wszystkim, odpowiednie emocje zostały przekazane wcześniej.
Recenzja wyszła chyba niejednoznaczna w wymowie, ale mimo wad i niedociągnięć zdecydowanie polecam ten film. To moim zdaniem jedna z lepszych komedii romantycznych ostatnich dwóch-trzech lat.
Tylko nie ty (2023)
-
Ocena kuby - 7/10
7/10
Dziękuję za recenzję! Nie odniosłeś się do zdjęć, a załączone wskazują, że w filmie otrzymamy zgrabne widoczki na Australię. Dodasz kilka słów o zdjęciach, planach, sceneriach?
Nie jest to aż tak widoczne, prawdę mówiąc akurat widoki z tego filmu jakoś nie specjalnie zapadły mi w pamięć, nie ma tutaj raczej zbyt wielu szerokich kadrów ukazujących piękno Australii.
„…A w Charkowie dali dwóm mężczyznom ślub. Wszyscy mówili pomyłka, pomyłka! No i po roku urodziły im się bliźniaczki…”
Pomyśleć, że jeszcze za mojej młodości to był tekst z komedii. I to z tych tekstów bardziej abstrakcyjnych. Dokąd zmierza ten świat? Jedno mnie nie dziwi. Że zachodnie kościoły, w których odwala się takie parodie sakramentów, stoją pustkami.
W filmie Cztery wesela i pogrzeb, też jednym z wątków (nawet związanym z tytułem) jest homoseksualizm i nie przeszkadza to w odbiorze filmu. Oczywiście, możemy mówić, że teraz takie rzeczy wyskakują nam z lodówki i to też jest prawda, ale myślę, że możemy dać ręce na kołdrę i nie podniecać się, że kultura woke zniszczyła Kościół. W Polsce, to nie politycy i nie filmy wypędzają ludzi z Kościoła, tylko obłuda biskupów i księży. Bardziej razi mnie ślub J. Kurskiego, niż pary jednopłciowe.
Mnie nie razi homoseksualizm i pary jednopłciowe, tylko robienie szopki w kościele. Nie ma obowiązku być chrześcijaninem. Żyj sobie z kim chcesz, ale nie domagaj się sakramentów. Zresztą po cholerę to? 99% tych ludzi i tak jest niewierząca. To wyłącznie demonstracja. :/
dwa razy ten sam obrazek dałeś 😛
Oj tam oj tam.
Nie moja bajka, ale jest coś w tym uśmiechu i wyrazie twarzy tej dziewczyny co przypomina bohaterkę filmu Joe Black.
A ten aktor to wygląda tak randomowo czy z generatora jak tylko się da 🤣
Kiedyś szukałam jakiegoś filmu do odmóżdżenia i padło na ten ale pamiętam, że wyłączyłam po jakichś 30 minutach. Od początku wzbudzał we mnie po prostu zażenowanie…a główni bohaterowie byli strasznie infantylni i tylko irytowali.