Filmy

Redakcyjna Topka: filmy, które (niesłusznie) przeszły bez echa

Ponieważ nasza poprzednia „Topka” wywołała żywą dyskusję zarówno wśród Was, jak i w redakcyjnym gronie, to idziemy za ciosem. Tym razem nie będzie tak kontrowersyjnie i nie będziemy nikogo prowokować tanimi chwytami. Zamiast tego poniżej znajdziecie wybór filmów, które polecilibyśmy dobrym znajomym, gdyby zapytali o coś mniej znanego. Oto Top filmów, które z często niezrozumiałych powodów nie zawojowały świata, a według nas są warte obejrzenia.

kuba

Profesor i szaleniec (The Professor and the Madman – 2019)

Dwie legendy kina: Mel Gibson i Sean Penn oraz scenariusz oparty na prawdziwej historii Williama Chestera Minora. Film wydawałoby się banalny, opowiada o próbie stworzenia pierwszego Oxfordzkiego Słownika, wplatając w to losy zmagającego się z zespołem stresu pourazowego amerykańskiego żołnierza.

Aktorstwo robi tutaj robotę, obok wspomnianej wyżej dójki jest jeszcze jak zwykle bezbłędna Natalie Dormer, Eddie Marsan oraz Stephen Dillane (czyli Stannis z Gry o Tron). Bardzo przyjemna, na wskroś brytyjska produkcja, gdzie najważniejsze są dialogi i emocje uczestników historii. Można się przyczepić do niektórych decyzji scenariuszowych, ale ogólnie plusy zdecydowanie przeważają nad minusami.

Penn powrócił do poważnego grania po dłuższej chwili bez jakiejś wybitnej roli i zaprezentował niesamowity popis swoich umiejętności. Film niezasłużenie moim zdaniem niedoceniony, warty uwagi choć finalnie bardzo smutny.

Locke (2013)

Chyba najbardziej kameralny film, jak to tylko możliwe. Jeden gość i 85 minut jazdy samochodem. Całość opiera się na rozmowach telefonicznych głównego bohatera z kolejnymi osobami a mimo to udało się zmieścić wątek pracy zawodowej, watek rodzinny oraz wątek traum z przeszłości. Doskonale zbudowane emocjonalne napięcie, dobrze napisane kwestie i on – Tom Hardy – ze swoją charyzmą, głosem i darem do opowiadania historii.

Końcówka jest wzruszająca, film ani przez chwilę mi się nie nudził. Lubię go sobie czasem (nie za często, ale jednak) przypomnieć. Za każdym razem daję się wciągnąć w tę historię i przez cały czas jego trwania dość mocno go przeżywam. Film raczej niedoceniony, a szkoda bo moim zdaniem powinien być zapamiętany. Choćby za oryginalny pomysł, na którym Steven Knight (scenarzysta i reżyser) absolutnie się nie wyłożył.

Trener ( – 2018)

Amerykanie mają swojego „Trenera” z Samuelem L. Jacksonem. Ken Carter jako wychowawca trudnej amerykańskiej młodzieży, prowadzący ich do sukcesów nie tylko w koszykówce, ale i w życiu prywatnym zyskał ogromną popularność po obu stronach Atlantyku. Tymczasem w 2018 roku Rosjanie uznali, że w aspekcie kina sportowego wcale nie muszą być od Amerykańców gorsi i stworzyli naprawdę bardzo dobry film z doskonale zagraną główną rolą. Daniła Kozłowski kolejny raz udowadnia, że jest wyśmienitym aktorem, który, gdyby nie narodowość, zaznaczył by się w świadomości zachodnich widzów czymś więcej, niźli tylko występem w dwóch sezonach „Wikingów”.

Historia w „Trenerze” jest dość prosta, zakończenie raczej oczywiste, ale filmy sportowe to nigdy nie było wynajdowane prochu. Przecież w „Rockym” poza pierwszą częścią od początku było wiadomo, kto finalnie okaże się zwycięzcą. Tu jest podobnie, ale po drodze bohater nie raz musi podnieść się po dość dramatycznych upadkach. Jest też ciekawa muzyka i zapierająca moim zdaniem dech w piersiach scena przemarszu kibiców przez miasto z piosenką na ustach. Klimat, scenariusz i gra aktorska sprawiają, że lubię do tego filmu wracać.

SithFrog

Mroczne miasto (Dark City – 1998)

Facet budzi się w wannie, nie pamięta niczego, nie wie kim jest. W pokoju obok martwa prostytutka. Wstęp do typowego kryminału? Tak i… nie. „Mroczne miasto” jest pełnoprawnym filmem science-fiction, ale przez większość czasu przyjmuje postać gęstego, trzymającego w napięciu thrillera z silnymi akcentami kina noir. „Matrix” plus „Ścigany” plus „Czarna Dalia” z dodatkiem „Blade Runnera” i szczyptą „Brazil”. Świetna obsada, ciekawa historia, zapadające w pamięć zdjęcia i dekoracje plus nieoczywiste rozwiązanie intrygi i rewelacyjny klimat. Kiefer Sutherland jako Dr Daniel Poe Schreber wybitny! Film nie jest bez wad, ale uważam, że zna go zdecydowanie za mało osób, bo kto już poznał – zazwyczaj docenia. Polecam chyba najbardziej z mojej trójki!

Arlington Road (1999)

Bardzo ciężko opisać i polecić bez spoilerowania, ale nie mogę pominąć tego tytułu. Fabuła jest banalna i raczej sugerująca film obyczajowy. Ot, wykładowca uniwersytecki mieszka sobie z synem na przedmieściach Waszyngtonu. Stracił żonę w zamachu bombowym, a sam – ciekawostka – jest specem od terroryzmu. Kiedy nieopodal wprowadzają się nowi sąsiedzi, wszystko się zmienia, a sprawy przybierają zupełnie niespodziewany obrót. Finał wbił mnie w fotel i został ze mną długi czas. Nie dlatego, że tak mnie zaskoczyła sama scena, ale wszystkie jej późniejsze implikacje. Genialnie budujący napięcie thriller i wybitny pojedynek aktorski Jeffa Bridgesa z Timem Robbinsem. Uczta kinomaniaka, o której mało kto słyszał. Interesujący jest też fakt, że film powstał niejako w nawiązaniu do wydarzeń z 1993 (oblężenie Waco) i 1995 (zamach bombowy w Oklahomie). Z jednej strony ostrzega przed wewnętrznym terroryzmem, z drugiej: każe się zastanowić czy – nawet kiedy pozornie znamy winnego – aby na pewno wiemy o wydarzeniu wszystko.

Pół serio (2000)

Tym razem coś z rodzimego podwórka. Grupa młodych i ambitnych twórców (reżyser, scenarzysta, operator) pielgrzymuje do bogatego producenta z pomysłem na film. Krezus za każdym razem chwali, ale za każdym razem ma tez uwagi i propozycje zmian. Zazwyczaj zgodne z tym, co ostatnio akurat widział, albo co jest teraz na fali i dobrze się sprzedaje. Twórcy co rusz modyfikują scenariusz, a widzowie oglądają wycinek filmu z uwzględnieniem ostatnich zmian. Bohatera gra rewelacyjny w kilku wcieleniach Rafał Królikowski, a dla mnie „Pół serio” to fantastyczna komedia o wiecznym konflikcie artystów z mecenasami. Tankers Kraft, Gwiezdne Wojny Bergmana czy Romeo i Julia a’la Psy – Konecki (reżyseria) i Saramonowicz (scenariusz) nakręcili małe arcydzieło, o którym niewielu wie, a szkoda!

kr4wi3c

Donnie Darko (2001)

„Jaki jest sens życia, jeśli każda żywa istota umiera samotnie?”

Z pozoru niepozorny film. Trochę teen drama, zmieszana z motywami sc-fi, thrillera z dodatkiem dramatu psychologicznego i paradoksu pętli czasowej. Od takiego koktajlu może zamieszać się w głowie. Tak też pewnie się stało kiedy oglądałem go za pierwszym razem. Nie dość, że go nie zrozumiałem, to nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Może po prostu byłem za młody i za głupi na ten film? Tak czy siak doceniłem go dopiero po latach. Tym bardziej, że jest to ten rodzaj filmu, który podobnie jak „Pulp Fiction” trzeba obejrzeć przynajmniej ze dwa razy, żeby dostrzec i docenić wszystkie jego niuanse.

No dobra ale o czym to jest? W skrócie: o wchodzącym w dorosłość nastolatku (w tej roli kapitalny młody Jake Gyllenhaal), który utknął w pętli czasowej z przekonaniem, że niedługo nastąpi koniec świata. Donnie jest trochę wycofany społecznie. Jest wyrzutkiem, za którym nikt w szkole specjalnie nie przepada. Wpływ na jego postępowanie zapewne ma choroba psychiczna, która potęguje jego wyobcowanie. Do końca też nie wiadomo, czy wydarzenia których jest świadkiem dzieją się w rzeczywistości, czy rozgrywają się tylko w jego głowie. Nie pozostają jednak bez wpływu na jego destrukcyjne zachowanie.

„Donnie Darko” to film ambitny, enigmatyczny, zaskakujący, symboliczny, który nie wykłada wszystkich kart na stół. Pozwala się odkrywać widzowi, który sam musi przenieść się w czasie z bohaterem, by samemu poszukać odpowiedzi na pytanie, o co tu właściwie chodzi. Końcówka nie jest bowiem jednoznaczna i pozostawia dużo pola do własnych interpretacji. Przy czym to nie jest kolejny niedokończony film, na którego finał zabrakło pomysłów. Wręcz przeciwnie, a to tylko jeden z jego wielu atutów.

Film pomimo zgarnięcia kilku nagród okazał się klapą finansową. Nie spodobał się zarówno krytykom ani widzom. W roku 2004 ukazała się wersja Director’s Cut na DVD i to ją radzę się zainteresować. Jest nieco dłuższa, rozwija niektóre wątki, zostawia mniej niedopowiedzeń i tworzy bardziej pełną opowieść.

Moon (2009)

Księżyc, a na nim samotna baza z samotnym pracownikiem. Sam Bell (w tej roli świetny Sam Rockwell) nadzoruje proces wydobycia hel-3 i odlicza dni do zakończenia swojego trzyletniego kontraktu. Już nie może się doczekać dnia, kiedy wskoczy do kapsuły, by ta bezpiecznie zabrała go na Ziemię. Chyba że sytuacja się nieco skomplikuje, gdy przypadkowo ulegnie wypadkowi.

„Moon” to bardzo minimalistyczny, wręcz surowy film, którego budżet wyniósł jedynie 5 mln dolarów. Większość wydarzeń rozgrywa się na małej stacji kosmicznej, a przez dużą część filmu możemy podziwiać kino jednego aktora. Byłoby niezmiernie nudno, gdyby Sam nie miał się do kogo odezwać, więc przez większość czasu partneruje mu GERTY – SI stacji.

Film udowadnia, że dobre kino sci-fi może podejmować trudne tematy, bez przebodźcowania widza efektami specjalnymi, a dobrą historię można opowiedzieć przy stosunkowo niskim nakładzie kosztów. Dzieło Duncana Jonesa rozczaruje przeciętnego widza. Tu nie ma widowiskowych scen akcji, to ascetyczne, mało spektakularne kino wypełnione pytaniami o to, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.

Equilibrium (2002)

Jak stworzyć idealne społeczeństwo, pozbawione wojen, konfliktów i przemocy? Wystarczy „wyprać” jego obywateli z emocji. W idealnym mieście-państwie Libria mieszkańcy zażywają cudowne remedium, pozwalające stłumić wszelką wrażliwość. Tworzą w ten sposób jednolite społeczeństwo. Wszyscy są tacy sami – równi i równie obojętni. Emocje są zakazane, a każdy ich przejaw surowo karany, może bowiem stanowić potencjalne zagrożenie dla systemu i trzeba je z całą stanowczością eliminować. Podobnie należy także postąpić z wszelkimi artefaktami pozostałymi po starym świecie. Książki, płyty, obrazy, a nawet stare meble mogą stanowić bardzo groźny katalizator uczuć. Należy więc je spalić i zniszczyć. Nad ich unicestwianiem czuwa elitarna jednostka powołana przez rząd – Klerycy. Jednym z nich jest John Preston (w tej roli próbujący zachować kamienną twarz Christian Bale), który pewnego dnia przez splot zdarzeń zostaje „czującym”, czym naraża zarówno siebie jak i swoich najbliższych na przetworzenie.

Świetnie skonstruowane dystopijne science fiction, w którym ukazano wizję władzy absolutnej. Jedyne w swoim rodzaju klimatyczne widowisko. Z powolnym tempem ale też świetną choreografią walk „gun kata” – z której, mam wrażenie, czerpali twórcy Johna Wicka. Niektóre sceny są bardzo minimalistyczne, czy nawet wręcz ascetyczne, co podkreśla dystopijną naturę tego świata – pozbawioną emocji i indywidualizmu. Największą wadą filmu jest to, że ukazał się po Matrixie, przez co wypada przy nim mniej zaskakująco i rewolucyjnie, a przede wszystkim zdecydowanie mniej interesująco.

Crowley

Ocalić Nowy Jork (Fail Safe – 2000)

Z tym filmem jest pewien problem formalny, bo to nie do końca film, a bardziej teatr w telewizji. W dodatku remake klasycznej „Czerwonej linii” w reżyserii Sydneya Lumeta. W ramach ciekawostki dodam, że są to adaptacje powieści pod tytułem „Fail Safe”, która z kolei jest plagiatem wydanej cztery lata wcześniej książki „Red Alert”, na podstawie której Kubrick nakręcił „Doktora Strangelove” (potem powstała jeszcze nowelizacja na podstawie scenariusza filmu, ale dajmy już spokój).

Film, który chcę polecić powstał na zlecenie stacji CBS i oryginalnie został wyemitowany na żywo w czerni i bieli jako przedstawienie teatru telewizji. Opowiada historię przypadkowego ataku amerykańskich bombowców strategicznych na Związek Radziecki i próby zapobiegnięcia wybuchu III wojny światowej. Fabuła jest identyczna jak w pierwowzorze, a na ekranie pojawia się plejada gwiazd: Richard Dreyfuss, Sam Elliot, James Cromwell, Don Cheadle, George Clooney, Harvey Keitel czy Brian Donnehy. Jeśli znacie tę historię, to z pewnością wiecie, jak genialnie stopniuje ona napięcie. Na początku incydent wydaje się nic nieznaczącą drobną pomyłką, ale ostatnie minuty to gra o najwyższą możliwą stawkę. Genialna, prosta fabuła, trudne wybory, wspaniałe pojedynki słowne między bohaterami, znakomite aktorstwo, niczego tu nie brak. Co więcej forma teatru na żywo sprawia, że seans jest jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem. Po pierwsze nie ma miejsca na cięcia i granie dialogów do kamery. Tu wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym a aktorzy faktycznie ze sobą grają. Po drugie widać, jak ogromne było to przedsięwzięcie pod względem logistyki. Kręcono 22 kamerami, a w trakcie widać nawet jak obracają się plany, kiedy przechodzimy z jednej lokacji do drugiej.

Nie wiem, gdzie można aktualnie zobaczyć ten film. Kiedyś był do obejrzenia na HBO pod tytułem „Chmury nad Moskwą” (tak samo idiotycznym jak „Ocalić Nowy Jork”). Myślę, że nikt nikomu nie urwie głowy, jeśli poszukacie w nie do końca oficjalnych miejscach. Zapewniam, że warto.

Lewy sercowy (Punch-Drunk Love – 2002)

Komedia romantyczna z Adamem Sandlerem w roli głównej. Czy można gorzej zareklamować film? Przypuszczam, że wątpię. Chyba że za kamerą stoi Paul Thomas Anderson, jak w przypadku „Lewego sercowego”. Tu mała dygresja: uważam, że jest to jedno z najlepszych i najbardziej kreatywnych tłumaczeń tytułu na polski. Nie wiem, jak lepiej dałoby się przetłumaczyć oryginalny „Punch-Drunk Love”.

W każdym razie film opowiada historię nietypowej miłości między introwertycznym, mającym problemy z wybuchami agresji producentem przepychaczy do zlewów, a także introwertyczną i nieśmiałą koleżanką jego siostry (jednej z siedmiu). A wszystko to pogmatwane na skutek jednej przypadkowej rozmowy przez seks-telefon. Jest dziwacznie, bardzo groteskowo, bardzo nietypowo, ale ten film po prostu włazi do głowy. Jest niesamowicie intensywny i tak bardzo różny od wszystkich innych, a do tego zmusza widza do analizowania wydarzeń z ogromną prędkością, żeby nadążyć za tokiem myślenia reżysera, że to aż… wyczerpuje.

Jak w przypadku każdego filmu PTA, ten też zahacza o kino artystyczne. Nie jest prosty w odbiorze (chociaż bez przesady, nie bójcie się), ale hipnotyzuje sposobem realizacji, nietypową ścieżką dźwiękową i przede wszystkim grą aktorską. Jeśli nie znosicie Sandlera (ja nie znoszę), koniecznie zobaczcie koniecznie. To jeden z 3 jego filmów, który da się oglądać. I to jak się da! A do tego partneruje mu znakomita Emily Watson i genialny w swoim epizodzie Philip Seymour Hoffman.

Trzynaste piętro (The Thirteenth Floor – 1999)

Tu miało być co innego, ale „Mroczne miasto” przypomniało mi o „Trzynastym piętrze” – małym, zapomnianym filmie, który miał pecha wchodząc do kin dwa miesiące po „Matrixie”. Dziś prawie nikt o nim nie pamięta, bo efekciarski i przełomowy konkurent pozamiatał wtedy wszystko, a szkoda. „Trzynaste piętro” opowiada całkiem podobną historię o firmie, która stworzyła wirtualny świat, gdzie każdy klient może przenieść się w lata 30, a cyfrowi mieszkańcy nie są świadomi swojej prawdziwej tożsamości. Kiedy jeden z pracowników firmy zostaje oskarżony o morderstwo swojego przełożonego, rozpoczyna się śledztwo, w wyniku którego pojawia się coraz więcej niejasności i paradoksów, które każą wątpić we wszystko, co widzimy.

Można narzekać na nieco zbyt pogmatwaną fabułę, albo na dość oczywiste rozwiązanie niektórych zagadek (nie oglądajcie trailerów, sporo zdradzają), ale „Trzynaste piętro” jest świetnym mózgotrzepem, który wymaga sporej uwagi, żeby się nie pogubić. Fajna realizacja, dobrzy, choć mało znani aktorzy, ciekawa historia. Nie patrzcie na niskie oceny ze Zgniłych pomidorów, tam się nie znają. Film można wypożyczyć na Prime za dychę i to chyba jedyny legalny sposób, żeby go w tej chwili u nas obejrzeć. Zapewniam, że warto.

Pquelim

Słowem wstępu: Gryzłem się z doborem tych poleceń niemiłosiernie długo. Ostatecznie zdecydowałem się postawić przed sobą wyzwanie oparte na trzech kryteriach. Po pierwsze, nie zarzucać Czytelników starociami które wypadają mi zwykle z rękawa – zatem tytuły są dość świeże (z jednym wyjątkiem). Po drugie, wybrać propozycje łatwe w odbiorze, pozbawione bursztynowej poświaty, opowiadające swoje historie w sposób przystępny i niewymagający specjalnego wysiłku intelektualnego. Po trzecie wreszcie, polecić filmy będące moimi osobistymi ulubieńcami, swoiste crème de la crème w mojej kinematograficznej kuchni. W ten sposób powstała poniższa lista składników stanowiących moją prywatną receptę na udany jesienny wieczór. A że takowe są tuż przed nami, proszę się częstować. Życzę smacznego!

Godzina zemsty (Payback – 1999)

To chyba mój ulubiony film z Melem Gibsonem. Moim zdaniem również jeden z najlepszych „prostych” filmów sensacyjnych w historii, swoisty łabędzi śpiew kina akcji lat dziewięćdziesiątych. Obecnie bardzo niesprawiedliwie scancelowany, jak właściwie cały dorobek Gibsona. Mam wrażenie, że nikt już o „Godzinie zemsty” nie pamięta, nikt go nie wspomina, nikt do niego nie porównuje współcześnie mu podobnych filmów z Jasonem Stathamem, czy innym kamiennym Dwaynem. Wielka szkoda, bo ta produkcja łączy ze sobą w sposób idealny dwa fundamenty kina akcji – sztafaż noir oraz opowieść o zemście. Historia jest prosta jak budowa cepa.  Główny bohater, o którym wiemy tylko tyle, że przedstawia się jako Porter, zostaje po wykonaniu udanego skoku na walizkę pełną mafijnych pieniędzy, wyrolowany i pozostawiony na śmierć przez własną żonę i wspólnika. Niestety (dla wszystkich dookoła), udaje mu się przeżyć. Rusza więc w pozbawioną sensu, nadziei i litości, bezwzględną krucjatę przeciwko wielkiemu złu całego świata.

Film łączy ze sobą klimat noir – Porter musi rozsupłać węzeł gangsterskich zależności, aby dotrzeć do swoich zdrajców i wierzycieli – z eskapistycznym, świetnie wyreżyserowanym i dającym mnóstwo satysfakcji kinem zemsty. Akcja rozpędza się już od pierwszych minut i nie zwalnia tempa przez cały seans. Gibson, któremu na ekranie wtóruje naprawdę wyrazisty drugi plan (m.in. Kris Kristofferson, Lucy Liu oraz rewelacyjny Gregg Henry) co kilkanaście minut częstuje oponentów ołowiem i ewidentnie doskonale się przy tym bawi. Charyzmatyczny protagonista nie szczędzi też kąśliwych uwag i wyrazistych one-linerów, co świadczy o wysokiej klasie napisanego na podstawie powieści Donalda Westlake’a scenariusza. Film przeszedł również przez produkcyjne piekło i można dzisiaj znaleźć w Sieci informację, że jego wersja reżyserska – opublikowana w 2006 roku przez zwolnionego pod koniec dni zdjęciowych Briana Hegelunda – „Payback: Straight up” jest znacznie lepsza od pierwowzoru. Nie dajcie się zwieść, bowiem wersja ta jest całkowicie pozbawiona fenomenalnego klimatu i dystansu do opowiadanej historii. Kinowa „Godzina zemsty” nie traktuje siebie do końca poważnie, dając wyraźnie do zrozumienia, jaki jest główny cel opowieści. Jest nim uczciwa, w pełni satysfakcjonująca transakcja z widzem. Warta znacznie więcej niż 140 tysięcy dolarów. 😉

Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa (2020)

Kiedy ktoś mnie pyta o najlepszy polski film wyprodukowany po 2010 roku, bez wahania wskazuję na to dzieło Macieja Kawulskiego. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego nie jest on wymieniany przez rodzimych krytyków jako jedno z największych osiągnięć polskiego kina sensacyjnego. Opowieść o gangsterskim eldorado w Rzeczypospolitej w okresie transformacji ustrojowej ma w sobie wszystko, czym powinno się charakteryzować zacne kino gangsterskie. Jest odpowiednie tempo, jest osadzona na przestrzeni lat gorzka historia upadku, jest świetna ścieżka dźwiękowa, jest dynamiczny montaż, wyważona reżyseria i przede wszystkim jest świetna obsada. Marcin Kowalczyk zagrał bezimiennego „przedsiębiorcę” w sposób tak wyrazisty, że moim zdaniem otarł się o wybitność. Podobnie zresztą Tomasz Włosok, choć jego kreacja jest dość jednowymiarowa, to jednak cechuje ją nieprawdopodobnie wysoki poziom wiarygodności. W dalszym planie przewijają się uznane nazwiska, które znakomicie wpisują się w meandrujący według podręcznika scenariusz – Jan Frycz, Janusz Chabior, czy Adam Woronowicz nie wymagają rekomendacji. Nawet Piotr Rogucki został przez reżysera obsadzony w roli uwypuklającej jego użyteczność i funkcjonalność w kontekście opowiadanej historii.

Oglądając po raz pierwszy „Jak zostałem gangsterem…” nie mogłem wyjść z podziwu, że takie kino – łączące gangsterską sagę z dynamiką stylu Guya Ritchiego – powstało nad Wisłą. Do dzisiaj tak naprawdę jestem tym filmem zaskoczony, bardzo chętnie go odpalam (jest dostępny na wiodącej platformie streamingowej) i oglądam fragmentarycznie. Praktycznie cały seans składa się ze świetnie napisanych i wyreżyserowanych scen następujących po sobie, które wzbogacone zajmująco deklamowaną przez Kowalczyka narracją z offu, tworzą spójną całość. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to film w skali światowej wybitny. Również z tego, że historia w nim opowiedziana jest dość solidnie oklepana w ten czy inny sposób przez dziesiątki tytułów powstałych na przestrzeni dziesięcioleci. Ale w Polsce takiego kina, w takim stylu i na takim poziomie realizatorskim jeszcze nie mieliśmy. Kawulski dokonał rzeczy niebywałej. I chyba jednorazowej, bo swoje późniejsze produkcje zamienił w festiwale teledysków. Dla mnie jednak nie zmienia to nic. „Historię prawdziwą” uważam za szczytowe osiągnięcie rodzimego kina akcji.

Bielmo (The Pale Blue Eye – 2022)

Rozpacz i trwoga. Zgryzota. Żal. I marność, wszystko marność., jeżeli taki film nie uzyskuje uznania, jest sprowadzany do przeciętniactwa przez krytyków i tylko niewielka garstka widzów nieśmiało podnosi ton o tryumfalnym powrocie kryminału noir do łask. Nieprzebrany jest mój żal, bom okrutnie świadom, że o powrocie żadnym nie może być mowy. Nigdy więcej.

„Bielmo” to film Scotta Coopera, współodpowiedzialnego również za scenariusz. Autora m. in. „Szalonego serca” czy „Paktu z diabłem”. Pojawił się na jednej z platform streamingowych niczym zwiewny duch dawnej epoki: dziewiętnastowiecznych czasów raczkującej powieści grozy, którą swoim talentem komponował Edgar Allan Poe. Jeden z najwybitniejszych pisarzy i poetów, któremu – pośrednio – zawdzięczamy powstanie aż trzech gatunków literackich – kryminału, fantastyki oraz powieści grozy. Wspominam o nim nie bez przyczyny, bowiem sam Poe pojawia się jako pierwszoplanowy bohater w „Bielmie”. Wszyscy znają aktora, który użyczył mu swojej aparycji – jest nim Harry Melling, znany szerzej jako Dudley Dursley z serii filmów o Harrym Potterze. Tak, Dudley zagrał Edgara Allana Poe. I zrobił to wyśmienicie.

Na ekranie towarzyszy mu Christian Bale, w kreacji imić Augustusa Landora, uznanego detektywa wysłanego do szkoły wojskowej celem zbadania tajemniczej śmierci jednego z kadetów. Do rzeczonej instytucji uczęszcza również młody Poe. Niezrozumiany i odrzucony przez rówieśników młodzieniec, a przy tym poeta i artysta o przenikliwości umysłu dorównującej szacownemu inwigilatorowi. Obaj panowie połączą siły, a opowieść o ich wspólnym śledztwie przepełniona będzie klimatem, tajemnicą, lękiem i rozpaczą. „Bielmo” to majstersztyk współczesnego kina noir. Nie neo-noir, a właśnie klasycznego czarnego kina, podszytego elementami grozy wprost z kart opowieści niesamowitych. Nakręcony tak, jakby napisał go sam Poe niemal dwieście lat temu. Rzecz jasna, nie wszystkim przypadnie do gustu. Przez swoją archaiczność jest też wtórny, ale bardzo tej wtórności świadomy. Nie da się na nowo opowiedzieć podobnej historii unikając przy tym powtórzeń i zgranych rytmów. Ja jednak poczułem się tutaj jak w domu. Jak w ciepłym – poprzez swoje zimno i znajomym – poprzez tajemnicę, świecie imaginacji sennych. Uwielbiam. Wracam często. Wciąż chcę więcej. Jeszcze raz, jak najczęściej.

Tyle od nas, a Wy? Co byście dodali do tej listy? Które filmy uważacie za świetne, ale niedocenione i/lub niesłusznie zapomniane? Koniecznie podzielcie się w komentarzach!

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Related Articles

Komentarzy: 51

    1. Ja bym dodał jeszcze pierdyliard innych tytułów, ale kazali wybrać trzy.

      Vanilia Sky też by się u kogoś załapał. Mnie jednak mocno ten film nudzi, chyba nigdy nie obejrzałem całości na raz.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  1. Equilibrium, Donnie Darko czy Dark City mało znane? Przecież to kultowe filmy nie tylko w jakichś niszach. To już bardziej widziałbym tutaj Gattakę, ale to też byłoby nadużycie 😉

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Mi się wydaje, że znane albo bardzo znane w kręgach fanów sci-fi, fantasy, kinomaniaków. Na ulicy jak zapytasz ze 100 osób czy zna Dark City albo Donnie Darko to nie wiem czy znajdziesz 15 odpowiedzi 'tak’.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
          1. Jeżeli już ktoś zna FSGK, to zakładam, że zna też Donnie Darko. Pytanie, czy robicie zestawienie dla tych 85, co się nie znają, czy dla tych 15 😀.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
              1. Pan Żabka wspominał o tym filmie w recenzji gry Life is Strange w 2017, nie pamiętasz? (Sprawdziłem to przed chwilą i zdanie ma charakter humorystyczny). Skoro nie znasz, to muszę przeprosić Krawca i Froga 😀

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. „Pan Żabka wspominał o tym filmie w recenzji gry Life is Strange w 2017”

                  Wzruszyłem się <3

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
    2. Mroczne Miasto ma zdecydowanie za mało fanów. A recenzję tego filmu znajdziecie też u nas, popełniłem ja dobrych kilka lat temu:

      https://fsgk.pl/2018/08/mroczne-miasto-1998/

      Donnie Darko to faktycznie film kultowy, lecz w dość ograniczonej grupie fanów. A od niego wystartowała na dobre kariera Jakea Gylenhaala.

      Equilibrium z kolei dostał po nosie w momencie premiery bo był lansowany jako lepszy Matrix, a to jednak trochę inne – choć podobne – filmy.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    3. Pierwsza myśl była taka, że przecież to klasyki. A potem zaczęliśmy sprawdzać wyniki finansowe i się okazało, że prawie nikt tego nie ogladal w kinach.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
        1. Po premierze film zgarnął zawrotne 500 000 dolarów. Później, kiedy zdobył pewną popularność w internecie, ponownie pojawił się w kinach i zarobił w sumie 7,5 miliona. Wikipedia podaje, że z DVD i innych kaset wpłynęło ponad 10 milionów. Konkretny pieniądz, ale topowe filmy zarabiały w tamtym czasie kilkanaście razy tyle.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Donnie Darko musiał trochę czekać na swoją chwilę. Swoją drogą zestawienie filmów, które przepadły w kinie, ale odniosły sukces może być ciekawe – Dawno temu w Ameryce, Big Lebowski?

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  2. Dzisiaj tylko kr4wi3c nie dojechał, więc raczej będzie spokój w komentarzach. Ode mnie dorzucam Miller’s Crossin oraz The Death of Stalin, które poznałem dzięki FSGK.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Dlaczego nie dojechał? Siedzi Śpi w redakcji, wczoraj do nocy oglądał te filmy żeby sobie przypomnieć. Zgadzam się z tymi wyborami, zwłaszcza Moon uważam za świetne, kameralne kino s-f

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Wybrałeś najpopularniejsze tytuły ze wszystkich. Tylko z twoich recenzji nie mam wartości dodanej, a pozostali koledzy redaktorzy podsunęli ciekawe tytuły. Pamiętam, że gdy oglądałem Equilibrium pierwszy raz, to byłem zadowolony. Po niedawnym seansie stwierdzam, że film już trochę trąci myszką :).

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Equilibrium oglądałem w zeszły poniedziałek. Nie robi już takiego wrażenia.
          Następnym razem przygotuję zestawienie filmów dla prawdziwych koneserów, o których mało kto słyszał 😜

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. A ja rzucam veto, pod wpływem kr4wca obejrzałem wczoraj i z każdym seansem podoba mi się bardziej – mimo kilku wad.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
    2. Śmierć Stalina chciałem dać, ale reszta stwierdziła, że to znane. Nawet memy z Żukowem krążą po internecie. 😉 Nie chciałem też dawać filmów, które były już u nas recenzowane, bo zakładam, że te już znacie. 😉

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Memy są, ale nikt nie kojarzy filmu. Z moich poleceń wyszło mi, że jestem fanem Steva Buscemi (ale kto nie jest), więc podrzucę jeszcze Ghost World z 2001 r. :).

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Ghost World – O PANIE! Zapomniałem o tym. Muszę do tego wrócić, widziałem ze 20 lat temu i bardzo mi się podobał.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. polecenie tego ghost worlda to jakiś żart? obejrzałem wczoraj i zmarnowałem czas na jakiegoś marnego średniaka dla nastolatkuw xdd dobrze, że przynajmniej było na co popatrzeć (młoda scarlett), ale i tak nie było warto 😪

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Ale w sensie, że nie lubisz gatunku Young Adult Movies, czy akurat ten film Ci nie podszedł?

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. w sumie jedno i drugie. taki trochę film o niczym, i nawet zakończenia nie ma, tylko w pewnym momencie po prostu pojawia się napis the end i napisy końcowe

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Film był kręcony kiedy Scarlett miała 15 lat 🙂. Dzisiaj filmy o dorastaniu są już lżejsze (Edge of Seventeen, Lady Bird), ale GW to dość przemyślana produkcja – trochę intelektualnego bełkotu o kulturze, trochę o relacjach i ich rozpadzie oraz o tym, że życie zawsze zmusza nas do wyborów. Zakończenie może być metaforyczne, albo dosłowne – mnie zostawiło z dość ciemnymi myślami. Aktorsko film jak najbardziej dowozi, a Buscemi gra tutaj rolę, która odstaje od jego emploi i bez wątpienia daje radę.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
  3. Kuba
    Profesor i szaleniec to bardzo dobry film, wgryza się w glowe i nie daje o sobie zapomnieć. Świetny wybór. Problemem tam były chyba jakieś gigantyczne konflikty przy produkcji, oczywiście z Gibsonem w roli głównej.

    Locke mnie nie porwał. Rosyjskiego Trenera nie znam, dodaje do listy oczekujących.

    SithFrog
    Arlington Road dodane do listy, zaciekawiłes mnie.
    Mroczne Miasto oglądałem i uważam za lepsze od Matrixa, naprawdę tam jest sporo zrzynek z tego filmu. Świetne kino.
    Pół serio – serio? Dla mnie sredniaczek. Aczkolwiek z potencjałem, mógł być dobry ten film.

    Krawiec
    Wszystko na tak, jeśli ktoś nie zna to spokojnie można obejrzeć. Wybór dość prosty dla mnie, ale czy dla współczesnego widzą? Śmiem wątpić.

    Crowley
    Dwa pierwsze tytuły mnie zaintrygowały, spróbuję się z nimi zapoznać. Chociaż Sandler działa na mnie jak płachta na byka.
    Natomiast Trzynaste Piętro widziałem i mnie rozczarował. Taki sobie. Pomysł był dobry, żale coś w tym filmie jest że mi się go nie oglądało przyjemnie.

    Pq – obejrzę w końcu to Bielmo! 🙂 Resztę znam i w pełni popieram. Zwłaszcza Payback jest genialny, dla mnie 10/10.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Zapomniał dodać, że jestem wielce ukontentowany całością tekstu i serdecznie dziękuję za polecajki. Uwielbiam Was czytać, nawet jeśli się z Wami nie zgadzam. Jedyne w swoim rodzaju miejsce w polskiej Sieci. Zero silenia się na kontrowersje, żadnego szamba w komentarzach (Mickiewiczu nie wracaj), w porównaniu z wami film.org na które musiałem z braku tutejszych tekstów się przestawić, to jesteście po prostu lepsi. I takie topki to potwierdzają. Tak trzymać!

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Film.org? Ten gdzie gdzie pewien Odys pisał najbardziej debilne teksty jakie w życiu widziałem? 😀

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  5. „Godzina zemsty” to właściwie remake „Zbiega z Alcatraz” z Lee Marvinem. A że Gibsona cancelują to nic dziwnego. Katolik, a w dodatku udzielił paru wywiadów, które nie mogły się spodobać w Hollywood.
    Ode mnie:
    „The Warriors” z 1979.
    Mało znany film Waltera Hilla (w Polsce praktycznie nie pokazywany, pamiętam tylko jedną emisję w TV, lata temu). Historia o gangach ulicznych osadzona w nieodległej przyszłości. Wyjątkowy klimat.
    „The Blood of Heroes” z 1989.
    Inny tytuł: „The Salute of the Jugger”. Przyrodni brat Mad Maxa, który nie odniósł takiego sukcesu. Moim zdaniem niesłusznie, bo jest lepszy od Mad Maxa. Rutger Hauer, śliczna Joan Chen i w epizodycznej roli Hugh Keays-Byrne (Obrzynacz z MM).
    „The Silent Flute” z 1978.
    Znany też jako „Circle of Iron”. Jeżeli chcecie wiedzieć czemu Bill z „Kill Billa” grywa na długim drewnianym flecie powinniście koniecznie obejrzeć. Według pomysłu i scenariusza Bruce’a Lee do spółki z Jamesem Coburnem i Stirlingiem Silliphantem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
      1. Poszukaj, warto. Ja byle czego nie polecam. W odpowiednich kręgach wszystkie mają status kultowych.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  6. Remake i nie remake, bo w Point Blank (darujmy sobie te fatalne tłumaczenie tytułu) Johna Boormana okoliczności są nieco odmienne. Oba filmy są po prostu ekranizacja powieści „The Hunter” Davida Westlake’a, którego bibliografia zasługuje na oddzielny artykuł. Dość powiedzieć, że sam Porter (u Boormana Walker) w oryginale nazywa się Parker, jest bohaterem 24 pulpowych kryminałów i co najmniej ośmiu filmów – oprócz Gibsona i Marvina grał go również Jason Statham w filmie „Parker” z 2013 roku.

    The Warriors z kolei są super kultowym filmem z rozbudowanym lore, m.in. jedna z najlepszych gier na PSX to właśnie adaptacja tego filmu. W USA jest bardzo popularny i stawiany obok Mar Maxa. W Polsce faktycznie jest praktycznie anonimowy. A od siebie dodam, że niezbyt mi się podobał, bo poza klimatem niewiele więcej miał do zaoferowania. Drewniane aktorstwo i takowe dialogi. Ale to moje zdanie.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Jednak ten klimat to właśnie m.in. zasługa dialogów. Ja wiem, że w normalnym świecie nikt tak nie mówi, ale „The Warriors” to fantastyka, nie normalny świat. Równie dobrze można się przyczepić, że dialogi we „Władcy Pierścieni” są drewniane. 😛 Aktorstwo jak aktorstwo, pasowało do reszty. Ja uwielbiam ten film do dzisiaj. Nic się nie zestarzał. Wolę od „Ucieczki z Nowego Jorku”.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  7. Tak w ogolę to prośba o podawanie oryginalnego tytułu filmu, bo człowiek się musi zastanawiać z tymi tłumaczeniami.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. U mnie pierwotnie były orginalne tytuly kursywą w nawiasach. Ale Sekretarz Redakcji zdaje się uznał, że nie trzeba 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Skoro są topki o filmach a będą jeszcze o książkach i grach to powinny być jeszcze o serialach. Chyba redakcja ogląda seriale czy nie? Można by się cofnąć do lat 90′ i od tego momentu szukać dobrych seriali.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 0
      2. Czy ktoś z redakcji może się odnieść do mojego wpisu powyżej o to czy będą topki o serialach?

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Na pewno tak, ale w tej chwili jeszcze nic konkretnego nie pichcimy. Jest w przygotowaniu kilka kolejnych tekstów przekrojowych, które będziemy puszczać sukcesywnie. Staramy się, żeby w każdym tygodniu nowe materiały były jak najbardziej zróżnicowane.

          To mi się podoba 1
          To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Polityka prywatności/Regulamin zamieszczania komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button