GryGry Wideo

Doom (2016)

12 lat po nie do końca udanym, a potem jeszcze dodatkowo popsutym „Doom 3„, nadeszła nowa „Zagłada”. Tym razem jednak była w wyśmienitej formie. Brutalna, krwawa i szybka, czyli taka, jaka powinna być. Żeby przetrwać, trzeba napierać do przodu, przedzierać się przez kolejne fale demonów, a każde zatrzymanie się na dłuższą chwilę oznacza śmierć. Naszą, nie demonów, żeby była jasność.

Doom ma bardzo prostą konstrukcję. Zwiedzamy kolejne lokacje, świetnie swoją drogą zaprojektowane, wybijając wałęsające się tam demony. Część lokacji będzie „przejściowa”, czyli po prostu prowadząca z punktu A do punktu B. Niektóre jednak będą miały postać aren, na których odbywać się będą konkretniejsze bitki. Areny te są często kilkupoziomowe, ze strategicznie rozmieszczonymi osłonami, przejściami i skrótami oraz porozrzucaną amunicją i apteczkami. Bieg, skok, odstrzelić demonowi łeb, schować się, przeładować, GDZIE JEST APTECZKA?, szturm, grad pocisków, naboje się kończą!, piła w ruch… NIE RUSZAJ SIĘ, JAK DO CIEBIE STRZELAM, dobra, padł, to teraz zapakować temu latającemu ustrojstwu granat w gębę… Te potyczki potrafią być naprawdę intensywne i epickie.

Bronie? Standard, nic ponad to, do czego przyzwyczaiły nas inne gry z serii. Główną siłą rozpierdzielu jest strzelba (obowiązkowo wzbogacona o granatnik), której używa się na przemian z działkiem plazmowym. Na dużych wrogów mamy rakietnicę, a większe grupy najlepiej eliminować z BFG, do którego dostęp dostajemy jednak zbyt późno, by móc się nim w pełni nacieszyć. Jest jeszcze piła, w której co prawda trzeba uzupełniać szybko się kończące paliwo, ale za to jest w stanie poszatkować każdą cholerę.

Bardzo dobrym posunięciem ze strony autorów było odrzucenie mechanik stosowanych przez współczesne FPS’y, jak samoregenerujące się zdrowie czy ograniczenia co do ilości jednocześnie niesionych pukawek. Jak za starych, dobrych czasów przyjdzie nam biegać w poszukiwaniu apteczek bądź, co mi się bardzo podobało, zabijać demony z buta, łokcia czy przytupem z powietrza, wykonując zabójstwa chwały. Zabójstwa te są brutalne, ale satysfakcjonujące, a z wyeliminowanych w ten sposób demonów wysypuje się dużo dobra w postaci amunicji czy właśnie apteczek. Im więcej takich zabójstw, tym więcej amunicji, a więc więcej demonów można wykończyć… i niech ktoś spróbuje zatrzymać tę rozpędzoną karuzelę destrukcji! Nie da się, bo to jest właśnie siła „Dooma” – szybka i brutalna eksterminacja piekielnych pomiotów.

Na swojej drodze spotkamy całą masę znajomków z poprzednich odsłon, nieco odświeżonych i przemodelowanych. Niejeden się pewnie uśmiechnie na widok dobrze mu znanego demona, teraz w nowej jakości. Nie mogę tylko zrozumieć, czemu niektórym potworom zmieniono mechanikę względem poprzednich części. Chociażby impy, które zamiast pluć ogniem, teraz rzucają w nas ognistymi kulami, niczym Liu Kang w „Mortal Kombat”.

Początkowe levele, które przyjdzie nam zwiedzać, są dość sztampowe. Marsjańska baza, nic nadzwyczajnego. Ciekawiej robi się, gdy już trafimy do piekła – tam widać, że projektanci poziomów mogli wykazać się kreatywnością. Twórcom udało się też fajnie pokazać charakter głównego bohatera. Ten wyznaje zasadę „czyny, nie słowa” i właśnie po jego czynach możemy sporo wywnioskować. Chociażby sposób, w jaki Doomslayer używa elementów interaktywnych – z taką brutalną siłą i jakby nutą zniecierpliwienia. Widać, że chłop z niczym się nie cacka.

Niestety gra ma kilka niedoskonałości, które trochę psują przyjemność. Na przykład wygląd wypadającej amunicji, bo o ile broń wykonana jest starannie i z mnogością detali, tak amunicja została sprowadzona do poziomu kolorowych ikonek. Przez to dobra wylatujące z zabitego demona przywodzą na myśl kolorowe cukierki wysypujące się z piniaty.

Dodatkowo niektórzy wrogowie są w stanie wchłonąć w siebie naprawdę sporo pocisków, zanim wreszcie będą łaskawi paść. To klasyczne gąbki na amunicję, a walka z takimi rzadko bywa ciekawa. Z mojego punktu widzenia lepiej by było dać więcej słabszych wrogów niż kilku takich „pochłaniaczy”.

Kolejna rzecz, która średnio mi się podobała, to ścieżka dźwiękowa. Mimo iż utrzymana w stylu, jaki najbardziej mi pasuje w tego typu grach, czyli metalowo-industrialna i bardzo dobrze współgrająca z tym, co dzieje się na ekranie, niestety kompletnie nie zapada w pamięć. Po dłuższym czasie zaczyna wręcz męczyć i człowiek się zastanawia, czy kompletnie ją wyłączyć, czy zastąpić czymś innym. W piekle zdecydowanie zabrakło mi też czegoś w stylu niepokojących ambientów podkreślających klimat.

Niby są to wszystko drobiazgi, ale jednak na dłuższą metę uwierają.

id Software przygotowało solidny tytuł. Odrzucenie nowoczesnych elementów strzelanek i cofnięcie się do oldschoolu wyszło tej grze na dobre. I zupełnie nie przeszkadza fakt, że autorzy nieco wzorowali się na modyfikacji „Brutal Doom”, tak w kwestii mechaniki, jak i gameplayu. To jeden z najlepszych shooterów i po prostu klasyka gatunku. Starzy wyjadacze poczują się tu jak w domu, a dla pozostałych to świetna okazja na zapoznanie się z tą kultową serią.

Doom (2016)
  • Ocena Alexy i Kr4wca - 8/10
    8/10

Gra zakupiona we własnym zakresie.

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Related Articles

Komentarzy: 5

  1. Uwielbiam tego dooma a w szczególności za muzykę 😀 to co odwalił Mick Gordon jest niesamowite, to jest czysta dźwiękowa adrenalina. Polecam obejrzeć na yt jego wykład z GDC „DOOM: Behind the Music” gdzie tłumaczy jak uzyskał brzmienie i czym były powodowane jego decyzje kreatywne. Wielka szkoda że po DOOM Eternal twórcy go potraktowali jak szmatę przez co do dzisiaj nie wyszedł pełnoprawny OST 🙁

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Muzyka w tym Doomie mi wyjątkowo nie siadła. Oprócz jednego dobrego i wyróżniającego się utworu reszta zlała mi się w jeden, aż w końcu wyłączyłem bo stała się męcząca. Poza tym to był czas kiedy YT było zawalone kawałkami djent z nisko nastrojonymi gitarami. Słuchałem wtedy tyle tego, że ta z Dooma wydała mi się zwyczajnie przeciętna – oprócz jednego kawałka który miażdży i wgniata w fotel.
      Szanuję jednak id za to że postawili na taki rodzaj niezbyt mainstreamowej muzyki.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button