Seriale

Analiza: Akolita, sezon 1, odcinki 4 i 5 [spoilery]

Po retrospektywnych rewelacjach z trzeciego odcinka Akolita wraca do teraźniejszości. Zanim jednak przejdę do omówienia odcinków numer cztery i pięć, kilka uwag ogólnych, które mi się w międzyczasie narzuciły.

Znaczenie tytułów

Konstrukcja Akolity opiera się na niedomówieniach, zagadkach i tajemnicach. Pomijając zupełnie jakość tych zagadek, fabuły, a także samych walorów filmowych tego serialu, można pokusić się o próbę rozszyfrowania niektórych tropów. Warto według mnie zwrócić uwagę na tytuły odcinków. Pierwsze dwa: Zaginiona/Odnaleziona oraz Zemsta/Sprawiedliwość odnoszą się do głównych bohaterek i dwóch różnych punktów widzenia na świat przedstawiony. Myślę, że są one dość przewrotne, bo każde ze słów odnosi się nie do tej z sióstr, o której by się to wydawało. Zaryzykuję stwierdzenie, że Osha jest zaginioną z punktu widzenia Mae oraz jedi i to ona szuka zemsty na siostrze za śmierć wiedźm. Wynika to wprost z rozmowy z Solem, do czego dojdę kilka akapitów niżej. Mae z kolei jest odnalezioną siostrą, a prawdopodobnie też uczennicą odnalezioną przez sithów/mrocznych jedi, czy kto tam pociąga za sznurki. Ona pragnie sprawiedliwości, bo wie, kto tak naprawdę doprowadził do hekatomby na Brendok i że wiąże się to z nadużyciem władzy przez jedi. Stąd jednoznaczna konkluzja, że przed końcem tego sezonu Osha okaże się złą, a Mae dobrą bohaterką.

Trzeci odcinek jako pierwszy nie miał podwójnego tytułu z prostej przyczyny: opowiadał historię widzianą wyłącznie z perspektywy Oshy. W przyszłości czeka nas co najmniej retrospekcja, a być może cały kolejny odcinek, z którego dowiemy się prawdziwej wersji wydarzeń, prawdopodobnie widzianych oczami drugiej z bohaterek. Sam tytuł: “Przeznaczenie” wydaje się jednoznaczny. Tragedia na Brendok rozpoczęła ciąg zdarzeń, które doprowadzą siostry do ich ostatecznej konfrontacji. Dodatkowo dziewczynki stanęły wtedy wobec swojego przeznaczenia, jakim miało być wstąpienie w szeregi wiedźm.

Tytuł odcinka czwartego to “Dzień”. W chwili pisania tego akapitu nie znam jeszcze kolejnego, ale być może będzie to “Noc”? <no i zgadłem – dop. Crowley> Dzień na Khofar mija na podróżach, noc pewnie będzie skąpana we krwi. Mae zwraca się w jasną stronę, a Osha zapewne w mrok. Ale nie uprzedzajmy faktów. Zacznijmy od początku.

Dzień

Odcinek rozpoczyna się na Khofar, gdzie mistrz Kelnacca wiedzie życie pustelnika i chodzi po studiu zaaranżowanym na dżunglę. Nie rozumiem, skąd pozytywne opinie na temat dekoracji w Akolicie, bo ich sztuczność aż wali po oczach. A nawet po uszach, bo kroki wookiego niosą się jak po scenie w teatrze, a nie po naturalnym podłożu. Kelnacca mieszka wewnątrz jakiegoś wraku, a siedzibę przyozdobił symbolami przypominającymi te z czoła matki Anisseyi albo nasze swojskie yin i yang. Włochaty jedi ewidentnie nie może zapomnieć o Brendok.

Przenosimy się na Coruscant, gdzie inny mistrz szkoli młodzików w sztuce fechtunku, doradzając skupienie się na ochronie własnego ciała nawet kosztem siły ataku. To dość znamienne w świetle późniejszych wydarzeń. Potem następuje krótka rozmowa między Jecki oraz Oshą, która zbiera się do wyjazdu. Jeszcze niedawno trzymano ją pod kluczem mimo oczywistych dowodów, że nie stała za śmiercią Indary, a teraz po prostu ma zamiar sobie pójść, bo “zrobiła swoje”. Czyli co tak naprawdę? Dialogi w tym serialu są naprawdę dziwne. Może to też było moje wrażenie, ale dziewczyny zdecydowanie mają się ku sobie i możliwe, że jest to jakiś początek romansu. Ta zażyłość jest dziwna, bo pojawia się zupełnie nagle. W poprzednich odcinkach te dwie postacie ze sobą nie rozmawiały, a teraz nagle zdają się być dobrymi przyjaciółkami.

Tymczasem na Khofar przylatują Mae i Qimir swoim koszmarnie animowanym statkiem. W całych Gwiezdnych wojnach wszyscy zawsze bez pudła trafiali od razu na miejsce (co zawsze było dla mnie idiotyzmem dużo większym, niż dźwięk rozchodzący się w próżni), ale tym razem trzeba się będzie pomęczyć. Dlaczego, skoro Qimir twierdzi, że zna drogę do kryjówki Kelnakki? Nie można było wylądować gdzieś bliżej i uniknąć kilkugodzinnego marszu przez dzicz? Widocznie nie. Albo co mają oznaczać jego słowa, że odnalezienie Oshy niczego nie zmienia i Mae nadal ma polować na jedi? Właśnie to powinno zmienić wszystko.

Wracamy na Coruscant do kwatery jedi, przypominającej bazę na Yavinie. Analizują na hologramie technikę walki Mae i na podstawie jej fikołków dochodzą do wniosku, że dziewczyna jest słabo, ale jednak wyszkolona przez kogoś biegłego w mocy. Sol mówi, że Mae nie zna tożsamości swojego mistrza, co z kolei dziwi mistrza… Ki-Adi-Mundi. Tak, tak, tego samego, który w Mrocznym widmie wypowiada słynną kwestię, że sithowie nie byli widziani od ponad tysiąca lat. W tym momencie słychać głos milionów fanów krzyczących z trwogą, bo oto szuje z Disneya znowu zmieniają kanon i psują Gwiezdne wojny! Nie dość, że Mundi musi być paskudnym kłamcą, albo Mroczne widmo nie jest już kanoniczne, to jeszcze dosłownie w trakcie emisji odcinka zmieniono mu datę urodzenia na wookiepedii. Pierwotnie nie powinien był się jeszcze urodzić, chociaż jego wiek pojawił się gdziekolwiek chyba tylko jeden raz. To jest według mnie ta prowokacja, o której wspominałem poprzednio. Nie wierzę, że twórcy Akolity są aż takimi imbecylami, żeby przypadkiem zrobić taki babol. Wprowadzenie postaci Ki-Adi-Mundiego w taki sposób i jego późniejsza niewiedza muszą zostać w jakiś sposób wyjaśnione. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to że główny złol tego sezonu nie będzie sithem, a przynajmniej nie będzie nazwany sithem. To zresztą sugeruje mistrzyni Vernestra, mówiąc, że Mae została wyszkolona przez jednego z jedi. Słowo sith nie pada ani razu i raczej szybko nie padnie. Ewentualnie po prostu nikt nie przeżyje, ale by było maksymalne scenariuszowe lenistwo. Zastanawiające jest coś zupełnie innego. Sol mówi, że celem jest trójka jedi, nie on sam. Dopiero Vernestra dopisuje go do listy. To dziwne, bo w innym odcinku Osha od razu mówiła o czterech celach. Sol ma zdecydowanie więcej za uszami, niż to się komukolwiek wydaje.

Mundi sugeruje powiadomienie Rady Jedi o zabójstwach, czego zielonoskóra mistrzyni odmawia, w obawie o wywołanie skandalu w całej Republice. Sprawa ma być załatwiona po cichu, aby nie podkopywać wizerunku jedi. Według mnie takie knowania w dobie największej świetności i potęgi jedi są idiotyczne i bezsensowne, ale pewnie zamysłem jest (oczywiście nieświadome) odniesienie się do Księgi przysłów: “pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną.” Jedi upadną za sto lat, a ich upadek poprzedza wiek pychy – epoka Wielkiej Republiki.

Zostaje wydany rozkaz pojmania Mae i odnalezienia Kelnakki, a po naradzie Vernestra konfrontuje się z Solem. Ma pretensje, że nie przekazał informacji o możliwości, że Mae przeżyła katastrofę na Brendok. Vernestra obawia się, że cała heca jest częścią większego planu, niemal cytując Yodę z Mrocznego widma. Solowi udaje się wybłagać możliwość udziału w wyprawie na Khofar, z Oshą jako przynętą. Całą rozmowę z oddalenia obserwuje Ki-Adi-Mundi. Wszystko to jest naprawdę dziwne, ale bez wiedzy o prawdziwym przebiegu wydarzeń na Brendok można jedynie zgadywać na ślepo, o co może chodzić. Na ten moment zarówno Vernestra, jak i Sol wydają się bardzo podejrzanymi osobnikami, ale nie współpracują ze sobą.

Potem skaczemy między planetami. Najpierw wracamy na Khofar. Z jakiegoś powodu Qimir indaguje Mae na temat sposobów zabijania jedi. Zdradza też, że jest coś winien tajemniczemu mistrzowi. Mae wyraża zainteresowanie losami siostry, którą jej towarzysz miał okazję poznać. Potem Sol przekonuje Oshę do przyłączenia się do wyprawy. Mówi, że widział w jej siostrze dobro, na co Osha odpowiada, że to morderczyni. Wspominałem o tym na wstępie. Osha chce się zemścić na Mae za śmierć matek i reszty wiedźm. To w niej dojrzewa ciemna strona. A mimo to Sol i tak bierze ją na pokład, bo fabuła musi biec dalej. Drużyna jedi składa się z wspomnianego mistrza, Yorda, Jecki oraz piątki nieznanych jedi. Ich anonimowość i brunatnoczerwone wdzianka nie rokują zbyt dobrze. Już w Star Treku ustalono, że bezimienni ludzie w czerwonych koszulach giną w filmach jako pierwsi. No i jest jeszcze Bazyli, czyli przypominający bobra lub fretkę kosmita tropiący. Mistrz Kelnacca nie daje znaku życia, trzeba go więc będzie wytropić, chociaż chwilę wcześniej Yord twierdzi, że na planetę wysłała go Rada. Można by się było spodziewać, że wiedzą, gdzie jest. W każdym razie dowiadujemy się, jakich Bazyli używa zaimków. Na szczęście mistrz Sol też potrafi wyczuć wookie z wielkiej odległości, więc ekipa niczym drużyna pierścienia rusza w stronę tego samego lasu co Mae i Qimir. Wkurzające w tych wszystkich wyprawach jest to, że postacie co i rusz przystają, żeby pogadać ze sobą o jakichś ważnych sprawach. Nie potrafią rozmawiać idąc. Muszą się zatrzymać, popatrzeć sobie w oczy i wygłosić swoje przemówienia.

Mae z Qimirem docierają na skraj mrocznej dżungli. Tymczasem jedi nadchodzą z innego kierunku. W ciemnym lesie Osha wyczuwa coś w dziwnych naroślach na pniach drzew, po czym widzimy jak jedna z nich zamienia się w paskudnego latającego robala. Muszę przyznać, że ten moment został zrobiony znakomicie, aż ciarki przechodzą, kiedy łuskowate cielsko zaczyna się ruszać. Niestety równie szybko czar pryska, bo Sol po prostu przecina owada na pół. Ot i po problemie. Jecki wnioskuje, że paskudy przyciąga światło, a Osha uważa, że to ona pobudziła zwierzę, które przez nią zginęło.

Mae zaczyna wątpić w rozkazy swojego mistrza, przekazywane przez Qimira. Twierdzi, że nie jest w stanie zabić jedi bez użycia broni, a za porażkę zapłaci głową. Dziwne, że wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Kiedy Qimir idzie poszukać dla niej wody, ona buduje pułapkę godną Johna Rambo, a potem wabi w nią swojego towarzysza. Okazuje się, że kilkugodzinny marsz przez dżunglę spowodował u bohaterki olśnienie. Wreszcie do niej dotarło, że przeżycie Oshy wszystko zmienia, a ona wcale nie musi mścić się za śmierć siostry. Przenikliwość godna pomnika na Placu Piłsudskiego. Coś, co było oczywiste dwa odcinki temu, dopiero teraz przeszło przez wszystkie trybiki. Kto to pisał? Mae postanawia oddać się w ręce Kelnakki i “trzymać z rodziną”, odgraża się też, że wyda Qimira jedi w zamian za swoją wolność. Za nic ma też groźbę śmierci z rąk mistrza, bo ten najpierw musiałby ją znaleźć. Zostawia więc Qimira dyndającego na linie i rusza w kierunku kryjówki Kelnakki. W tym momencie jasne jest, że Qimir w jakiś sposób współpracuje z tajemniczym mistrzem, a nie tylko służy za skrzynkę kontaktową. Grożąc Mae zmienia głos i przestaje udawać głupka. Zagadką nie jest sam fakt, po której stronie stoi Qimir, ale czy jest wabikiem, czy prawdziwym przeciwnikiem jedi. Z trailerów wynika, że na Khofar pojawi się zamaskowany wojownik. Jeśli okaże się nim Qimir, będzie to najbardziej nieudolnie skrywana tajemnica w dziejach kina. Jeśli scenarzyści mają choć odrobinę inteligencji, postać grana przez Mannyego Jacinto powinna być fałszywym tropem, bo po prostu wszystko w tym momencie wskazuje na niego. Możecie zgadywać, którą opcję wybrali w Disneyu.

Sol wyczuwa coś złowrogiego i daje Oshy wykład na temat tego, że dziewczyna nie ma zmierzyć się z siostrą, ale z własnymi demonami przeszłości. I on sam również. Obiecuje też wyjaśnić bliźniaczkom jakąś nieokreśloną tajemnicę. Tymczasem Mae dociera do siedziby Kelnakki, po drodze wpadając na Bazylego. Niestety futrzasty jedi został potraktowany z buta jeszcze mocniej od Carrie-Ann Moss, bo po prostu zabili go poza kamerą. Widzimy jedynie jego zwłoki z jeszcze dymiącą raną przez środek klatki piersiowej. Mało chwalebna śmierć, ale mówi Mae jedno: jej mistrz jest na miejscu. W tym momencie musi to być Qimir, albo ktoś, kogo w ogóle nie widzieliśmy. Nad Khofar zachodzi słońce. Jedi docierają przed chatę wookiego i wywołują Mae. Swoją drogą ona wcześniej weszła jakimś tylnym wejściem, więc teraz nie powinna mieć problemu z wymknięciem się, ale tego nie robi. Pamiętajmy jednak, że planowała też oddać się w ręce jedi. Dodając dwa do dwóch, mogłaby pomyśleć, że nikt jej skuteczniej nie obroni przed mistrzem od rycerzy Republiki. Woli jednak siedzieć w chacie i wyglądać przez szparę w drzwiach. Logiczne myślenie nie jest jej najmocniejszą stroną.

Następuje najfajniejszy moment odcinka. Sol wyczuwa coś za sobą. Odwraca się w kierunku stojącej tam Oshy, a my widzimy jak za jej plecami lewituje rozmazana postać w czerni. Wejście “sitha” znanego z trailerów jako Smilo Ren z powodu szczerzącej się maski, jest naprawdę imponujące i efektowne. Bardzo przypomina pojawienie się Hrabiego Dooku w pierwszych Wojnach klonów Tartakowskiego. Powoli z cienia wyłania się postać w pelerynie z dziwacznym hełmem na głowie. Podchodzi do Oshy i włącza czerwony miecz świetlny. Jedi zamiast przyciągnąć mocą swoją podopieczną w bezpieczne miejsce, zapalają swoje świetlówki. Zupełnie zapominają też o naukach mistrza z początku odcinka i zamiast skupić się na obronie i defensywie, ruszają biegiem w kierunku wroga niczym nacierająca średniowieczna piechota. W odpowiedzi Darth Szczęka powala wszystkich jednym potężnym pchnięciem mocy, czym kończy się odcinek.

Noc

Jak trafnie zgadłem, odcinek piąty zatytułowano: “Noc”, bo dzieje się w nocy. Razem z poprzednim tworzą całość, więc bez zbędnych wstępów wracamy do akcji. Osha odzyskuje przytomność po pchnięciu przez mrocznego wojownika. Z jakiegoś powodu po raz kolejny widzimy, że na Khofar unoszą się w powietrzu dziwne mieniące się drobinki. Były też w poprzednim odcinku, kiedy Mae natknęła się na Bazyla i pojawią się kilka razy w tym odcinku. Czy mają jakieś znaczenie? Tego na razie nie wiadomo. Po przebudzeniu Osha szybko odnajduje pierwszego martwego jedi, a chwilę potem jej uwagę przyciągają odgłosy walki. To Smilo Ren rąbie piątkę jedi jednocześnie. Choreografia jest całkiem niezła, mroczny rycerz walczy z ogromną zajadłością i brutalnością. Jest pioruńsko szybki i precyzyjny. W dodatku okazuje się, że jego rękawice oraz hełm zaburzają działanie mieczy świetlnych. Kto w nie uderzy, temu latarka gaśnie na kilkanaście sekund, co nie kończy się najlepiej. Yord zostaje ranny, a pozostała czwórka posiekana na plasterki. I chociaż ta walka jest chyba najlepszą pod szyldem Disneya, jaką do tej pory widzieliśmy w wykonaniu aktorskim (w Wojnach Klonów były dużo lepsze), to nie da się przejść obojętnie obok faktu, że piątka jedi, nawet niezbyt wprawnych, powinna tego “sitha” pokonać choćby przewagą liczebną. Magiczne hełmy i zbroje zatrzymujące miecze już się pojawiały w uniwersum, ale bardzo nie lubię tego rozwiązania. Miecz świetlny powinien być bronią ostateczną i nie do zatrzymania.

Osha próbuje złola ogłuszyć, ale jego wdzianko jest odporne i na taką formę ataku. Mae zabiera miecz Kelnakki, a Osha ucieka w las, gdzie niemal dopada ją Smilo. W ostatniej chwili rzucony miecz zostaje odbity przez mistrza Sola. Skąd wziął się akurat tam i dlaczego nie walczył razem z innymi? Nie wiadomo. Albo scenarzyści stwierdzili, że tak będzie bardziej dramatycznie (chociaż głupio), albo Sol znowu robił coś dziwnego. Na tym etapie tylko odkrycie, że Sol jest prawdziwym sithem, byłoby dla mnie niespodzianką w tym serialu. I to taką nawet ciekawą.

W każdym razie Sol rozkazuje Yordowi (który pojawił się tam również w niewyjaśniony sposób i to z, na pozór, zdrową nogą) zabrać Oshę na statek, a sam przystępuje do pojedynku z wrogiem. W międzyczasie jeszcze przecięte drzewa obalają się niezgodnie z prawami fizyki, ale już dawno nie wymagam, żeby ktokolwiek w tym serialu przejmował się takimi detalami. Wzorem poprzedniego odcinka podczas ucieczki przez dżunglę bohaterowie też robią sobie przerwy na pogaduchy. Tymczasem Sol wyczuwa w przeciwniku coś znajomego. Nie wie jednak co.

Przenosimy się do Mae, która zostaje zaatakowana przez Jecki. Przypominam, że poprzednio zdecydowała się oddać w ręce jedi, więc logicznym jest, że kiedy padawanka zakłada jej kajdanki… postanawia z nią walczyć. Sol walczy ze Smilo, co jakiś czas robiąc przerwę na obowiązkową pogadankę. Dowiadujemy się, że magiczny hełm chroni nie tylko przed mieczami świetlnymi, ale także uniemożliwia czytanie w myślach (jest to więc hełm Magneto). Na uwagę Sola, że mistrz nie powinien ukrywać twarzy przed mistrzami, “sith” sugeruje, że jedi sam nie jest zbyt prawdomówny. To implikuje, że bandyta wie, co naprawdę stało się na Khofar i że jedi ukrywają straszne fakty. Yord podczas kolejnego przystanku tłumaczy Oshy, że zamaskowany wojownik walczy tak, jakby potrafił wnikać w umysły innych i nad nimi panować Ta odpowiada, że to technika wiedźm.

Jecki zakuwa w końcu Mae w kajdany, ale wtedy mistrz przybywa na pomoc swojej uczennicy i atakuje padawankę. Następuje bardzo fajnie pomyślana sekwencja, w której Jecki walczy dwoma mieczami (drugi należał do Kelnakki). Widać w jej ruchach zapalczywość ale i strach przed wrogiem. Oczywiście nie pamięta o naukach z poprzedniego odcinka. Osha z Yordem docierają do lasu z robalami. Mae ucieka, a mistrz ją goni, zostawiając Jecki za plecami. Kiedy dogania swoją uczennicę, ta błaga go o wybaczenie. On zamiast załatwić sprawę jednym ruchem, rozcina najpierw kajdanki, a potem nie zdąża zadać ostatecznego ciosu, bo na miejscu pojawiają się Sol i Jecki. Po co ciął w kajdanki zamiast w głowę? Żeby Mae nie musiała później szukać sposobu na oswobodzenie się. “Sith” ściera się z dwójką jedi, w międzyczasie próbując trafić uciekającą Mae. Nie wiadomo, dlaczego tak mu do tego spieszno, bo ewidentnie jest w stanie przegonić każdego w tej dżungli.

Yord i Osha postanawiają zawrócić, bo dziewczyna ma przeczucie, że reszta nie przeżyje. Wabią też za sobą mordercze ćmy. Jecki rozbija hełm mrocznego rycerza, ale daje się przebić jego mieczem, który nagle podzielił się na pół. Przyznam, że nie spodziewałem się śmierci tej postaci, ale nie powiem, żebym jej jakoś mocno żałował. Niby była jedną z głównych bohaterek, ale tak naprawdę niewiele o niej wiemy i raczej nikt nie zdążył się z nią zżyć. W końcu jednak dowiadujemy się, że za maską krył się nie kto inny jak Qimir, który na słowa Sola, że jego padawanka była ledwie dzieckiem, odpowiada trafnie, że Sol sam ją tu przywiózł. To jedno z niewielu naprawdę celnych i mocnych zdań, jakie wypowiadają postacie w Akolicie. Mae jest zdziwiona jeszcze bardziej niż Sol, a za chwilę zostaje wzięta jako zakładniczka. W tym momencie widz ma uwierzyć, że z jakiegoś powodu Sol, który stracił przed chwilą podopieczną oraz pięciu towarzyszy z rąk Qimira, nie zaryzykuje życia Mae. Qimir nabija się nawet, że jedi próbował go zaatakować w plecy. Przypomnę tylko, że na przestrzeni lat różni ludzie i kosmici tracili kończyny i głowy z dużo bardziej błahych powodów i prawdziwy jedi już dawno rozsmarowałby Qimira na najbliższym drzewie. Nie Sol. Stary rycerz woli pogadać, zapytać wroga o imię i motywację, na co ten odpowiada, że takich jak on nazywają “sithami”. Zwracam uwagę, że sam siebie sithem nie nazywa. Ponadto Bezimienny “sith” chce móc posługiwać się mocą, wedle własnych reguł (w domyśle – niezgodnie z naukami jedi, tak jak wiedźmy) oraz że pragnie… ucznia – akolitę. Wychodzi na to, że miała nim być Mae, ale zdradziła mistrza. Łatwo się domyślić, że teraz będzie nim musiała zostać Osha, ale nie uprzedzajmy faktów. Najpierw padają jeszcze ciekawe zdania z ust Qimira: “To jedi stwierdzili, że nie mogę istnieć. Więc kto widzi moją twarz, musi zginąć”. Czy chodzi tylko o to, że sithowie muszą pozostać w ukryciu przed jedi? To brzmi jak łopatologiczna przepowiednia, że wszyscy zginą, żeby nie zepsuć Mrocznego widma. Qimir mówi też: “look at you <mając na myśli Sola i Mae>, just like when you started” (niezbyt dobrze przetłumaczone na polski: “historia lubi się powtarzać”). Wygląda na to, że spotkanie Sola z Mae na Brendok musiało być w jakiś sposób podobne do ich aktualnego położenia.

Na scenę wraca Yord, atakując „sitha”, ale po jakichś 5 sekundach ginie z poderżniętym gardłem. Doprawdy jestem pod wrażeniem morderczych zapędów scenarzystów Akolity. Kolejny uśmiercony główny(?) bohater, który był wszystkim całkowicie obojętny. Mae udaje się uciec, Osha bierze ją na muszkę pistoletu ogłuszającego. Sol zaczyna walczyć wręcz z Qimirem. Dlaczego? Chyba dlatego, że tamten schował broń. Za moment jednak próbuje obciąć mu głowę, więc pogubiłem się w motywacjach. Qimir po raz kolejny sugeruje Oshy, że jej były mistrz ma coś na sumieniu. Osha korzysta z zamieszania, włącza latarkę w swoim kieszonkowym robociku, po czym… przyczepia go do pleców Qimira. To ściąga do niego wszystkie zmutowane ćmy z okolicy, które porywają paskudnika niczym tornado Dorotkę do Krainy Oz. Ta scena jest tak niedorzeczna, że brakuje słów. Od początku odcinka Qimir posiekał na kawałki ośmioro jedi i jawi się jako największy bandyta w galaktyce, a zostaje zneutralizowany przez przerośnięte owady, bo nie może sięgnąć sobie za plecy.

Tymczasem Osha domaga się wyjaśnień, ale zanim Sol zdąży się wytłumaczyć, Mae ogłusza go strzałem z pistoletu. Siostry wreszcie się spotykają i toną w objęciach. Najpierw jeszcze kłócą się, bo przecież Osha ma siostrze za złe zamordowanie całej rodziny. Mae zamiast wyjaśnić, co wydarzyło się naprawdę, operuje jakimiś półsłówkami i rzuca oskarżenia pod adresem jedi. Oskarżenia, których jej siostra nie może zrozumieć, bo nie zna całej prawdy. Cały ten serial i wszystkie śmierci nie musiałyby się wydarzyć, gdyby tylko Mae porozmawiała z Oshą. Ona jednak woli prawić komunały o sile rodziny i praniu mózgów przez jedi. Nawet kiedy była padawanka postanawia jednak schwytać złą siostrę, ta nie mówi jej prawdy. Zamiast tego pozbawia Oshę przytomności i wymyśla plan. Jaki? …sprytny! Otóż już nie chce oddać się w ręce jedi, zamiast tego obcina sobie mieczem włosy i przebiera za siostrę. Metamorfoza godna Toma Cruise’a.

Za chwilę dowiadujemy się, że Qimir posiekał mordercze ćmy, a Bazyl znalazł robocika Oshy (tego, który był wabikiem przyczepionym do pleców “sitha”). Zapewne robocik rozpozna później, że siostry zamieniły się miejscami. Drugim śladem będzie brak tatuażu na ramieniu Mae. W każdym razie Sol nie wyczuwa podstępu, ani że ma do czynienia z inną osobą i zabiera Mae na statek, zostawiając za sobą las pełen trupów. Dziwnym zrządzeniem losu Bazyli już jest na pokładzie. Tymczasem Qimir odnajduje nieprzytomną Oshę i zabiera ją ze sobą. W taki sposób bliźniaczki zamieniły się miejscami. Mae pozna historię z punktu widzenia jedi i być może będzie próbowała zabić Sola – z pomysłu oddania się w ręce wymiaru sprawiedliwości chyba zrezygnowała. Natomiast Qimir oświeci Mae, która pewnie zostanie jego uczennicą. Obstawiam, że czeka nas jeszcze jeden odcinek w pełni retrospekcyjny, skąd poznamy prawdę o Brendok oraz pochodzeniu dziewczynek. Potem zaś czas na dwuczęściowy finał. Na pewno też pojawi się mistrzyni Vernestra, bo widzieliśmy w trailerach i na zdjęciach, jak używa swojego bicza świetlnego i chodzi po powierzchni (prawdopodobnie) Khofar.

Początkowo myślałem, że to Vernestra będzie tajemniczym mistrzem Qimira, ale chyba przekombinowałem. To nie będzie aż tak zawiła historia. Mistrzyni raczej uda się na Khofar w celu wyjaśnienia  śmierci jedi i w jakiś sposób uzna, że to Sol zdradził zakon i wyszkolił Mae. Sol oczywiście nie może przeżyć tego sezonu, więc zginie, a co za tym idzie pozostali jedi nie dowiedzą się o sithach. Nie dowie się o nich też Ki-Adi Mundi, więc Lesley Headland będzie gardłować w internecie, że pseudofani za szybko wydali wyrok i krytykowali Akolitę wyłącznie z powodów politycznych. To oczywiście bzdura, bo chociaż odcinek 5 nareszcie nie był tragiczny, to nadal mamy do czynienia z produkcją słabą i niepotrzebnie rozwleczoną. Szanse, że ostatnie 3 odcinki coś tu zmienią, oceniam jako bardzo nikłe.

Related Articles

Komentarzy: 13

  1. Ale walki są tragiczne jednak. Tu gościu się spruł o nie:
    https://youtu.be/224ULset6zc?si=GjRD5W0mooW5BtAv
    Mieli pełno okazji do wykończenia owego Smajlo Rena, ale np. kopią a nie dziabią. Jest to słabe.
    Montaż 5 odcinka też jest nienajlepszy. Tak se pląsają kierowani scenariuszem.

    „Ja co innego widzę a co innego słyszę” – to jest motto serialu, mówią co innego, a pokazują co innego. Np las jest rzekomo straszny a we wcześniejszym odcinku 2 kolesi sobie spaceruje po owym lesie. A łowcy nagród boją się tam zapuszczać.
    Lądowisko wygląda tragicznie, nie mieli budżetu na nie. 2. Mando miał trudności z odnalezieniem Zbrojmistrzyni na pierścieniu Dysona i to jest wyjątek. Szukał Mandalorian przecież.
    3. Objawiona nam tajemnica nikczemności Jedi może się okazać banalna.

  2. Ale walki są tragiczne jednak.

    Na tle Powrotu jedi albo Mrocznego widma oczywiście. Na tle Obi-wana albo Ahsoki to majstersztyk.

    Montaż 5 odcinka też jest nienajlepszy. Tak se pląsają kierowani scenariuszem.

    To jest w ogóle temat na całą rozprawę naukowa. Całkiem możliwe, że AI nie tylko pisała czesc scenariusza, ale i montowała to wszystko. Całą techniczna strona Akoity leży i kwiczy. Serial wygląda jak amatorski fanfik, który dostał przypadkiem jakąś dotacje dla młodych twórców.

    Objawiona nam tajemnica nikczemności Jedi może się okazać banalna.

    Też tak myślę.

  3. „Nie wierzę, że twórcy Akolity są aż takimi imbecylami, żeby przypadkiem zrobić taki babol.”

    Przeceniasz ich. Ci ludzie pracują na projektach za miliony, więc jawią nam się jak istoty z innego świata, ale tak naprawdę to takie beztalencia i tumany, że wielu z nas zdziwiłoby się przy bliższym poznaniu. Po prostu mają lepszą pozycję, bo wyżej stali, że tak pojadę Obi-Wanem. 🙂

    1. Uwielbiam ten komentarz. Sami na twitterze się przyznali, że Kid-Adi-Mundi to tylko ester egg… dla mnie istnieje tylko 6 filmów Lucasa i ewentualnie trylogia Thrawna z lat 90.

      Poza tym, czy wiedziałeś, że według Disneya…Rebelia zdobyła Coruscant 7 lat po Endor. To bardzo interesujące, zwłaszcza, że Lucas ma w Powrocie Jedi – tej nowej wersji z młodym Anakinem, dodatkową scenę. Mianowicie, oprócz uroczystościach na Endorze, mamy pokazane Tatooine, Naboo, Bespin….i Coruscant – tam są sztucznie ognie, radujące się tłumy. Skoro Disney twierdzi, że Coruscant nie było wolne…to kolejną sceną powinny być krwawe zamieszki i tysiące ofiar z tłumu radującego się śmiercią Palpatine’a.

      1. Tego akurat nie wiedziałem. Ale nie jestem zaskoczony. 🙂

        U mnie podobnie – 6 filmów Lucasa + Łotr 1.

      2. A co do tych scen z wiwatującymi tłumami przeskakujących z planety na planetę to one były już w starej wersji. Teraz je chyba tylko przerobiono, żeby pasowały do znanego wyglądu Coruscant, Naboo itd.

        1. Tak, te sceny pojawiły się w edycji specjalnej z 1997 roku, czyli jeszcze przed prequelami.

  4. Ale skoro w uniwersum są zbroje które zatrzymują miecze świetlne i jak rozumiem również samą moc(bo nie da się czytać w myślach) to czy jak ktoś nie ubierze pełnej zbroi to nie powinien być niemal niezniszczalny w tym uniwersum? W ogóle jak w uniwersum gdzie są miecze które odbijają lasery i ludzie ze zdolnością do telekinezy nikt nie wpadł na pomysł, że wyrzutnie rakiet rozwiążą problem jedi…

    1. Tak. To jest po prostu głupie, ale nie wymyślił tego Disney i jego wyrobnicy. Na przestrzeni lat w książkach, komiksach i grach pojawiały się różne dziwactwa, bo przecież jedi musieli mieć z kim/czym walczyć. To jest problem z wszelkimi „uniwersami”. Dopóki mamy oryginalną historię w jakimś pojedynczym filmie, to po prostu można przyjąć, że tak jest i już. Dobudowując historie, tła, historie do historii i dalsze wyjaśnienia, zawsze w końcu wymyśla się coś bezsensownego.

      1. Nie powiedziałbym, że ze wszystkimi uniwersami. Raczej z uniwersami, których właściciele są zbyt zachłanni i lekką rączką rozdają koncesje na ten cały dodatkowy chłam, a z drugiej strony są zbyt leniwi, żeby samemu stworzyć jakieś spójne zasady rządzące uniwersum. Zdumiewało mnie to w Gwiezdnych Wojnach praktycznie od początku serii. Niby filmy za takie miliony, a zezwalają na działalność najróżniejszych grafomanów żerujących na marce. Twórcy uniwersów literackich jednak lepiej dbają o swoją spuściznę.

  5. A wystarczyło zrobić serial o Mrocznym Lordzie i jego uczennicy podróżujących po Galaktyce w poszukiwaniu jakiegoś artefaktu. Przeciwnikami mogliby być piraci, albo inne kulty mocy, konkurencyjne dla Sithów. Jedi mogliby się pojawić, mistrz i padawan, którzy badają dziwne doniesienia i trzeba ich zabić by utrzymać istnienie Zakonu Sithów w tajemnicy. Akolitka przeciągnęłaby padawana na ciemną stronę i oboje w finałowym odcinku zabiliby w pojedynku swoich mistrzów. Jedi by ostatecznie pogrążyć w mroku, a Akolitka by zastąpić Mrocznego Lorda w duchu Zasady Dwóch. I tyle.

      1. Albo zrobić serial o Darth Zannah, czyli uczennicy Bane’a. Mieliby coś ze starego kanonu i silną, niezależną feminę. Wilk syty i owca cała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button