Witajcie drodzy kinomani! Zapraszamy na kolejny odcinek naszej pogadanki o nadchodzących premierach, tym razem nie tylko filmowych. Zbliża się czerwiec, więc startują również nowe i stare seriale, a czego się po nich spodziewamy, dowiecie się z Filmołaza.
Alien: Romulus (przewidywana data premiery: 16.08.2024)
Crowley: W zależności jak na to patrzeć, Romulus będzie 5, 7 lub 9 częścią serii o kosmicznych maszkaronach. Za kamerą niezbyt znany Urugwajczyk ze smykałką do bardzo krwawych filmów, w rolach głównych nieznani (przynajmniej mi) aktorzy, a fabularnie pomost między oryginalnym Obcym i jego kontynuacją. Nie oczekuję niczego dobrego po tej produkcji, ale przewrotnie powiem, że są spore szanse na niezły horror. Tylko ja nie lubię horrorów, które mają tylko straszyć lub obrzydzać, nie dodając niczego więcej. Pierwszy Obcy to przede wszystkim dopieczone wizualnie science-fiction, a dopiero potem film grozy. Aliens był filmem akcji. Później bywało różnie, często groteskowo, lecz tym razem zapowiada się na zwykłą jatkę. Chociaż podobno Alvarez ma dobrą rękę do takich rzeczy.
Pquelim: Rany… dlaczego, dlaczego, DLACZEGO? Ja już nie chcę…
Crowley: Pytanie czy w ogóle da się zrobić coś nowego i ciekawego na temat xenomorfów. Moim zdaniem ta formuła jest już dawno wyczerpana, więc albo trzeba zrobić to samo po raz kolejny, albo silić się na oryginalność i polec jak Scott w swoich ostatnich próbach.
Pquelim: Teoretycznie – oczywiście, że można. Wystarczy zrobić to samo co Ridley w pierwszym filmie. Wysłać wyizolowanych bohaterów w kosmos, dorzucając im śmiercionośnego wroga w bonusie. To jest uniwersalny przepis na dobry horror. Problem, że nikt z tego przepisu nie korzysta (może poza “Life” z 2017 roku). Co do reżysera – to nie jest facet pokroju Finchera, Camerona, Jeuneta – przynajmniej jeszcze nie. Na razie ma na koncie niezłe “Nie oddychaj” i niezły remake “Martwego zła”. Niby coś, ale nic wielkiego. Kluczowy tu będzie scenariusz, pomysł na historię. Jeśli to ma być prequel sequela, to już widać, że sama koncepcja jest przekombinowana.
SithFrog: Po pierwsze, nie wiem co na liście Pquelima robi Jeunet, Alien Resurrection to początek upadku marki. Może i był to oryginalny pomysł, ale od początku do końca chybiony. Po drugie: zwiastun wygląda jak połączenie jedynki z dwójką i – mimo tego ile wycierpiałem oglądając Resurrection, AvP 1 i 2, Prometeusza (ten chociaż był przepiękny) i Covenant – poczułem dreszczyk emocji i odrobinę ekscytacji. Wygląda jak powrót do korzeni i w końcu prosta formuła horroru s-f, a nie filozofowanie albo gra komputerowa. Po trzecie wreszcie: podobne emocje czułem przy zwiastunie Covenanta więc… ale nie mówię twardego ‘nie’. Jak przy premierze odbiór będzie pozytywny to się wybiorę do kina.
Pquelim: Lista zawiera nazwiska reżyserów, którym powierzono kolejne części serii. I za każdym razem był to Ktoś. Cameron był świeżutko po wielkim sukcesie pierwszego „Terminatora”. Fincher nakręcił ponad 50 teledysków dla największych gwiazd światowej muzyki. Jeunet był co prawda tuż przed „Amelią”, ale już po „Delicatessen” i „Mieście zaginionych dzieci”. To jest bardzo dobry reżyser, a kiedy brał czwartego „Obcego” na warsztat to znajdował się w najlepszej formie w karierze. Film nie jest zły, jest po prostu zauważalnie gorszy od pierwszych dwóch – wybitnych. I jednocześnie dużo lepszy od następnej pary gniotów od Scotta. I wiem, ze zapominam o „trójce” ale miejmy litość dla Czytelników i pokłóćmy się o ten film po raz 7824-ty gdzieś na Forum. A kończąc moją myśl – Alvarez to nie jest ten kaliber, co panowie wyżej.
Crowley: Prometeusz to chyba najładniejszy zły film, jaki widziałem. Rozdźwięk między obłędnymi wizualiami a dziurawą niczym szwajcarski ser fabułą jest tak ogromny, że brak słów. Warto więc dodać, że Romulus ma być nakręcony z użyciem niemal wyłącznie praktycznych efektów specjalnych, z ograniczeniem CGI do minimum. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę, ale faktem jest, że gorzej od Covenanta chyba się już nie da.
The Boys Sezon 4 (premiera 13.06.2024)
Crowley: Chłopaki wracają. Czy tym razem w końcu uda się naprawdę pchnąć fabułę do przodu, czy po raz kolejny dostaniemy ruchy pozorne? Na pewno krwi w czwartym sezonie nie zabraknie.
kuba: Jaram się tym serialem jak mały dzieciak. The Boys to nieprawdopodobny fenomen. I choć na pewno jest sporo wad (wspomniany przez Crowleya brak popychania fabuły do przodu, czy choćby nieudany moim zdaniem spin-off), to jednak ilość krwi i pokręconego humoru zazwyczaj wszystko rekompensuje. Ze zwiastuna wynika, że w nowym sezonie dostaniemy jeszcze więcej wszystkiego (włącznie z zabójczymi kurczakami i latającymi super owcami). Ja jestem totalnie nieobiektywny – kocham Chłopaków 🙂.
Pquelim: Serial wystartował super, ale po bingu trzech sezonów uderzył mnie frustrujący schemat. Potem sprawdziłem te komiksy i się zasmuciłem. To jest tasiemiec, w którym nic się nie zmienia. Ciągle jest ta sama walka i coraz to nowsze, telenowelowe wątki. Przeskakiwanie rekina jest tu nieuniknione, bo historia w materiale źródłowym nigdy nie doczekała się konkluzji. To będzie coś jak “Walking Dead”. Na razie jeszcze wytrzymam, zwłaszcza dla Karla Urbana który gra tutaj swojego Hamleta moim zdaniem.
kuba: Myślałem, że będzie mi przeszkadzać “nowa twarz” Erin Moriarty, ale póki co wygląda, że jakoś ogarnęli ten temat. Nie wiem jak ostatecznie rozwiążą problem z Black Noir’em, ale to pokazuje, że scenarzyści w poprzednich sezonach wpadli na głupi pomysł i teraz jakoś próbują się z niego rakiem wycofywać. No i oby jak najmniej Ryana choć zwiastun pokazuje, że chyba nie ma co na to liczyć.
SithFrog: Jestem gdzieś w połowie między Crowleyem i kubą. Pierwszy sezon to był szok, jazda bez trzymanki i samo dobro oraz flaki, womity i mnóstwo przemocy. Kolejne sezony to więcej tego samego i dokładnie ten sam schemat. Wszyscy dążą do WIELKIEJ i OSTATECZNEJ konfrontacji po czym zawsze pojawia się element, który sprawia, że kończy się nienawistnym spojrzeniem Ojczyznosława (najlepsze tłumaczenie ever) na Butchera i vice versa i rozchodzimy się do domów. Z drugiej strony jeśli dostanę masę humoru i krwi i Kimiko, Francuza czy Cycucha – będę więcej niż zadowolony, stęskniłem się za nimi, a Gen V było po prostu słabe.
Pquelim: To jest dokładnie ten schemat, o którym wspomniałem. W komiksach ciągnie się jak spaghetti.
Kinds of Kindness (premiera 17.05.2024 na Festiwalu Filmowym w Cannes)
Crowley: Nowy filmowy tryptyk Lanthimosa w gwiazdorskiej obsadzie. Zapowiada się wybuchowo, na pewno będzie dziwacznie, ale zwracam uwagę na coś innego. Jaki ten zwiastun jest znakomity! Świetna przeróbka wielkiego przeboju, teledyskowy montaż i tak naprawdę kompletnie niczego się nie dowiadujemy o samym filmie, a mimo to ja mógłbym iść do kina choćby dziś. Fanem Lanthimosa nie jestem, ale ten zwiastun po prostu mnie kupił.
Pquelim: Zapowiada się na kolejne postmodernistyczne głębokie przesłanie, jak w “Biednych Istotach”. Tamten film jest spóźnioną o pół dekady, wystylizowaną wersją “Barbie” dla intelektualistów. Tym razem spodziewam się podobnych składników: seks, brutalizm, przemoc, skandal i moralna dekadencja utrzymane w sztafażowym przeroście formy nad treścią. Tak, nie lubię Lanthimosa.
kuba: Lanthimos się rozochocił. Jego produkcja została w Hollywood w końcu nie tylko dostrzeżona, ale i nagrodzona. Emma Stone lubi to i idzie w to dalej. Zwiastun niewiele mówi, nie wiadomo do końca o czym będzie ten film, ale artystycznie zapewne dowiezie. Zobaczymy jak film zostanie przyjęty w Cannes. Nawet jeśli to nie moja wrażliwość i nie moja stylistyka to po Biednych Istotach idę na kolejny film greckiego reżysera w ciemno, choć oczywiście tak jak pisze Pquelim jest to zdecydowanie przerost formy nad treścią.
SithFrog: Pamiętacie program “Szalone liczby”? Dusia i January? Ktokolwiek? No więc cytując ten program sprzed wieków: Crowley ma rację, a Pquelim i kuba się mylą.
Crowley: Uważam, że Liczbowy labirynt Plusika to była polska odpowiedź na Dungeons and Dragons. Dusia blefuje, jak nic.
SithFrog: Lanthimos ma zawsze pokręconą, artystyczną formę, ale rzadko przerasta treść. Jest kilka mniej udanych pozycji, ale nawet te słabsze mają ode mnie co najmniej 6 czy 7. Tutaj podoba mi się wszystko: paleta barw, obsada, tajemnica, klimat, muzyka, montaż. Mógłbym do kina iść zaraz i czekam z wielką nadzieją na coś ekstra. Tym bardziej, że wygląda jak nieśmiały skręt w stronę czegoś bardziej dla masowej publiki więc może tym razem dodatkowo zarobi?
kuba: Czy przerost formy nad treścią zawsze musi być negatywnym zjawiskiem? Bo ja to rozumiem trochę tak, że sam obrazek jest ważniejszy niż ukryta w nim historia. Pulp Fiction jest takim przykładem, treści nie ma praktycznie żadnej forma jest doskonała. U Lanthimosa widzę to samo. W pewnym momencie nie jest ważne, co opowiada tylko w jaki sposób to pokazuje. W Biednych istotach niestety nie znalazłem za wiele treści, za to zakochałem się w pokręconej scenografii, grze aktorskiej Marka Ruffalo i tańcu Emmy Stone. Tarantino jest mistrzem przerostu formy nad treścią w swoim niepowtarzalnym stylu, a Lathimos w swoim.
Pquelim: Odpowiadając na postawione przez kubę pytanie: nie musi. Ale to bardzo subiektywna sprawa, rzecz gustu. Ja na przykład do dzisiaj uważam, że SithFrog kompletnie postradał zmysły zachwycając się „Lobsterem”. Z kolei, Tarantino w pełni zaczął mnie zachwycać dopiero kiedy do tej postmodernistycznej formy zaczął dołączać angażującą i zajmująco niejednoznaczną treść – czyli mniej więcej od czasów „Bękartów wojny” i „Django”. Obejrzyjcie sobie całe te legendarne „Pulp fiction”, dla przypomnienia. Spróbujcie to zrobić z wypiekami na twarzy. Bez ziewania, wyjścia do kuchni po herbatę i ciastka, z pełnym skupieniem i zaangażowaniem podczas seansu. I dare you. I double dare you…
Crowley: Forma może być sztuką samą w sobie, to nie problem. Dla mnie problemem jest siermiężność symboliki w takim Lobsterze. Ja wiem, że to było o związkach uczuciowych, presji społecznej na zamążpójście, o dostosowywaniu się, konflikcie charakterów i tak dalej, ale nie było powodu, żeby mówić o tym nie wprost. Bo poza tą wydumaną symboliką w filmie nie było nic. Inaczej sprawa ma się z Faworytą, która Lanthimosowi się nad wyraz udała. Tam też jest dziwnie i niejednoznacznie, ale jest też interesująca fabuła i pojedynek charakterów. Mam nadzieję, że Kinds of Kindness będzie podobny.
The Acolyte (premiera 04.06.2024)
kuba: Nigdy nie byłem wielkim fanem Gwiezdnych Wojen, ale lubiłem sobie czasem zajrzeć do tego świata, który ma niemal nieograniczony potencjał. Moje pytanie do fanów dlaczego po dobrze przyjętym Andorze wypuszczają jakiś “Dom latających sztyletów” w wersji kosmicznej? Chociaż tutaj przynajmniej nie mam żadnych oczekiwań i mogę się tylko pozytywnie zaskoczyć nie tak jak przy Kenobim. (Oglądając serial o Obim autentycznie czułem fizyczny ból).
Pquelim: Zaraz się tu odpalą Crowley z SithFrogiem bo są emocjonalnie zaangażowani w uniwersum, więc nie będę im zabierał czasu antenowego. Napiszę tylko, że całe uniwersum „Gwiezdnych Wojen” to dla mnie obecnie galaktyka far, far away. Od „Odrodzenia Palpatine Skywalkera” nie widziałem żadnego filmu, serialu, komiksu, nawet na plakaty przestałem patrzeć. Nigdy nie byłem wielkim fanem, a po najnowszej trylogii seria całkowicie straciła moje zainteresowanie.
Crowley: Sam nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, chociaż w przeciwieństwie do ciebie Gwiezdne wojny bardzo lubię, to serial Obi-Wan Kenobi uważam za obrazę rozumu i godności człowieka. Zgadzam się też, że zwiastun Akolity sugeruje odcinanie kuponów od azjatyckich filmów o latających luC4dziach, kopiących się po twarzach. Ale tu jest tyle dodatkowych złych elementów, że moglibyśmy zrobić artykuł wyłącznie o tej produkcji.
SithFrog: kocham (kochałem?) stare warsy, wyrosłem na nich, od nich zaczęła się moja miłość do filmów (1987, kaseta VHS z Nową nadzieją włączona u cioci – a jak – na imieninach, niech młody ma zajęcie). Od dawna mój związek z tą marką to patologiczna relacja oparta na sentymencie. Od przejęcia przez Disneya mieliśmy dwa niezłe sezony Mando, Andora i Łotra 1 plus fatalną trylogię, bezjajecznego Solo i masę seriali na dolnej części skali. Od niewiarygodnie żenujących i infantylnych (Obi), przez nudne do imentu (Boba) po nijakie i miałkie (Ashoka). Efekt jest taki, że zwiastun oglądałem na prędkości x1.5, bo po prostu kolejne fikołki i nadęte gadki są dla mnie zwyczajnie bolesne i otwierają wciąż na nowo stare rany.
Crowley: I nie przekonują cię zapowiedzi kolejnych kobiecych Gwiezdnych wojen? Wstydź się SithFrogu! Nie bez powodu Disney chwali się od samego początku, jaki to feministyczny zespół tworzy ten wiekopomny serial. Szefową projektu jest wszak niejaka Leslye Headland, która ze łzami w oczach opowiadała, jak to Gwiezdne wojny uratowały jej życie. Faktycznie mogła mieć problemy ze znalezieniem pracy, jeśli wcześniej piastowała stanowisko osobistej asystentki Harveya Weinsteina. Można by pomyśleć, że taki wpis do CV raczej nie będzie stanowił atutu w czasie rozmów rekrutacyjnych, ale w Disneyu takimi drobiazgami się nie przejmują. Ważne, że ma żonę, czyli jest zgodnie z obowiązującą linią. Dalej mamy obsadę we wszystkich kolorach tęczy z obowiązkowymi paniami w rolach głównych, bo „moc jest kobietą”. W końcu Gwiezdne wojny od kobiet, z kobietami, dla kobiet. Nie żebyśmy wcześniej nie dostali Ahsoki, ani Łotra 1, ani 3 sezonu Mando, ani trylogii o Mary Sue Rey… Ale to jeszcze nic, bo Carrie-Anne Moss będzie mistrzynią Jedi biegłą w sztuce… Force-Fu. Naprawdę ktoś coś takiego wymyślił, a oni w tym serialu będą się bić wręcz, bo ma być azjatycko. Swoją drogą to popatrzcie na choreografię walk. Jest tak samo beznadziejna i powolna, jak we wszystkich serialach Disneya. Po raz kolejny zatrudniają ludzi, którzy nie potrafią się ruszać, więc dostaniemy powtórkę z koślawego machania kijkami jak w Ahsoce. Może i prequele są gówniane, ale Lucas przynajmniej potrafił wymyślać efektowne rzeczy i zatrudniał fachowców.
Ale idźmy dalej! Kimże jest główny zły z zębami rekina? Wszak Sithów nie widziano w galaktyce od tysiącleci. Na pewno będzie to wytłumaczone, przecież ktoś tam dba o spójność świata, prawda? Pewnie dlatego znowu będziemy mieć nie-Jedi, czyli jakieś karykatury tego, co wymyślił Flanelowy George, no bo skąd indziej słowa o jakichś kłamstwach w imię galaktycznego pokoju? Przypominam, że serial dzieje się teoretycznie w momencie szczytowej potęgi zakonu i dni jego największej chwały. Dobrze, że przynajmniej tym razem nie będzie żadnego upadłego zbuntowanego ucznia. A nie, czekaj… Prawdopodobnie będą też jakieś bliźniaczki, więc same oryginalne pomysły.
Uruchomiłem się, ale naprawdę mam już serdecznie dość tego, co Disney robi z Gwiezdnymi wojnami. Zrozumiałbym jakąś pojedynczą wpadkę, jakieś nie do końca udane eksperymenty, ale te wszystkie dziadowskie wyroby serialopodobne to obraza i plucie w twarz widzom. A The Acolyte będzie kolejną parującą śmierdzącą kupą. Wspomnicie moje słowa.
„Myślałem, że będzie mi przeszkadzać “nowa twarz” Erin Moriarty”
wiele rzeczy jestem w stanie zrozumieć, ale to, że baby dobrowolnie się oszpecają, poddając się operacjom plastycznym i wstrzykują te całe botoksy i inne badziewia do twarzy, i to jeszcze w tak młodym wieku, to jest dla mnie rzecz niepojęta. nie wierze, że są ludzie, którym podoba się taka osoba po przemianie z ładnej dziewczyny w plastikowego glonojada…
Tutaj nastąpiło jakieś odsączenie z twarzy a nie wstrzyknięcie. Nie zna się na tym, ale nie wyglądało to dobrze.
Miło że w końcu coś o serialach napisaliście a nie tylko o filmach. Dziwi mnie jedynie brak jednej dużej i ważnej premiery serialu mianowicie chodzi mi o Ród Smoka, premiera 17 czerwca, myślę że powinna się tutaj pojawić. Czekacie, nie czekacie czy jest Wam może obojętna?
Z tych powyższych premier na pewno czekam na The Boys, uwielbiam ten serial. W 4 sezonie do Karla Urbana i Antony’ego Starra dołącza Jeffrey Dean Morgan, także uważam że jest na co czekać.
Ród Smoka to PLiO, a więc działka prezesa Daela, nie czujemy się godni wchodzić w jego buty 🙂
Poza tym ja nie widziałem pierwszego sezonu, po 7 i 8 sezonie GoT mam serdecznie dość tego świata 😛
Mnie się pierwszy sezon „Rodu Smoka” podobał, czekam na drugi sezon chociaż bez jakiejś większej napinki. Trochę po GoT jeszcze odczuwam przejedzenie politycznym fantasy, ale historia jest ciekawa i ma potencjał, więc jak najbardziej będę się interesował/wypowiadał.
No cóż, ja czekam na tego nowego Obcego będąc dobrej myśli. Cudów się nie spodziewam, ale daję mu szansę. Ponarzekać zawsze zdążę. Przede wszystkim nowy Obcy to rzecz nieczęsta ostatnio – prawdziwy film kinowy. Produkcja nie firmowana przez żadną platformę typu Netflix czy Disney ani quasi-platformę, jaką są Marvele (wiem, 20th Century Fox to też własność korporacji Disneya, ale chyba wiecie o co mi chodzi). Skrajnie lewackie jaczejki kierujące się wyłącznie propagowaniem politycznego przekazu typu woke. Choćby po to warto dać mu szansę. Żeby klasyczne kino nie wymarło.
Co do nowego produktu ze świata SW podzielam pesymizm Crowleya. Skoro za produkcją stoi Disney to nie może być inaczej. Ze względów o których pisałem powyżej. Nie zgodzę się tylko, że prequele były gówniane. Swoje wady może i miały, ale fabularnie to najlepiej przemyślana część SW. Tu nie ma wyciągania żadnych królików z kapelusza ani deus ex machina. Wiemy i widzimy krok po kroku jak Palpatine zdobył swoje imperium. Nikt nie dał mu z dupy wyciągniętej ukrytej planety i tysiąca krążowników o mocy gwiazdy śmierci, a Republika nie upadła od jednego strzała. :/ Poza tym mówcie co chcecie, ale to ostatnie części mające jeszcze trochę z klimatu starej trylogii.
Z Obcym się zgadzam, pomijając tematy „woke”. Dla mnie zaletą jest, że wygląda na w miarę prostą historię, a dwa najlepsze Alieny są właśnie… proste. Bez kombinowania i filozofowania.
Co do SW:
Prequele miały fajne pomysły i czuć było vibe Lucasa, który kocha ten świat, ale filmy były gówniane. Niestety. Atak klonów to do dziś jeden z najgorszych filmów w ogóle, nie tylko star wars. Zestawy przypadkowych scen, 80% filmu 9wszystkie prequele) to statyczne dialogi gdzie ludzie siedzą, idą albo stoją i gadają. Te filmy powinien był napisać Lucas z kimś, kto potrafiłby go trochę temperować, a reżyserować powinien w ogóle ktoś inny. Nieprzypadkowo najlepsza część (Imperium) z OT jest spod ręki innego gościa i to takiego, który miał kosę z Lucasem. Stąd mamy pokraczną sytuację gdzie prequele są dużo gorszymi filmami niż sequele, ale jednocześnie dużo lepszymi star warsami. Ot, taki paradoks.
„Poza tym mówcie co chcecie, ale to ostatnie części mające jeszcze trochę z klimatu starej trylogii.”
Edit: i może nie ma żadnych deus ex machina, ale Lucas też miewał pomysły z tyłka, patrz: midichloriany i niepokalane poczęcie.
Nie zgadzam się, uważam, że dużo tej magii jest w niedoskonałym Łotrze 1 i trochę w Andorze.
Z kolei ja się nie zgodzę. Używając twojego własnego porównania – Łotr 1 to świetny film (i mój ulubiony w uniwersum, pominąwszy starą trylogię), ale nie ma w nim za grosz klimatu starych Gwiezdnych Wojen. A mówię to ja – jego sympatyk. 🙂
Owszem, midichloriany były durnotą, ale szczerze mówiąc mnie w prequelach najbardziej razi sposób w jaki Skywalker przeszedł na ciemną stronę. Zupełnie z dupy wzięty pomysł, niewynikający ani z fabuły ani z charakteru postaci i niemający żadnego logicznego uzasadnienia. Już o niebo lepiej by zrobili, gdyby Skywalker stał się Vaderem z czystego draństwa, bo to akurat doskonale wynikało z fabuły i dawało się zauważyć w tej postaci nawet bez zbytniego przyglądania się.
Zgadzam się, ale to jest właśnie wina Lucasa. Dla niego nie istenie zasada „show, don’t tell”. Spotykamy w Ataku klonów Obiego i Anakina i słuchamy jak sobie opowiadają własne przygody, żebyśmy wiedzieli ile przeżyli i że ratowali sobie życie.
Po pierwsze: nie widzimy tego, to tylko dialog. Po drugie: oni to przezyli, byli tam więc takie opowiadanie jest dla widzów, ale tak naprawdę ludzie nie rozmawiają w ten sposób i razi to sztucznościa. Znów: zabrakło poprawienia scenariusza i lepszego rezysera.
Tak trochę poza tematem – te całe klony to też niezła bzdura. Nigdy nie będzie żadnych armii klonów, bo stokroć ekonomiczniej jest wziąć pierwszego lepszego, już gotowego, typa z ulicy, zapłacić mu parę rubli, dać byle jaki karabin i wysłać w okopy. W uniwersum SW też widzę, że włóczy się masa ludzi bez zajęcia, a oni bawią się w hodowanie klonów. 🙂
No tak, ale wiesz jak jest, padło jedno zdanie w Oryginalnej Trylogii i trzeba było dobudować całą opowieść 🙂
Taaa, niestety. Choć głowę dałbym, że w czasie, gdy padało to zdanie, Lucas miał pojęcie o klonowaniu, jak ja o liczbach barionowych. Dał to, bo dobrze brzmiało. Sajensfikszynowo, że tak powiem. 🙂
Taki był cel, niestety mieszkamy daleko od siebie więc każdy pije pod swoim sklepem 🙁
Fajna forma, kojarzy mi się z AR z CD-ACTION i dysputami Smuglera z Jedi i resztą. Pozdro
Taki był zamysł. Nawet nazwa jest poniekąd zgapiona.