Nie czekałam. Nie interesowałam się. A potem ludzie zaczęli przebąkiwać coś o grze roku albo nawet i dekady, więc odpaliłam z ciekawości.
W Baldur’s Gate 3 spędziłam (na chwilę obecną) około 150 godzin, z czego 104 zajęło mi przejście kampanii; reszta to zabawa klasami i eksperymentowanie.
Eksploracja, walka, mechaniki
Nie od dziś wiadomo, że Larian Studios potrafi tworzyć interesujące lokacje. Nie inaczej jest w tym przypadku – świat zachęca do eksploracji; wszędzie coś jest: znajdźka, ukryty skarb, tajne przejście, jaskinia, właz do piwnicy, zagubiony NPC, kawałek historyjki (która może, ale nie musi się wiązać z jakąś większą sprawą). Świat jest żywy, wypchany ciekawostkami (i milionami pustych skrzynek).
Zabawa światem i mechanikami została tu wyniesiona na nowy poziom – głównym ograniczeniem będzie Twoja wyobraźnia (oraz limit udźwigu Twojej drużyny… te wybuchowe beczki jednak trochę ważą). Można rzucać przedmiotami, ale również wrogami i towarzyszami, żywioły wchodzą ze sobą w interakcje, a okolicę czasem można lekko „przemeblować”, by ułatwić sobie starcie.
Ogrom możliwości często powoduje rozterki typu „a co by było, gdyby zrobić to inaczej?”. Tu wjeżdża kolejna ciekawa cecha BG3 – możliwość zrobienia sejwa w DOWOLNYM momencie – w trakcie walki, rozmowy, przed rzutem kością. Co ciekawe, mamy dużo slotów QuickSave (domyślnie ustawione na 25, ale można zwiększyć do 50) – możemy więc śmiało spamować F5 bez obawy, że coś sobie nadpiszemy.
Grając w Divinity: Original Sin, w pewnym momencie walki zaczynały mi się nieprzyjemnie dłużyć. Tu nie miałam podobnego problemu, być może dlatego, że potyczki są z konkretniejszą liczbą przeciwników (w D:OS zdarzały się z 1-2 przeciwnikami, co przy trybie turowym nieprzyjemnie wydłużało starcie).
Sam turowy system walki na plus – można sobie na spokojnie pokombinować z dostępnymi zdolnościami drużyny i rozważyć dodatkowe opcje oferowane przez otoczenie (rozpadliny, rzeki lawy, kałuże kwasu etc.), czy zaplanować jakieś ciekawe kombo.
Fabuła, zadania, wybory (i konsekwencje)
Główna oś fabularna zaczyna się od prostego zadania (pozbyć się pasożyta), ale szybko nabiera tempa, po drodze serwując kilka ciekawych twistów, które zmuszą nas do przemyślenia całej sprawy…
W dalszej części gry da się też zauważyć, że wątki i questy, które mogły zdawać nam się rzeczami kompletnie pobocznymi czy wręcz marginalnymi, czasami okazują się mieć zaskakujące długofalowe konsekwencje. Ta świadomość nie ułatwia dokonywania wyborów, szczególnie że zawsze mamy wiele możliwości rozwiązania danej sprawy – siłą, po dobroci, naokoło, albo jeszcze inaczej – zależnie od okoliczności i naszej kreatywności.
Nie raz i nie dwa złapałam się też na tym, że zrobiłam coś, żeby zobaczyć, co się stanie. A potem wpadałam w króliczą norę konsekwencji i brnęłam dalej… żeby zobaczyć, co się stanie.
Co najlepsze, są momenty, kiedy robimy coś niespodziewanego (głównie z ciekawości, właśnie żeby zobaczyć, co się stanie), a tu się okazuje, że nasi towarzysze lub inni NPC mają na tę okazję specjalną kwestię dialogową. To najlepiej pokazuje, że grę robiło studio zarówno z dużym doświadczeniem, jak i zamiłowaniem do erpegów oraz dobrze znające graczy i ich pomysłowość. Sami nie jesteśmy w stanie doświadczyć wszystkiego, ale na YouTube są setki filmików pokazujących eksperymenty innych graczy.
Towarzysze (oraz inne zwierzątka)
To, jak tu są napisani i zagrani nasi towarzysze, jest absolutnym mistrzostwem. Przykładowo nasi kompani mają te same linie dialogowe nagrane w różnych intonacjach. Jest to wykorzystane do nadania odpowiedniego tonu ich komentarzom w zależności od wydarzeń w grze.
Każdy z towarzyszy ma swoją historię, jakiś swój osobisty problem i dążenia, ale także wyrazisty charakter. Rewelacyjnie wypadają rozmowy z nimi w obozie, ale warte uwagi są też komentarze, które rzucają podczas eksploracji różnych miejsc (np. w magicznym przybytku Gale – mag – z ekscytacją opowiadał, co tu jest, na co Karlach – porywcza wojowniczka – zareagowała… ziewaniem). To sprawia, że aż chce się testować różne składy drużyny, bo i podczas zwykłego spaceru po okolicy kompani potrafią ze sobą pogadać.
Każdy z towarzyszy, bez względu na to, czy podróżuje z nami, czy czeka w obozie, ma własne cele – będziemy dostawać od nich zadania, a w trakcie rozmów możemy nakłonić ich do podjęcia takiej czy innej decyzji. A mogą one mieć niemałe konsekwencje…
Podczas rozmów z innymi NPC nasi kompani będą też reagować mimiką – przykładowo z błogim uśmiechem obejrzą występ barda, skrzywią się z obrzydzeniem, jeśli postanowisz wysmarować się łajnem, czy uniosą brwi w bezbrzeżnym zdumieniu, gdy zdecydujesz się zrobić coś – w ich mniemaniu – idiotycznego.
Ogromny plus należy się za możliwość zmiany klasy w dowolnym momencie. Dotyczy to zarówno naszej postaci, jak i towarzyszy, jeśli więc chcemy mieć w drużynie kogoś konkretnego, ale jego/jej build nam nie pasuje – żaden problem, płacisz stówkę i robisz z nim/nią co chcesz. Jest to opcja dostępna już na początku gry, wymaga jedynie zwiedzenia jednej lokacji, by „zdobyć” odpowiedniego NPC.
Warty odnotowania jest fakt, że każdy „imienny” NPC ma coś do powiedzenia. I nie są to powtarzane w kółko przez wszystkich trzy zdania na krzyż. Każda z tych osób ma swoją indywidualną kwestię. Robi to wrażenie szczególnie po dotarciu do Wrót Baldura, gdzie takich postaci są dziesiątki. Z drugiej strony może to przytłaczać, bo nie wiadomo, kto ma do powiedzenia coś faktycznie użytecznego…
No i wreszcie ważny element w grach Larian Studios – zwierzątka! Każde napotkane zwierzę ma swój unikalny charakter. Spotkamy muły, koty, psy, ptaki, wiewiórki, dziki, szczury, pająki, czy sowodźwiedzie. Dwa zwierzaki można nawet zaprosić do swojego obozu i głaskać. Szczerze polecam gadać z kim i czym się tylko da, czasami będzie to po prostu zabawne, czasami dostaniemy jakąś dodatkową informację, czasami zadanie.
Grafika, muzyka, udźwiękowienie
Wizualnie gra wygląda super. Lokacje są szczegółowe, wypchane zawartością. Postacie też wypadają świetnie, a do tego mamy jeszcze szczegóły, np. podczas zwiedzania lokacji bogatej w rzeki lawy, nasze postacie oblewają się potem, a po potyczce umazane są krwią.
Rewelacyjny jest też soundtrack – od Down by the River (piosenka z kreatora postaci, której motyw usłyszymy też w innych miejscach), przez piękne Weeping Dawn (Alfira Song), po muzykę towarzyszącą nam podczas eksploracji.
Jedna z bitew ma swój własny utwór – taki, że jak się włączy, to natychmiast docenicie turowy system walki, bo po prostu będziecie siedzieć i słuchać. I to nie jest końcowa batalia ani nawet obowiązkowy quest… To jeden z najbardziej zapadających w pamięć momentów. Takie po prostu WOW.
Mam tu na myśli bitwę z Rafelem w Domu Nadziei.
Dalej mamy udźwiękowienie postaci, czyli voice acting, który jest rewelacyjny zarówno dla naszych towarzyszy, pobocznych NPCów, jak i – oczywiście – zwierząt. W grach Larianów rozmowy ze zwierzętami to rzecz absolutnie konieczna. Zresztą aktorzy podkładający głosy za swoje role zostali obsypani nominacjami i nagrodami.
Podsumowanie
Grę odpaliłam z ciekawości, żeby zobaczyć, o co tyle szumu. I przepadłam (trochę w samej grze, trochę w kreatorze postaci). To pieczołowicie przygotowana przygoda, która zapewni setki godzin świetnej zabawy. Larian Studios wyniosło RPG do poziomu sztuki. Gra roku? Raczej tak. Gra dekady? Prawdopodobnie.
Plusy dodatnie:
+ Rewelacyjnie napisana i wyreżyserowana gra, którą zapamiętamy na długo, a zaraz po jej skończeniu będziemy chcieli od razu zacząć przygodę drugi raz.
+ Świat jest żywy, wypchany ciekawostkami, aż chce się zaglądać w każdy kąt.
+ Gra, która nawet po setkach spędzonych w niej godzin będzie zaskakiwać, bo jednym podejściem nie zobaczymy wszystkiego.
+ Tu wszystko jest przygodą – czy to eksploracja, dialog, czy wskrzeszanie towarzysza.
+ Duża dbałość o szczegóły.
+ W dowolnym momencie możemy zmienić klasę postaci, poziom trudności, czy zrobić sejwa (co zachęca do eksperymentowania).
Plusy ujemne:
– Gra jest obszerna, na początku może przytłoczyć. Wymaga nieco wysiłku na start by ogarnąć mechaniki i klasy, szczególnie jeśli ktoś na co dzień nie ma styczności z rozbudowanymi erpegami i systemem D&D. Z drugiej strony właśnie dzięki tej obfitości tworzy pole do kombinacji i ma dużą regrywalność.
– Trzeci akt jest męczący – cały czas jesteśmy w mieście, które jest przytłaczające, bo wszędzie coś się dzieje; jest to też końcówka naszej przygody, więc kumuluje się tu cały ciężar decyzyjny.
Baldur's Gate 3
-
Ocena Alexandretty: - 10/10
10/10
Gra zakupiona we własnym zakresie.
Miałem nosa żeby tu wejść teraz 🙂
Fajnie, tekst trafia do zakładki bo jako boomer wychowany na Falloucie również do Wrót Baldura mam sentyment. Trzeciej części narazie nie ruszałem, ale tyle dobrego o niej krąży, że to jest kwestia czasu.
Btw: bardzo dobry pomysł z poranna godzina publikacji. Zawsze to czekanie do 12 uważałem za bez sensu.
Następny w kolejce do grillowania? Okej kruszynko, zapraszam i pamiętaj że Ty pierwszy właśnie zacząłeś.
Napisałeś jedno słowo i już wiem „od kogo wy są” xD zareplikuje więc w stylu właściwym dla tego siedliska impotencji (tak fizjologicznej, jak mentalnej):
Nie zesraj się xD
Gra rewelacyjna, jestem na początku pierwszego aktu, gram nieśpiesznie zwiedzając wszystko dookoła, zagadując do każdego i otwierając te ch…rne puste skrzynki
Gra świetna, 100h grania gwarantowane, jeśli ktoś chce jak najwięcej wyciągnąć z fabuły to polecam zagrać bardem bo najwięcej wyciągniecie z rozmów itp.
Tak, bard to najlepsza klasa jeśli ktoś chce zagadywać NPCów na śmierć 😀
No dobra. A jak to wygląda, jeśli się nie grało w żadne Divinity, że to tęskni do oryginalnych Baldurów? Krótko mówiąc: czy stary dziad podoła? Da się ograć fabułę bez czytania miliona poradników na temat power gamingu?
W oryginalne Baldury akurat nie grałam, więc tu nie pomogę 😉 Ja dałam radę, więc i dla Ciebie jest nadzieja. Jeśli interesuje Cię bardziej fabuła, niż wyzwania związane z walką, to bierzesz tryb łatwy, i się po prostu bawisz. Mechanikami, dialogami, dostępnymi opcjami. Ten tryb nie oznacza jednak, że to będzie „samograj”, ale gra łatwiej wybaczy wpadki i raczej nie trzeba będzie powtarzać walk (które ze względu na turowy tryb bywają czasochłonne).
No właśnie widziałem kiedyś, jak brat grał w Divinity 2 i te walki nie dość, że ciągnęły się w nieskończoność, to jeszcze były bardzo powtarzalne. Dlatego podchodzę do tego BG3 jak pies do jeża z obawy, że się zrażę.