A miało być tak pięknie. Po serii rozczarowań związanych z kinowymi Gwiezdnymi Wojnami od Disneya, wydawało się przez moment, że idą lepsze czasy. Najpierw był Mandalorianin – serial zasadniczo poprawny, momentami ciekawy… aż do trzeciego sezonu, który okazał się niewypałem. Po drodze były dwa inne słabe seriale (wręcz dramatycznie słabe w przypadku przygód Boby Fetta), ale gdy nastał Andor, znów uwierzyłem w to, że Disney potrafi zrobić dobre Gwiezdne Wojny. Bom głupi.
Na swoje usprawiedliwienie powiedzieć mogę tylko tyle, że thriller szpiegowski w realiach Gwiezdnych Wojen – bo tym w gruncie rzeczy był Andor – idealnie trafił w moje gusta. A o twórcy następnego serialu słyszałem wiele dobrego. Dave Filoni maczał palce w Mandalorianinie, istniało więc podejrzenie, że choć trochę zna się na rzeczy. No i wielu fanów zachwalało serial Rebels. Po prawdzie te kilka odcinków animacji, z którymi się zapoznałem na kolana mnie nie rzuciło, ale uznałem, że po prostu nie byłem docelową publicznością tego dzieła, które ewidentnie było skierowane do odbiorcy młodszego. Na dodatek Dave Filoni wyglądał na osobę obeznaną z uniwersum i skłonny był wprowadzać do kanonu Disneya najlepsze elementy dawnego Expanded Universe książek i komiksów, na czele z moją ulubioną trylogią gwiezdnowojennych książek – Dziedzicem Imperium, Ciemną Stroną Mocy (ależ to fatalne tłumaczenie tytułu – tak nawiasem mówiąc) i Ostatnim Rozkazem. Byłem więc, jak się to mówi, kupiony. Ba, stworzyłem nawet Szaloną Teorię związaną z serialem. I jak się okazało odgadłem zamysł scenarzystów.
Niestety dałem się kupić przedwcześnie. Bo choć nie mogę zaprzeczyć, że Ahsoka ma swoje mocne strony, to sam serial był jednak rozczarowaniem. Zacznijmy jednak od samego początku, czyli od fabuły. Opowieść jest w pewnym sensie kontynuacją drugiego sezonu Mandalorianina, stara się też przygotować grunt pod wstrzyknięcie do uniwersum Disneya pewnych wątków ze wspomnianych wcześniej książek Timothy’ego Zahna, ale przede wszystkim jest kontynuacją animowanych Rebels. Akcja przenosi nas w czasy po upadku Imperium. Od wydarzeń z drugiego sezonu Mandalorianina minął co najmniej rok. Na statek Republiki transportujący Morgan Elsbeth, Siostrę Nocy z Dathomiry i zauszniczkę Wielkiego Admirała Thrawna, napadają „złe dżedaj”. Tajemniczy Baylan Skoll oraz jego uczennica Shin Hati uwalniają czarownicę i odlatują w bliżej niezidentyfikowanym kierunku. Wnerwia to straszliwie główną bohaterkę – byłą padawankę Anakina Skywalkera – Ahsokę Tano. Władająca dwoma mieczami świetlnymi Jedi (zaraz, zaraz, czy Yoda aby nie mówił, że Luke jest ostatnim żyjącym… a, zresztą nieważne) postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Z jednej strony lęka się powrotu Thrawna, którego najwyraźniej w serialu Rebels wygnano z Galaktyki. Ale z drugiej strony pragnie też uratować młodego Ezra Bridgera, który poświęcił się, by pokonać Thrawna. I pewnikiem jeszcze żyje. Czy wspomniałem, że Ezra jest Jedi? Przyzwyczajajcie się, tu wszyscy władają Mocą. Aby osiągnąć swój cel, Ahsoka będzie musiała zebrać całą ekipę z Rebels. Poza Zebem, bo animowanie futrzaka jest dla Disneya zbyt kosztowne.
Tak zaczyna się historia, która okazuje się prawdziwym roller coasterem. Ale nie emocjonalnym. Chodzi mi raczej o to, że opowieść miewa swoje naprawdę mocne momenty. Chwile, gdy jesteśmy niesamowicie zaangażowani w opowieść. Ale jest tu również tak wiele szczytów głupoty, pętli nielogiczności i nudy, podczas której czujemy się, jakbyś stali godzinami w kolejce. Żeby nie być gołosłownym, opowiem Wam pokrótce o wszystkich tych aspektach.
Zacznijmy od najmocniejszych stron. Weźmy chociażby Baylana Skolla, jeden z naszych czarnych charakterów, genialnie sportretowany przez niestety przedwcześnie zmarłęgo Raya Stevensona. Cóż to jest za fantastyczna postać! Mroczny, ale tylko trochę. W równiej mierze umęczony, co zdeterminowany. Odnajdujemy w nim echa Joruusa C’Baotha z książek Zahna, ale – chyba jeszcze w większym stopniu – fantastycznej Krei z gry Knights of the Old Republic 2. Jest stary, mądry, zły ale nie bezwzględny. Ma swój własny plan, ma swoje tajemnice, których nie zdradza nawet Shin Hati. Cudowna postać, chciałbym, aby lepiej go wykorzystano. I boję się, że wraz ze śmiercią aktora, szans już na to nie ma. Bo wątpię, aby dało się go zastąpić. Dostaliśmy też Thrawna, jeden z najciekawszych czarnych charakterów w historii Gwiezdnych Wojen. Oczywiście taki był w książkach Zahna. Tutaj dostajemy jego wersję z serialu Rebels. Dostajemy faceta, który wygląda jak Thrawn, budzi u postronnych grozę jak Thrawn, ale tylko udaje, że jest tak inteligentny jak Thrawn. Bo niestety, tak jak w serialu dla dzieciaków, naprawdę brakuje tu jakiejś sprytnej intrygi, jakichś wybiegów taktycznych. Wszystko dostajemy na tacy, w wersji miałkiej, ale lekkiej do przetrawienia.
Thrawn to nie jedyna rzecz, której Filoni nie potrafił wykorzystać. Pomysł z podróżą do innej galaktyki – bomba. Zresztą też pożyczony z książek Zahna (choć innych niż główna „trylogia Thrawna”). Tyle że kompletnie zmarnowany. Odwiedzamy jedną planetę, nudną jak flaki z olejem. Filoni otarł się też o inny zgrabny pomysł – dał nam młodą uczennicę Jedi (nie o Shin Hati mi chodzi, a o padawankę Ahsoki – Sabine Wren), która ma bardzo nikły talent do korzystania z Mocy. Nadrabia to innymi umiejętnościami, jest świetnie wyszkoloną wojowniczką, ale jej czucie Mocy jest ograniczone. Ale spoko, serial i to zdołał zawalić. Nim opowieść dobiegnie końca, Sabine będzie wymiatać lepiej niż Luke, jeden z najbardziej uzdolnionych Jedi, po całym szkoleniu u Yody. Będzie ktoś potem mówił, że szkaluję tu kobiety i nie chcę, by były badassami, ale przecież nie w tym rzecz. Ja chciałem, by Sabine odniosła sukces, ale liczyłem, że oglądam początek długiej drogi, pełnej porażek, która dziewczynę ukształtuje, nada jej indywidualny rys, sprawi, że będziemy jej kibicować. Ale kto by na to miał czas, kiedy trzeba rzucać ludźmi na dziesiątki metrów i masakrować setki szturmowców.
I tak w zasadzie jest tu z wszystkim. Ilekroć coś daje mi nadzieję, koniec końców okazuje się być rozczarowaniem. W zasadzie tylko odcinek czwarty mógłbym określić jako kawał dobrego storytellingu. Choć i w jego trakcie zdarzyło się kilka idiotyzmów. Doprawdy, nie wiem, skąd się Filoniemu wziął ten pomysł, aby postać wygrywająca starcie postanowiła nagle uciekać – bez ważnego powodu. Nie wiem, ale jako że ma to miejsce kilkukrotnie, próbuje się w tym dopatrzyć jakiegoś sensu.
Czy jest tu jeszcze coś wartego odnotowania? Jasne, fajnie było zobaczyć Haydena Christensena w roli Anakina. Zawsze wiedziałem, że to aktor z talentem, tylko pod Lucasem nie mógł rozwinąć skrzydeł. Kilka innych postaci też potrafi grać. Rosario Dawson jako Ahsoka jest bardzo nierówna, ale ostatecznie uwierzyłem w tę postać (zwłaszcza po epizodzie piątym). Eman Esfandi jako Ezra wzbudził moje zaciekawienie. Powiedziałbym też że Genevieve O’Reilly jako Mon Mothma zawsze jest świetna, ale niestety, po obejrzeniu Andora czułem, że wątek polityczny w Ahsoce jest tak głupi, iż po prostu nie mogłem się skoncentrować na jej grze aktorskiej.
I to w sumie tyle, moi drodzy. Ahsoka potencjał miała, ale kompletnie go nie wykorzystała. Nie jest może rozczarowaniem na miarę Obi-Wana czy Boby Fetta, ale nie mogę powiedzieć, żeby tchnął we mnie nadzieję na to, że Filoni podoła zadaniu wydobycia Gwiezdnych Wojen z dołka, w jakim się znalazły. Serial oczywiście może się spodobać tym, którzy potrafią patrzeć na niego z przymrużeniem oka, świadomi licznych niedostatków. Zakładam też, że może znaleźć miłośników wśród osób wychowanych na Rebels. Dla mnie to było stanowczo za mało. Chociaż odcinek czwarty (i być może piąty) warto obejrzeć dla kilku zgrabnie nakręconych scen.
-
Ocena DaeLa - 6/10
6/10
„zaraz, zaraz, czy Yoda aby nie mówił, że Luke jest ostatnim żyjącym… a, zresztą nieważne)”
Bo stary zgred wywalił ją z Zakonu, więc jej nie uznaje 😛 A Ezry nie zna. Ale generalnie zgadzam się z tymi z Jedi. Dla mnie Sabine jest nieporozumieniem.
Czuję rozczarowanie. Star Wars się skończyło już według mnie. Klimatu tyle co kot napłakał. Niektóre scenografie sztuczne, zwłaszcza w pierwszych odcinkach. Dopiero gdy więcej byli na statkach czy w kosmosie, to można było stwierdzić że to Star Wars.
Ktoś kto nie znał Rebels nie mógł ogarnąć nic co się dzieje. Sam musiałem sobie przypomnieć, bo czasem czułem konsternację.
Cały serial był dość nudny i za długi jak na akcje, która się działa. Wątek z Sabine durny. Ogólnie nie trzeba mówić, że wszystko się kręci wokół Girl Power. A paradoksalnie nie ma tego u głównej bohaterki, co jest na plus.
Ahsoka i Thrawn to jasne strony produkcji. Reszta stoi na co najwyżej średnim poziomie.
Nie wiem czy się skuszę na cokolwiek co wyda Disney.
Bym wspomniał o zbytnim eksponowaniu czegoś, ale szkoda już strzępić język 😛
Rosario dała radę według mnie. Zagrała jak trzeba i jak pisałem wcześniej, to się udało bo nie było to wpisane w agendę Girl Power. Stoicyzm, dojrzałość – odwrotność toksycznej żeńskości 😀
Aczkolwiek długo nie mogłem wywalić z głowy tego, zanim się do niej przekonałem:
https://youtu.be/3buEelLrjZ4?si=5HhSOhNzWnzy24Kq – ostatnia jej kwestia 😀
Ponoć zrobili 3 część, ale chyba sobie daruje już kontynuacje starych klasyków 😬
Jeszcze nie widziałem ostatniego odcinka, ale…
Mi się Ahsoka też podobała (również fizycznie, wiadomo – zgred jestem igówniary mnie nie kręcą), ale już Thrawn zdecydowanie nie. Nie czuję tej postaci. Patrzę na niego, a widzę Doktora No z pierwszego Bonda. Zdecydowanie lepszą postacią jest ten cały Baylan czy jak mu tam. To chyba najlepsza postać w serialu. Młodzież kiepska. Jeszcze ta uczennica Baylana obleci, ale uczennica Ahsoki (Sabina?) na bacutil. 🙂
Disney plus istnieje od 12.11.2019 i nie zachęcił do siebie praktycznie niczym. Wręcz przeciwnie spieprzyli koncertowo MCU wydając może dwa seriale nadające się do oglądania oraz Mandalorianina z krótkimi odcinkami, dobrego choć mocno przeciągniętego Andora oraz kilka potworków ze świata Gwiezdnych Wojen. Totalny Bajzel nikt nad niczym nie panuje, teraz czytałem info, że zwolniono wszystkich ludzi, którzy pracowali przy DD Born again i prace zaczynają od początku, dostajemy totalnie z dupy nikomu nie potrzebny serial „Echo” NoName dostaje serial, świetna decyzja na pewno oglądalność bedzie oszałamiająca. Swietnie zapowiadajaca sie Sekretna Inwazja to było totalne rozczarowanie, Loki sezon drugi nie zachwyca absolutnie poki co. W tym momencie przypomnialem sobie ze byl przeciez na Disney plus serial o Obi Wanie. O matko co to było za gówno, masakra.
Cały Marvel, oldschoolowe kreskówki ze stajni, mnóstwo zajebistych filmów na licencji (czy skąd tam mają prawa, nie wnikam) typu Szklana Pułapka, Omen, Predator, Obcy, że wspomnę jeszcze o produkcjach własnych które przez lata przewijały się w tv, a teraz wszystko w jednym miejscu i na zawsze dostępne.
Nie chcę żeby to brzmiało jak reklama, ale serio – Disney+ to jest najbogatszy jakościowo streaming service jaki jest ma rynku. Imho ciut lepszy od HBO mać, bo tam klasyków i wartych obejrzenia jest ciut mniej. Także nie wiem o co chodzi z brakiem przekonania do D+, dla mnie zdecydowanie najbardziej opłacalny deal z dostępnych opcji. No i duze premiery wrzucają wcale niedligo po premierach kinowych. Kompletnie nie chwytam tego neostarwars, nie oglądałem dosłownie niczego poza tragiczna trylogia jeszcze w kinie. A i tak uważam, że oferta jest praktycznie nie do przebicia przrz konkurencję.
Obaj macie rację. Z nowości kupa, ale to już wszędzie. Z rzeczy starszych to jest bardzo dobrze. Seriale, filmy i mnóstwo bajek dla dzieci. To ostatnie przy maluchach jest fantastyczne. Z seriali ostatnio dali Scrubs, który jest wybitny.
Dla mnie w sumie no-brainer bo mamy darmowy okres 😆
A miało być tak pięknie, po miesiącach rozczarowań przyszedł Dael cały na biało i mówi teraz to będą artykuły non stop nawet 3 razy dziennie. I co, i nic. Pozdrawiam.
Co nie zmienia faktu, że ciężko o jakościową alternatywę w polskim necie.
Proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości. Parę rzeczy mi się zwaliło na głowę i musiałem pewne plany przełożyć. Ale myślę, że w ciągu 2 tygodni zobaczycie bardzo interesujące zmiany. Również związane z częstotliwością ukazywania się tekstów 🙂
bedzie w koncu ten dark mode dla stronki?
Będzie zupełnie nowy layout z dark modem.
Poprawcie system komentarzy bo zwykle jak robi się ciekawa dyskusja to odechciewa się do niej wracać żeby znaleźć nowe komentarze. To powinien być priorytet moim zdaniem
Tak, tak! Dawać Disqusa!
Skorzystam z ruchu na stronie i zapytam. Czytał ktoś cykl schronienie Webera?
Z jednej strony autor potrafi budować świat, ale z drugiej postacie są średnie xd
A tak ogólnie to warto? Bo nie lubię zaczynać wielkich cyklów fantasy i w połowie porzucać je z powodu osiągającego patologiczne poziomy znudzenia (jak to było z Kołem Czasu).
Wieści z cytadeli się pojawią w końcu? Bardzo dawno nic nie było :/
No dobra, obejrzałem całość. I powiem tak: owszem, fabularnie to ma przejrzystość cegły. Owszem, akcja bywa nudna, rozbrajająco naiwna, sceny przegadane, a i choreografia walk dupy nie urywa. Owszem jest masa dużych głupot i małych głupotek. Owszem, znowu mamy jeden wielki babiniec, a szef złoli ma charyzmę szmacianej kukły. ALE. Ale jest to pierwsza z produkcji Disneya, na której rzeczywiście czułem, że oglądam Gwiezdne Wojny. 🙂 A nie miałem tego poczucia od czasu prequeli. Wreszcie mamy Jedi, mamy miecze świetlne, mamy bzzz bzzz, mamy używanie mocy, mamy klasyczny klimat. I ja to kupuję. Dość już mam eksperymentów i Gwiezdnych Wojen, które tak naprawdę są cholera wie czym – westernem, technothrillerem, dramatem wojennym? Będę czekał na przyszły sezon, choć to straszna strata, że nie będzie już Raya Stevensona.
Szanowni!
Powyższe wrażenia są typowe dla pewnych kręgów odbiorców, nie oddają jednak całego tego skomplikowania serialu. Już Mandalorianie byli wierzący i to był problem a teraz mamy ostrą jazdę w ogóle. Kennedy pewnie myśli, że to serial o silnej, dzielnej niezależnej ale jak niezależnej jak od Anakina zależnej?
Obawiam się, że na forum się wypowiem, bo recenzowałem serial na bieżąco i są audycje.
Serial dzielimy na części:
1-4 – zarysowuje problemy Ahsoki
5 – odcinek przełomu z chrztem, zakończeniem szkolenia i innymi takimi.
6-8 – rozwiązywanie problemów.
Przy czym mamy tu problemy w sferze dopracowania, a nie w sferze zasadniczej. Wiadomo, w którym momencie dzieje się Ahsoka?
Nie wiadomo.
serial to taki wzorcowy średniak, obejrzec, bawić się umiarkowanie, ale nie wyryje się zbytnio w pamięć. A np. o Andorze myslę bardzo często. Swoją drogą, Thrawn w dubbingowej interpretacji Pazury bardzo mi podszedł 🙂
Mi serial też nie podpadł, głównie ze względu na różne głupie i nielogiczne decyzje bohaterów.