FilmyRecenzje Filmowe

Psycho Goreman (2020)

Co by było, gdyby dzieciaki z filmu E.T. zamiast pomarszczonego kosmity ze świecącym palcem, znalazły w ogródku zakopanego przed wiekami niszczyciela światów, ucieleśnienie wszelkiego zła i żądnego krwi oprawcę? W dodatku gdyby te dzieci nie były do końca normalne, a na domiar złego zamiast pod Los Angeles mieszkałyby w… Kanadzie? Wtedy powstałby Psycho Goreman, w skrócie i dla znajomych P.G., najnowszy film w reżyserii swojsko brzmiącego Stevena Kostanskiego.

Pan Goreman w pełnej krasie, czyli E.T. na sterydach.

Przeglądając filmografię reżysera i scenarzysty w jednej osobie, można doszukać się pewnych tropów. Facet na pewno lubi kino z lat osiemdziesiątych i kumpluje się z jakimiś specami od praktycznych efektów specjalnych, gumowych masek oraz musi mieć jakąś umowę z dostawcami sztucznej krwi. W najbliższym czasie zamierzam dokładniej sprawdzić te powiązania, bo Psycho Goreman ma wystarczająco dużo zalet, żeby z zaciekawieniem patrzeć na wcześniejsze dokonania tych twórców. Jak bowiem wspomniałem we wstępie, mamy jednocześnie do czynienia z parodią E.T. Spielberga, jak i prawdziwym hołdem dla slasherów i niskobudżetowego kina s-f sprzed 30-40 lat. Wspomniane dzieciaki – rodzeństwo Luke i Mimi odkopują tytułowego antybohatera. Myk polega na tym, że razem z kosmitą dziewczynka znajduje również kryształ, pozwalający kontrolować psychopatycznego kosmitę, co rodzi oczywiście okazję do mnóstwa nieporozumień i, jak przystało na kino gatunkowe, dużej dawki malowniczej przemocy.

Typowa Kanadyjska rodzinka. Nawet w Polsce byliby uznani za dziwaków.

Co prawda większość akcji dzieje się na jakimś kanadyjskim zadupiu, jednak na chwilę przenosimy się również na obce planety, gdzie poznajemy historię pana Goremana oraz grupę kosmitów, którzy kiedyś zakopali go pod ziemią, a teraz obawiają się, że zrobili to zbyt płytko. I te fragmenty pozaziemskie są prawdziwym sednem tarczy produkcji pana Kostanskiego. Projekty postaci i kostiumów, które się wtedy pojawiają, to jednocześnie absolutne mistrzostwo kiczu i wspaniały ukłon w stronę tekturowych dekoracji z Flasha Gordona i podobnych filmów. Nie ważne, czy są to jaszczuroludzie, dziwaczne roboty, czy anioł zagłady w zbroi rodem z japońskiej kreskówki, wszystko to wygląda jednocześnie tandetnie i… fajnie. Tak, jakby zrobił to fachura od cosplayu z mnóstwem talentu i ograniczonym budżetem. Tektura, styropian, pleksiglas, mnóstwo gumy i silikonu oraz wielka wyobraźnia to przepis na pomysłowe i niejednokrotnie zaskakujące kreacje. Ot choćby taki stwór w postaci chodzącej beczki wypełnionej szczątkami, która atakuje strugą krwi i śmieje się głosem Richa Evansa znanego z kanału Red Letter Media. Albo robot podłączony do mózgu umieszczonego w akwarium. Albo… a zresztą obejrzyjcie sami, bo ciężko to nawet opisać. Za kostiumami idą też dekoracje, całkiem sprytnie udające obce światy. Szkoda, że jest ich tak mało, ale rozumiem, że nawet tektura może nadwyrężyć tak niewielki budżet, jakim dysponowali twórcy. Stąd też większość przygód bohaterowie przeżywają na pustym parkingu, w lesie, ogródku, albo w jakiejś hali magazynowej. Ogólnie jednak widziałem sporo tak zwanych profesjonalnych filmów, które wyglądały dużo gorzej od Psycho Goremana. Udało się przy tym przemycić parę naprawdę widowiskowych efektów specjalnych, a jako że P.G. z natury nie jest zbyt subtelny, to widowiskowych i pełnych obrzydliwości scen śmierci, tortur i odcinania członków nie brakuje.

Kosmiczna rada ocalenia międzyplanetarnego.

Drugą istotną zaletą filmu jest humor. Bardzo, bardzo specyficzny humor, który z pewnością nie każdemu się spodoba. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że co najmniej połowa żartów to suchary sięgające poziomem absurdu obrad Sejmu RP. Część z nich jest tak głupia, że po prostu nieśmieszna, niektóre gagi niepotrzebnie powtórzono po kilka razy, ale jak już coś zadziała, to ja tarzałem się ze śmiechu po podłodze. To taki typ narracji, że widz kompletnie nie wie, czego się za moment spodziewać. Może ktoś kogoś zamieni w arbuza? A może zombi zje komuś mózg? Albo kogoś rozjedzie samochód? Być może ktoś nagle i niespodziewanie zacznie śpiewać, albo tańczyć? Kto wie? Życie jest jak pudełko czekoladek… Niestety, o ile generalnie humor oscyluje między bezgraniczną głupotą a totalnym absurdem, to w jednym aspekcie kompletnie do mnie nie trafił. Chodzi o Mimi, główną bohaterkę, która jest przerysowaną poza wszelką skalę psychopatką i niestety przez cały film po prostu okropnie denerwuje. Być może to nie wina młodej aktorki, ale raczej tego, jak poprowadził ją reżyser, ale jej zachowanie przypominało raczej postacie z japońskich animacji niż cokolwiek normalnego i choćby odrobinę naturalnego. Tym bardziej że partnerował jej chłopak, będący jedyną w miarę normalną osobą w okolicy. To po prostu nie wyszło i nie było śmieszne, a raczej żenujące. Zresztą już patologiczna relacja między rodzicami obojga dzieciaków jest na tyle dziwna, że dostarcza dawkę cringe’u w ilości przewyższającej większość innych filmów.

Nie polubicie Mimi. Brakuje skali dla opisania, jak bardzo wkurzająca jest to postać.

Ciężko jednoznacznie ocenić Psycho Goreman. Z pewnością trzeba się nastawić na film bardzo niskobudżetowy, to nie ulega wątpliwości. Ponadto ta niskobudżetowość tkwi u podstaw samej jego idei. To nie jest tak, że przygody psychopatycznego E.T. byłyby lepsze, gdyby wpompować w produkcję miliony dolarów. One muszą być tanie i tandetne, żeby być tym, czym są. Z drugiej strony, jest to rodzaj ciekawostki i projektu zapaleńców, jednak zrobiony świadomie i konsekwentnie. W przeciwieństwie do wielu innych głupotek zrodzonych z pojedynczego szalonego pomysłu, Psycho Goreman ma wszystko to, co powinien posiadać film. Scenariusz jest prosty, ale spójny. Postacie, nawet jeśli nie zawsze udane, mają osobowość. Humor, choć bardzo specyficzny i “trudny” dla ludzi zdrowych na umyśle, chwilami bawi do łez. No i truskawka na torcie, czyli kostiumy oraz efekty specjalne, które uradują każdego kinomaniaka przed czterdziestką. Myślę, że produkcja Kostanskiego ma szansę stać się dziełem w jakimś stopniu kultowym. Internet lubi takie rzeczy.

  • Ocena Crowleya - 6/10
    6/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 3

  1. Przeczytałem tytuł jako „Psycho German” i rozbieganym wzrokiem szukałem zombie – SS manów 😀

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button