Polecano mi raz, potem drugi, a potem trzeci (Doma pozdro 600!;). W końcu złamałem swoją zasadę „nie mam czasu na długie seriale” i obejrzałem. Od razu zaznaczam, zanim rzucą się na mnie fani: książek nie znam, nie czytałem, cała moja wiedza o „Expanse” pochodzi wyłącznie z obejrzenia czterech kolejnych sezonów serialu. Dlatego jeśli będę narzekał na coś, co w książce jest lepiej/bardziej/jaśniej to proszę mnie tu nie chłostać w komentarzach.
Daleka przyszłość, trzy ścierające się frakcje: zasobna, ale zblazowana Ziemia, militarnie zorientowany Mars i Pasiarze, „rasa” ludzi urodzonych w kosmosie, dla których ziemska grawitacja jest zabójcza. Żyją na pasie asteroid między Marsem a Jowiszem, traktowani przez pozostałych jak tania siła robocza, a czasem wręcz jak podludzie.
Na tym tle poznajemy ekipę, która zupełnie przypadkowo (a jakże) dostanie się w sam środek polityczno-wojennej zawieruchy. Kapitan James Holden, pilot Alex Kamal, inżynier/technik Naomi Nagata i Amos Burton, mięśniak, mechanik, filozof, filantrop, zabijaka, brutal, wrażliwiec, socjopata i autor najlepszych tekstów w serialu w jednym. Cała czwórka ma pecha niemal zawsze być w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, dlatego w ocenie Marsa/Ziemi/Pasa raz po raz mienią się jako mordercy, bohaterowie, przemytnicy, poszukiwani, pożądani (do celów propagandowych) itp. Nie zaznają nawet chwili spokoju.
Z bardziej znaczących postaci warto wymienić jeszcze detektywa Josepha Millera, który – jak to detektyw – ma zagadkę do rozwiązania. Jest też Chrisjen Avasarala, ziemska pani polityk; kiedy ją poznajemy, jest o krok od szczytu kariery, piastuje stanowisko zastępczyni sekretarza generalnego ONZ, który rządzi naszą planetą. Jest wreszcie Roberta „Bobby” Draper, marsjańska pani komandos, nieustępliwa, twarda, z nerwami ze stali. Są jeszcze bohaterowie mniej eksploatowani, ale zdecydowanie warci wspomnienia: Camina Drummer i Klaes Ashford, czyli pani kapitan i jej zastępca. Dumni „pasiarze” dowodzący największą jednostką w ichniej flocie.
Być może polecano i chwalono w mojej obecności „Expanse” zbyt wiele razy, albo chwalono książki, a ja nie zarejestrowałem różnicy. Serial bowiem jest… poprawny? Nic mnie nie urzekło, nie powaliło na ziemię, nie zaskoczyło. Sprawnie połączono tu, owszem, jakiś milion motywów z każdego możliwego science-fiction i fantasy. Znajdziecie tu sceny, postacie, dialogi czy klimat rodem z: „Aliena”, „Battlestar Galactica”,” Star Treka”, „Gwiezdnych Wojen”, „Kontaktu”, „Blade Runnera”, „Event Horizon”, „Pamięci absolutnej”, „Firefly” i pewnie jeszcze kilku innych klasyków gatunku. Wszystko w zależności od odcinka czy motywu przewodniego w konkretnym sezonie. Poza wspomnianymi produkcjami czuć tu też silnego ducha serii gier „Mass Effect”. Kto grał, ten wie, że to zaleta.
Z jednej strony to dobrze: jak kopiować to od najlepszych, z drugiej? To wszystko już gdzieś było i nie znalazłem w „Expanse” niczego, czego gdzieś bym już nie widział w tej czy innej formie. Tak, wiem, żyjemy w późnym postmodernizmie, wszystko zostało już wymyślone, na wszelkie sposoby przetworzone, zjedzone, strawione i…na tym zakończę metaforę. Chodzi mi bardziej o to, że z „Arrival” pamiętam ciekawe spojrzenie na język jako taki i niesamowite pojazdy kosmitów. „Blade Runner 2049” twórczo rozwinął wydarzenia z oryginału. A jak jest z „Expanse”?
Serial miewa momenty, gdzie dzieje się coś interesującego, ale to tyle. Momenty. Reszta jest poprawna, z bohaterami idzie się zżyć, nie żałuję czasu poświęconego na seans, ale chyba oczekiwałem czegoś o dwie klasy lepszego, bardziej oryginalnego, albo chociaż zaskakującego raz na jakiś czas. A tu spiski są przewidywalne, czarne charaktery (można jeszcze używać tego terminu?) typowe i niezaskakujące, fabuła też specjalnie nie porywa. Ot, taki misz-masz najlepszych przebojów s-f XX wieku skondensowany do jednego serialu.
W odcinkowych superprodukcjach największą zaletą (lub wadą) są bohaterowie. Dają się polubić? Intrygują? A może wręcz przeciwnie? Może widz nienawidzi ich z żarem tysiąca słońc i ogląda, by w końcu zobaczyć ich porażkę. Jak ze swoimi postaciami radzi sobie „Expanse”? I tu znów muszę użyć słowa, które już padło: poprawnie. Co ciekawe, przy negatywnych przykładach nie wiem, kogo winić bardziej. Aktora czy może scenarzystów?
Oto bowiem James Holden, a w tej roli Steven Strait, to szablonowy zbawca ludzkości. Nie chce, ale musi. Bywa szorstki, lecz serce ze złota. Wrażliwiec i lider. Bla bla bla. Nudy na pudy, a sam Strait pokazuje niewiele. Gra przez 90% czasu na jednej zbolałej minie faceta, który ratuje ludzkość, bo trzeba, ale wolałby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Podobnie źle oceniam Chrisjen Avasaralę portretowaną przez Shohreh Aghdashloo. Jej postać – w teorii – jest zaprawioną w bojach panią polityk, umiejącą walczyć o wpływy i władzę lepiej niż całe otoczenie, twardą, skuteczną i niebojącą się podejmować trudnych decyzji. W praktyce dialogi napisano w taki sposób, że kiedy Aghdashloo je wygłasza, brzmi jak sfrustrowana emerytka, której nikt nie słucha i nie szanuje. Ilość „fucków” mająca (chyba?) dodać jej powagi/siły/determinacji sprawia, że kobieta wypada groteskowo. Jeśli znacie słynną swego czasu Panią Basię z „jutuba”, to wiecie, o czym mówię. Nawet głos mają podobny. Za każdym razem kiedy pojawiała się na ekranie, zastanawiałem się jak przez cztery sezony nikt nie zauważył, że postać stała się komiczna i żenująca zarazem.
Nie będę jednak ograniczał się do marudzenia. Jest klika rodzynków i poza wspomnianym wcześniej Amosem Burtonem, którego Wes Chatham zagrał doskonale, mamy całą plejadę fantastycznych postaci kobiecych. Naomi Nagata (Dominique Tipper), genialna w swojej robocie, zagubiona między Pasiarzami, a mieszkańcami planet. Wyśmienita Camina Drummer (Cara Gee), tworząca wraz z Klaesem Ashfordem (David Strathairn) zdecydowanie najlepszą parę wzajemnie (zależnie od sytuacji) zwalczających lub wspierających się osób. Chemia między nimi jest niesamowita. Na pochwałę zasługuje też niewidziany od dawna Thomas Jane w roli detektywa/ochroniarza Josephusa Millera, ewidentnie wzorowany na pewnym łowcy androidów. Muszę mu jednak oddać: robi to na tyle dobrze i po swojemu, że nie jest po prostu bezmyślną kopią Deckarda. Ostatni, ale nie najmniej ważny: Adolphus Murtry, grany przez Burna Gormana. Pojawia się dopiero w czwartej serii, ale jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem obsady, a gra postać (delikatnie mówiąc) niejednoznaczną. Mimo że scenarzyści bardzo prostymi środkami, w nieudolny sposób, próbują robić z niego sztampowy czarny charakter.
„Expanse” broni się wizualnie. Efekty specjalne nie porażają niskim budżetem, jak na produkcję tego kalibru wyglądają bardzo dobrze. Kostiumy, skafandry, scenografia – te elementy wyglądają bardzo dobrze i praktycznie nie ma sytuacji, w których wnętrza raziłyby sztucznością komputerowo generowanych miejsc. Podobnie z plenerami i scenami dziejącymi się w kosmosie. Tu widać ewidentny wpływ sposobu kręcenia znanego z Battlestar Galactica. Trzęsąca się kamera, gwałtowne zbliżenia, poczucie ogromu kosmosu wobec pokazywanego obiektu. Nie wiem, czy budżet był spory, czy po prostu dobrze wykorzystany, ale do tego, jak wygląda serial, nie zamierzam się czepiać. Nawet pojawiające się tu i ówdzie elementy body horroru i gore mogą zachwycić (albo zniesmaczyć co wrażliwszych). Podobały mi się też drobne elementy, które wrzucono, żeby było bardziej „realistycznie”. Na przykład statki kosmiczne lecące w stronę celu, na pewnym etapie wyglądają jakby leciały „na wstecznym”. Ma to sens, bo przecież w ten sposób hamują w przestrzeni o niemal serowym oporze. Mała rzecz, a cieszy.
Odpowiedź na najważniejsze pytanie – czy polecić wam „Expanse” – brzmi: nie wiem. Z jednej strony czekałem na coś ekstra, na wciągającą fabułę, krwistych bohaterów i powiew świeżości, który nie nadszedł. Z drugiej: nie jest źle. Niektórych bohaterów można polubić na tyle, że będzie was obchodzić ich los przez kolejne sezony, kilka scen warto zobaczyć, a i bywają zwroty fabularne, które czasem odchodzą od utartych schematów. Serial został anulowany po trzecim sezonie, ale szef Amazona ponoć tak bardzo lubi „Expanse”, że wykupił prawa i wyprodukował czwarty sezon, a piąty już jest nakręcony, nie znamy jeszcze daty premiery. O ile ostatnia seria była jedną z lepszych, o tyle kończy się na tak przewidywalnej i ogranej nucie, że ciężko przebierać nogami podczas oczekiwania na kolejne odcinki. Musieliby się bardzo postarać, żeby rozpoczęty wątek poprowadzić w sposób, którego nie widzieliśmy już setki razy.
The Expanse (sezony 1-4)
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
Czytałem książki, wiec wystąpię trochę w obronie twórców serialu: jego najsłabsza strona, czyli kompletnie sztampowe postaci to niestety nalot z książki. Holden jest tak potwornie nudny i wspaniały, ze czytając aż człowiek przewraca oczami. Detektyw się im udał, to musieli szybko go zabić 😉 a serial z postaciami różnie sobie poradził. Naomi np. poprawił, ale Draper, Avasarala stały się kompletnie groteskowe. Mi tez Camina się nie podoba. Piękna aktorka, ale jej rola jest żenująca, to łypanie spode łba, błagam…
A z mocnych stron: fizyka. Szanuje książki i serial, gdzie nie ma magicznej grawitacji z podłogi, gdzie nie da się rozmawiać w czasie rzeczywistym z osoba znajdująca się w c… daleko albo zrzucać w próżni bomb głębinowych. Z plusów, fajna mozaika gospodarczo-polityczna. Na absolutny minus żałośnie żenująca arcypoprawnosc polityczna.
Generalnie, jako ze mam słabość do fizyki, 7/10 za pierwszy i ostatni sezon, środkowe max 5/10 (w książkach dokładnie tak samo. Cześć I w pytke, druga bardzo słaba, trzecia w sumie tez. Czwarta świetna, piąta słaba, szósta moze być, siódma fajna, ósma słaba).
Ok, czyli Holden książkowy jest taki sam, może stąd niespecjalnie udany casting?
Camina mi zagrała, bo Johnson, Dawes, ten młody, Ashford – wszyscy pasiarze są tak przerysowani jeśli chodzi o mimikę, akcent i nawet postawę czy sposób poruszania się, że założyłem intencjonalne zobrazowanie ich w ten sposób. Camina bywa teatralna, ale nie mniej niż właśnie na przykład Ashford. To buduje spójny obraz społeczności Pasiarzy jako takich mocno egzaltowanych, ale prostych ludków.
„Na absolutny minus żałośnie żenująca arcypoprawnosc polityczna.”
Tzn.?
Tak, Holden jest niestety idealnie oddany w serialu. Rycerski, szlachetny, inteligentny, przystojny, wysportowany, dobry… poza zbytnia egzaltacja nie ma wad, Mesjasz 😉 co do Pasiarzy rozumiem: ciężko w serialu byłoby oddać ich inna różnice z książek: kompletnie rożna (wręcz wykrzywiona) fizis, wynikająca z życia poza studnia grawitacyjna.
Co do poprawności: zarówno w książce, jak i w serialu dość żałośnie jest wepchnięta zupełnie lewicowa wizja społeczeństwa, związków homoseksualnych i poliamorycznych jest niewiele mniej niż „heteronormatywnych”, a wśród bohaterów jest pełen parytet: biały z dobrego domu, Murzynka (ale z japońskim nazwiskiem), biały z patologii, Hindus, Polinezyjka, Iranka, etc. etc. To się jeszcze jakoś broni, bo to sci-fi, ale nadal trochę śmiesznie wyglada 🙂
„poza zbytnia egzaltacja nie ma wad, Mesjasz”
W ogóle dziwna konstrukcja postaci, lekkoduch, łapserdak, lowelas, uciekinier od odpowiedzialności, nie chce być XO… i nagle z ciężkim sercem uratuje ludzkość…
15 razy. Za każdym razem z tą samą zbolałą miną, „nie chcem ale muszem”.
„Co do poprawności: zarówno w książce, jak i w serialu dość żałośnie jest wepchnięta zupełnie lewicowa wizja społeczeństwa
Na ziemi tak, na Marsie jest raczej Imperium ze star warsów, a na Pasie w ogóle jest wolność, sex party i Sodoma z Gomorą.
„Wśród bohaterów jest pełen parytet: biały z dobrego domu, Murzynka (ale z japońskim nazwiskiem), biały z patologii, Hindus, Polinezyjka, Iranka, etc. etc. To się jeszcze jakoś broni, bo to sci-fi, ale nadal trochę śmiesznie wygląda.”
Ha! W wielu filmach jestem w stanie się do tego przyczepić, ale w dalekiej przyszłości tak sobie to właśnie wyobrażam. Jakby ludzkość w miarę wywaliła lagę na wzajemne różnice w wyglądzie/rasie to tak widzę naszą przyszłość. Mix ras, płci (przy czym ja uznaję dwie :P) i kompletny misz-masz 🙂
Ninja trochę te ostatnia kwestie inaczej widzę, bo to raczej nie wizja przyszłości tu przyświecała autorom, a ideologia 🙂 ale ma to swój urok, nie powiem, wstawki o Hindusach mówiących in English z teksańskim akcentem są czarujące. Btw, Mars wyszedł autorom książki najlepiej. I to raczej Sparta niż Imperium Galaktyczne 😉 późniejsza Lakonia to podkreśla. Tylko jej wykończenie przez, a jakze, Naomi i Holdena znowu groteskowe. Ross jest trochę jak Rudy z czterech pancernych. 5 takich czołgów i sami byśmy Niemców sklepali w 1939.
„I to raczej Sparta niż Imperium Galaktyczne 😉”
Fakt, dużo lepsze porównanie.
Ojej, ja jestem fangirl tego serialu, że ta recenzja mnie aż boli. 😀
Mam tak różne opinie od recenzenta (poza Amosem, wszyscy wiedzą, że jest najlepszy), że nie będę się wdawać w polemikę. Czekając na kolejny sezon nadrobiłam książki i czekam z niecierpliwością na kolejny: w powszechnej opinii to będzie ekranizacja najlepszego tomu i ciekawa jestem jak wybrną, skoro punkt wyjścia mają trochę inny.
Protestuję! Najbardziej czekam na komentarze fanów, którzy zgłoszą zdanie odrębne i dowiem się co w serialu jest takiego super, może po prostu źle podszedłem albo przeoczyłem. Które postacie z nieciekawych są ciekawe, albo które wbrew mojej opinii są dobrze zagrane? Albo które motywy/wątki są oryginalne, a ja się upieram, że nie.
Najbardziej lubię czytać wypowiedzi ludzi, którzy się ze mną nie zgadzają 🙂
Ze rzucanie kamieniami jest the best? Problem w tym, ze to bez sensu 😛 jeśli wystarczy pomalować kamień magiczna farba i go wystrzelić, to otwiera tysiąc pytań „dlaczego wcześniej nie…?”. Nie powiem, atmosfera przewrotu i Armagedonu ciekawa, fajne wnioski co do zaburzenia ekosystemu… ale sam pomysł na doprowadzenie do nich dziecinny. I to jest cały cykl tych książek: fajny warsztat językowy, świetne tło, super główna koncepcja… ale dojechanie do jej poszczególnych kamieni milowych czasami gorsze niż w szkolnej rozprawce. „Ej stary, musimy zniszczyć Ziemie. Jak to robimy?” „Daj Kamienia Stary!”.
Dokładnie. No i młody charyzmatyczny, fanatyczny przywódca robiący swoim sprytem i bezczelnością w konia wszystkich wokół. Nawet z celi śmierci wychodzi za pomocą pięknosłowia. Motyw ograny tyle razy, że ciężko to przełknąć. Zamiast eksploatować dalej protomolekułę i obcych oraz powód ich wymarcia to będziemy mieli powstanie części Pasiarzy przeciw Innersom, ziew.
Jeżeli pójdą w stronę książek to… to… spoiler alert. 😀
Ciiiiii, raczej będę oglądał dalej więc proszę bez spojlerów 😉
Chrisjen Avasarala groteskowa?? Czy tylko ja lubię tę postać w serialu??
Na pewno ma więcej fanów, jeszcze Jeff Bezos 🙂
Za co ją lubisz?
Też ją bardzo lubię i faktycznie, w ostatnim sezonie ciut za dużo tego klnięcia była i wyglądało jakby próbowała nadrobić poprzednie. 😉
Ale te faki to tylko część problemu. Ona jets pokazywana jako władcza, przebiegła i bezlitosna, a wszyscy ją robią w konia jak chcą, nad niczym nie panuje i ciągle wpada w kłopoty, z których ludzie muszą ją wyciągać nierzadko poświęcając własne życie.
W pierwszym sezonie podobał mi się cosmic-noirowy wątek detektywa, drugi oglądałem dlatego, że serial był niezły (na takie Twoje 6), a poza tym jak ktoś nie lubi całego tego syfu z superbohaterami to obecnie prawie nie ma czego szukać w SF. Miałem zabrać się za trzeci sezon, ale jakoś cały czas wybierałem co innego. Zacząłem dopiero dobrych kilka miesięcy po końcu czwartego i… jakoś tak nagle chwyciło! Oglądnąłem obydwa w kilka dni. Im dalej tym lepiej.
Na pewno sezon nr 4 daje radę, szkoda, że kończy się sztampowo. Natomiast w całym serialu wątek Millera zdecydowanie jednym z najlepszych.
Poddałem się po drugim sezonie. Niezły ale tylko tyle.
Co do rzucającej mięsem pani polityk, zwykle podoba mi się niski głos u kobiet ale w tym przypadku pierwsze skojarzenie to Pan Mietek spod monopolowego.
Ja też lubię, ale Pani ma ewidentnie głos jakby po ciężkim przepiciu, jednocześnie dość wysoki więc brzmi to pokracznie 😉
Hehe, gdy czytałem pierwsze cztery akapity to mimowolnie wydawało mi się, że słyszę w tle muzykę z czołówki jakiegoś filmu z lat 90 – Dynastii albo innej Drużyny A. Tak powinno być? 😉
„Ha! W wielu filmach jestem w stanie się do tego przyczepić, ale w dalekiej przyszłości tak sobie to właśnie wyobrażam.”
Pogratulować wyobraźni. 🙂 To co jeszcze czasem zdarzało się w czasach mojego dzieciństwa, a dziś już się nie zdarza, to polskobrzmiące nazwiska w książkach i opowiadaniach SF. Dziś już wiemy, że nie dla nas przyszłość i podróże do gwiazd, a co najwyżej pucowanie posadzek na dworcach kosmicznych. I podejrzewam, że taka sama przyszłość czeka tych wszystkich Hindusów, Polinezyjczyków, murzynki z japońskim nazwiskiem oraz Iranki. Nie będzie żadnych parytetów. Jeżeli miałbym obstawiać, to kosmos będzie raczej rozbrzmiewał gwarem mandaryńskiego, kantońskiego oraz jednosylabowych imion i nazwisk. 😛
Hahaha, raczej https://www.youtube.com/watch?v=gqfK-KRws6w 😀
„Pogratulować wyobraźni.”
Ale o to właśnie chodzi: mam jej na tyle, żeby przyjąć taką wersję na wiarę i nie mieć z tym problemu. Nie, że na pewno tak będzie 😉
Chodziło mi raczej o taką klasyczną czołówkę, w której pokazuje się wszystkie główne postaci. Wiesz, taki a taki, jako ten i ten, itd. 🙂 Moda ma raczej nietypową czołówkę dla tego okresu.
Ja zaliczyłem najpierw serial a potem lekturę. Więc – uwaga – Murtry w serialu jest bardziej płaski niż w książce.
A z duetem Drummer i Ashford dokładnie odwrotnie. To co z nimi zrobili to miód. Zresztą Drummer jest kolażem co najmniej trzech postaci z knigi – samej D (która pojawia się późno, w 5 tomie AFAIR), Michio Pa i Carlosa Bacy.
Ashforda też fajnie ubogacili. W serialu jest doświadczonym, kompetentnym dupkiem z przebłyskami dobrego serca. W książce po prostu dupkiem.
„Murtry w serialu jest bardziej płaski niż w książce.”
Czuję się zachęcony do czytania. W serialu był fajnie budowany, ale od pewnego momentu wkurzało mnie jak bardzo scenarzyści usprawiedliwiają zamach na prom wyższymi pobudkami, a Murtry’ego sprowadzają do oszalałego z nienawiści faszysty. Szkoda, bo aktor dwoił się i troił, żeby zagrać postać nieoczywistą, ze słusznymi (ze swojej perspektywy) pobudkami.
„A z duetem Drummer i Ashford dokładnie odwrotnie. To co z nimi zrobili to miód.”
Owszem, dlatego serce me krwawiło obficie po finale sezonu.
A ja dwa oczka wyżej daję. Dzięki serialowi wzięłam się za książki i nie mam nic do Avasalary czy Holdena, nie przeszkadzali mi. Nie widziałam też kalek z BSG, bo nie pamiętam 😀 czas nadrobić.
A Miller jest najlepsiejszy :3
Buźka Sith!
Mi przeszkadzali, ale Amos, Ashford czy inna Drummer ratowali show! Dzięki za polecajkę.
Jeszcze odnośnie Holdena: faktycznie przez pierwsze sezony błąka się niczym smutny Jon Snow w kosmosie, ze spojrzeniem wymęczonego spaniela. Na tym etapie ratuje go trudna relacja z Amosem, która pięknie ewoluuje (w książce Amos od razu uznał go za lidera). W czwartym zaś, kiedy ma wizje i stara się przekonać resztę świata, że je ma gra aktorska mu się poszerza i robi się znacznie ciekawszy.
Ja nie widzę tej ewolucji, ale masz u mnie piwo i dozgonny szacunek. JON SNOW! Wiedziałem, że kogoś mi Holden przypomina tym swoim nadęciem i ratowaniem świata w trybie „nie chcem, ale muszem” 😀
Dzięki!
Nie ma problemu, dla mnie nawet wizualnie chłopaki są podobni, tyle że jeden nosi brodę. 😀
Obaj autorzy książek to byli asystenci GRRM więc odniesień do PLIO jest sporo 🙂
Czyli na koniec szefem galaktyki zostanie niepełnosprawny? Drummer była blisko, niepotrzebnie się naprawiła 😉
XD
Jeden jest dalej asystentem chyba
https://www.youtube.com/watch?v=caLji74IIp4 Trailer 5 sezonu 🙂
Będzie osoby wątek Amosa. Przekonali mnie 🙂
Wątek Amosa to powinno być złoto w tym sezonie, ciekawa jestem czy ze wszystkim się zmieszczą.
Ale podobno odcinek ma byc raz na tydzien 😐
Fajnie, będzie się można emocjonować, mi taki model pasuje 🙂
Mnie też, co prawda teorii snuć nie mogę skoro znam książki, ale lepiej się będzie analizowało i dyskutowało o każdym odcinku.
Ocena stosunkowo niska, jak gdzie indziej nieraz czytałam komentarze to co poniektórzy się zachwycali jaki to wspaniały serial wręcz arcydzieło w swoim gatunku a tu wychodzi że tylko średni. Sama nie oglądałam tego serialu, sf nie jest jakoś moim ulubionym gatunkiem. Czasem myślę o tym serialu żeby zacząść go oglądać ale jakoś na razie do tego nie doszło, widziałam zwiastuny nawet ostatnio do 5 sezonu ale jakoś mnie to nie zachwyca ani nie zachęca.
ps. SithFrog jeśli już złamałeś swoją zasadę że nie oglądasz długich seriali to polecam po raz kolejny seriale Black Sails(Piraci) i The Last Kingdom.
A z nieco starszych seriali to Spartakus(2010) (nie wiem czy oglądałeś), Vikings, Rodzina Borgiów, Dynastia Tudorów.
Wiesz, wszystko zależy od gustu (teraz to mądrość ogłosiłem, Paolo Coelho normalnie;). Jak ktoś nie zna dobrze (albo wcale) Star Treków, BSG i podobnych to Expanse może wydawać się nowe i świeże.