„Straight to VHS/DVD”, czyli prosto na VHS, a potem – w miarę postępu technologicznego – na DVD. O co chodzi? O specjalną kategorię filmów, które mimo sporego budżetu wychodzą marnie na pokazach testowych albo wręcz producent zawczasu przyznaje się do porażki. Wtedy taniej wydać film na nośniku niż pakować pieniądze w dystrybucję kinową i reklamę. Studio pogodzone ze stratą po prostu stara się minimalizować jej rozmiar. Tzw. „damage control”. W tej samej kategorii mieszczą się tez produkcje niezbyt oryginalne, tanie i robione relatywnie niewielkim kosztem. Kręcone od początku z myślą, że nigdy nie zawitają na wielkim ekranie.
Mam wrażenie, że „straight to VHS/DVD” przeszło bardzo płynnie i niemal niezauważalnie w „straight to streaming”. Możemy się czarować, że raz na jakiś czas Netflix czy Amazon sypną gotówką jakiemuś Alfonso Cuarónowi („Roma”) czy innemu Noah Baumbachowi („Historia małżeńska„) na ambitny projekt, ale większość produkcji sygnowanych „czerwoną N-ką” czy logiem „Prime” to właśnie takie niezbyt ambitne, niezbyt udane, kręcone szybko i byle jak potworki.
Kto czyta fsgk.pl regularnie, ten wie, że to powoli robi się moja specjalność. Narzekanie na kolejne produkcje, szczególnie Netflixa, które wyglądają jakby brali każdy podesłany im scenariusz i finansowali wszystko jak leci. „Potrójna granica„, „Tyler Rake: Ocalenie„, „Ostateczna operacja„, „Gołąbeczki„, „The Old Guard” – nie mam wątpliwości, że niezależnie od pandemii i innych zewnętrznych czynników, nikt nie rozważałby nawet szturmu na kina z tytułami tego rodzaju.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że po raz kolejny odpaliłem produkcję spod znaku Netflixa i po raz kolejny zderzyłem się z tym samym. „Power” (w oryginale „Project Power) wpisuje się idealnie w nurt produkcji kręconych wyłącznie do wrzucenia na serwis streamingowy.
Dwaj reżyserzy (Henry Joost, Ariel Schulman) wraz ze scenarzystą (Mattson Tomlin) odhaczają wszystkie obowiązkowe punkty, żeby idealnie pasować do gatunku. Znane gęby? Jamie Foxx, Joseph Gordon-Levitt. Sceny akcji? Kilka, żadna nie zapada w pamięć. Skrajnie wtórna fabuła? Oczywiście, kolejny supernarkotyk, po zjedzeniu którego mamy losowe supermoce. Każdy inne. A jak masz pecha, to eksplodujesz jak dojrzała czereśnia zgnieciona w palcach. Momentami jest tak przewidywanie i sztampowo, że słowo „sztampa” mogłoby się zarumienić oglądając „Power”.
Przyznam, że czasem nawet mało oryginalny koncept można zamienić w małe arcydzieło, ale do kaduka! Trzeba się postarać! Trzeba mieć jakiś pomysł, jakiś patent, chcieć coś zrobić inaczej. Twórcy „Power” nie mają takich ambicji. Idą utartym schematem i nawet się z tym nie kryją. Zamiast jednego głównego antagonisty mamy kilku podrzędnych. Jakby tego było mało, pierwszy akt jest nudny, rozkręca się bardzo wolno i nie winię nikogo, kto odpuści sobie seans po pierwszych 30 minutach. Albo po pewnej żenującej scenie z rapowaniem. U mnie było blisko.
Mógłbym pochwalić technikalia, ale nie ma za co. Dziwne ujęcia, rwane przejścia między scenami, obraz dziwnej jakości, bardziej jak kręcony telefonem niż kamerą i „greengrassowy” montaż 4 ujęć na sekundę. Albo pokazywanie rozmowy w aucie, gdzie jedna osoba mówi i jest centralnie w kadrze, ale gratis dostajemy rozmazany podbródek rozmówcy na pierwszym planie. Niewiarygodne niechlujstwo.
Mógłbym się tak znęcać w nieskończoność, ale szkoda mojego i waszego czasu. Jest tyle dobrych filmów, nawet w serwisach streamingowych (ot, choćby niedawno na Netflix wjechała „Lego Przygoda 2„), że na „Power” po prostu nie warto tracić czasu. Zdecydowanie odradzam.
Power (2020)
-
Ocena SithFroga - 3/10
3/10
Nie ukrywam, że czekałem na tą recenzje jak się tylko pojawił na Netflixie :). I na taką ocenę też 🙂
Klasyczny schemat weekendowy: Netflix spamuje mi skrzynkę, że „właśnie dodaliśmy film dla Ciebie!”. Potem w leniwa niedzielę sprawdzam, opis wydaje się zachęcający, włączam i… Kaszanka.
Kaszanka prima sort. Sceny z rapem albo Jamie Foxx mówiący „rap is your super power” to były ciosy wyprowadzone znienacka i trafiające idealnie 😉
LOL, a o nowych zasadach przyznawania Oscarów słyszeliście? 🙂 Przeczytać koniecznie:
https://dorzeczy.pl/swiat/152861/szokujace-zasady-przyznawania-oscarow-bez-kobiet-lgbt-mniejszosci-rasowych-film-nie-bedzie-sie-liczyl.html
Słyszeliśmy. Oczywiście to gownoburza z tym LGBT, zwłaszcza że można będzie to łatwo obejść. Niemniej, sa koncepcja spełniają jakichś wymogów dla twórczości artystycznej jest dla mnie absolutnym kuriozum. Przypomina się kodeks Haysa. Niczego się w USA nie nauczyli.
Burza w szklance wody z jednej strony (bo 99% filmów z ostatniej dekady spełnia 2 z 4 kryteriów), z drugiej strony hipokryzja Akademii i krok w niebezpieczną stronę.
Za czasów kodeksu Haysa powstały arcydzieła kina, a Hollywood przeżywało złotą erę. Teraz te zasady przyczynią się raczej do upadku Hollywood i do spadku znaczenia Oscarów.
Spadek znaczenia Oscarów trwa od dawna. Ale teraz będzie to już zalegalizowana hucpa polityczna, bez udawania jakichś artystycznych ambicji. Taki nasz Kołobrzeg. 🙂
Hej, młody gwardzisto, smutek zwalcz i strach
Przecież na tym piachu, już za kilka lat
Przebiegnie, Z PEWNOŚCIĄ
Jasna, długa, prosta
Szeroka jak morze Trasa Łazienkowska
I od gis naturalnie… 😛
Albo dla jeszcze starszych: Zielona Góra 😀
Jutro może wrzucę tekst o tym, z jednej strony nie jest tak źle jak piszecie, z drugiej: nie jest tak, że nie ma się o co martwić.
Ja to w ogóle nigdy tych Oskarów na poważnie nie brałem. Tak jak wszelkich plebiscytów filmowych czy sportowych.
Z reguły zawsze jakieś „siły” mają na takie plebiscyty wpływ, więc nie rozumiem zdziwienia. Tym bardziej nie rozumiem czym tu się martwić 😉
Nie wiem po co ludzie takim konkursom na popularność i konformizm dają tyle atencji. Po to robią takie cyrki by ludzie się podpalali i dopóki będzie popyt na to, dopóty tak będzie.
I tak i nie, bo podchodząc do tego w ten sposób dajesz sobie wejść w końcu na głowę. Zaraz z przymusowych 30% zrobi się 50%, a potem okaże się, że skoro na Oscarach tak jest to czemu nie w radach nadzorczych? Czemu nie w firmach w ogóle?
Jakie wejście na głowę. W dupie mam Oscary, niech nawet nakażą żeby w tytule było BLM czy, co mnie to. Coś/ktoś Ci może wejść na głowę tylko jeżeli na to pozwalasz i Cię to obchodzi.
Co mają jakieś śmieszne Oskary do tego co ja chce oglądać. Może i jest wiele słabych jednostek co będą oglądać i chwalić tylko to co nakazuje „Partia”. Jednakże zdecydowana większość będzie oglądać to co lubi i tyle. Jeżeli to co lubią będzie niezgodne z tym co lubią te plebiscyty, to będą mieli te śmieszne konkursy coraz bardziej w dupie. Im bardziej, tym mniej będą znaczyć i naturalnie na ich gruzach powstanie coś nowego.
To jest tylko i wyłącznie problem Oskarów że robią taką głupotę. Dawanie temu atencji jest według mnie bezcelowe.
Wiem że pijesz też do wytwórni, producentów itd. no ale to taka sama sytuacja. Jakość będzie się staczać, to ludzie to zauważą i pójdą gdzie indziej. Nie zmusisz większości wolnych ludzi by podobało im się coś co im się nie podoba.
Proste.
Fajnie gdyby to było takie proste. Tylko, że nie jest. Piję do wytwórni i producentów i nie, nie jest to taka sama sytuacja, bo wszystkie większe studia plus platformy streamingowe są aktywnie w to wszystko zaangażowane. Więc jak ludzie nie będą chcieli to nie będzie specjalnie gdzie iść. Poza tym tak się stosuje inżynierię społeczną. Zmiany są ewolucyjne, a nie rewolucyjne, po kawałku do przodu.
Nie doceniasz Hollywood, Iluvatat. Wydaje Ci się, że żyjesz w zawieszonej, autonomicznej przestrzeni i sam podejmujesz wszelkie decyzje.
A wiesz, że gdyby nie hollywoodzkie filmy nie nosilbys jeansów (thx to James Dean), nie pił coca-coli, ani nawet nie wcinał płatków na śniadanie (bo takie było najtańsze żywienie w USA po wielkim kryzysie i trzeba było wykreować podaż) ?
Czy wiesz, że mocnr 80% kultury, która do Ciebie dociera to w ten lub inny sposób przemielone pomysły zza oceanu?
Wrażenie wyboru i wolności jest pozorne i z wiekiem tylko się o tym bardziej przekonasz. O ile będziesz chciał 🙂
Mylisz potęgę reklamy, modę czy wzorce z programowaniem. Ja wiem o co Wam chodzi, ale będę upierać się przy jednym. Nie będzie tolerowana kiepska jakość. Nie przekonasz większości do polubienia gówna, choćby nie wiem jak była fajna reklama. Ludzie zauważą, że to jest gówno i będą oczekiwać czegoś lepszego.
Przykład? Ostatnie sezony Gry o Tron to chyba najlepszy dowód.
Poza tym, są inne kraje, inne produkcje. Wiele z moich ulubionych nie ma nic wspólnego z Hollywood. A już w ogóle żadna nie ma nic wspólnego z Netflixem.
Koniec końców, zdecyduje konsument. Wszystkich do gówna nie przekonasz. Niektórych owszem 🙂
Wrażenie wyboru jest mi doskonale znane, ale w tym przypadku mam faktycznie wybór. Oglądam co chcę i nikt mnie nie zmusza do subskrypcji Netflixa czy kupowania Oskarowych filmów.
Nie masz racji i chyba tylko ty tego nie dostrzegasz. Jesteś jak ten skoczek, któremu spadochron się nie otworzył, a on co chwila pocieszał się, że do ziemi jeszcze daleko. Właśnie odebrali nam kawałek wolności i w dupie mam, że to w dalekiej Ameryce i dotyczy w sumie dupereli. Ale tak właśnie działa totalitaryzm. Zniewala kawałek po kawałku, a gdy w końcu ludzie się budzą, to okazuje się, że jest już za późno. Totalitaryzm jest jak rak, trzeba działać od razu po zauważeniu pierwszych symptomów, bo samo nie przejdzie i postępuje tylko w jedną stronę.
Dużo słów, zero wartości merytorycznej. Tym co się dzieje w Chinach jakoś nikt się nie przejmuje, a jeżeli przyjąć Twój depresyjny i histeryczny tok rozumowania, powinniśmy już tylko płakać i czekać aż nam łby odstrzelą.
Dajecie się ponieść medialnym bzdurom, które przestają mieć wartość wtedy gdy się włączy chłodny umysł i tę wartość przestanie się im nadawać.
Totalitaryzm w Polsce, bo w amerykańskim i (coraz bardziej) żenującym konkursiku ktoś kazał zatrudnić kobietę/geja/czarnego xD Robercie, to już totalny odlot. Coraz bardziej mam pewność, że o totalitaryzmach to Ty umiesz tylko gadać, ale rozumować to już nie bardzo…
Odebrali nam kawałek wolności xD Jezu… tylko wtedy jeżeli sobie na to pozwalasz i konkurs Oskarów jest dla Ciebie sensem życia. Sorry, ale gadasz jak potłuczony szaleniec teraz.
Ja nie mam aż tak drastycznych poglądów jak Robert, ale spokojnie mogę sobie wyobrazić sytuację gdzie jest jakaś nagroda typu „najlepszy pracodawca IT w Polsce” i wiąże się z tym prestiż i jakaś kasa i nagle wprowadzamy takie zasady, wzorem zachodu.
Warszawa zdaje się już całkiem niedawno coś proponowała z wykluczaniem z przetargów firm podejrzanych o dyskryminację (drukarz prywaciarz co odmówił druku zaproszeń czy ulotek na imprezę LGBT).
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,24568677,deklaracja-lgbt-budzi-wiele-pytan-czy-mam-pytac-moich-pracownikow.html?disableRedirects=true
Rozumiem, że bez debili z Hollywood nie znajdzie się debil w Polsce, który wpadnie na ten pomysł?
Pomysł nagród i kar w zalezności od respektowania jedynej słusznej linii Partii…hmmmm… chyba nowość jakaś w tym świecie 🙂 Na pewno nie grali tego nigdzie…
„Przykład? Ostatnie sezony Gry o Tron to chyba najlepszy dowód.”
Dowód na co? Że się produkcją załamała, HBO straciło zainwestowame miliony i już więcej nie powtórzą tego błędu? Mogłeś wybrać noweg starwarsy, ale.tez byś nie trafił – wszystkie.filmy zarobiły na.siebie i z nawiązką. Co prawda nie tak wielka jak Disney zakładał, ale jednak.
Natomiast GoT to żaden przykład, co najwyżej na Twoja ignorancję. Tobie się wydaje, że kiepska jakość przelozyla się na jakąś reakcje branży. Tymczasem serial pobił rekordy oglądalności, dostał deszcz nagród a HBO spokojnie pracuje nad spin-offem. Na co dowód?
„Oglądam co chcę i nikt mnie nie zmusza do subskrypcji Netflixa czy kupowania Oskarowych filmów.”
Dobrze, to udowodnij. Dwie-trzy poza hollywoodzkie i pozanerflixowe produkcje od zeszłego roku, które widziałeś i które wyciągają nogi z butów.
Nie rozumiesz, że jeśli nikt Cię nie zmusza, to wcale nie znaczy, że daje Ci wolny wybór. To się nazywa homogenizacja kultury, jest szeroko opisana przez specjalistów. Nawet Twoja dziewczyna ma w głowie wartości, które od lat nastolatkom sprzedaje wspinamy Disney. I Ty z nimi, chcąc nie chcąc musisz sie konfrontować. No z archetypem rycerza, czy księżniczki. Oczywiście, kinematografia tego nie wymyśliła, tylko zaadoptowała ze sztuki i kultury wyższej. Ale to nie jest oddziaływanie bezpośrednie, że coś obejrzałeś i.od razu masz tak myśleć. To oddziaływanie poprzez cały zestaw tresci, wśród których jedne są dominujące, inne zupełnie pomijane. I cóż z tego, że marketing? Product placement papierosów w filmach w latach .70 przyczynił się do miliardowych zysków koncernów tytoniowych. James Bond sprzedał więcej samochodów niż jakakolwiek kampania marketingowa. A amerykańskie seriale NAJPIERW wytworzyły wrażenie powszechności urządzeń Apple w amerykańskich firmach, dopiero potem firma stała się liderem rynku.
Przykładów można mnożyć. I hasło, że to „marketing” nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Wręcz przeciwnie.
„Dobrze, to udowodnij”
I tu jest właśnie pies pogrzebany. Chcecie by niemierzalne aspekty jak gusta czy odczucia przedstawiać jako prace naukowe lub coś co da się u wszystkich zaprogramować. Ja napisze zaraz kilka tytułów i ktoś wyleci, że co ja gadam, przecież to nie jest dobre. I to mi zarzuca się ignorancję.
Nie oglądam w ogóle produkcji Netflixa. Zarzuciłem po którymś żałosnym sezonie House of Cards…gdy zaczęto próbować mi serwować gówno w złotym papierku.
Im prędzej przestaniecie się ponosić tym medialnym gównoburzom, tym lepiej dla Was.
Oczywiście każdy przejaw cenzury trzeba tępić, ale dawanie atencji tym głupotom to dawanie im paliwa do dalszych durnych działań. Dobrze wiedzą co robią, bo widzą zachowania ludzi w sieci. Widzą, że w większości dyskusja będzie opierać się o dwa obozy: „geje/czarne złe” i „geje/czarne dobre”, a spadająca jakość ich produkcji i coraz częściej serwowane gówno będzie pomijane.
Co do reszty wykładu… może zaczniemy rozmawiać o tym, że 2+2=4? Będziemy mieć racje i ktoś nawet nam przyklaśnie, ale jaki to ma związek z istotą sprawy?
Jak zwykle piszesz przemądrzale, protekcjonalnie i udzielasz dobrych rad, które można sobie w rzyć wsadzić. A świat zasuwa po swojemu i ma gdzieś twoje mądrości. Jesteś jak ten struś, który wsadził łeb w piasek i myśli, że w ten sposób ma nad wszystkim kontrolę. Ja może i czasem przesadzam, ale ja przynajmniej widzę, że to co 5 lat temu wydawało się niemożliwe, jutro będzie faktem, a to co 20 lat temu wydawało się nie do wyobrażenia, faktem już jest. Śmiejesz się z totalitaryzmu i „amerykańskiego żenującego konkursiku”. BLM, Antifa, plądrowanie sklepów, mordowanie ludzi na ulicy i zakładanie miast tylko dla czarnych też cię tak bawią?
Tak, bawią. To chciałeś przeczytać? Bo rozumiem że powodem używania takiej retoryki jest zmuszenie rozmówcy do potwierdzenia czegoś czego nigdy nie pisał, nigdy by nie napisał i co w sumie ma mały związek z istotą sprawy.
To jest problem internetowych dyskusji właśnie. Niby kulturalne pisanie, ale treść pełna erystycznych zabiegów, jak to ciągłe atakowanie chochoła. Bez chęci prowadzenia faktycznego dialogu.
O protekcjonalnym podejściu to akurat o sobie pisałeś, prawda?
A o Chinach wspomniałem w kontekście kultury właśnie. Jest taki zespół muzyczny, który jadąc tam nie może wykonać swojego flagowego numeru. Partia uznała go za niestosowny. Kończy się to tym, że jeszcze więcej ludzi chce ten numer poznać. Cenzura działa w pewnym momencie właśnie w taki sposób.
W pewnym dużym europejskim kraju była taka sytuacja, że komuś u władzy nie spodobał się jakiś utwór w publicznym radiu. Skończyło się to tym że utwór przestał istnieć dla świadomości odbiorców, czy może jednak zachęcił ich bardziej do odsłuchania go?
Filmów w Chinach też się sporo zakazuje. Nie oznacza to że się ich tam nie ogląda.
Tak działa cenzura i o to tu chodzi, a nie o Twoje fanaberie o totalitaryzmie, strusiach, Sorosach innych Leninach.
Nikt nam nie zakaże oglądać filmów gdzie czarni są źli a kobiety głupie. The Wire wciąż pozostanie na szczycie listy wszechczasów, niezależnie od tego co zrobi durna akademia. Koniec końców wygrywa jakość i wola konsumenta. Jeżeli jakiś debil z USA tego nie rozumie, to jego problem, nie mój.
„Partia uznała go za niestosowny. Kończy się to tym, że jeszcze więcej ludzi chce ten numer poznać.”
Nie wiem czemu ma służyć ten durny przykład? Chcesz w ten sposób powiedzieć, że cenzura jest nieważna, bo jak ktoś bardzo chce, to ulubionej piosenki może i tak posłuchać w piwnicy, z zagranicznego radia, ryzykując pobyt w obozie reedukacyjnym? Natomiast jeżeli masz wątpliwości co do skuteczności wpływu cenzury na społeczeństwo to polecam wizytę w Rosji, albo nawet we wzmiankowanych Chinach. O Koreańczykach, którzy są święcie przekonani, że ich piłkarze właśnie wygrali Mistrzostwa Świata nie będę wspominał, bo to przykład ekstremalny (choć totalitaryzm ze swej natury zmierza zawsze ku ekstremalnej formie).
Gdybyś wyjrzał czasem poza swój nimb nieomylności, zauważyłbyś, że zachodnia cywilizacja zmierza w bardzo złą stronę i ma gdzieś twój „chłodny umysł”, bo miliardy pompowane przez różnych Sorosów i dziesięciolecia hodowania idiotów z dyplomami wyższych uczelni sprawdzają się w tej walce o niebo skuteczniej. I są to zmiany coraz szybsze. Nie ma już praktycznie tygodnia, żeby nie upadały jakieś kolejne granice normalności.
I owszem, dostrzegamy to, co się dzieje w Chinach. Zawsze mówiłem, że układy z komuchami wyjdą nam bokiem. Jest przecież stara zasada Lenina, że „kapitaliści sprzedadzą nam sznur na którym ich powiesimy”. Po prostu nie uważam za celowe pisać o tym na portalu poświęconym kulturze. Ale o Oscarach powinniśmy pisać tu jak najbardziej.
„Rozumiem, że bez debili z Hollywood nie znajdzie się debil w Polsce, który wpadnie na ten pomysł?”
Znajdzie się, ale wszyscy go zignorują. A zachód to zachód, stamtąd idą wzorce, stamtąd są korpo, które zatrudniają masę ludzi w Polsce, a zasady zaczynają odgórnie wprowadzać na całym świecie, nie tylko u siebie.
To ja poraz kolejny napiszę, że wzorce to jedno, a programowanie to drugie.
Myślę że na tym można skończyć, ale z chęcią przeczytaj Twój artykuł i tak 🙂
Może się przekonam chociaż po części do waszych racji. Bo nie uważam, że jej nie macie. Ja to po prostu inaczej widzę. Na pewno wpływ ma podejście do całej branży i tego co robią.
Ha, ja też rozumiem Twoje podejście tylko wydaje mi się, że problem polega na tym, że odruchowo mierzysz masową widownię swoją miarką. Miarką wyrobionego i dojrzałego widza, który dokładnie selekcjonuje oglądane filmy, a wyznacznikiem jest jakość. To się chwali, ale myślę, że jesteś (jesteśmy) niszą, która dla dużych firm producenckich jest pomijalna.
A ja myślę, że nie jesteśmy mniejszością. Dlatego napisałem o GoT, bo według mnie wiadro pomyj wylane na D&D to dowód na to, ze jednak wielu ludzi na świecie ceni sobie jakość i nie da sobie wmówić, że gówno to złoto 🙂
W ogóle to zabawne, bo z reguły jestem dużo mniej przyjaźnie nastawiony co ludzkości i ich zachowań jako masy 😀
Wot i cała dyskusja. Ty coś myślisz, ja coś wiem. Ty wolisz pozostać przy swoim myśleniu, a mógłbyś np zrobić risercz i się dowiedzieć. Ale wolisz myśleć, że jesteś w większości. Wiadro pomyj w Twojej bańce informacyjnej Ci wystarczy. To błąd atrybucji.
Napisz mi co wiesz, a nie między wierszami mnie od debili wyzywaj. Ogarnij trochę ten stosunek do rozmówcy, bo pogarda aż bije z tych postów i dyskusji się odechciewa.
Jaki research według Ciebie mam zrobić? Jaki instytut naukowy przeprowadził dowodowe badanie na podstawie subiektywnych odczuć? Może i błędnie twierdzę, że większość, ale to moje odczucie, które mam na ten moment. Gdybym odwiedzał każdy kąt Internetu, czytał wszystkie fora filmweb i korzystał z fb, to może i bym zmienił zdanie.
Bo widzisz, dopuszczam taką możliwość, że nie jest tak jak myślę. Czy Ty dopuszczasz, że to co wiesz wcale nie jest prawdą?
Nie w temat, ale chyba przy recenzji Tenetu było wspomniane coś w komentarzach o Oscarach. I chciałbym do tego nawiązać. Pierwszy temat z początku tego roku. Czy dżentelmeni mają szansę w konkursie oscarowym np pierwszoplanową i drugoplanowa rola Grant i Farrell i ogólnie jako film? Drugą z przyszłości czyli końca tego roku. Bond – Daniel Craig, oscary. Czy w ogóle kiedykolwiek aktor za granie agenta 007 był nominowany? I czy Daniel w tym dziwnym jeśli chodzi o branże filmową roku ma taką szansę.
O ile Netflix idzie w ilość filmów i seriali to mam wrażenie, ze HBO GO troszkę postawiło na jakość i tych produkcji jest mniej, chociaż czasami też są słabe. Czy celowo pominąłeś tą platformę?
Pominąłem, bo w tej chwili nie subskrybuję więc nie oglądam, ale masz rację. Tam generalnie produkcji mniej, ale szmiry po taniości raczej nie produkują. Nawet ich najsłabsze tytuły zbierają oceny w granicach 6-7/10.
Poza tym HBO kojarzy mi się z czymś ekskluzywnym i co istnieje od dawna, wywodzi się z kanału premium TV, a straming pojawił się jako dodatkowa opcja na początku. Amazon, Netflix czy Disney+ to platformy wyłącznie streamingowe.
HBO to kopalnia świetnych tytułów. Nie tylko z ich nadania, ale te zagraniczne też. Głównie włoskie jak Gomorra czy Genialna Przyjaciółka.
Są też kapitalne dokumenty, jak The Jinx. Żałuję że ostatnio nie mam czasu nic oglądać, bo lista do obejrzenia jest wciąż długa.
HBO GO to kopalnia? Serio, od kiedy mam subskrybuje (jakieś półtora roku) to praktycznie się oferta nie zmieniła. Dosłownie dodali z pięć seriali i dziesięć filmów. Taka kopalnia, że gdyby nie dokumentalne, to skonczylbym w niej kopać po miesiącu.
Od początku roku zdążyłem obejrzeć raptem 2-3 tytuły, a od kilku miesięcy nic, tylko płacę za subskrypcję. Dla mnie to wciąż kopalnia i wiele mam skarbów do odkrycia oraz wiele tytułów na liście. I Ty mi masz czelność błędy logiczne wypominać. Może Ty miałeś okazję niemal wszystko przejrzeć, ale to nie znaczy że inni mają tak samo.