Dzisiaj będzie trochę nietypowo. Okres kwarantanny i izolacji niejako wymusza na nas zmianę przyzwyczajeń oraz zachowań. Ograniczył on również możliwość spotykania się w większym gronie „przy planszy” lub RPG. Czy to powoduje że musimy zrezygnować na razie z rozgrywki w ulubione tytuły? Na szczęście nic bardziej mylnego. Z pomocą przychodzi nam tym razem elektronika i dostępny na Steam „Tabletop Simulator”. Dlaczego stwierdziłem na początku, iż będzie nietypowo? I to do tego stopnia, że długo zastanawiałem się czy nie oznaczyć gry jako „Bez prądu”? Otóż „Tabletop Simulator” to po prostu… wirtualny stół do rozgrywki w planszówki czy też RPG.
Osoby które nigdy wcześniej nie słyszały o tym rozwiązaniu, mogłyby się zastanowić w tym miejscu „jak to działa”. Śpieszę więc z wyjaśnieniami. Poza kilkoma „podstawowymi” grami, takimi jak Szachy czy Poker oraz oficjalnymi wersjami gier do kupienia w formie DLC do „Tabletop Simulator”, na warsztacie Steam znajdują się niezmierzone pokłady plansz do gier. Spora część z nich jest oskryptowana, inne są w bardziej „manualne”. Jednak jedne i drugie wymagają od zasiadających przy wirtualnym stole (tak jak przy prawdziwym) znajomości zasad rozgrywki, bo nasz stół zwyczajnie nie będzie ich kontrolował.
I tak, właśnie ten „symulator stołu” to coś, co moim zdaniem zrewolucjonizowało online’owe gry planszowe. Społeczność graczy przestała być mocno uzależniona od rozwiązań związanych ze stronami internetowymi pozwalającymi grać w wybrane planszówki, czy też pojedynczych aplikacji dedykowanych do konkretnego tytułu. Tutaj, jak już wspomniałem, możliwości rozgrywek stają się niemal nieograniczone. Ba, jesteśmy w stanie wielokrotnie znaleźć do zainstalowania i zagrania pozycje, które obecnie są już niedostępnymi „białymi krukami”. Pozwoli Wam to nie tylko je poznać, ale i przekonać się czy faktycznie zasługują na miano legend. Ot, znajdziemy tutaj np. obecnie niewydawane już z racji braku licencji „Ankh Morpork”, „Zakazane Gwiazdy” lub „Battlestar Galactica”, czy też czekający na niedawno zapowiedzianą reedycję „Clash of Cultures”.
Gdyby wszystkiego było Wam jednak mało, „Tabletop Simulator” coraz częściej zostaje zauważany przez twórców gier. Platformy crowdfundingowe w stylu Kickstartera obecnie zalewają nas tonami coraz to nowszych propozycji rozrywki „bez prądu”. Aby się wyróżnić, twórcy zaczynają dostrzegać potencjał „TTS” i umieszczają tam swoje projekty już w trakcie kampanii zbierania funduszy. Żeby daleko nie szukać, przykładem takiego działania mogła być „Europa Universalis: The Price of Power” czy też trwająca obecnie kampania „Frosthaven”. A to tylko przykłady – pamiętajmy że społeczność warsztatowa Steam jest niezwykle prężna.
Oczywiście „Tabletop Simulator” ma też pewne wady. Pierwszą z nich jest bez wątpienia konieczność posiadania łącza o przyzwoitej przepustowości oraz najlepiej braku limitu. „TTS” jest aplikacją mocno „zasobożerną” i nawet w trakcie krótkich rozgrywek megabajty będą nam uciekały błyskawicznie. Dość powiedzieć, iż jedno posiedzenie ze znajomym i gra w „7 Cudów Świata: Pojedynek” pożarła mi ok 250 MB danych. Sporo jak na mniej więcej 30 minut gry oraz 2 partie w bardzo prostą karciankę. Cywilizacja VI taki transfer pożarła po kilkudziesięciu godzinach gry. Dodatkowo jeśli borykamy się z zapychaniem przepustowości łącza w pewnych godzinach, unikajmy wówczas odpalenia „Tabletopa”. Pingi z serwerem będą wariowały, Wy oraz współgracze bardziej się zirytujecie niż zrelaksujecie z powodu niemożności przesunięcia elementu, czy też upuszczania go z wirtualnej ręki. To z kolei może doprowadzić do rozrzucenia elementów na wirtualnym stole i rozwalenie rozgrywki. Pamiętajcie również o kwestiach językowych – oczywiście pojawiają się pozycje w pełni (albo chociaż w części) przetłumaczone na mowę mickiewiczowską, jednak znajomość popularnego języka obcego w postaci angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego czy też chińskiego zdecydowanie zwiększy zasoby z których na „Tabletop Simulator” można korzystać bez przeszkód. Ostatnia z wad to po prostu… pojawiające się błędy. Musicie pamiętać, iż w większości za pozycje dostępne w warsztacie odpowiadają pasjonaci. Stąd niektóre gry lubią się wysypać, np. przy końcowym podliczeniu punktów. Taką sytuację ostatnio mieliśmy ze znajomymi podczas partii w „Brass Birmingham”, gdzie gra w trakcie podliczania punktów postanowiła odmówić współpracy i to w momencie, w którym nie było możliwe już cofnięcie się do punktu „startowego” naliczania. To spowodowało że 2 godzinna rozgrywka, pomimo dostarczenia masy emocji, mogła iść w zapomnienie.
Pozostaje nam jeszcze ocena i jej argumentacja. I w tym aspekcie również mam problem i wątpliwości, gdyż nie jestem pewien czy ocena w ogóle powinna się pojawić. „Tabletop Simulator” to po prostu fantastyczne rozwiązanie do rozgrywania partii planszówek jak i sesji RPG „na odległość”. Nie tylko na czas kwarantanny czy izolacji, ale również w trakcie np. świąt, wakacji czy zwyczajnie gdy chcemy zagrać ze znajomymi z innych miast. Liczba darmowych pozycji na warsztacie Steam jest nieprawdopodobna, a ich oskryptowane wersje mocno usprawniają rozgrywkę. Oczywiście jak wspomniałem TS posiada mankamenty i często możemy mieć problem z polską wersją językową, niemniej jeśli język Shakespeare’a jest Wam niestraszny, pozycja ta wydaje się być tzw. „must have”. Nie mógłbym wystawić TS innej oceny niż 10/10, ale należy pamiętać, że tak naprawdę jest to tylko… symulator stołu, a za wszelkie pozostałe rozwiązania odpowiada społeczność! Więc dzisiaj pozostawię Was bez oceny, jednak z pełną rekomendacją od Razora, który poleca Wam to rozwiązanie z całego serca!
Jednej rzeczy nie rozumiem. Czy trzeba posiadać “materialna” wersje gry czy wszystko jest w symulatorze bo np. chetnie pograłbym w Wojne o Pierscien ale w realu nigdy nie miałem chetnych znajomych i pozycji tej nie kupiełem. Jesli wszystko jest in game to chyba sie zainteresuje
Czy musisz posiadac produkt „materialny”? Nie – niemniej to Ty musisz znac zasady rzadzace rozgrywką i ich pilnować (np. zasady rekrutacji, przemieszczania armii, zagrywania kart itp.). Zasady są ogólnodostępne, do tego ogromna ilość FAQ (Wojnę o Pierścień uwielbiam i przygotuję recenzję, ale nawet po dziesiątkach partii zdarza nam się odkryć drobny niuans lub nieścisłość do sprawdzenia), więc jedyne co sugeruję to je wydrukować.
A gdy WoP się spodoba (w co akurat nie wątpię), zakupić wersję planszową oddając cesarzowi co cesarskie.
Przyznam że zasady czytałem z 2 czy 3 razy na sucho (zawsze czytam przed zakupem gry takie zboczenie) to jednak praktyka to co innego. Niemniej dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz. W takim razie chyba naprawde zainteresuje sie tym symulatorem.
A mnie zawsze ciekawi, jak ma się zawartość steamowego Workshopu do praw autorskich. Toż tam są pełne skany gier wartych ogromne pieniądze i nikt tego nie ściga, ani nie płacze, że go okradają. No bo nie sądzę, że wydawcy błogosławią te wszystkie nieoficjalne wersje swoich gier.
I tutaj należy użyć idealnego stwierdzenia: „to zależy”. Twórca najwyżej ocenianej gry w rankingu BGG, Isaac Childres cieszy się z obecności „Gloomhaven” i sam zachęca do korzystania. Ba, sam stworzył demo „Frosthaven” do kampanii Kickstarterowej. Tak jak wspomniałem w recenzji, część wydawców również dostrzega potencjał TTS. Z drugiej strony ląduje Asmodee, które ostatnio niestety zabrało się za walkę z modami z warsztatu Steam. Szczerze? Dla mnie to jest odrobinę niezrozumiałe. Gra planszowa na TTS nigdy nie będzie pełnoprawnym „zastępcą” gier fizycznych i raczej nie odbiera klientów danemu tytułowi. Wręcz przeciwnie – dzięki możliwości sprawdzenia gry sporo osób decyduje się potem na zakup wersji „pudełkowej”. Tym bardziej że społeczność planszówkowa jest mocno związanaz fizycznością egzemplarzy. TTS przychodzi z pomocą gdy nagle wysypuje się grupa graczy, albo z różnych przyczyn nie można się spotkać.
Takie Games Workshop, wydawcy figurkowych bitenwiaków ze światów Warhammer (40000), czasami domagają się zdjęcia z warsztatu imitacji ich figurek, niemniej, gra w TTS wciąż się rozwija.
Wciąż jest to prawda! Całe szczęście ;-; Bez tabletopa nie kupił bym chociażby Terraformacji Marsa. Ja uważam TTSa za dzieło sztuki, które trzeba chronić i wspierać za wszelką cenę.