Przestępny luty dał nam jeden dzień dłużej, żeby nacieszyć się tym uroczym miesiącem i najcieplejszą zimą od lat, ale tymczasem nadchodzi wiosna, a wraz z nią kolejne filmowe premiery. Czy po walentynkowym szaleństwie producenci obudzą się z zimowego snu i zaserwują kinomaniakom coś ciekawego? Mówimy stanowcze: być może…
The Vast of Night – Lata 50., dziewczyna w centrali telefonicznej i DJ lokalnego radia odbierają tajemniczy sygnał i postanawiają zbadać jego źródło. Niezależna produkcja, która zdobyła kilka nagród na festiwalach, będzie do zobaczenia dla szerszej publiczności dzięki Amazonowi.
Crowley: Bardzo lubię małe, niezależne filmy science-fiction, a jak jeszcze są podlane retro-sosem, moja uwaga wzmaga się dwukrotnie. Zwiastun trochę przypomina mi klimatem “Super 8” sprzed paru lat.
Razorblade: Przyznam się, że nie słyszałem o tym wcześniej. Ale trailer kupił mnie od razu. Oby faktycznie dało radę obejrzeć u nas bezproblemowo.
DaeL: Nie będę oszukiwać, trudno było mi znaleźć wśród marcowych premier coś dla siebie. Ale The Vast of Night naprawdę wygląda ciekawie. Lata 60., jakieś ufoludy albo insze zjawiska paranormalne, zgrabne – przynajmniej na podstawie zwiastuna – zdjęcia. Ogólny klimacik, który skojarzył mi się z Alan Wake: American Nightmare. Do tego powszechne pochwały dla debiutujących reżysera i scenarzystów. Chyba się, nie zważając na koronowirusa, wybiorę na seans.
SithFrog: Podziwiam optymizm Crowleya, jeśli chodzi o upływ czasu. “Super 8“ wyszło parę lat temu. Parę, czyli jedyne dziewięć! “The Vast of Night” ma bardzo symboliczny marketing, a szkoda. “Bliskie spotkania trzeciego stopnia” plus lata 50. plus klimat trochę a’la “Stranger Things”? Jestem zaintrygowany.
Crowley: No przecież lata 90. były dziesięć lat temu, prawda? Prawda? Jestem stary, liczę czas inaczej. Niestety od razu muszę wszystkich przeprosić. Coś mnie oszukało, że film wejdzie do amerykańskich kin już w marcu, tymczasem z tego co widzę, będzie to dopiero maj. No i do Polski raczej nikt tego nie ściągnie, więc zostaje pilnować Amazon Prime.
Vivarium – Para młodych ludzi szukając domu do kupienia, trafia na dziwaczne osiedle identycznych domków, gdzie poznają jeszcze dziwniejszego agenta nieruchomości. Szybko okazuje się, że właśnie znaleźli się w jakiejś dziwacznej pułapce.
Crowley: Wygląda tak samo dziwnie, co intrygująco. Po premierze w Cannes recenzje były pozytywne, więc jest na co czekać, chociaż trochę obawiam się, czy to aby nie jakaś siermiężna alegoria w stylu “Mother!”.
Razorblade: Eeeee… co ja właśnie zobaczyłem? Gdzie reszta ja się pytam!
DaeL: Yyyy… Mam niemiłe przeczucie (graniczące z pewnością), że to będzie nihilistyczna metafora rodzinnego życia i wychowywania dzieci jako zamknięcia w klatce, a głównym zwrotem fabularnym okaże się to, że dziecko pary bohaterów dorośnie, by być tym agentem nieruchomości.
SithFrog: Skrajnie mieszane uczucia. Z jednej strony mam identyczne obawy jak Dael (przemiana chłopiec-agent nieruchomości). Z drugiej wygląda ciekawie i intrygująco. Z trzeciej Jesse Eisenberg wszędzie gra to samo. Z czwartej Imogen Pots jest fantastyczna. Z piątej: raczej obejrzę, żeby się przekonać.
Crowley: Ja też jestem pewien, że mały wyrośnie na sprzedawcę. I też nie jestem przekonany, ale zaintrygowany jak najbardziej.
Sala samobójców. Hejter – Jan Komasa po dużym sukcesie Bożego ciała wraca z kontynuacją swojego pierwszego głośnego filmu. Inni bohaterowie, inna tematyka i tylko animacje jakby znajome.
Crowley: Zdaje się, że film będzie miał bardzo niewiele wspólnego z pierwszą Salą samobójców i w zasadzie tytuł jest chwytem marketingowym. Tym niemniej ja jestem bardzo ciekaw, co tym razem wymyślił Komasa. Facet ma talent, i chociaż jego filmy budzą kontrowersje, to nie sposób odmówić mu dużej sprawności i profesjonalizmu.
SithFrog: Wygląda trochę jak “Polityka” od Vegi, tylko: temat poważny, pokazany od kuchni i bardzo aktualny, reżyser z tych dobrych, zwiastun intryguje, ale nie zawiera debilnych żartów przemielonych sto razy w memach. W sumie to nie wygląda wcale jak “Polityka”. Może być ciekawie.
Crowley: No właśnie. Chociaż czuć trochę “polskości”, to ten zwiastun według mnie daje nadzieję na poważny film o istotnej sprawie. Jednocześnie nie czuję, żeby to miała być wydmuszka robiona w celu wywołania taniej sensacji.
Ciche miejsce 2 – Kontynuacja jednego z lepszych horrorów ostatnich lat już za moment zawita na Netflixa. Czy uda jej się powtórzyć sukces części pierwszej?
Crowley: Zachodzi obawa, że tym razem wszystkiego będzie więcej, szybciej i bardziej hałaśliwie (sic!). Trochę jasno i kolorowo jak na horror, a bojowe miny mogą sugerować wręcz, że między pierwszą a drugą częścią filmu będzie zależność podobna jak między dwoma pierwszymi Obcymi.
DaeL: Pierwszą część obejrzałem parę miesięcy temu. Pomysł świetny. Od strony reżysersko-montażowo-aktorskiej rzecz zrealizowana co najmniej poprawnie. Ale jakoś mnie męczyły różne głupotki i nielogiczności w scenariuszu. Jak na współczesny horror to naprawdę nie było źle, ale nie było to dzieło wybitne. Jakoś sobie nie robię wielkich nadziei, tym bardziej że sequel rzeczywiście zapowiada się na większy i głośniejszy, a nie lepiej przemyślany.
SithFrog: Pierwsza część nie rzuciła na kolana, ale była niezłym filmem. Dwójka sprawia wrażenie niby prequela, niby sequela, ale właśnie, trochę za głośny ten zwiastun jak na Ciche miejsce. Na razie mam raczej obawy niż nadzieje.
Mulan – Kolejny aktorski remake filmu animowanego z wytwórni Disneya. Tym razem najwyraźniej ma być trochę inaczej niż w bajce, ale czy to może się udać bez smoka Wuszu?
Crowley: Z jednej strony: znowu Disney masakruje fajną animację i to pozbawiając ją jednej z najfajniejszych postaci, jaką kiedykolwiek stworzył. Z drugiej strony: może pójście w kierunku oryginalnej wersji tej chińskiej legendy sprawi, że zamiast bladej kopii kreskówki, dostaniemy pełnoprawny film? Jedno jest pewne – film zarobi bazylion zielonych. Wystarczy spojrzeć na wyniki poprzednich aktorskich rimejków i dodać do tego gigantyczny potencjał chińskiego rynku.
Razorblade: Nie ma Wuszu, nie ma Mulan. Ale ten tutaj remake wcale nie wygląda źle. Ba, rzekłbym, że bardziej niż przyzwoicie.
DaeL: Nie, dzięki. Mam już dość odcinania kuponów przez Disneya.
SithFrog: To ja zagram advocatus diaboli (żaboli?). Pierwsza animacja Disneya przeniesiona na kino aktorskie, która wygląda, jakby miała nowy pomysł na siebie. Brak gadających zwierzaków, brak piosenek (!), poważny ton i opowieść o wojnie, poświęceniu i tym podobne. Pierwszy raz w przypadku live-action remake’a jestem na tak. Pytanie tylko, kiedy obejrzymy, bo Wielka Mysza ewidentnie celowała w zdobycie szturmem rynku chińskiego, a przez koronawirus na razie nie ma takiej opcji.
Crowley: Zwłaszcza że chińscy cenzorzy położyli już swoje małe rączki na taśmach i kazali powycinać jakieś sceny. Wszystko skrojone po to, żeby zarobić rekordowe pieniądze w Państwie Środka. A tam zamykają kina…
Boli mnie ten brak Wuszu, bo to kapitalna postać, ale zgadzam się z Sithem, że tak radykalne odejście od oryginału powinno wyjść filmowi na dobre. Opowieść jest ciekawa, rozmach gwarantowany, to może się udać.
Tylko sprawiedliwość – Michael B. Jordan, Jamie Foxx, Brie Larson, Alabama i oparta na faktach historia czarnoskórego niesłusznie oskarżonego o popełnienie morderstwa. Sztampa, czy może jednak obroni się choćby aktorstwem?
Crowley: Kiedyś filmy o dzielnych prawnikach broniących niesprawiedliwie oskarżonych miały jakiś urok, bo pokazywały walkę o sprawiedliwość i równość wobec prawa. Ostatnio mam wrażenie, że twórcy zbyt często na siłę próbują do tych historii dorabiać jakąś taką nieznośną manierę. Że to wszystko staje się rzewne i łzawe, a przez to jakieś nijakie. Takie wrażenie odniosłem, oglądając zwiastun.
Razorblade: Ja za to mam nieodparte wrażenie, że „gdzieś już to widziałem”… nie wiem, nastawiam się na zwykłego kotleta, jak już puszczą w TV/na Netflixie/gdziekolwiek.
SithFrog: Może już gdzieś to widziałem, może nie. Nie nastawiam się. Temat wydaje się interesujący, dodatkowo fabuła oparta o rzeczywiste wydarzenia. Zaciekawili mnie. Jedyna obawa: ewidentnie film o rasizmie, a tu bardzo łatwo popaść w patetyczny, moralizatorski banał. Liczę, że nie wpadną w tę pułapkę.
Polowanie – Igrzyska śmierci dla dorosłych, skąpane w antykapitalistycznej retoryce? Polityczna agitka pożeniona z kinem rozrywkowym? A może satyra na modne ostatnio wojny chudych z grubymi?
Crowley: No właśnie, jestem ciekaw, czy to będzie prostacka ideologia nakładana łopatą do głowy widza, czy inteligentna satyra? Chciałbym zobaczyć w końcu film obśmiewający i bezlitośnie wytykający palcem ekstremistów z obu stron barykady. Takiego, w którym dostałoby się zarówno lewakom wojującym z wyimaginowanym uciśnieniem, jak i prawackim bojówkarzom o wolność.
DaeL: Pełna zgoda. Trailer jest autentycznie intrygujący, ale może nie w tym sensie, że pomysł zaskakuje, bo podobną koncepcję przerabiano już tysiąc razy. W tym w arcydziele kinematografii z Johnem Leguizamo pt. The Pest (trailer dla zainteresowanych). Ciekawi mnie natomiast to, czy twórcy poszli w sztampę, czyli wojnę klasową, czy spróbowali wymyślić coś bardziej oryginalnego.
SithFrog: Po zapowiedzi Crowleya bałem się klikać w link, ale to wygląda na całkiem niezłą komedię połączoną ze slasherem. Taki trochę Zombieland. Normalnie bym zignorował, ale zwiastun ma klimat mieszający filmy Edgara Wrighta i Paula Verhoveena. Oby sam film doskoczył do tej poprzeczki.
Never Rarely Sometimes Always – Młoda dziewczyna zachodzi w ciążę i razem z przyjaciółką rusza w podróż do Nowego Jorku, gdzie aborcja nie wymaga zgody rodziców ani opiekunów. Tak jak wyżej: agitka, czy subtelny film na ważny temat?
Crowley: Film ma potencjał, bo temat jest ważny. Niestety na kilometr zalatuje tym, że będzie zrobiony jednostronnie pod tezę “pro choice”.
Razorblade: Czy ja wiem? Trailer nie wywołał we mnie odczuć, jakoby film miał być tendencyjny i pod tezę. Obawiam się jednak, że nie dotknie ciężkiego i trudnego tematu wystarczająco dogłębnie, a przez powierzchowność może przynieść więcej złego niż dobrego.
SithFrog: Natężenie dramatu takie, że po zwiastunie mam ochotę się pociąć. Czasem w promocji komedii do trailera trafiają wszystkie najzabawniejsze sceny. Tu mam wrażenie, że trafiły najsmutniejsze. Chciałbym się mylić (i żeby Crowley też się mylił co do jednostronności).
The Way Back – Ben Affleck w roli staczającego się na dno mężczyzny, któremu zostaje zaproponowana posada trenera drużyny koszykarskiej, gdzie grał za młodu. Amerykanie lubią takie historie o wstawaniu z kolan i wspólnym wchodzeniu na szczyt.
Crowley: Ben Affleck z ładnego drewnianego chłopca przekształcił się w napakowanego drewnianego smutasa.
Razorblade: Takich filmów są już dziesiątki… nie widzę sensu w wypuszczaniu kolejnego.
SithFrog: Weź “Potężne Kaczory”, dodaj rodzinny dramat, podlej alkoholizmem i zatrudnij Afflecka. Nie dość, że po obejrzeniu zwiastuna mam wrażenie, że obejrzałem film, to jeszcze ten nieznośny patetyczny ton. Nie czekam. Brawa za odwagę dla Bena, że chwali się “Księgowym”, trzeba mieć grande cojones.
The Jesus Rolls – Pamiętacie The Big Lebowski i postać Jesusa Quintany? Ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić film o panu Jesusie. Odważna decyzja…
Crowley: Muszę się przyznać, że nie rozumiem fenomenu filmu braci Coen ani postaci Dude’a, a robienie takiego spin-offu, tyle lat po premierze oryginału i w dodatku o postaci takiej jak Jesus, wydaje mi się zadaniem karkołomnym. I jak pokazują pierwsze recenzje, operacja ta nie udała się w żadnym stopniu.
DaeL: Yyyyy? Kurcze, cały marzec naprawdę stoi pod znakiem filmów wprawiających mnie w konfuzję. Mnie – w przeciwieństwie do Crowleya – akurat Lebowski przypadł do gustu, ale kurka wodna, no raczej nie prosiłem o spin-off na temat Jesusa, w dodatku zrobiony nie przez braci Coen. Z drugiej strony to jest tak dziwne, że może się udać.
SithFrog: Zawsze boję się przyznać do podobnych uczuć jak Crowley, bo już kilka razy byłem goniony przez tłum z pochodniami i widłami za niedocenianie fenomenu Lebowskiego. “The Jesus Rolls” wygląda jednak jak coś zupełnie innego, więc może dam mu szansę.
Crowley: Pytanie w takim razie, do kogo ma być skierowany ten film. Bo faktycznie wygląda na coś kompletnie innego od Lebowskiego, a jednocześnie bez Lebowskiego nie istnieje. Strasznie lubię takie epizodyczne postacie, które zapadają w pamięć i strasznie nie lubię dorabiania im historii. Coś jak „Minionki” – w roli pojawiających się na moment pociesznych stworków z “Jak ukraść Księżyc” były genialne; jako główni bohaterowie “Minionków” czułem przesyt i gdzieś uleciała większość ich uroku.
Marzec wygląda naprawdę słabo. Mam nadzieję, że kwiecień nam to zrekompensuje.
Szału nie ma, to prawda 😉
Z jednej strony fajnie że Mulan ma nie być zwykłym ,,kopiuj-wklej” z wersji animowanej, ale z drugiej mam obawy do tych wszystkich wątków magicznych i wciskania na siłę ,,girl power”.
Bo tą historię bardzo łatwo można spłycić do biednej Chinki, która jest utalentowana i chce uratować kraj, ale nie może przez seksistowskich mężczyzn i gdyby nie patriarchat to film trwałby 20 minut (+teraz głównym złym też będzie kobieta)
Nawet jeśli to i tak wolę nieudaną próbę niż jak Król lew, jeszcze raz to samo, klatka po klatce, ujęcie po ujęciu.
To jest ciekawe, bo z jednej strony Disney mocno idzie w „girl power” (vide: Aladyn), a z drugiej to Chiny raczej nie słyną z emancypacji kobiet. Jak to się zgodzi w excelowych tabelkach?
NIE BĘDZIE BONDA W KWIETNIU. PRZESUNIĘTE O PÓŁ ROKU Z POWODU KORONAWIRUSA!!!
Ciekawe czy inne „wielkie” filmy też będą miały przesuwaną premierę?
Myślę, że tak. Zdziwię się, jeśli nie przesuną na przykład Mulan. Potem jeśli chodzi o duże tytuły mamy Nowych mutantów w kwietniu i Czarną Wdowę na samym początku maja. Myślę, że w Disneyu nerwowo obgryzają paznokcie.
Jakoś nigdy nie pojawiła sie recenzja tego dzieła : Guardians: Misja superbohaterów.