Czy oglądając biatlon nie myślicie sobie czasami, jak znacznie bardziej interesująca byłaby ta konkurencja sportowa, gdyby zawodnicy i zawodniczki zamiast do tarcz, strzelali do innych narciarzy? Jeśli tak, to nie jesteście w tym zdaniu odosobnieni. Zalety strzelania do żywych ludzi widział nawet Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Po tym, jak zawody strzelców sportowych, podczas Igrzysk Olimpijskich w 1906, spotkały się z ogromnym zainteresowaniem, działacze postanowili przywrócić do życia piękną tradycję pojedynków pistoletowych. Podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie w 1908 pojedynek pistoletowy stał się jedną z dyscyplin demonstracyjnych.
A wszystko to dzięki paryskiemu lekarzowi o nazwisku de Villers, który nakreślił zasady pistoletowych pojedynków i skutecznie zareklamował je, jako odpowiednik fechtunku. Oczywiście zawodnicy nie mieli strzelać do siebie prawdziwą amunicją. Ołowiane kule zastąpiono odlanymi z wosku. W teorii mniej śmiercionośnymi, choć w praktyce na tyle twardymi, że przy odległości 23 metrów, jaka dzieliła strzelców, mogły zrobić krzywdę. Nic więc dziwnego, że zgodnie z regulacjami de Villersa zawodnicy mieli nosić ochronne ubrania oraz maskę szermierczą. Aczkolwiek niektórzy z partycypantów nie wyrazili na to zgody, uznając, że zasłanianie twarzy jest niegodne dżentelmena. Rezultatem było kilka ran, w tym odstrzelenie kawałka kciuka jednemu z olimpijczyków. Co za czasy!
Co ciekawe, mężczyzną, który ów kciuk odstrzelił swemu przeciwnikowi, był Walter Winans, inny działacz strzelecki, który naciskał na zmianę w przepisach. Domagał się stosowania ostrej amunicji. Prezentował wiele bardzo trafnych argumentów, stwierdzając między innymi, że nikt nie żyje wiecznie i że prawdziwy sport powinien wiązać się z ryzykiem. Nic dodać, nic ująć.
Niestety, mimo spektakularnego sukcesu prezentacji, pojedynki pistoletowe nie stały się oficjalnym sportem olimpijskim. Zaważyły naciski polityczne. Na początku XX wieku kolejne państwa wprowadzały do swojego ustawodawstwa zakazy pojedynkowania się. I był to proces wyjątkowo szybki. Po 1921 roku jedynym krajem, który dopuszczał legalne pojedynki, był Urugwaj (choć w kilku miejscach – mimo oficjalnego potępienia – przymykano na pojedynki oczy). W takiej sytuacji promowanie strzelania do żywych ludzi na Igrzyskach Olimpijskich było po prostu nie w smak rządzącym. A nas skazano na nudę, jaką jest biatlon. Cóż, jedyna nadzieja w tym, że coś zmieni się w nadchodzącej dystopijnej przyszłości.
Jakieś tam strzelaniny… Czy miałyby one swojego Wyrzykowskiego i Jarońskiego? Nie, a Biathlon ma, dlatego też proszę nie obrażać biathlonu. Biathlon miłością
Więcej niedzielnych fiszków,
jeśli można prosić ?
Zobaczymy co da się zrobić.