Nie, to nie będzie tekst o nadchodzącym sequelu popularnego filmu animowanego Frozen. Zamiast tego przyjrzymy się niezwykle ciekawej i popularnej teorii spiskowej, mówiącej iż Walt Disney został zahibernowany.
Zaraz, zaraz! – krzyknie wielu z Was. Przecież to nie teoria spiskowa, ale powszechnie znany fakt. Każdy, kto był dzieckiem w latach 90. (i oglądał w sobotnie południe program „Walt Disney przedstawia”), zna tę historię na wylot. Pisała na ten temat prasa, mówiła telewizja… To nie może być teoria spiskowa! Wszyscy wiemy, że Walt Disney dał się zamrozić w nadziei, że 100 lat po jego śmierci możliwe będzie ponowne ożywienie i uleczenie jego ciała.
Tyle że fakty są nieubłagane, a popularność plotki w medialnym obiegu to nie argument za jej prawdziwością, ale przeciw jakości dziennikarstwa. Zacznijmy jednak od początku i prześledźmy historię jej powstania.
Walt Disney zmarł 15 grudnia 1966 roku, po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu. Powodem śmierci było zatrzymanie akcji serca, będące jednym z powikłań zaawansowanego raka lewego płuca. Ciało Disneya skremowano i pogrzebano na cmentarzu w Glendale w stanie Kalifornia. Skąd zatem wzięły się pogłoski mówiące, iż ciało twórcy Myszki Miki znalazło się w stanie hibernacji?
Po raz pierwszy postać Disneya z hibernacją połączył Bob Nelson, prezes Kalifornijskiego Towarzystwa Kriogenicznego, który w wywiadzie dla Los Angeles Times w 1972 roku wspomniał, iż technologia ta fascynowała tego pioniera przemysłu rozrywkowego. Nelson wyraził żal, że Disney umarł zbyt szybko, i że jego ciało zostało skremowane. W chwili, gdy Nelson udzielał wywiadu, przeprowadzono już pierwsze testy komór kriogenicznych. Oczywiście w stwierdzeniach tych nie było niczego złego i na pewno nie dostrzeżemy w nich sugestii, jakoby Disney został zamrożony. Chociaż istnieje pewne podejrzenie, że Nelson minął się z prawdą. Córka Walta Disneya miała bowiem stwierdzić, że jej ojciec nigdy kriogeniką się nie interesował, a powoływanie się na postać zmarłego jest wyłącznie chwytem marketingowym.
Czy zatem to źle zinterpretowana wypowiedź Boba Nelsona rozpoczęła nawałnicę spiskowych spekulacji? I tak, i nie. Tak, ponieważ możemy przypuszczać, że bez wspomnianego wywiadu, spiskowa teoria nigdy by nie powstała. Nie, bo potrzeba było jeszcze wielu lat, nim ujrzała ona światło dzienne. Do kultury popularnej teoria spiskowa przeniknęła w 1986 za sprawą książki Roberta Mosleya „Świat Disneya”. W swojej publikacji, pozbawionej odnośników do jakichkolwiek źródeł (poza enigmatycznymi współpracownikami Disneya), autor skoncentrował się na rzekomej obsesji filmowego magnata związanej z przedłużaniem życia i kriogeniką. Punktem wyjściowym teorii był wspomniany wcześniej wywiad Boba Nelsona, z którego autor czerpał wyłącznie informacje o zainteresowaniach Disneya, nie o jego kremacji. Następnie – w sposób bardzo pouczający dla wszystkich zainteresowanych metodami powstawania teorii spiskowych – Mosley dopasował do swojej tezy informacje, które nie miały z nią związku.
I tak – zaprzeczenie córki Disneya, jakoby jej ojciec interesował się kriogeniką, zostało przez Mosleya uznane za dowód, iż rodzina próbuje coś ukryć. Wersji mówiącej o tym, iż Nelson próbował zareklamować się przy okazji śmierci producenta filmowego, autor książki nie brał nawet pod uwagę. Rozpoczęcie budowy Epcot – parku rozrywki, którego punktem centralnym była technologia przyszłości – Mosley uznał za sposób ukrycia laboratoriów zajmujących się kriogeniką. Pisarz dostrzegł coś podejrzanego również w fakcie, że informacja o śmierci Disneya została podana do wiadomości publicznej dopiero kilka godzin po samym zgonie (mimo, że nie było w tym niczego nadzwyczajnego, nawet jak na świat ówczesnych celebrytów). No i wreszcie dwa koronne dowody. Po pierwsze – pogrzeb Disneya nigdy się nie odbył (w rzeczywistości – zgodnie z wolą wyrażoną w testamencie – wzięli w nim udział wyłącznie członkowie rodziny i przyjaciele). Po drugie – wkrótce po śmierci Disneya wzmożono ochronę przejażdżki Piraci z Karaibów, co miało sugerować, że właśnie pod tą atrakcją znajduje się kriogeniczna komora twórcy Myszki Miki.
Co ciekawe, pomimo absurdalności stawianych przez Mosleya tez, oraz ich sprzeczności z oficjalną dokumentacją (akt zgonu, etc…), teoria ta zdobyła na przełomie lat 80. i 90. wyjątkową popularność. Nic się w niej nie trzymało kupy, na czele z powodami, dla których rodzina miałaby utrzymywać wszystko w tajemnicy. A jednak – co doskonale pamiętam z własnego dzieciństwa – w pewnym momencie historia zamrożonego Disneya stała się po prostu elementem popkultury. Wszyscy o tym „wiedzieli”. I nikt informacji nie sprawdzał.
Cóż, jest to nauczka, by niczego nie brać za pewnik.
Teoria wykorzystana niedawno w utworze Pr8bl3mu 😉 „Jak Disney”
Bardzo lubię tą serie
Fajny artykuł 🙂 Też pamiętam z dzieciństwa, jak ludzie sobie opowiadali tę historię o zahibernowaniu Disneya, a że wtedy nie było internetu, nie było jak tego zweryfikować 😉 Sam w to wierzyłem jako dzieciak 🙂
Lata 90. miały w sobie „to coś” 😀
Jak to nie jest zamrożony? Co następne? Pewnie napiszesz, że w końcówkach bananów nie mieszka diabeł, albo że kromka chleba nie zawsze spada na podłogę stroną posmarowaną masłem.
z tą kromką chleba to akurat też prawda, że nie zawsze spada na stronę posmarowaną 😀
No tak jest jeszcze paradoks, gdy kromkę przymocujemy do kota i powstaje wtedy anomalia czasoprzestrzenna, ale jest to jedyny wyjątek
https://www.youtube.com/watch?v=Z8yW5cyXXRc dwa wyjątki 😀
Noż ja pierniczę, co pan mówisz?! Przecież nawet w popularnonaukowych filmach dot. hibernacji powtarzali tę bzdurę. W nic już nie można dziś wierzyć.
Świat się zatrzymał. Disney nie jest zamrożony?!
Pamiętam, że w którymś momencie mówiło się, jakoby zaczęto go już rozmrażać bo się wyczerpały pieniądze…