91. Gala wręczenia Nagród Akademii Filmowej za nami. W tym roku Hollywood wyświęciło kilka nowych gwiazd, z dużym afektem przypodobało się mniejszościom i bardzo jednoznacznie wykpiło wszelkie pomysły urzędującej tam administracji. Co poza tym? Szczerze wyznaję, że była to jedna z najnudniejszych i najmniej interesujących gal, jakie w ostatnich latach dane mi było śledzić.
I wcale nie dlatego, że w tym roku po raz pierwszy od 1989, nikt Gali nie poprowadził. Obowiązkami gospodarskimi podzieliły się same gwiazdy, ze skromnym udziałem przewodniczącego Akademii Johna Baileya. Zapowiedzi i mowy nagrodzonych nie odbiegały znacząco od oscarowych standardów – kogoś kompletnie zjadła trema (Olivia Coleman), ktoś inny rozpłakał się ze wzruszenia (Regina King), a jeszcze ktoś wcisnął na scenę kilogramy politycznej agitki (Spike Lee).
Gala była nudna, bo… tegoroczne filmy nie powalały na kolana swoją jakością. Tryumfem „Romy” zachwycają się głównie formaliści, „Bohemian Rhapsody” nie zadowoliło co najmniej jednej trzeciej oglądających, a takie „Narodziny Gwiazdy” większość przecież i tak już znała w innej formie. Rozczarowaniami okazały się filmy polityczne („Vice”, „BlaKkKlansman”), a obyczaj („Faworyta”) nie dostarczył zbyt wielu wzruszeń. Przyjrzyjmy się jednak wynikom, bo w całej tej zalewie zupełnie niezajmującej przyzwoitości (nie śmiem twierdzić, że nominowane filmy były kiepskie, co to to nie), trafiły się również dania aspirujące do miana smakołyków.
Największym wygranym gali jest Alfonso Cuarón. Jego „Roma” zdobyła trzy statuetki, a on sam zaliczył hattricka – wyszedł z Dolby Theatre z Oscarami za film nieanglojęzyczny (patrioci znad Wisły liczyli na „Zimną wojnę”, chociaż ja podkreślałem, że Pawlikowski nie ma wielu szans z Meksykaninem), zdjęcia oraz reżyserię. Tym sposobem Cuarón ma na koncie już 4 złote statuetki. To cztery razy więcej niż Martin Scorsese, dwa razy więcej niż Quentin Tarantino i o jedną więcej niż Steven Spielberg. O „Romie” pisaliśmy już tutaj z SithFrogiem – jemu film się mniej podobał, mi bardziej, ale obaj dostrzegliśmy w nim realizatorskie mistrzostwo i wizualny kunszt. Z całą pewnością warto jest obejrzeć dostępny na Netflixie hit, aby wyrobić sobie własne zdanie.
Drugim niekwestionowanym triumfatorem jest zespół Queen i „Bohemian Rhapsody” – prawdopodobnie najgorszy najlepszy film muzyczny ostatnich lat. Dostał aż cztery statuetki – pozamiatał w kategoriach technicznych (Montaż, Montaż dźwięku i Dźwięk właśnie), a w głównej kategorii sprawił chyba największą niespodziankę. Rami Malek pokonał typowanego do zwycięstwa Christiana Bale’a oraz mojego cichego faworyta Viggo Mortensena. Kreację pochodzącego z Egiptu młodego aktora chwaliłem przy okazji recenzji, ale wtedy nie widziałem jeszcze reszty nominowanych. Moim skromnym zdaniem, pomimo wysokiego poziomu, jaki Malek zaprezentował wcielając się w Frediego Mercury’ego, wymienieni dwaj panowie byli w tym roku lepsi. Najwięcej emocji wzbudził we mnie Mortensen – świetną, czerpiącą garściami z tradycji kina gangsterskiego kreacją Tony’ego Lipa w „Green Book”.
Film Petera Farrelly’ego może się tytułować kolejnym zwycięzcą Gali, zgarnął bowiem Oscara najważniejszego – za Film Roku. Recenzja pojawi się niebawem na naszej stronie, ale już teraz mogę przyklasnąć temu wyborowi z całego serca. „Green Book” nie jest dziełem wybitnym, ale posiada w sobie odpowiedni ładunek emocjonalny i wprost rewelacyjne aktorstwo, które sprawiają, że ogląda się go jak znakomitą czarną komedię. Wydaje mi się, że jest to wybór najbardziej pasujący do zaszczytnego tytułu „Filmu Roku” spośród wszystkich nominowanych. „Green Book” dostał jeszcze dwie statuetki – obie w dość kuriozalnych kategoriach. Mahershala Ali zgarnął Oscara za rolę w drugim planie, chociaż konia z rzędem temu, kto potraktował postać Dr Shirleya jako dodatek do głównej obsady tego filmu. Do tego, trio Nick Vallelonga, Brian Hayes i Peter Farrelly otrzymało Oscara za scenariusz oryginalny, chociaż ten… był oparty na spisanych wywiadach z Vallelongą seniorem. Może niepotrzebnie się czepiam, ale ten przypadek również niespecjalnie podpada mi pod oryginalną pracę twórców.
Ostatnim filmem, który może szczycić się mianem zwycięzcy poniedziałkowej Gali jest „Czarna Pantera„, która siedem nominacji zamieniła w trzy Oscary. Co prawda w kategoriach estetycznych – Kostiumy, Scenografia i Muzyka, ale chociażby ten ostatni werdykt można potraktować jako niewielkie zaskoczenie. Co tu dużo gadać, zaskoczeniem przecież jest sama obecność „Czarnej Pantery” w gronie tak licznie nominowanych – nie był to przecież nawet najlepszy marvelowski blockbuster zeszłego roku (Mściwoje!).
Najgorętsze nazwiska Gali, poza wspomnianymi Cuarónem i Malekiem, to rzecz jasna Olivia Coleman i Regina King. Obie panie wygrały (odpowiednio: w pierwszym i drugim planie żeńskim) niespodziewanie, bo faworytkami były Glen Close („Żona”) w pierwszej kategorii oraz ktoś z duetu Weisz – Stone (obie w „Faworycie”) w drugiej. Tymczasem film Lanthimosa okazał się – jak zapowiadałem – typowym „filmem-kosiarką” na nominację, z której niewiele wynika. Tak było kiedyś z „Gangami Nowego Jorku”, czy „Chinatown„, tym razem trafiło na „Faworytę”. Dziesięć nominacji i tylko jedna statuetka, która do tego stopnia zaskoczyła Olivię Coleman, że ta podczas swojej uroczej i pełnej wzruszeń przemowy wypaliła do legendarnej konkurentki: „Glen, to nie tak miało wyglądać”.
Regina King, podobnie jak pani Coleman, zamieniła debiutancką nominację na statuetkę. Jej rola w „Gdyby ulica Beale umiała mówić” – przejmującym dramacie o czarnoskórej ofierze oskarżeń o gwałt – została oceniona wyżej niż Amy Adams, która za rolę w „Vice” otrzymała już szóstą nominację do Oscara. Nie będę podejmował się rozstrzygnięć, która z pań na nagrodę zasłużyła w większym stopniu – w moim przekonaniu poziom w tej kategorii był bardzo zbliżony. Zwycięstwo Afroamerykanki otwiera jednak szerokie pole do spekulacji na temat klucza, którym kierowało się oscarowe jury.
Niekwestionowanymi przegranymi należy z kolei nazwać „Vice”, „Narodziny gwiazdy„, „BlacKkKlansman” i „Faworytę” właśnie. Pierwszy dostał „Oscara pocieszenia” za make-up, ale niewielka to radość – zwłaszcza w kontekście typowanego na zwycięzce Christiana Bale’a. Film Bradleya Coopera nie przyniósł mu żadnej statuetki (miał aż trzy szanse), ale na osłodę pozostało mu zwycięstwo „Shallow” w kategorii Piosenki Roku. Chociaż splendor ten przypadł Lady Gadze, która brała udział w powstawaniu muzyki i słów do utworu – sam Bradley był tylko wykonawcą. Spike Lee, pomimo rozczarowującego wyróżnienia „tylko” w kategorii scenariusza adoptowanego, dostał swoje „pięć minut” i mógł przypodobać się publiczności swoją kontrowersyjną i wymierzoną przeciw Ameryce retoryką. Tym razem wspomniał o ukradzionej w Afryce cywilizacji oraz przypomniał wszystkim zebranym, że Stany Zjednoczone powstały w wyniku ludobójstwa ludności rdzennej. I to by było na tyle z kontrowersji. O molestowaniu kobiet i ruchu #metoo tym razem ani słowa.
Przegraną Gali jest też „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Kameralny film o nieposkromionej miłości w trudnych czasach przepadł we wszystkich trzech kategoriach, za każdym razem ustępując Cuaronowi. Ciekawostką jest, że Łukasz Żal – nominowany za zdjęcia do „Zimnej wojny”, pracując już na planie filmu… odmówił podjęcia się realizacji zdjęć na planie Cuarona. W efekcie Meksykanin za kamerą zasiadł sam i wygrał z naszym utalentowanym operatorem. Ale spokojnie, (nie)wielki to żal. Na pana Łukasza z pewnością przyjdzie jeszcze czas.
Wśród animacji pełnometrażowych całkowicie zasłużenie zwyciężył „Spider-Man: Uniwersum” – film, który spokojnie umieściłbym w top3 produkcji zeszłego roku. Co z kolei nie świadczy zbyt dobrze o ogólnym poziomie produkcji zza oceanu. Prawdę mówiąc, w stosunku do dwóch poprzednich lat, branża zdaje się notować regres – zarówno pod względem warsztatowym, jak i tematycznym. Hollywood ucieka w sprawdzone klisze – dominującym gatunkiem były filmy muzyczne, lub nadal przepracowuje społeczne traumy – ze szczególnym wskazaniem na nierówności rasowe i niechęć do prezydenta Trumpa. Efekt jest taki, że nam – Europejczykom z europejskimi horyzontami – nieco trudniej jest pojąć kontekst i docenić jakość tak skrojonych produkcji. Osobiście uważam, że 2018 rok do historii kinematografii nie wniesie wiele – poza statystycznymi ciekawostkami w stylu „pierwszy film o czarnoskórym bohaterze”, lub „pierwszy brak nominacji dla Meryl Streep od 12 lat”.
A jak Wasze wrażenia po poznaniu oscarowych laureatów? Zapraszam do podzielenia się opiniami w komentarzach.
„jemu film się nie podobał, ja dostrzegłem w nim realizatorskie mistrzostwo i wizualny kunszt”
Czytałeś to co ja napisałem? 😛
Też wrzuciłem kilka zdań o zdjęciach, artyzmie i generalnie realizacji. Mi się nie podobała treść bo 15 minutową etiudę ktoś rozciągnął na 2 h, żeby pokazywać gaszenie pożaru i zamiatanie kup 😛
teraz lepiej?
Zamiatanie kup i brak oskara za najlepszy film? Skandal!
Oglądałeś tylko pierwszych kilka minut filmu, a potem przerwałeś? Bo tak to brzmi.
Chyba nie rozpoznałbyś ironii nawet gdyby na Ciebie spadła.
Nie pierwszy to tego typu atak na 'Romę’, którego jestem świadkiem. Może dlatego. Wiele osób uważa tak jak ty na poważnie.
Spike Lee to nie smieszek tylko niebezpieczny (bo majacy posluch) rasista.
Spike Lee to nie smieszek tylko niebezpieczny (bo majacy posluch) rasista.
Ja od lat mam wrażenie, że ten jego roszczeniowo-krytyczny stosunek do całego otoczenia, to skrzętnie zaprojektowana strategia komunikacyjna. Obliczona oczywiście na wywoływanie kontrowersji, sianie fermentu i – co za tym idzie – ciągłe zainteresowanie mediów i odbiorców.
Co nie zmienia faktu, że filmy robi niezłe. Nawet w „BlacKkKlansman” były bardzo wyważone i przyjemne momenty, bezlitośnie jednak zagłuszone jednostronną polityczną propagandą w końcówce.
Rowniez jestem zaskoczony Malekiem. Fajna rola, ale byly w tym roku lepsze.
Musze ta Faworyte nadrobic, bo podobno calkiem przyzwoity film i wcale nie taki dziwaczny jak poprzednie Lanthimosa.
Zimne wojne nadrobilem – zupelnie nie podzielam zachwytu nad Pawlikowskim. Ten film jest bardzo ladny (brawa dla Zala), ale fabularnie po prostu biedny. Ot, historyjka o porabanej milosci porabanej laski i zagubionego muzyka. Koncowka tak oklepana, ze az piszczy.
Ogolnie filmy w 2018 oceniam in minus. Nic wielkiego sie nie trafilo. Green Book byl okej, reszta to przecietniactwo lub dobre momenty przeplatane z dolinami.
Zimna Wojna ode mnie dostałaby 7/10, gdybym pisał recenzję. Film widziałem już dwa razy, ale pisać mi się o nim nie chcę, co też jest jakimś rodzajem komentarza.
Faworyta to najlepszy film Lanthimosa, albo inaczej – najbardziej podobający mi się jego film. Co nie znaczy, że byłem nim zachwycony i śpieszę polecać – jest niezły, ocena wahałaby się pomiędzy szóstką a siódemką.
Mam duże nadzieje co do dwóch filmów zeszłorocznych, których jeszcze nie widziałem.
Pierwszy, to „Ballada o Busterze Scruggsie” autorstwa braci Cohenów. Doskonale wiem, czego można się mniej więcej spodziewać i chyba po prostu nabrałem ochoty na odrobinę absurdu w lekkim wydaniu.
Drugi to „Gentleman z rewolwerem” ze świetną ponoć kreacją Roberta Redforda. Tutaj przede wszyskim liczę na legendarnego aktora. Robił co prawda David Lowery, którego za „Ghost Stories” zamknąłbym w izolatce, ale tym razem podobno jest żwawo, zabawnie i coś się na ekranie dzieje. Film przez Akademię pominięty, ale Redford był nominowany do Złotego Globu.
„A jak Wasze wrażenia po poznaniu oscarowych laureatów?”
Moje wrażenie od lat jest niezmienne. Polityczna, lewacka hucpa amerykańskich celebrytów. Szkoda śliny na komentarze. Nie będę robił hype’u różnym Spike’om. Czasem przemknie się coś fajnego, ale nie w tym roku. Żadnego z nagrodzonych filmów nie oglądałem i nie zamierzam oglądać. Znacznie bardziej cenię festiwal w Cannes.
Co prawda to prawda. Hollywood to jedna wielka obłuda, pełna nielegalnych treści (np pedofilia, narkotyki) przykryta powierzchownie brokatem szeroko rozumianej poprawności politycznej. Mało jest nowych filmów, które naprawdę robią wrażenie. I to się w najbliższym czasie nie zmieni.
Spodziewane marudzenie. Gala i filmy nie były ani lepsze ani gorsze niż wcześniej. I znalazło się w niej kilka wspaniałych filmów: Roma, Green book, First man. I kilka bdb: Faworyta, Spiderman.
Nie wiem, skąd bierzesz te teksty: była faworytem / nie była faworytem, ale się mylisz. Szanse Colman i Close upatrywano podobnie. Podobnie zaskoczeniem w ogóle nie był Malek. Miał przewagę nad Viggo, bo Akademia lubi fizyczne upodobnienie do roli. I nad Balem, bo zagrał w bardziej popularnym filmie. Kompletną niespodzianką nie jest też Oscar dla King. Sugerowanie, że decydowało kryterium rasowe nie jest fair.
Odpowiedź na pytanie o techniczne Oscary dla 'Bohemian’ jest prosta: inne filmy nie miały Live Aid.
Co do drugiego planu dla Aliego to są dwie sprawy. 1. Amerykanie dzielą rolę na leading i supporting: prowadzącą i wspomagającą. To nie to samo, co 1 i 2 plan. Tłumaczenie polskie nie oddaje sensu. 2. To twórcy filmu decydują, w jakiej kategorii wystawiają swojego 'zawodnika’. A to chyba logiczne, że wystawili dwóch zawodników tak, by nie stanowili dla siebie samych konkurencji.
'Zimna wojna’ przegrała zasłużenie. O swojej miłości do 'Romy’ pisałem już w temacie z waszym dwugłosem. Dla formalistów… w 'Romie’ jest o wiele więcej niż dobra forma, więc wolałbym określenie 'koneserzy’ 🙂
„Nie wiem, skąd bierzesz te teksty: była faworytem / nie była faworytem”
z analizy opinii i tekstów, które śledzę od mniej więcej drugiej połowy roku. Bale’a większość krytyków widziała z Oscarem już po prapremierach w Los Angeles. O Ramim Maleku zrobiło się głośno dopiero, kiedy film okazał się sukcesem i zarobił gigantyczne pieniądze. Przyznaję, jest to jakiś klucz, chociaż w moim przekonaniu dyskusyjny. I niezbyt spójny z historią: Casey Affleck, Jean Dujardin, a nawet ostatnio Gary Oldman.
„Sugerowanie, że decydowało kryterium rasowe nie jest fair.”
Nie mam nic przeciwko kryterium rasowemu. Po prostu opisuje rzeczywistość tak, jak ją widzę. W tym roku Oscara wśród aktorów otrzymała jedna biała kobieta. I jakoś nikt nie bije piany, że rasizm.
Pani King zagrała świetną rolę, ale nie powiedziałbym że była lepsza od np Rachel Weisz czy Amy Adams. Moim zdaniem nie była.
„1. Amerykanie dzielą rolę na leading i supporting: prowadzącą i wspomagającą. To nie to samo, co 1 i 2 plan”
Supporting actor to jest rola Sama Elliotta w „A Star is Born”. Hisotria tej nagrody pokazuje, że percepcja kreacji aktorskich się mocno zmieniła na przestrzeni lat, już o tym kiedyś pisałem. Brando otrzymuje oscara za główną rolę w 40 minutach 180-minutowego Ojca Chrzestnego, a cztery lata później Beatrice Straight w niecałych 15 minutach w „Sieci” jest już „aktorką wspierającą”?
Nie. Supporting to aktor drugiego planu – taki, z którym niezwiązana jest główna oś fabularna, który 'wspiera’ całą historię i buduje jej tło (czyli drugi plan właśnie).
Dzisiaj jest kombinowanie, żeby wcisnąć jak najwięcej swoich w różne kategorie. Tak jak przy Globach, kiedy film muzyczny dostaje statuetkę za Dramat Roku.
Wiesz lepiej… A wiesz, że Glob w kategorii komedia musical dotyczy filmu z muzyką specjalnie dla niego napisaną i oryginalną? I dlatego 'Bohemian’ w tej kategorii startować nie miało prawa. Btw swego czasu regulamin zabrał Oscara 'Lego przygodzie’, a nie zabrał mu nomki do Globa. Można się z ich regulaminami nie zgadzać, ale są precyzyjne.
Uznano, że postać Viggo jest ważniejsza od Aliego, co zresztą jest prawdą. Ali jest supporting wobec Viggo. Nie wiem, jak było kiedyś, wiem jak jest teraz. Nie wiem, czy kiedyś zdarzył się film z dwoma równorzędnymi 1 planami. Nawet w 'Godzinach’ rozdzielili aktorki na dwie kategorie, a tam Kidman i Moore miały tyle samo scen!
Opinia krytyków i prapremiery nie liczą się wcale. To za wcześnie, jeszcze się oscarowe promocje nie rozkręciły. Globy, nagrody krytyków miejskich, nagrody gildii. To dopiero odpowiedni moment. Globy ustawiły szansę Bale’a i Maleka na równo.
„Opinia krytyków i prapremiery nie liczą się wcale. To za wcześnie, jeszcze się oscarowe promocje nie rozkręciły. Globy, nagrody krytyków miejskich, nagrody gildii. To dopiero odpowiedni moment. Globy ustawiły szansę Bale’a i Maleka na równo.”
gdybym tak myślał, nie miałbyś moich tekstów jeszcze w grudniu. A większość ważnych rzeczy juz wtedy typowałem całkiem trafnie.
Zgodźmy się do tego, że ja mam inną optykę. Branże obserwuje cały rok, czytam kto tam może zaskoczyć, na co się czeka, po czym spodziewa wielkości. Potem, w styczniu – w okresie nargod – nie mam już tyle zapału. Czesć filmów obejrze i wtedy mam też swoich faworytów, nie chce mi się czytać jak ktoś inny wyjaśnia że ten był lepszy od tamtego.
Stąd te rozbieżności.
https://www.filmweb.pl/news/OSCARY+2019%3A+U%C5%BCytkownicy+Filmwebu+nagrodziliby+%22Bohemian+Rhapsody%22-132002
Wyniki ankiety filmwebu. Bogom dzięki, że to nie publiczność decyduje o nagrodach…
A ja jestem tegoroczną galą, cóż dużo mówić… rozczarowana. Nad Bohemian i Malekiem to nawet nie będę „szczempić ryja”. Szkoda Faworyty, szkoda Glenn, a w ogóle szkoda się irytować przez tą szopkę, bo tym właśnie dla mnie jest rozdanie Oscarów już od wielu lat.
Glenn szkoda ,ale ona sobie z tego zdaje sprawe ,z tych układów. Mnie sie formuła podobała szybko, sprawnie bez zbednych pitu sratu co przedłużało te gale w nieskończoność, dla mnie mogło by tak zostać.W końcu chodzi o wreczenie nagród a nie jakies prywatne czesto rozmowy i gadanie z wczesniej przygotowanych kawałów, które często śmieszne nie są.
Brak recenzji na fsgk o 12 w srode to bardzo smutna sprawa, nawet sie sam nie spodziewalem jak bardzo mnie to rozczaruje 🙁
Brak recenzji na fsgk o 12 w srode to bardzo smutna sprawa, nawet sie sam nie spodziewalem jak bardzo mnie to rozczaruje 🙁 co dalej? 404 error?
:((
Mamy niespodziewany lekki poślizg. Spokojnie – tekst jest gotowy i bedzię za chwilę 🙂
Widzę, że kolega stosunkowo nowy w towarzystwie. Jeszcze nie tak dawno temu zdarzały się obsuwy po kilka/kilkanaście godzin, a czasem teksty pojawiały się dopiero następnego dnia.
„If Beale Street could talk” nie jest o „czarnoskórej ofierze gwałtu” tylko miłości dwójki młodych, czarnoskórych ludzi… wątek gwałtu się pojawia, gdy główny bohater niesłusznie zostaje o niego oskarżony. Ehh.
Dziękuje serdecznie!
Przyznaję, że nie wiem w jaki sposób ułożyłem to zdanie. Chodziło mi o oskarżenia o gwałt, których tak zaciekle broniła cała społeczność. Niezgrabnie i niezgodnie z prawdą wyszło. Poprawiam!
Dla mnie Oskary to jednak od dawna typowy establisment prawicowy dla bogatych przyznajacych sobie nagrody. Przez wiekszosc czasu nagrody przyznawano tylko białym mezczyzno i wcale nie zydom tylko chrzescijaninom do cna konserwatywnym. Od paru lat troche sie wyruwnuje i dobrze . Ogólnie to nagroda dla tych którzy maja wiecej pieniedzy na promocje. roma nie odbiega tresciowo od poslkcih przedowjennych melodramatów. Polska zimna wojna była w swoim romansie duzo bardzioej nowoczesna w wymowie. Moze nie jest źle tak z tą Polska porównująć okolicznosci obu filmów.Czarna pantera to pomyłak chcoiaz Oskary dostała w takich kategoriach ze mozna przejsc nad tym pdo porzadku dziennego W tym roku filmow wybitnych nie było.Formuła mnie sie podobała bez zbednych dowcipów , niepotrzebnego pitolenia szybko i na czas 3,5 godziny a nie 6 cz7 . Ja bym wolała zeby zostało jak w tym roku nagroda i czesc , natepny prosze.