Jeśli jakiekolwiek wydawnictwo pokusiło się o sporządzenie profilu potencjalnego czytelnika tzw. „fantastyki szlacheckiej”, to pewnie zamieszczono w nim moje zdjęcie. Czytałem Trylogię Sienkiewicza więcej razy niż jestem w stanie zliczyć, na myśl o karabeli dostaję gęsiej skórki, a Onufrego Zagłobę uważam za wyidealizowany obraz wszystkiego, do czego aspirować może istota ludzka. Innymi słowy, wszystkie tropy i klisze tego młodego gatunku polskiej literatury fantastycznej są mi nad wyraz miłe.
Z tym większym wstydem spostrzegłem niedawno, że traktując fantastykę szlachecką jako domenę dwóch Jacków (Komudy i Piekary), w którą tylko sporadycznie wchodzą inni pisarze, kompletnie przeoczyłem solidny, bo trzytomowy, wypad Konrada T. Lewandowskiego. Nadrobiłem to jednak bardzo szybko i właśnie powieściami Przewodasa (takiego pseudonimu używa pisarz), chciałbym się dziś zająć.
Bohater cyklu „Diabłu Ogarek”, Stanisław Lawendowski herbu Paprzyca, to woźny trybunału ziemi liwskiej. Mimo, że pochodzi ze szlachty zaściankowej, horyzonty ma całkiem szerokie. Przynajmniej na tyle szerokie, by rozumieć jak użyteczne w pracy urzędnika sądowego mogą być pradawne zaklęcia i sojusze z istotami nadnaturalnymi. Lawendowski para się praktykami, które nie znajdą zrozumienia w Kościele, ale cóż, czasem trzeba zaryzykować własną duszę nieśmiertelną. Pro publico bono.
Skoro zaś ludzie i diabły na tej ziemi muszą żyć razem, to niech żyją jak sasiedzi, choćby nawet sobie krzywi. Nie podnosi się ręki na sąsiada, jeżeli on ci w niczym nie zawinił…
—Diabłu ogarek. Czarna wierzba—
Woźny, który i diabłu zapali ogarek, w pierwszej powieści zatytułowanej „Czarna Wierzba”, mierzy się z lokalnymi magnatami i hiszpańską inkwizycją, ratując pewną przybyłą z bardzo daleka dziewczynę. W tomie drugim, pt. „Kolumna Zygmunta”, Lawendowski zostanie tymczasowym namiestnikiem straży marszałkowskiej, zwiedzi Warszawę i odkryje tajemniczy, czarnoksięski spisek, związany z klasztorem benedyktynek i planami postawienia przez Władysława IV pomnika ku czci ojca. Stawka jeszcze wzrośnie w trzeciej książce, w której nasz Lawendowski stanie naprzeciw samego księcia elektora Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna. Zwlekający ze złożeniem hołdu lennego Prusak planuje inwazję… armii z zaświatów.
Bardzo, ale to bardzo chciałbym napisać, jak wiele rzeczy mi w tych książkach nie gra. Bo i zgrzytów jest co niemiara. Pierwszy tom z cyklu wygląda jakby go klejono z kilku różnych opowiadań, i stanowi raczej kolekcję (ciekawych swoją drogą) scenek i epizodów, trzymających się kupy bardzo słabo. A główny wątek i jego rozstrzygnięcie jest najmniej interesującą częścią książki. Z kolei postać głównego bohatera to tak wyidealizowane alter ego pisarza, że byłbym skłonny nawet uznać to za dowcip, gdyby nie fakt, iż w samej książce ani razu pisarz nam nie mruga autoironicznie okiem. No i jeszcze ten dydaktyzm. Tego, że Konrad T. Lewandowski ma poglądy prawicowe to pewnie mówić nie trzeba, bo w przypadku polskich pisarzy fantastycznych prawicowość jest punktem wyjścia, i co najwyżej nieliczne odludki mają inny światopogląd. Przewodas jest przy tym człowiekiem szczególnym, bo prawicowość łączy z rodzimowierstwem (czyli słowiańskim pogaństwem), a rodzimowierstwo – wbrew stereotypom – z bardzo pozytywnym stosunkiem do Żydów. Innymi słowy jest z gościa kawał oryginała. I nie mam absolutnie pretensji o to, że daje w książkach wyraz takim czy innym poglądom. Za to mam zastrzeżenie co do natarczywości tych wtrętów. Gdyby tak wyciąć z przygód woźnego każde przypomnienie, że wojna religijna zła, zachód głupi, Kościół nietolerancyjny, a obcych trzeba gonić bo wszystko nam tu spartolą, to byśmy pewnie z pół książki stracili. Przesadzam, ale tylko trochę.
To wszystko to oczywiście tylko zarys listy problemów z trylogią „Diabłu Ogarek”. Długo jeszcze mógłbym na ten temat perorować. Tylko niech mi ktoś teraz wyjaśni, dlaczego w takim razie to się tak dobrze czyta? Bo pochłonąłem trzy tomy błyskawicznie i pozostał mi pewien niedosyt. Może to kwestia umiejętności skonstruowania tych kilku scen, które potrafiły zafascynować, rozbawić i „rozruszać” lekturę. Okoliczności w jakich poznajemy imć Lawendowskiego, tudzież pierwsze spotkanie z bardzo nietypową rodziną jego znajomych naprawdę zapadają w pamięć. A może miała tu ujście moja fascynacja dawną Rzeczpospolitą? A może cała ta trylogia to takie… literackie flaczki. Pewnie, jak się człowiek przyjrzy z bliska, jak się zacznie zastanawiać, to mu może wyjść, że lepiej tego do ust nie brać. Ale można też kucharzowi zaufać, założyć, że wie co robi, i nie roztrząsać faktu, iż spożywamy fragmenty układu pokarmowego innego ssaka. I wtedy przekonujemy się, że potrawa wyszła smakowicie.
Nie roztrząsając przyczyn takiego stanu rzeczy, muszę więc po prostu skonstatować, że przyjemnie się o Lawendowskim, tym XVII-wiecznym wiedźminie, czyta. Przyjemnie się wędruje po zaścianku, na którym wśród krzyży i kapliczek znajdziemy też tysiącletnie bałwany i diabły, które można (całkiem dosłownie) nabić w butelkę. A przebijająca z książek filozofia „żyj i daj żyć innym” (tudzież „nie oglądaj się na zachodnie nowinki”), mimo, że prezentowana natrętnie, jakoś do mnie przemawia. Przewodas oczywiście przesadza czyniąc ze zubożałych panów braci filozofów tolerancji nieustępujących intelektualnie Pawłowi Włodkowicowi, ale jest mi ten wyidealizowany obraz mazowieckiej wsi i mazowieckiej szlachty bardzo miłym. Jak się okłamywać, to przynajmniej kłamstwami z których może być pożytek.
Cóż, ja w każdym razie odwieszam klawiaturę krytyka na kołek. Powiem tylko tyle, że mógłbym się do tysiąca spraw doczepić, ale mimo tego miałem z lektury masę frajdy i książki Lewandowskiego polecam. Zwłaszcza na lato. Nie jest to wielka literatura, ale spełnia swoją rolę jako sympatyczne letnie czytadło. I sprawi, że będzie Wam w te wakacje polska wieś pachnieć lawendą.
Książkom wystawiam ocenę zbiorową, choć – gwoli ścisłości – należy odnotować, że drugi tom jest zdecydowanie najlepszy, a pierwszy najsłabszy (głównie ze względu na epizodyczność i raczej drętwy wątek główny) i pewnie zasługuje na ocenę o punkt niższą. Polecam również audiobooka, którego lektorem jest niezrównany Roch Siemianowski. Wprawdzie przesłuchałem sobie tylko „Czarną Wierzbę”, ale nie wątpię, że i przy pozostałych tomikach stanął na wysokości zadania.
Trylogia Diabłu Ogarek
-
Ocena DaeLa - 7/10
7/10
Piekarę jakoś lepiej trawię niż Komudę, natomiast z takich książek inspirowanych Trylogią Sienkiewicza to bardzo mi podszedł cykl Mariusza Wollnego o Kacprze Ryxie. Polecam 🙂
Zgadzam się, generalnie Piekara > Komuda. Aczkolwiek takie „Galeony wojny” to Komudzie zgrabnie wyszły.
Galeony w kolejce, jakoś nie mogę się zebrać. Jeszcze tak z trzysta innych na liście must read…
Ryx fantastyczny, bardzo lubię – ale tylko seniora, junior jakoś mi nie podszedł. Cykl Lewandowskiego czytałam jakiś czas temu; niestety, niewiele pozostało w pamięci, pewnie wypadałoby odświeżyć. Zachęcona recenzją sięgnęłam po Teatr węży Agnieszki Hałas i teraz niecierpliwie oczekuję dalszego ciągu (mam nadzieję, że powstanie). Dziękuję za polecanki.
Jeszcze się nie wzięłam za juniora Ryxa, boję się trochę. Natomiast cieszę się, że cykl o Krzyczącym w Ciemności się spodobał 🙂 Aga Hałas pisała kiedyś u siebie na blogu, że ma być 5 części http://www.agnhalas.pl/
O tak, Wollnego też polecam.
Co do Piekary myślę, że cykl o Mordimerku zasługiwałby na artykuł na stronce, bo o tak oryginalnie wymyślony świat i bohatera naprawdę ciężko.
Będzie jutro Szalona Teoria ?
Są w tej chwili dwie ST w zapasie (jedna „gościnna”), ale wymagają jeszcze trochę pracy, więc coś pójdzie najwcześniej za tydzień. Za to mamy na jutro ciekawy odcinek HLiO.
Co do rodzimowierstwa – czy zna ktoś książkę fantasy osadzoną w slawistycznej Europie wschodniej/centralnej przed przyjęciem chrześcijaństwa?
Wiedźmin nawet byłby dobry, lecz Sapkowski stworzył nowy świat (no tak jakby; gdzieś czytałem, że ważniejsze dla niego była fabuła i bohaterowie, a nie świat.) i tylko potwory są z dawnych wierzeń.
Jest trylogia Zbigniewa Nienackiego Dagome Iudex (Ja, Dago; Ja, Dago Piastun i Ja, Dago Władca). Ale nie polecam, męczyłem się z pierwszym tomem i ostatecznie zrezygnowałem.
Kojarzę też, że Rafał Ziemkiewicz napisał swego czasu świetne opowiadanko „Miedźwin”, będące po trochu parodią Wiedźmina, a po trochu satyrą na polską politykę lat 90. Ale to oczywiście nie jest tekst „poważny”.
Fakt, pierwszy tom rozprasza opisami Bizancjum i nieciekawą akcją na ziemiach niemieckich. Ukazanie anarchii Wolnych Ludzi, jej przyczyn i skutków też jest przydługie.
Irytować może również zarozumiałość głównego bohatera i jego niegrzecznościowy zwrot: „Głupiś Herimie”. Jednak książka ma też swoje plusy.
Dla tych którzy szukają opisów słowiańskich oraz skandynawskich wierzeń i rytuałów czy poetyckiego opisu wędrówki ludów, Dagome Iudex oferuje więcej niż Odrodzone Królestwo Cherezińskiej.
Książka może nie wydawać się jakoś szczególna w porównaniu z innymi, ale wg mnie ciekawie opisuje mechanizmy władzy – zwłaszcza dojścia do niej i jej utrzymania. Manipulowanie jednostkami i stosowanie „średniowiecznej przedchrześcijańskiej socjotechniki” na szerszą skalę jest na porządku dziennym- zwłaszcza w drugim tomie.
W trzecim tomie akcja trochę zwalnia, ciężar przeniesiony jest z głównego bohatera na jego synów, ale Dago Pan i Piastun nie powiedział jeszcze ostatniego słowa 😉
Dla tych, którzy lubią ten rodzaj literatury, w dodatku osadzony na „Naszym podwórku”, mogą sięgnąć po Dagome Iudex – tylko trzeba przetrwać I tom 🙂
Rzeczony Komuda niedawno wydał taką. 'Jaksa’. Rosyjski 'Wilczarz’ Marii Siemionowej chyba też spełnia twoje oczekiwania.
Potwory Sapek wziął ze wszystkich możliwych mitologii. Prymat fabuły i bohaterów nad tworzeniem świata to prawda.
Może trylogia husycka Sapkowskiego? Nie dzieje się to co prawda za czasów pogańskich, ale stara religia i magia nadal tam istnieją. Podobnie jest zresztą w cyklu Odrodzone Królestwo Chereźińskiej. No i Stara Baśń to właściwie fantasy osadzone w czasach Piasta 😀
Cherezińską sam chciałem polecić, ale Gambit99 prosił o czasy 'przedchrześcijańskie’. Cykl 'Odrodzone królestwo’ jest świetny!
A 'Starą baśń’ pominąłem uznając ją za zbyt oczywistą. No i nudne to było straszliwie.
Nie wiem, czy to w Europie, ale słowiański fanpejdż chwalił obie części http://lubimyczytac.pl/ksiazka/266030/idz-i-czekaj-mrozow
Słowiańskie fantasy to polecam Słowo i miecz Witolda Jabłońskiego. Jest tez kontynuacja Slepy demon Sieciech ,ale jej nie czytałem. Lewandowski fajnie pisze np. Orzeł bielszy niż gołębica to alternatywna historia powstania styczniowego.
Korzystając z faktu, że temat rozlazł się ogólnie na literaturę chciałem coś zaproponować.
Pojawiają się na fsgk tematy o książkach, ale rażą przypadkowością. Ktoś coś przeczytał albo przesłuchał, piszę o tym, mało kto to czyta, komentarzy brak. Należałoby tematy literackie ująć w karby i nadać im jakiś sens.
Proponuje artykuły przekrojowe skupiające się na twórczości konkretnej osoby. Takie z ciekawostkami i smaczkami, jak w świetnych artykułach Pq o Kubricku. To nie musi być trudne, podejrzewam że każdy z Redaktorów (duża litera nieprzypadkowa:) ) ma swojego ulubieńca, na temat którego wie sporo.
Jakby DaeL miał pisać o Strugackich albo Sienkiewiczu, to pewnie nie musiałby przekopywać się przez tony materiałów, wiedzę o nich ma w średnim palcu 🙂
Pewnie inni mają podobnie. Sapek, C.S.Lewis, Dick, Lem, Gaiman, Glukchowski i wielu innych… Lai miałaby- prawie- gotowe teksty o Kisiel i Wegnerze. Tak sądzę 🙂
Takie przekrojowe teksty dawałyby większe pole do popisu i komentującym i autorom. Do tej pory teksty o książkach mają dobre intencje, ale przeglądają je tylko ci, którzy znają KONKRETNY tytuł.
Nie wymagam od Szacownych Redaktorów większego nakładu pracy. Proponuję tylko pewną zmianą kierunku na taki, który dotrze do większej ilości czytelników.
Pzdr. Atos.
P.S. Bez związku z Dumasem.
Atos zdradza moje plany, mamy szpiega w Redakcji
Dobrze wiedzieć, że mój pomysł nie tylko mi chodzi po głowie 🙂
To znowu ja 🙂 Jestem gdzieś w połowie 'Czarnej wierzby’, ale sądzę, że moja opinia się nie zmieni. Zajebista książka… o ile komuś nie przeszkadza brak fabuły. Tak można to ująć. Kilka refleksji w pkt, tak łatwiej.
1. Koncept genialny! AS lepszy, Gaiman też, ale takiego Łukjanienkę Mr.T pobił. Lepiej światy naturalne z nadnaturalnymi połączył.
2. Mr.T chyba też kocha 'Trylogię’. W 3 rozdziale miałem Hańczę i Teleszyńskiego przed oczami. No bo w końcu Hoffman zrobił to lepiej niż Sienkiewicz…
3. Prezentacja poglądów na łamach książki to jakieś przekleństwo polskiej literatury. Pełna zgoda z autorem artykułu. Wypadło to trochę mniej paskudnie niż w 'Charakterniku’ Piekary, ale i tak psuje całość. Jakby to był esej światopoglądowy, to bym się nawet z ww pisarzami mógł zgodzić. Ale to cholera nie jest esej!
4. Scenki rodzajowe cudne!
5. Ciekawe, czy Mr.T zna Martę Kisiel. Druga polska fantastyka i drugi raz nieznane mi wcześniej słowo 'strzygoń’. Moda jakaś?
6. Roch Siemianowski rewelacyjny. Kropka.
7. Mr.T to moja świadoma złośliwość. Dziwaczenie z pisarskimi pseudonimami, literkami i inną nowomową troszkę mnie irytują.
Fabuły brak, książka świetna.
Przy okazji mitologii słowiańskiej polecam 'Świątynię’ Jakuba Żulczyka. W ogóle polecam całą jego twórczość. A polecajka ta napawa mnie dumę, bo znam go ze studiów. Taka mała prywata 🙂
No i skończyłem. Zgodnie z przypuszczeniami niewiele mam do dodania. Słucha się świetnie! Kontynuował będę, zwłaszcza skoro piszesz, że dwójka lepsza.
SPOJLER. Oznaczyłbym, ale nie pamiętam, jak to się robiło.
.
.
.
.
.
.
Miałem nadzieję na inną końcówkę. Że spóźniony z powrotem Stanisław wyleci z wody w innym czasie. Np. 20 lat później. I spotka Kmicica 🙂