August Pullman (Jacob Tremblay) to chłopiec z wadą genetyczną. Przeszedł w życiu wiele, jego twarz mimo licznych operacji nadal mocno wyróżnia się w tłumie. Teraz, po latach nauki w domu, czeka go najtrudniejszy egzamin do tej pory – zaczyna naukę w szkole. Czy da radę wytrzymać presję? Jak zareagują rówieśnicy? Jak sobie poradzą rodzice? Na te wszystkie pytania odpowie nam seans z filmem „Cudowny chłopak”.
Podobały mi się role rodziców Auggiego. Julia Roberts i Owen Wilson mimo niezbyt lotnego scenariusza wyciskają ze swoich postaci maksimum. Próbują je pogłębić i zniuansować. Jacob Tremblay wypadł w tytułowej roli bardzo naturalnie, mimo, że cały czas ukryty jest za maską. Czasem jest to maska w dosłownym znaczeniu, a czasem masywna charakteryzacja deformacji twarzy. Niestety pozostała część obsady wypada średnio (jak siostra Auggiego) lub dramatycznie źle (pozostałe dzieci). Znalezienie dobrych dziecięcych aktorów nigdy nie było łatwe, ale w czasach kiedy mamy dla porównania takie kreacje jak Dafne Keen w „Loganie” czy ekipa ze „Stranger Things”, poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Mali bohaterowie „Cudownego chłopaka” nawet do niej nie doskakują. W kilku scenach miałem wrażenie, że oglądam jakiś niskobudżetowy serial produkowany dla Disney Channel.
Scenarzyści… mieli bardzo szlachetne zamiary. Film ma ambicje pokazać jak trudno jest być innym, jak trudno wpasować się w otoczenie i zmierzyć z rzeczywistością w sytuacji, kiedy pod jakimś względem (tu: wyglądu zewnętrznego) nie pasujemy do normy. Niestety wyszło tak słodko i nierealistycznie, że… Aż ciężko mi znaleźć porównanie. Wyobraźcie sobie tort bezowy z karmelem, posypką czekoladową, kremem i kostkami cukru (mniam – przyp. DaeL). Słodycz bohaterów jest równie mdląca. Wszyscy mają w sobie dobro, wszyscy zmieniają się na lepsze pod wpływem chwili, każdy w mig rozumie, kiedy źle się zachował, natychmiast przeprasza i staje się aniołem z dnia na dzień. Dla równowagi czarny charakter jest tak bardzo zły, że już bardziej się nie da. A rodziców ma jeszcze gorszych! Może to działa na widzów poniżej dwunastego roku życia i to do nich jest kierowany ten tytuł? Jeśli tak to działa i taki był zamysł twórców, to do ostatecznej oceny można dorzucić ze dwa-trzy oczka. Dla kogoś starszego te uproszczenia, te przemiany ta czarno-biała rzeczywistość będą nie do zniesienia. Może przemawia przeze mnie cynizm, ale prawdziwe życie po prostu tak nie wygląda. Nie jest nawet trochę podobne do tego z filmu.
Z kolei sam pomysł na konstrukcję fabuły jest całkiem ciekawy. Niby jest to film o Auguście, ale film podzielono na rozdziały i tylko pierwszy ma podtytuł „Auggie”. Reszta w założeniu miała opowiadać o innych postaciach, między innymi o siostrze głównego bohatera, o jej życiu w cieniu brata i jego choroby. Problem w tym, że o ile pomysł na takie opowiedzenie historii jest interesujący, o tyle realizacja leży. Poszczególne segmenty prowadzą narrację z perspektywy innego bohatera ledwie przez trzy minuty, po czym jak gdyby nigdy nic, wracamy do standardowego dramatu obyczajowego o chłopcu ze zdeformowana twarzą. A w 2/3 seansu w ogóle ktoś chyba zapomniał o tej konstrukcji i już do końca pchamy fabułę do przodu w tradycyjny, liniowy sposób.
Jakby tego było mało, scenariusz zawiązuje kilka pobocznych wątków (relacje córki z matką, przerwana kariera tej drugiej), a potem kończy je mało subtelnym deus ex machina, co jeszcze bardziej podkopuje wiarygodność tak bohaterów jak i wydarzeń. O dialogach najeżonych banałami a’la Paolo Coelho nawet nie wspominam. Powtórzę: może jestem starym cynikiem niewrażliwym na piękno i inne takie, ale jak słyszę kwestie w rodzaju “Sometimes I think my head is so big because it is so full of dreams” albo “It’s not enough to be friendly. You have to be a friend.” to przewracam oczami tak mocno, że widzę wnętrze własnej czaszki.
Film ma na szczęście pewną zaletę. Jest nią humor. Kilka razy szczerze się uśmiałem, szczególnie w momentach gdy swoje trzy grosze dorzucał Owen Wilson. Dawno już nie widziałem go w tak zabawnej roli. Po prostu gra, a nie robi z siebie głupka. Film ocieka też nawiązaniami do „Gwiezdnych Wojen”, które Auggie uwielbia – to dla mnie zawsze rzecz warta wspomnienia.
„Cudowny chłopak” zaczyna się obiecująco, ale ostatecznie zawodzi i to mocno. Miała to być opowieść o akceptacji i zmaganiu się z codziennością, a wyszła naiwna bajka. Przesłodzona, banalna i przewidywalna. Dla mnie był to raczej ciężki do wytrzymania seans, ale może jako lekcja poglądowa dla dzieci poniżej 10-12 roku życia film zdaje egzamin…
Cudowny chłopak
-
Ocena SithFroga - 5/10
5/10
„(mniam – przyp. DaeL)”
wtf? dael to juz jest takim bogolem tej strony, ze pozwalacie mu na wszystko? xD co niby ten jego komentarz wnosi do recenzji? dlaczego bylo to tak wazne, ze umiescil to w recenzji?
DaeL bogiem strony może nie jest, ale już stworzycielem w pewnym sensie jest, a ten wtręt wypadł jako zabawny- nomen omen- smaczek 🙂
Tak jak napisał Atos. Poza tym Dael jest tu najmądrzejszy, najbardziej męski i najprzystojniejszy.
P.S. Panie Naczelny, będzie jakaś premia, co? 😉
Dostaniesz podwyżkę o sto procent 🙂
Może chociaż ciastko czekoladowe?
Tyle wygrać…
Łubu dubu, łudu dubu, niech nam żyje…
To pisałem ja, BT.
HAHAHAHAHAHAHA
„Wszyscy mają w sobie dobro, wszyscy zmieniają się na lepsze pod wpływem chwili, każdy w mig rozumie, kiedy źle się zachował, natychmiast przeprasza i staje się aniołem z dnia na dzień. Dla równowagi czarny charakter jest tak bardzo zły, że już bardziej się nie da. A rodziców ma jeszcze gorszych!”
Gościu, ten film należy do gatunku zwanym filmami FAMILIJNYMI. Taka jest konwencja.
„Może to działa na widzów poniżej dwunastego roku życia i to do nich jest kierowany ten tytuł? Jeśli tak to działa i taki był zamysł twórców, to do ostatecznej oceny można dorzucić ze dwa-trzy oczka.”
Film FAMILIJNY. Na musicalach pewnie obniżasz ocenę o 3 punkty, bo aktorzy bez sensu wyskakują z piosenkami? xD To film familijny, a filmy familijne są skierowane do najmłodszych, by rodzice mogli zabrać dzieci do kina na film i by to dziecko wszystko ogarnęło, a po wyjściu z kina rodzic może na spokojnie porozmawiać o filmie z dzieckiem. Dlatego filmy FAMILIJNE są proste, pokazują co jest dobre, a co złe i MORALIZUJĄ. Gdyby zmienić scenariusz i pozmieniać wszystko tak, by film był dostosowany poziomem do dorosłego widza to otrzymalibyśmy film obyczajowy z elementami komedii i dramatu. Ale ten film był reklamowany jako film FAMILIJNY, więc czepianie się prostoty to jak narzekanie na filmie animowanym, że mamy postacie animowane zamiast aktorów xD
„Miała to być opowieść o akceptacji i zmaganiu się z codziennością, a wyszła naiwna bajka. Przesłodzona, banalna i przewidywalna. Dla mnie był to raczej ciężki do wytrzymania seans, ale może jako lekcja poglądowa dla dzieci poniżej 10-12 roku życia film zdaje egzamin…”
Hehe, no zdaje. Dlatego książka została bestsellerem, a film przekroczył oczekiwania twórców w boxofficie. A autor niech następnym razem przeczyta opis filmu przed pójściem do kina.
——
A teraz kilka słów ode mnie, bo czytałem i książkę i widziałem film. Moja ocena to solidne 7/10, a nawet 7,5/10. Film nie odkrywa niczego nowego, ale jest dobrze zrealizowany, wzbudza emocje nawet u dorosłych i uczy dzieci czym jest tolerancja. Autorzy scenariusza dodali sporo nawiązań do innych filmów i humoru, by dorośli również się nie nudzili. Fani Star Wars znajdą sporo żartów. Autor pozwolił sobie pojechać po młodych aktorach, ale akurat recenzenci uważają inaczej i chwalą dzieciaki za odegrane role. Scenariusz mimo, że jest skierowany do dzieci to czasami wodzi za nos i zapewnia dużo rozrywki i wzruszeń również dla dorosłych, więc śmiało można się na niego wybrać również z dziewczyną. Dałbym filmowi nawet 8/10, gdyby nie to, że reżyser skopał tempo filmu. Bez spoilerów, pod koniec filmu dostajemy scenę w teatrze, która wygląda na finał i po niej powinniśmy otrzymać krótki epilog i napisy końcowe. Reżyser jednak źle to rozplanował i między tą sceną (jakby się wydawało) kulminacyjną a epilogiem dostajemy jeszcze kilkanaście minut innego wątku, który zbędnie przedłuża film i zaburza jego tempo. To jedyny minus. Polecam ten dobry film FAMILIJNY każdemu 😉
„Gościu, ten film należy do gatunku zwanym filmami FAMILIJNYMI. Taka jest konwencja.”
Taka to znaczy jaka? Żeby pokazywać jakąś dziwną, wykrzywioną rzeczywistość? Czy zatrudniać słabych dziecięcych aktorów?
„Film FAMILIJNY. Na musicalach pewnie obniżasz ocenę o 3 punkty, bo aktorzy bez sensu wyskakują z piosenkami? xD To film familijny, a filmy familijne są skierowane do najmłodszych, by rodzice mogli zabrać dzieci do kina na film i by to dziecko wszystko ogarnęło, a po wyjściu z kina rodzic może na spokojnie porozmawiać o filmie z dzieckiem. Dlatego filmy FAMILIJNE są proste, pokazują co jest dobre, a co złe i MORALIZUJĄ. Gdyby zmienić scenariusz i pozmieniać wszystko tak, by film był dostosowany poziomem do dorosłego widza to otrzymalibyśmy film obyczajowy z elementami komedii i dramatu. Ale ten film był reklamowany jako film FAMILIJNY, więc czepianie się prostoty to jak narzekanie na filmie animowanym, że mamy postacie animowane zamiast aktorów xD”
Jeszcze raz przeczytaj mój tekst, gdzie ja napisałem, że film jest prosty i to źle? Uwielbiam dobre, proste filmy. Takie są najlepsze. I wiem czym jest kino familijne. Zobacz sobie E.T., dowolną część Harry’ego Pottera, serial Dzień za dniem, animacje typu Król lew, Mulan, Mój sąsiad Totoro czy Jak wytresować smoka, albo Był sobie pies, Moja dziewczyna. Da się zrobić film familijny, który nie wypacza rzeczywistości i nie przekazuje fałszywego obrazu świata. Albo rób dziecięcy moralitet w konwencji baśni/bajki i idź na całość albo rób coś w naszej rzeczywistości, ale wtedy nie wciskaj kitu, nie pokazuj pewnych spraw w lukrowanej wersji. Przynajmniej jeśli chcesz, żeby ludzie starsi niż 12 lat nie uznali tego za fałsz.
„Hehe, no zdaje. Dlatego książka została bestsellerem, a film przekroczył oczekiwania twórców w boxofficie.”
Tak. Bestsellerem jest też saga zmierzch i pisiont twarzy greja. W boxoffice reordy biją szybcy i wsciekli 7/8 albo Avatar. Argument ilościowy zawsze daje radę 😉
„A autor niech następnym razem przeczyta opis filmu przed pójściem do kina.”
Czytałem, wiedziałem o czym jest film, nie krytykuję jego pomysłu na fabułe tylko tego jak pomysł zrealizowano.
Twoja opinia o filmie jest równie dobra jak moja, kwestia subiektywna. Ja jako rodzic po takim seansie raczej tłumaczyłbym dziecku, że prawdziwy świat nie działa tak, jak pokazali w filmie.
„Ja jako rodzic po takim seansie raczej tłumaczyłbym dziecku, że prawdziwy świat nie działa tak, jak pokazali w filmie.”
Cały długi komentarz mi padł, bo oznaczyliście moje ip jako do moderacji xD Więc krótko tylko na temat tego jednego zdania. Wcześniej stwierdziłeś, że ocena filmu to kwestia subiektywna. Więc ja odpiszę, że ocena świata to też kwestia subiektywna. Możesz wierzyć, że świat tak nie działa, a nawet, że kobiety lecą tylko na hajs, żydzi rządzą światem, a na jutubie jest wiele dowodów na płaskość Ziemi. Było w filmie kilka przejaskrawień, ale ogólnie to droga chłopaka została dobrze pokazana – od braku akceptacji, przez akceptację aż po faworyzowanie. Zgaduję, że według ciebie chłopak miałby przerąbane do końca szkoły. Pozdrawiam i powodzenia w wychowywaniu dzieci 😉
„Zgaduję, że według ciebie chłopak miałby przerąbane do końca szkoły.”
Tak, przynajmniej podstawowej. W liceum zazwyczaj jest normalnie. W miarę. Oczywiście, że ocena świata to rzecz subiektywna, ale są pewne granice. Jeśli ktoś wierzy, że rzeczywistość wygląda tak jak w Cudownym chłopaku to bosko, może żyje w jakimś utopijnym miejscu na ziemi, którego nie dane mi było zwiedzić 😉
„Tak, przynajmniej podstawowej. W liceum zazwyczaj jest normalnie. W miarę. Oczywiście, że ocena świata to rzecz subiektywna, ale są pewne granice. Jeśli ktoś wierzy, że rzeczywistość wygląda tak jak w Cudownym chłopaku to bosko, może żyje w jakimś utopijnym miejscu na ziemi, którego nie dane mi było zwiedzić ?”
Typowy „Polak” jest ekspertem w każdej dziedzinie i ma zdanie na każdy temat 😉 A może po prostu naoglądałeś się filmów Smarzowskiego, nasłuchałeś/naczytałeś historii o trudnej młodzieży i masz złe doświadczenia ze szkoły, a na podstawie tego wszystkiego wyrobiłeś sobie zdanie o świecie i ślepo w to wierzysz. Bawi mnie najbardziej zdanie, że świat w filmie został przedstawiony utopijnie. Nieuważnie oglądałeś, a raczej po kilku scenach wyrobiłeś sobie takie zdanie i resztę oglądałeś już pod wyrobioną tezę. Zgaduję też, że nie jesteś pedagogiem i wiele doświadczenia z pracą z dziećmi nie masz, bo takie zdanie o szkole podstawowej to jedna z zabawniejszych rzeczy jakie ostatnio przeczytałem 🙂 Ujmę to tak, jeśli ktoś wierzy, że rzeczywistość wygląda tak jak widzi ją autor recenzji to powodzenia, może żyje w jakimś antyutopijnym miejscu na ziemi, którego na całe szczęście nie dane mi było zwiedzić, a że wiele już widziałem to musi się to miejsce skrywać w jakimś mrocznym i skrytym zakątku świata 😉
„Typowy “Polak” jest ekspertem w każdej dziedzinie i ma zdanie na każdy temat ? ”
Aha, czyli to, co dopiero co uznaliśmy obaj za subiektywne odczucie nagle okazuje się być dziedziną ekspercką gdzie tylko fachowcy mogą się wypowiadać? Czyli o tym jak się postrzega naszą rzeczywistość mogą mówić jedynie eksperci. Ciekawy zwrot.
„A może po prostu naoglądałeś się filmów Smarzowskiego, nasłuchałeś/naczytałeś historii o trudnej młodzieży”
Nie.
„masz złe doświadczenia ze szkoły, a na podstawie tego wszystkiego wyrobiłeś sobie zdanie o świecie i ślepo w to wierzysz.”
Nie, mam całkiem dobre, ale nie byłem wytykany palcami jak bohater filmu. Widziałem natomiast los dzieci za wysokich, za grubych, w okularach, z jakąś widoczną wadą postawy, z wadą wymowy, jąkaniem czy nawet czymś tak prozaicznym jak rzadko spotykane imię.
Zdanie o świecie wyrobiłem sobie na podstawie 30+ lat obserwacji i własnych doświadczeń. Śmiem twierdzić, że to całkiem sporo. Nie wspominam już nawet, że to nie jest kwestia wiary.
„Bawi mnie najbardziej zdanie, że świat w filmie został przedstawiony utopijnie. Nieuważnie oglądałeś, a raczej po kilku scenach wyrobiłeś sobie takie zdanie i resztę oglądałeś już pod wyrobioną tezę.”
Wręcz przeciwnie, dopiero rozwiązanie wątków tak naprawdę zrobiło z tego świata utopię. Przyjaciółka udaje chorobę, żeby Via mogła zagrać rolę życia przed rodzicami i na koniec wszyscy się tulą i kochają. Aha. To samo szkolni chuligani, którzy nagle w sekundę zrozumieli, że byli źli dla Auggiego i pobiegli mu pomóc. To wszystko bardzo realistyczne, jak z życia wzięte.
„Zgaduję też, że nie jesteś pedagogiem”
Nie jestem.
„i wiele doświadczenia z pracą z dziećmi nie masz, bo takie zdanie o szkole podstawowej to jedna z zabawniejszych rzeczy jakie ostatnio przeczytałem”
Co w tym zabawnego?
„Nie, mam całkiem dobre, ale nie byłem wytykany palcami jak bohater filmu. Widziałem natomiast los dzieci za wysokich, za grubych, w okularach, z jakąś widoczną wadą postawy, z wadą wymowy, jąkaniem czy nawet czymś tak prozaicznym jak rzadko spotykane imię.”
Czyli według ciebie w filmie powinni się non stop naśmiewać z chłopaka, a rodzice go pocieszać i mówić, że taki jest świat? Filmy familijne mają za zadanie pokazywać odpowiednie zachowania, by dzieci mogły je naśladować. A tak na marginesie to współczuję ci szkoły, ale na tylko udowodniłeś, że na podstawie własnych doświadczeń oceniasz cały świat. W klasie siostrzeńca mojej koleżanki jest chłopczyk z poparzoną połową twarzy i jest oczkiem w głowie całej klasy jak chłopak z filmu pod koniec opowieści. Zresztą, nawet w filmie pod koniec jest pokazane, że chłopcy z innej szkoły się naśmiewają z dzieciaka, więc widz wie, że nagle cały świat go nie pokochał, a jedynie środowisko w szkole go w końcu zaakceptowało. I gdzie ta utopia?
„Przyjaciółka udaje chorobę, żeby Via mogła zagrać rolę życia przed rodzicami i na koniec wszyscy się tulą i kochają. Aha.”
Przyjaciółka od wielu lat traktowała dzieciaka jak brata, a w okresie dojrzewania uświadomiła sobie, że w domu czeka na nią tylko pijana matka, a Via ma w kochającą rodzinę. Uświadomiła sobie, że wstydzi się swojej rodziny i ze wstydu odcięła się od koleżanki. W dalszej części filmu widziała szczęśliwą rodzinę koleżanki i zatęskniła za nią oraz za dzieciakiem, którego traktowała jak brata. Zdobyła się na oddanie roli, by przeprosić koleżankę i móc naprawić przyjaźń i znów stać się częścią życia tych ludzi, którzy byli dla niej zawsze bliscy. Udało się. Gdzie tu utopia?
„To samo szkolni chuligani, którzy nagle w sekundę zrozumieli, że byli źli dla Auggiego i pobiegli mu pomóc.”
To było już pod koniec filmu, gdy większość szkoły już zaakceptowała dzieciaka. „Chuligani” stanęli przed decyzją – stanąć po stronie innych złych dzieciaków z całkiem innej szkoły czy po stronie dzieciaka z ICH szkoły, który jest już w ich szkole powszechnie lubiany. To pozwoliło im w końcu się przełamać i przejść na jasną stronę mocy. Mieli to tam analizować dłużej niż sekundę? xD
„To wszystko bardzo realistyczne, jak z życia wzięte.”
Sam obraz amerykańskiej rodziny i szkoły jest wyidealizowany jak to w ich filmach, ale właśnie te małe rzeczy są realistyczne i stanowią siłę tej opowieści.
„Co w tym zabawnego?”
Zabawne jest to, że szkołę podstawową uważasz za najgorszą i gorszą od liceum. Najmłodsze dzieci początkowo sobie dokuczają, ale szybko zaczynają trzymać się razem i są bardziej tolerancyjne od dorosłych. Od (dawniej) gimnazjum się zaczyna zabawa wraz z dojrzewaniem. Ale jak takie rzeczy trzeba tłumaczyć… to wychodzą później takie recenzje.
„Czyli według ciebie w filmie powinni się non stop naśmiewać z chłopaka, a rodzice go pocieszać i mówić, że taki jest świat? ”
Nie.
„udowodniłeś, że na podstawie własnych doświadczeń oceniasz cały świat”
Przepraszam, od jutra będę oceniał świat na podstawie doświadczeń innych ludzi 🙂
„W klasie siostrzeńca mojej koleżanki jest chłopczyk z poparzoną połową twarzy”
A nie, to spoko. Jak w tej klasie z tym chłopczykiem tak było to tak jest wszędzie, a te dramatyczne raporty np. o przemocy w gimnazjach swego czasu to wszystko bujda.
„Zabawne jest to, że szkołę podstawową uważasz za najgorszą i gorszą od liceum.”
Nie za najgorszą tylko za bardziej nieprzyjazną i surową niż to pokazano w filmie.
„Ale jak takie rzeczy trzeba tłumaczyć… to wychodzą później takie recenzje.”
Taki świat, recenzje są nieobowiązkowe do czytania. Poza tym polecam pierwszy z brzegu artykuł w googlu, pewnie same kłamstwa 🙂
http://wyborcza.pl/1,76842,15514545,Pedagog_badala_przemoc_w_gimnazjach__Dziecinstwo_konczy.html
Nie wyświetla mi się przycisk, by odpowiedzieć pod ostatnim postem, więc muszę odpisać tutaj.
„Nie za najgorszą tylko za bardziej nieprzyjazną i surową niż to pokazano w filmie.”
” Poza tym polecam pierwszy z brzegu artykuł w googlu, pewnie same kłamstwa ”
Ja rozumiem już jaki masz stosunek do świata i zdanie na jego temat. Nie wnika to, każdy ma prawo do swojej opinii. Ale nadal masz pretensje do filmu, że jest bajką, a nie dramatem (film familijny to gatunek bliższy bajkom niż normalnym filmom). Film odniósł sukces i zdobył świetne recenzje, bo mimo bycia filmem familijnym (czy też wg ciebie bajką, na jedno wychodzi) to wpleciono w scenariusz również wiele życiowych drobiazgów dzięki czemu ogląda się go dobrze nawet jako film obyczajowy. Masz pretensje o zbyt cukierkowe przedstawienie świata, twoja sprawa. Nie dojdziemy do porozumienia, bo mamy inne doświadczenia i inne zdanie. Ale to, że nie rozumiesz konwencji takich filmów i w ogóle tego gatunku dyskwalifikuje cię jako recenzenta. Masz rację, że recenzje nie są obowiązkowe do czytania, ale skoro już przeczytałem to miałem prawo wyrazić swoją opinię na ten temat i nic więcej już do dodania nie mam. Napisałeś swoje odczucia na temat filmu, którego nie zrozumiałeś i miałeś pretensje, że kwadrat jest kwadratowy, a nie okrągły.
Filmweb 7,9/10 na 23 tys głosów.
Imdb 8,0/10 na 41 tys
rotten tomatoes 85% // 89%
Jasne, recenzenci i widzowie mogą się mylić. Cały świat może się mylić, a ty jako jeden z niewielu masz rację i film jest 5/10 itp. Twoja opinia, twoja sprawa. Ale jak to już jest recenzja to inna sprawa, bo przekonujesz ludzi, że film jest taki i taki. A w tej recenzji przekonujesz, że bardzo dobry film jest co najwyżej średniakiem. Ja recenzentem nie jestem i nie mam dobrego pióra, więc się na argumenty silił już nie będę. Jak ktoś przeczytał recenzję i uznał, że nie warto to polecam poczytać inne recenzje w necie. Pozdro 😉
„Ale to, że nie rozumiesz konwencji takich filmów i w ogóle tego gatunku dyskwalifikuje cię jako recenzenta.”
To, że ty uważasz, że nie rozumiem konwencji takich filmów nie znaczy, że nie rozumiem konwencji takich filmów. Chyba, że podasz mi sztywną definicję konwencji i wtedy możemy za pomocą „konwencjometra” dokładnie umieścić film na skali przesłodzenia. Wtedy przyznam się do błędu.
„którego nie zrozumiałeś”
Tak, bo to był typowy film z trudną, wielowarstwową fabułą, której nie zrozumiałem i dlatego się czepiam. Druga „Zaginiona autostrada” wręcz.
„Twoja opinia, twoja sprawa. Ale jak to już jest recenzja to inna sprawa”
Piękne. To w zasadzie jest sedno naszego sporu i sam lepiej bym tego nie ujął. Recenzja to przecież subiektywna analiza i ocena utworu czyli tak naprawdę opinia, która zawiera jeszcze argumenty na poparcie. Chyba, że jest jakaś zasadnicza różnica między opinią, a recenzją, o której nie wiem. Jakbym wrzucił to na FB, na walla gdzie mam (załóżmy) 800 znajomych to jeszcze opinia czy już recenzja?
Ty po prostu uważasz, że:
„A w tej recenzji przekonujesz, że bardzo dobry film jest co najwyżej średniakiem.”
Według mnie jest średniakiem, to co mam zrobić? Przekonywać innych (i siebie), że jest bardzo dobry? Bo tobie się podobał? Bo ma dobrą średnią na RT? Wtedy byłbym ok?
A co do mojego tekstu: nigdzie nie zniechęcam ludzi do obejrzenia, a czytanie innych recenzji zawsze polecam. Jak ktoś tylko i wyłącznie na podstawie moich tekstów dobiera repertuar to robi źle. Zawsze warto poznać kilka-kilkanaście opinii, najlepiej zróżnicowanych.
Pozdro!
Poważnie, fajnie by się tak ciągnęło dyskusję w nieskończoność, ale to nie ma sensu. Obaj mamy inne obowiązki. O filmie też szczegółowo pewnie nie pogadamy, po pewnie niewiele już z niego pamiętasz jeśli raz go oglądałeś jakiś czas temu.
Zadajesz mi pytania już tak konkretnie pod prowokację, bo przecież nie będę ci tu pisał wypracowań.
Czym się różni opinia od recenzji? Pierwszy wynik z googla: http://www.whysosocial.pl/2015/03/czy-opinia-jest-recenzja.html
Trochę krzywdzący, bo wychodzi z niego, że ta cała twoja recenzja to jednak opinia, ale już mniejsza z tym 😉
„Zawsze warto poznać kilka-kilkanaście opinii, najlepiej zróżnicowanych.”
W czymś się zgadzamy, więc idealna puenta.
„Blogerze! Ty w ten sposób krzywdzisz i oszukujesz swoich czytelników! Oni Ci ufają i gdy się wypowiadasz w danym temacie, to spodziewają się, że masz odpowiednią wiedzę. Nie. Nie jesteś znawcą kina jak Tomek Raczek bo gówno wiesz i gówno w życiu widziałeś.”
Zacny ten link, dzięki.