Dzisiaj chciałbym Wam zaprezentować interesującą propozycję na luźny, wakacyjny, upalny/burzowy (niepotrzebne skreślić) wieczór. Zwłaszcza, jeśli lubicie porządnie pokręcone thrillery psychologiczne, które trzymają w napięciu niemal od początku seansu aż do sceny finałowej – „Split” może okazać się naprawdę dobrym pomysłem.
Omawiany film, to najnowsze dzieło niespełnionego dziecka Hollywood – M. Night Shyamalana, który wciąż nie potrafi ustabilizować swojej reżyserskiej formy. Nie może się zdecydować, czy jest jeszcze twórcą z potencjałem na wielkość, czy jednak osiadł już na nizinach przeciętności i tanich chwytów.
Na szczęście, śmiało można powiedzieć, że „Split” należy do jego najlepszych produkcji.
Pamiętacie internetową plotkę-informację, która rozeszła się w 2014 roku, o tym że DiCaprio w celu zdobycia upragnionej statuetki Oscara ma zamiar pojawić się w roli człowieka o 24 osobowościach? Ile by nie było w niej urban legend, a ile ironicznych podśmiechujek, film takowy powstał, a w głównej roli nie wystąpił uhonorowany w międzyczasie przez Akademię Leo, tylko James McAvoy.
I tutaj trzeba powiedzieć jasno, że jego kreacja jest zdecydowanie najmocniejszą stroną filmu. Jest po prostu fenomenalny: plastycznie zmienia twarz z wprawą Jima Carrey’a za najlepszych czasów, umiejętnie operuje mową ciała, językiem, a także tonem głosu. Świetna robota, która zdecydowanie nadaje się do uhonorowania we wszelkich możliwych przeglądach, z Oscarami włącznie.
Problem ze „Split” polega jednak na tym, że tę wymagającą i wielopłaszczyznową kreację reżyser wcisnął do skazanego na niepoważne traktowanie thrillera, który sprawa wrażenie egzemplifikacji przysłowiowego, polskiego marca. Innymi słowy – w tym filmie jest jak w garncu. Raz na wierzch wychodzi intrygujący bohater ze swoimi tożsamościami, które stanowią paczkę forrestgumpowskich czekoladek – co scena, to nie wiadomo jaki „klient” się trafi.
Innym razem wałkowany jest oklepany motyw porwania trzech młodych dziewczyn, które stając w obliczu śmiertelnego zagrożenia znajdują czas na przyjacielskie pogaduchy, kilka spazmatycznych kłótni oraz kilka godzin paniki. Nie znajdują natomiast ani jednego logicznego pomysłu na wyjście z sytuacji kryzysowej.
Potem, na ten przykład, jedna z głównych bohaterek porusza w swoim wywodzie wątki metafizyczno-filozoficzno-psychologiczne, podważając przy tym ustalenia współczesnej psychiatrii. Jej bohaterka jest niczym wyjęta z krojonego pod Oscarową Galę melodramatu – postawą uosabia naturalną ludzką chęć niesienia pomocy, naiwność przykrywa gołębim sercem, a ostatecznie – rzecz jasna – pada ofiarą własnych nadziei.
Jakby tego było mało, całość kończy się sprytną klamrą rodem z komiksowych ekranizacji Marvela, sugerując tworzenie przez Shyamalana zupełnie nowego, autorskiego uniwersum… Nie chcę jednak zdradzać żadnych detali na temat fabuły filmu, bo obawiam się, że mógłbym zepsuć seans potencjalnym zainteresowanym. A obejrzeć „Split” zdecydowanie warto. Pomimo dziwactw Shyamalana, całość jest zrealizowana bardzo sprawnie, udekorowana jest znakomitą muzyką i zdjęciami – ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Pod względem zaangażowania widza w opowiadaną historię – film spełnia swoje zadanie w stu procentach.
Problem polega na tym, że nie wiadomo za co się zabrać i jak to oceniać, chociaż – przyznaję – całość trzyma w napięciu od początku do końca. Ostatecznie, po jakimś czasie od seansu, w głowie pozostał mi jednak przede wszystkim element ostatni – interesująca, choć niepotrzebnie siląca się na powagę wariacja, może nawet świadomy pastisz, oferujący odmienne spojrzenie na superbohaterów w kulturze popularnej.
Pomimo znacznych walorów produkcji, nie potrafię przejść obojętnie nad nieuczesaniem autora, który chyba zbyt często chciał zwodzić widza lawirując scenariuszem po zbyt wielu wątkach i gatunkach filmowych.
Udało się połowicznie, co staje się już trochę firmowym znakiem twórcy „Szóstego zmysłu” i „Osady”. Powinna być szósteczka, ale za rewelacyjną robotę McAvoy’a po prostu musi być punkt wyżej.
Split (2016)
-
Ocena Pquelima - 7/10
7/10
Bardzo dobry, fajnie ze fsgk zwraca uwage na takie filmy. Chyba nie grali go w polskich kinach, a to jeden z lepszych thrillerow ostatnich lat.
Ocena troche za niska, ale recenzent ma swoje racje i rozumiem argumenty. Jednak dla mnie minimum 8.
tolkien, musiało Ci coś umknąć, ponieważ Split był grany w polskich kinach – między innymi w Heliosie. W ten sposób go z resztą obejrzałem.
Sam film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przez prawie dwie godziny trzyma w napięciu (ani razu nie spojrzałem na zegarek, nie mogłem oderwać oczu od McAvoya, to czapki z głów. Gość wymiótł). Jeśli wybaczy mu się kilka naiwności, o których wspomniał Pquelim, to otrzymujemy kawałek solidnego thrillera.
Co do lawirowania wątkami i zabawy formą, to wydaje mi się, że z Shyamalanem jest tak, że albo to kupujesz albo nie.
Osobiście dorzuciłbym oczko wyżej, bo te 7/10, to trochę za mało, ale ogólnie się zgadzam.
Pquelim, nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że ten projekt z DiCaprio, to ma być (miał być?) zupełnie inna historia.
trudno powiedzieć, mnie się wydaje że to była bardziej taka plotka o charakterze viralowym. Faktycznie, po necie krążyło co najmniej kilka wersji plotek o DiCaprio, przypominam sobie jakąś rolę żydowskiego psychiatry ze schizofrenią. Temat do sprawdzenia.
Wspomniałeś o wspólnym uniwersum z innym filmem Shyamalana, ale nie podałeś detali. No cóż, ja się spoilerów nie wstydzę, więc powiem to wprost. Zakończenie Split sugeruje, że akcja toczy się w uniwersum „Niezniszczalnego” (który – nawiasem mówiąc – jest moim ulubionym filmem tego reżysera). Co więcej, sequel do „Niezniszczalnego” jest już w produkcji. Film nosi tytuł „Glass” i obok Bruce’a Willisa i Samuela L. Jacksona występuje w nim właśnie James McAvoy.
http://www.imdb.com/title/tt6823368/
Będzie kupa śmiechu, gdy okaże się, że Shyamalan zrobił ciekawszy „shared universe” dla superbohaterów niż DC.
A jeśli ktoś jeszcze nie widział „Niezniszczalnego”, to gorąco polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=usRUbT_8G4k
Tak po przeczytaniu artykułu miałem ochotę obejrzeć film, ale nie jakoś mi było spieszno. Ale jeżeli rzeczywiście ma wspólne uniwersum z Niezniszczalnym i do tego ma związek z następną jego częścią to muszę to zobaczyć koniecznie i to w ekspresowym tempie.
Wielkie dzięki, że o tym wspomniałeś, po prostu pewne filmy pozostawiają zbyt wiele emocji aby przejść obojętnie obok ich następców. Tak właśnie wspominam jedyny film o superbohaterach, który sprawił, że nie wyrzucam tego tego gatunku do kosza. Bo niestety X-men po pierwszej części doczekał się tyle fatalnych odsłon, że ciężko mi wierzyć, że coś dorówna jedynce. Mam wielką wiarę w to, że z Niezniszczalnym tak nie będzie.
Ha, wygląda na to, że MNS jest tutaj bardziej znany, niż zakładałem 😉
Unbreakable to jeden z najbardziej udanych filmów MNS. W ogóle ten pan jest bardzo dziwnym reżyserem, pomimo wielu nieciekawych wpadek w karierze, jednak jakoś „na raty” udało mu się odeprzeć zarzuty, że jest więźniem swojego pierwszego sukcesu.
Mimo to, „Szósty zmysł” wciąż pozostaje jego najlepszym filmem, konkurencja jednak nie jest duża. Naprawde udane można policzyć na palcach jednej ręki, a „Split” należy do czołówki. No bo, co jeszcze – do „Osady” nie dam się przekonać, „Znaki” to było rozczarowanie. Fatalne „After Earth” dokopali jeszcze aktorzy, „Zdarzenie” to zwykła papka.
Z drugiej strony – MNS czego się nie dotknie, to pozostawia w nim swój ślad. Jest wyrazisty. Nawet jak robił średniaki, to coś w nich było.
Przyznam się, że jakimś szczególnym fanem nie jestem. Po prostu oglądałem 4 jego filmy, które są bardziej znane/miały pozytywne opinie. Więc tak jak jestem ogromnym fanem Szóstego Zmysłu i Niezniszczalnego, tak Osada też mnie nie przekonała, chociaż trzeba przyznać, że pomysł ciekawy, ale tego wszystkiego było jakby za dużo i zbyt dziwne to wszystko się okazało.
„Glass” zapowiada się apetycznie, ale ja jednak będe studził nastroje – to wciąż Shyamalan, ryzyko rozczarowania jest większe niż zwykle 🙂 poza tym budżety mogą pokazać rożnicę.
DC jest w ślepej uliczce, fatalnie rozplanowali i filmy, i wykonawców.
Zresztą, mam takie wrażenie, że niedługo cały ten format się wyczerpie. Taka logika rynku.
oho, dzięki za ten film, na pewno obejrzę
Nie ma wyjścia, po prostu musicie przeczytać książkę pt. „Billy Milligan” Daniela Keyesa (tego od „Kwiatów dla Algernona”, nota bene również ekranizowanych, ze zmiennym szczęściem). Bo to na jej podstawie miał powstać film o człowieku z syndromem osobowości wielorakiej. I szkoda, że zrobiono z tego jakiś thriller.
historia Billiego Milligana jest chyba najsłynniejszym przypadkiem osoby o rozszczepionej osobowości („multiple personality disorder), rozsławiona została przez wspomnianą przez Ciebie książkę Keyesa.
Polecam zarówno zapoznać się z historią tego nieszczęśnika/kryminalisty, jak również wielokrotnie nagradzaną powieść, która jest łatwo dostępna na polskim rynku. Ostatnio widnieje jako „Człowiek o 24 twarzach”, tytuł orginału „The minds of Billy Milligan”.
W „Split” nie ma wzmianek o tych inspiracjach, fabuła filmu też nie ma wiele wspólnego z biografią Milligana. Zgadza się właściwie tylko liczba osobowości – 24. Podejrzewam więc, że jego przypadek został po prostu wykorzystane jako ambitny punkt wyjściowy. Reżyser sprostał, chociaż głównie w zakresie niezobowiązującego thrillera.
Zgadza się, po prostu zaczerpnięto sam motyw, choć Keyes podobno dogadał się co do ekranizacji BM ale nie podano nigdy bliższych szczegółów. Być może kiedyś się jej doczekamy, bo jest fascynująca (nawet jeśli nie jest się neuropsychologiem :).
to może być odpowiedź na kwestię, o której pisał ffsamp powyżej. ktoś coś pomylił, realizacja tamtego projektu nawet nie ruszyła, a Shyamalan wziął i zrobił swój film. Szmytek.
Z trzech nastolatek to tylko dwie zachowują się jak 'welcome idiots’ z amerykańskich horrorów, trzecia jest ciekawsza. McAvoy dobry, ale mając TAKĄ postać można było wyciągnąć więcej. W czasie seansu tęskniłem do plotki o Leo. Końcówki nie kupiłem, w ogóle nie ta bajka.
Film- 6/10, recenzja- 8/10 🙂
„Podstarzała terapeutka dr Karen Fletcher (Betty Buckley – z lewej)”
no i dlaczego kłamiesz?
z tej drugiej lewej 😛
film obejrzany? jak wrażenia?
może być, ale jeszcze tego samego dnia obejrzalem inny film z tym samym aktorem w roli glownej(brud) i mi sie duzo bardziej spodobal
Filth – dam znać, jak nadrobię.
McAvoya polecam jeszcze w Trance (2013) Danny’ego Boyle’a, oraz w miniserialu State of Play z 2003 – serial jest lepszy od filmowej wersji z Russelem Crowe’m i Benem Affleckiem z 2009, która zreszta też jest warta obejrzenia.