Banshee (sezony 1-4)

Na ten względnie stary serial wpadłem ostatnio zupełnie przez przypadek, ale absolutnie tego nie żałuję, już dawno żaden projekt tak mnie nie wciągnął i nie sprawił mi takiej frajdy. Tytułowe Banshee jest typowym amerykańskim miasteczkiem w Pensylwanii. I jak przystało na „typowe miasteczko” jest w nim absolutnie wszystko: farma amiszów, rezerwat Indian wraz z plemiennym kasynem, neo-naziści, baza amerykańskiej piechoty morskiej, kartele narkotykowe, ukraińska mafia, a nawet sataniści. Miejscami jest do bólu sztampowo, do bólu naiwnie, ale moim zdaniem naprawdę warto się tam wybrać. Będzie to emocjonująca podróż.

Wszystko zaczyna w chwili, gdy po piętnastu latach odsiadki, z więzienia wychodzi pewien mężczyzna (świetna rola Antony’ego Starra – czyli Ojczyznosława z The Boys). W wyniku zbiegu okoliczności trafia do Banshee i jest świadkiem śmierci Lucasa Hooda, który miał objąć urząd lokalnego szeryfa. Wpada więc na genialny pomysł podszycia się pod stróża prawa. Brzmi niedorzecznie? Spokojnie, to dopiero początek szalonej jazdy.

Trup ściele się gęsto, a krew na rękach mają niemal wszyscy uczestnicy wydarzeń. Świetne, brutalne sceny walk to doskonała wizytówka tego serialu. Jako że mamy do czynienia z „typowym miasteczkiem” musi tu być lokalny boss, który skorumpował niemal wszystko. Jest absolutnie bezkarny i pociąga za wszystkie sznurki. Kapitalnie zbudowana, totalnie niejednoznaczna postać eks-amisza Kaia Proctora to mały majstersztyk. Oglądając jego działania niemal cały czas miałem “Janusz Tracz vibe”, ale trzeba oddać twórcom, że rzadko kiedy jakaś produkcja ma tak skomplikowany czarny charakter.

Wspominałem naiwności fabularne? OK, jest tego cała masa. Wystarczy wspomnieć, że „szeryf Hood” jako recydywista wcale nie unika kłopotów i rozgłosu, a jakoś nikt go nie demaskuje. Liczba niedorzecznych zbiegów okoliczności jest zatrważająca. Nikt nawet nie stara się udawać, że istnieje jakiekolwiek prawo i porządek. A jednak, jeśli przymknie się choć trochę na to oko, to można czerpać niesamowitą frajdę z perypetii fałszywego Lucasa Hooda i jego przyjaciół oraz podwładnych. Nie chcę psuć spojlerami psuć ewentualnej zabawy, ale – mówiąc kolokwialnie – “dzieje się”. Niemal każdy odcinek kończy się cliffhangerem, który sprawi, że po prostu trzeba będzie natychmiast obejrzeć kolejny epizod. Przez kilka dni mocno zżyłem się z mieszkańcami Banshee, mocno przeżywałem ich odejścia, zwłaszcza jedna śmierci mną wstrząsnęła i czułem się z nią mocno niefajnie. I tylko postać Carrie, głównej żeńskiej bohaterki niemal nieustannie mnie irytowała. Jej zachowanie, jej przeświadczenie, że wszystko jej się należy, że ona nie popełnia błędów, tylko wszystko jest winą ludzi dookoła – to dość męczące.

Pierwsze dwa sezony serialu mocno kręcą się wokoło historii ukraińskiego gangstera o przydomku „Królik”, ale nawet gdy przestaje on już być ważny dla fabuły, akcja wcale nie zwalnia. Trzeci sezon to ciągła jazda bez trzymanki, fałszywy szeryf znajduje sobie kolejnych wrogów, zamieniając przy tym senne miasteczko w teatr ulicznych wojen z ogromną ilością broni maszynowej w tle. Brutalność nadal jest nieodzowna, a scenarzyści coraz częściej całkowicie puszczają wodze fantazji. I wreszcie przechodzimy do sezonu czwartego, w którym pierwszy raz mamy do czynienia z prawdziwym, dużym, kryminalnym śledztwem, z plot twistami i zaskakującym zakończeniem. Szkoda tylko, że jest to sezon najkrótszy.

Banshee to serial trudny do oceny. Bo niby można powiedzieć o nim, że jest tak nieprawdopodobny i pełen tanich chwytów, że całkowicie go to dyskwalifikuje. A jednak nie potrafiłem zbyt długo skupiać się na minusach, bo doskonale bawiłem się przez 90% czasu trwania wszystkich odcinków, a kiedy już wszystko się skończyło, poczułem niewielką pustkę i tęsknotę. Jak to nie będzie już więcej wycieczek do Banshee? Polecam z całego serca, choć zdaję sobie sprawę, że wielu osobom może on nie podejść. Bo jest to produkcja bardzo, bardzo specyficzna. Ale warto dać jej szansę.

-->

Kilka komentarzy do "Banshee (sezony 1-4)"

  • 28 grudnia 2023 at 22:23
    Permalink

    O wow takiej recenzji się tutaj nie spodziewałam, bardzo miła niespodzianka. Świetny serial, uwielbiam go, kiedy oglądałam go po raz pierwszy to bardzo szybko stał się jednym z moich ulubionych seriali. Nie zgodziłabym się ze stwierdzeniem że to jest stary serial, no bez przesady. Oglądając go szybko się w niego wciągnęłam i zachwycił mnie, duża zasługa w tym głównego bohatera, bo ma charakter, niesamowitą charyzmę i jest czarujący,do tego piekielnie przystojny, trochę łobuz i nie cacka się tylko działa, nie boi się tego działania. Ale serial nie tylko stoi jednym bohaterem, bo jest w nim cała gama barwnych, charyzmatycznych postaci, każdy znajdzie coś dla siebie, coś miłego dla oka. Tak jak Banshee ma świetnego głównego bohatera tak samo ma świetny czarny charakter i nie mówię tu o “Króliku” a o Kaiu Proctorze, który króluje tutaj zaraz obok głównego bohatera. Dla mnie i tak największą zaletą Banshee jak i największą ozdobą aktorską jest główny bohater i aktor który go odgrywa czyli Antony Starr, jest fantastyczny w swojej roli. Jeśli chodzi o sezony to 1 i 2 uważam że są genialne, 3 jest odrobinę gorsza, no i nastaje 4 sezon z nim mam największy problem, bo uważam że jest niestety najsłabszy ze wszystkich. Ogólnie uważam że serial warto obejrzeć. Fajna historia, ciekawi pełnokrwiści bohaterowie, ciekawe zwroty akcji, dużo akcji i trochę humoru, to wszystko jest w Banshee, jeśli ktoś chce odwiedzić to miasteczko to właśnie to tam znajdzie i wiele więcej. Polecam serial bardzo mocno:).

    Reply
    • 29 grudnia 2023 at 07:56
      Permalink

      Od pierwszego sezonu minęło trochę ponad 10 lat. Praktycznie powtórzyłaś niemal wszystko co napisałem w recenzji. Kai Proctor aka amerykański Janusz Tracz (nie mogę się pozbyć z głowy tego porównania, przepraszam) to jeden z najlepszych niejednoznacznych czarnych charakterów jakie widziałem. Sezon 4 jest naprawdę niezły choć jest całkiem inny niż poprzednie, zmieniono tu mocno konwencję, ale ja bawiłem się przy nim doskonale.

      Reply
      • 29 grudnia 2023 at 09:37
        Permalink

        “Praktycznie powtórzyłaś niemal wszystko co napisałem w recenzji”
        Z tym też się nie mogę zgodzić, napisałam zupełnie co innego. Najpierw pisałam komentarz a dopiero pózniej czytałam recenzje. Nie muszę powtarzać po kimś jak papuga zawsze mam swoje zdanie.

        Reply
        • 29 grudnia 2023 at 09:41
          Permalink

          Serio? Nie o to mi chodziło. Przykro, że tak to zrozumiałaś 😢.

          Reply
          • 29 grudnia 2023 at 10:19
            Permalink

            Co serio? Że najpierw pisałam komentarz a potem czytałam recenzje,tak serio. Że mam swoje zdanie, tak też serio. Najpierw w recenzji patrze na ocenę, zawsze jej jestem najbardziej ciekawa, potem jeśli serial mnie interesuje pisze komentarz, w przypadku Banshee serial znam bardzo dobrze więc nie musiałam najpierw czytać recenzji. Napisałam o swoich odczuciach względem serialu, tego jak go widzę. Mnie 4 sezon się zbytnio nie podobał, uważam że jest gorszy od pozostałych, ale to w żadnym razie nie skreśla w mojej opinii serialu który cały czas pozostaje w gronie moich ulubionych. Co do Kaia Proctora to uważam go za świetny czarny charakter w Banshee, a nie że postrzegam go tak że jest najlepszym czarnym charakterem ze wszystkich czarnych charakterów które widziałam w różnych serialach.

            Reply
        • 29 grudnia 2023 at 09:54
          Permalink

          Ucieszyłem się że ktoś myśli o tym serialu podobnie jak ja. Podejrzewałem że komentarz powstał przed lekturą co nie wyklucza tego co napisałem. Oczywiście źle ubrałem to wszystko w słowa, moje zdanie miało być pozytywne, a przez przypadek poczułaś się przez nie obrażona(?). No cóż popełnianie gaf to jak widać moja specjalność. Przepraszam.

          Reply
          • 29 grudnia 2023 at 10:28
            Permalink

            Spoko nic się nie stało, nie jestem obrażona, widocznie zle to odebrałam. Chciałam tylko napisać jak ja to widzę. Miło że postrzegamy serial podobnie, zawsze miło jest się z kimś zgadzać:).

            Reply
  • 29 grudnia 2023 at 03:54
    Permalink

    Brutalność jest tam dla brutalności? Czy jest tam jakaś miara? :p

    Reply
    • 29 grudnia 2023 at 08:01
      Permalink

      Brutalności jest po prostu elementem tego świata. Niemal każdy tu jest mniejszym lub większym zbirem. Jest dużo krwi, dużo bójek na gołe pięści, kilka osób dosłownie traci głowę, ale nie wydaje mi się by jakoś specjalnie z tym przesadzono.

      Reply
  • 29 grudnia 2023 at 23:55
    Permalink

    Czytając recenzję miałem wrażenie jakby jej autor pisał o jakiejś kolejnej części GTA (to w żadnym razie nie krytyka). Czy to uzasadnione skojarzenie?

    Reply
    • 30 grudnia 2023 at 00:30
      Permalink

      Nigdy nie grałem w żadne GTA, także nie pomogę.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków