FilmyRecenzje Filmowe

Znachor (2023)

Jest w Polsce kilka świętości, których dla własnego dobra nie powinno się ruszać. Adam Małysz, Tadeusz Sznuk, Maryla Rodowicz, schabowy z ziemniakami oraz film „Znachor” z 1982 roku z Jerzym Bińczyckim w tytułowej roli. Dlatego kiedy Netflix ogłosił, że planuje stworzyć remake arcydzieła Jerzego Hoffmana, na wielu padł blady strach. Słyszeliśmy liczne oskarżenia, co do niecnej natury serwisu streamingowego i wielu marnej jakości produkcji, które ukazały się pod jego auspicjami. Jak miał wyglądać „Znachor” od Netfliksa? Wielu zapowiadało, iż cała fabuła zostanie diametralnie przerobiona, aby uderzyć w aktualne społecznie tony. Żartowano, że po odejściu żony profesora Wilczura, bohater wda się w romans z młodym studentem medycyny z Afryki. Ludzie nie zaakceptują związku Wilczura, zaczną się prześladowania. Profesor zostanie napadnięty i straci pamięć. 15 lat później nastoletnia Marysia trafi do małego miasteczka, gdzie szybko zakocha się bez pamięci w młodej hrabiance Czyńskiej, łamiąc serce zazdrosnej córce rymarza. Na końcu profesor rozpozna swojego byłego kochanka, film zakończy się sceną radości dwóch par. Amen.

Ale oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Więc jaki tak naprawdę jest więc film „Znachor”? Udany, godny, nieszargający pamięci swojego znakomitego poprzednika. Owszem, zmian fabularnych jest sporo, ale fundamentalnie film jest nadal tą samą opowieścią. Do tego zrealizowaną ze sporym znawstwem rzemiosła. Od strony technicznej naprawdę trudno podnieść jakiekolwiek zarzuty. Zdjęcia czy scenografia nie pozostawiają wiele do życzenia, małe miasteczko oddane dobrze, tak samo wiejskie zabudowy. Czuć klimat II RP, nic nie zostało popsute, a przecież – patrząc na wiele innych produkcji Netfliksa – zepsuć można było wiele. Doskonała jest oprawa muzyczna (odpowiada za nią bodajże zespół „Tulia”), która tylko podkreśla świetny klimat. Aktorstwo, jak na polski film jest zaskakująco wręcz dobre. Maria Kowalska jako Marysia to niewątpliwe odkrycie. Lichocie może i daleko do Bińczyckiego, ale naprawdę daje rade i kreuje profesora Wilczura całkowicie po swojemu. Jego Kosiba mimo amnezji jest dużo pewniejszy siebie, nieunikający pomocy, nieukrywający swojego talentu. Czasami jest to delikatny zgrzyt. Cosik mi nie gra mi kiedy Znachor zakłada elegancką kamizelkę, lub układa sobie idealną fryzurę.

Ciekawie wyglądają też zmiany względem filmu z 1982 roku. Przede wszystkim relacja Wilczura z Dobranieckim, ale również relacja Kosiby z Zośką, która stoi w opozycji do jego związku z żoną. Ortodoksyjnym fanom filmu Hoffmana może to nie przypaść do gustu, ale fabularnie ma spory sens. Nie znaczy to oczywiście, że udało się wszystko. Z minusów warto wspomnieć lekko przerysowanie-infantylna rola hrabiego Czyńskiego. Nie przekonują mnie także pani hrabina i jej mąż, w tych postaciach nie ma za wiele prawdy, nie ma za wiele życia.

Pozostaje kwestia ładunku emocjonalnego. Moim zdaniem w kilku scenach nie udało się oddać tego, co tak świetnie zrobił Hoffmana. I nie chodzi mi tutaj o moment rozpoznania, bo on, mimo zmian, jednak zadziałał. Ale – nie zdradzając fabuły i jej zwrotów – mogę powiedzieć, że w kilku miejscach „Znachor” z 1982 okazał się sprawniejszym wyciskaczem łez. Co nie znaczy, że nowy „Znachor” jest filmem jednoznacznie gorszym. Poza tym nie wiem, czy nie zaciążył tu brak możliwości obejrzenia tego filmu w kinie. Na dużym ekranie wszystko wybrzmiewa troszeczkę bardziej i mocniej.

Postawmy więc pytanie – czy ten film był potrzebny? Naprawdę nie wiem. Nie będzie to dzieło kultowe, nie będzie to dzieło wspominane przez lata. Kawałek magii poprzedniego „Znachora” zniknął, ale na pewno nie jest to film słaby. W oderwaniu od legendy obrazu z 1982 roku, bez wahania uznałbym go za jedną z najlepszych polskich produkcji ostatnich kilku lat.

Tak więc udało się coś, co jeszcze nie tak dawno wydawało się absolutnie niewykonalne, stworzono solidne widowisko, warte obejrzenia z nowym, ale nie nazbyt nowoczesnym spojrzeniem na klasyczną, ponadczasową historię. Ci, którzy obawiali się dotyku Netfliksa, mogą poczuć ulgę, choć podejrzewam, że w Wielkanoc 2024 i tak w „tradycyjnych polskich domach” będzie królowała Hoffmanowska wersja „Znachora”, a ta nowa będzie raczej mocno marginalizowana.

Okiem DaeLa: Nowy „Znachor” to jedno z największych zaskoczeń filmowych tego roku. Zgadzam się z Kubą, iż technicznie film zrealizowano więcej niż poprawnie. Już pierwsza scena urzekła mnie swoją koncepcją, widać było, że Michał Gazda ma na tę produkcję pomysł, że zastanawia się nad tym jak pracować kamerą, że chce widza zaskoczyć. Niby drobiazg, ale od pierwszych minut byłem ciekaw co nam jeszcze pokaże. Nowi aktorzy też w większości spodobali mi się w swoich rolach. Owszem, młody hrabia Czyński to trochę taki ukłon w stronę nastolatek piszczących na widok Timothéego Chalamet, ale poza tym trudno coś kreacji Ignacego Lissa zarzucić. Ja w każdym razie kupiłem tego młodego, romantycznego dandysa. Z kolei Lichota bez problemu uniósł trudną przecież (przez bagaż klasyka) rolę Wilczura. Nie mam też większych problemów ze zmianami fabularnymi, tym bardziej, że tylko część z nich jest oryginalnym pomysłem twórców, bo w kilku miejscach ten nowy „Znachor” czerpie z książkowego oryginału wierniej niż obraz Hoffmana. Zaskoczyła mnie też spora dawka humoru, i przyznam, że podczas zeznań świadków w sądzie dwa razy parsknąłem śmiechem. W zasadzie tylko jedna rzecz mi nie zagrała – tempo drugiej połowy filmu. Gazda ewidentnie był ograniczony przez konieczność spięcia całej opowieści w jednym filmie pełnometrażowym, przez co niektórym wątkom (jak na przykład stan emocjonalny Michała) nie dane jest wybrzmieć do końca, bo wydarzenia pędzą do finału na złamanie karku, szybko, ale chyba w nie zawsze dając nam oczekiwaną satysfakcję (vide: wątek młodego lekarza). Szkoda, że zamiast jednego, trwającego 2 godziny i 20 minut obrazu, nie zrealizowano trwającego 3-godziny miniserialu. Nie wątpię, że byłby jeszcze lepszy. To powiedziawszy – mnie się ten nowy „Znachor” spodobał. Ponoć spodobał się też w innych krajach, czemu się nie dziwię. Ze względu na swoją tematykę jest zestawiany z komediami romantycznymi, a nad nimi (i nie mówię tu oczywiście tylko o produkcjach polskich) wyraźnie góruje. Bo to po prostu kawał solidnego, filmowego rzemiosła. Polecam. A jak chcecie polecić tę produkcję widzom spoza Polski, to pamiętajcie, że na anglojęzycznym Netfliksie film nosi tytuł „Forgotten Love”.

  • Ocena Kuby - 7/10
    7/10
  • Ocena DaeLa - 8/10
    8/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 17

  1. Z tego co pamiętam w ocenie filmu dałem 7(7.5) więc ocena finalna wyszła tak jak chciałem. Dla mnie do 8 minimalnie brakowało. Od tej połówki było mi bliżej do 7.
    Jeszcze raz dziękuję że mogłem się podzielić moimi spostrzeżeniami co do filmu.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „Od tej połówki było mi bliżej do 7” -> wiesz co? Mam podobnie, tyle, że od każdej połówki bardzo mi blisko do 0.7 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. No właśnie nie wiedziałem, jak to wpisać, bo ocena może być jedna. Jak chcesz, to zmienię Twoją na 7,5.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Ważne pytanie. Czy jest w filmie choć w części tak zarąbista scena jak z Fronczewskim w sądzie? W ogóle czy jest ktoś tak zarąbisty jak młody Fronczewski? Albo młoda Dymna? 😝

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Jak ktoś mitologizuje wersję Hoffmana to rola Marii Kowalskiej mu się nie spodoba, a dla mnie gra naprawdę świetnie. Scena w sądzie tutaj dla mnie działa tak samo dobrze jak u Hoffmana. Bardzo ciekawe role epizodyczne Artura Barcisia i Piotra Roguckiego.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Może aż tak to nie, ale mało aktorek mnie w życiu tak urzekło jak młoda Dymna w Znachorze. To samo tyczy się kilku scen.
        Dam może kiedyś szansę tej wersji.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  3. „bohater wda się w romans z młodym studentem medycyny z Afryki”

    Takim z pontonu? Żarcik, żarcik… 😛

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. „choć podejrzewam, że w Wielkanoc 2024 i tak w „tradycyjnych polskich domach” będzie królowała Hoffmanowska wersja “Znachora””
    że co? to w wielkanoc jest jakaś tradycja oglądania tego filmu? pierwsze o nim słyszę, btw xD

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  5. Znachor nie potrzebował żadnego rimejku. To wspaniały film ze wspaniałą obsada który zupełnie w niczym nie stracił przez lata – już w premierę był 'out od date’ i nikomu to nie przeszkadzało.

    Dlatego uważam, że ten film jest kompletnie niepotrzebny. Obejrzałem go, zasadniczo zgadzam się z recenzjami, jest dobry. Tylko że to jest po prostu powtórka. Ta sama historia opowiedziana trochę inaczej. Jak dla mnie absolutnie nikomu niepotrzebny kawał dobrej roboty.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Nie rozumiem, czemu wszyscy oceniają film przez pryzmat tego z 1982 roku.
    Po pierwsze – film nie jest remake’m, tylko ponowną adaptacją tej samej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.
    Po drugie – przed wojną powstała adaptacja „Znachora”, więc zasadniczo to ona powinna być wzorcem i oryginałem zwłaszcza że przy jej produkcji pracował autor powieści.
    Po trzecie – w książce nie padają historyczne słowa, Dobraniecki po pierwszym błysku „Ej, to chyba Wilczur” zabiera Kosibę do (chyba) fryzjera, gdzie znachor zostaje ogolony i ostrzyżony. Wtedy Dobraniecki zyskuje pewność, ale nadal się waha. W końcu jednak ujawnia tożsamość profesora.
    Po czwarte – w książce profesor Wilczur odzyskuje pamięć po przeczytaniu na grobie żony jej nazwiska. Jest już po procesie.
    Po piąte – W książce nie ma tego wątku między Kosibą a Zośką. A moim zdaniem jeśli czegoś nie ma w książce, raczej nie powinno być tego na ekranie.

    Żadnej ekranizacji nie widziałam, posługuję się jedynie wiedzą, jaką nabyłam czytając książkę. Uważam, że w takich sytuacjach to książka powinna być materiałem źródłowym, a nie poprzednia ekranizacja.

    I moim zdaniem takie filmy są potrzebne. Ja dzięki obejrzeniu paru urywków „Znachora” z 1982 sięgnęłam po książkę, a potem po drugą i trzecią. Dzięki temu odkryłam jak fajnym pisarzem był Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Może i młodsi ode mnie odkryją tę literaturę, bo jest bardzo ciekawa.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. Muzyka jest genialna. Odpowiada za nią Paweł Lucewicz. Jeden z lepszych polskich kompozytorów filmowych. Sam film 8/10 jak nic.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Pewnie kijowo. Przedwojenne polskie kino, podobnie jak dzisiaj, było gówno warte. Prawie same komedie romantyczne, ewentualnie jakieś bieda-wersje klasyki.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button