FilmyRecenzje Filmowe

Duchy Inisherin (2022)

Sezon na Oscary w pełni, nominacje ogłoszone więc wypada zapoznać się z głośniejszymi tytułami. Na rekordzistę („Wszystko wszędzie naraz”, 11 szans na statuetkę) jeszcze przyjdzie czas. Teraz chciałbym się skupić na moim osobistym faworycie. Jak ktoś woli bardzo skróconą wersję recenzji: piszę te słowa 31. stycznia, premiera w Polsce była 20. stycznia, a ja widziałem „Duchy Inisherin” trzy razy… i nie wiem czy to moje ostatnie słowo.

Martin McDonagh nakręcił dopiero czwarty film pełnometrażowy, ale o żadnym z poprzednich nie można powiedzieć, że przeszły bez echa: „In Bruges” (prędzej padnę niż użyję tytułu z polskiej dystrybucji), „7 psychopatów” czy obsypane nagrodami „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” ze skandalicznym brakiem nominacji do Oscara za reżyserię. „Duchy Inisherin” to – po raz kolejny – coś z zupełnie innej beczki. Bardzo kameralna tragikomedia bazująca w całości na wąskim gronie bohaterów, ich wzajemnych relacjach, interakcjach i dialogach.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Dominic – największy głupek na wyspie… czy aby na pewno?

Rzecz dzieje się w latach dwudziestych ubiegłego wieku na zapomnianej przez boga (i innych ludzi), położonej u wybrzeży Irlandii wyspie Inisherin. Pádraic Súilleabháin (Colin Farrell) to miejscowy farmer. Poczciwy, miły dla wszystkich, niezbyt lotny. Od lat przyjaźni się z Colmem Dohertym (Brendan Gleeson), miejscowym artystą, skrzypkiem. Pewnego dnia Colm nagle zaczyna unikać Pádraica, a zapytany o powód z rozbrajającą szczerością przyznaje: po prostu już go nie lubi.

Niewiarygodnie prosty i oszczędny sposób na rozpoczęcie historii, która wcale nie będzie prosta, łatwa i przyjemna. McDonagh (który – tradycyjnie dla swoich filmów – napisał scenariusz) zabierze nas w podróż po kilku odwiecznych zagadnieniach dotykających ludzkiej duszy. Co chcemy po sobie zostawić? Czy każdy chce albo musi zrealizować swoje exegi monumentum? Czy możemy bez konsekwencji odkładać na półkę wieloletnich przyjaciół z uwagi na własne widzimisię? Przecież  Saint-Exupéry mówił wyraźnie: „jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś”.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Jeszcze wczoraj serdeczni przyjaciele, a dziś? Co się stało?

Mało? Jest coś o samotności i strachu przed nią. O tym jak bardzo jesteśmy niegotowi na zmiany i jak mogą wywrócić nasze życie do góry nogami. O potrzebie akceptacji, ale też o potrzebie bycia zapamiętanym przez kogoś więcej niż najbliższych. W końcu o tym jak seria niefortunnych zdarzeń może skutkować eskalacją przekraczającą ludzkie pojęcie.

 Tutaj objawia się prawdziwy kunszt scenarzysty. Gdyby ktoś po pierwszych 10 minutach seansu opowiedział mi zakończenie – nie uwierzyłbym, że można z takiego punktu A do takiego punku Z poprowadzić fabułę, żeby to miało ręce i nogi. Tymczasem McDonagh zręcznie lawiruje między (czasem czarną, czasem absurdalną) komedią, a prawdziwymi ludzkimi dramatami. Żadna scena, żaden dialog, żadne słowo nie są w filmie zbędne. Wszystko, co widzimy, od przepięknych zdjęć, przez konfrontacje bohaterów, po ich zachowania jest spójne, logiczne i pokazuje przerażający obraz ludzkiej duszy. Duszy, która sfrustrowana, przerażona i zagoniona w kozi róg może zmienić zwykłego człowieka w coś zupełnie innego.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Siobhán – kobieta ambitna i inteligentna, samotna i sfrustrowana wszechobecną posępnością ludzi Inisherim.

Napisałem, że film jest kameralny i niech za dowód wystarczy fakt, że tak naprawdę mamy czwórkę bohaterów, którzy są na ekranie znaczącą ilość czasu. Poza wymienionymi jest jeszcze siostra Pádraica, Siobhán Súilleabháin (Kerry Condon) i Dominic Kearney (Barry Keoghan), miejscowy głupek i obibok. Ta pierwsza od dawna czuje, że Inisherim to miejsce ponure i niedające żadnych perspektyw, Dominic natomiast to lekkoduch, ofiara patologicznego ojca, szukający życiowej partnerki niezbyt subtelnymi sposobami.

Dość powiedzieć, że czwórka aktorów grających wspomniane role dostała nominacje do Oscara. Farrell za męski pierwszy plan, pozostali panowie za drugi plan, a Kerry Condon za drugoplanową rolę żeńską. Sam dałbym wszystkim po złotym ludziku, ale minimum przyzwoitości to nagrody dla Farrella i Condon. Cała historia opiera się niemal wyłącznie na interakcjach bohaterów i bez wybitnego aktorstwa poskładałaby się jak domek z kart. Tymczasem wszystko, co mogło się udać – udało się. Nie mam ćwierć zarzutu ani pół uwagi do sposobu, w jaki aktorzy wywiązali się ze swoich zadań. Mistrzowie świata w swoim fachu. Ręce same składają się do braw.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Jak Farrell nie dostanie Oscara to dajmy sobie spokój z tą szopką…

Zachwyciła mnie także zręczność z jaką reżyser żongluje naszymi emocjami. Kiedy jest zabawnie – można się śmiać w głos, kiedy jednak jest poważnie, a momentami wręcz tragicznie – cisza na sali kinowej jeży włosy na karku. Całość stylem przypomina coś w rodzaju ludowego podania. Z jednej strony postacie i ich problemy są namacalne i prawdziwe, z drugiej: zmyślona przez McDonagha wyspa Inisherim wydaje się być wyjęta z jakiejś mrocznej baśni.

Jeśli jest jedna mała rzecz, do której mógłbym się przyczepić to jedna drobna metafora, która – w porównaniu z resztą filmu – wydaje się być podana trochę za bardzo wprost. Chodzi o konflikt głównych bohaterów jako swego rodzaju zwierciadło dla toczącej się na kontynencie irlandzkiej wojny domowej. Niby walka obserwowana z bezpiecznej odległości nie bardzo zajmuje mieszkańców wyspy, ale sugestia reżysera jest trochę zbyt narzucająca się.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Postać pojawiająca się rzadko, ale moim zdaniem kluczowa, bo tytułowa.

„Duchy Inisherin” przez swoją kameralność mogłyby być sztuką teatralną i nie zdziwi mnie taka adaptacja za jakiś czas. Dobrze jednak, że są filmem, bo irlandzka muzyka folkowa połączona z obłędnymi krajobrazami Irlandzkich pół, klifów i bezdroży to dodatkowa uczta dla oczu.

 Werdykt może być tylko jeden, ocenę opieram na – jak wspomniałem – seansie premierowym i kolejnych dwóch weryfikujących i jeśli po trzecim razie w głowie mam wyłącznie dychę – ocena musi być (moim skromnym zdaniem) adekwatna. To nie jest film dla wszystkich, to nie jest kino dynamiczne ani efektowne, ale jest to kino genialne. Uważam, że Martin McDonagh popełnił arcydzieło i tego się będę trzymał czekając na kolejne produkcje spod jego ręki.

Kadr z filmu "Duchy Inisherin"
Widoki na Inisherim powalają…

 

Duchy Inisherin (2022)
  • Ocena SithFroga - 10/10
    10/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 54

    1. Dzięki! Myślałem, że będę raczej odosobniony, bo większość ocen widziałem w przedziale 7-8 i marudzenie, że „przegadany” 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. „Przegadany” jak 12 gniewnych ludzi? 😀 Albo jak Bękarty Wojny? 😛
        Jeżeli w ogóle mogę przyjąć, że film nie jest z 2022 tylko z 2023 według premiery PL, to mnie kupujesz i się skusze na obejrzenie 😀

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
          1. Billboardy były spoko, choć końcówka mnie lekko zawiodła. Ale w dzisiejszych czasach tak ciężko o świetne kino, że można na wiele przymykać oczy.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
      2. Jak w ogóle film może być przegadany? Przecież ten irlandzki akcent i ten ich sposób mówienia to był miód na uszy. Jak masz wyśmienitych aktorów to poprostu dajesz im gadać i film się ogląda. Czy Dżentelmeni byli przegadania? Wielu powie że tak, a mnie kupili od pierwszego wersu i trzymali w zachwycie do końca. Locke – to jeden gość w samochodzie a mi oglądało się świetnie, wiem że ten film nie ma tutaj zbyt wielu zwolenników, ale ja wspominam go doskonale, a przecież tam gość tylko gada. Czy filmy Tarantino są przegadane? Nie znam takiego stwierdzenia jak przegadany film.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
          1. Są filmy przegadane. Chodzi o to, że większość filmu to dialogi, nie ma jakiejś wyraźnej akcji, nic się nie dzieje w standardowym sensie. Rzeź, wiele filmów Tarantino, Melancholia, filmy McDonaugha, filmy Almodovara itp.

            Przy czym dla mnie to nie jest nigdy wada. Są przegadane arcydzieła i przegadane kupsztale 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
      3. 8 to bardzo dobry film i sam też tak Duchy oceniłem. 9 jest dla filmów wybitnych, a 10 nie dałem jeszcze żadnemu, bo to musiałoby być wyjątkowe arcydzieło.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Też kiedyś tak myślałem, ale potem zadałem sobie pytanie: po co w takim razie dycha skoro przez 100-120 lat nie powstało arcydzieło 10/10?

          W Twojej skali dałbym 9 😉

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  1. Ten film to jest 11/10, dawno żaden film mnie tak nie zszargał, emocjonalnie wypruł w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Trochę jak teatr w telewizji, zrobiony cholernie doskonale. Jeśli Condon i Farrel nie dostaną Oscara będzie to skrajna niesprawiedliwość (oboje dostali po złotym globie oby nie na pocieszenie). Tak trochę off-top nie rozumiem na przykład nominacji dla Angeli Bassett.
    Gleeson – nie był aż tak dobry, ale robił tu trochę za dodatek do Farrela. Już o tym tu pisałem, ale ten film siedzi w głowie.
    Na nastepny film Martina McDonaghana poczekamy pewnie 5 lat bo tyle zazwyczaj robi sobie przerwy, tyle minęło o Trzech billboardów, i tyle samo wcześniej od 7 psychopatów.
    Farrel wreszcie ma dobrą passę, Dżentelmeni, Batman, teraz Duchy… chłop ma przeogromny talent, ale czemu tak rzadko go pokazywał. Pamiętam tyle fatalnych filmów z jego udziałem, że aż żal było patrzeć, a teraz film ogląda się dla jego roli.

    Chciałbym spojler, ale chyba się nie nauczę jak je robić jak się nie uda to ostrzegam:

    [spoiler] Scena kiedy Colin leży na łóżku, kończy list i mówi do nieobecnej siostry, to jedna z najbardziej wzruszających scen jakie widziałem. [/spoiler]

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Wyedytowałem Ci spojlera, powinno być: spoiler i /spoiler w kwadratowych, i zamiast j i / przed drugim słowem, w pierwszym wcale.

      I tak, masz rację co do spojlera, ten moment to jest taka piącha w brzuch, że jak mnie tam ścisnęło w dołku to już nawet finałowa konwersacja nie była tak uderzająca.

      „Tak trochę off-top nie rozumiem na przykład nominacji dla Angeli Bassett.”

      Jeszcze nie widziałem filmu, ciężko ocenić, wypowiem się po seansie.

      „Gleeson – nie był aż tak dobry, ale robił tu trochę za dodatek do Farrela. Już o tym tu pisałem, ale ten film siedzi w głowie.”

      No właśnie, to jest chyba ten jego pech. Bo był naprawdę dobry, ale przy tym co tu odwalili Farrell i pani Condon to w zasadzie musiał by zagrać rolę życia, żeby nie wyglądać ciut słabiej.

      Bardzo cieszę się, że Ci się podobało, bo bałem się tu wielu komentarzy, że mnie poniosło, a film jest od biedy niezły 😛

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Po takiej recenzji chyba jednak wybiorę się do kina, bo wcześniej chciałem wyczekać ten film na stremingu 😉 Bo wydawało mi się że w tym roku do ,,Wszystko, wszędzie, na raz” już nic nie doskoczy, ale tutaj jest potencjał; więc chcę się przekonać. Filmy McDonagha są o tyle dla mnie wyjątkowe, że zaraz po obejrzeniu wydają mi się po prostu ok, ale czym dłużej o nich myślę tym bardziej je doceniam i dostrzegam ich geniusz.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. ,Wszystko, wszędzie, na raz” jest super (recenzja w toku), ale widziałem dwa razy i już po pierwszym (mimo zachwytu) parę uwag miałem. Tutaj niemal zero.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. Jak to dostanie Oscara to możesz mówić, że nie znam się na kinie. Gdzie tu masz LGBT, aktorów hojnie uposażonych pigmentowo i silne kobiety (rozumiane oczywiście na lewacki sposób)? Masz samych irlandzkich białasów o nazwiskach nie do wymówienia przez współczesnego człowieka, pokazanych w szaroburej tonacji, biegunowo odległej od perspektywy basenu w Kalifornii czy Miami. I problemy nie do zrozumienia przez amerykańskiego nastolatka-półanalfabetę. I nie mówię tego złośliwie. A w jakich kategoriach te nominacje?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Najlepszy pierwszy plan męski, najlepszy drugi plan żeński, najlepszy drugi plan męski x2, najlepszy film, reżyser, scenariusz oryginalny, muzyka oryginalna, montaż.

      Muzyka ok, ale nie jest najlepsza w stawce, za montaż dałbym Wszystko wszędzie naraz, ale w reszcie kategorii spokojnie może być nagroda.

      Po cichu mam nadzieję, że nie masz racji (chociaż podskórnie wiem, że masz :P).

      Wydaje mi się, że za 1plan męski i 2plan kobiecy dostaną. McDonaugh dostanie za scenariusz albo reżyserię. Reszta: zagadka. Chociaż z tych, które obejrzałem to za najlepszy film nie widzę godnego konkurenta, moooooże Tár.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Hmm, a więc kategorie prestiżowe. Czyli wszystko będzie zależeć od tego, jaka będzie konkurencja. I nie mam tu na myśli czy konkurencja będzie obiektywnie dobra, ale czy nie bardziej osadzona w aktualnym głównym nurcie. Bo jeżeli tak, to nie widzę najmniejszych szans.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
    2. Co do LGBT, taka tylko wrzutka. Kto ogląda The last of us? 3 odcinek, baaardzo dobry moim zdaniem, ale ponieważ jest LGBT to większość ludzi określa go „NAJLEPSZYM ODCINKIEM W HISTORII TELEWIZJI”, nie rozumiem ludzi, którzy ten odcinek krytykują, to jest apokalipsa, nie ma już praktycznie świata i nie ma to aż tak wielkiego znaczenia czy chłop z chłopem czy z babą, nawet na zasadzie na bezrybiu i rak ryba. Odcinek jest naprawdę wzruszający i piękny warto go obejrzeć, ale do kurwy nędzy NAJLEPSZY W HISTORII, odklejka w chuj, widziałem ze sto naprawdę wzruszających odcinków różnych seriali, ale jak mężczyzna kocha kobietę to takie nudne. Jak mężczyzna kocha mężczyznę to to jest dopiero prawdziwa miłość.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. No nie wiem, ja nie oglądam, ale słyszałem, że to był przede wszystkim cholernie nudny i przegadany odcinek. Nawet ci, którym podobała się ta obowiązkowa dzisiaj wstawka homo (o entuzjastach nie mówię, bo to inna kategoria), zgodnie twierdzą, że to jak na razie najgorszy odcinek.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Mi się podobał, ale bez przesady. Nudny? Nie wszystko co ma wolne tempo jest nudne – patrz chociażby film pod którym jest ta dyskusja. Tak jak piszę nie ma aż tak dużych powodów do krytykowania nie ma powodów do gloryfikowania, ale LGBT teraz wrzuca wszędzie właśnie obejrzeliśmy coś absolutnie idealnego, może to ich Neapol? Nie no za grubo?

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
        2. Odcinek nie odstaje za bardzo od reszty odcinków tego serialu (poprzednie też są głównie przegadane, ten ma może ze dwie sceny akcji mniej). Ten odcinek jest jak dla mnie dobry, 8/10 może dostać, jednak są na ekranie emocje, jest fajna wstawka survivalowa. Jest nowe ujęcie w życiu ludzi w trakcie apokalipsy, takie prawdziwe wrażenie, że można o niej zapomnieć. Fakt pozostaje faktem jednak, że reakcję są z górką i prawdopodobnie gdyby to był zwykły romans, to zachwytów byśmy aż taki nie uświadczyli.
          Wątek jak wątek, na pewno nie jest powodem, żeby z oglądania serialu rezygnować. Jak do tej pory to TLOU wygląda i zapowiada się całkiem fajnie i nie, nie jest nudne. Pod względem przedstawienia świata zdecydowanie lepsze imo niż TWD (i chyba ciekawsze, ale tam odpadłam przy 3 sezonie). Aktualnie na bieżąco chyba nic lepszego nie wychodzi, a przynajmniej nie jest na tyle głośne, żeby się przebić.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Nie cierpię takich sytuacji, bo od dawna nikt nie mówi o serialu i nie komentuje treści czy jakości odcinka tak jak zwykle tylko jest internetowy pierdolec. Ten odcinek doskonale pokazał jak bardzo umarła dyskusja nawet na tak błahe tematy jak odcinek jakiegoś śmiesznego, rozrywkowego serialu.

            Dla jednych odcinek to samo zło, bo geje.

            Dla drugich jak COKOLWIEK się nie podobało to jesteś homofobem i w ogóle nie ma dyskusji. Albo uznajesz ten odcinek za najlepszy w historii, piękny i w ogóle, albo na stos! Nie ma ma już nic pomiędzy. Dramat.

            „prawdopodobnie gdyby to był zwykły romans, to zachwytów byśmy aż taki nie uświadczyli”

            Jestem pewien, że tak by było. Pies z kulawą nogą by się nie zainteresował. Jedni by nie piali z zachwytu, że oto objawił się nam telewizyjny cud, a drudzy nie dzieliliby się haniebnymi komentarzami, że facet z facetem to obrzydliwość.

            Dla mnie odcinek ok, trochę za bardzo odszedł od głównego wątku, ale jakoś tam ubogacił świat więc nie uznaję go ani za najlepszy do tej pory ani za jakiś fatalny. Takie solidne 7/10.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Osobiście uważam, że nie umarła AŻ TAK. Jeżeli trzyma się takich bardziej centrystycznych zakątków internetu, to o odcinku można całkiem normalnie podyskutować. Niestety problem polega bardziej na tym, że im głośniej słyszysz, tym bardziej zatykasz ludziom uszy na cichsze głosy. To jest idealny przykład. Mi się udało na szczęście wytworzyć bańkę, gdzie ani słowa CUDO NAJLEPSZY ODCINEK, ani SPALIĆGEJEFU aż tak bardzo nie docierają.
              Szkoda TLOU pod tym względem, że teraz nawet przy okazji kolejnych odcinków internet ciągle będzie wracał to tego 3, skupiając się tylko na tym jaki światopogląd przedstawia. Na pewno jednak scenarzyści byli świadomi tego co robią i jaką reakcję to wywoła. Osobiście nawet się w to co się działo wciągnęłam i ostatnią scenę z tą dwójką uważam za bardzo udaną.
              Co do głównego wątku, to osobiście jestem trochę zła. Gry pamiętam jak przez mgłę, ale wydaje mi się, że narracyjnie bardzo cierpi na nim relacja Ellie i Joela. Mają ze sobą trzy dialogi, a Joel wydaje się już mieć podjętą decyzję, że tak, Ellie jest teraz jego celem. I spoko, tylko, że Joel robi to, ponieważ Tess i Bill mu to mówią, a nie ze względu na samą Ellie. Co imo jest bardzo wygodnym wytrychem fabularnym, żeby nie musieć pisać najtrudniejszych momentów ich relacji. Jak dla mnie to na jej barkach przede wszystkim powinna leżeć kwestia przekonania do siebie Joela, żeby widział w niej swoją córkę. Ciężko mi na ten moment wyrokować, ale on już teraz miał ten moment wielkiego objawienia, kiedy Ellie dalej pozostaje irytującą gówniarą. A to chyba nie tak powinno iść.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Ale czy historia z gier nie jest orginalna właśnie że to bardziej Joel utożsania Ellie jako swoją córkę, a nie Ellie Joela jako ojca? W sensie jest to bardzo złożona relacja, ale ma jakąś ciemniejszą stronę, która dodaje ciężaru całej historii. W końcu Joel jest typowym dobrym bohaterem, nawet na standardy postapo.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Serio? Moim zdaniem on jest czarnym charakterem w jedynce. A co najmniej antybohaterem.

                  SPOJLERY

                  Cały świat można uratować, ale nie, ważniejsze są jego własne emocje i chwilowe ich zaspokojenie.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                2. Mam bardziej na myśli, że on w niej tej córki nie widzi. Ellie jest irytująca, ma suche żarty i skrzywioną minę, żadnej relacji głębszej z Joelem. I nawet nie chodzi o to, że ona go ma tak postrzegać, tylko on ją. On robi to bo Tess i Bill, a nie przebłysk córki, a przynajmniej ja to tak odbieram.
                  I wiadomo, biorąc pod uwagę zakończenie, to ta relacja jest bardzo specyficzna, ale ma i miłe momenty. W serialu jednak Joel wydaje się bardziej skrzywdzonym dobrym człowiekiem, któremu wystarczy jakaś namiastka celu, żeby stał się dobry.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                3. nie ma to jak zgubić jedno, ale kluczowe słowo 😉
                  miało być że „Joel nie jest typowym dobrym bohaterem”, w zależności od gracza można go oceniać od odcieni szarości, po właśnie głównego złego pierwszej części.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
  4. Oglądałeś może The Woman King? Zdaje się, że sporo szumu się zrobiło wokół tego „dzieła”. Rad bym wiedzieć czy słusznie. 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
      1. Czy dobre to nie wiem, bo jeszcze nie oglądałem. Kontrowersyjne na pewno. Spotkałem się nawet z porównaniem, że to tak, jakby ktoś zrobił film o czasach II WŚ głównymi pozytywnymi bohaterami czyniąc Hitlera i SS. Nie wiem na ile jest ci znana historia Afryki, ale było tam kiedyś takie państwo Dahomej. Dahomejczycy oraz ich król słynęli z okrucieństwa, napadania i mordowania sąsiadów oraz sprzedawania ich w niewolę białym handlarzom, głównie z obu Ameryk. Proceder ten uprawiano na skalę masową, szacuje się, że 90% niewolników przyjechało do Nowego Świata właśnie z tamtych okolic Afryki (słynne Wybrzeże Niewolnicze). Jest nawet taki film Wernera Herzoga luźno nawiązujący do tych wydarzeń. Pozyskane pieniądze król przeznaczał na zakupy broni i towarów luksusowych. Cechą charakterystyczną kolejnych królów Dahomeju było posiadanie fanatycznej gwardii złożonej z wielu tysięcy kobiet-niewolnic, które nazywano dahomejskimi Amazonkami. Niestety, panie z Afryki nie były tak romantyczne jak ich greckie odpowiedniczki i zajmowały się najczęściej mordowaniem przeciwników króla, ścinaniem głów dzieciom, a zwłaszcza chwytaniem w niewolę swoich ziomków, żeby sprzedać ich za morza. Niewolniczy proceder ukrócili dopiero Anglicy i Francuzi pod koniec XIX w. No i zapewne ktoś teraz przeczytał o tej historii w jakimś komiksie i uznał, że to świetny pomysł na równościowy film. Mamy tu przecież potężne i niepodległe afrykańskie państwo, czarnoskórego króla, który się białym nie kłaniał, a co najważniejsze – wojownicze „silne” kobiety. Dwa w jednym. 🙂 Oczywiście brutalny kacyk i jego zboczone siepaczki średnio nadają się na bohaterów czarnej oraz feministycznej społeczności USA, więc fakty historyczne odwrócono tu o 180 stopni, w sposób, którego Niemcy i Rosjanie mogliby pozazdrościć. Król i Amazonki nie łupią już bezlitośnie bogu ducha winnych Afrykanów, ale walczą ze złymi białymi handlarzami niewolników. Zdaje się jednak, że nie wszyscy dali się nabrać, bo większość czarnoskórych aktorów, którym zaproponowano udział w tej hucpie zdecydowanie odmówiła, a przez USA przetoczyła się akcja bojkotu tej produkcji. Co dowodzi, że nie jest jeszcze tak najgorzej z tymi Jankesami. 🙂

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Nie to żebym się kłócił ze słuszną krytyką wybielania historii królestwa Dahomej, ale skąd informacja o tych 90%? Bo w tym czasie praktycznie wszystkie państwa Afryki Zachodniej, od Senegalu po Kongo, opierały swoją gospodarkę na handlu niewolnikami z Europejczykami. A na wybrzeżu wschodnim i na południu Sahary miała miejsce analogiczna sytuacja, tylko z handlem do państw arabskich. Takie zdominowanie handlu przez jedno państwo, do tego stosunkowo niewielkie, było niemożliwe.
          Nawet Wikipedia podająca przybliżone daje podaje taki rozkład:
          „-Senegambia (Senegal and the Gambia): 4.8%
          -Upper Guinea (Guinea-Bissau, Guinea and Sierra Leone): 4.1%
          -Windward Coast (Liberia and Ivory Coast): 1.8%
          -Gold Coast (Ghana and east of Ivory Coast): 10.4%
          -Bight of Benin (Togo, Benin and Nigeria west of the Niger Delta): 20.2%
          -Bight of Biafra (Nigeria east of the Niger Delta, Cameroon, Equatorial Guinea and Gabon): 14.6%
          -West Central Africa (Republic of Congo, Democratic Republic of Congo and Angola): 39.4%
          -Southeastern Africa (Mozambique and Madagascar): 4.7%”
          (https://en.wikipedia.org/wiki/Atlantic_slave_trade)

          Więc nie wychwalajmy państwa Dahomej, ale nie róbmy też z niego jądra ciemności.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Owe 90% odnosiło się do miejsca w Afryce zwanego Wybrzeżem Niewolniczym, nie zaś wyłącznie do terenu państwa Dahomej. I dotyczyło tylko niewolników wywiezionych do Ameryki, nie całości handlu niewolnikami. Wszak najwięcej ludzi zostało niewolnikami w ogóle Afryki nie opuszczając.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  5. Jeszcze jeden oklepany temat a propos Farrela.
    1.Kto gorszy Colin w Aleksandrze czy Brad w Troi?
    2.Daredevill czy Kobieta-kot?
    3. A jak przetłumaczono „On Bruges”?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Aleksander jest lepszym filmem, a Brad lepszym aktorem. 🙂
      W ogóle dla mnie Aleksander to popis AJ. Pieprzyć Farrella. Mógłbym ją tej roli oglądać co dzień.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. 1. Nie przepadam za Troją, a Aleksander to dla mnie bardzo dobry i bardzo niedoceniony film, całkiem dokładny historycznie. Wiem, jestem w mniejszości.
      2. DD.
      3. „In Bruges” to w naszym pięknym kraju „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” i hańba ci, że mnie zmusiłeś do napisania tego okropnego tytułu! 😛

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. 1. Aleksander jest filmem spoko, wolę Troję. – ale nienawidzę ani roli Colina, ani Brada. Achilles jest postacią strasznie miałką, młody król Macedonii zagrany fatalnie.
        3. To była taka: „bardzo sprytna prowokacja” – wiedziałem jak to przetłumaczyli tydzień temu leciało na TVP1, bardzo przyjemny seans.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
      2. Co do Aleksandra cię popieram. Może nie aż „bardzo”, ale to na pewno dobry film. Zwłaszcza świetnie wyszły sceny bitew. Właściwie mógłbym powiedzieć, że do dziś nie zrobiono niczego lepszego pod tym względem niż ichnia Gaugamela. Świetnie wyszedł im Filip, a iście mistrzowsko Olimpias. Moim zdaniem to najlepsza rola AJ w jej życiu. Naprawdę burzliwy związek. 🙂 Niestety znacznie słabiej wypadł już sam Aleksander. Błąd popełniono nadmiernie eksponując ten wątek z Hefajstionem. Tak naprawdę guzik wiemy, a i to tylko od przeciwników Aleksandra. To tak jakby zrobić film o Neronie i całym motywem przewodnim fabuły uczynić wątek jak spalił Rzym. :/ Facet miał trzy żony, konkubinę i dwoje dzieci. Zaiste, gej jak malowanie. Po macoszemu też potraktowano wątki greckie. W końcu Aleksander spędził tam większość życia. A także egipskie. Zamiast tego nadmiernie skoncentrowano się na wątkach perskich i wzdychaniach z Hefajstionem. :/
        W ogóle Farrell średnio go zagrał. Dobrze były chyba tylko pokazane stosunki z matką. Nie przekonują jego humory i wybuchy szaleństwa. Sprawia wtedy wrażenie nastolatka z burzą hormonów, a nie trzydziestoletniego faceta i króla.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Tu masz rację, ale mam wrażenie, że to nie tyle wina aktora co reżysera, miał taką wizję Alexandra i taką Colin zagrał, też mi średnio pasowało.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  6. Moim zdaniem jednak trochę bardziej piąty ten film od billboardów. Tamta historia żarła zdecydowanie bardziej, była aktualna i przepięknie wyważona.

    Tutaj jednak takie laboratoryjne warunki, że trudniej mi było się wkrecic.

    No i te palce… Jak dla mni słabo uargumentowany botak (pq wróć!), Czyli przerost artystycznej formy (widz musi coś poczuć) nad treścią (no ja rozumiem że typ był głupkiem, ale jak mówił Robert Downey Jr w tropić thunder „never go full retard” – tutaj dla mnie było za blisko fulla).

    Na dychę nie zasługuje imho, ale na oscary tak.

    Widać, że sithfrogowi akurat idealnie podszedł, stąd maksymalna nota. Ale inni mogą być mniej zachwyceni.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. Moim zdaniem jednak trochę bardziej piąty ten film od billboardów. Tamta historia żarła zdecydowanie bardziej, była aktualna i przepięknie wyważona.

    Tutaj jednak takie laboratoryjne warunki, że trudniej mi było się wkrecic.

    No i te palce… Jak dla mni słabo uargumentowany botak (pq wróć!), Czyli przerost artystycznej formy (widz musi coś poczuć) nad treścią (no ja rozumiem że typ był głupkiem, ale jak mówił Robert Downey Jr w tropić thunder „never go full retard” – tutaj dla mnie było za blisko fulla).

    Na dychę nie zasługuje imho, ale na oscary tak.

    Widać, że sithfrogowi akurat idealnie podszedł, stąd maksymalna nota. Ale inni mogą być mniej zachwyceni.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „No i te palce… Jak dla mni słabo uargumentowany botak (pq wróć!), Czyli przerost artystycznej formy (widz musi coś poczuć) nad treścią (no ja rozumiem że typ był głupkiem, ale jak mówił Robert Downey Jr w tropić thunder “never go full retard” – tutaj dla mnie było za blisko fulla).”

      Ale czekaj, bo się zgubiłem. Przecież głupkiem był Farrell, a palce obcinał Gleeson.

      Palce: też się nad tym głowiłem, ale to zdecydowanie nie jest „botak”. Po pierwsze – to jednak nie jest nakręcone jako bardzo realistyczny obraz, a bardziej jak przypowieść ludowa*. Drugi argument: samookaleczenie bywa efektem depresji, a Colin i siostra kilkukrotnie mówią jak to podejrzewają Colma o depresję. Dodatkowo podczas obu spowiedzi ksiądz pyta Colma „and how’s the despair?”. Jakby temat był znany i poruszany regularnie. Za pierwszym razem (przed okaleczeniem) Colm mówi, że nieźle, że mało albo wcale, dzięki Bogu, a przy drugiej spowiedzi (palców brak) mówi, że słabo, że „despair” wróciła.

      * – stąd moje podejrzenie, że wszędobylska pani McCormick to właśnie tytułowa banshee, bo zwiastuje śmierć jak klasyczna, ludowa banshee, ale też – jak mówi sam Colm – może banshees dalej są, ale nie zapowiadają śmierci tylko snują się bo wyspie ubawione, obserwując ludzi i ich życie. Ona dosłownie to robi cały film.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Imho to obaj byli głupkami. Od samego początku mi ten film przedstawił bohaterów jako takich trochę odrealnionych redneckow(z braku lepszego słowa) i o ile Farrell elegancko balansuje i do full retard się nigdy nie zbliża, to Gleeson z tymi palcami jak dla mnie trochę przeciął palę.

        Myślę że można to było w ogóle pominąć, ale było potrzebne jako plotowy macguffin do zaostrzenia relacji między nimi. No i to jest dla mnie słaba strona tego scenariusza, pasuje mi tu pquelimowy botak jak ulał. Argument z depresją rozumiem ale nadal odczuwam pewien niedosyt w wytłumaczeniu takiego a nie innego zachowania bohatera.
        Rzecz gustu z całą pewnością, nie będziemy o to kruszyć kopii 🙂

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  8. film wspaniały. nareszcie recenzja polecająca jakiś dobry film, a nie jakieś tam szmiry 3/10 których nikt normalny i tak nie obejrzy.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. @SithFrog
    Nie lubię ludzi nadużywających zdania „a nie mówiłem”, ale czyż nie mówiłem? 😀

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Ano mówiłeś, mówiłeś. Oscary są od jakiegoś czasu (z każdym rokiem bardziej) groteskowe i w tym roku potwierdzili. Wszystko wszędzie naraz to naprawdę spoko produkcja, ale tyle nagród i w takich kategoriach to jednak nieporozumienie. Szczególnie przy takiej konkurencji. Nawet Tomasz Raczek się wypowiedział, że połowę z tego dostali z powodów politycznej poprawności.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Dla mnie absolutny hit wieczoru to Oscar dla Michelle Yeoh. Śmiałem się z 10 minut. Chyba oglądali Blood Origin z uniwersum Wiedźmina. 😀
        Wzmiankowanego filmu oczywiście nie widziałem i widzieć nie będę. Czytałem jednak opisy i recenzje i wiem, że nie przypadłby mi do gustu. Dla mnie kino kung-fu to chora głupota, równie strawna do przełknięcia co hinduskie musicale.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Z całym szacunkiem, ale ten film z kinem kung-fu ma tyle wspólnego co Matrix ze Stalowymi magnoliami.

          To całkiem nieźle skrojony kameralny dramat o rodzinie, sztafecie pokoleń, podawaniu dalej własnych traum itp. Bardzo mądry i zaskakująco głęboki film. Owszem, jest opakowany lekką nutą s-f i wariactwa i nawet 1-2 sceny kung-fu są, ale to otoczka i to nieprzypadkowa, bo też ma swoją funkcję.

          Mnie rozwalił Oscar za scenariusz i za drugi plan żeński. JL Curtis spoko, ale ani rola wybitna ani wyróżniająca się nawet w tym filmie (Yeoh i ta co grała jej córkę były 2x lepsze).

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Ja również z szacunkiem, ale dokładnie to samo można powiedzieć o dowolnym filmie z Bollywood, co nie zmienia faktu, że po 10 minutach ma się dość. 🙂
            I owszem – kung-fu. Kostiumy tych pań, sceny walk, wszystko to w sztafażu chińskiego fantasy. Owszem, poważniejszego i nie w średniowieczu, ale fakt faktem. Hindusi nie mogą zrobić filmu bez śpiewu i tańca, a Chińczycy bez wymachiwania nogami i idiotycznych dialogów. Koniec i kropka. Gdyby było inaczej nie grałaby w tym Michelle Yeoh. 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  10. Dopiero wczoraj oglądałem – na mnie nie zrobił aż tak wielkiego wrażenia jak na recenzencie, ale nie mogę powiedzieć aby był słaby, wręcz przeciwnie – takie 8/10. Bardzo przeszkadzało mi łopatologiczne przedstawienie irlandzkiej wojny domowej, nie rozumiem też, dlaczego SithFrog był zdumiony finałem (ten fragment, że po pierwszych 10 minutach nie domyśliłby się końcówki) – owszem, jeżeli chodzi o pewne szczegóły to wiadomo, ale to, że [spoiler] konflikt między głównymi bohaterami będzie narastał był jasny jak słońce, przypominało mi to zresztą nieco film The Lighthouse, domyśliłem się także szybko śmierci tego osiołka i summa summarum opuszczenia Pádraica przez siostrę [/spoiler]. Bez wątpienia aktorsko to mistrzostwo świata, zwłaszcza, że wszystkich aktorów cenię. Może jednak nie uważam za tak wybitną rolę Kerry Condon, która zagrała nieco to co zwykle, ale za to absolutnie genialny w bardzo trudnej roli był Barry Keoghan. Ogólnie film momentami ociera się o dość „prostackie” metody wywoływania refleksji czy „trudnych tematów”, co jednak mistrzowsko jest kontrowane groteską, dlatego też film nie okazał się klapą. Jedynie ten nieszczęsny temat wojny domowej nie wytrzymał dla mnie próby z resztą bardzo dobrego scenariusza.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button