Dwudziesty piąty film o Jamesie Bondzie. Piąty i ostatni z udziałem Daniela Craiga. Chyba najbardziej kontrowersyjny aktor do tej pory. Fani klasyków (delikatnie mówiąc) nie przepadają ani za nim, ani za kierunkiem, w którym podążyła seria. Na drugim końcu spektrum jestem ja, uważający „Casino Royale” za najlepszy obraz z agentem 007 w historii.
Problem w tym, że po restarcie serii było tylko gorzej. „Quantum of solace” miało zagmatwaną historię, „Skyfall” zaczął się świetnie, a skończył groteskowym finałem rodem z „Kevin sam w domu”, a „Spectre” to nieudana próba pogodzenia starego z nowym. Trochę Bonda w stylu Bourne’a, trochę klasycznego. Jak na tym tle spisuje się „No time to die”?
Konstrukcja „Nie czas umierać” różni się od typowych przygód Bonda. Fabuła została podporządkowana głównemu motywowi, a jest nim pożegnanie Daniela Craiga z serią i domknięcie wątków, które przewijały się przez poprzednie filmy. Nie mogę napisać nic więcej, bo naprawdę sporo dzieje się rzeczy zaskakujących i bardzo łatwo można komuś popsuć seans zdradzaniem szczegółów.
Historia opowiadana jest niejako dwutorowo. Kontynuujemy osobisty wątek miłości Bonda do Madeline (Léa Seydoux), którą poznaliśmy w poprzedniej części, a ten przeplata się ze znakiem rozpoznawczym serii: globalnym zagrożeniem ze strony szaleńca. Mimo kilku dziur fabularnych (nad którymi nie ma czasu się zastanawiać) dostajemy całkiem zgrabną opowieść.
Sceny akcji robią wrażenie, ale mniej w tym Bonda, a więcej nowych trendów. Przypominały sekwencje znane z „Szybkich i wściekłych”, „Mission: Impossible” czy „Johna Wicka”. Kilka plenerów i szerokich kadrów – tradycyjnie – spowoduje opad szczęki. Momentami film jest przepiękny.
Na pochwały zasługuje też obsada. Od kończącego przygodę z agentem 007 Craiga, przez Léę Seydoux, aż po Raplha Fiennesa jako M. Wszyscy znani i lubiani sprawdzili się i w tej odsłonie. Olbrzymim zaskoczeniem jest Paloma, czyli Ana de Armas. Świetna, zabawna i bardzo charyzmatyczna postać. Pojawia się na (zdecydowanie za) krótką chwilę i kradnie całe show. Oby jeszcze zawitała na ekrany w tej roli. Lashana Lynch natomiast w ogóle mnie nie przekonała jako nowa wersja 007. Jeśli naprawdę twórcy zdecydują się w końcu obsadzić w tej roli kobietę – oby wybór padł na kogoś innego.
Nie wiem natomiast jak ocenić Ramiego Maleka, który wciela się w czarny charakter. Z jednej strony aktor zrobił co mógł, z materiałem, który miał. Z drugiej: miał go niewiele. To film o Bondzie, o starzeniu się, o tym co nadaje życiu sens i jak się pogodzić ze stratą. Postać głównego złego „No time to die” jest potraktowana skrajnie instrumentalnie i służy tylko popychaniu historii w kolejne rozdziały. Za parę tygodni bardziej będę pamiętał Christofa Waltza jako Blofelda, który pojawia się na chwilę, niż Maleka i jego anemicznego i niezbyt złowieszczego Lyutsifera Safina. Wyglądał jak nieudana kopia Niandera Wallace’a (Jared Leto) z „Blade Runnera 2049”.
Finał zaskakuje pod wieloma względami. Mimo że w trakcie seansu domyśliłem się, do czego prowadzą nas twórcy – i tak oglądało się przyjemnie. Tu znów jest nietypowo: ostateczna konfrontacja okazała się kameralna i niezbyt efektowna, za to skupiona – jak cały film – wokół emocji i tego, co dzieje się w sercu i w głowie Bonda.
Największym minusem zaś, który skutecznie potrafił bombardować immersję, są dialogi. Momentami tak drewniane i nadęte, że nie dało się ich słuchać. Coś pomiędzy patetycznymi hasłami z filmów Michaela Baya, a aforyzmami z książek Paolo Coelho. Dosłownie zgrzytałem zębami, nóż mi się w kieszeni otwierał, a rower sam jeździł po piwnicy… Jakby tego było mało, piosenka promująca film – a to nieodłączny element Bondów – w ogóle mi się nie podoba, trąci emo-smętami i generalnie pasuje do klimatu jak pięść do nosa.
Przygotujcie też swoje pęcherze na próbę sił, albowiem to najdłuższy seans z Bondem w historii. Film trwa ponad dwie godziny i czterdzieści minut. Mimo tego nie nudzi, choć gdzieś w trzech czwartych można odczuć powoli znużenie i nieśpieszne dążenie do kulminacji zaczyna irytować.
W moim odczuciu „No time to die” ostatecznie wypada bardzo przyzwoicie, szczególnie jako pożegnanie Craiga z serią i domknięcie historii tej inkarnacji Bonda. Do „Casino Royale” się nie umywa, ale wybija się pozytywnie na tle pozostałych odsłon. Może „Skyfall” jest blisko. Muszę obejrzeć najnowszą część ponownie i zweryfikować. Tymczasem zdecydowanie polecam wycieczkę do kina. Warto.
Nie czas umierać (2021)
-
Ocena SithFroga - 7/10
7/10
Wrzuć w jakiś spoiler przykłady tych nadętych dialogów, które tak Ci się nie spodobały 😉
Od siebie dorzucę że byłem wczoraj, wyszedłem oczarowany (ale ja jestem turbo fanem Bonda więc z definicji dodaje oczko do każdej produkcji) i w czwartek idę drugi raz.
Dla mnie na gorąco, drugi film z Craigiem i dzielnie walczący o top5 overall Bondów.
Z pamięci nie powiem, ale kilka tekstów z Felixem, kilka z M bodajże i wszystkie wymiany zdań z Lucyferem.
(przy czym zgadzam się, że to najlepszy Bond po CS z Craigiem 🙂
Pytam bo ja właśnie odniosłem odwrotne wrażenie, szczególnie dialog z M gdzie tam na tym świezym powietrzu sobie dyskutują o złoczyńcy chcącym zniszczyć świat i jest takie (z pamięci:)
– nooo…władza (w domyśle blablabla)
– no tak, to co zwykle
– dokładie, to co zwykle
takie własnie lżejsze podejście, bez zadęcia 😉
Ten akurat był świetny. Żart z biurkiem (mimo powagi dialogu) też. Humor w tym filmie zdecydowanie na plus, ale było kilka dialogów naprawdę kiepskich.
„dzielnie walczący o top5 overall Bondów”
Żaden z Ciebie fan Bondów – o Craigu trzeba jak najszybciej zapomnieć.
Dlaczego tak uważasz?
Pewnie jest hardkorowym fanem i dla niego albo Sean Connery/Roger Moore, albo nikt 🙂
Nigdy nie byłem fanem Bonda. Oglądałem tylko część filmów, ostatni to był Casino, a w pamięci mam w sumie tylko jeden z Connerym. Było rozsuwane jezioro w Japonii 🙂 Reszty nie pamiętam dobrze lub w ogóle.
I też daleko mi do „hurr durr, polityczna poprawność bo dają czarnego zamiast białego!” Ale żeby kurde zrobić Bond kobietę… czarną? Są granice przesady. Jak w tym kawale o czarnych żydach 🙈
Tak jak mówiłem, nie pamiętam prawie nic z Bonda, ale jedno na pewno jest jasne – to kobieciarz. Jak to pogodzić z postacią kobiecą? Zrobią z Bond czarną kobietę lesbijkę?
Nie twierdzę, że może się nie udać przejście na kobietę, ale musiałoby być to mocno przemyślane. Może postać jak Saga Nored z Most nad Sundem (wspaniała postać, wspaniały serial!)
Czytałem kiedyś plotki, że Bondem miał być Idris Elba. I to byłby znakomity wybór. Idealnie pasuje + by zaspokoił aktywistów 😛
Jeżeli ktoś szuka fajnego serialu
„Jak to pogodzić z postacią kobiecą? Zrobią z Bond czarną kobietę lesbijkę?”
Atomic Blonde kolega widział? 🙂
Nie i nie czuję się zachęcony 🙂
Polecam! Taki trochę Bond, trochę Bourne i trochę John Wick z Charlize Theron w roli głównej. Naprawdę solidne kino akcji. Gdyby nie przekombinowana intryga byłby sztos 🙂 ALe dla samych scen z walkami warto.
Szkoda, że nie oglądałem żadnego z tych filmów co wspomniałeś 🤣 Mam tylko Wicka na liście na kiedyś tam.
Taaa. kopie się z gośćmi 100 kilo wagi mając połowę tego.
Naprawdę to Ci przeszkadza w Bondach jeśli chodzi o realizm? 😀
Też bym oceniał Bonda na 7/10, bez sensu tak końcówka – mam wrażenie, że można to było zrobić dużo lepiej i nie z takim skutkiem jak w filmie 😉 Na pewno zdjęcia i reżyseria na duży plus. Generalnie dobre pożegnanie Craig’a po sinusoidalnych częściach – CR jest jednym z moich ulubionych Bondów, ale np. Quantum of Solace nie było o tyle zagmatwane, co fabuły nie miało raczej. No i kobiecemu Bondowi w tym filmie i w przyszłości mówię stanowcze nie! Nie uważam żeby taki sprzeciw robił z kogoś konserwę 😀
No to konserwa! W końcu nie chcesz zmian 🙂 Ja bym najchętniej zobaczył faceta w tej roli, ale kogoś zupełnie nieznanego. Żaden Elba czy Cavil. Kogoś świeżego.
Moim zdaniem mógłby powstać film z agentką 007(czy akurat z tą to nie wiem,bo filmu nie widziałem) ale nie byłaby to wtedy pełnoprawna część lecz spin off.
Najważniejsze, żeby powstał dobry film, a nie jakieś kolejne nie-wiadomo-co.
Dla mnie, po Brosnanie, a zwłaszcza po Craigu, to mogą sobie już nawet zrobić „Bonda” z Whoopi Goldberg.
Czekałem na Twój pojazd po Craigu i nie zawiodłem się 😀
Przyjemność po mojej stronie. 🙂
Powiem to całkiem szczerze – dla mnie już bardziej bondowscy są Johnny English i Rowan Atkinson.
No nie recenzja Bonda przed Shang-chi. Na razie nie czytam, bo chyba już w sieci trafiłem na ogromny spojler co do tego filmu, choć mam nadzieję, że to nieprawda. No dobra pierwszy akapit przeczytałem – Casino Royal to najlepszy film o bondzie w historii tu muszę się zgodzić.
Czytaj spokojnie, zero spoilerów. Nawet najmniejszego nie ma. Współczuję, że się gdzieś naciąłeś, to chyba pierwszy Bond, który ma kilka momentów gdzie naprawdę lepiej nic nie wiedzieć przed seansem.
Przykro mi sith ale Craig nie jest Walijczykiem ni chu chu. Ma korzenie z całej Brytanii oraz Francji, ale nie przedstawia się jako Walijczyk nie identyfikuje się z tym narodem, a urodził się w Chester blisko granicy, ale nie. W ogóle z tą Walią to jest ciężko, bo jak ktoś jest Szkotem to raczej o tym mówi, a w przypadku Walijczyków jest o to ciężko. Każdy wie że Connery był Szkotem, ale już że np sir Anthony Hopkins to Walijczyk niekoniecznie. Craig jest Angolem o mocno mieszanych korzeniach.
Nie wiedziałem, dzięki za info.
Jeszcze i to, nie? Każdy Bond był przedstawicielem któregoś z narodów królestwa, a tu jakiś mieszaniec… 😛
Jeszcze moment i dostaniesz Amerykanina, dopiero zatęsknisz za mieszanym Brytolem 😀
Lazenby był z Australii, a Brosnan z Irlandii, ani to, ani to nie należy do królestwa także sorry. Nie było jeszcze aktora z Irlandii Północnej (Liamie Neesonie czekamy)
Może Robert Snow jest tak stary, że pamięta czasy, kiedy to wszystko było brytyjskie. W takim razie kolejny Bond powinien być z… Bollywood 😀
A myślałem, że szybka odpowiedź na kapitalny żart o Neesonie, ale to by się oglądało. Przecież on jest w życiowej formie i wciąż pieruńsko przystojny.
Głową państwa Australia jest brytyjska królowa, więc to państwo jest częścią królestwa. Nie ma tu żadnej pomyłki. Zaś Irlandczycy również wchodzą w skład narodów królestwa (Irlandia Północna), więc o co chodzi? Fakt, aktor Pierce Brosnan pochodzi z Republiki Irlandii, ale nie o tym mówiłem, prawda? 🙂
Skończyły się komentarze w zagnieżdżeniu 🙁
Neeson odpada. Za bardzo się opatrzył w takich samych rolach, w swoim własnym gatunku. Plus za stary.
A co się tyczy Bonda-Hindusa to chyba trudno byłoby o odpowiedniego aktora. Takiego w typie współczesnego twardziela. Nie znam oczywiście wszystkich aktorów, ale oni kojarzą mi się raczej albo z wielkim brodaczem w turbanie wymachującym szablą, a’la Indiana Jones, albo z gryzipiórkiem w okularach. 🙂
Czyli Bondem mógłby być Jamajczyk, Kanadyjczyk, Belizyjczyk, każdy kto urodził się na Saints Kitts i Nevis, Saint Lucii, Barbadosie, Bahamach, w Gujanie, mógłby być z Papui Nowej Gwinei, Tonga, Fidzi, Kiribati, Tuvalu, Vanuatu, Nowej Zelandii. To wszystko są części królestwa w twoim rozumieniu, tak więc życzę ci czarnoskórego, reggae bonda z dredami palącego zioło, przynajmniej będzie z królestwa.
Sonu Sood: twardziel, napakowany, przystojny, z ładnym zaczesem – idealny nowy Bond i jeszcze mogli by dać na koniec tradycyjny bollywoodzki taniec do którego rzecz jasna dołączyłby pokonany złol.
Czarny i z dredami to może przesada, ale Australijczyk i Irlandczyk podpadają pod klasykę. Poza tym żartowaliśmy z tym Hindusem, nie uruchamiaj się tak. 🙂
Gdyby akcja nowego Bonda miała rozgrywać się w powiedzmy 1951 roku to Bond Murzyn byłby żartem, ale w dzisiejszych czasach ? Nie widzę przeszkód. Blondyn Craig ze swoim luźnym podejściem do sposobu podania martini był dla wielu przekroczeniem granicy, ale mi się podobał. Ponadto bond jest postacią która można „zresetować” jeśli eksperyment się nie uda i czarny bond się nie przyjmie. Np taki czarny hobbit w shire jest idiotyzmem, durnota której nie cofniesz i nie uzasadnisz zmiana realiów. Czarny Bond mógłby być spoko, o ile mialby coś ciekawego do opowiedzenia. Bo jeśli dostałbym po prostu Bonda tylko ze czarnego, to nie wiem po co zmieniac, coś co działa. Najchętniej otrzymałbym takie czarnego bonda który zna prawdziwego Bonda i jego historia jako agenta slupia się na tym ze chciałby dorównać legendarnemu agentowi. Otrzymując pierwsza poważna misje wie, ze oczekiwania względem jego osoby są olbrzymie ze względu na to ze wszedł na miejscu świeżo upieczonego emeryta. Właściwie to mógłby początkowo starać robić / zachowywać się podobnie jak jego idol, ale to nie przynosiłoby rezultatów, po czym zorientowałby się ze nie ma być kopia Bonda tylko nowym bondem, także zamiast przepisywać powinien napisać postać od nowa tak aby pasowała pod nowe czasy. Naturalnie chodziloby o metody, ale widz mógłby to odebrac jako mrugnięcie okiem.
Np uwodzenie kobiet mogłoby mu nie wyjsc, albo okazałoby się fatalnie w skutkach. Picie alkoholu w pracy tez skończyłoby się złe. Wymyślne zabawki również. Ogólnie okazałoby się ze aktualnie to co jest w podręcznikach napisanych na legendzie legendarnego Bonda zdezaktualizowało się. Wyobraźnie o „męskości” również. I np zamiast uwodzić kobietę mógłby ja wysłuchać / zrozumieć i dzięki temu uzyskać prpgres w śledztwie. Taka tam zabawa forma
W sumie to jestem zaskoczony twojego w miarę pozytywnego podejścia do filmu, bo ja oglądając na maratonie No Time to Die miałem wrażenie, że ta część, podobnie jak poprzednia, to już wyraźne odcinanie kuponów, tylko jeszcze bardziej na siłę. Nie zgadzam się, że Lea Seydoux zagrała dobrze! właśnie wręcz przeciwnie, wyglądała jakby dostała duży szmal i chciała już mieć to za sobą. Zupełnie nieprzekonująca rola, z każdą minutą seansu jej występ był coraz gorszy. Lepiej wyglądała w Spectre, lecz też bez jakiegoś szału. O Maleku szkoda nawet wspominać, bo w sumie to go nie było, aktor zagrał poniżej swojego poziomu, choć scenariusz na pewno mu nie ułatwiał.
Wymowne, że najlepiej na maratonie bawiłem się przy obejrzanym chyba już trzeci raz Skyfall, zaś Spectre i NTtD, które oglądałem pierwszy raz, niby to przyjemnie się oglądało, lecz z pierwszego odnotuje jedynie role Waltza i Christensena, tak z drugiego już absolutnie nic. Ciężko mi tu jakieś pozytywy wyciągnąć, nic w tym filmie nie wyróżnia się wyraźnie na plus albo na minus. Jak Spectre się nie spodobał, to lepiej No Time to Die sobie odpuścić.
A maraton obejmował… wszystkie Bondy z Craigiem?
Mi się Lea nie podobała od początku więc tutaj nie spodziewałem się rewelacji.
„z pierwszego odnotuje jedynie role Waltza i Christensena, tak z drugiego już absolutnie nic”
Bo NTtD jest najbardziej o samym Bondzie więc twórcy osiągnęli zamierzony efekt .
Maraton obejmował: Skyfall, Spectre i NTtD. Szkoda, że nie było Casino Royale, bo to najlepszy Bond od czasów Daytona. Quantum of Solace chyba jeszcze nie widziałem… albo nic z niego nie pamiętam – najczęściej spotykam jednak opinie, że nie ma czego żałować.
NTtD skupia się na Bondzie, nie mówię, że nie, lecz jego wątek osobisty to straaaaszne nudy, nie czuć w ogóle chemii pomiędzy Madeleine a Jamesem. Przykro to pisać, ale w końcówce było mi zupełnie obojętne jak to się skończy.
Ja mam wiele zastrzeżeń do QoS, ale kurde, mimo wszystko lubię czasem obejrzeć. Chyba przez to, że zaczyna się zaraz po CR i część akcji jest naprawdę solidna.
Zastanowiła mnie scena pościgu po norweskich bezdrożach. Myślałem, że Tata Motors grubo posmarowało za reklamę Range Rovera ale chyba Toyota przebiła ofertę 😀
Generalnie film bardzo mi się podobał. Może to efekt covidowego wyposzczenia? Jest sentymentalnie, przewijają się stare samochody, jest piosenka z filmu z Lazenbym. Jeśli chodzi o złoczyńców to w Bondach zawsze wolałem tych bardziej prawdopodobnych i racjonalnych ( gangster, magnat prasowy, były agent etc.) a Malek gra okaleczonego świra z tajną bazą na tajnej wyspie i to …w sumie też dodaje oldschoolowego klimatu, podobnie jak naukowiec z groteskowym akcentem. Nie traktuję tego jako wykorzystania oklepanych motywów tylko właśnie jako takie podsumowanie, ukłon dla całej historii tej serii.
Naprawdę jestem ciekaw jaką drogą pójdą teraz producenci. Moim zdaniem ludzie tak naprawdę chyba wcale nie chcą jakiegoś odpału przy wyborze nowego aktora. Stawiam, że Bond pozostanie Bondem. Nawet z czysto finansowych względów – kobiety nie przynoszą w kinie takich zysków jak męskie gwiazdy a facet w kinie akcji zawsze będzie lepszą dźwignią reklamową niż kobieta 🙂
„Zastanowiła mnie scena pościgu po norweskich bezdrożach.”
Mnie bardziej zastanowiła reklama przed seansem zawierająca sceny z filmu i chyba sceny z planu, ale niewykorzystane w filmie. Range Rovery fruwające, koziołkujące i rozbijające się po szlakach. Trochę dziwne promowanie produktu…
A co do dalszych losów Bonda: zetrą się dwa stronnictwa, konserwatyści z liberałami. Albo będzie płacz na pół świata, bo Bondem będzie Cavil czy ktoś podobny, albo Elba/kobieta, a wtedy… płacz na pół świata. Tylko drugie pół.
Mi w sumie wszystko jedno. Nie jestem die-hard fanem serii, a najbardziej ze WSZYSTKICH Bondów lubię Casino Royale więc nie mnie komentować 😉
Nie wiem kim ulubionym jest dla Ciebie Daniel Craig, ale na pewno nie Bondem XD Żeby nie było, nie mam problemu z odświeżeniem formuły czy ogólnie eksperymentowaniem, ale jego 007 nie jest ani brunetem, ani kobieciarzem, ani gadżeciarzem, ani wygrywem, ani nawet fanem Martini. Nie zostało praktycznie nic z atrybutów Agenta Jej Królewskiej Mości a w zamian nie dano nic charakterystycznego. Ot zrobili generyczny cykl o tajniaku. Co prawda po Casino Royale dałem im kredyt zaufania, bo to był zwyczajnie dobry film i wydawało się, że idą w kierunku origin story (otwarte wątki, które mieli kontynuować w Quantum of Solace), ale nic z tego. Nie mieli pomysłu co dalej i jechali siłą rozpędu bez pokazania czegokolwiek fajnego.
Mam pełną świadomość, że jestem bluźniercą w oczach true-fanów 🙂 Ja po prostu nigdy nie przepadałem za oryginalnymi Bondami, bo chyba zbyt późno zacząłem je oglądać i wydały mi się groteskowe i zabawne w niezamierzony sposób. Wiem, że takie było wtedy kino, ale jakoś nie potrafiłem tego przetrawić.
Nie nazwałbym się true-fanem. Jestem niedzielnym odbiorcą Bonda a z Craigiem problem jest taki, że to przeciętny do bólu akcyjniak nie oferujący nic w zamian za motywy, które skasował.
Obejrzane i jestem naprawdę ukontentowany. Kawał dobrego akcyjniaka i świetne zwieńczenie nierównej i oceniając szczerze niezbyt udanej serii, bo dwa bardzo dobre filmy na pięć to niezbyt dobrze. Jak oglądałem NTTD to cały czas miałem w głowie jak beznadziejne i bezpłciowe było Spectre. No szkoda że obejrzałem z miesięczna obsuwą no bo na internecie już zdarzyłem zupełnie przypadkiem kilkukrotnie dowiedzieć się jak film się kończy także nie było to dla mnie niestety zaskoczeniem. Fajne nawiązanie do Casino Royal na początku. Lea bardzo na plus w tym filmie, nawet Remi według mnie zagrał dobrze choć ogólnie niezbyt go lubię. No i człowiek całe życie się uczy – byłem przekonany że Akropol to wzgórze w Atenach a tu okazuje się że w Rzymie też jest Akropol i jak potem spojrzałem jeszcze w paru innych miastach.
No akropol to generalnie w starożytności po prostu wzgórze (najczęściej ze świątynią).
„cały czas miałem w głowie jak beznadziejne i bezpłciowe było Spectre”
Powiem Ci więcej, ja ostatnio miałem takie odczucia odświeżając sobie… Spectre. Ledwie zmęczyłem do końca.
Dobra recenzja, liczyłam na wyższą ocenę, ale 7 to w sumie dobra ocena. Craig też jest moim ulubionym Bondem, lubię mówić że to jest Bond moich czasów, uwielbiam z nim Casino Royale, Daniel Craig i Eva Green, to jest coś pięknego. Skyfall też lubię, pozostałe części są mi mniej bliskie. Najnowszej części jeszcze nie widziałam. A powiedz mi SithFrog, ta najnowsza część klimatem którą z wcześniejszych części przypomina najbardziej? A i jeszcze ciekawi mnie masz swojego typa na potencjalnego zastępcę Craiga? Kogo byś chciał najbardziej żeby był nowym Bondem?
ps. Oglądałeś już Black Sails(Piraci), lub The Last Kingdom(Upadek królestwa), pamiętasz polecałam Ci je jakiś czas temu.
„A powiedz mi SithFrog, ta najnowsza część klimatem którą z wcześniejszych części przypomina najbardziej?”
Taka mieszanka CR i Skyfalla. Z większym udziałem tego drugiego.
„A i jeszcze ciekawi mnie masz swojego typa na potencjalnego zastępcę Craiga? Kogo byś chciał najbardziej żeby był nowym Bondem?”
Jak ma być progresywnie to: kobieta – Ana de Armas, czarnoskóry – Idris Elba, Azjata – Henry Golding. Jak biały to wybór jest oczywisty: Henry Cavil lub nieoczywisty Michael Fassbender 🙂
A najbardziej chciałbym kogoś dobrego jeśli chodzi o talent i… mało znanego. Jakaś nowa, nieopatrzona, nieoczywista gęba 🙂
„ps. Oglądałeś już Black Sails(Piraci), lub The Last Kingdom(Upadek królestwa), pamiętasz polecałam Ci je jakiś czas temu.”
Nie, mam kupkę wstydu wielkości Wieży Eifla, a nawet nowości nie nadążam oglądać 🙁
Tą najnowszą część, Nie czas umierać, na którym miejscu byś umieścił w rankingu filmów z Craigiem? Casino Royal, jest chyba Twoją ulubioną? więc zaraz za nim, czy jednak dalej?
„Nie, mam kupkę wstydu wielkości Wieży Eifla, a nawet nowości nie nadążam oglądać 🙁”
Każdy szanujący się kinomaniak taką posiada, sama mam sporo seriali do nadrobienia. Pamiętaj o Black Sails i The Last Kingdom, bo to są pozycje naprawdę warte obejrzenia.
A ostatnio wyszło sporo ciekawych tytułów, choćby 2 sezon See, Fundacja, Inwazja, niedługo będzie Koło Czasu.
A jeszcze pytanko oglądał lub ogląda ktoś u Was z redakcji Wikingów? bo ostatnio szukałam tu na stronie recenzji, ale nic nie znalazłam, więc chyba taka nie powstała.
I ostatnia rzecz, kiedy będzie recenzja 4 sezonu The Last Kingdom, pierwsze 3 sezony recenzował Voo jakoś 2 lata temu, możesz go spytać czy zamierza recenzować też 4 sezon.
SithFrog, mógłbyś mi odpisać na ten powyższy komentarz, który napisałam 9 listopada, bo coś się nie mogę doczekać na odpowiedz:). Już ten początek komentarza nie jest ważny, chodzi mi o końcówkę. Recenzował/lub oglądał ktoś od Was z redakcji Wikingów?
Kiedy będzie recenzja 4 sezonu The Last Kingdom?, pierwsze 3 sezony dostały tu recenzje, będzie też recenzja 4?
Najnowsza część chyba za Casino Royale. Syfall był fajny do połowy niestety.
„Pamiętaj o Black Sails i The Last Kingdom, bo to są pozycje naprawdę warte obejrzenia.”
Pamiętam, ale nie są u mnie zbyt wysoko, bo wszystko co ma więcej niż 1-2 sezony jest dla mnie w obecnym czasie nie do obejrzenia.
„A ostatnio wyszło sporo ciekawych tytułów, choćby 2 sezon See, Fundacja, Inwazja, niedługo będzie Koło Czasu.”
Nic z tego nie oglądałem. Na razie próbuję być na bieżąco z Hawkeye, Dexter: New Blood i Expanse. Na nic więcej nie mam czasu 🙁
„A jeszcze pytanko oglądał lub ogląda ktoś u Was z redakcji Wikingów? bo ostatnio szukałam tu na stronie recenzji, ale nic nie znalazłam, więc chyba taka nie powstała.”
Z tego co wiem to nie.
„I ostatnia rzecz, kiedy będzie recenzja 4 sezonu The Last Kingdom, pierwsze 3 sezony recenzował Voo jakoś 2 lata temu, możesz go spytać czy zamierza recenzować też 4 sezon.”
Nie wiem, zapytam.
Sorry za opóźnienie, wszystkiego najlepszego w 2022 roku!
Nowy Dexter warty uwagi?
Nie. Katastrofa. Ktoś wymyślił główny wątek że ma się zadziać tak i tak, ale obudował to tak durnymi motywami, nierealnym zachowaniem dennych postaci, że nóż się w kieszeni otwiera…
Będzie recenzja? 🙂 Przyznam, że jesteś chyba pierwszy u którego czytam tak negatywną opinię. Generalnie nie zamierzam się angażować na nowo w coś, jeżeli nie jest warte uwagi. Tym bardziej gdy nie ma legalnych możliwości obejrzenia.
Widzę, że kolejny temat Matrixa już ogarnięty. Recenzje tragiczne u wszystkich rzetelnych ludzi, więc nie będę się kłopotać. Już trailer mnie zniechęcił (podobnie jak Fantastyczne Zwierzaki, ale tu sentyment wygrywa z zarzynaniem franczyzy przez Rowling i WB)
Zamiast tego wygodnie rozsiadam się przed finałowym sezonem Gomorry, która nigdy mnie nie zawiodła. 🙂
Mi ten Dexter przypomina ostatni sezon starego. Bez ładu i składu, realizm zero, ciąg przyczynowo-skutkowy? Brak. Bohaterowie nagle sobie coś przypominają, za chwilę nie pamiętają. Jeden Ziutek na oczach ludzi robi innemu tęgie kuku i poza opierdzielem nie ma żadnych konsekwencji… No klimat dexterowy czasem jest, ale historia jest jednym wielkim bałaganem.
SithFrog, dzięki za odpowiedz. Dla Ciebie też wszystkiego najlepszego w 2022 roku:)