Co wyjdzie z połączenia Polskiej Szkoły Tłumaczeń Filmowych oraz ambicji na stworzenie filmu klasy Z, jakiego świat jeszcze nie widział? Musiała zaistnieć jakaś niebywała okoliczność przyrody, być może koniunkcja planet, albo rozbłysk odległej supernowej, gwiazdy ułożyły się w kształt Orła Białego, kiedy nagłe olśnienie spłynęło na tłumacza (lub tłumaczkę) i krótkometrażowy film pt. “Snake Dick” ochrzcił (lub ochrzciła) mianem Kutasssssa*. Żaden szanujący się miłośnik dwugłowych rekinów i gigantycznych węży nie przejdzie obok czegoś takiego obojętnie. Tak się proszę państwa robi marketing.
Cytując oficjalny opis tego dzieła: Jill ma węża. Julia ma flet. W pojedynkę są bezbronne. Ale w duecie są sekretną bronią do walki z ciemnością… Mamy więc dwie dziewczyny, naprawiające swojego Mustanga na stacji benzynowej gdzieś pośrodku niczego. Zaczepia je dwóch lokalnych cwaniaczków, a krótkie spięcie zostaje rozwiązane przy pomocy ogromnego węża, wypełzającego spod spódnicy jednej z pań. Nie bijcie za to, że zdradzam “fabułę”, ale wszystko widać już na plakacie reklamowym. Ktoś po prostu wpadł na pomysł, jak zabłysnąć, a żeby to zrobić, nie wystarczy dziś pokroić anakondę piłą łańcuchową. To już było.
Czy się udało? Umiarkowanie. Dostaliśmy jedną scenkę, bardzo ładnie nakręconą, w modnym ostatnio retro-stylu. Plan skąpany w kolorowym świetle, syntezatorowa muzyka, dobra praca kamery. Solidna, rzemieślnicza robota. Niestety jeśli oglądaliście cokolwiek z wytwórni Asylum, nic was tu nie zaskoczy. Dziewczyny nie są zbyt przekonujące, ale widać, że to nie amatorki. Napastujące je typki odgrywają stereotypowych amerykańskich agresywnych wsioków, którzy z oprawców stają się ofiarami. Nawet kiepsko animowany wąż już był i to nie raz, ani nie dwa. Na koniec panie odjeżdżają w stronę płonącego miasta, a widz zostaje z obietnicą, że to może nie być koniec ich przygód. Samo to ostatnie spojrzenie na świat trapiony jakimś kataklizmem jest chyba ciekawsze od pary głównych bohaterek, nawet jeśli jedna z nich ma węża między nogami.
Czy opisywana produkcja przyniesie jej twórcom rozgłos? Zapewne tak, ale tylko dzięki tytułowi. Poppy Drayton i Sierra Pond nie zabłysnęły na tyle, żeby nagle upomniał się o nie Hollywood. David Mahmoudieh – scenarzysta i reżyser w jednej osobie pokazuje, że stać go na zrobienie czegoś bezdennie głupiego (to atut w naszym poprawnym politycznie świecie), ale czy ma do zaoferowania coś oryginalnego? Na razie tego nie pokazał – moda na synthwave, neony i kicz trwa od dłuższego czasu i trzeba nie lada talentu, żeby utrzymać się na powierzchni morza przeciętności. Samym wężem w majtkach będzie ciężko, a że śmieszny pomysł na krótki metraż ciężko rozwinąć w coś większego, przekonaliśmy się nie raz. Że wspomnę choćby o Iron Sky, czy Commando Ninja. Jedno jest pewne: miłośnicy kina wątpliwej jakości z głodu nie umrą.
-
Ocena Crowleya - 5/10
5/10
*Choć muszę przyznać, że zasłyszany gdzieś w sieci “Pytong” również zrobiłby robotę.
No i ch*j.
A gdzie kurła flet się podział? Ciekawe czy to one podjarały to miasto do tego stopnia? Brzmi dobrze-Asylum piękna wytwórnia, piękne filmy.
Mam jeszcze w zanadrzu Battle Star Wars z tej wytwórni, ale to musi chwilę poczekać.
To ktoś jeszcze ogląda Asylum?? Myślałem ,ze to było śmieszne gdzieś w 2012
To nigdy nie było śmieszne.
To jest literalnie jedna z najlepszych recenzji filmu na tym portalu. Nawet nie chodzi o treść, chociaż też spoko, ale to zestawienie miniaturki z tytułem polskim. Natrafiłem dzisiaj przypadkiem, przypomniałem sobie i musiałem to napisać 🙂