Gdyby na świecie istniała sprawiedliwość, to ten film zakończyłby karierę Grzegorza Brauna. Tak, tego Grzegorza Brauna, polityka ze świetną dykcją, trudniącego się od czasu do czasu poszukiwaniem żydowskich schronów pod Centralnym Portem Komunikacyjnym. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale nim pan Grzegorz miał w głowie same „służby, loże i Szczęść Boże”, realizował się jako filmowiec-dokumentalista. Dodajmy – całkiem sprawny filmowiec-dokumentalista. Poza mocno zarysowanymi w późniejszych dokumentach poglądami i stanowiskami politycznymi, które mogły wielu widzom przeszkadzać, w zasadzie trudno było się do czegokolwiek w jego twórczości przyczepić. Kręcił filmy ciekawe, stawiające ważne pytania i po prostu warsztatowo przyzwoite. Niestety w pewnym momencie uczynił też krok w stronę filmu fabularnego. I tu wyłożył się plackiem, udowadniając, że nie jest w stanie rywalizować z przedstawicielami wiadomej mniejszości z Hollywood.
Tak jest, żarty na bok, bo Grzegorz Braun ma pewien sekret. Na początku tego tysiąclecia stworzył scenariusz do jednego z największych gniotów, jakie wydała polska kinematografia – filmu science-fiction pt. „Arche. Czyste zło.” I choć tak po prawdzie to scenariusz nie jest jedynym winowajcą gniotowatości owej produkcji, to na pewno jej nie pomógł. W owym dziele wspierał go drugi scenarzysta – Artur M. Nicpoń, który na szczęście po debiucie zupełnie porzucił kinematografię. Pozwólcie wszakże, że streszczę w kilku słowach fabułę. Albo nie, zacznę od fragmentu z opisu filmu przedstawionego przez dystrybutora. Khem, khem…
W trakcie prac ziemnych w opustoszałym kościele grupa robotników znajduje tajemnicze znalezisko. Znaleziony, tajemniczy obiekt wraz szeregiem notatek zdaje się być bezwartościowym przedmiotem.
Zaraz, zaraz! – krzykniecie pewnie. Przecież w tych dwóch zdaniach spośród pięciu następujących po sobie słów, trzy są wyrazami pochodnymi od „znaleźć”, a dwa od „tajemnica”. Znajduje, znalezisko, znaleziony, tajemnicze, tajemniczy… Czy ktoś ten opis filmu w ogóle czytał? Otóż moi drodzy, pewnie nie czytał, bo i film na to nie zasłużył. Ale wróćmy do obiecanego opisu fabuły.
Piątka przyjaciół spotyka się po latach w wiejskim domu (a tak właściwie to stadninie koni) jednego z nich – Roberta (w tej roli zmuszony do grania w filmie szantażem Robert Gonera). Tak się składa, że Robert jako wiejski biznesmen buduje też hotel, który ma stanąć na położonych niedaleko starych ruinach kościoła. Podczas najnudniejszej imprezy w historii ludzkości, Robert dostaje telefon informujący go, iż w trakcie prac w tychże ruinach znaleziono coś dziwnego. Czymś dziwnym okazuje się mała drewniana piramida z obracającymi się klockami, jaką widziałem kiedyś w sklepie z pamiątkami za ok. 20-30 złotych. Ale bez podejrzanych symboli. Drugim znaleziskiem są kartki z drukarki przypalone zapalniczką i pokryte łacińskimi napisami. To znaczy w zamyśle twórców to chyba miał być starodruk, ale nawet nie zamoczyli kartek w herbacie czy kawie, by nadać im pozór wiekowości. Po prostu opalili brzegi. Chłopaki wróciwszy na „imprezę” tłumaczą tekst, który mówi o prazasadzie (tytułowe arche) i rozpoczynają najbardziej bzdurną rozmowę o pseudofilozofii, jaką kiedykolwiek słyszałem. Robert bawi się piramidką, skutkiem czego dochodzi do zmian w czasoprzestrzeni i znika jedna z dziewczyn. Potem skanują piramidę i otwierają portal, który przenosi ich do gry komputerowej…
Nie, dobra, nie będę tego dalej ciągnął. Słuchajcie, jest to dno, naprawdę. Jakość zdjęć waha się od katastrofalnej (pojedyncze ujęcia z ręki) do „tanioserialowej”. O rekwizytach już wspomniałem. Aktorzy poza Gonerą grają albo słabo, albo – w przypadku jednej z pań – tragicznie. Dialogi napisane są źle, a cała fabuła nie ma najmniejszego sensu. Efekty specjalne budzą uśmiech politowania. Do tego film serwuje nam te same chwyty, jakich używają wszystkie niskobudżetowe produkcje, które po wstępnym montażu okazują się zbyt krótkie, by uznać je za pełnometrażowe. Czyli pokazują wszystko, co nieciekawe. Długie minuty łażenia, otwierania pudełek, drapania się po brodzie, etc…
No dobrze, poszukajmy jakichś plusów. O! Mam jeden. Film jest subtelny w prezentowaniu ideologii Grzegorza Brauna. Po prawdzie może to wynikać z faktu, iż taki ostry zwrot w prawo to filmowiec zrobił dopiero 15 lat temu, wcześniej co najwyżej dość ogólnie utożsamiając się z konserwatywnym systemem wartości. W każdym razie gdybyście nie wiedzieli, że Braun był scenarzystą, to pewnie byście się tego nie domyślili. Wprawdzie koleś, który „pukał” drugiemu kolesiowi dziewczynę, umiera (więc jest sprawiedliwość), a na początku umiera też czytelnik Gazety Wyborczej (jasna sprawa), no i ogólnie jest kilka odwołań do Boga, ale zasadniczo nie jest to kino przesadnie moralizatorskie. No i za to chwała. I również za to, że film dostarcza wielu okazji do śmiechu.
Arche. Czyste zło.
-
Ocena DaeLa - 2/10
2/10
Jak umiera czytelnik Wyborczej, to może jednak warto obejrzec 😉
Albo dla recenzenckiej uczciwości dodać do plusów 😉
A cycki w tym filmie są? Bo na ogól im gorsza klasa filmu, tym golizny więcej. Raz że to zapełnia dziury w fabule, a dwa, przyciąga widzów, zwykle o mniej wyszukanych gustach 😉
Cycków nie ma. Natomiast z tego co pamiętam jedna aktorka paraduje w dwóch scenach w stringach.
Ej, to ja miałem zapytać o cycki! A tak to już nie mam o co zapytać.
Jak zobaczyłam zdjecie na głównej to w pierwszej chwili pomyślałam, że to Stephen Amell z Arrowa… 😀
Grzegorz Braun – pożyteczny idiota dla przeciwników Kościoła, katolicyzmu i ogólnie prawej strony. Taki trochę śmieszniejszy bardziej pocieszny minimalnie mniej radykalny Korwin. Szkoda, że prawica takimi ludźmi stoi. Co do filmu to po prostu przestałem wierzyć, że filmy akcji, fantasy, SF, czy cokolwiek co nie jest komedią romantyczną, filmem o Polsce czasów wojny, mrocznym gniotem bez pomyślunku, nie powstanie. Efekty specjalne w polskich filmach to jest kpina, gra aktorska poziom dna, reżyserzy i scenażyści słabiutcy.
Jeśli ktoś nie ma problemu z przekleństwami, to na temat filmu może obejrzeć sobie to: https://youtu.be/BKXlV1OfrW4
Wypraszam sobie nazywanie pana Brauna prawicą, a tym bardziej konserwatystą. To korwinista, a oni żadną prawicą nie są. Większość poparła w wyborach pana Trzaskowskiego. Nie chcą płacić podatków i plotą jakieś bzdury o żydach, ale to bynajmniej prawicą ich nie czyni. To zwykły świr, który nie ma oporów podpierać się w swoich natręctwach skrajnymi lewakami, jak jego „asystent społeczny” pan Sabina. 🙂
Obiło mi się natomiast o uszy, że był zdolnym filmowcem. Jednak o tym filmie w życiu nie słyszałem, co z początku mnie zaskoczyło, bo myślałem, że znam wszystkie polskie filmy z tego okresu. Ale po przeczytaniu opisu już mnie nie zaskakuje. 🙂 A panu Gonerze się nie dziwcie. Jest aktorem, a aktor jest od grania, nie od mądrzenia się na tiktoku czy innym pudelku. Może po prostu nie miał w tym czasie lepszych propozycji.
Skąd właściwie informacja, że większość Konfederacji poparła Trzaskowskiego ? Z tego co się orientuje to było to ok 50/50 (co w sumie nie jest aż tak dziwne, skoro ich kandydat odmówił wytypowania jednego toru na 2 turę, a duża część po prostu nie poszła). Zresztą chyba nie powinno się zbytnio utożsamiać polityków z ich elektoratem, w przypadku, gdy mówimy o partii złożonej de facto z 3 części (narodowców Bosaka, tradycjonalistów Brauna i wolnościowców Korwina), które starają się wzajemnie przez skojarzenie z innymi wybić wyżej i sytuacji, kiedy na konfę głosowali młodzi ludzie nie chcący „popisu”, nie patrzący na wszystkie plany swojego kandydata.
PS Mógłbyś proszę zdefiniować co masz na myśli gdy mówisz „prawica” ?
Nie powiedziałem, że większość Konfederacji, tylko że większość Korwinistów (do których należy też zaliczyć pana Brauna). Narodowa część Konfederacji zapewne poparła prezydenta Dudę. A skąd taka informacja? Bo kilku Korwinistów znam (a nawet mimo różnic kolegujemy się) i wiem na kogo głosowali. Znam ich sposób myślenia i wartości, które wyznają. Jak ich dobrze pociągnąć za język to szybko wychodzi, że z prawicowym myśleniem nie mają nic wspólnego. A co uważam za prawdziwą prawicę? Ciężko to zdefiniować w paru słowach. Za wzór prawicowych polityków postawiłbym np. Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.
„wzór prawicowych polityków” „Margaret Thatcher”
Aż parsknąłem. Człowieku! Przecież ona była liberalna, ostatnim konserwatywnym politykiem w UK to był Powell. Psioczysz na Korwinistów, a sam myślisz podobnie, że jak ktoś jest liberałem ekonomicznym to jest prawicą. Reagan też ma swoje za uszami, pokolenie japiszonów, które wyhodował to antypody konserwatyzmu.
Sorry, ale ja dobrze pamiętam prezydenturę Raegana i premierowanie Thatcher. Liberalni? Dobre sobie. Podaj jakieś konkretne działania tej dwójki, które nosiłyby znamiona liberalizmu obyczajowego, bo ja takich nie pamiętam. Pamiętam za to, że Reagan był ostatnim prezydentem USA aktywnie sprzeciwiającym się aborcji. A obwinianie go o poglądy japiszonów to jak obwinianie Nixona o hippisów. 🙂 Widocznie mamy różne pojęcia prawicy. Bo ja wolę poważnych prawicowców, jak Reagan i Thatcher, którzy nie wygłupiali się w telewizji, tylko realnie coś robili na rzecz konserwatywnych wartości, niż takich błaznów jak Braun, który do jednej kamery grozi, że trzeba batożyć sodomitów, a do drugiej prowadza się z lewackim zadymiarzem.
Reagan? Proszę bardzo: imigracja. Thatcher nie robiła nic na rzecz konserwatywnych wartości. Antykomunizm nie zawsze idzie w parze z konserwatyzmem. Jej neoliberalizm rozmontował tradycyjne społeczeństwo, turbokapitalizm niszczący kulturę. Przed nią to nawet ówcześni laburzyści byli porządni. A co do Griszy to całkowita zgoda. Taki pryncypialny, ale jakoś zasada „wróg mojego wroga (…)” przypadła mu do gustu.
Ale co imigracja? Że wspierał, czy że wręcz przeciwnie? Bo przypominam, że USA to nie Europa, ma swoją specyfikę i imigracja jak najbardziej wpisuje się w tradycyjne amerykańskie wartości. Zwłaszcza że wtedy w przeważającej mierze nie była to jeszcze imigracja obca kulturowo. Latynosi oraz wschodni Europejczycy zaaklimatyzowali się bardzo dobrze w USA.
Latynosi zaaklimatyzowali się bardzo dobrze?! Dawna czerwona Kalifornia to dziś bastion Demokratów. Latynosi to ich vote bank. USA dziś zmierzają w kierunku Libanu czy Indii, gdzie mniejszości mają swoje partie i walka o ich głosy to próżny trud. No ale Reagan obniżył podatki korporacjom. Trump to „godny” następca.
A co, źle? Popatrz choćby na tę Kalifornię. Wszędzie hiszpańsko brzmiące nazwiska. Latynoscy lekarze, latynoscy prawnicy, aktorzy, reżyserzy. Lepiej się zaaklimatyzowali niż ci wszyscy murzyni, którzy siedzą tam od trzystu lat (i jak na złość też nie chcą głosować na Republikanów). Gdyby USA opierały się tylko na potomkach anglosaskich WASPów to nigdy nie zostałyby potęgą gospodarczą i wojskową. W najlepszym razie byłyby drugą Australią czy Kanadą. Sztuka to wiedzieć kogo się wpuszcza. Problemy są tylko z czarnymi i muzułmanami (ale oni zaczęli przyjeżdżać już po epoce Reagana).
Zgadzam się, że wolnościowcy nie są z automatu prawicą. Zresztą oni sami to przyznają, Sławomir Mentzen w tym filmie: https://youtu.be/ev1YBU86aHU?t=724 wprost mówi, że Konfederację utworzono tylko dlatego, że Wolność potrzebowała się powiększyć i musieli pójść na prawo, bo wielkomiejscy liberałowie nigdy nie poszliby za Korwinem. Zresztą w nim i w poprzedzającym go https://youtu.be/kllQnSZtKxo mówi szczerze, że celowo idą w populizm i rzeczy do memów zamiast merytorycznych treści, bo tylko tak mogą przyciągnąć ludzi o innych poglądach i wygrać.
Przepraszam, ale co wy macie za problem z pisem? To najlepsza partia jaką mamy od czasów komuny, a przynajmniej według TVP. TV zawsze psioczyła na polityków i wytykała błędy, a teraz tego nie robi, bo po prostu wszystko jest w najlepszym porządku.
Super partia kuro!