Fajnie jest wrócić do kina, wiecie? Tak po prostu. Wiem, że przybytki dla filmolubów otwarto u nas już w czerwcu, ale zobaczyć można było głównie powtórki klasyków, ewentualnie kilka filmów, które grano w marcu, zaraz przed „lockdownem”. Trudny czas (przynajmniej częściowo) za nami, czas na prawdziwą premierę na wielkim ekranie i idącą za tym ciekawość, ekscytację i niepewność. Zaczynamy z wysokiego C: oto przed wami najnowsza produkcja jednego z najgorętszych reżyserskich nazwisk Hollywood – „Tenet” Christophera Nolana.
Aby nie psuć niespodzianki, napiszę o fabule tak ogólnikowo, jak tylko potrafię. Agent specjalny (w tej roli John David Washington), uzbrojony w tajemnicze słowo „tenet”, ma uratować świat. Nie będzie to proste. Po pierwsze musi rozwikłać wiele zagadek. Po drugie musi wejść w świat szpiegów, handlarzy bronią, mafiozów i wszelkiego rodzaju szumowin. Po trzecie – i chyba najważniejsze – musi zrozumieć i w pewnym sensie opanować sztukę inwersji. Okazuje się bowiem, że istnieją na świecie przedmioty o ujemnej entropii, czyli takie, które poruszają się „do tyłu” z naszej perspektywy. Innymi słowy: dla nas one cofają się w czasie.
Odpowiedź na pytanie, które od razu się nasuwa, brzmi: tak. Patent z obiektami z odwrotnym upływem czasu to taki sam bajer jak zabawy ze snem w „Incepcji” albo niesynchroniczna chronologia w „Dunkierce”. Ciekawy, oryginalny motyw, który Nolan sobie wymyślił i obudował scenami tak, żeby powstał z tego film.
„Tenet” jest niemal dziełem kompletnym, jeśli chodzi o stronę techniczną. Sceny akcji to zrobione z dużą maestrią małe arcydzieła, które można podziwiać zapewne więcej niż raz. Zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach i nakręcone tak, że dech zapiera. Fantastyczne tempo, genialne ujęcia, odpowiednia dynamika, ale też przejrzystość. Nie ma tu miejsca na epileptyczny montaż i zero orientacji u widza. Chociaż po jednym obejrzeniu nie sposób docenić każdej sekwencji.
Często na ekranie widzimy obiekty „normalne” i „odwrócone” działające obok siebie lub wręcz wchodzące w interakcję i brakuje czasu, żeby uważnie prześledzić wszystkie detale. Na ekranie widać też wielkie przywiązanie Nolana do praktycznych efektów specjalnych. Wszystko jest prawdziwe, namacalne i nie ma wątpliwości, że koziołkujące auto nie powstało na ekranie komputera. Jedyny minus powraca jak bumerang przy ostatnich produkcjach znanego reżysera: po raz kolejny mam wrażenie, że ścieżka dialogowa jest cichsza i od muzyki w tle, i od efektów dźwiękowych, przez co czasem, gdyby nie napisy, nie miałbym pojęcia co mówią bohaterowie.
Jeśli do tego momentu czujecie się zachęceni, jeśli chcecie zobaczyć kino akcji a’la Bond (to jest dosłownie Bond pod innym tytułem) z oryginalnym patentem i spektakularnymi scenami akcji – idźcie do kina i nie czytajcie dalej…
…dalej bowiem muszę wyjaśnić, skąd ocena jest taka, jaka jest. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że Christopher Nolan idzie w bardzo konkretnym kierunku. Coraz mniej liczą się: bohaterowie, ich emocje, przeżycia i motywacje, a coraz bardziej ów oryginalny patent i jego egzekucja. Wiecie, jak się nazywa główny bohater? Protagonista. Nie żartuję. Jego imię nie pada ani razu, nazwisko też, a sam o sobie mówi, że jest protagonistą tej opowieści.
Detal, ale doskonale obrazuje podejście reżysera do bohaterów. Są oni tylko nośnikami informacji dla widza. Dialogi już niemal tradycyjnie u Nolana składają się w 50% z ekspozycji, a w 50% są nadętymi deklamacjami o miłości, poświęceniu, przeznaczeniu, życiu, śmierci i w ogóle. Tak było już w „Dark Knight Rises” i „Interstellar”, ale „Tenet” wnosi ewolucję na nowy poziom. I nie chcę tu broń boże krytykować aktorów, o nie. John David Washington, Robert Pattinson, Elizabeth Debicki czy Kenneth Branagh robią co mogą z materiałem, który dostali. Problem w tym, że nie ma tu z czego grać. Gdyby zamiast najgorętszych nazwisk Hollywood wstawić mniej znane twarze albo wręcz manekiny – film wiele by nie stracił.
Wspomniany Branagh gra tu żywcem wyjętego z Bondów antagonistę (rosyjski handlarz bronią, oryginalne jak cholera) i jest tak groteskowy, że zęby bolą. Tylko Nolan zdaje się tego nie widzieć, bo najważniejsze jest widowisko. Gdyby chociaż było tu znane z wielu Bondów mrugnięcie okiem, nie do końca poważne podejście… nie. Nic z tych rzeczy. Tradycyjnie u Nolana wszystko jest śmiertelnie poważne, zagrożenie ogromne, plany ambitne, a bohaterowie nadęci jak balony. Sam plan antagonisty okazuje się opierać o taką sztampę, że zajęło mi chwilę przetrawienie go, kiedy już wyszedł na światło dzienne.
„Tenet” jest niemal doskonały technicznie, posiada ciekawy pomysł i wiele oryginalnie nakręconych, efektownych scen. Jest jednocześnie też męczący, przytłaczający, pretensjonalny, nie wskrzesił we mnie ani trochę emocjonalnego zaangażowania, przez co wydał mi się po prostu… nudny. W teorii ostatnie sceny i pewne zwroty fabularne miały wywołać efekt „wow” i wiele wyjaśnić. W praktyce byłem tak zmęczony, znudzony i niezaangażowany, że nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Mało tego, nie były nawet zaskakujące. Ostatnie produkcje Nolana porywają mnie coraz mniej. Szanuję go za wizjonerstwo i oryginalne pomysły, ale mam wrażenie, że powinien swoje koncepty oddawać dobrym scenarzystom, a dopiero potem zabierać się za kręcenie filmu. Sam „Tenet” można obejrzeć, ale nie jest to pozycja obowiązkowa.
Tenet (2020)
-
Ocena SithFroga - 5/10
5/10
Ciekawe czy film rozbije bank z tegorocznymi Oscarami. Niby zawsze najlepsze produkcje wychodzą pod koniec roku, ale przy takiej posusze w branży, każdy film ma szansę na garść statuetek 😉
W kategoriach technicznych na pewno będzie absolutnym faworytem. W pozostałych: nie widzę specjalnie powodu. Ani aktorstwo, ani scenariusz, moooooże reżyseria jak ktoś ceni spektakl, a nie dba o emocje. I tyle.
Muzyka, Panie SithFrogu.
W „Tenet”? Nie urzekła mnie kompletnie. Brzmi jakby ktoś chciał naśladować Zimmera, ale nie był Zimmerem.
Zgadzam się z tym werdyktem, choć w moim przypadku ostateczna ocena jest znacznie niższa 🙂
Zapewne to kwestia upodobań, ale ja w kinie cenię sobie dobrze napisane postacie, dialogi i historię ,która nie jest tylko tłem dla efektów specjalnych, czy „pomysłu” na film. Te nieszczęsne dialogi są tak drewniane i jak słuszne zauważył szanowny Sithfrog, potwornie nadęte. Aż zęby mnie bolały od słuchania tych, napisanych chyba na kolanie, kwestii. Podobnie, film nie wzbudził u mnie żadnego zaangażowania emocjonalnego, ani ciekawości jak rozwinie się historia. Przyznam się, że nie dotrwałem do końca i wyszedłem z kina, tak niestrawne to było dla mnie danie. Nie spodziewałem się, że stanie się to na Nolanie, ale chyba lekceważyłem sygnały ostrzegawcze z jego wcześniejszych filmów. Naprawdę dziękuję za tą recenzję i popieram w 100%, zwłaszcza na fali zachwytów i wszelkich „ochów i achów” na innych portalach.
A to ciekawe – w sensie – jest fala zachwytów? Bo czytałem/oglądałem raczej umiarkowane opinie. Takie w przedziale 5-7/10.
W temacie oczekiwań: mam podobnie. Lubię spektakl i akcję, ale jeśli nie ma dobrze napisanych bohaterów, sensownych dialogów to fajerwerków – jak doskonałe by nie były – starcza na 30 minut, potem po prostu tracę zainteresowanie.
Może nie recenzji, ale ocen użytkowników i widzów, z których większość jest powyżej 7.
Aaaaa, to standard. U wielu ludzi Nolan może dostać oceny od 7 wzwyż i nie dopuszczają do siebie innej możliwości. Przerabiałem to przy Interstellar, który mnie okrutnie zawiódł i dałem bodajże 3. Zostałem odsądzony od czci i wiary 🙂
„Coraz mniej liczą się: bohaterowie, ich emocje, przeżycia i motywacje”
Czyli dalej mogę nie czytać. Dla mnie liczą się w filmie właściwie tylko bohaterowie. Jestem zwolennikiem starej greckiej szkoły. Jak mam ciekawych bohaterów to za całą resztę starczy mi maska i koturny. 🙂
Och, to wyszedłbyś z kina po 30 minutach maks. Mogliby stado worków z piaskiem wsadzić i ponaklejać znane twarze i film niewiele by stracił 🙂
A dla mnie solidne 9/10, nie nudziłem się ani przez moment.
Z ciekawości: za co aż 9?
To był szit straszny. Forum padu wiec tu.
Kurw….. cała relacja tego typa z żoną tamtego typa. WTF? Kiedy? Co? Dlaczego?
TERAZ JESTESMY W INDIACH
A TERAZ WE LWOWIE
A TERAZ W OSLO
A TERAZ W LONDYNIE O JEZU ALE BEDZIEMY MIELI FREQUENT FLYERS MILES
Caly koncept tego podrozowania w czasie mi sie nie podobał. To jakby wziąc idee z Primera i zrobić ją niewykonalną ale bardziej widowiskową. Wszystko byłoby okej jeżeli oni by po prostu siedzieli w tych drzwiach obrotowych przez tydzien i swiat posunał się o tydzien a oni nie. A tak o co chodzi? Jak ta walka miała wyglądać która dla jednego sie niby skonczyla a dla drugiego zaczęła. I jeszcze po co nowybatmanwampir zdejmowal protagoniscie (THE PROTAGONISCIE) kask w Oslo? On juz wiedział kto i co…nie?
MUZYKA ACH MUZYKA https://www.youtube.com/watch?v=rc7-HbYvD9I&ab&ab_channel=AndreDoll south park podsumował swietnie muzyke u Nolana. I w ogóle cały koncept filmów Nolana.
To serio on zrobił Memento? i Following?
IF. I. CANNOT. HAVE. YOU. NOONE. CAN. Na głos sie zasmialem w tym momencie. W ogole jak pisałes, motywacje wszystkich bohaterów to jest jakis absurd.
Dobra jak działają te wsteczne naboje? Że co?
ODWROTNE PŁUCA! ciekawe czy maja tez odwrotne cewki moczowe i jelita… So, so many questions
A TERAZ JESTESMY NA W WIETNAMIE
Ja nie jestem jakims radykałem nie kazdy film musi przechodzic test bechdel, ale tu były chyba 3 postaci kobiece wszystkie razem, nie? Ta smutna ruda miała ze 4 kwestie, ta hinduska z 9 bo była na dwóch scenach no i ta żona-damsel-in-distress co nie wiadomo o co biega, czemu ona tak wszystkich interesuje szczególnie THE PROTAGONISTE.
Czy tam jakikolwiek element fabuły nie był wtórny? Ja nie mówie, że dialogi były beznadziejne. Ale fabuła w ogole.
algorytm stworzyła naukowiec z przyszłosci i podzieliła go na 10 czesci. 3 dla królów Elfów pod otwartym niebem… Nie czekaj, musisz zebrac wszystkie kamienie i umiescic je w rękawicy zeby zakończyć swiat…nie czekaj… Jezuuu
W ogóle sama idea ze jakis mafiozo chce sobie zakonczyc swiat bo sam umiera. Handlarz bronią…
No i zaraz mi sie literki koncza a tego było ponad dwie godziny
chociaz wydawało sie jakby dużo dłuzej
Fajnie by zrobili gdyby pod koniec puscili cały film wstecz 😉
„Kurw….. cała relacja tego typa z żoną tamtego typa. WTF? Kiedy? Co? Dlaczego?”
Noooo, to jego nagłe zainteresowanie i ratowanie jej. Też miałem takie „ale zaraz, a co mu w ogóle zależy”? Bo widział ją jak czeka na syna przed szkołą? Zagranie błyskotliwe na poziomie George’a Lucasa.
„algorytm stworzyła naukowiec z przyszłosci i podzieliła go na 10 czesci. 3 dla królów Elfów pod otwartym niebem… Nie czekaj, musisz zebrac wszystkie kamienie i umiescic je w rękawicy zeby zakończyć swiat…nie czekaj… Jezuuu”
Na tym nie wytrzymałem bez śmiania się. Chociaż ja miałem skojarzenie z Harrym Potterem i horkruksami czy jak to się zwało. W ogóle świetny pomysł walnąć taki algorytm i zamiast zniszczyć to podzielić. I w ogóle algorytm to zazwyczaj jakaś forma kodu, a tu była zabawka przestrzenna typu „dopasuj jak chcesz”. Śmiałem się na głos.
„Fajnie by zrobili gdyby pod koniec puscili cały film wstecz 😉”
Hahaha, tak, i 5 h w kinie zamiast 2,5. Profit? 🙂
Czerwony pasek z oceną z jednej strony jest do połowy pełny, a z drugiej – od połowy pusty.
Tak jest, do dowolnej interpretacji, jak słynna szklanka 😉
Byłem wczoraj w kinie. Wypad podwójnie drastyczny: raz że aby zjeść popcorn i wypić cole z butelki kazali mi dokupić bzdurna przyłbice ograniczająca widoczność.
Dwa, że ten film to DRAMAT TRAGERIA FARSA KPINA ZENADA I BARACHŁO w jednym.
Matko Kochana, jak mogłeś Żaba dać 5 punktów? Ja bym się zastanawiał nad zerem…
Nolan już nic nie umie, tylko wymyśla pseudoambitne koncepcje i realizuje za grube miliony. Pomysł na Temat jest ciekawy na papierze, ale w praktyce beznadziejny : odwrócone sceny ogląda tak samo kiepsko, jak oglądaliby się chaotycznie wyreYserowane kino akcji. To nie gra w ogóle, nie wkręca widzą, nie dane przyjemności.
No i scenariusz, w którym ilość głupot przekracza przeciętny dzień w gorących ma Wykopie. Gdyby ktoś z ulicy przyszedł z tym do producenta w Hollywood, zostałby z miejsca wyśmiany. Teoria miłości w Interstellar to był jak widać tylko taki disclaimer do czego Nolan jest zdolny.
Facet jest bezczelny. Nawet nie próbuje udawać, że wypowiadana przez bohaterów ekspozycja ma ręce i nogi – przykrywa wszystko tanimi sloganów z podręcznika dla harcerzy. Jeju, jakie to jest biedne.
Odwrócone płuca wciągające tlen zaseczki (SERIO, CO TEN TEKST MIAL W OGOLE WYJAŚNIAĆ???) to tylko wierzchołek góry lodowej.
Ach, szkoda strzępić ryja. Największy regres reżyserski naszych czasów staje się faktem. Shyamalam wita w klubie.
Hahaha, jakbym czytał siebie po seansie Interstellar! Jak widać Nolan poza kręceniem filmów potrafi spektakularnie zawodzić kinomaniaków.
A 5 dałem, bo aktorzy mimo braku materiału ewidentnie starali się cokolwiek wyciągnąć, Pattinson jest bardzo dobry, poza tym technicznie ciężko cokolwiek zarzucić, muzyka nie jest przesadnie męcząca. Za samą nędze fabularną i dramatycznie kiepski scenariusz ciężko dać 1 czy 2 nie biorąc pod uwagę całej reszty.
Ja dałem 1, chyba tylko dlatego, że nie wiem czy można dać 0. Tolkien, zostałeś ostrzeżony w recenzji i komentarzach, a jednak zaryzykowałeś i jak rozumiem dotrwałeś do końca, szacun 🙂 Cieszy fakt, że jest kilka osób podobnie oceniających ten badziew .
Tak. Myślałem, że przy Dunkierce opinie było podzielone, ale tym razem Nolan chyba w końcu przesadził.
Czuje się ostrzeżony. Powoli miałem zamiar pójść do kina, lecz dzięki recenzji wiem, że srogo bym się zawiódł. Pamiętam jakbym wczoraj był na seansie żenadę wywoływaną przez dialogi w Mroczny Rycerz: Powstaje. Już wtedy to był kłopot. Szkoda, że Nolan nie tylko się nie rozwija, lecz także zalicza regres.
„Tenet” obejrze kiedyś na jakimś netflixie jak nie będę miał niczego innego do oglądania.
Wiesz co jest najgorsze? Myślę, że jeśli jest sens w ogóle oglądać Tenet to tylko w kinie. Bo tam chociaż docenisz skalę widowiska i sposób w jaki utkano wszystkie sceny akcji dbając o najmniejsze detale. W domu na TV główna, jeśli nie jedyna, zaleta filmu zblednie i można się jeszcze bardziej rozczarować. Chyba, że masz TV/projektor 90 cali i wypasiony zestaw 7.1 dolby atmos. Ja nie mam 😛
człowiek po obejrzeniu tego filmu ma nieodparte wrażenie, że wszystko jest poprowadzone tak żeby na końcu mniej więcej wszystkie sceny się zgadzały. Niemniej jednak jak człowiek się zastanowi to cała fabuła jest bez sensu.
Druga sprawa to postacie które są totalnie nijakie i miałkie. Motywacji antagonisty nie jestem w stanie zrozumieć.
Całkiem niezła teza. Może faktycznie najpierw wymyślili szmery, bajery i dzikie węże z akcją z czasem, a dopiero potem dopisywali dot ego fabułę na mniej-więcej? 😉
Motywacja antagonisty jest prosta jak budowa cepa:
[spoiler]Umiera więc pozbiera algorytm do kupy i świat umrze razem z nim. Skoro on nie może żyć to nkt nie może.[/spoiler]
Głupie to okrutnie, ale co zrobisz, taki mieli… „pomysł”.
Omijam każdy film przy którym czarnoskórzy robią jakieś rasistowskie zamieszanie – a więc tego nie obejrze
Było jakieś zamieszanie?