W redakcji wciąż zbieramy zęby z podłogi po koreańskiej inwazji na tegoroczną oscarową galę. SithFrog stwierdził, że odnalazł życiową drogę i studiuje dalekowschodnie patenty na jogę, Crowley zamknął się w toalecie i od dwóch dni nadrabia wszystkie nominowane filmy, których nie obejrzał. Llothar bawi się rozkręconymi butelkami, a DaeL kompletnie oszalał. Zamknął się w swoim gabinecie, od czasu do czasu wydziera się tylko do komputera, dźwięki jednak docierają zza oszklonej szyby. Wydaje się, że krzyczy na pogodę. Coś o wichrach i zimie, która w tym roku nie nadeszła. W takich warunkach nie da się pracować, dlatego też dzisiaj – w ramach zadośćuczynienia oferujemy Wam tekst gościnny. Gościem ponownie jest Filip Nowek – student dziennikarstwa, który zgodził się na publikację swojej recenzji jednego ważniejszych i ciekawszych filmów zeszłego roku – „Gorący temat”. Przyjemności! (Pq)
Minęły już trzy lata od momentu, kiedy jeden hashtag zrewolucjonizował praktycznie cały świat i odkrył jego brutalne realia – mowa oczywiście o #MeToo. Akcja, która została nagłośniona oraz rozpowszechniona po licznych oskarżeniach o molestowanie seksualne, jakiego dopuścił się jeden z producentów Hollywood – Harvey Weinstein, pozwoliła setkom tysięcy kobiet na opowiedzenie prywatnych, często wstrząsających historii ukazujących ogromną skalę milczenia i nadużycia, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Chociaż działania tego ruchu nie są już prowadzone w takiej skali jak na początku, to produkcje takie jak „Na cały głos”, „The Morning Show” czy właśnie „Gorący temat”, będące jego pokłosiem, pokazują te historie zza kulis i udowadniają (bądź próbują udowodnić), że w branży filmowej skończyło się przyzwolenie na takie zachowania.
Amerykańska produkcja podjęła wyzwanie przedstawienia dość poważnego tematu, opartego na prawdziwym skandalu, w jak najbardziej atrakcyjny dla odbiorcy sposób. Historia przestawiona jest z perspektywy trzech kobiet, które łączy wspólna cecha – praca w Fox News dla Rogera Ailes’a. Była prezenterka Gretchen Carlson (grana przez zdobywczynię Oscara Nicole Kidman) osobiście składa pozew wobec swojego szefa, twierdząc, że została zwolniona za opieranie się jego niemoralnym propozycjom, a w miarę upływu czasu na jaw wychodzą kolejne tajemnice. Dzięki temu filmowi możemy spojrzeć wgłąb jednego z najpotężniejszych i kontrowersyjnych imperiów medialnych wszech czasów oraz poznać kobiety, które walczyły z jego władzą.
Wydarzenia, o których mówi „Gorący temat”, miały miejsce rok przed ujawnieniem brudnych tajemnic Weinsteina i trzeba przyznać, że był to jeden z pierwszych wyłomów na dotychczas kryształowym wizerunku amerykańskiego showbiznesu. Wywarły ogromny wpływ na Stany Zjednoczone i bardzo szybko stały się tematem debat publicznych, filmów dokumentalnych oraz telewizyjnych dramatów. Dokładnie tę samą historię przedstawia również powstały w 2019 roku serial HBO „Na cały głos”, gdzie Rusell Crowe wcielił się w rolę szefa stacji Fox News Rogera Ailesa i wygrał w tym sezonie Złotego Globa za najlepszą rolę, a sama produkcja była nominowana w kategorii najlepszy serial limitowany.
Natomiast film w reżyserii Jaya Roacha, napisany przez scenarzystę produkcji „Big Short” – Charlesa Randolpha, został nominowany w trzech kategoriach do Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej: najlepsza aktorka pierwszo- i drugoplanowa oraz najlepsza charakteryzacja. Ta ostatnia nominacja przyniosła zresztą statuetkę ekipie odpowiedzialnej za makeup. „Gorący temat” jednak nie jest filmem, który rozkochał w sobie krytyków. W serwisie Rotten Tomatoes oceniany jest na 69 procent z wystawionych 270 opinii, co jest bardzo przeciętnym wynikiem z perspektywy serwisu. Jak wyszło drugie podejście w zeszłym roku do przedstawienia historii kobiet wykorzystywanych przez swojego przełożonego?
Oczywiście na pochwałę zasługują odwaga i chęci osób pracujących przy tej produkcji w podjęciu tak ważnego tematu i przedstawienie go w taki sposób, aby uświadomił wielu widzom istotę tego problemu. Sukcesem jest pokazanie zastraszającego sposobu znęcania się w środowisku korporacyjnym. Jednak nie wszystko w tym filmie zagrało jak powinno: można zauważyć, że został on specjalnie skrojony tak, aby mógł uczestniczyć w wyścigu po statuetki podczas sezonu nagród. Niestety nie powiodło się. Pierwszą i najważniejszą kwestią, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest bardzo ograniczony czas twórców, który uniemożliwia przedstawienie tak złożonej i skomplikowanej tematyki w krótkim czasie, bez jej kompletnego spłycenia i uproszczenia.
Historia szefa stacji Fox News raczej nie jest materiałem, który można w bardzo zgrabny oraz głęboki sposób przekazać w 100-minutowym filmie, potrzeba do tego szerszej wersji. Nie można zarzucić twórcom, że film jest chaotyczny, gdyż trzymają się oni idealnie chronologii wydarzeń, jakie miały miejsce w stacji telewizyjnej, jednak odniosłem wrażenie, że brak mu jakiegokolwiek rozwinięcia, ponieważ wszystkie wątki są potraktowane bardzo pobieżnie. „Gorący temat” można nazwać poprawną produkcją, która skupia się na przekazaniu jak największej ilości informacji, przez co film traci na emocjach, a sceny subtelnych rozmów o molestowaniu przedstawionego w wielu niedopowiedzeniach, których widz musi się domyślać, zupełnie w tym nie pomagają.
Tak jak wspominałem wcześniej, film mimo wszystko został wyróżniony trzema nominacjami do Oscara, a cała załoga została doceniona nominacją przez SAG w kategorii najlepsza obsada, gdzie przegrała z fenomenem tego sezonu (Parasite). Fabuła jest prowadzona z perspektywy trzech kobiet pracujących w Foxie na różnych stanowiskach. Charlize Theron jako Megan Kelly oraz Nicole Kidman jako Gretchen Carlson wypadają bardzo solidnie, ale bez większego efektu „wow”, choć śmiało można stwierdzić, że dzięki charakteryzacji zostały w rewelacyjny sposób upodobnione do swoich pierwowzorów. Natomiast Margot Robbie gra postać fikcyjną, która symbolizuje wszystkie molestowane ofiary szefa stacji Fox i to właśnie z tą postacią wiąże się najwięcej emocji w filmie – to m.in. scena z podnoszeniem spódniczki, czy dylemat, jaki stoi przed nią: kariera, czy przyznanie się do prawdy.
W założeniu reżysera każda z tych historii miała się wzajemnie uzupełniać i tworzyć jedność obrazu, co niestety się nie powiodło, czego skutkiem jest bardzo nierówny seans. Również razić może fakt, że postać jednej z największych gwiazd Foxa – Megan Kelly – skupiona jest przez większość czasu na dogryzaniu Trumpowi, a to właśnie ona przeprowadza nas przez całą historię. Natomiast Gretchen Carlson, która jako pierwsza zdecydowała się walczyć ze swoim szefem, schodzi na dalszy plan. Właśnie te uproszczenia powodują, że widz nie może ani się przyzwyczaić do jednej z bohaterek opowiadanych historii, ani solidnie je „przepracować” podczas seansu, odczuć coś więcej poza naturalnym współczuciem.
Mimo wielu niedoskonałości takich jak ogólnie zarysowana historia, to muszę przyznać, że film wciąż warto obejrzeć, ponieważ ze względu na swoją tematykę takie produkcje są potrzebne. Nie chodzi tutaj tylko o obnażenie prawdy i wyciągnięcie brudnych sekretów tak potężnych osób jak Roger Ailes, ale pokazanie, jakie zachowania wobec swoich przełożonych oraz podwładnych nie są odpowiednie. Może to również dodać odwagi osobom, które znajdują się w podobnej sytuacji, a brak im siły na powiedzenie tego głośno.
Filip Nowek
Gorący temat
-
Ocena Filipa - 7/10
7/10
„Mimo wielu niedoskonałości takich jak ogólnie zarysowana historia, to muszę przyznać, że film wciąż warto obejrzeć, ponieważ ze względu na swoją tematykę takie produkcje są potrzebne.”
no jakoś mnie to nie przekonało do obejrzenia 🙁
> Minęły już trzy lata od momentu, kiedy jeden hashtag zrewolucjonizował praktycznie cały świat i odkrył jego brutalne realia – mowa oczywiście o #MeToo.
Szkoda tylko, że z „Gorącego tematu” szybko zrobił się „Jagten”. Fałszywe oskarżenia zniszczyły życie wielu osobom, w tym kobietom, które wielu korpokratów zaczęło się bać awansować.
I tak idzie ku lepszemu. Dziś lewactwo bez sądu tylko oblewa pomyjami, kiedyś strzelało w potylicę. 🙂
😂 Ej, ci korpokraci teraz się boją oskarżeń a wcześniej czego? Mieli prorocze wizje, że będą się musieli bać? Czy po prostu wtedy nie chcieli, a teraz już może by i chcieli, ale dalej nic z tego, bo się boją? 😛 Cudna wymówka. Jak zresztą każda, która racjonalizuje, pardon: tłumaczy, że luka płacowa i szklany sufit to podstawa kosmicznej sprawiedliwości. Czekam teraz, aż któryś z Was uprzejmie mi wyjaśni, że kobieta na raz dźwignie mniej kilogramów i to się wprost przekłada na zasłużenie niższe zarobki: wszak siła fizyczna to podstawa nowoczesnej gospodarki.
Uwielbiam gdy faceci tłumaczą kobietom, że walka o ich prawa robi im krzywdę. Diabeł ogonem na mszę dzwoni 😂
A tak na poważnie, to jednak smutne, jak wielu nie rozumie (i rozumieć nie chce), że doświadczenie molestowania rujnuje życie bardziej niż artykuły w prasie, czy nawet utrata lukratywnej posady. Perorując o rzekomo zniszczonych ludziach jakoś się nie wspomina, że mowa o osobach bardzo zamożnych i naprawdę mnóstwo ludzi chciałoby mieć takie zrujnowane życie jak Weinstein, Depp czy Spacey. A jakoś nie znam osoby, która chciałaby być molestowana.
Czyli można – w imię wyższej idei – obrzucać ludzi nieudowodnionymi oskarżeniami? Bo są bogaci i jakoś dadzą sobie radę? Ach, ta lewicowa wrażliwość…
Co zaś do zarobków, to był już taki ustrój, który chciał je regulować według poczucia sprawiedliwości społecznej, a nie zasad wolnego rynku. Komunizm się nazywał.
Znaczy czekaj, bo wg Twojej logiki to w ogóle nie można nikogo o nic oskarżać. Bo póki sąd nie zasądzi dożywocia to oskarżony jest niewinny, więc automatycznie podle krzywdzony. Tylko jakoś również nikt nie został skazany za rzekomo fałszywe oskarżenia w przytaczanych tu przypadkach – czyli sam obrzucasz nieudowodnionymi oskarżeniami, czyż nie?
Tylko nie wiem jak w zgodzie z takim rozumowaniem żądać sprawiedliwości. Chyba wcale, trzeba z pokorą nieść swoją krzywdę w milczeniu. Potem się przedawni i wszyscy uznają, że nic się nie stało. Nie ma to jak sprawdzone metody – gdy po latach stawiano przed sądami nazistowskich zbrodniarzy to też się ludzie dziwowali po co robić proces schorowanego dziadka na łożu śmierci. To po co w ogóle nam prawo i sądy? Po co prawa człowieka? Po co wreszcie rozwój cywilizacyjny, wróćmy do jaskiń i ciągania się za włosy w krzaki.
Zupełnie też nie rozumiem, że kwestie gwałtów, molestowania, przemocy psychicznej, fizycznej i ekonomicznej to dla Ciebie mętne „wyższe idee”, a nazwanie kogoś zboczeńcem w prasie i wytoczenie procesu sądowego przy pełnej dostępności do najlepszych adwokatów jest realną i namacalną krzywdą. Nie wydaje Ci się, że gubisz proporcje? Ja nie twierdzę, że fałszywe oskarżanie o cokolwiek jest słuszne, ale jeżeli mowa o poważnym przestępstwie przeciwko drugiemu człowiekowi to raczej najpierw się powinniśmy pochylać nad tym drugim. Metaforycznie ujmując żałujesz róż (które może gdzieś tam są), gdy płonie las, ach ta prawicowa wrażliwość…
W ogóle nie rozmawiamy o regulowaniu zarobków, odnoszę się do płaczów nad „zrujnowanymi życiami” – nijak tego nie widzę: ci konkretni panowie nigdy nie będą się musieli martwić swoim bytem, więc to jest śmieszne. Zawodowo też się zdążyli spełnić tak, jak niewielu jest to dane, nawet jakby mieli już więcej nic nie zrobić. A raczej im nikt nie zabroni, co najwyżej wielu nie zdecyduje się na współpracę, ale co to przymus z nimi pracować? Wolny rynek w końcu.
O, mój kolejny ulubiony argument: każdy powód jest dobry, by zwyzywać kogoś od komunistów. O czym by się nie rozmawiało. Rozczaruję Cię – nie żyłam komunizmie, znam go z filmów Barei. Moja mama natomiast przeżyła, źle wspomina i twierdzi że przeżywa deja vu, więc może jeszcze oboje tego zaznamy i będziemy mogli porównać wrażenia. Przy czym ze znanych mi opowieści wynika, że sprawiedliwości społecznej ani nie było, ani nikt o nią nie walczył, chyba że mowa o podzieleniu się stanowiskami i decyzyjnością na najwyższym szczeblu z głupotą i prymitywizmem. W zasadzie faktycznie tępota i ograniczenie spotykają się z większym zrozumieniem niż potrzeba, by inni ludzie szanowali nasze granice. I jest to w pewien przerażający sposób fascynujące.
Posłuchaj, jeżeli dajmy na to sąsiad podpieprzy mi psa, a ja nie mam na to żadnych dowodów, to pozostaje mi zagryźć zęby. Nie idę z tym do lokalnej gazety i nie ogłaszam wszem i wobec, że Nowak to złodziej i zoofil, prawda? Nawet jeżeli wydaje mi się to niesprawiedliwe, to niestety jest konieczne w państwie prawa. Jeżeli raz pozwolimy sobie na odstępstwo od zasady, że winę trzeba wpierw udowodnić – choćby w najmniejszej sprawie – to końca nadużyciom nie będzie. I to już w poważniejszych sprawach. Będzie można zgnoić każdego kto się nie podoba władzy albo ma odmienne zdanie od większości. I prędzej czy później wróci CzeKa.
Jeżeli kobieta, która była molestowana, idzie z tym na policję albo do sądu, to dla mnie jest wszystko w porządku. Nie może i nie powinno być świętych krów. Ale jeżeli zamiast do sądu idzie do Jerry’ego Springera i opowiada tam, że przed 20 laty molestował ją znany aktor, to dla mnie jest świństwo, potwarz i zwykłe skur…syństwo. A cała ta akcja „metoo” tak właśnie wygląda. Każdy tu może oskarżyć każdego, bez oglądania się na dowody i konsekwencje oskarżeń. Typowa nagonka, w której zaszczekają każdego, kto próbuje zachować rozsądek.
Ale o ileż to łatwiejsze niż mozolne dochodzenie do prawdy przed sądem, prawda? I jak wspaniale zaspokaja zapotrzebowanie na sprawiedliwość społeczną. A że ileś tam osób oberwie niewinnie to szczegół. Wszak obrywający i tak są nielubiani. Zawsze się tak zaczyna…
> Ej, ci korpokraci teraz się boją oskarżeń a wcześniej czego?
A czy powinni się bać oskarżeń jeśli nie robią nic złego? Nie, a jednak…
> Jak zresztą każda, która racjonalizuje, pardon: tłumaczy, że luka płacowa i szklany sufit to podstawa kosmicznej sprawiedliwości. Czekam teraz, aż któryś z Was uprzejmie mi wyjaśni, że kobieta na raz dźwignie mniej kilogramów i to się wprost przekłada na zasłużenie niższe zarobki: wszak siła fizyczna to podstawa nowoczesnej gospodarki.
Uwielbiam pytania z cyklu „kto jest Twoim idolem i czemu jest to Lenin” 😀 Możesz sobie wmawiać, że luka płacowa jest wynika tylko i wyłącznie z niesprawiedliwych i niezależnych od kobiet zjawisk, ale prawda (nie)stety jest bardziej złożona. Pozwolisz, że przytoczę opinię eksperta?
http://media.pracuj.pl/28159-wynagrodzenie-polek-w-2017-roku-czy-kobiety-nadal-zarabiaja-mniej
Panie rzadziej decydują się na lepiej płatne zawody typu IT, częściej pracują w niepełnym wymiarze godzin i są mniej skłonne do negocjacji. To jest ten moment kiedy tłumaczysz mi, że to też wina mężczyzn 😉
> Uwielbiam gdy faceci tłumaczą kobietom, że walka o ich prawa robi im krzywdę. Diabeł ogonem na mszę dzwoni
Ad personam. Argument jest argument, niezależnie czy wypowie go kobieta czy mężczyzna. Zresztą, co „szklany sufit” ma do składania nieprawdziwych zeznań?
> A tak na poważnie, to jednak smutne, jak wielu nie rozumie (i rozumieć nie chce), że doświadczenie molestowania rujnuje życie bardziej niż artykuły w prasie, czy nawet utrata lukratywnej posady.
I co z tego? To, że ktoś cierpi bardziej legitymizuje fałszywe oskarżenia? Nie.
> Perorując o rzekomo zniszczonych ludziach jakoś się nie wspomina, że mowa o osobach bardzo zamożnych i naprawdę mnóstwo ludzi chciałoby mieć takie zrujnowane życie jak Weinstein, Depp czy Spacey.
„Na biednego nie trafiło” nie może być legitnym argumentem w jakiejkolwiek dyskusji. Anyhow Spacey został oczyszczony ze wszystkich zarzutów, a Depp to nawet nagrał swoją była jak ta przyznaje się do składania nieprawdziwych zeznań.
Tiaa, i pewnie przypadkiem jest fakt, że Fox News promuje Republikanów i konserwatywny styl życia. :/
I Trumpa. Fox realnie rzecz ujmując było największym kombajnem pociągowym kampanii Trumpa w ’16.
Owszem. A Trump to wiadomo – wróg najgorszy. Ze wszystkich. Przynajmniej dla tego „środowiska”.
Przecież ostatecznie okazało się, że to metoo to była jedna wielka ściema. Fałszywe oskarżenia, dobrowolne dawanie dupy za role, a nawet stawianie oprawcy w roli ofiary (Amber i Depp). Części aktoreczek wystarczyło dać hajs i się zamykały, a do dzisiaj w związku z tą akcją nie skazano ANI JEDNEJ OSOBY. Albo się okazywało że to pomówienia albo aktoreczki szły na korzystną ugodę, w dupie mając ideały. Za to masa osób została niesłusznie zniszczona i straciła role oraz wizerunek, jak Kevin Spacey i Johnny Depp. Za to fałszywe oskarżycielki, jak Amber Heard, są bezkarne. Sama Amber po pobiciu Deppa mówiła na nagraniach ,,to mi uwierzą bo jest kobietą”. I niestety ma ona rację. Bez żadnych dowodów to całe ,,postępowe” lewactwo nigdy nie uwierzy białemu hetero mężczyźnie w sporze z kobietą/gejem/czarnym/arabem, za to chętnie go bez żadnych dowodów zlinczuje. Film o tym temacie jest potrzebny, ale pokazujący zakłamaną prawdę o metoo, a nie przepiękną walkę biednych kobiet ze złymi facetami.
Nie mylny proszę wyjątku z regułą i nie wyciągajmy anedogtycznych wniosków. Już sama sprawa Weinsteina pokazuje, że w Hollywood nie działo się dobrze. Było branżowe przyzwolenie na wykorzystywanie kobiet, a mnogość wytoczonych spraw świadczą nie o ich bezpodstawności (bo ta dotyczy tylko części i jest tematem na odrębną dyskusję), a o tym, że takie rzeczy były w niektórych korporacjach na porządku dziennym. I to nie tylko z prawej, ale również z lewej strony.
Zawsze trzeba patrzeć na pełen obraz, nie wybierać sobie najwygodniejszy dla nas jego skrawek.
Pewnie że nie działo się dobrze. Mnie też wkurzają takie sytuacje, bo pominąwszy wszystko inne to szalenie nieprofesjonalne podejście. Producenci obracają pieniędzmi akcjonariuszy, a strugają jeżeli nie królów to przynajmniej udzielnych książąt. Ale to nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla bezkarnego obrzucania ludzi gnojem. Jeżeli ktoś uważa, że potraktowano go w sposób niegodny to powinien iść do sądu, a nie do redakcji brukowca czy do programu talk show. Co to ma niby być to „metoo”?! Jakieś nowe trybunały ludowe? Hunwejbinizm? Jakie szanse obrony ma producent czy aktor obrzucony klejmem takich zarzutów? W zlewicowanym do bólu Hollywood? Pozostaje mu tylko schować się i płacić, żeby nie było gorzej.
To ma wiele aspektów, nie bardzo da się uprościć do wskazania „grupy zawsze winnej” 😉 Spróbujmy to obejrzeć na innym zjawisku, pozbawionym podgrzewającego atmosferę kontekstu seksualnego – mobbingu. Jest sobie młody pracownik, który umówił się na jakąś pracę, za którą ma dostać jakieś wynagrodzenie. I jest szef, lub starsi stażem współpracownicy, którzy korzystając ze swojej pozycji i zależności od nich pracownika, robią sobie z niego zabawkę. Tak, młody pracownik może iść z tym do inspekcji pracy, sądu pracy, itd. To byłoby słuszne. Ale potrzebując pieniędzy (pamiętajmy że mało kto z nas potrzebuje pieniędzy tylko dla samego siebie – od naszej wypłaty zależą i inni), bojąc się „wilczego biletu”, niejeden godzi się na coś, co przekracza jego granice. Po latach widzi, jak wpłynęła na niego ta sytuacja. I narasta w nim poczucie krzywdy. Czasem zaczyna więc mówić. Zwróćmy uwagę, że np w Polsce ogólnie akceptujemy, że pracownicy psioczą na dawnych pracodawców i kierowników. Czasem mając rację, a czasem średnio 😉
Z drugiej strony, szef może totalnie nie zdawać sobie sprawy, jak jego zachowanie wpływa na pracownika. Całkiem wielu szefów pozwala sobie wobec pracowników na zachowania, które byłyby akceptowalne w gronie kolegów „na równej stopie” (ponieważ jak np powiem kumplowi „ty durniu”, on mi odpowie „ty chamie” i żyjemy dalej), ale nie w sytuacji zależności (jak szef komuś powie „ty durniu”, raczej ciężko mu odpowiedzieć „ty chamie”, nieprawdaż?). I rzeczywiście nie wiedzą w czym problem, co widać w tłumaczeniach typu „myślałem że się lubimy, a ten niewdzięcznik mi tu z pozwem”. I w szefie też narasta poczucie krzywdy. Bo się starał, a tu taka niewdzięczność 🙁 Szef był sobą i nie wiedział, że to krzywdzące dla zależnych od niego osób.
Z boku łatwo jest oceniać, że np pracownik powinien się postawić i sam jest sobie winien. Ale w niektórych przypadkach „postawienie się” zależnej osoby wymagałoby niewspółmiernego wysiłku. Dlatego wielu myśli że „tak trzeba”, „cierpi w milczeniu” i odgrywa się po latach, wylewając żale gdy już są zatrudnieni gdzie indziej (niezależni ekonomicznie od szefa). Rzeczywiście, ukrywane przez lata poczucie krzywdy potrafi wyolbrzymić obraz tej krzywdy, przerysować niektóre sytuacje, co dodatkowo utrudnia uzgodnienie w miarę wspólnej wersji wydarzeń.
I ten sam schemat jest w całym tym hollywoodzkim molestowaniu. Jeśli odejmiemy kwestię seksu, zobaczymy typową relację zależności pracownika od szefa lub kolegów.
Nie da się dojść sprawiedliwości po latach. Jedyne co możemy robić, to starać się podnosić standardy w środowisku pracy. Żeby pracownik nie myślał, że musi się godzić na wszystko co z nim robią. Żeby zachował podmiotowość i szacunek do siebie. Wtedy, jeśli szefowi się wymknie „ty durniu”, albo ręka powędruje gdzie nie trzeba, pracownik powie „stop, na to się nie umawialiśmy” i nie poniesie konsekwencji typu wylanie z pracy. A szef po latach nie przeczyta o sobie obelg w gazecie.
Rozumiem argumenty. To nie są proste sprawy i proste wybory. Trzymanie się pryncypiów nigdy nie jest łatwe i zawsze sporo kosztuje. Ale jeżeli z tego rezygnujemy to pretensje możemy mieć tylko do siebie. Trzeba wybierać. Co myśli po latach aktorka, która zrobiła karierę w ten sposób? Czy jest szczęśliwa ze swoją limuzyną, willą i zasobnym kontem czy raczej wolałaby rano patrzeć na swoje odbicie w lustrze bez odwracania wzroku?
Ja Twoje argumenty też rozumiem. Fałszywe oskarżenia to bardzo zła rzecz. A gdy rozkręca się społecznościowa nagonka, naprawdę trudno odróżnić, kto rzeczywiście był / jest ofiarą, a kto podszywa się pod ofiarę dla osiągnięcia swoich celów (pieniędzy, uwagi otoczenia, poczucia przynależności). Z tym że nie bardzo potrafię się zgodzić na interpretację, że każda jedna osoba, która doświadczyła molestowania w sytuacji zależności zawodowej, miała rzeczywiście możliwość wyboru. Przy czym zgadzam się z Tobą, że niektóre osoby taki wybór mają, idą na tego typu „interes”, a gdy klimat się zmienia, najgłośniej lamentują. Ale to, że niektórzy tak robią, nie oznacza, że wszystkich musimy wrzucać do jednego worka. Założę się, że niektóre osoby rzeczywiście nie rozumiały, że są wykorzystywane (artyści bywają bardzo naiwni). Niektóre nie umieją mówić „nie”. A niektóre mogły być wręcz wmanipulowane przez rodzinę w taki wzorzec zachowania („miło się uśmiechaj do Pana Reżysera i Pana Producenta, wszyscy jesteśmy z ciebie tacy dumni”, „jesteś ostoją rodziny”, „co zrobimy jeśli przestaniesz przynosić pieniądze”, itd). Różnie to bywa. A w dzisiejszych czasach, oczywiście, zarabia się na polaryzacji poglądów i sprzedawaniu każdej grupie „rzeczywistości” okrojonej pod ich punkt widzenia 🙁
Owszem, są tacy ludzie. Dlatego właśnie uważam, że trzeba być niezwykle ostrożnym w publicznym rzucaniu oskarżeń i ferowaniu społecznych wyroków. Bo wcale nietrudno wyobrazić mi sobie sytuację, w której, przy innej koniunkturze politycznej, to dzisiejsi pokrzywdzeni mogą stać się ofiarami dzikiej nagonki.
Podoba mi się, że za jedyny przykład podajesz Deppa, którego żona za fałszywą akcję właśnie dostaje wpierdziel od całej społeczności i ma na głowie petycje o wyrzucanie ją z filmów (więc kończy jak ci oskarżani faceci), i Kevina, co do którego niewinności wciąż nie ma pewności. Biały heteroseksualny mężczyzna jest najbardziej uciskaną grupą społeczną na świecie i każdego dnia dokonuje się ich masowych egzekucji na ulicach. Jeśli ktoś bezpodstawnie kogoś oskarża to powinien ponieść konsekwencje pomówień, ale nie wrzucaj wszystkich do jednego wora, bo jednak do takich sytuacji, do jakich odnosi się metoo dochodzi, czy chcesz przyjąć to do wiadomości, czy nie.
A czy metoo w ogóle jest takie popularne jak sądzi inteligencka mniejszość? Spytaj 1000 losowych osób o metoo. Ile procent w ogóle ma pojęcie co to jest? Z 10% może.