Chciałbym dzisiaj szacownych wielbicieli kina przenieść do moich ulubionych, pięknych filmowo lat 90. Ciekawi mnie czy poszlibyście do kina na film pod tytułem ,,Spotkaj Józia Czarnego’’? Na szczęście polscy dystrybutorzy filmu zadali sobie to samo pytanie i nie przetłumaczyli tytułu.
,,Meet Joe Black’’ (polski tytuł ,,Joe Black’’) w reżyserii Martina Bresta to remake filmu z 1934 r. pod tytułem ,,Śmierć odpoczywa’’ (,,Death Takes a Holiday’’). Obraz ten jest bardzo niejednoznacznym w odbiorze dziełem. Dla jednych przydługawy, a przy tym nieco zbyt ugrzeczniony i hollywoodzki. Innych zauroczył motyw śmierci, która chce odpocząć, wybrać się na wakacje do świata ludzi. Zwłaszcza że ciekawe są tej decyzji następstwa. Kostucha musi znaleźć odpowiednie ciało, w którym mogłaby swobodnie poznawać świat. Niejako przez przypadek ,,dawca’’ ciała (później zwany Joe Blackiem) tuż przed swoją śmiercią poznał córkę Williama Parrisha, co powoduje zawiązanie wątku miłosnego. Na początku wiemy tylko tyle, że Śmierć bardzo pragnie żyć jak normalny człowiek. Dowiadujemy się później, że chciałaby i kochać jak normalna osoba. Ale czy Śmierć można pokochać? A może najwyżej darzyć uczuciem opanowane przez nią ciało? Dopiero pod koniec filmu znajdujemy na te pytania odpowiedź.
Śmierć potrzebuje też przewodnika po świecie żywych. Padło na Williama Parrisha, umierającego milionera, magnata prasowego, a zarazem ojca wybranki serca Śmierci. I tu pojawia się dylemat. Z jednej strony Bill ma wolną wolę, może odmówić i od razu umrzeć, ale z drugiej strony posiada wrodzoną chęć życia i pragnienie spędzenia z rodziną ostatnich swoich urodzin. Próbuje załatwić swoje sprawy prywatne i zawodowe. Obserwujemy więc wątek trzymającego się kurczowo życia patriarchy i jego relacji z córkami. Widzimy zmartwienia ojca rodziny dotyczące dalszego życia córek. Na dodatek sprawy zawodowe przedstawiają w ostatnich dniach dodatkowe wyzwania. Ma się zadecydować los firmy milionera. Dramatyzmu sytuacji dodaje zdrada najbliższych współpracowników.
Jeśli sam pomysł jeszcze Was nie przekonał do seansu, to może uczyni to kilka słów na temat kreacji aktorskich. Możemy tu bowiem podziwiać jak zwykle wspaniałego Anthony’ego Hopkinsa (William Parrish), piękną Claire Forlani (Susan Parrish) i świetnego Brada Pitta (Joe Black), który dostał trudną rolę i poradził sobie zaskakująco dobrze, tworząc postać wyalienowaną, uprzejmą, ale z oznakami bezwzględności.
Scena w kawiarni, podczas której późniejszy ,,dawca’’ ciała dla Śmierci poznaje Susan, może przesadza z ilością cukru i śmietanki, ale jest jedną z najsławniejszych scen romantycznych w kinematografii. Bardzo spodobała mi się końcowa scena wspaniałego balu urodzinowego, nastrojowa muzyka, wspaniałe widoki, piękne stroje, fajerwerki. Spotkałem się z komentarzami, jakoby sam finał filmu nie do końca był udany, ale to chyba kwestia indywidualnego gustu. „Joe Black” nie jest filmem bez wad. Czasem jest może ciut zbyt hollywoodzko, pompatycznie, przydługawo, ale i tak finalny rezultat jest po prostu ciekawy. Paradoksem jest, że film został jednocześnie nominowany do Złotej Maliny za najgorszy remake lub sequel, jak i Saturna dla najlepszego aktora, aktorki drugoplanowej i za najlepszą muzykę.
A właśnie – muzyka. Bardzo polubiłem soundtrack tego filmu autorstwa Thomasa Newmana. Jego autorskie utwory są przepięknymi przykładami nowoczesnej muzyki poważnej. Wkradło się do napisów końcowych filmu nowe wykonanie ,,What A Wonderful World’’ z ,,Czarnoksiężnika z Krainy Oz’’ śpiewane i grane przez Israela Kamakawiwo Ole’ – przez jednych widzów lubiane, przez innych nie bardzo (moim zdaniem bardzo interesujące). Na koniec, parafrazując cytat z filmu, życzę wam byście dali się porwać miłości, krzyczeli z zachwytu i tańczyli jak derwisz. Ale uważajcie, na świecie pewne są tylko śmierć i podatki. Mam nadzieję, że zainteresowałem Was filmem o śmierci wstępującej w ludzkie ciało i życiowych problemach jej przewodnika.
Joe Black
-
Ocena Neddarda - 9/10
9/10
,,Walkaway’’ – Thomas Newman
,,That Next Place’’ – Thomas Newman
,,What A Wonderful World’’ – Israel Kamakawiwo Ole’
https://www.youtube.com/watch?v=mBmDg-CNFqY
Bardzo spodobał mi się pomysł na ten film, ale wykonanie było … nie tego się spodziewałem i przez to film mi się nie spodobał
Trochę jak z Passengers z 2016 roku
Za mało jest tutaj samego zderzenia śmierci z życiem i filozoficznych rozważań z tym związanych, a za dużo prostej historii romantycznej
Natomiast aktorzy zagrali poprawnie, nie było tragedii, ale też brak tutaj występów wartych zapamiętania
Dla mnie więc zawód, ale osoby nastawione na film o miłości będą powinny być zadowolone seansem
Bardzo fajny film, spokojny i stonowany (nawet aż za), zatem nie nadający się na każdy wieczór, bo może zwyczajnie znudzić. Ale co go ratuje? Świetna gra aktorska oraz relatywna oszczędność treści rozmów – tutaj nie deklamuje się monologów (tak, do Was piję twórcy Game of Thrones, ale nie tylko), lecz gra mimiką.
Śmierć dawcy w wyniku podwójnego potrącenia było drugim filmem na YT jaki obejrzałem w życiu. Sam film w całości obejrzałem dużo później, ale zrobił na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie. Rok temu oglądałem go po raz drugi i ciągle mi się podoba. Te jego dłużyzny, spokój, taka melancholia – dla mnie fantastycznie. Jest trochę śmieszkowania, żartów sytuacyjnych, jest wątek wewnętrznej walki o władzę w korporacji – wszystko to toczy się swoim tempem i fajnie się zazębia.
Jeśli ktoś tylko nie oczekuje akcji, pościgów i wybuchów a nastawi się na spokojne tempo to nie może nie być zadowolonym 😉
Zastanawiające jak pogaństwo jeszcze głęboko w nas siedzi. W religiach pochodzących z judaizmu nie ma takiej postaci jak Śmierć. 🙂 Ale traktując film bez aspektów religijnych, jak czystą fantastykę, brakuje mi trochę większego poczucia obcości tej postaci. Nie czuje się zbytnio, że to coś z zupełnie innego świata. Chyba że Joe Black często ucina sobie takie wakacje w świecie ludzi i zdążył się do nas upodobnić. Ogólnie jednak nie jest źle. Świetnie grają aktorzy. Można śmiało polecić każdemu.
Film ma swoje lata i tytuł znam od dawna, ale jakoś się nie złożyło. Po tej recenzji i rozbieżnych komentarzach – przy najbliższej okazji obejrzę na pewno.
Okazja nadarzyła się wcześniej niż myślałam. Świetny Hopkins, olśniewająca wdziękiem i urodą Forlani. Sam pomysł karkołomny i, moim zdaniem, nie było recepty na satysfakcjonujące zakończenie. Zastanawiam się, czemu Susan nie podejrzewała Joe ani tego drugiego (na koniec) o brak piątej klepki☺ Film przyjemny, choć nie wybitny.