Przerywamy nasz program, by zapewnić Was, że nie przegapiliście poniedziałkowego tekstu poświęconego Pieśni Lodu i Ognia. Ze względu na obiboctwo natłok obowiązków przytłaczających DaeLa, wyjątkowo w tym tygodniu kolejność publikowania tekstów jest nieco zmieniona. Ale drodzy fani książek Martina – odwiedzajcie nas codziennie. Nie będziecie zawiedzeni. A dziś – zapraszamy Was do zapoznania się z recenzją dzieła innego Martina. Scorsese.
Redakcja
Czy starzy ludzie jeszcze mogą? A jeśli mogą, to czy powinni? Irlandczyk nie jest filmem, który stawia pytania egzystencjalne, ale sam fakt jego istnienia i okoliczności, w których powstawał, każą się zastanowić, czy w życiu filmowca nadchodzi moment, kiedy pewnych rzeczy już nie wypada, albo po prostu nie można robić, z racji ograniczeń wiekowych. Średnia wieku przed i za kamerą na planie tego filmu na ogół wynosiła sporo ponad 70 lat. Ryzyko popełnienia karykatury gangsterskiej epopei było więc całkiem realne.
Pierwsze przymiarki do scenariusza Martin Scorsese poczynił w trakcie kręcenia Kasyna, niemal ćwierć wieku temu, kiedy przeczytał powieść “I Heard You Paint Houses”. Do tematu powrócił później Robert De Niro i to za jego namową prace nad filmem w ogóle ruszyły. Z różnych powodów do jego realizacji nie doszło przez wiele lat, aż wreszcie Netflix postawił wszystko na jedną kartę i wyłożył ponad sto milionów dolarów na prawa do dystrybucji filmu i dołożył kolejne zawrotne 160 milionów na produkcję. I za prawdę powiadam wam: warto było.
Irlandczyk to opowieść o życiu Franka Sheerana, cyngla sycylijskiej mafii w Filadelfii. Grana przez De Niro postać snuje ją siedząc na wózku inwalidzkim w domu starców i jakieś 85% filmu to retrospekcje, często przedstawione w szkatułkowej formie. Frank rozpoczynał od kradzieży wołowiny, przechodząc przez kolejne szczeble w mafijnej strukturze, aż wreszcie skrzyżował drogi z legendarnym szefem związków zawodowych Jimmym Hoffą. I ta relacja na linii Sheeran – Hoffa, a także druga część tego trójkąta, czyli stosunki Franka z Russelem Bufalino, który wprowadził go do organizacji, są osią filmu. Momentem kulminacyjnym jest oczywiście pokazanie morderstwa Hoffy, którego okoliczności do dziś nie zostały ostatecznie wyjaśnione.
De Niro partnerują na ekranie inne legendy gangsterskiego kina. Hoffę gra Al Pacino, a w roli Bufalino, po długich namowach udało się obsadzić powracającego z emerytury Joe Pesciego. I nie znajdę wystarczających słów, żeby opisać radość, jaką sprawiło mi oglądanie tych panów wspólnie przed kamerą. Wybuchowy i gwałtowny Hoffa to na pewno najlepsza rola Pacino od bardzo dawna, i myślę, że warta co najmniej nominacji do Oscara. Co znamienne, najstarszy z całej trójki, gra zdecydowanie najbardziej energicznie i żywiołowo. Jego kompletnym przeciwieństwem jest Pesci. Znany przede wszystkim z ról brutalnych raptusów, w Irlandczyku gra człowieka niezwykle spokojnego i opanowanego, żeby nie powiedzieć flegmatycznego. I oglądanie tego wybitnego aktora, jak zamiast wyrzucania potoku przekleństw, mówi spokojnie i rzeczowo oraz bez żadnych emocji zleca kolejne morderstwa, sprawia, że ciarki chodzą po plecach. Oczywiście główną postacią jest Sheeran De Niro i tu, oprócz charakterystycznego wykrzywiania ust, które znakomicie parodiują wszyscy ludzie z talentem do udawania, aktor dostał szerokie pole do popisu. Dawno nie widziałem, żeby ktoś grał tak wiele… oczami. Przy czym nie chodzi o puste gapienie się w dal, tylko o strach, złość, determinację malujące się w spojrzeniu. Zresztą cała trójka musiała się wspiąć na wyżyny umiejętności i oprócz odgrywania dziesiątek znakomitych, długich dialogów, musieli zapanować nad całym ciałem.
Ponieważ akcja filmu dzieje się na przestrzeni wielu lat, na ekranie widzimy bohaterów w bardzo różnym wieku. Franka poznajemy jako staruszka, żeby cofnąć się w czasy drugiej wojny światowej, a potem kolejno lat 50, 60 i 70. I wszystkie te przeskoki czasowe trzeba było zilustrować zmianami w fizyczności postaci. Do komputerowego odmładzania twarzy jeszcze wrócę, ale wielki ukłon należy się Scorsese za to, że potrafił pokierować obsadą tak, żeby swoim zachowaniem i ruchami nawiązywali do wieku, w jakim są w danej scenie ich bohaterowie. Jak zresztą przyznają wszyscy w wywiadach, praca na planie Irlandczyka była dla wszystkich prawdziwą przyjemnością i powrotem w zasadzie do początków ich karier. I to widać. Z każdej sceny da się wyczuć, że jest to dzieło zrodzone z pasji, miłości i tęsknoty do starych czasów, kiedy ci panowie byli królami filmowego świata. Jest w Irlandczyku jakieś nieokreślone ciepło, pomimo ponurej tematyki i ogólnego pesymistycznego wydźwięku całej fabuły. Coś takiego jak placek drożdżowy i kubek kakao u babci. Pacino podobno na początku spytał reżysera, czy ma się w 100% trzymać scenariusza, czy woli, żeby improwizował, na co Scorsese odpowiedział po prostu “rób, jak uważasz”. Poziom profesjonalizmu, ekranowego doświadczenia i pewność siebie całej ekipy są po prostu na niebotycznym poziomie, i pod tym względem Irlandczyk gra w tej samej lidze co Kasyno, Chłopcy z ferajny i Ojciec chrzestny.
Żeby jednak nie było, że to najlepszy film świata, muszę wspomnieć o dwóch mankamentach. Pierwszym, w moim odczuciu niewielkim, jest odtwórczość. Nie dość, że nie ma w Irlandczyku ani grama oryginalności i ani jednego ujęcia, którego nie widzieliśmy już w innych podobnych filmach, to jeszcze momentami Scorsese wręcz bezczelnie kopiuje całe sceny z innych dzieł. Ba, w jednej z knajp ktoś brzdąka nawet temat muzyczny z Ojca chrzestnego. Z jednej strony widz czuje się przez to jak na starych śmieciach, z drugiej strony jest to jednak ponad trzy i pół godziny tego, co już się gdzieś indziej widziało. Jeśli więc nie lubicie wcześniejszych filmów Scorsese, tego nawet nie ruszajcie, szkoda waszego czasu.
Druga sprawa to komputerowe odmładzanie aktorów i w ogóle sam ich wiek. Sam Scorsese na początku twierdził, że absolutnie nie widzi możliwości, żeby kręcić z ustrojstwami do motion capture na twarzach aktorów. Że oni się muszą widzieć nawzajem, żeby dialogi i interakcje wypadły naturalnie i przekonująco. Na szczęście lub nieszczęście ILM opracowało metodę “nakładania twarzy” z użyciem jedynie lekko widocznych markerów. Nadal potrzeba było do tego niezwykle skomplikowanych kamer z potrójnymi obiektywami, ale już nic nie musiało dyndać komuś na nosie. I efekt jest… przyzwoity. Mnie, chociaż widziałem tę komputerową sztuczność, nie przeszkadzała ona w odbiorze. Zresztą należy przyznać, że to najlepiej jak dotąd zrobione komputerowe odmładzanie, jakie widziałem. Niewiele już brakuje do poziomu, kiedy takie zabiegi przestaną się rzucać w oczy. Znacznie większym problemem jest to, że niemal osiemdziesięcioletni De Niro musiał grać siebie w wieku lat trzydziestu, czy czterdziestu i po prostu nie dało się ukryć, że to już nie te ruchy. No niestety nie dało się, a z usług dublerów korzystano bardzo oszczędnie. Najbardziej kuriozalna jest oczywiście scena, w której Frank wyrzuca ze sklepu sprzedawcę i pierze go po pysku na chodniku. To znaczy próbuje udawać, że pierze, bo tak nieudolnego udawania i bicia powietrza nie powstydziłby się sam Dolemite. Mimo to cieszę się, że nie zdecydowano się na jakieś podmienianie aktorów, albo jeszcze gorzej, na przeszczepianie twarzy na młodsze ciała. To by była jeszcze gorsza groteska. W ogólnym rozrachunku ja to wszystko kupiłem, bo Irlandczyk jest po prostu spójny i konsekwentny. Taka była konwencja, tak zadecydował reżyser i zrobiono to najlepiej, jak się dało. A że efekt nie jest idealny? No nie jest. Z pewnością niektórych będzie to mocno raziło.
Wracając więc do pytania: czy warto było czekać tyle lat na Irlandczyka? – odpowiadam: tak. Na pewno nie jest to dzieło życia Scorsese, ani żadnego z wybitnych aktorów, których zatrudnił. Na pewno nie każdemu spodoba się trzy i pół godziny bardzo leniwej akcji i gadania gangsterów. Na pewno wielu wkurzą sztucznie odmładzani starsi panowie. Ba! Nawet nie chcę myśleć, co o filmie powiedzą internetowi wojownicy o równość i sprawiedliwość, co nie dość, że żaden Włoch nie ma skóry ciemniejszej niż po samoopalaczu, to jeszcze Scorsese perfidnie zmarginalizował wszystkie silne i niezależne kobiety mafii! Zrobił film o starych, białych heteroseksualistach, czyli coś, co było modne w czasach zlodowacenia plejstoceńskiego. Być może ostatni taki film w karierze i być może ostatni taki dla sporej części obsady. Hołd dla starych czasów, nostalgiczna podróż w przeszłość i prezent dla tych, którzy “wychowali” się na gangsterskich epopejach w rodzaju Dawno temu w Ameryce, Ojca chrzestnego i Chłopców z ferajny.
-
Ocena Crowleya - 8/10
8/10
Film dla miłośników starego kina, którzy tęsknią za dawnym stylem filmów
Prawdopodobnie ostatni wielki film dla 4 legend kina minionej epoki
Dla mnie świetny 🙂
Napisałem przy okazji poprzedniego posta to co napisałem i widzę, że mimo wszystko w większości się ze sobą zgadzamy, jedyna różnicą jest chyba ta struna melancholii, wspomnień i przywiązania do aktorów. Ja tego nie poczułem ty tak. Ala Pacino kocham od chyba zawsze, pamiętam taki film z nim i R. Williamsem Bezsenność – wybór dość nieoczywisty, ale to moja ulubiona rola tego pana. O tym filmie niestety zapominam, liczyłem na coś podobnego, ale zrobionego dwie, trzy klasy lepiej. Reżyser trochę chciał pobawić się czasem, trochę technologią i moim zdaniem gdzieś uciekła historia i charakter. Ja nie czułem, że Sheeran kocha Hoffe jak przyjaciela i dlatego też nie widziałem za bardzo napięcia w momencie zabójstwa, od po prostu kolejny trup (a przecież wczesniej mówił, że Jimmiemu zawdzięcza wszystko). Teraz chyba zdanie, za które zostanę zlinczowany – scena, w której de Niro dzwoni do zony Hoffy jest fatalna, i nie wiem jak taki wirtuoz mógł to tak kiepsko zagrać.
Takie pytanko jeszcze, czy ktoś z redakcji obejrzał Netfliksowego Króla?
Nie oglądałem i raczej po Twojej recenzji nie obejrzę, lecz chciałbym wypowiedzieć się na temat Scorsese i Marvela. Cała ta afera (górnolotne określenie) pokazała że Pana Scorsese boli i to bardzo, miejsce w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Dla przypomnienia: nazwał filmy Marvela ,,parkami rozrywki” a także: ,, to nie jest kino” po to, by po pół roku/trzech miesiącach wypuścić Irlandczyka na Netflixie. Film dystybuowany na serwisie streamingowym!! To nie jest kino! (Pomimo tego, że w wybranych kinach film jest puszczany, to raczej wyjątek który potwierdza regułę). Nie będę pierwszy i powiem, że Scorsese jest zazdrosny o pieniądze i rozgłos. Przecież tacy panowie Russo są od niego dwa razy młodsi, mają trzy razy mniej filmów klasy światowej od niego, a koniec końców, nakręcili najdroższy film w historii. To właśnie o nich mówi się teraz, nie o Panu Reżyserze.
Możliwe, że żyje w bańce informacyjnej i tego nie ma, ale zaryzykuje twierdzenie: informacja, że RussoBrother wyreżyserują film animowany o bojach na linii Marvel-DCComix odbił się większym echem w świecie niż film Irlandczyk.
Zapraszam do dyskusji.
Nie ma o czym dyskutować, a Ty nie masz racji nawet w 10%.
Scorsese ma 77 lat, zdobył już dawno nieśmiertelną sławę i niewyobrażalne pieniądze. Uczą o nim w każdej szanującej się filmówce. Sugerowanie, że twórca Wściekłego Byka czy Taxi Drivera jest zazdrosny o rozgłos wokół braci Russo jest zabawne, ale skrajnie nieprawdziwe i oderwane od rzeczywistości.
Możesz mi powiedzieć za jaki film bracia Russo byli chociaż raz nominowani do Oscara w kategorii Reżyseria? 🙂 W której szkole filmowej uczą rzemiosła na podstawie ich filmów? Jakie festiwale wygrały ich produkcje? Szanujmy siebie i swoją inteligencję nawzajem.
Martin Scorsese ma opinię: marvele to nie jest kino.
Można się zgadzać albo nie. To jest czysto subiektywne odczucie. Ja rozumiem o co mu chodziło (brak wyższych wartości artystycznych, wszystkie są do siebie podobne, lekkie łatwe i przyjemne), zgadzam się połowicznie, ale to nadal: po prostu opinia gościa na pewien temat. Sugerowanie mu zazdrości czy to o kasę czy o sławę jest po prostu śmieszne.
To typowy konflikt pokoleń. Marvele czy inne filmy rozrywkowe to lekki i przyjemny pop, którego ludzie wychowani na The Beatles czy innym Led Zeppelin szczerze nie znosili. Albo inny przykład: bracia Russo serwują smaczne i powszechnie lubiane fast foody, a Scorsese ma na koncie raczej steki z ziołowymi półksiężycami w sosie z czerwonej cebuli, z dodatkiem Jacka Danielsa i wytrawnie podanych warzyw.
Nadal: to jest tylko jego opinia, a ludzie zachowują się jakby powiedział: tylko debile oglądają Marvela. A nic takiego nie padło.
„Szanujmy siebie i swoją inteligencję nawzajem.” Bardzo dobry cytat. Taki… szeroki i uniwersalny. Przypominający, że to tylko dyskusja w internecie, a nie walka na śmierć i życie.
Również rozumiem Twój punkt widzenia: deklasacja kuntszem i doświadczeniem, a także – po prostu- wyrażenie opini.
… ALE!
Tak jak wspominałeś: Martin ma 77 lat. Tworzył w dwóch milleniach, dwóch wiekach i przynajmniej trzech dziesięcioleciach. I może właśnie tu jest ten problem? To co dzieje się teraz w kinach, nie jest tym na czym wychował się i co sam tworzył Pan Reżyser. Za mało filmów autorskich, za dużo odgrzewanych kotletów, sequele, remaki, prequele, reebuty, damskie wersje filmów, problem z obsadą czarnoskórych aktorów… No, tego jest dużo. Może zamiarem Scorsese było sprowokowanie dyskusji o stanie kina? Sprawienie by rzeczy wróciły na dawne miejsce?
A może po prostu zwykła opinia, bo obejrzał i mu się nie spodobały?
Ja nie wiem. Nie chodzę do żadnej szkoły filmowej, czy reżyserskiej, a jedyny mój kontakt z filmem to kino i telewizja. Wiem za to że filmy Russo i filmy Scorsese celują w kompletnie inny target: wiekowy, osobowościowy czy światopoglądowy. Reszty mogę się co najwyżej domyślać.
Jak powiedziała kiedyś (jakieś dwa lata temu, żeby nie było, że to jeszcze w komunizmie) sprzedawczyni w sklepie mięsnym do mojej babci, nie porównujmy gówna do kaszanki. To trochę tak jak z literaturą. Uwielbiam fantasy, sam jestem mam nadzieję na początku drogi twórczej, ale wiem, że choć dla mnie autorytetami są Martin, Sapkowski, Tolkien, SANDERSON, Cook, Kossakowska, Gemmel – to jednak żaden z nich literackiego nobla nie dostanie i nie stanie w rzędzie z Bułhakowem, Dostojewskim, Marquezem, Hemingwayem. Różnica jest tylko taka, że w kinie reżyserzy tworzący lata temu jeszcze żyją i dalej tworzą i wypowiadają prawdę. Scorsese jest na poziomie filmowego nobla, bracia Russo stworzyli rozrywkę, zresztą bazującą na OGROMNEJ pracy wielu, wielu poprzedników, i podejrzewam, że każdy reżyser przyciągnął by przed ekrany kin może nie aż tak dużo ludzi, ale samo zainteresowanie marką było ogromne.
„Wiem za to że filmy Russo i filmy Scorsese celują w kompletnie inny target.”
Dokładnie o to chodzi. Myślę, że Scorsese to samo powiedziałby w latach 90tych o Godzilli Emmericha, albo o The Rock Z Cagem i Connerym. Albo w latach 80tych o filmach akcji w typie Rambo 2 czy Commando. Może nawet powiedział tylko netu nie było i nie miał się kto oburzyć.
Dla mnie Scorsese jest wielkim artystą, raczej nie zarzucałbym mu zazdrości o kasę i sławę, szanuję jego opinię, ale zgadzam się połowicznie. Tzn. to są parki rozrywki, a nie kino w JEGO rozumieniu, ale ja uwielbiam parki rozrywki. Jakbym miał oglądać tylko ambitne artystyczne kino w typie (genialnego) Lighthouse to bym nie wytrzymał. Fajnie, że jest to i to, a Martinowi nikt nie każe oglądać 😉 Byle nie zrobiło się tak, że będą do obejrzenia tylko Marvele albo tylko Irlandczyki.
„Martin Scorsese ma opinię: marvele to nie jest kino.”
Zgadzam się z opinią pana Scorsese w 120%. Niestety, mój syn ma zupełnie inną i wali na marvele regularnie. I tu jest chyba sedno problemu z takimi panami jak Scorsese, Pacino czy De Niro. Nie zauważyli, że gatunek kina mafijnego się skończył, Włosi kojarzą się dziś ze wszystkim tylko nie z przestępczością i w ogóle czasy są inne. I chociaż wszyscy dalej chwalą starego dobrego Ojca Chrzestnego to nikt nie ma ochoty już oglądać nowego. Doceniamy przecież filmy i talent Hitchcocka, ale pies z kulawą nogą by dziś na takie kino nie poszedł.
„Nie zauważyli, że gatunek kina mafijnego się skończył,”
No właśnie zauważyli. Zastąpił je masowy Marvel, tragiczne Star Warsy, a częściowo takze popisy Lanthimosa czy upolitycznione wysrywy współczesnego Hollywood. Właśnie dlatego narzekają. Tzn. narzeka Scorsese, bo DeNiro to akurat od 15 lat swietnie się odnajduje w tym wszystkim grając 'fenomenalnie’ w epokowych dziełach komedii, u boku Sandlera czy Kutchera.
„Nie zauważyli, że gatunek kina mafijnego się skończył,”
No właśnie zauważyli. Zastąpił je masowy Marvel, tragiczne Star Warsy, a częściowo takze popisy Lanthimosa czy upolitycznione wysrywy współczesnego Hollywood. Właśnie dlatego narzekają. Tzn. narzeka Scorsese, bo DeNiro to akurat od 15 lat swietnie się odnajduje w tym wszystkim grając 'fenomenalnie’ w epokowych dziełach komedii, u boku Sandlera czy Kutchera.
Nie do końca się zgadzam. Kino niszowe i artystyczne ma się nieźle i nadal ludzie chcą je oglądać.
> Scorsese ma 77 lat, zdobył już dawno nieśmiertelną sławę i niewyobrażalne pieniądze. (…) Sugerowanie, że (…) jest zabawne, ale skrajnie nieprawdziwe i oderwane od rzeczywistości.
Jedno drugiego nie wyklucza. Zazdrość nie jest domeną maluczkich. Można mieć niesamowity talent i mieć boleści zadnie, bo ktoś depcze nam po piętach. Poczytaj o Mickiewiczu vs Słowackim czy Salierim vs Mozarcie jeśli nie wierzysz.
> Możesz mi powiedzieć za jaki film bracia Russo byli chociaż raz nominowani do Oscara w kategorii Reżyseria?
A ile Zajdlów dostał CD Projekt RED? Żadnego, a mimo to Sapek strasznie się o nich piekli, co nie? Także statuetki nie są żadną miarą (abstrahując od dewaluacji Oscarów jako takich). Emocje uciekają racjonalnemu osądowi. Nie powinien zazdrościć, a zazdrości i nie przegadasz tego.
> W której szkole filmowej uczą rzemiosła na podstawie ich filmów? Jakie festiwale wygrały ich produkcje? Szanujmy siebie i swoją inteligencję nawzajem.
Teraz o szacunku, a zdanie wcześniej argument urągający naszej inteligencji. Scorsese nie zazdrości im nagród czy bycia przykładem w szkołach filmowych, ale popularności. Bo to na nich się idzie do kina, to oni zarabiają miliardy, a nie on i jego „sztuka wyższa”.
> Można się zgadzać albo nie. To jest czysto subiektywne odczucie. Ja rozumiem o co mu chodziło (brak wyższych wartości artystycznych, wszystkie są do siebie podobne, lekkie łatwe i przyjemne), (…)
Może i ma rację, ale spójrzmy prawdzie w oczy, jego filmy też są do siebie podobne. Ot kolejna mafijna drama. Warsztat na najwyższym poziomie, ale nadal jest to beletrystyka. Ot sztuka dla sztuki, kino czysto rozrywkowe. Nie zadaje trudnych pytań, ani tym bardziej na nie nie odpowiada. Głównym i jedynym celem jest opowiedzenie widzowi ciekawej historii, tyle że bardziej ponurej i realistyczniejszej…
> Sugerowanie mu zazdrości czy to o kasę czy o sławę jest po prostu śmieszne.
Śmieszne to jest to co Ty robisz. To tylko luźna dyskusja w Internecie, a nie walka o dobre imię Scorsese, nie chodźmy na noże. I proszę, nie używajmy argumentów „Martin nie może być zazdrosny, bo ma Oscara”…
> To typowy konflikt pokoleń. Marvele czy inne filmy rozrywkowe to lekki i przyjemny pop, którego ludzie wychowani na The Beatles czy innym Led Zeppelin szczerze nie znosili.
Ale Bitelsi na dzisiejsze standardy to pop. Tutaj nie chodzi o ustalenie co jest dobre, tylko o „ja i moje pokolenie jesteśmy lepsi, bo to ja i moje pokolenie? Stara śpiewka, już Kohelet tak mawiał 😉
> Albo inny przykład: bracia Russo serwują smaczne i powszechnie lubiane fast foody, a Scorsese ma (…) steki z ziołowymi półksiężycami w sosie z czerwonej cebuli, z dodatkiem Jacka Danielsa i wytrawnie podanych warzyw.
Jack Daniels? Czyli bimber jak bimber, ale snobistyczna otoczka wyższości każe nam udawać jak wybitnym nie jest trunkiem? W sumie to się zgadza… A tak na serio jest to konflikt McDonalda z foodtruckiem serwującym buły z mimolette i kaparami. Russo i Martin to ten sam gatunek.
„bo ktoś depcze nam po piętach. Poczytaj o Mickiewiczu vs Słowackim czy Salierim vs Mozarcie jeśli nie wierzysz.”
Z całym szacunkiem do braci Russo, ale kim oni tu są? Salierim czy Słowackim? Sorry, ale Scorsese zazdrość i ból zadu to może mieć akutalnie nie wiem, do Dennisa Villanuev’a albo Roberta Eggersa, albo od biedy Nolana. Scorsese vs Marvele to nie jest Mozart vs Salieri, to raczej Mozart vs Britney Spears.
„A ile Zajdlów dostał CD Projekt RED? Żadnego, a mimo to Sapek strasznie się o nich piekli, co nie?”
Sapek się piekli o kasę, bo jest starym, biednym pijusem, który nie może przeżyć, że na świecie książki zrobiły mniejszą karierę niż gra. Jakby zarobił na książkach bazylion i jeszcze czerpał grube dolary ze sprzdaży gier to by nic takiego nie padło 🙂
„Nie powinien zazdrościć, a zazdrości i nie przegadasz tego.”
Nie ma nawet ćwierć dowodu, że zazdrości. To opinia ludzi, którzy nie mogą sie pogodzić z faktem, że śmiał skyrytkować ich ukochane filmy. Tu jest problem, a nie w tym co powiedział reżyser 😉
„ale popularności”
Znów: włąsna opinia wymyslona, bo Scorsese śmiał skrytykować filmy MCU.
„Może i ma rację, ale spójrzmy prawdzie w oczy, jego filmy też są do siebie podobne. Ot kolejna mafijna drama. Warsztat na najwyższym poziomie, ale nadal jest to beletrystyka. Ot sztuka dla sztuki, kino czysto rozrywkowe. Nie zadaje trudnych pytań, ani tym bardziej na nie nie odpowiada.”
Król komedii, Wściekły byk, Taxi Driver, Mean streets, Cape Fear, Silence, Ostatnie Kuszenie Chrystusa – to są mafijne dramy? Te filmy nie zadają trudnych pytań? Okeeeeeeeeeeeeeej 😀
„Śmieszne to jest to co Ty robisz. To tylko luźna dyskusja w Internecie, a nie walka o dobre imię Scorsese, nie chodźmy na noże. I proszę, nie używajmy argumentów “Martin nie może być zazdrosny, bo ma Oscara”…”
Ale to jest odbita piłeczka. Bo to druga strona zaczęła od: gada tak, bo zazdrości sławy i kasy. Są na to jakieś dowody czy po prostu twoim zdaniem tak jest, bo tak ci się wydaje? No i komu konkretnie zazdrości? Kevinowi Feige? Braciom Russo, Ryanowi Cooglerowi? Wszystkim na raz? 🙂
„Russo i Martin to ten sam gatunek.”
Tak tak, Bob Iger z Dinseya też powiedział, że postawiłby „Czarną Panterę” przeciw dowolnemu filmowi Scorsese czy Coppoli. Powodzenia 😀
Ja w zasadzie nie mam nic do dodania. Martin Scorsese powiedział, co powiedział. Moim zdaniem nie obraził ani twórców MCU, ani widzów MCU, ale jednak wszyscy poczuli się dotknięci i zaczął się shitstorm. Jak ktoś mi znajdzie jakiś dowód albo wypowiedź, która może choćby sugerować zazdrość (o kasę i/lub) sławę, to mogę wrócić do rozmowy 🙂
Ciekawe jak mało ludzie wiedzą o rzeczach, o których są pewni że wiedzą lepiej od innych 😉
Ta cała dyskusja o Scorsese, to kolejny przykład jak w Internecie grupka oburzonych, przekonana o własnej racji, próbuje narzucić ją wszystkim innym, nie zważając na argumenty drugiej strony 🙁
SithFrog pełna zgoda w opinii
Zgodziłbym sie ze wszystkim poza słowami o Sapkowskim. To autor Wiedźmina, a mam wrażenie, że większośc o tym zapomina, a niektórzy chcieliby mu nawet odebrać możliwość mówienia o JEGO WŁASNYM dziele.
Nie zapominam i może mówić ile chce i co chce 🙂 Nigdy nie przestanę być mu wdzięczny za te wszystkie przygody, które łykałem jedna za drugą. Po prostu u niego ewidentnie chodzi o kasę i sławę. Udowodnił to mówiąc wprost:
– wkurza go, że na zachodzie myślą, ze najpierw były gry, a potem książki
– poszedł do sądu po więcej kasy od CDP mimo, że wziął wcześniej ileś tam tyś. pln i podpisując umowę, bo zakładał, że sukcesu nie będzie
Jakbym napisał książkę, a mówionoby, że powstała na podstawie gry, to też bym wkur… i uważam, że kasa mu się należy, nie ważne co było w umowie, zarobili nie wiem ile milionów dolarów(???), i wszyscy dookoła bogacą się na wiedźminie ponad miarę, tylko nie jego twórca (przynajmniej nie w takim stopniu) bez Sapkowskiego nie byłoby Wiedźmina i nie ma co do tego dyskusji i z takiej racji należy mu się, mimo, że nie wierzył w sukces, zwłaszcza, że tą umowę podpisywał (zdaje mi się) na długo nim gry na komputer stały się tak popularne i niedziwota, że nie wierzył w sukces to nadal dzieło, które powstało w jego nieprzeciętnej głowie. Nie chcę tu rozpoczynać dyskusji całkowicie nie na temat, ale chciałbym żeby takie sytuacje jak z Sapkowskim się po prostu nie zdarzały. W tych czasach naprawdę nie powinno być tak, że autor, żyje w (nędzy – oczywiście to przenośnia) a jego dzieło święci sukcesy. Tak jak w tym żarcie, gdzie przychodzi kolega do domu znanego francuskiego malarza (RODO) i widzi, że ten ma puste ściany. Pyta go, nie możesz powiesić jakiegoś ze swoich obrazów. On odpowiada, na moje obrazy mnie nie stać.
> (…) i uważam, że kasa mu się należy, nie ważne co było w umowie, zarobili nie wiem ile milionów dolarów(???), i wszyscy dookoła bogacą się na wiedźminie ponad miarę, tylko nie jego twórca (…)
Bracia Kicińscy są miliarderami, według Forbesa są w Top 20 najbogatszych Polaków. Czy kasa mu się należy? Prawnie nie, moralnie tak i z tego co wiem to ją dostanie, bo CDP zaproponowało mu ugodę:
https://www.gram.pl/news/2019/02/05/andrzej-sapkowski-otrzyma-dodatkowe-pieniadze-od-cd-projekt-red.shtml
No i mimo wszystko Sapkowski źle na tym nie wyszedł. Gra spopularyzowała jego Sagę na tyle, że Netflix przygotowuje ekranizację w gwiazdorskiej obsadzie i tutaj już dostanie lepsze pieniądze, a nawet posadkę konsultanta. Może jak ugada się na zaznaczenie, że serial powstaje na podstawie jego książek to naprostuje się opinię publiczną. Także good for him 😉
G… mu się należy. Żałosny dupek. A gdyby gra poniosła klęskę i CDP poszła do plajty to oddałby honorarium? Proponowali mu przecież udział w zyskach to się nie zgodził, wolał gotówę. No to dostał swoje i poszedł won.
> Z całym szacunkiem do braci Russo, ale kim oni tu są? Salierim czy Słowackim?
Z całym szacunkiem, ale to nie była analogia, więc pytanie jest bezcelowe 😉
> Sorry, ale Scorsese zazdrość i ból zadu to może mieć akutalnie nie wiem, do Dennisa
Zonk, ja od zawsze wolałem DC 😉 MCU szanuję, ale podchodzę do niej z dystansem. Jestem świadomy jego wad i nie zamierzam z nikim się bić w obronie jego dobrego imienia, to tylko filmy. Przykładowo Czarna Pantera to dla mnie jeden z najbardziej przehajpowanych średniaków w historii kina. Nie mam czasu omawiać punkt po punkcie, więc ad rem. Jeśli ktoś mówi, że coś nie jest kinem i przebąkuje o inwazji to jak dla mnie przekroczył pewną granicę, chociaż ma we wielu punktach rację. I tak, przyznaję, jest w zupełnie innej lidze niż Bracia Russo.
A tam filmy mafijne. To nie jest prawdziwe kino jak adaptacje filmowe, nie mają do nich podejścia….
Hmmmm, hm.
Brakuje tu Pq żeby dorzucił coś od siebie.
Ja obejrzalem Irlandczyka i wzruszyłem ramionami. Film jest bardzo fajnie napisany, ma klasyczna strukturę i odpowiedni klimat. Ma też stetryczalych aktorów w niepasujących do ich wieku rolach, do tego wspomaganych komputerowo. Co w moim przypadku momentami wywoływało, wybaczcie, obrzydzenie wymieszane z politowaniem. Oglądanie zaszpachlowanego CGI Pacino, De Niro nieudolnie próbującego przekonać świat, że 'stary człowiek i moze’ było doświadczeniem uderzającym głęboko w świadomość zbudowana wszystkimi poprzednimi występami tych legend: od Wściekłego Byka, Ojca Chrzestnego, Scarface i innych. Jeżeli to miało być pożegnanie z wielkim kinem, to nastąpiło o co najmniej pół dekady za późno.
Poza tym, ten film to juz druga w dorobku Martina kopia Goodfellas (po Kasynie), którzy z kolei byli kopia Dawno temu w Ameryce Serio Leone. I jest to kopia najsłabsza, bo aktorom zabrakło zdrowia, żeby nawiązać do tamtych popisów.
Mimo tego, klasa reżysera i gatunek filmowy sprawiają, że ogląda się w większości co najmniej dobrze. Dałbym 7/10. I z zastrzeżeniem, jak to było w tym klasyku? „Zagraj to jeszcze raz, Sam”
Ale już ostatni raz.
Jednak nie. Książka została wydana w 2004 r., a „Kasyno” powstało dekadę wcześniej.
Moim zdaniem jest w „Irlandczyku” coś nowego. Zakończenie, gdzie chyba po raz pierwszy tak pokazano gangsterów. W ogóle podejście do śmierci. Scorsese znów robi dziwne aluzje do katolicyzmu. Ciekawe, czy to też nie osobiste rozrachunki z wiarą, w której został wychowany, a potem z nią ostro dyskutował.
I te teorie spiskowe o Kennedym itp. Historia Ameryki XX w. wygląda zupełnie inaczej w wydaniu Scorsese. Znów obrazi uczucia Amerykanów, a na pewno Akademii, która jest dumna z osiągnięć Stanów Zjednoczonych. Moim zdaniem nie będzie przez to Oscarów. Scorsese zakwestionował, po raz kolejny, amerykański sen i mity
„Jednak nie. Książka została wydana w 2004 r., a “Kasyno” powstało dekadę wcześniej.”
Racja. Ale Scorsese faktycznie pierwsze przymiarki do scenariusza poczynił w tamtym czasie. Wspominają o tym w wywiadzie, który można obejrzeć na Netflixie. To De Niro przyszedł potem do niego z książką. Poprawię.
„I te teorie spiskowe o Kennedym itp. Historia Ameryki XX w. wygląda zupełnie inaczej w wydaniu Scorsese. Znów obrazi uczucia Amerykanów, a na pewno Akademii, która jest dumna z osiągnięć Stanów Zjednoczonych. Moim zdaniem nie będzie przez to Oscarów. Scorsese zakwestionował, po raz kolejny, amerykański sen i mity”
Wątek Kennedych był naprawdę ciekawy, ale możesz mieć rację. Na pewno Netflix kupił prawa i dał pieniądze na ten film głównie z myślą o Oscarach. To ma być przełom i na pewno maszyna lobbingowa została mocno rozkręcona. To pewnie będzie też ostatnia szansa nagrodzić kogoś z trójki De Niro, Pacino, Pesci (Scorsese pewnie jeszcze nie powiedział ostatniego słowa), więc pewnie jakieś nominacje z sentymentu będą. Obawiam się jednak, że może być jak z Gangami Nowego Jorku – worek nominacji bez ani jednej nagrody.
Film fajny jednak nie oczarował mnie na tyle żebym powiedział 8/10. Czasami miałem wrażenie że ze względu na wiek aktorów i planowanych odbiorców pewne rzeczy dzieją się ciut za wolno. Z filmów jakie teraz są grane w kinie to bardziej doceniam Le Mans I Midway dopiero Irlandczyka. Mnie osobiście Joker rozczarował, nie cały ale bardzo duża część.
Do Roberta Snowa, ponieważ nie mogę już odpowiedziec bo chyba skończyło sie miejsce. Przepraszam, że to powiem, ale żałosnym dupkiem jesteś ty. Jakik prawem miałby oddawać pieniądze gdyby gra się nie zwróciła, on nie oddał czegoś namacalnego tylko swoją własność intelektualną cos absolutnie nie do podrobienia, a jeśli kilkasetkrotnie zyski przekroczyły to co od nich dostał, to znaczy, że został OSZUKANY, a tamto można potraktowac jako zaliczkę i teraz niech mu wypłacą resztę, bo bez niego by nie istnieli (oczywiście to ich ciężka praca, ale oni swoje wynagrodzenie dostali, Sapkowski za swoją cholernie ciężką pracę dostał ochłap). Oczywiście mogli zrobic grę na podstawie jakiejś innej książki, albo stworzyć własny świat i własną fabułe, ale wtedy gra wątpię czy odniosłaby taki sukces. W ogóle to nie kojarzę w świecie jakiejś topowej gry na podstawie książki, może mnie ktos oświeci jeśli jest inaczej. A Sapkowski nie jest żadnym dupkiem, ani nie jest żałosny tylko walczy o to co mu się należy, nie ważne czy wtedy myślał tak a teraz inaczej. ŚWIAT WIEDŹMINA JEST JEGO NIE cd red, czy tam jak oni się nazywają, więc nie może być tak, że to oni chodzą z podniesioną głową i mówią, że Wiedźmin to ich sukces – bo gówno by zrobili bez pomysłu Sapkowskiego. A teraz prawdziwie żałosne dupki takie jak Robert Snow, który tak przypuszczam nie napisał w życiu żadnej książki obraża Sapkowskiego bo upomniał się o SWOJE pieniądze.
Niepotrzebnie się unosisz i niepotrzebnie obrażasz Roberta Snowa.
Gra zrobiła furorę bo była dobra, a nie dlatego, że bazowała na prozie Sapka. Bo tak naprawdę ile z książek jest w grze? Niewiele. Skoro grę kupiło i pokochało milion czy parę milionów graczy kompletnie nie znających książek to o czym to świadczy? Nie kupili jej dlatego, że była oparta o świetną książkę Sapka tylko dlatego, że była dobra. Mało tego, wielu z nich do dziś nie tknęło książek.
I nie rozumiem na jakiej zasadzie Sapek został oszukany, możesz to rozwinąć? Dostał wybór: 30-kilka tys. do łapy albo udział w zyskach. Wybrał to pierwsze, gdzie tu oszustwo? On zakładał, że się na pewno nie uda, a CDP Red nie wiedziało czy się uda czy nie. Ryzykowali ogromne zainwestowane pieniądze bez gwarancji zwrotu i nawet wyjścia na 0. A teraz jak się udało to Sapek nagle wyciąga łapki. Nieładnie.
Poza tym jest żałosnym dupkiem. Miałem niestety okazję poznać go osobiście na kilku konwentach, prelekcjach i wydarzeniach z podpisywaniem książek w Empiku. Nigdy nie był trzeźwy, a 2-3 razy nawet nie odbyła się prelekcja, bo był tak najebany, że nie mógł ustać na nogach i mamrotał bez sensu. Taki szacunek do fanów ma Pan Pisarz. O jego gadaniu, że w gry komputerowe inteligentni ludzie nie grają nawet nie wspominam…
Pełna zgoda. Dodajmy do tego, że CD Projekt sugerował i preferował umowę z procentem od zysków. To było dla nich na rękę, tłumaczyli, że na etapie produkcji z pieniędzmi u nich krucho, ale będą mogli zapłacić więcej gdy gra zostanie wydana. Ale Sapek chciał przecwaniaczyć. Sądził, że gra nigdy się nie ukaże, więc postanowił wyssać z gówniarzy tyle hajsu ile się da, a nie angażować się w jakiś produkt. Podjął świadomą decyzję, powinien ponieść jej konsekwencje.
A to że jest bucem i mitomanem to jeszcze osobna sprawa, której można dowieść na innych polach. Zaświadczy o tym większość uczestników konwentów fantastycznych. Świadczy o tym prosta konfrontacja wyniku sprzedaży książek przed i po premierach gier (czego pisarz nie przyjmuje do wiadomości, opowiadając, że gra mu popsuła sprzedaż książek). Zresztą nie ma co klawiatury strzępić, najlepiej Sapkowskiego podsumował kolega po piórze, Dmitrij Głuchowski. Sapek to niewdzięczny bęcwał. Swego czasu go uwielbiałem, ale na szczęście mi przeszło. Nadal lubię jego literaturę, ale jako człowieka to go po prostu nie znoszę.
Nie znam się na prawie i zaraz zostane znów naprostowany przez tych co zajmują się nim zawodowo, ale jak czytam, że w ustawie o prawie autorskim jest zapis w artykule 44: W razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd. – to dla mnie sprawa wydaje sie być jasna. A co do alkoholizmu to dam dwa przykłady, możecie je przyjąc albo nie i już kończe temat: Amy Winehouse – wysepowała na scenia nacpana, pijana, nawet podczas koncertów piła na scenie przed publicznością, a jednak nikt nie nazywał jej dupkiem, to samo Ryszard Riedel – gość niekiedy ledwie stał na scenia i mamrotał coś tam do mikrofonu, taki mieli szacunek do fanów? Nie bardzo obchodzą mnie konwenty i życie prywatne, tak pisarzy, jak i piosenkarzy czy aktorów, dla mnie najwazniejsza jest ich praca, a Andrzej Sapkowski swoją wykonał doskonale. Dla mnie o wiele gorszy jest Jacek Piekara i nie chodzi mi o jego poglądy, tresci ksiązek, czy wypowiedzi, dla mnie niedopuszczalne jest zatytułowanie książki „Świat jest pełen chętnych suk” – to jest po prostu zwykłe chamstwo.
Artykuł 44 jest spoko, ale wydaje mi się, że to raczej na sytuacje gdzie jakieś cwaniaki próbują orżnąć kogoś, kto ma potencjał. Tutaj sam Sapek przyznaje, że chcieli mu dać mniej do łapy, ale podział w zyskach tylko on obśmiał propozycję, bo WIEDZIAŁ, że to nie wypali (bo już raz kasę przytulił, a nie wypaliło z Wiedzmakiem pod koniec lat 90tych chyba od Metropolis). Więc nie jestem do końca przekonany, że tu ten artykuł ma zastosowanie.
Przykłady przyjmuję i również nie obchodzi mnie czyjeś życie prywatne. Ale jak ktoś przychodzi na koncert czy konwent (nie jako uczestnik tylko gość z wykładem, prelekcją czy spotkaniem autorskim) pijany czy naćpany to jest dupkiem nieszanującym ludzi, którzy zapłacili i poświęcili czas, żeby go/jej posłuchać. Nigdzie nie napisałem, że swojej pracy w sensie książek Sapek nie wykonał doskonale, ale nie zmienia to faktu, że ludzi nie szanuje (i obraża), fanów nie szanuje i przez to jest dla mnie niestrawny jako człowiek.
sorry Winnetou, ale Sapkowski jest skończonym dupkiem i potwierdzi to niemal cały polski Fandom fantastyki. Nie bez powodu Sapek regularnie nie jest zaproszany na żadne konwenty (choć sam twierdzi, że po prostu nie jeździ – i kłamie. bo jak go zapraszali to jeździł i robił awantury jak m.in. na Polconie w latach dziewięćdziesiątych. do legendy przeszło również jego popisowe numer z Węgier, bodaj z Budapesztu, gdzie usiadł na prelekcji i zaczął obrażać gospodarzy, stwierdził również, że komunizm wyszedł im na dobre).
A twierdząc, że został oszukany po prostu mijasz się totalnie z prawdą, bo to w ogóle nie jest sytuacja podpadająca pod oszustwo. I on w żadnym sądzie (poza USA, gdzie takie wyroki padały) tak naprawdę nie ma szans wygrać – nie ma znamion żadnego przestępstwa, nie można udowodnic Redom złej woli w momencie dobrowolnego podpisania kontraktu. Sapek po prostu się przeliczył ze swoją mądrością, rzeczywistość go wyprzediła więc jak na starego piernika przystało staje okoniem i próbuje przekonać (pewnie również samego siebie), że jednak nie jest takim kretynem, jakim jest.
Na miejscu RED-ów poszedłbym PR-owo mu na rękę i wypłacił jakąś kwotę, bo Sapek robi im smród wokół dobrze zbudowanej marki. I z tego co się orientuję w branży, to nawet taka wola jest ze strony Kicińskiego, tylko że teraz strona Sapka rzuca kwotami nie do zaaakceptowania.
Nawiasem mówiąc, to naprawdę ciekawe jak mozna być przekonanym o swojej racji, tak naprawdę nie analzując sprawy pod żadnym kątem. Czyste emocje, no ludzie bez przesady 🙂
sorry Winnetou, ale Sapkowski jest skończonym dupkiem i potwierdzi to niemal cały polski Fandom fantastyki. Nie bez powodu Sapek regularnie nie jest zaproszany na żadne konwenty (choć sam twierdzi, że po prostu nie jeździ – i kłamie. bo jak go zapraszali to jeździł i robił awantury jak m.in. na Polconie w latach dziewięćdziesiątych. do legendy przeszło również jego popisowe numer z Węgier, bodaj z Budapesztu, gdzie usiadł na prelekcji i zaczął obrażać gospodarzy, stwierdził również, że komunizm wyszedł im na dobre).
A twierdząc, że został oszukany po prostu mijasz się totalnie z prawdą, bo to w ogóle nie jest sytuacja podpadająca pod oszustwo. I on w żadnym sądzie (poza USA, gdzie takie wyroki padały) tak naprawdę nie ma szans wygrać – nie ma znamion żadnego przestępstwa, nie można udowodnic Redom złej woli w momencie dobrowolnego podpisania kontraktu. Sapek po prostu się przeliczył ze swoją mądrością, rzeczywistość go wyprzediła więc jak na starego piernika przystało staje okoniem i próbuje przekonać (pewnie również samego siebie), że jednak nie jest takim kretynem, jakim jest.
Na miejscu RED-ów poszedłbym PR-owo mu na rękę i wypłacił jakąś kwotę, bo Sapek robi im smród wokół dobrze zbudowanej marki. I z tego co się orientuję w branży, to nawet taka wola jest ze strony Kicińskiego, tylko że teraz strona Sapka rzuca kwotami nie do zaaakceptowania.
Nawiasem mówiąc, to naprawdę ciekawe jak mozna być przekonanym o swojej racji, tak naprawdę nie analzując sprawy pod żadnym kątem. Czyste emocje, no ludzie bez przesady 🙂
co do meritum > 100% racji
ale (co przed ale się nie liczy) na miejscu Sapka porzucałbym się o więcej kasy
uda się lub nie, ryzyko zerowe ew. zyski wymierne
Jeśli ktoś przychodzi pijany na spotkania z czytelnikami, a nawet trzeba je odwoływać z tego powodu, to nie jest żałosnym dupkiem tylko alkoholikiem i potrzebuje pomocy i leczenia. Abstrahując co doprowadziło do takiej sytuacji. Ludzie nie są idealni. Nie są idealni pisarze czy inni artyści. Serio, osoby które mają problem alkoholowy można podsumować określeniem „żałosny dupek” i to jest ok?
Rany, Ty tak na poważnie? Czyli mogę sobie chlać, obrażać ludzi wokół, może nawet zniszczyć komus życie (np. żonie i dzieciom stosujac przemoc domową (słowną i fizyczną), a jedynym problemem jaki mam, jest mój alkoholizm?
Po pierwsze, szklanka sama się nie napełnia. I bez względu na to, ile rzeczy nie zostanie powiedzianych w tym temacie, wybielających i przenoszących odpowiedzialność na innych, na system, na społeczeństwo, to ten prosty fakt pozostanie na zawsze zagadką dla wszystkich pijaków. Abstynencja to pierwszy krok w każdym przypadku i jednocześnie moment, w którym odpada 85% używających tych powyższych argumentów alkoholików. Coś niecoś na ten temat wiem. Zaczynamy od niepicia, potem poprawiamy resztę życie. Sapek nigdy nawet nie przyznał się do nałogu, według niego jest okej, więc w sumie nie ma czego tłumaczyć
Poza tym, to po prostu jest fatalny charakter. Bronisz go, a gdybyś spotkał/spotkała na evencie fizycznie, zwłaszcza przy porównaniu do innych pisarzy (którzy w Fandomie są w większosci fantastyczni, kolejna czarna owca to Jacek Piekara – z tych samych powodów, co AS zresztą), optyka zmienia się diamteralnie. Też miałem kiedyś pozytywne nastawienie do Sapka. To zresztą naturalnę, pierwsze wrażenie robił swoimi książkami. Potem szybko mi przeszło.
Odniosłam się do stwierdzenia redaktora Sihfroga, który jako przykład tego, że Sapkowski jest dupkiem, podał że przychodził pijany na spotkania z fanami. A to jest moim zdaniem argument chybiony i nie fair. Można oczywiście Sapkowskiego uważać za dupka z powodu wielu innych rzeczy, które już tu wymieniono, jak jego wypowiedzi na różne tematy, sposób wyrażania swoich opinii czy ogólnie stosunek do innych ludzi, konflikt z CD projekt, ale no nie z powodu picia. Jest to jednocześnie wspaniały pisarz i mały człowiek i niektórych ta sprzeczność jak widzę bardzo boli.
Tu masz rację. Boli mnie. Tylko nie chodzi o sprzeczność.
W okolicy 2001 roku i premiery filmu „Wiedźmin” było podpisywanie książek w rynku w Poznaniu. Jakoś listopad czy grudzień. Marzliśmy jak cholera, pojawił się chyba 45 minut później niż miał, ale co to dla mnie. Czekałem na swojego bohatera, czekałbym i dwie-trzy godziny na tym zimnie. Do tego momentu oba tomy opowiadań znałem wtedy na pamięć. Sagę zdążyłem przeczytać 2 razy.
No i jak już się pojawił to był podpity. sączył kolejne piwo. Bełkotał, był nieprzyjemny, opryskliwy, a momentami wręcz chamski (z głośnym bekaniem włącznie). Nie chciał pisać dedykacji, każdemu walił jakiegoś bohomaza i generalnie to było dla mnie traumatyczne przeżycie.
Potem jeszcze miałem nadzieję, że miał zły dzień, ja miałem pecha, cokolwiek. Potem było czekanie na konwent, bo Sapek, a ten albo pojawiał się i znikał, bo nie był w stanie nic powiedzieć z sensem. Albo organizatorzy robiąc głupie miny ogłaszali, że źle się poczuł, a potem można było wpaść na ekipę niosącą go niemal na rękach do taksówki.
Więc tak, mam o nim jak najgorsze zdanie i alkoholizm nie jest ani głównym ani decydującym czynnikiem, po prostu wyszedł w dyskusji. Nie chciałem zabrzmieć jak ktoś, kto stygmatyzuje osoby dotknięte nałogiem. Daleki jestem od tego. A niezależnie od doświadczeń z samym Sapkiem – książki nadal kocham miłością niezmąconą i zawsze będę wdzięczny za to, że powstały.
Nie obrażam się. 🙂 I źle przypuszczasz – publikowałem już opowiadania. Choćby w „Fantastyce”. Jednak nie w tym rzecz. Jak podpisujesz umowę, to się do czegoś zobowiązujesz. Poważny człowiek poważnie traktuje swoje zobowiązania. Wyobraź sobie inżyniera, który leci z awanturą do sądu, bo firma zarobiła na jego pracy więcej niż przypuszczał, że zarobi. Dlatego trzeba podpisywać umowy rozsądnie. Jak się samemu nie potrafi, to powierza się to wyspecjalizowanemu agentowi. Jeżeli Sapkowski uważa swoją twórczość za świętość to nie powinien sprzedawać do niej praw firmie produkującej gry. Miałby wtedy swoje książki na wyłączność.
I tak – jest żałosnym dupkiem. Potwierdzi to każdy, kto miał nieprzyjemność poznać go bliżej. Nie chcę w to wciągać osób trzecich bez ich zgody, ale znam takie osoby. Choćby dziewczynę, która musiała opędzać się przed jego pijackimi awansami.
Jezus Maria, zostawić Was na dwa dni samych…
Primo: dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, opinie i poglądy dotyczące ,,konfliktu ScorseseVsMarvel”. Jak widać dalej prawdziwy jest pogląd: gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie.
Secundo: W życiu bym nie podejrzewał, że na tej stronie rozmowy mogą zejść ze Scorsese na Sapka.
Tercio: Stety/niestety ja nie odpowiadam za te komentarze. Zluzujcie majty ludzie 😀
I grande finale: troszku ubolewam nad tym, że to przeze mnie dyskusja tak bardzo zeszła na inny tor. Strzelam, że autor inaczej widział komentarze pod tym filmem.
Kwestia techniczna: Nie działa rejestracja na Wasze forum. Chyba z pięć razy wysyłałem sobie podwierdzenie rejestracji na WP i dalej tego nie ma.
CzY KtOś PoWiEdZiAł sApKoWsKi????
-Napisz książkę fantastyczną z ciekawym światem, ciężkim klimatem i niejednoznacznymi moralnie bohaterami
-Książka staje się bestsellerem w twoim kraju
-Mimo napisania jej w spierdolonym języku tłumaczą ją i wydajają za granicą
-Jeździj po konwentach bądź ulubieńcem fanów
-W końcu jesteś wybitnym pisarzem
-Zacznij pisać inne książki, które też się sprzedają, choć już nie aż tak dobrze
-Pod wpływem sukcesu rzuć stare zajęcie
-Wygryw.rar
-Pewnego dnia zgłasza się do Ciebie małe studio chcąc zaadaptować Twoją książkę na gre
-Gry są dla debili
-Studio nie wydalo dotychczas żadnej gry
-Jest z gownianego kraju w Europie w którym nic się nigdy nie udaje
-No i gry są dla debili
-Zgódź się, gra pewnie i tak nie wyjdzie, a dają zaliczkę
-Po pewnym czasie gra jednak wychodzi
-Jebany sukces, robią nawet sequele
-Każdy lepszy od poprzedniego
-Setki tysięcy jeśli nie miliony fanów
-Dobre recenzje
-Nawet sprzedaż książek ci rośnie
-Dostań wkurwa, że wziąłeś tylko marną zaliczkę i mogłeś brać udzial przy jej tworzeniu i zostać milionerem
-Po chwili przypomnij sobie, że nie jestes debilem i te kilka lat temu dokładnie to zrobiłeś biorąc czynny udział przy jej powstaniu
-Bądź spokojny o swoje życie i pisz książki w spokoju
-Nazywaj się Dmitry Glukhovsky
#pasta
Twórczość nie moja, przepraszam za wulgaryzmy.
Piękne 😀
To może ja się wypowiem z perspektywy niegdysiejszego organizatora konwentów, bo naprawdę nie mogę czytać tego hejtu. Owszem, Andrzej przychodził pijany na spotkania. Owszem, zachowywał się jak buc. Owszem, zgodził się na pieniądze z góry, a potem zmienił zdanie.
Ale z tego co wiem to alkoholizm jest chorobą, z którą całkiem skutecznie obecnie walczy. I też nie ma co jej stygmatyzować. Jakbyście widzieli żonę Andrzeja, która praktycznie ze łzami w oczach przepraszała za swojego męża to też byście byli bardziej wyrozumiali. Facet zmaga się z czym strasznym i powinniśmy jako fandom go wspierać, a nie jechać jak po burej suce – oczywiście w tym aspekcie. No i jak wspomniałam, od 2015 roku i sławnego Polecony w Poznaniu widzę mocny progress pod tym względem. Podobnie jak z zachowywaniem się jak buc. Jest milszy. Naprawdę jest milszy. A z uwagi na życie osobiste jestem w stanie to zrozumieć.
Co do słynnego hur dur wziął pieniądze z góry – polskie prawo autorskie pozwala renegocjować umowę – nawet po długim czasie – kiedy zyski po jej zamianie na procent znacząco by przekraczały kwotę wziętą 'z góry’. Andrzej, słusznie zresztą, uznał że niesprawiedliwe jest, żeby jako twórca dzieła bazowego zarobił tak mało. I zgodnie z prawem polskim chciał renegocjować umowę. Gdyby zrobił to bezprawnie czy chcąc coś wymuszać to rozumiem oburzenie. Z tego co wiem ta historia wyciekła też do mediów przypadkiem, więc nie obnosił się specjalnie ze swoim oburzeniem. Inna sprawa jest taka, że nie można też oceniać drugiego człowieka po paru niefortunnych słowach. Zastanawia mnie to, ile niesprawiedliwości jest przypisywanych Andrzejowi już z automatu, coś jak zasada odwróconej aureoli (oczywiście zapomniałam nazwy…)
Alkoholizm to jedno, bycie niemiłym to drugie. W przypadku Sapka zderzyłem się i z jednym i z drugim. Jeśli teraz jest lepiej – cieszę się i dobrze to słyszeć, ale ciężko mi nie patrzeć na niego przez pryzmat przeszłości i dotychczasowych interakcji, z których mam tylko złe wspomnienia.
A o tym, że inteligentni ludzie nie grają w gry video to powiedział niedawno i na trzeźwo więc nadal ma swoje 'momenty’. Chociaż życzę mu wszystkiego najlepszego w walce z chorobą i w mierzeniu się z tragediami w życiu osobistym.
> To może ja się wypowiem z perspektywy niegdysiejszego organizatora konwentów, bo naprawdę nie mogę czytać tego hejtu. Owszem, Andrzej przychodził pijany na spotkania. Owszem, zachowywał się jak buc. Owszem, zgodził się na pieniądze z góry, a potem zmienił zdanie.
Przepraszam, ale Ty go nie miałeś bronić? You’re doing it wrong.
> Ale z tego co wiem to alkoholizm jest chorobą, z którą całkiem skutecznie obecnie walczy. I też nie ma co jej stygmatyzować.
Chorobą, w którą sam się wpędziłeś. Poza tym bycie ściuchranym jak sołtys po dożynkach to nie okoliczność łagodząca, nie wyklucza odpowiedzialności.
> Jakbyście widzieli żonę Andrzeja, która praktycznie ze łzami w oczach przepraszała za swojego męża to też byście byli bardziej wyrozumiali.
A co dramat jego żony ma do jego skandalicznego zachowania?
> Facet zmaga się z czym strasznym i powinniśmy jako fandom go wspierać, a nie jechać jak po burej suce – oczywiście w tym aspekcie.
Konwent to nie Ośrodek Leczenia Uzależnień by tolerować takie zachowania. Jak chłop ma problem to powinien pójść na spotkanie z AA, a nie fanami…
> Co do słynnego hur dur wziął pieniądze z góry – polskie prawo autorskie pozwala renegocjować umowę – nawet po długim czasie – kiedy zyski po jej zamianie na procent znacząco by przekraczały kwotę wziętą ‘z góry’.
Source plz. Swoją drogą Lech Poznań powinien wystąpić o dopłatę za Lewandowskiego, bo skąd mieli wiedzieć, że jak się rozkręci to taki dobry będzie 😉
> Z tego co wiem ta historia wyciekła też do mediów przypadkiem, więc nie obnosił się specjalnie ze swoim oburzeniem.
… co?
> Podobnie jak z zachowywaniem się jak buc. Jest milszy. Naprawdę jest milszy. A z uwagi na życie osobiste jestem w stanie to zrozumieć.
Nie znam jego życia osobistego, ale cieszę się i życzę mu jak najlepiej.
”Swoją drogą Lech Poznań powinien wystąpić o dopłatę za Lewandowskiego, bo skąd mieli wiedzieć, że jak się rozkręci to taki dobry będzie”
trochę nie tego ten przykład w kontekście tej sytuacji nieprawdaż ?
”Jak chłop ma problem to powinien pójść na spotkanie z AA, a nie fanami…”
a guzik prawda, na AA będzie się czuł jak na zebraniu jakiejś sekty
po pierwsze odwyk – ale to trzeba samemu naprawdę chcieć a nie iść bo ”żona/rodzina/terpeuta kazali” bo to o kant d… potłuc