FilmyRecenzje Filmowe

Black Dynamite (2009)

Dobry zwiastun potrafi sprzedać nawet najgorszy film. Zawsze zachodzi jednak obawa, że wszystko warte obejrzenia, zostało pokazane już w trailerze. Przypadłość ta trapi szczególnie kiepskie komedie, w których wszystkie żarty da się pokazać w 60 sekund. Zwiastun Czarnego Dynamitu rozłożył mnie swojego czasu na łopatki i oglądałem go pewnie kilkanaście razy. Kiedy więc udało mi się wreszcie dopaść ten film, ciekawiła mnie nie tyle fabuła, ile odpowiedź na pytanie: czy jest jakakolwiek szansa, że taki poziom absurdu da się utrzymać przez półtorej godziny?

Brudny Harry miał tylko jeden rewolwer.

Black Dynamite to film popełniony z miłości do kina blaxploitation, a w szczególności do recenzowanego niedawno kultowego Dolemite. Powstał tuż po tym, jak fantastycznie prześmieszny zwiastun, złożony z fragmentów innych filmów, spodobał się kilku osobom w Hollywood… W przeciwieństwie jednak do cudaków w rodzaju Iron Sky czy Commando Ninja, twórcy Czarnego Dynamitu (Dynamita?) znali się na robocie i wiedzieli, jak zrobić film z prawdziwego zdarzenia.

Black Dynamite zawsze potrafi zajść przeciwnika od tyłu.

Tytułowy bohater to były żołnierz i pracownik CIA, który wypowiada wojnę szumowinom handlującym narkotykami po tym, jak jego młodszy brat przedawkował tajemniczą nową substancję. W trakcie okazuje się, że za narkotykiem stoją tajemnicze i bardzo potężne siły, a spisek sięga szczytów władzy. Sama konspiracja ma zaś na celu… nie powiem co. To po prostu trzeba zobaczyć i samemu spaść z fotela. Black Dynamite to bowiem jedna z najlepszych i najbardziej zabawnych parodii, jakie nakręcono. To współczesny odpowiednik filmów spod znaku ZAZ i Mela Brooksa, który nabija się i jednocześnie oddaje hołd produkcjom z lat 70.

Przeciwnik godny mistrza.

Zacznijmy więc od Black Dynamite. To nie pseudonim, nasz bohater nie ma innego imienia czy nazwiska. W tej roli wystąpił scenarzysta filmu, Michael Jai White, znany z roli Spawna, a którego ostatnio mogliśmy oglądać w świetnym Dragged Across Concrete. Dynamit jest byłym superagentem i mistrzem sztuk walki. Co najlepsze, White faktycznie potrafi przyłożyć “z karata”, więc wszystkie sceny walk na pięści i nogi są zagrane na bardzo wysokim poziomie. A jak przystało na blaxploitation, większość konfliktów rozwiązuje się tu za pomocą prania się po pyskach. Oczywiście nie obyło się bez udawanych ciosów i udawanych padów, zgodnie z duchem parodiowanego gatunku. W ogóle na porządku dziennym są wpadki montażowe, dźwięk niezsynchronizowany z obrazem i nieostre zdjęcia, mikrofony w kadrze… wszystko zrobione celowo, żeby dodać filmowi taniości. Efekt jest taki, że to najlepszy najgorszy film, jaki można sobie wyobrazić.

Black Dynamite, nawet kopiąc z półobrotu, zachowuje elegancki styl.

Fabuła pełna jest kompletnych absurdów, ale jest, i prowadzi bohaterów z punktu A do B, żeby wreszcie zakończyć się wielką rozwałką w pewnym znanym miejscu z udziałem pewnej znanej osoby. Znowu nie napiszę, o kogo i o co chodzi, żeby nie psuć zabawy, ale z pewnością warto doczekać do finału. Zanim jednak do niego dojdzie, Dynamit spotka na swojej drodze obowiązkowych alfonsów i handlarzy narkotykami, żelazny punkt każdego szanującego się filmu blaxploitation. Oczywiście uwiedzie też niejedną kobietę, gdyż przedstawicielki płci pięknej nie potrafią się oprzeć szarmanckim wąsom, afro, umięśnionej klacie i śmiertelnie poważnej minie. Będą szalone pościgi, absolutnie beznadziejne efekty specjalne w postaci obrazów nakładanych jeden na drugi i doprawdy całe mnóstwo kapitalnych bijatyk. White kopie z półobrotu lepiej od Chucka Norrisa, wali z wyskoku, powala jednym ciosem kilku wrogów i zamyka oczy machając nunczakami.

Jest kung-fu, są fryzury afro, jest i funk. Czego chcieć więcej?

Całość nagrano niby w poważnym tonie, biorąc na warsztat wszelkie możliwe gatunkowe kalki i bezwstydnie się z nich nabijając. W jednym z wywiadów White opowiadał, ile pracy trzeba było włożyć w umyślne partaczenie niektórych ujęć. Efekt jest komiczny, ale to nie wszystko, co film ma do zaoferowania. Prawdziwym skarbem są absolutnie znakomite, pełne absurdu dialogi, żarty słowne i po prostu niezwykle udane gagi. Począwszy od pseudonimów czarnoskórych przedstawicieli przestępczego świata (Cream Corn, Tasty Freeze, Chicago Wind, czy Chocolate Giddy-Up), przez śmiertelnie poważne i groźne miny rzucane przez Dynamita, kompletnie bezsensowne akrobacje, chowanie się za wielkim donutem i oczywiście darcie łacha z afroamerykańskiej ziomalskości sprzed kilkudziesięciu lat. Powiadam wam, że jakością dowcipu Black Dynamite dorównuje takim tuzom jak Naga broń czy Hot Shots.

Prawdziwy bohater na trudne czasy. Teraz takich brakuje.

Oprócz wspomnianego White’a czarującego nienagannym afro, świdrującym spojrzeniem i żelazną pięścią, przed kamerą wystąpiło zacne grono aktorów ze sporym doświadczeniem w drugo- i trzecioplanowych rolach. Najbardziej znani to Arsenio Hall, czyli pomagier Eddiego Murphy’ego z Księcia w Nowym Jorku oraz Michael T. Williamson, czyli słynny Bubba z Forresta Gumpa. Od strony aktorskiej obraz prezentuje się więc bardzo dobrze, na pewno lepiej od filmów, które parodiuje. Na pewno także cała ekipa miała niesamowity ubaw w czasie zdjęć. Nie zabrakło również nawiązującej do epoki, utrzymanej w rytmie soul i funku ścieżki dźwiękowej autorstwa Adriana Younge’a. Czarny Dynamit to po prostu bardzo sprawnie zrobiony film, który stworzono z dużą dbałością o autentyczność. Jeśli trafilibyście na niego przypadkiem w telewizji, raczej nie przyszłoby wam do głowy, że powstał w XXI wieku.

 

Nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie polecić wam obejrzenie Black Dynamite. Filmy blaxploitation były zabawne niezamierzenie. Tu mamy do czynienia z pełnokrwistą parodią, pełną absurdalnych gagów, głupkowatą fabułą i rewelacyjnym głównym bohaterem. Wielka szkoda, że przemknął niezauważony i nie doczekał się kontynuacji. Powstała co prawda animacja z Dynamitem w roli głównej, ale pełnoprawnego sequela, który podobno był już w preprodukcji parę lat temu, do tej pory nie nakręcono. Może kiedyś? Tymczasem zróbcie sobie przyjemność i spędźcie półtorej godziny z najbardziej luzackim superbohaterem, jakiego wydała amerykańska ziemia.

  • Ocena Crowleya - 8/10
    8/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button