W 1996 roku brytyjska sieć księgarni Waterstone’s oraz program BBC Four Book Choice zorganizowały wspólnie plebiscyt, w którym ankietowanych poproszono o wskazanie pięciu pozycji, które ich zdaniem zasługują na tytuł książki stulecia. Gdy zebrano odpowiedzi 26 000 osób w 105 oddziałach Waterstone’s, okazało się, że Władca Pierścieni J.R.R. Tolkiena znalazł się na pierwszym miejscu w niemal każdym z nich, zwyciężając ponadto we wszystkich regionach Wielkiej Brytanii, za wyjątkiem Walii, gdzie laur ten przypadł Ulissesowi Jamesa Joyce’a. Kolejne ankiety potwierdziły ten rezultat. Folio Society zapytało o – tym razem dziesięć – ulubionych powieści, i Władca znów był pierwszy. Podobnie było w sondażu dla programu telewizyjnego Bookworms (50 000 pytanych), z kolei w plebiscycie z 1999 roku dzieło Tolkiena znalazło się na drugim miejscu, po tekście tak wyjątkowym jak Biblia.
Przytoczone powyżej wyniki wpędziły niektórych krytyków literackich i zajmujących się tą tematyką dziennikarzy w niemałą konsternację. Pojawiły się między innymi takie głosy: „W koszmarnych snach Tolkien jawił mi się jako najbardziej wpływowy pisarz naszego wieku. Koszmarne sny się spełniły”, czy znacznie bardziej bezpośrednie „Ojej, ojej, ojej”. Można powiedzieć, że na nowo odżył negatywny stosunek do twórcy Śródziemia, wyrażony wiele dekad wcześniej w recenzjach Władcy Pierścieni , gdzie padały słowa takie jak „młodzieżowa szmira”, „banialuki”, a także przepowiednie, że książka już „litościwie popada w niepamięć”.
Podobnie środowisko literati traktowało zresztą całą prozę fantastyczną, której „naczelną cechą jest ucieczka od rzeczywistości”. Krytyka wzywała wówczas do odrzucenia „alegorii ze zwierzętami i elfami”, skupienia się na „wyższych aspiracjach literackich” i wsadzenia wszystkich Tolkienów, Lewisów, Vonnegutów, Goldingów i innych Wellsów między bajki. Krótko mówiąc, fantasy i science fiction to rozrywka dla małych dzieci i wyjątkowo opóźnionych w rozwoju dorosłych, oraz całej tej hałastry, która nie ma pojęcia o prawdziwej literaturze.
Można by powiedzieć, że książka J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia jest polemiką z takimi poglądami. Byłoby to jednak bardzo krzywdzące uproszczenie. Wprawdzie ta publikacja z 2000 roku – a więc okresu tuż po wspomnianej wyżej kwestii plebiscytów organizowanych z okazji zbliżającego się końca wieku – niewątpliwie stanowi odpowiedź na pojawiające się wówczas niepochlebne dla Tolkiena głosy części krytyków, którzy odmawiali jemu, a także niekiedy i całemu gatunkowi fantasy miejsca w panteonie wielkiej literatury tego stulecia. Gdyby Pisarz stulecia skupiał się tylko na odpieraniu zarzutów krytyków, nie sądzę, by sięgnęło po niego wielu miłośników Tolkiena, których do wielkości dzieł tego autora z definicji nie trzeba przekonywać. Tak jednak nie jest. Pisarz… to również, a może przede wszystkim świetnie napisana opowieść o świecie stworzonym (czy raczej, wtór-stworzonym lub zrekonstruowanym) przez Tolkiena.
***
Tom Shippey
Sądzę, że należy w tym miejscu powiedzieć kilka słów o autorze omawianej tu książki. Thomas Alan Shippey to urodzony w 1943 roku, krytyk literacki, mediewista i emerytowany obecnie wykładowca literatury staro- i średnioangielskiej. Zajmuje się również literaturą fantastyczną, w szczególności dziełami J.R.R. Tolkiena. Jest uważany za jednego z najwybitniejszych tolkienologów. Szczególne uznanie przyniosły Shippeyowi wydana w 1982 roku Droga do Śródziemia (uzupełniona wydaniem drugim z 1993 roku i trzecim z 2003 roku, które uwzględniają materiał opublikowany w dwunastu tomach The History of Middle-earth wydawanej latach 1983 – 1996), oraz właśnie J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia.
Napisał ponadto wiele innych prac o utworach Tolkiena, Beowulfie oraz książkę poświęconą mitologii odtworzonej przez Jacoba Grimma w Deutsche Mythologie. Najnowszą publikacją Shippeya jest chyba ubiegłoroczna Laughing Shall I Die: Lives and Deaths of the Great Vikings, badająca motyw heroicznej śmierci w kulturze Wikingów – słynne ostatnie słowa bohaterów; bitwy gdzie wojownicy walczą do ostatniego człowieka, choć sytuacja jest beznadziejna; wreszcie wisielczy humor przenikający pieśni i sagi.
Tom Shippey jest zatem człowiekiem, który jak mało kto potrafi zauważyć wpływy poezji staroangielskiej (w tym Beowulfa), opowieści i mitów skandynawskich oraz dzieł średniowiecznych takich jak Pan Gawen i Zielony Rycerz czy Perła na świat Tolkienowskiej Ardy. Nie można zapominać, że Tolkien był wybitnym znawcą tych dziedzin, i był czas, gdy wiedział o niektórych z nich więcej niż ktokolwiek inny na świecie. Nie bez powodu jego wykład Beowulf: Potwory i krytycy z roku 1936 jest uznawany za przełomowy i kluczowy dla dalszych badań nad tym poematem. Według niektórych obliczeń, to najczęściej cytowana w literaturze przedmiotu praca na ten temat.
Shippey potrafi również w pasjonujący sposób o tym opowiedzieć. Wydaje się, że można zaryzykować stwierdzenie, iż dzieła Tolkiena może pokochać tylko filolog. Nie mam tu oczywiście na myśli koniecznie osób z wykształceniem filologicznym, lecz „filologów” w pierwotnym znaczeniu phílos-lógos, przyjaciel słowa – miłośnik literatury i języka. Jednakże, sądzę również, że by pokazać prawdziwą głębię książek Tolkiena; precyzyjnie określić, co sprawia, że są one tak porywające; trzeba znać dzieła, które leżą u ich podstaw i stanowiły źródło inspiracji autora. Każdy „miłośnik słowa” może rozkoszować się Śródziemiem, ale tylko znawca filologii; dawnych języków takich jak staroangielski i pisanej w nich literatury; może jasno wykazać, so czyni ten fikcyjny świat tak wspaniałym. Na szczęście taką właśnie osobą jest Tom Shippey.
Jednak, jest jeszcze coś innego, co sprawia, że właśnie ten badacz rozumie Tolkiena na poziomie, który może osiągnąć niewielu. Ścieżka życia Shippeya jest bardzo podobna do ścieżki Tolkiena, z którą zresztą kilkukrotnie się przecięła. W 1960 roku ukończył tę samą Szkołę Króla Edwarda w Birmingham, do której uczęszczał młody Tolkien. Przez siedem lat wykładał języki staroangielski i średnioangielski w St John’s College na Uniwersytecie Oksfordzkim, według prawie tego samego programu co Tolkien.
Jako młodszy wykładowca wygłosił prelekcję Tolkien as philologist (Tolkien jako filolog). Wśród publiczności była sekretarka Tolkiena, Joy Hill, która po zakończeniu przemówienia poprosiła Shippeya o kopię skryptu, by nieobecny Tolkien mógł go przeczytać. Niedługo później Shippey otrzymał od niego list. W 1972 roku miał okazję spotkać się z Tolkienem osobiście i odbyć z nim rozmowę.
W 1979 roku otrzymał katedrę języka angielskiego literatury średniowiecznej na Uniwersytecie w Leeds, tę samą, gdzie Tolkien wykładał do roku 1925, kiedy wybrano go na stanowisko profesora języka anglosaskiego w Oksfordzie. Wprawdzie w czasie 14 lat pracy w Leeds Tom Shippey zmienił program, który kilka dekad wcześniej ułożył Tolkien, uważa jednak, że wielki poprzednik byłby w stanie zaakceptować nową wersję.
Tak samo jak Tolkien, Shippey podkreślał rolę filologii i językoznawstwa, nie chcąc się zgodzić na to, by w programie studiów anglistycznych ograniczano się do literatury, i to jedynie tej post-średniowiecznej. Doskonała znajomość języków i napisanych w nich dzieł, które miały wielki wpływ na Tolkiena czynią z profesora Shippeya wymarzonym przewodnikiem po Śródziemiu.
***
Pisarz stulecia?
Książka J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia została wydana przez HarperaCollina w roku 2000, zaś w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka cztery lata później, w przekładzie Joanny Kokot. Kilka opublikowana została jej nowa polska edycja, być może w związku ze zwiększonym zainteresowaniem twórczością pisarza po tegorocznej premierze biograficznego obrazu Tolkien w reżyserii Dome’a Karukoskiego, z Nicholasem Houltem w roli tytułowej.
Pisarz stulecia liczy sobie w tym wydaniu około 420 stron (nie licząc bibliografii). Składają się na to przedmowa, sześć rozdziałów oraz zamykające całość posłowie.
W Przedmowie Tom Shippey podejmuje temat znaczenia fantastyki dla literatury XX wieku, podnosząc tezę, iż w przyszłości to właśnie ten gatunek będzie uważany za najbardziej reprezentatywny dla tego okresu. Nie zgadza się z tymi krytykami, którzy uważają, że dzieła autorów takich jak J.R.R. Tolkien, George Orwell, William Golding, czy Kurt Vonnegut nie mogą pretendować do miana wysokiej literatury, gdyż takowa musi skupiać się na „wyższych aspiracjach” i „rzeczywistości”, nie uciekać w sferę „alegorii z elfami i zwierzętami”. Zdaniem Shippeya, nie można powiedzieć, że ludzie, którzy brali udział w wojnach, byli świadkami wielu okropieństw (jak bitwa pod Sommą u Tolkiena, czy bombardowanie Drezna u Vonneguta) są oderwani od rzeczywistości. To krytycy powinni zrozumieć, że o wielkich sprawach można mówić na wiele sposobów, a skoro z jakiegoś powodu tak wielu pisarzy XX wieku zdecydowało, że do wyrażenia tego, co mają do powiedzenia najlepiej nadaje się fantastyka, środowisko literackie powinno potraktować takie utwory poważnie.
Shippey podkreśla, że do Tolkiena zbyt często podchodzi się jedynie „horyzontalnie”, badając tylko jego inspiracje sprzed wielu wieków. Oczywiście, dla zrozumienia jego dzieł trzeba sięgnąć po mity, Beowulfa, średniowieczną poezję, przyjrzeć się filologicznym korzeniom Śródziemia, tak jak zrobił to sam Shippey w Drodze do Śródziemia. Nie wolno jednak zapominać, że Tolkien to pisarz XX wieczny, który szuka odpowiedzi na te same pytania co inni współcześni mu autorzy, i który komentuje również rzeczywistość w której żyje. Trzeba patrzeć na niego „horyzontalnie”, w kontekście XX wieku i można, a nawet trzeba, porównywać jego twórczość z dziełami innych autorów tego okresu, zwłaszcza tych, którzy jak on sam byli „pełnymi traumy pisarzami”. Tak więc, tytuł książki odnosi się nie tylko do Tolkiena jako autora, którego część czytelników uważa za wybitnego, pisarza stulecia w znaczeniu „jednego z najlepszych pisarzy tego wieku”. Chodzi tu również, może nawet bardziej, o Tolkiena jako twórcę, który mówi do ludzi swoich czasów o problemach, które ich trapią.
Z jakiegoś powodu, to właśnie sposób w jaki o problemie zła, cierpienia, ale również o pocieszeniu i nadziei mówili fantaści przemawiał i nadal przemawia do tak wielu ludzi na całym świecie. Shippey stwierdza, że zamiast iść w zaparte i prorokować odejście fantastyki w niebyt, krytycy powinni zastanowić się nad tym co sprawia, że w tak wysokim stopni przemawia do współczesnych.
Pisarz stulecia jest polemiką z niektórymi krytykami, jednak, jak już wspomniałem, nigdy nie popada w nachalność w przedstawianiu argumentów. Większa część tekstu to przede wszystkim opowieść o dziełach Tolkiena, a dyskurs z literati jest tam niejako „przy okazji”, choć to zapewne nie najlepsze określenie.
Shippey przedstawia trzy główne dowody na wielkość Tolkiena jako autora. Pierwszy, „demokratyczny”, to po prostu popularność jego dzieł, której dowodzą liczby sprzedanych egzemplarzy, plebiscyty (jak te wspomniane na początku tego artykułu, a zaczerpnięte właśnie z Przedmowy Shippeya), fakt iż wiele osób przyznaje, że książki takie jak Władca Pierścieni przeczytało więcej niż jeden raz (co jest niezwykłe, zwłaszcza jeśli chodzi tu o tak obszerną powieść) i istnienie licznego grona oddanych miłośników. Drugi, „genologiczny”, to wpływ Tolkiena na gatunek fantasy, który jest oczywisty – od autorów książek będących niezbyt kreatywnymi kopiami Władcy aż po pisarzy, w których utworach widzimy motywy zaczerpnięte od Tolkiena.
Ktoś mógłby jednak bardzo łatwo powiedzieć, że pierwszy argument jest słaby, bo „sztuka to nie demokracja”, a „masy” nie znają się na literaturze z wielkiej litery. Z kolei drugi też można bez trudu obalić, wystarczy stwierdzić, że fantasy nie jest żadnym wartościowym gatunkiem, więc nie ma znaczenia, kto przyczynił się do jego rozwoju.
Shippey proponuje zatem trzeci argument, jakościowy. Sześć rozdziałów książki J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia, które następują po tych słowach są w pewnym sensie tym argumentem.
Pierwszy z nich opowiada o Hobbicie. Sądzę, że wybór tego dzieła jako pierwszego, które zostaje omówione jest trafny. Oczywiście, nim powstała opowieść o wyprawie Thorina i Kompanii do Ereboru, Tolkien pracował nad mitami Śródziemia już od ponad dwudziestu lat, zaś historia Bilba Bagginsa pierwotnie nawet nie rozgrywała się w tym samym świecie co one. Jednakże, to właśnie Hobbit był dla wielu czytelników pierwszym zetknięciem z Tolkienem. Poza tym, nie jest zbyt roztropnym wypływanie od razu na pełne morze.
Przyglądając się dorobkowi Tolkiena w kolejności chronologicznej, należałoby zacząć od wczesnych szkiców jego Legendarium. Rzecz w tym, że uporządkowanie i klarowne przedstawienie tych opowieści, istniejących w wielu, często sprzecznych, wersjach jest bardzo trudne, a być wręcz niemożliwe. Oczywiście, są to ciekawe sprawy, zwłaszcza dla znawców i zagorzałych fanów dzieł Tolkiena… ale podobnie jak Tolkien nie rzuca swojego Bilba (i czytelnika) od razu w Dzikie Kraje, tak autor książki opowiadającej o Śródziemiu nie powinien od razu stawiać swojego odbiorcy twarzą w twarz z mitami o Gnomach, Noldolich, Eärendelu, Melku, Tevildzie i historii Eriola Ælfwine’a.
Wiele z tych pomysłów Tolkien później zarzucił i nie odnajdujemy ich w opublikowanym w 1977 roku Silmarillionie, czytelnik byłby więc zagubiony, gdyby na wstępie Shippey zabrał się za taką tematykę – na Silmarillion przyjdzie czas później, gdy na przykładach z dobrze znanych opowieści, takich jak Hobbit i Władca, autor omówi już metody, które wykorzystywał Tolkien kreując swój świat. Zresztą nawet wówczas profesor Shippey przedstawia sprawę przystępnie, nie zasypując czytelnika niepotrzebnymi faktami, a gdy istnieją różne wersje tej samej opowieści, potrafi sprawnie je uporządkować i jasno przedstawić swoją tezę.
***
Hobbit: Ponowne wymyślenie Śródziemia
W części poświęconej Hobbitowi Shippey opowiada najpierw o pochodzeniu słowa hobbit i o tym, w jaki sposób Tolkien przedstawia hobbitów (a w szczególności Bilba, będącego wyraźnie nieco snobowatym Anglikiem) jako celowy anachronizm w mityczno-heroicznym świecie Śródziemia, i jakie ma to znaczenie. Omówione zostają obecne w utworze „starcia stylów”, uwypuklające różnice pomiędzy wartościami, które wyznaje pan Baggins, a tymi, które reprezentują należące do groźnego, dawnego świata krasnoludy i inne istoty, oraz to, w jaki sposób osoba Bilba to „most nad przepaścią” pozwalający zrozumieć, że otchłań pomiędzy heroicznymi czasami z sagi i Edd, a współczesnym światem nie jest aż taka wielka. Tak dawny, jak i dzisiejszy świat mają do zaoferowania coś wartościowego.
Na szczególną uwagę zasługują fragmenty poświęcone jednej z metod, które stosował Tolkien, w których autor Pisarza stulecia pokazuje, że wiele istot i miejsc świata Ardy ma swoje filologiczne korzenie w dawnej literaturze, którą doskonale znał Tolkien. Shippey opowiada w jaki sposób Tolkien chciał stworzyć, a raczej odtworzyć, mitologię dla Anglii. Nie mógł jednak po prostu zgromadzić dawnych legend i ludowych podań, jak Jacob Grimm odtwarzający mitologię germańska albo Elias Lönnrot kompilujący Kalewalę – większa część poezji staroangielskiej zaginęła, a ocalały epos Beowulf nie ma zbyt wielkiego związku z Anglią – jego akcja rozgrywa się w Skandynawii, bohaterowie nie są Anglikami. W gruncie rzeczy jedynie krótki epizod w tym utworze można jakoś odnieść do tego narodu, gdyż pojawia się w nim Hengest, który według legend razem ze swoim bratem Horsą przewodził Anglom, Sasom i Jutom, którzy podbili Brytanię w V wieku. (Tolkien napisał na ten temat opracowane Finn and Hengest. The Fragment and the Episode, wydane w 1982 roku).
W tej sytuacji Tolkien próbował odtworzyć zaginioną mitologię, tak jak językoznawcy rekonstruują słowa. Śródziemie jest niejako rekonstrukcją dawnych opowieści, które wprawdzie zaginęły, jednak zdaniem Tolkiena, musiały, a przynajmniej powinny, niegdyś istnieć. Legendarium Tolkiena to mitologia Anglii „z asteryskiem” (używanym do oznaczania form, które nie pojawiają się w źródłach, lecz zostały odtworzone przez językoznawców).
Na przykład we współczesnej angielszczyźnie istnieje słowo dwarf (krasnolud, karzeł), ale u podstaw ma to samo słowo co współczesne słowo niemieckie Zwerg. Filologia potrafi wyjaśnić proces, który doprowadził do tego, że obecnie się różnią, i to, jak obydwa te słowa mają się do staronordyckiego dvergr. Jednak skoro we wszystkich trzech językach istnieje ten sam wyraz i skoro we wszystkich trzech kulturach przetrwały jakieś okruchy wiary w podobną rasę istot, to czy nie należałoby zacząć od „rekonstrukcji” słowa, od którego wszystkie trzy muszą pochodzić – byłoby to coś jak *dvairgs – a potem odpowiadającego mu pojęcia? Asterysk przed dvairgs jest konwencjonalnym sygnałem, że dane słowo nigdy nie zostało odnotowane, ale (na pewno) istniało; oczywiście przy kreowaniu słów i rzeczy z asteryskiem istnieje duży margines błędu. Tak właśnie funkcjonował umysł Tolkiena (…). W rezultacie Tolkien nigdy nie twierdziłby, że sam wymyślił Śródziemie (…). Rekonstruował je, godząc sprzeczności w tekstach źródłowych, niekiedy wprowadzając zupełnie nowe pojęcia (jak hobbici), odwołując się do pełnego fantazji świata, na którego istnienie (choć tylko w zbiorowej wyobraźni) miał wiele – prawda, że rozproszonych – dowodów.
—Tom Shippey, J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia—
Tolkiena zawsze fascynowały sprzeczności w utworach takich jak Beowulf albo spisana przez Snorriego Sturlusona Edda prozaiczna i wcześniejsza Edda poetycka. Na przykład, czytając Dvergatal (Rejestr karłów) wśród imion takich jak Dvalinn, Nainn, Bifurr, Bafurr, Bomburr – które w Hobbicie noszą krasnoludy – uwagę Tolkiena przykuło imię Gandálfr, które zawiera álfr, czyli „elf”. Co robi osoba o takim imieniu wśród karłów, które są istotami całkowicie odmiennymi od elfów? Czyżby istniała jakaś zaginiona opowieść, w której pomiędzy karły dostał się jakiś „elf z różdżką”, czyli Gandalf? Właśnie takie filologiczne rozważania stanowią źródło wielu elementów Śródziemia.
Podobnie jak z Gandalfem było z postaciami takimi jak Beorn (Tolkien dostrzegł, że u podstaw Beowulfa musiała leżeć jakaś ludowa opowieść o człowieku-niedźwiedziu, i zastanawiając się, jak taki niedźwiedziołak by się zachowywał, stworzył Beorna), wargami (dlaczego Anglosasi potrzebowali słowa vargr, oznaczającego wilka, skoro mieli już úlfr, i czemu vargr to również banita?), czy orkami (wspomnianymi w Eddzie, orc-þyrs – czym są tyrsowie?). Shippey przedstawia również pochodzenie Mrocznej Puszczy, zagadek Bilba i Golluma, smoka Smauga oraz polującego w lesie króla elfów, Thranduila. Tego typu rekonstrukcje, czyli jedna z najczęściej stosowanych metod twórczych Tolkiena jest omawiana również w wielu innych miejscach.
Od Hobbita Shippey przechodzi do Władcy Pierścieni, któremu poświęca trzy rozdziały stanowiące niemal połowę objętości książki, 200 stron. Choć Władca nie jest trylogią, lecz jedną powieścią w sześciu księgach, podział na trzy części (spowodowany decyzją wydawców związaną z niedoborami papieru w pierwszych latach o wojnie) zadomowił się w świadomości czytelników, a filmowa trylogia dodatkowo go umocniła. Można by się spodziewać, że w trzech kolejnych rozdziałach Shippey omówi kolejno Drużynę Pierścienia, Dwie wieże i Powrót króla.
***
Władca Pierścieni (1): Rozplanowanie fabuły
Tak jednak nie jest. W każdym z nich autor podchodzi do dzieła całościowo, lecz skupia się na innym jego aspekcie. Pierwszy z nich opowiada głównie o procesie kształtowania się Władcy i jego organizacji. Shippey wyjaśnia też w jaki sposób zamiłowanie Tolkiena do nazw miejscowych pomagało mu w tworzeniu świata, który choć fikcyjny, czytelnik odczuwa jako tak prawdziwy i bliski. Wiele uwagi poświęca Naradzie u Elronda, jednemu z najbardziej skomplikowanych rozdziałów w całej literaturze fantastycznej, pokazując w jaki sposób Tolkien mistrzowsko wykorzystuje różne style wypowiedzi, by przekazać wiele informacji o charakterze i intencjach swoich bohaterów.
Podczas narady wypowiada się około dwunastu osób, na dodatek wiele z nich (Elrond, Legolas, Aragorn, Boromir, Gloin) opowiada o wcześniejszych wydarzeniach, i w tych mowach przywoływane są, niekiedy dość obszernie, wypowiedzi jeszcze innych postaci. Na przykład, w opowiadaniu Gandalfa cytowani się między innymi Dziadunio Gamgee, Radagast, Denethor, Isildur i Saruman. Gdyby scenę tę pisał ktoś bez filologicznego wyczucia Tolkiena, zapewne wypadłaby ona monotonnie czy wręcz nieznośnie.
Jednak Tolkien jest w stanie stworzyć indywidualny język dla każdej postaci (archaizująca mowa Elronda, dawne formy czasownikowe w tekście Isildura o Pierścieniu, niegramatyczność Dziadunia Gamgee) i niekiedy bawi się stylami i słowami (ironiczna rozmowa Daina z emisariuszem Saurona w opowieści Gloina), dzięki czemu rozdział o naradzie doskonale spełnia swoją funkcję „katalizatora” dalszych rozwojów fabularnych. Omówiony zostaje też sposób Sarumana, celowo podobny do (nieszczerych) wystapień współczesnych Tolkienowi polityków.
Shippey wraca również do koncepcji filologicznej rekonstrukcji i Śródziemia jako „rzeczywistości z asteryskiem”, wyjaśniając z jaki sposób z dawnej literatury Tolkien wywiódł Dzikich Ludzi z Lasu, Wosów; balrogów oraz entów.
Niezwykle ciekawe są strony poświęcone paralelom pomiędzy Rohirrimami, Jeźdźcami Rohanu a Anglosasami, oraz Riderrmarchią (Rohanem) a tak ukochaną przez Tolkiena Mercją, czyli Marchią. Czytelnik dowiaduje się między innymi, że niektóre sceny w Edoras są nawiązaniami do wydarzeń z Beowulfa. Później przychodzi pora na kulturowe kontrasty, pomiędzy Rohanem i Gondorem, Theodenem i Denethorem oraz Eomerem i Faramirem.
Miłośników Pieśni Lodu i Ognia niewątpliwie zainteresuje sekcja o ironii „przeplatanki”, czyli konstrukcji Władcy, gdzie od rozbicia Drużyny grupy, a czasem pojedyncze postaci, rozdzielają się – Merry i Pippin zostają uprowadzeni przez Uruk-hai; ich tropem ruszają Aragorn, Legolas i Gimli; zaś Frodo i Sam podążają samotnie do Morodu. Później następują kolejne spotkania i rozstania – Merry zostaje giermkiem Theodena, Pippin i Gandalf udają się do Minas Tirith, a Aragorn i jego towarzysze wchodzą na Ścieżkę Umarłych. Wszystkie te wątki są doskonale zsynchronizowane, co pogłębia wiarygodność świata przedstawionego. Bywa tak, że nad głowami Froda i Sama przelatuje Nazgûl, który – o czym nie wiedzą – został wysłany, by sprawdzić co wydarzyło się w Isengardzie, który został dopiero co zdobyty przez entów.
To ciągłe krzyżowanie się wątków sprawia, że czytelnik jest często równie zaskoczony jak bohaterowie – gdy pod koniec rozdziału skupiającego się na Pippinie dają się słyszeć rogi Jeźdźców, którzy przybyli na odsiecz Minas Tirith jest to niespodzianka, gdyż dopiero z kolejnego rozdziału (Merry’ego) dowiadujemy się, w jaki sposób Theoden zdołał przedrzeć się przez blokadę wojsk Czarnoksiężnika i niepostrzeżenie dotrzeć do miasta. Podobnie, pod Helmowym Jarem czytelnik nie wie skąd wzięli się huornowie, a gdy razem z Theodenem dociera do Isengardu i zastaje tam Merry’ego i Pippina, nie wie w jaki sposób się tam dostali i jak dokonał się upadek potęgi Sarumana.
Technika przeplatanki, którą stosuje również George R.R. Martin, tworzy suspens i ironię, niekiedy gorzką, jak wówczas, gdy pod koniec jednego z rozdziałów Gandalf ma zamiar stanąć do walki z Czarnoksiężnikiem, ale Pippin informuje go, że jest potrzebny gdzie indziej, bo Denethor zamierza podpalić swój stos. Czarodziej stwierdza wówczas, że obawia się, że jeśli zajmie się teraz Denethorem i Faramirem, „tymczasem poginą inni”. I rzeczywiście tak się dzieje – król Theoden rzuca tymczasem wyzwanie Nazgûlowi i ginie.
Shippey pokazuje tu, jak skomplikowana jest budowa Władcy Pierścieni, ubolewając, że wielu krytyków nie potrafi tego dostrzec.
***
Władca Pierścieni (2): Pojęcie zła
Drugi rozdział jest poświęcony problemowi zła we Władcy – pojęciu „upiorzenia” i „upiorowi” jako obrazowi zła, oraz „uzależnieniu” od Pierścienia. Shippey omawia również dwie koncepcje zła: boecjańską (zło jako brak dobra, a nie samodzielny byt, u Tolkiena: „Cień”) oraz manichejską (zło jako siła, Potęga). W orkach widzimy tę pierwszą – choć są to „złe” istoty, nie są w stanie stworzyć „antymoralności”, mają jedynie wypaczoną moralność, nie są samokrytyczni – uważają za podłość porzucenie towarzysza, co uznają za „typowe dla elfów”, choć sami dopiero co zrobili to samo. Pierścień jest mniej jednoznaczny – czy jest tylko „katalizatorem” złych czynów, które tak naprawdę biorą się z wnętrza człowieka, czy rzeczywiście ma własną wolę i potrafi przejąć kontrolę nad czyimś działaniami?
Uwaga pada również na motywy szczęścia, fatum i losu – jak to jest z tymi podejrzanie korzystnymi dla bohaterów zbiegami okoliczności? Czy wpadnięcie Golluma w otchłanie Sammath Naur było wypadkiem? Następnie Shippey przechodzi do „teorii odwagi” u Tolkiena, która stanowi próbę połączenia dawnej, „północnej” odwagi, jaką cechowali się herosi z literatury dawnej Skandynawii (którzy „robili co do nich należy”, choć wiedzieli, że nie czeka ich żadna nagroda, co najwyżej śmierć w Ragnarök) z chrześcijaństwem, i w rezultacie pokazać współczesnemu, nieheroicznemu światu czym jest prawdziwe bohaterstwo.
Sam reprezentuje współczesną wersję „teorii odwagi”, której nie potrzeba łapówki w postaci zwycięstwa w czas Ragnarök, by czynić swoją powinność. Ci, którym potrzebna jest nadzieja, by robić, co do nich należy, padną ofiarą rozpaczy, gdy tej nadziei zabraknie.
—Tom Shippey, J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia—
***
Władca Pierścieni (3): Wymiar mityczny
W trzecim i ostatnim rozdziale o Władcy Pierścieni Shippey najpierw zastanawia się, jakie było podejście Tolkiena do alegorii i wskazuje na wiele podobieństw pomiędzy opisanym w utworze konfliktem a wydarzeniami XX wieku. Ich istnienie nie oznacza jednak, że Władca jest alegorią II wojny światowej, lecz raczej to, że w gruncie rzeczy każda wojna jest podobna, a powieść Tolkiena opowiada o rzeczach uniwersalnych – z tego powodu każdy może w niej dostrzec jakieś podobieństwa ze swoim położeniem. Jest również mowa o tym, jakie postawy reprezentują Saruman i Denethor.
Później przychodzi czas na rozważania na temat Władcy jako utworu – według słów Tolkiena – dzieła zasadniczo religijnego i katolickiego. Czy rzeczywiście tak jest? W Śródziemiu nie widzimy kościołów, duchownych… kto udziela ślubów hobbitom w Shire? Gdzie są religie krasnoludów, Rohhirrimów i innych ludów? Z drugiej strony, Jeźdźcy Rohanu, choć przypominają Anglosasów z czasów przed przyjęciem chrześcijaństwa, nie składają ofiar z ludzi, a pogrzeb Theodena nie przypomina opisu pochówku barbarzyńskiego wodza Attyli. Kim są bohaterowie Tolkiena: chrześcijanami? poganami? ani jednym ani drugim?
Idąc dalej, Shippey pokazuje jak Tolkien zastanawiał się do jakiego stopnia chrześcijanin może interesować się utworami takimi jak Edda poetycka lub Beowulf. Czy rację ma anglosaski mnich Alkuin, doradca Karola Wielkiego, który potępia zakonników, którzy słuchali starych pieśni o pogańskich bohaterach? „Cóż ma Ingeld [legendarny bohater] do Chrystusa? Dom jest ciasny. Nie może pomieścić ich obu. Król Nieba nie życzy sobie towarzystwa zatraconych i pogańskich tak zwanych królów; bo Przedwieczny Król panuje w Niebiosach, a zatracony poganin biada w piekle„.
Jak pogodzić wszystkie te sprzeczności? Okazuje się, że kluczowy jest tutaj Frodo, którego imię zdradza, że postać ta nawiązuje do jednego owych pogańskich królów. Co ma Frodo do Chrystusa? – to jeden z wielu fascynujących tematów, które rozjaśnia profesor Shippey.
Teraz przychodzi czas na „poezję Shire’u”, wiersze i piosenki jakich na kartach Władcy pojawia się wiele. Czy to po prostu opowiastki o podróżowaniu i pięknych okolicznościach przyrody? A może coś głębszego, uniwersalnego?
Przy tej okazji Shippey rozprawia się z poglądem, jakoby Tolkien był ignorantem, który nie ma pojęcia o angielskiej literaturze z okresów późniejszych od wczesnego średniowiecza. Jest zatem mowa o licznych nawiązaniach do Szekspira, Johna Miltona (Raj utracony, Comus) oraz utworów takich jak Perła. Widać tutaj, jak głębokie i rozbudowane bywają odniesienia do tych dzieł, szczególnie sceny w Lothlorien.
Podkreślając mityczny wymiar powieści, Shippey zwraca również uwagę na symboliczne znaczenie niektórych dat ze staranie opracowanej przez Tolkiena chronologii, pojęcie eucatastrophe oraz motywy koguta i rogu. Dowiadujemy się również jaki przedmiot, zdaniem autora, Tolkien zapewne wybrałby na symbol swojej opowieści i jej przesłania. Ostatni rozdział o Władcy kończy próba wyjaśnienia do jakiego gatunku należy ta powieść, co nie jest wcale oczywiste.
***
Silmarillion: Dzieło z głębi serca
Następnie przychodzi czas na Silmarillion. Omówione zostają korzenie tej opowieści, jej wcześniejsze wersje, koncepcja „zaginionych opowieści”, próba stworzenia mitologii dla Anglii, pojęcie lay (pieśni, ballady), a także to w jaki sposób dzieło przypomina momentami sagi rodowe, gdzie niezwykle ważne są powiązania pomiędzy bohaterami, relacje pomiędzy rodzinami, waśnie, sojusze i tym podobne. Jest mowa o historii Berena i Luthien, w której przejawiają się motyw ucieczki od śmierci i ucieczki od nieśmiertelności, a także tragiczna historia Turina i rola jaką odgrywa w niej fatum. Analizie poddany zostaje również motyw anioła, realizowany przez Eärendila i Gandalfa. Czytelnik dowie się stąd między innymi o tym, że w kulturze wczesnoangielskiej wierzono, że istnieją trzy rodzaje aniołów: dobre anioły, upadłe anioły, oraz jeszcze jedna kategoria. Z tą ostatnią pewien związek może mieć Galadriela.
***
Krótsze utwory: wątpliwości, lęki, autobiografie
Szósty rozdział Pisarza stulecia jest poświęcony krótszym tekstom Tolkiena. Jak się okazuje, zawierają one sporo elementów autobiograficznych i mówią wiele o wnętrzu pisarza. Shippey wyjaśnia zatem głębsze znaczenie fabuły opowiadania Liść, dzieło Niggle’a, omawia również wiersze Tolkiena – które były często przerabiane, dzięki czemu mówią nam wiele o koncepcjach jakie rodziły się w wyobraźni autora, i jak zmieniały się te idee na przestrzeni lat.
Sądzę, że podobnie jak dla mnie, dla wielu czytelników niezwykle ciekawa okaże się sekcja o The Lost Road i The Notion Club Papers oraz postaci Eriola Ælfwine’a, pokazująca w jaki sposób Tolkien próbował połączyć opowieści o Pierwszej, Drugiej i Trzeciej Erze ze współczesnością. Shippey mówi tu o Zagubionej Drodze, a także Krainach Nieśmiertelnych i motywie ucieczki przed śmiercią, a także jak na przestrzeni lat koncepcje te ewoluowały, aż stały się motywem akceptacji śmiertelności, odrzucenia poszukiwań ziemskiego raju.
Opowiadając o Balladzie o Aotrou i Itroun oraz The Homecoming of Beorhtnoth Beorhthelm’s Son profesor Shippey pokazuje jak Tolkien podejmuje w tych utworach rozważania na temat tego, czy dawne mity i „teorie odwagi” są czymś, co powinno zaprzątać uwagę człowieka wierzącego. Czy powinno się tworzyć nowe mity? Czy „duch Ragnarök” i pieśni sławiące nieprzejednaną wolę mają rację bytu w dzisiejszym świecie? Jakie zagrożenia niesie bezkrytyczne przyjmowanie heroicznych ballad i kierowanie się w życiu wartościami, jakie sławią dawne opowieści? Te dwa utwory kontrastują z omówionym tu również opowiadaniem Rudy Dżil i jego pies, które „ukazuje Tolkiena w pełnej zgodzie ze sobą”.
Wreszcie, Shippey zatrzymuje się nad Kowalem z Podlesia Większego, kolejnym wysoce autobiograficznym utworem, który stanowi w pewnym sensie ostatnie przesłanie, końcowe oświadczenie będącego już w podeszłym wieku Tolkiena, który niczym Bilbo w Szarej Przystani spogląda wstecz na swoje życie.
***
Naśladowcy i krytycy
W Posłowiu zostają przytoczone niezbyt pochlebne opinie krytyków na temat Tolkiena i jego dzieł. Profesor Shippey szuka przyczyn tej niechęci, a niekiedy nawet wrogości. Nie będę tu zdradzał do jakich wniosków dochodzi, są one jednak bardzo ciekawe i prawdopodobne. Tolkien zostaje również porównany z Jamesem Joycem, a jego dzieła z nurtem modernistycznym. Wreszcie, jako ostatni akord, wspomniane zostają niektóre dzieła fantasy, które wyraźnie powtsały pod wpływem Legendarium, takie jak Miecz Shannary Terry’ego Brooksa, Fire and Hemlock Diany Wynne Jones oraz powieści Stephena R. Donaldsona i Alana Garnera. Kończąc Pisarza stulecia, Tom Shippey zadaje pytanie, czy rzeczywiście powieść realistyczna jest zawsze bardziej prawdziwa od fantastyki?
Miłośnicy tego gatunku z pewnością znają odpowiedź.
***
J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia to książka, którą bez wahania mogę polecić każdemu miłośnikowi Tolkiena (podejrzewam zresztą, że wielu z nich sięgnęło po nią i bez takiej zachęty), jednak jako jeden z tego grona nie jestem w stanie stwierdzić, na ile przypadnie do gustu fanom gatunku fantasy, którzy jednak nie są przekonani do twórczości Tolkiena. Podejrzewam, że pod jej wpływem mogą spojrzeć na jego dzieła nieco inaczej. Mam nadzieję, że powyższy artykuł zainteresował również czytelników, którzy nie przepadają za literaturą fantastyczną. Kto wie, może za jego sprawą przynajmniej kilka osób przeczyta pracę Shippeya, a potem zabierze się za Hobbita, Władcę Pierścieni, Silmarillion lub jakieś inny utwór J.R.R. Tolkiena, lub przeczyta te pozycje w odwrotnej kolejności. Moja silnie stronnicza i pro-Tolkienowska opinia jest taka, że z pewnością warto.
Niestety, należy wspomnieć też o błędach w imionach i nazwach. Można machnąć ręką na kilka literówek, ale trudno zrozumieć w jaki sposób do starannie wydanej publikacji dostało się ich tak wiele. Mamy zatem „Erlonda”, „Hornlowera” (nazwisko Horatio Hornblowera, bohatera cyklu C.S. Forestera pojawia się w tej błędnej formie dwukrotnie na tej samej stronie), czytelników próbuje się przekonać, że Boromir to jeden z bohaterów Hobbita (źle opisano cytat), widzimy Calanthira (Caranthira), Derena (Berena), Malgora (Maglora), cytat „Noldolantë, Upadek Noldoru, którą Malgor ułożył, nim zaginął” zamiast „Noldolantë, Upadek Noldorów, którą Maglor ułożył, nim zaginął”, The Nation Club Papers zamiast The Notion Club Papers oraz „ostrze Morgula” (Morgulu)… i wiele innych pomyłek. Wydaje się również, że wiele odnośników wcale nie odsyła do ksiąg i rozdziałów, w których rzeczywiście znajdują się przytaczane fragmenty. Pamiętam również pewną liczbę zdań, w który wyraźnie brakowało jednego lub dwóch słów, lub wyglądało na to, że w połowie tłumaczenia jakiegoś złożonego zdania zmieniła się koncepcja i w rezultacie np. kolejne formy czasowników nie zgadzają się ze sobą.
Jest jednak miejsce, w którym korekta daje o sobie znać. Problem w tym, że w przypuszczalnie jedynym miejscu w całej książce, gdzie celowo przytacza się nazwisko w błędnej pisowni – gdy Shippey cytuje jednego z krytyków, wspominając, że ów literat w całej swojej recenzji pisał nazwisko Tolkien z błędem (zapewne Tolkein, choć polski czytelnik nigdy się tego nie dowiaduje), w polskim wydaniu mamy tam niezbyt logiczne „Tolkien (sic!)”.
Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych wydaniach większość, a może nawet wszystkie błędy, także te niewymienione powyżej, zostaną poprawione.
Nie licząc tych drobnych mankamentów, polskie wydanie Pisarza stulecia jest bardzo dobre. Na szczególną uwagę zasługuje wysokiej klasy przekład Joanny Kokot, zwłaszcza w miejscach, gdzie konieczne są dodatkowe wyjaśnienia, gdyż Shippey omawia jakąś kwestię widoczną tylko w wersji oryginalnej, lub wówczas, gdy jakieś istotne wyrażenie nie pojawia się w polskim przekładzie.
Kończąc, pozwolę sobie przytoczyć rekomendację książki, którą pewien czytelnik opublikował na swoim blogu pierwszego stycznia 2002 roku.
J.R.R. TOLKIEN. PISARZ STULECIA. Shippey, jeden z najwybitniejszych znawców Tolkiena na świecie, elokwentnie i przekonywująco dowodzi, że JRRT to najbardziej znaczący autor XX wieku, obalając wiele krytycznych ocen wymierzonych we Władcę Pierścieni przez krytyków niechętnych dopuścić fantastę do panteonu. Ta bardzo interesująca książka sprawi, że spojrzycie z nowym uznaniem na głębię i kunszt tego, co osiągnął JRRT… a dokonane przez Shippeya porównanie Tolkiena i Joyce’a z pewnością wzbudzi ryk oburzenia wśród literati.
Tym czytelnikiem jest George R.R. Martin.
***
J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia
-
Ocena dla miłośników twórczości Tolkiena - 10/10
10/10
-
Ocena dla fanów fantastyki - 8/10
8/10
Czy serial beowulf był na podstawie twórczosci Tolkiena?
Jeśli masz na myśli „Beowulf: Return to the Shieldlands”, to nie.
Te współczesne ekranizacje Beowulfa, prawdę mówiąc, na ogół nie mają z oryginalnym poematem zbyt wiele wspólnego.
„Beowulf” to aliteracyjny epos w języku staroangielskim, który powstał we wczesnym średniowieczu. Tolkien bardzo się zasłużył dla badań nad tym tekstem – jego trzy główne prace na ten temat można znaleźc w tych książkach:
* Potwory i krytycy (ang. The Monsters and the Critics, and Other Essays) – zawiera siedem tekstów Tolkiena:
– Beowulf: Potwory i krytycy, wykład Tolkiena z 1936 roku który zmienił podejście badaczy do tego utworu
– On translating „Beowulf” (O tłumaczeniu Beowulfa), gdzie Tolkien opowiada o problemach jakie napotyka się próbując przełożyć ten poemat
– On Fairy-stories (O baśniach), wykład opublikowany również w „Opowieściach z Niebezpiecznego Królestwa”
–A Secret Vice, o tworzeniu fikcyjnych języków
– Sir Gawain and the Green Knight, praca na temat średniowiecznego utworu pod tym tytułem
– English and Welsh (Angielski i Walijski), wykład Tolkiena z 1955 roku
– pożegnalny adres Tolkiena wygłoszony w 1959 roku, gdy przechodził na emeryturę
* Finn and Hengest (1982) – studium poświęcone postaciom Finna i Hengesta w „Beowulfie” i „The Finnesburg Fragment”
* Beowulf: Przekład i komentarz (2014) – przekład całego „Beowulfa” (w polskim wydaniu czytelnik otrzymuje tekst dwa razy, po angielsku i po polsku), przypisy do przekładu, 200 stron komentarzy Tolkiena o utworze + „Sellic Spell”, czyli napisana przez Tolkiena rekonstrukcja tego, jak jego zdaniem wyglądała pierwotna ludowa opowieść, na podstawie której potem powstał „Beowulf” (jest również jej tekst w języku staroangielskim). Całość zamykają dwa wiersze Tolkiena, „Beowulf i Grendel” oraz „Beowulf i potwory”.
Korzystając z okazji, przeklejam tutaj coś co napisałem kilka dni temu pod „Śladami Palców Świtu” z maja:
Konkluzja „Śladów Palców Świtu” i „rekonstrukcja” dziejów Wielkiego Cesarstwa Świtu i jego upadku?
W znajdujących się powyżej komentarzach, a także w komentarzach pod artykułem „Przyszła na Sarnor Zagłada” pisałem, że nie powstaną planowane uprzednio odcinki serii „Ślady Palców Świtu”, w których byłaby mowa m.in. o wpływie twórczości H.P. Lovecrafta na kreację Martinowskiego Dalekiego Wschodu Essos. Zapowiedziałem jednak, że powstanie tekst zawierający teorię o wydarzeniach mających miejsce w bezpośrednim następstwie katastrofy Długiej Nocy. Pierwotnie zamierzałem przedstawić tę teorię, własnego autorstwa, pod koniec serii opartej głównie o teksty LML-a, jako pewnego rodzaju alternatywę, a w pewnym stopniu dopełnienie. Krótko mówiąc, na podstawie mojego tekstu z grudnia 2018 roku noszącego tytuł „Aenar’s Aeneid” miała powstać część ostatniego odcinka „Śladów Palców Świtu”.
Ostatecznie stało się tak, że powstał liczący trzy odcinki cykl „Eneida Aenara”, niezwiązany ze „Śladami Palców Świtu”. Te trzy teksty ukazały się pod koniec czerwca, a dokładniej 22, 29 i 30. Poniżej zamieszczam linki do tych artykułów:
https://fsgk.pl/wordpress/2019/06/eneida-aenara-czesc-1-wprowadzenie/
https://fsgk.pl/wordpress/2019/06/eneida-aenara-czesc-2-bron-i-meza-opiewam/
https://fsgk.pl/wordpress/2019/06/eneida-aenara-czesc-3-qarth-musi-zostac-zniszczony/
Pozostaje jednak kwestia zakończenia „Śladów Palców Świtu”. Jak już mówiłem, nie planuję obecnie żadnego tekstu, który wprowadzałby do tej serii coś nowego (taki odcinek powstałby na bazie kilku esejów LML-a poświęconych m.in. Lovecraftowi). Obiecałem jednak konkluzję tego, co już opublikowałem w języku polskim, i nadal uważam, że należy się ona Czytelnikom, którzy od lutego do maja śledzili cykl „Ślady Palców Świtu”.
Jeśli chcecie, napiszę stanowiący takie podsumowanie tekst – zawierałby skrót najważniejszych tez i pomysłów z czterech poprzednich artykułów, i stanowiłby pewnego rodzaju rekonstrukcję, a raczej próbę rekonstrukcji dziejów Wielkiego Cesarstwa, jego upadku, migracji mających miejsce później i wreszcie powstania państw założonych przed ludy niegdyś zamieszkujące Cesarstwo Świtu. Wydaje mi się, że taki tekst mógłby być ciekawy i zainteresować nowych odbiorców, a tym, którzy już wcześniej czytali cztery pierwsze eseje przypomnieć omawiane tam teorie.
Na taki tekst trzeba by było trochę poczekać, ale jeśli uważacie, że warto stworzyć taką rekonstrukcję, prędzej czy później pojawiłby się na moim blogu.
Według mnie, ciekawie byłoby taki tekst przeczytać
Bardzo chciałbym przeczytać ten tekst, gdyż obie serie bardzo mi się podobały.
Poczułam się tak zachęcona, że bezzwłocznie zamówiłam egzemplarz. Dzięki
Polecam kanal https://www.youtube.com/channel/UCC8prZi7q1vnP0A3XX4EWxQ co ma wiele utworow co bazuje na tworczosci Tolekna i jego poematach.
Np.
https://www.youtube.com/watch?v=oIOCEdxJZmY
https://www.youtube.com/watch?v=jZO79DT11zc
↑↑↑↑↑↑
Dołączam się do tej rekomendacji, Clamavi De Profundis są po prostu świetni.
Song of Durin (pieśń, którą Gimli śpiewa w Morii)
Lament for Boromir (który śpiewają Aragorn i Legolas)
Roads Go Ever On
The Ent and the Ent-Wife
The Song of Beren and Lúthien
A to ich autorska piosenka, ale w klimatach Tolkienowskich:
When the Hammer Falls