Książki

Cykl Koło Czasu: Oko Świata i Wielkie Polowanie (Robert Jordan)

Miłośnicy literatury fantasy znają pewnie na wylot koncepcję monomitu, czyli podróży bohatera. Nawet jeśli nie potrafią jej nazwać. Jest to bowiem struktura narracyjna tak pradawna i tak powszechna, że odnaleźć można ją na każdym kroku – w mitach, legendach, książkach, filmach, bajkach, religiach… czasem nawet w sposobie, w jaki racjonalizujemy sobie własne życiowe wybory. Ba, opowieść heroiczna, która próbuje uciec od tej struktury musi być naprawdę niesamowicie błyskotliwa. W przeciwnym razie trąci fałszem. Pozwólcie jednak, że – dla porządku – spróbuję scharakteryzować monomit. Otóż według ujęcia najlepiej znanego, pochodzącego z fenomenalnego dzieła z zakresu mitologii porównawczej (mowa oczywiście o „Bohaterze o tysiącu twarzy” Josepha Campbella), podróż mitycznego bohatera (zarówno wewnętrzna, jak i fizyczna) składa się z 17 elementów podzielonych na trzy etapy – odejście, inicjację i powrót. Kiedy wszystkie elementy wybrzmiewają w opowieści z odpowiednią siłą, zaczyna ona w szczególny sposób przemawiać do naszej wyobraźni.

Drugi stopień podróży bohatera – początkowa odmowa – do tej pory wydawał mi się najmniej istotnym elementem monomitu. Owszem, Luke Skywalker nie chciał polecieć z Obi-Wanem (dopóki nie zabito Owena i Beru), Bilbo Baggins lubił wygodne życie i nie zamierzał uczestniczyć w krasnoludzkich wyprawach – było to jasne i zrozumiałe, ale nie wydawało mi się środkiem ciężkości opowieści. Dlaczego o tym wspominam? Bo nie mogę wyjść z podziwu dla sposobu, w jaki Robert Jordan uczynił odmowę bohatera do wzięcia udziału w przygodzie centralnym punktem swojego cyklu Koło Czasu.

Pierwszy oddech Smoka Odrodzonego.

Wyobraźcie sobie świat, którym rządzi powtarzalny cykl. Ludzie odmierzają czas i dzielą go na epoki, ale nikt nie jest w stanie zliczyć nieskończonych eonów, nikt nie wie, jak długo obraca się Koło Czasu. W każdej epoce rodzą się i upadają cywilizacje, toczą się wojny, powstaje kultura. Ludzie sięgają po Jedyną Moc, czasem w drodze odkryć naukowych, czasem przez magiczne rytuały. I zawsze muszą stoczyć bój z Ojcem Kłamstw – Shai’tanem. Naprzeciw niego staje Książę Poranka, sługa Światłości – Smok. Tak było zawsze. I dopóki Koło Czasu będzie się obracać, ta historia będzie się rozgrywać wciąż na nowo.

Ale co, gdyby Shai’tan dokonał jednej zmiany w powtarzającym się wzorze? Co, gdyby zatruł źródło Jedynej Mocy, skazując każdego kolejnego czempiona Światła na ten sam los. Triumf… ale także przychodzące wraz z nim szaleństwo, mordowanie ukochanych osób, a w końcu samobójstwo sprowadzające na świat kataklizm.

– Czyja to dłoń zdławiła wszelki żywot, w którym płynęła choćby kropla twej krwi, wszystkich którzy cię kochali, wszystkich których ty kochałeś? Nie moja, Zabójco Rodu. Przypomnij sobie i poznaj cenę oporu wobec Shai’tana!
Nagłe strumienie potu wyżłobiły ślady w kurzu i brudzie pokrywającym twarz Lewsa Therina. Przypomniał sobie, wspomnieniem zamglonym niczym sen o śnie, lecz wiedział, że to wszystko prawda.
Jego wycie odbiło się od murów – skowyt człowieka, który odkrył, że sam potępił swą duszę.
—Koło Czasu: Oko Świata—

Witajcie w świecie, w którym imię zbawiciela budzi trwogę. Koło Czasu jest w swych obrotach bezlitosne. Ta historia musi się powtórzyć. A Smok Odrodzony ma wszelkie powody, by uciekać przed swoim przeznaczeniem. Nie bez powodu ta historia jest źródłem inspiracji dla licznych zespołów power metalowych. Ma w sobie MOC!

 

Zaraz, zaraz! – zakrzykną niektórzy z Was. Chcesz nam powiedzieć, że istnieje cykl książek poświęcony bohaterowi, który nieświadomy swego pochodzenia ukrywał się pod przybranym imieniem i który musi zgładzić wroga ludzkości? I mówią, że jest Smokiem? I że pisane jest mu szaleństwo? I że przy okazji zabije ukochaną osobę, tak jak jego poprzednie wcielenie? I ma wyjątkowy miecz? A potem ma nawet kolejny wyjątkowy miecz – tym razem starszy i magiczny? I nazywa się Smokiem? Toż to przecież czysta zrzynka z George’a R.R. Martina. Tym gorsza, że wyprzedzająca o rok publikację pierwszego tomu Pieśni Lodu i Ognia!

Zbawiciel, który budzi trwogę – kadr z komiksowej adaptacji Oka Świata.

No dobrze, żarty na bok. Rzeczywiście George R.R. Martin sporo pożyczył od Roberta Jordana, ale jeszcze więcej podobieństw jest następstwem sięgania po te same archetypy. U Jordana jest to tym widoczniejsze, że facet się nawet nie kryje z religijnymi zapożyczeniami. Nie jeden raz natknąłem się w jego książkach na a to mocno „biblijną” stylizację, a to znów na zdania żywcem z Biblii wyciągnięte. Zresztą, jeśli się w Koło Czasu naprawdę dobrze wczytać, to odnaleźć można sugestię, iż historia powieści toczy się na Ziemi, w odległej przyszłości. A mapa świata… cóż, dziwnie przypomina zachodnie wybrzeże Afryki…

I Cień padł na ziemię, i świat został rozszczepiony, kamień od kamienia. Oceany wylały i góry zostały pochłonięte, a narody rozproszone po ośmiu krańcach świata. Księżyc był jak krew. a słońce jak popiół. Morza wrzały, a żywi zazdrościli umarłym. Wszystko zostało rozproszone, wszystko prócz pamięci zostało stracone, pamięci nade wszystko o tym, który sprowadził Cień i pęknięcie świata. A jego nazywali Smok.
—Koło Czasu: Oko Świata—

I to właśnie najmocniejsza strona prozy Jordana. Jego znajomość wzorców mitycznych i religijnych, jego panowanie nad monomitem i kształtowanie opowieści w ten sposób, iż jest jednocześnie nieprzewidywalna i znajoma, sprawiają że Koło Czasu pochłania się z wypiekami na twarzy. Przynajmniej tak było w moim wypadku (a kończę właśnie czytać tom czwarty). Nie bez powodu Koło Czasu jest źródłem inspiracji dla kapel power metalowych…

 

Nie jestem wszakże pewien, czy mogę książki (bo mowa dziś o dwóch pierwszych tomach 16-tomowego cyklu) polecić z czystym sumieniem wszystkim rozkochanym w Pieśni Lodu i Ognia. Nie dlatego, że są słabsze. Ale są inne. Mitologia stworzonego przez Jordana świata jest wprawdzie równie fascynująca, jak mitologia martinowska, ale dla wielu ludzi w lekturze PLiO najistotniejsza była intryga polityczna. A pod tym względem Jordan trzyma się raczej klisz typowych dla literatury fantasy. Owszem, zdarzają się zakulisowe gierki i zmagania polityczne, ale wszystko to ma zupełnie inną skalę i głębię (czy raczej jej brak), niż u Martina. Robert Jordan rozpoczął pisanie z odmienną intencją, nie interesowały go pałacowe przewroty poprzedzające apokalipsę, ale raczej droga postaci, która tę apokalipsę – w imię triumfu nad Złem – miała sprowadzić. A także oswajanie się z myślą o konieczności złożenia ogromnej ofiary.

Książka, a w szczególności jej pierwszy tom (Oko Świata), cierpi jeszcze z powodu problemu, który nazwałbym „buffizacją” (to moje własne określenie, ale nie roszczę sobie do niego praw, możecie kopiować). Chodzi mi o pewien problem z opowieścią, który szczególnie widoczny był w serialu „Buffy – Postrach Wampirów”. Otóż tytułowa bohaterka była istotą obdarzoną nadprzyrodzonymi zdolnościami, a w jej walce z wampirami wspierało ją kilkoro zwykłych nastolatków. Do czasu, bo w miarę trwania serialu większość postaci pobocznych również okazywała się być magiczna. Nim serial dobiegł końca, przez grupę przewinęły się więc wampiry, wilkołak, dwie czarownice i demon (a przynajmniej tyle postaci udało mi się zapamiętać). Taka inflacja supermocy wypaczała oryginalny pomysł na serial. W Kole Czasu jest pod tym względem chyba jeszcze gorzej, bo niemal od samego początku niemal każdy z przyjaciół głównego bohatera okazuje się pod jakimś względem nadzwyczajny. Domyślam się, dlaczego Jordan postanowił w ten sposób poprowadzić fabułę – ma zapewne związek z ostatecznym przeznaczeniem Smoka Odrodzonego. Ale naprawdę wolałbym, że wiejskie dzieciaki pozostały wiejskimi dzieciakami.

Rand al’Thor i sztandar Smoka.

Ale to mimo wszystko drobne zgrzyty w opowieści, która autentycznie potrafi pochłonąć. Pierwszy tom – Oko Świata – to z jednej strony historia o ucieczce przed siłami zła, a co za tym idzie pewna zamknięta całość. Ale to również pierwszy krok monomitu – wezwanie do przygody. Ucieczka z rodzinnego domu, poszukiwanie bezpiecznej przystani, pierwsze zetknięcie się z Wrogiem. Tom drugi też tworzy zamkniętą całość, będąc historią o poszukiwaniu magicznego artefaktu. Ale też stanowi część większej legendy, pokazując nam próbę odrzucenia przeznaczenia przez głównego bohatera. Taka struktura jest zaskakująco skuteczna i choć Jordan nie zamyka żadnego tomu „cliffhangerem”, to trudno jest się powstrzymać przed natychmiastowym sięgnięciem po kolejną książkę.

Wyszarpnął nóż z pochwy u pasa, rzucił się całym ciałem przez stół, by pomóc ojcu i krzyknął raz jeszcze, gdy pierwszy miecz ciął go przez pierś.
Do ust podeszły bańki krwi, a w głowie rozległ się szept:
„Znowu zwyciężyłem, Lewsie Therinie.”
(…)
I kiedy tak leżał na brzegu Taren, wpatrzony w niebo, które zdawało się zasnuwać mrokiem w samo południe, coraz rzadziej nabierając oddechu, usłyszał czyjś głos mówiący:
„Znowu zwyciężyłem, Lewsie Therinie.”
(…)
Gdy połamany, zakrwawiony i poparzony wydawał ostatnie, chrapliwe tchnienie, usłyszał czyjś szept:
„Znowu zwyciężyłem, Lewsie Therinie.”
(…)
A przy końcu każdego żywota, gdy już umierał, gdy wciągał ostatni dech, słyszał głos szepczący mu do ucha.
„Znowu zwyciężyłem, Lewsie Therinie.”
—Koło Czasu: Wielkie Polowanie—

Myślę, że warto też wspomnieć o dość feministycznych aspektach cyklu. To znaczy feministycznych jak na książkę, w której główny bohater jest nieustannym obiektem westchnień większości dziewcząt, z którymi się styka. Kobiety pełnią w cyklu niezwykle istotną rolę, a jako Aes Sedai (w największym uproszczeniu – czarodziejki) niejednokrotnie są jednocześnie władcze i kompetentne. Pisarz parę razy celowo to podkreśla, zestawiając rozsądne kobiety z nieco fajtłapowatymi i upartymi mężczyznami. Czasem jest to trochę nierealistycznie przerysowane. Ale najistotniejsze jest to, że wiele wydarzeń widzianych jest właśnie z perspektywy młodych kobiet. Może nie wszystkie te rozdziały do mnie przemawiały, ale nie mogą być takie złe, skoro jedna z postaci kobiecych – Nynaeve al’Meara (Wiedząca z Pola Emonda) była źródłem inspiracji dla power metalowej kapeli.

 

(No dobrze, zauważyliście mój blef – tak naprawdę to ta piosenka była bardziej heavy niż power metalowa).

Trudno mi ostatecznie ocenić cały cykl w sytuacji, gdy sam go jeszcze nie skończyłem (16 tomów!). Ale dwa pierwsze tomy to świetny wstęp do ogromnej przygody. I zaręczam, że mnie po ich lekturze Smok Odrodzony trzymał mocno w swoich pazurach. Możecie się więc wkrótce spodziewać recenzji kolejnych tomów.

Koło Czasu
  • Tom 1: Oko Świata - 8/10
    8/10
  • Tom 2: Wielkie Polowanie - 8/10
    8/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 16

  1. Czy wspominałem, że te książki są źródłem inspiracji dla wielu kapel powermetalowych? Jeśli nie, to wspominam.

    A przy okazji chciałbym przekazać wszystkim czekającym na odpowiedź mailową (tudzież komentarzową), że jestem nieco zawalony robotą, ale o Was nie zapomniałem i postaram się przez weekend wszystkim odpisać.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Nr 1 „Malazanska Księga Poległych” Eriksona, nr 2 „Kroniki Czarnej Kompanii” Cooka, nr 3 „Pieśń lodu i ognia” Martina, nr 4 „Koło czasu” Jordana, a skończone przez Sandersona po śmierci Jordana, nr 5 „Władca Pierścieni” Tolkiena. Troszkę słabsze od nich są „Mroczna wieża ” Kinga oraz saga o „Wiedźminie” Sapkowskiego. Więcej nie czytałem fantasy.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. Czytam czytam. Chyba 8 tomów za mną. Trochę słabo się czyta gdy jesteśmy z jednym bohaterem dosyć długo i przeskakujemy do drugiego bohatera. Trudno się przestawić bo początek przeskoku często wieje nuda. Ogólnie cykl mnie bardzo wciągnął. Świat przedstawiony bardzo ciekawy. Nie ma takich zaskoczeń jak u Martina ale czyta się bardzo przyjemnie. Ocena 8/10 jak najbardziej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Przeczytałem cały cykl w ciągu ubiegłego roku. Myślę że było warto – sam motyw koła czasu i Wzoru Wieków jest genialny w swojej prostocie i elegancko tłumaczy wiele rzeczy, które byłyby drażniące w innych fantastycznych światach (np. buffizację). Największym minusem, który zniechęci wielu czytelników, jest rozwleczenie opowieści na te kilkanaście tomów – mniej więcej od 5 do 10 tomu w zasadzie nic się nie dzieje przez większość książki aż do nagłego przyspieszenia pod koniec każdego tomu. Te same rozwleczone tomy cierpią dodatkowo przez naprawdę irytujące postacie kobiece. Pod koniec cykl wraca do wyższej formy a ostatnie tomy napisane przez Sandersona są naprawdę dobre. Sanderson przede wszystkim naprawił popsute kobiece postacie i udało mu się skończyć większość wątków, które Jordan prowadził donikąd.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
        1. Wytłumaczyłem się poniżej. Miałem mało czasu, więc zacząłem od komentarzy, artykuł przeczytałem później. Tym razem najpierw deser, potem danie główne 🙂

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  5. Czytałem trzy tomy. Dwa pierwsze bardzo dobre, ale po trzecim zrezygnowałem z dalszego czytania. Być może zbyt małe odstępy czasowe miałem pomiędzy tomami i mnie znużyło. Irytowały mnie dwie rzeczy: groteskowe zło i cała ta ferajna czarnego oraz niepotrzebne rozwleczenie (choć i tak początkowe tomy są dosyć sprawne, bo to środkowe są najgorsze pod tym względem).

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Oki, już wiem co to buffizacja. Najpierw przeczytałem komentarza, dopiero potem artykuł. Nie mogę się zgodzić. Ci bohaterowie wpisują się w inny mit fantasy: wiejski dzieciak odkrywające swoje supermoce.

    Ten feminizm nie brzmiał śmiesznie, bo był logicznie wyjaśniony. Faceci o ile dobrze pamiętam świrowali od mocy, dlatego Aes Sedai to były same kobiety i to ta moc, a nie płeć dawały im przewagę. Miało sens.

    Ogólnie nie zachwycił mnie Jordan. Zbyt hamerykańskie te dzieciaki, za prosty podział na dobro i zło. No i wlecze się nieco. Wolę Goodkinda. To była dopiero piękna przygoda!

    P.S. Powermetal rulez! 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. jeden z moich większych zawodów. zacząłem czytać bo wszyscy mówili, że grrm się inspirował. ledwo przedarłem się przez pierwszy tom. toż to klisza na kliszy poganiana deuxami z maszyn i zrzynką z tolkiena. jeszcze bym zrozumiał jakby to było wydane w latach ’50 ale w najtisach? (dla przypomnienia pierwszy wiedźmin to 86)

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. a ja jako ,ze nie czytałam wczesniej własnie zabieram sie za pana światła Rogera Żeleżnego i zobacze co i jak, jesli Martin na kims sie wzorował to bardziej na Zelaznym jednak

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. Ja do tej pory przeczytałem dwie sagi (Harry Potter i Mroczna Wieża). Teraz czytam PLIO no i nie które zacząłem np Ziemiomorze oraz Władca Pierścieni. Bardziej to cykl Mroczna Wieża mi się spodobał to swoją enigmatycznością i chociaż tempo było różne i dla nie których ten gatunkowy misz-masz był nie do przebrniecia to uważam że jest warty przeczytania oraz udanej ekranizacji na który czekam. I mam tu na myśli serial A nie ten zlepek wybiorczych wątków z dwóch pierwszych tomow której składał się film.
    Przyszłości mam zamiar przeczytać trylogię Metro oraz sagę Wiedźmina ale najpierw muszę dokończyć dwa ostatnie tomy PLIO. Przynajmniej może po zakończeniu GOTu GRRM ogłosi premierę Wichrów Zimy. A co do Sagi Koła Czasu przeraża mnke ilość tomów więc chyba sobie dam spokój. Może kiedyś bo seriale gry czy filmy też czekają…

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  10. Ja przebrnąłem przez 2,5 tomu i odpuściłem. Zdecydowanie gorsza seria od Malazańskiej księgi poległych, a już tamta miała swoje lepsze i gorsze momenty 😀

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button