Na wioskę napada banda łupieżców. I jak to łupieżcy – palą, gwałcą, mordują. Na oczach małego chłopca jego ojciec zostaje rozszarpany przez psy, a matka skrócona o głowę. On sam trafia do niewoli. I na nic tu skargi do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, bo rzecz się dzieje się w erze hyboryjskiej, ponad 10 tysięcy lat przed naszą erą. MTK jeszcze nie istnieje. Podobnie zresztą jak Haga.
To straszny i barbarzyński świat. Na szczęście barbarzyńcą jest też Conan. Były niewolnik, który dorobił się muskułów obracając koło bólu (w nocy elfy wstrzykiwały mu anaboliki i dosypywały kreatyny do kaszy). Były gladiator, który w walce na miecze nie ma sobie równych. A przede wszystkim człowiek ogarnięty pragnieniem zemsty na zielonookim czarowniku zwanym Thulsa Doom. Mężczyźnie, który zabił jego rodziców i zabrał miecz ojca.
-Conanie, co jest najlepsze w życiu?
-Zmiażdżyć wrogów. Patrzeć jak prowadzą ich przed ciebie. I słuchać lamentu ich kobiet.
Dobrze, nie będę koloryzować. Conan Barbarzyńca nie jest skomplikowaną opowieścią. To bardzo luźna adaptacja pulpowej fantasy Roberta E. Howarda. Ot, magia i miecz, tyle że w antycznym wydaniu, podszyta horrorem czerpiącym zarówno ze starożytnych religii, jak i pomysłów Lovecrafta (z którym Howard się przyjaźnił i do którego pracy bardzo często nawiązywał). Tyle, że prostota nie jest w żadnym wypadku wadą filmu. Conan Barbarzyńca jest najlepszym dowodem na to, że wziąwszy prostą fabułę, wykorzystując podstawowe metody snucia opowieści i odwołując się do pewnych fundamentalnych archetypów, można stworzyć fantastyczne, porywające dzieło.
Ale chyba tylko ludzie bardzo utalentowani rozumieją tę siłę ukrytą w prostocie i są w stanie powstrzymać się przed przekombinowaniem fabuły. Nie żartuję tu mówiąc o wielkich talentach. Wprawdzie większość widzów na myśl o Conanie widzi tylko odtwórcę roli głównej, a tymczasem – nie ujmując niczego Arniemu – ten film to tak naprawdę dzieło dwóch facetów. Olivera Stone’a, który współtworzył scenariusz i Johna Miliusa (znanego chociażby z Czasu Apokalipsy), który rzecz wyreżyserował.
Ogień i wiatr pochodzą od bogów z nieba. Ale twoim bogiem jest Krom. Krom, a on mieszka na ziemi. Kiedyś chodziły po ziemi olbrzymy. I w mroku chaosu oszukały Kroma, kradnąc mu zagadkę stali. Krom się rozgniewał i ziemia się zatrzęsła. Ogień i wiatr powaliły olbrzymów, a oni rzucili się w odmęty wód. Ale bogowie zapomnieli o sekrecie stali i pozostawili go na polu bitwy. A my go znaleźliśmy. My, zwykli ludzie. Nie bogowie, nie olbrzymy, zwykli ludzie… Musisz poznać zagadkę stali, Conanie.
No dobrze, Arnie też odegrał swoją rolę. Podobnie jak fenomenalny James Earl Jones. Jego zielonooki Thulsa Doom po prostu hipnotyzuje widza (tak jak postaci w filmie), tworząc jednego z najciekawszych kinowych złoczyńców. Fantastyczna kreacja aktorska. I świetny pomysł na postać – czerpiącą z zakorzenionego w nas i ugruntowanego przez religię lęku przed wężami.
Całość uzupełnia jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii kina. Uwielbiam Basila Poledouris za motyw przewodni z Robocopa, ale to właśnie muzyka z Conana była jego największym dziełem. Daleka od hollywoodzkiej sztampy, wskazująca na zrozumienie tematu i nastroju opowieści. Sprawiająca, że człowiek ma ochotę złapać topór i wyjść na miasto… (choć lepiej się powstrzymać).
Dla nas nie ma wiosny. Jest tylko wiatr, który przynosi świeżość tuż przed burzą.
Efekt jest spektakularny. Mimo 37 lat na karku, film dalej zaskakuje kunsztem, doskonałą pracą kamery (ach ta scena śmierci matki Conana!) i świetnym scenariuszem. Natrafiamy tu zresztą na pewien paradoks. Otóż jeśli spojrzeć na detale, to ekranizacja przygód o Conanie niemal na każdym kroku popełnia jakiś błąd w stosunku do pierwowzoru. Fabuła miesza wątki z kilku różnych książek. Thulsa Doom jest tak naprawdę bliższy innemu howardowskiemu złoczyńcy – Thoth-Amonowi. Wreszcie sam Conan – wprawdzie rola Schwarzeneggera tak wryła się w popkulturę, że trudno sobie to uzmysłowić, ale książkowy Conan był czarnowłosy i nieco mniej „przypakowany” od austriackiego kulturysty. Ale choć szczegóły się nie zgadzają, to poprawne jest wyczucie intencji, z jaką pisał Howard. Prawdziwe i zgodne z książką jest przesłanie filmu. A to w adaptacji najważniejsze.
O czym traktuje film? Cóż, najprościej byłoby powiedzieć – o zemście. Albo o miłości i przyjaźni. Albo o rozłupywaniu czaszek krótkimi mieczami. Ale to tylko powierzchniowe ujęcie tematu, bo jest jeden motyw, który odnajdziemy w głębi tak filmu, jak i prozy Howarda. Przesłanie filmu jest na wskroś nietzscheańskie. To pochwała niezłomnej woli i impulsu do działania. Kiedy Thulsa Doom wykłada Conanowi czym naprawdę jest zagadka stali, mówi prawdę. Ciało jest silniejsze niż metal. Ale czarownik widzi tę siłę w podporządkowaniu. Film udowadnia, że naprawdę tkwi ona w sprzeciwie i woli przetrwania.
Kromie! Nigdy się do ciebie nie modliłem. Nie mam do tego języka. Nikt, nawet ty, nie zapamięta, czy byliśmy dobrzy, czy źli. Ani tego, dlaczego walczyliśmy i umieraliśmy. Ale liczy się to, że dziś dwóch mężczyzn stanie naprzeciw wielu. To jest ważne. Męstwo cię raduje, Kromie, więc spełnij mą prośbę. Daj mi zemstę! A jeśli nie usłuchasz, to niech cię piekło pochłonie.
Dlatego bez chwili namysłu polecam Conana wszystkim. Jest coś dla panów (rozłupywanie czaszek, półnagie panie), jest coś dla pań (rozłupywanie czaszek, półnagi Conan), jest coś dla miłośników komedii (scena miłosna z wyjątkowo delikatnym barbarzyńcą). Innymi słowy – wspaniałe kino familijne.
Conan Barbarzyńca (1982)
-
Ocena DaeLa Barbarzyńcy - 8/10
8/10
Na koniec zostawiam Was z motywem przewodnim z Conana:
I z genialnym parodystycznym „musicalem”.
Arcydzieło fantasy. 10/10. W następnej kolejności proszę o recenzję 'Excalibura’ Boormana. A o sile filmu Miliusa przekonuje dobitnie żenujący remake z Momoą.
Świetnie wybrane cytaty.
Najlepsza ścieżka dźwiękowa w historii. Epicka, monumentalna, rozłupoczaszkująca.
Prosta fabuła, postacie oparte na archetypach, heroiczny bohater i epicka muzyka!
Pomimo masy wad (gra aktorska nie jest wybitna, a wiele elementów się jednak zestarzało), film jest świetny i słusznie uznany za klasykę fantasy magii i miecza
Arnold świetnie poradził sobie z postacią, Conan to chyba jego pierwsza wielka rola, którą zapisał się w historii kina
I muzyka! Jest mocarna, jest heroiczna, po prostu miażdży widza. Ścieżka dźwiękowa do Conana Barbarzyńcy jest zdecydowaniem jedną z najlepszych w historii. Nic tylko słuchać i rozglądać się z mieczem za jakimś smokiem 😉
https://www.youtube.com/watch?v=1_xgecR0ifo
ten film jest świetny. po prostu.
https://www.youtube.com/watch?v=BKcqDj-TiGc
A to pamiętacie? Dla mnie było super 😀
Najlepszy Film fantasy jaki powstał.
Z całym szacunkiem, ale jest jeszcze Władca Pierścieni *3, Labirynt Fauna czy Niekończąca się opowieść (i pewnie inne których chwilowo nie pamiętam 😉 )
Świetny film . Książki tez fajne ja przeczytałam wszystkie Howarda i de Campa innych juz nie za bardzo były słabe poza nimi dwoma.
Krótka trochę ta recenzja, jak na film, który dla wielu wciąż stanowi niedościgły wzór kina fantasy. 😉
To fakt, jest to arcydzieło. I może poza paroma efektami, które już się nieco zestarzały (mam na myśli sceny walk – nie samą choreografię, która wciąż trzyma klasę, ile raczej efekty poszczególnych trafień i ciosów – dziś kręci się to dynamiczniej, realistyczniej i chyba jednak lepiej) raczej nie dałoby się niczego w tym filmie już zrobić lepiej. Nigdy nie będzie lepszego Conana, lepszej wojowniczki niż Valeria, lepszego towarzysza niż Subotai i lepszego czarnego charakteru niż Thulsa Doom. Udowodniły to kolejne próby – Conan Niszczyciel czy Czerwona Sonja.
Ale nie zgodzę się, że remake z Jasonem Momoa jest „dobitnie żenujący”. To całkiem przyzwoity kawałek kina fantasy. Ma też kilka naprawdę ciekawych pomysłów fabularnych. Np. rodzinny duet czarnych charakterów – Khalar Zym i Marique (jak sądzę córka ewidentnie nie miałaby nic przeciwko, aby zastąpić nieżyjącą matkę u boku ojca). To o niebo ciekawsi przeciwnicy niż te papierowe postaci z drugiego Conana i Red Sonji. Prawdę mówiąc myślałem, że Conan 3d będzie dużo gorszy. Ma tylko pecha, że zestawia się go z produkcją, której dorównać nie może. To jakby oceniać każdy kolejny film gangsterski przez pryzmat Ojca Chrzestnego. 🙂
Sandahl Bergman jako królowa Gedren była świetnym czarnym charakterem. To o 'Red Sonii’.
Świetnym to może za dużo powiedziane, ale fakt, wybija się ponad przeciętność powszechnie panującą w tym filmie. Dlatego zresztą cenię go wyżej niż Conana Niszczyciela, w którym poza samym Conanem (sprawiającym zresztą nieodparte wrażenie, jakby trafił do tego infantylnego światka przez jakąś koszmarną pomyłkę) nie ma na czym oka zawiesić. Nie podejmuję się przyznawać konkretnej liczby punktów, ale oceniłbym te filmy według następującej kolejności:
1. Conan Barbarzyńca
2. Conan 3D
3. Czerwona Sonja
4. Conan Niszczyciel
Ciekawostka odnośnie cytatu zapodanego zresztą w recenzji na sam początek.
Przypomnę może, o co chodziło – bo nie każdy może pamiętać tak szczegółowo.
Conan był jeszcze w niewoli, ale był to już czas, kiedy był mistrzem „gladiatorów”. I siedzą sobie przy jakimś ognisku, czy czymś tam, i się pyta ten szef (właściciel Conana): – Jak myślicie – co jest najlepsze w życiu?.
Pierwszy wyrwał się do odpowiedzi jeden z tych stepowych jeźdźców, którzy tam siedzieli:
– Otwarty step, rączy koń, sokół w dłoni i wiatr we włosach.
Na co ten szef mówi, że bzdura i wtedy pyta Conana. A on wtedy recytuje:
– Zmiażdżyć wrogów. Widzieć ich na kolanach. I słuchać jęków ich kobiet.
Oczywiście nie cytuję dokładnie, tylko na tyle, na ile pamiętam, ale generalnie właśnie o to się rozchodziło.
Ale o co mi chodzi z tą ciekawostką – jak to ująłem.
Otóż:
Kiedy bodajże w szóstym sezonie Gry o Tron przyprowadzili Dankę do tego Khala, ten się też zapytał tych swoich przybocznych, co jest najlepsze w życiu.
I ci również zaczęli wymieniać – dokładnie w tej samej kolejności. Pierwszy o stepie, drugi o pokonaniu wrogów, itd.
Skojarzyło mi się to wtedy od razu z tą właśnie wymianą zdań z Conana – bo którymś tam razem kiedyś ją zapamiętałem, jak oglądałem.
Więc od razu mi się to skojarzyło.
I od razu wydało mi się, że to nie może być przypadek. Wszak tu stepowcy i tu stepowcy. I takie same teksty. W tej samej zresztą kolejności.
Od razu przyszło mi do głowy, że to musi być jakieś ewidentnie świadome nawiązanie, no że nie może to być przypadek. Takie mrugnięcie okiem ze strony showrunnerów do tego klasyka fantasy.
Nigdy w sumie nigdzie nie miałem okazji podzielić się tym spostrzeżeniem i przemyśleniem, więc cieszę się niezmiernie, że wziąłeś na warsztat ten film – nie tylko ze względu na to, że sam film świetny – ale również właśnie dlatego, że stworzyło mi to możliwość i okazję do podzielenia się tym moim spostrzeżeniem. 😉
Co wy na to?
Offtop.
DaeL pytanie do ciebie. Trafił mi się audiobook H.P.Lovecrafta pt. 'Wyzwanie z innego świata’. Zmartwiła mnie nieco informacja, że są to opowiadania, które HP napisał wspólnie z innymi autorami. Znasz ten zbiór? Polecasz? Na czym się ten udział innych autorów opiera i czy można w ogóle traktować książkę jako dzieło Lovecrafta?
Ten zbiór mam na myśli: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4821497/wyzwanie-z-innego-swiata
Wziąłbym coś innego, ale znaleźć nie mogę 🙁
Pytasz DaeLa, ale odpowiem za niego, jeśli pozwolisz 🙂
Ta antologia to zupełna nowość na polskim rynku, dotychczas chyba nigdy nie były publikowane w jednym zbiorze, być może były jakieś przedruki w pismach fantastycznych, ale mainstream widzi je po raz pierwszy.
Przede wszystkim są to opowiadania, które Lovecraft za życia tworzył ze swoim wielkim fanem, którego chyba można też nazwać przyjacielem, młodziutkim Robertem H. Barlowem. Barlow pisał z Lovecraftem jako nastolatek, a po jego śmierci w 1937 (Barlow miał wtedy 19 lat) aktywnie działał na rzecz popularyzacji jego twórczości. Można śmiało powiedzieć, że jemu właśnie (między innymi) zawdzięczamy utrwalenie pamięci i dzieł Samotnika z Providence.
Najsłynniejszym ich wspólnym utworem jest „Till A’the Seas” – postapokaliptyczna wizja Ziemi siegająca kilku tysięcy, a nawet milionów lat w przyszłości. We wrzuconej przez Ciebie antologii jest pod tytułem „Aż wyschną głębie mórz”. Ten tekst znam i mogę śmiało polecić. Ale nie jest to typowy Lovecraft.
W zbiorze jest też mocno odstająca od klasycznego lovecraftowskiego stylu „Collapsing Cosmoses” („Ginące kosmosy”) – humoreska, której panowie nie ukończyli za życia HPL.
Widzę też bardzo ciekawą kolaborację „The Challenge from Beyond” („Wyzwanie z innego świata”), wśród współautorów najbliższy „kolega po piórze” Lovecrafta – Robert E. Howard, czyli twórca postaci Conana. Tekst w oryginale został podzielony na fragmenty napisane przez poszczególnych autorów, tutaj masz wersję ang:
http://www.hplovecraft.com/writings/texts/fiction/cb.aspx
LOvercaft z Howardem utrzymywali bardzo bliskie relacje, chociaż tylko listowne. Polemizowali na temat swoich twóczości, Howard napisał też (jeszcze przed Conanem) kilka opowiadań osadzonych w Mitologii Chtulhu.
Odpowiadając na Twoje pytanie: zbiór zdecydowanie warty uwagi, ja zamówie przy najbliższej okazji 🙂
Ale jeśli chcesz zacząć przygodę z Lovecraftem, to Vesper wydał prawie wszystkie jego opowiadania. Tom pierwszy:
https://czytam.pl/k,ks_198119,Zgroza-w-Dunwich-i-inne-przerazajace-opowiesci-Lovecraft-Howard-Phillips.html
zawiera wszystkie najważniejsze klasyki z Mitologii Cthulhu, a więc „Widmo nad Innsmouth”, „Zgroza w Dunwich”, „Kolor z innego wszechświata”, „Zew Cthulhu”, „Przypadek Charlesa Dextera”.
Tom drugi:
https://czytam.pl/k,ks_566705,Przyszla-na-Sarnath-zaglada-Opowiesci-niesamowite-i-fantastyczne-Howard-Phillips-Lovecraft.html
zawiera „opowiadania uzupełniające” – mniej lub bardziej udane różne formy fantastyki uprawiane przez HPL.
Jeśli chcesz zacząć przygodę z Lovecraftem to polecam iść w tę stronę. Ale ostrzegam, że styl jest specyficzny a i poziom niektórych opowiadań nie powala. Oba tomy to ponad 1000 stron i zapewniam, że nie jest łatwo je zmęczyć 🙂
Moglibyście zrobić recenzje o Herkulesie w Nowym jorku . Świetny film fantasy z elementami komediowymi, nawet po tylu latach ogląda się wyśmienicie. Trochę kojarzy się z Thorem treściowo.