Powinienem chyba zacząć od tego, że sesja Q&A znów się przesunęła o tydzień. Wybaczcie, nie mogę już nawet zwalać winy na kota, bo po prostu brakło mi czasu, żeby wszystko do końca poskładać. Postaram się nadrobić to za tydzień. A już dziś przedstawiam Wam Szaloną Teorię nr 101. Tym razem opartą w dużej mierze na materiale z Ognia i Krwi.
Jednym z pytań, które dręczyły mnie od czasu, gdy po raz pierwszy sięgnąłem po Świat Lodu i Ognia, była kwestia pochodzenia smoków. Jeśli wierzyć treści tej książki, smoki były wynalazkiem Valyrian. Słyszymy wersję wydarzeń, wedle której smoki zrodziły się z Czternastu Płomieni. Autor, a więc maester Yandel zauważa wprawdzie, iż różne nacje mają mity na temat pochodzenia smoków, dostrzega nawet istnienie dowodów na to, że smoki pojawiały się na innych kontynentach, a jednak nie kwestionuje ich valyriańskiego pochodzenia, deprecjonując legendy, szczególnie te związane z Asshai.
Jeśli jednak smoki udomowili najpierw mieszkańcy Cienia, dlaczego nie zostali zdobywcami, jak Valyrianie?
—Świat Lodu i Ognia—
Zresztą pasuje nam to do innych informacji, jakie mamy o Valyrianach. Oto rasa pasterzy zdobywa pewne zdolności magiczne i rozpoczyna eksperymenty nad hybrydyzacją gatunków. Wiemy przecież o sfinksach i chimerach, jakie mieli rzekomo tworzyć. Nietrudno więc wyobrazić sobie Valyrian krzyżujących ogniste żmije z wiwernami i w ten sposób tworzących smoki.
Z drugiej strony ilość wskazówek na istnienie smoków przed jasnowłosymi smoczymi jeźdźcami jest wprost obezwładniająca. A George R.R. Martin powtarza je z uporem maniaka. Słyszymy zatem o smokach wychodzących z księżyca, o smokach na Morzu Nefrytowym i o smokach w Asshai. Smoka miał mieć jeden z cesarzy Yi Ti, smocze kości odnajdujemy w Sothoryos, a smokobójstwo miało być heroicznym wyczynem dokonywanym kilkukrotnie jeszcze w Erze Herosów. Co tu jest grane?
Historia Aerei Targaryen
Po lekturze Ognia i Krwi nabrałem przekonania, że Valyrianie owszem, tworzyli hybrydy. Ale nie w celu stworzenia smoków.
Przekonała mnie do tego historia Targaryeńskiej księżniczki. Aerea (tak naprawdę na imię było jej Rhaella, ale odkąd zamieniła się miejscami ze swoją siostrą bliźniaczką, nosiła imię Aerea) wyruszyła do Valyrii. Nie uczyniła tego do końca z własnej woli. Dziewczyna, wbrew swej woli wciągnięta w rywalizację o sukcesję wewnątrz dynastii Targaryenów, postanowiła uciec od swojej matki Rhaeny i wrócić ze Smoczej Skały do Królewskiej Przystani.
Przygotowania zakłóciło nagłe i niespodziewane przybycie Rhaeny Targaryen ze Smoczej Skały. Septon Barth pisze: „Niewykluczone, że smoki wyczuwają w jakiś sposób nastrój swych jeźdźców i powtarzają go echem, albowiem Dreamfyre opadła owego dnia z chmur niczym burza z piorunami. Vermithor i Srebrnoskrzydła ocknęły się i ryknęły tak przeraźliwie, że wszyscy z nas, którzy to widzieli i słyszeli, bali się, że smoki rzucą się na siebie z ogniem i szponami, by rozszarpać się nawzajem na strzępy, jak Balerion rozszarpał ongiś Żywe Srebro nad Okiem Boga”.
Smoki nie walczyły jednak ze sobą, choć syczały groźnie i łopotały skrzydłami. Rhaena zeskoczyła z grzbietu Dreamfyre i wpadła do Warowni Maegora, wzywając krzykiem brata i siostrę. Przyczyny jej furii wkrótce wyszły na jaw. Księżniczka Aerea zniknęła. Uciekła o świcie ze Smoczej Skały, zakradła się na dziedziniec i wzięła sobie smoka. I to nie byle jakiego.
— To był Balerion! — zawołała Rhaena. — To szalone dziecko wzięło sobie Baleriona. Nie dla niej świeżo wyklute smoczątka, o nie! To musiał być Czarny Strach. Smok Maegora, bestia, która zabiła jej ojca. Dlaczego on, jeśli nie po to, by sprawić mi ból? Co wydałam na świat? Jakiego potwora? Powiedz mi, co wydałam na świat?
— Dziewczynkę — odpowiedziała królowa Alysanne. — To tylko mała, rozgniewana dziewczynka.
Jednakże septon Barth i wielki maester Benifer mówią nam, że Rhaena jej nie słyszała. Wpadła w desperację. Nie obchodziło jej nic poza tym, dokąd mogło uciec jej „szalone dziecko”. W pierwszej chwili pomyślała o Królewskiej Przystani. Aerea gorąco pragnęła wrócić na dwór królewski. Jeśli jednak tu jej nie było… to gdzie się podziała?
—Ogień i Krew (tom 1)—
Mimo poszukiwań, nie odnaleziono w całym Westeros ani śladu Aerei albo Baleriona.
Kruki poleciały, ale ani owego dnia, ani następnego, ani trzeciego do Królewskiej Przystani nie dotarły żadne wieści o księżniczce Aerei.
—Ogień i Krew (tom 1)—
Ale w końcu dowiedzieliśmy się co stało się z Aereą. Księżniczka i Balerion wrócili. Choć stan obojga był przerażający.
Minęło wiele lat, odkąd ostatnio widziano Czarny Strach na niebie nad miastem. Ten widok wypełnił mieszkańców lękiem. Zadawali sobie pytanie, czy to Maegor Okrutny jakimś cudem wrócił zza grobu i znów dosiadł swego smoka. Niestety, jeździec uczepiony szyi Baleriona nie był martwym królem, lecz umierającym dzieckiem.
Gdy smok obniżał lot nad Czerwoną Twierdzą, łopocząc gigantycznymi skrzydłami, jego cień padł na dziedzińce i komnaty. Wylądował na wewnętrznym dziedzińcu Warowni Maegora. Gdy tylko dotknął gruntu, z jego szyi zsunęła się księżniczka Aerea. Nawet najbliżsi przyjaciele dziewczynki z lat, które spędziła na dworze, ledwie ją poznali. Była prawie naga, miała na sobie tylko podarte strzępy i łachmany przylegające do rąk i nóg. Jej włosy były skłębione i pozlepiane, a kończyny cienkie jak patyki.
— Proszę! — zawołała do rycerzy, giermków i służących, którzy widzieli, jak nadlatywała. — Nie chciałam… — dodała jeszcze, gdy pobiegli jej na pomoc, po czym zemdlała.
Straż na moście nad suchą fosą otaczającą Warownię Maegora pełnił ser Lucamore Strong. Odepchnął gapiów na boki, wziął dziewczynkę w ramiona i zaniósł ją do wielkiego maestera Benifera. Później każdemu, kto chciał go wysłuchać, opowiadał, że jej skóra była zaczerwieniona i tak gorąca, iż czuł żar nawet przez emaliowaną zbroję. Rycerz zapewniał też, że miała krew w oczach i „coś w jej wnętrzu się poruszało, aż drżała i wyginała się w moich ramionach”.
(Nie opowiadał jednak o tym zbyt długo. Następnego dnia król wezwał go do siebie i zabronił o tym wspominać).
—Ogień i Krew (tom 1)—
Miejsce, z którego Balerion Czarny Strach wrócił ranny, musiało być doprawdy przerażające. Jednak tym, co naprawdę zmroziło krew w żyłach maestera Benifera i septona Bartha, był stan Aerei. Ciało dziewczyny pełne było ognistych pasożytów, które pożerały ją od środka. Królestwo okłamano, ogłaszając, że przyczyną śmierci była gorączka. Ale maesterowie dobrze zapamiętali co naprawdę zabiło księżniczkę.
Powiedzieliśmy światu, że księżniczka Aerea zmarła na gorączkę i to w przybliżeniu prawda, ale nigdy przedtem nie widziałem gorączki tego rodzaju i mam nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczę. Dziewczynkę trawił ogień. Skórę miała zarumienioną i czerwoną, a gdy dotknąłem jej czoła, by sprawdzić temperaturę, to było tak, jakbym zanurzył dłoń w garnku z gotującym się olejem. Była tak wychudzona, że na jej kościach nie została niemal ani uncja ciała, ale zauważyliśmy wewnątrz swego rodzaju… wybrzuszenia, jakby jej skóra uwypuklała się i zapadała znowu, jakby… nie, nie jakby, tak właśnie było… w jej ciele poruszały się jakieś żywe stworzenia, być może szukające drogi wyjścia. Sprawiały księżniczce ból tak straszliwy, że nawet makowe mleko nie przynosiło jej ulgi. Powiedzieliśmy królowi, że Aerea nie odezwała się ani słowem, i to samo z pewnością musimy powtórzyć jej matce, ale to kłamstwo. Modlę się o to, by zapomnieć o tych słowach, które wyszeptała spękanymi, krwawiącymi ustami, ale z pewnością nigdy nie zapomnę, jak często błagała o śmierć.
Wszystkie umiejętności maesterów okazały się niewystarczające wobec jej gorączki, o ile podobną grozę rzeczywiście można określać tą prozaiczną nazwą. Najprościej byłoby powiedzieć, że biedne dziecko gotowało się od środka. Skóra księżniczki robiła się coraz ciemniejsza, aż wreszcie zaczęła pękać, upodabniając się, niech mi Siedmiu pomoże, do wieprzowych skwarków. Pojawiły się ciemne smużki dymu, wypływające z jej ust, nosa, a nawet, obscenicznie, spomiędzy dolnych warg. Przestała już mówić, choć stworzenia w jej wnętrzu nadal się poruszały. Jej oczy ugotowały się wewnątrz czaszki, a później pękły, jak dwa jajka zbyt długo pozostawione we wrzątku. Myślałem, że już nigdy w życiu nie ujrzę nic bardziej ohydnego, ale wkrótce przekonałem się, że byłem w błędzie. Czekała na mnie jeszcze większa groza, która nadeszła, gdy razem z Beniferem przenieśliśmy biedną dziewczynkę do balii i pokryliśmy ją lodem. Powtarzam sobie, że po zetknięciu z zimnem jej serce natychmiast się zatrzymało… jeśli tak, to była dla księżniczki łaska, bo wtedy stworzenia ukryte w jej ciele wyszły na zewnątrz… Te stworzenia… Matko, zmiłuj się, nie potrafię ich opisać… to były… robaki z twarzami… węże z rękami… wijące się, pulsujące, pokryte śluzem okropieństwa, które wyłoniły się z jej ciała. Niektóre były nie większe od mojego małego palca, ale przynajmniej jedno dorównywało długością całej mojej ręce… och, Wojowniku, obroń mnie, dźwięki, które z siebie wydawały… Ale nie przeżyły. Muszę o tym pamiętać, trzymać się tego. Czymkolwiek mogły być, wywodziły się z ognia i żaru. Nie lubiły lodu, o nie. Jedno po drugim miotało się, wiło i nieruchomiało na moich oczach, chwała Siedmiu. Nie śmiem nadawać im nazw… to były koszmary”.
—Ogień i Krew (tom 1)—
W dalszej części swoich spekulacji septon Barth przypuszcza, że Aerea udała się do Valyrii. Wskazuje na to cały szereg poszlak, na czele z tą, iż księżniczka pragnęła wrócić do domu. A Balerion był jedynym żywym smokiem, dla którego domem była Valyria.
Robaki
O tym co stało się księżniczce Aerei wiedziało niewiele osób. Ale znamienne są reakcje każdej z tych postaci. Król Jaehaerys I, pod groźbą kary śmierci, zakazał wypraw do Valyrii. Septon Barth rozpoczął prace nad księgą „Smoki, żmije i wiwerny: Ich historia nienaturalna”. Władający pięćdziesiąt lat później Baelor I Błogosławiony, który natrafił na zapiski septona, nakazał spalić książki, nie skonsumował swojego małżeństwa, zamknął w wieży swoje siostry i prowadził politykę, którą – gdyby nie patrzeć na nią przez pryzmat jego pobożności – należałoby określić jako dążącą do wygaśnięcia linii Targaryenów.
Czym zatem były owe robaki z ludzkimi twarzami, które trawiły ciało Aerei? Pasożytami, które doprowadziły do zagłady Valyrii w stopniu jeszcze większym od eksplozji wulkanicznych? Niewykluczone, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jak kompletna była zagłada Valyrian. Nie przeżył nikt, kto przebywał na półwyspie albo zechciał tam wrócić. Ale czy pasożyty mogły dopaść każdego, bez wyjątku, mieszkańca Valyrii? Tak. Jeśli tylko, w jakiejś larwalnej formie, znajdowały się już wcześniej w valyriańskiej krwi.
Czytając o valyriańskich chimerach chyba trochę zbyt łatwo zapominamy o tym, że ludzka twarz zawsze pozostaje cechą wspólną tych hybryd…
Następnego wieczoru ujrzeli wielkiego valyriańskiego sfinksa przycupniętego przy drodze. Miał ciało smoka i twarz kobiety.
– Smocza królowa – zauważył Tyrion. – Przyjemny omen.
—Taniec ze smokami—
…i zaskakująco przypominają niektóre spośród martwych dzieci Targaryenów. Począwszy od syna Maegora…
Gdy król Maegor przyszedł zobaczyć martwo urodzonego chłopca, z przerażeniem przekonał się, że był on potworem o wypaczonych kończynach i olbrzymiej głowie, pozbawionym oczu.
—Ogień i Krew (tom 1)—
…aż po syna Dany.
– Był powykręcany. Sama go wyciągnęłam. Był ślepy, cały pokryty łuskami jak jaszczurka, miał kikut małego ogona i małe skórzaste skrzydła podobne do skrzydeł nietoperza. Kiedy go dotknęłam, ciało odeszło od kości, a w jego wnętrzu roiło się od cmentarnych robaków i cuchnęło zgnilizną.
—Gra o tron—
Rhaego nie dość, że rodzi się jako hybryda, ma także w ciele robaki. Mimo, że nie zbliżał się do Valyrii.
Valyriańskie sfinksy
Myślę, że uzbrojeni w te fakty możemy już postawić tezę na temat tego, na czym polega dar smoczej krwi. I co tak naprawdę wyhodowali Valyrianie. Nie smoki, bo te istniały w Westeros i Essos na długo przed nastaniem ery jasnowłosych nadludzi. Valyrianie wyhodowali samych siebie. To oni są sfinksami, w których żyłach płynie autentyczna smocza krew. A robaki z ludzkimi twarzami nie są pasożytem, ale organizmem symbiotycznym, pozwalającym im kontrolować smoki. I tylko zaklęcia – takie jak te, których użyła Tyanna z Wieży, by ożywić Maegora, lub Mirri Maz Duur, by ożywić Drogo, albo te, które wciąż muszą tętnić w sercu Valyrii, prowadzą do ich nadmiernego rozrostu.
To sekret wystarczająco bluźnierczy, by skłonić Baelora I do palenia ksiąg, a wszystkich Valyrian – od setek lat – do palenia zwłok swoich zmarłych. Być może kiedyś, jeśli dzieło septona Bartha wyjdzie na jaw, przekonamy się, jakiej metody użyli Valyrianie. Wystarczyły zaklęcia? A może dokonywano transfuzji zwierzęcej krwi, przy pomocy tak często pokazywanych nam przez George’a pijawek? Jedno jest pewne. Smocza krew jest wyrażeniem bardziej dosłownym, niż mogliśmy to sobie wyobrażać.
Jeśli przyjmiemy, że wydarzenia Tańca Smoków są echem Ery Świtu i Długiej Nocy (Rhaenyra to Ametystowa Cesarzowa, Aegon Starszy to Krwawnikowy Cesarz, który ukradł tron siostry itd.) można dojść do podobnych wniosków. proto-Valyrian ktoś nauczył sztuki kontrolowania smoków. Nettles może symbolizować tych proto-Valyrian, którzy byli pasterzami i może nawet odkryli jakieś prymitywne metody zapanowania nad smokami – rzeczy na poziomie „przynieś smokowi baraninę, żeby pozwolił do siebie podjeść”. Ale tak jak Daemon Targaryen i Jacaerys nauczyli Nettles, Alyna Watersa, Ulfa i Hugha kontroli nad smokami, tak ktoś inny nauczył tego Valyrian… a Daemon chyba nie przypadkiem dostał od GRRMa tytuł „Króla Stopni i Wąskiego Morza”, który władał z Krwawego Kamienia (org. Bloodstone, tak jak w Bloodstone Emperor).
Napisałem esej poświęcony wpływowi „Eneidy” Wergiliusza ( https://theambercompendium.wordpress.com/2018/12/23/the-advent-calendar-2018-aenars-aeneid-2/ ) i na tej podstawie również można – przynajmniej moim zdaniem – wysunąć wniosek, że Valyrianom ktoś pomógł, że przybył do nich wygnaniec z bardziej zaawansowanej cywilizacji, Azor Ahai (mit o Azorze Ahai i Nissie Nissie jest w dużym stopniu oparty na historii Eneasza (ang. Aeneas) i królowej Dydo (ang. Elissa) z Kartaginy (ang. Carthage, od fenickiego Qart-hadasht, skąd pochodzi nazwa Qarth).
Azor Ahai założył Valyrię, tak jak Eneasz założył Rzym, Nissa Nissa założyła Qarth…
Oczywiście, Aenar Targaryen też jest wzorowany na Eneaszu. W zasadzie każdy element historii Aenera jest zaczerpnięty z Wergiliusza. Upadek wielkiego miasta (Valyria/Troja), przepowiednia krewnej (Daenys Marzycielki/Cassandry), bohater pochodzący z pomniejszego rodu (Targaryenowie jako jeden z mniej ważnych rodów smoczych lordów/Eneasz jako syn kuzyna króla Priama), osiedlenie się w odległej krainie (Smocza Skała/Italia), sojusz z miejscowymi i przybyłmi już wcześniej greckimi osadnikami (król Ewander/ród Velaryonów), sojusz z rodem kontrolującym wielką flotę (król Etrusków Tarchon/flota Velearynów), podbicie przez potomków naszego bohatera całego kraju (Westeros/Imperium Rzymskie)…
… ale to, że Aenar Targaryen jest GRRMowskim Eneaszem nie oznacza, że nie może być innej postaci opartej na herosie Wergiliusza. A gdy spojrzymy na IV księgę Eneidy i scenę śmierci królowej Elissy, przebitej mieczem Eneasza, na płonącym stosie, możemy dojść do wniosku, że to Azor Ahai jest tym oryginalnym Eneaszem PLIO.
ahh ten dzordz, nic sam nie wymyslil tylko wszystkie pomysly kopiowal od innych, smutne
Ale to, że pastuchów Valyrian ktoś musiał nauczyć wykluwania i kontrolowania smoków (i w ogóle całej tej ich „magii”) – to w sumie teoria już chyba dosyć stara, uznana i przyjęta za powszechnie obowiązującą oczywistość?
Powszechnie podejrzewa się o to przecież mieszkańców Asshai.
Którzy sami tak swoją drogą – czego już wielokrotnie dowodziłeś – są „uchodźcami” z Cesarstwa Świtu.
Nie potrzeba chyba w sumie na jej potwierdzenie żadnych historii o obślizgłych ognistych robakach, czy porównywania jej z mitami Rzymian.
Wydaje mi się, że w tym momencie przekroczyłeś granicę między tworzeniem teorii na podstawie faktów, a dopasowywaniem faktów do teorii. „Aenar” i „Aenis” pełna zgoda, ale Azor Ahai i Nissa Nissa? Szyte grubymi nićmi. Nissa Nissa dokonała świadomego i dobrowolnego poświęcenia dla dobra męża. Dydona została porzucona z woli Jowisza i ze stosu ofiarnego przeklęła jego potomstwo.
No dobra, w jednym i drugim był ogień, ale w całkowicie innym kontekście. „Poświęcenie z miłości” i „samobójstwo z nienawiści”, niby jedno i drugie to pozbawienie siebie życia w afekcie, ale to tak bardzo różna motywacja jak to tylko możliwe. No i okoliczności zupełnie inne. Kucie miecza przed wojną, a ołtarz ofiarny przy eksodusie. No i Kartaginą dla Valyriańskiego Rzymu jest nie Qarth, a Ghis.
No i między nami… do historii Dydony dużo bliżej ma Danuta niż Nissa Nissa.
Właśnie na podstawie tego, że scena ze stosem Droga jest podobna do stosu Dydony, a Dany jest echem Nissy Nissy z Ery Świtu w czasach PLIO pozwoliłem sobie wysunąć tezę, że Nissa Nissa jest również oparta na Dydonie/Elissie z Kartaginy.
W „Ogniu i krwi” przedstawiona jest historia Elissy Farman, która dowodzi, że GRRM zna historię Elissy.
„Nissa Nissa dokonała świadomego i dobrowolnego poświęcenia dla dobra męża” – w którym momencie? Azor Ahai po prostu ją przebił mieczem, nic nie wyjaśniał. Trudno o dobrowolną ofiarę jeśli nie wie się nawet co się dzieje.
„Sto dni i sto nocy pracował nad trzecim ostrzem, aż broń rozżarzyła się do białości w świętym ogniu. Wezwał wtedy swoją żonę. Rzekł do niej: “Nisso Nisso”, bo takie było było jej imię, “obnaż swą pierś i wiedz, że kocham cię najbardziej spośród wszystkich rzeczy na świecie”. Zrobiła to,NIE WIEM DLACZEGO i Azor Ahai przebił dymiącym mieczem jej bijące serce. Mówi się, że jej krzyk boleści i ekstazy zostawił pęknięcie na twarzy księżyca. Lecz jej krew, jej dusza i cała jej siła, w całości przeszły w stal. Oto historia wykucia Światłonoścy, Czerwonego Miecza Herosów” (Davos I, Starcie królów).
„Kartaginą dla Valyriańskiego Rzymu jest nie Qarth, a Ghis” – oczywiście, ale GRRM nigdy nie tworzy paraleli 1:1. Ghis ma też elementy Sumeru, Babilonu, Egiptu… A jeśli w ang. „Carthage” słychać to „Qarth”, a oryginalna nazwa tego miasta to „Qart-hadasht”, to trudno nie zwrócić uwagi na pewne podobieństwa.
Harpia jako symbol Starego Ghis może być nawiązaniem to tej sceny z „Eneidy” gdzie Eneasz i jego towarzysze lądują na wyspie harpii i walczą z nimi o jedzenie.
No teraz przekonałeś mnie bardziej 😉 Acz ze względów formalnych powiedziałbym, że Eneida Lodu i Ognia to bardziej „Obłąkana Spekulacja” niż „Szalona Teoria”. Opieramy się głównie na mecie, wewnątrzfabularny proces dowodowy jest mimo wszystko bardzo skromny.
A co do Qarthu i Ghis to istnieje jeszcze jedno wytłumaczenie, Martinowi zmienił się koncept w międzyczasie. Zdarzało mu się to nie raz i nie dwa, więc w teorii jest to możliwe.
Swoją drogą dopiero teraz zwróciłem uwagę na jeden szczegół w śmierci Nissy. Pęknięcie na twarzy Księżyca. Czym według innego podania był Księżyc? Jajem, z którego wyleciały Smoki.
Czyli by wychodziło,że smoki są jednak wytworem technologii czy magi Valyrian. Powstały po przebiciu mieczem Missy,wtedy też powstała walyrianska stal i magia Valyrian i ciepła jest po trochu wytworem Valyrian cywilizacji. Ja czytałam tylko cykl Pieśń lodu i ognia i doszłam do wniosku,że światło i ciepło powstało jako broń. Najpierw dzieci lasu stworzyły innych z zimna i te i inni wmkndki się spod kontroli. Żeby ich pokonać trzeba było stworzyć broń z ciepłą. Inni powstało poprzez przebicie serca mężczyzny ,ciepło tak samo tylko kobiety,ale powstają siła ciepła która umożliwiła pokonanie innych. Inni zostali zepchnięci na północ a moc ciepła wykorzystywał lud ją który ją stworzyl i stracił nad tą siła kontrolę i tą siła niszczyła ich cywilizację.Obie siły i inni i ciepło powstały jako broń i obie są destrukcyjne niszczące i zakłóciły równowagę planety jeśli idzie o pory roku. Trochę katastrofa ekologiczna i tak jak mówił Jurek zakłócenia porządku roku nie szukać w przyczynach naturalnych bo za wszystko odpowiedzialna jest magia i zakłócenie nie jest naturalne np. przyczyną nie jest orbita planety nieregularna. Teraz te dwie siły idą do siebie jedną w postaci Danki a druga w postaci Nocnego króla i dojdzie do starcia gdzie mam nadzieję się zneutralizują ,być może przestaną istnieć i zostanie przywrócona naturalna równowaga klimatyczna planety. Mnie Valyrian kojarzy się bardziej mitem o Atlantydzie gdzie bardzo zaawansowana cywilizacja poprzez swoją cb arogancję doprowadziła do katastrofy i upadku.
Za błędy sorki szczególnie końcówki ,ale długi post i telefon pozmieniał a pisze z telefonu. Chyba treść jest jasna mimo wszystko.
Ogólnie ta teoria nasuwa mi pewne skojarzenia z Bloodborne oraz innymi grami From Software (Dark Souls). Krew potężnych przedwiecznych bytów odnaleziona w podziemnych labiryntach pozwala ludziom zyskać nadnaturalne zdolności oraz założyć potężne miasto Yharnam (analogia do Valyrii). Dystrybucją oraz transfuzjami krwi zaczyna zajmować się specjalnie powołana elitarna organizacja – Kościół Uzdrowienia. Z czasem dobroczynne działanie krwi zostaje przysłonięte przez postępujące mutacje oraz plagę przemieniającą mieszkańców w oszalałe bestie (spotworniałe płody Dany i Maegora I). Część Yharnam zostaje odcięta od świata i spalona, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się zarazy (upadek Valyrii). Wężokształtne robaki-pasożyty są dość często spotykanym przeciwnikiem i mogą występować zarówno indywidualnie, jak i infekować większych przeciwników oraz żyć wewnątrz ich ciał. W rozgrywce pojawiają się sugestie, że ich obecność jest utożsamiana z zepsuciem oraz zgnilizną, podczas gdy kontakt z tymi stworzeniami powoduje natychmiastowe zatrucie postaci gracza. Pasożytnicze robaki żyjące wewnątrz organizmu żywiciela są utożsamiane z plugastwem oraz wszelkim złem toczącym człowieka.
Przypominam dyskusję pod SmoczymiSynami i pociemnienie Blakfajera po spaleniu Aegona Smoka 😉
***
A zatem Valyrianie mieli we krwi… zarazę! 😛 I skoligacili się z kilkoma rodami, co daje nam dużo potencjalnych smoczych jeźdźców… szczególnie wśród Baratheonów 🙂
Stannis na smoku confirmed, get hype! 😀
Ale właściwie co masz przez to na myśli?
Jakoby Blackfyre również miał zostać „zainfekowany” przez robaki?
Stal zaraziła się od zwłok, na których spoczywała?
To dopiero SZALONA teoria! 🙂
pociemniał, albowiem krew parująca ze zwłok Aegona Smoka zetknęła się z ostrzem, a w niej były robaki, które wypaliły siem.
magia krwi + zaraza = kabum.
no a tak całkiem na poważnie – Fosa Cailin była miejscem eksperymentów genetycznych, wszyscy to wiedzą, a przynajmniej każden, kto widział na własne oczy błotnego diabeła.
No cóż… ja nie widziałem na własne oczy błotnego diabeła – więc i wiedzieć tego nie mogę. 😛
A skoro krew parowała, to robaki w niej zawarte również powinny być już „wyparowane” – nawet wcześniej, niż sama krew jako taka.
Więc nawet jakby dymy z nich wyparowane ufajdały ostrze, to powinno dać się to wyczyścić w takim wypadku…
chyba że… 😉 to były magiczne osady na ostrzu! połączenie magii krwi i popiołków!
(nie słuchajcie mnie, mam straszną anginę, przemawiają przeze mnie antybiotyki)
No dobra.
Ale w takim razie należy postawić kolejne pytanie.
Mianowicie: co wynika z tego wszystkiego? W sensie – w jaki jeszcze sposób, poza zmianą barwy, wpłynęło to na właściwości miecza? Czy nabył on jakieś nowe moce dzięki temu? Czy teraz – dzięki połączeniu z popiołkami po tych ognistych robakach – może on działać tak, jak rzekomy róg Eurona, pozwalając na dosiadanie smoka nawet temu, który nie ma tejże „smoczej krwi” we własnych żyłach, a jedynie na mieczu?
Toż ci dopiero tworzyłoby nowe możliwości scenariuszowe dla szalonych teoretyków!
😉
VAlyrianska stal chyva tak jak smocze szkło jest w stanie zabić innych. To by wskazywało,ze siła ciepła powstała po to żeby móc walczyć skutecznie z innymi jako broń przeciwstawna do zimna. Innych możliwości chyba miecze Z Valyrianskiej stali nie mają.
Jak czegoś nie doczytalam a tak chyba jest to sorry , jest 3 w nocy a ja nie mogę spać. Z tymi mieczami w komentach.
No chyba nie doczytałaś.
Kwestia przeze mnie powyżej podnoszona na koniec odnosiła się do tego, czy wskutek połączenia się z „popiołkami” po tych „ognistych robaczych symbiotach” TEN JEDEN KONKRETNY MIECZ (obecnie bodajże w rękach Młodego Gryfa) może dawać władzę nad smokami – skoro teoria budowana tutaj do tej pory przynajmniej przez niektórych skłaniała się ku temu, że to jakaś magiczna więź między tymi pasożytami we krwi Valyrian, a smokami – daje im władzę nad tymiż.
no nie to rozumiem , to czesto spotykana rzecz tylko bardziej w fantastyce niz fantasy, nano roboty wszczepiane do zył i do jakies stworzenia albo innego człowieka i tworza więź z drugim organizmem dokonujac np. zmian genetycznych i dwa organizmy sa zesoba jakby w symbiozie, tutaj to moze byc magia ,ale tez nauka troche a miecz to moze byc tak ,ze kazdy miec z walyriańskiej stali jest bronia, która ma w sobie te moc, moze od sposobu wykucia troche ta moc moze byc wieksza i mniejsza, ale kazdy miecz z tej technologi ma pewna moc
Tam powyżej teoretyzuję nad możliwością działania Blackfyre’a w podobny sposób, jak róg Eurona. Wskutek tego niby połączenia z popiołami po symbiotach.
Tak nie może działać każdy valyriański miecz – bo przecież wtedy każdy, kto tylko posiada taki miecz, mógłby ujeżdżać smoka.
Valyrianie nie sprzedawali by takowych nikomu, itd.
Chodzi mi więc o wyjątkowe właściwości tylko TEGO JEDNEGO miecza.
Mnie sie wydaje ,ze moze tak działac kazdy miecz ma moc, ale moc wzrasta jesli ktos ma nanoroboty we krwi. Wtedy władanie moca jest łatwiejsze, wzmocnione.Walyrianska stal zabija tez inych , dla mnie to bardziej ich poddstawowa cechas i po to powstały do walki z innymi.Nie do ujezdzania smoków.
stal zabija tez innych , dla mnie to bardziej ich podstawowa cecha i po to powstały do walki z innymi. Nie do ujeżdżania smoków
Oczywiście, że nie do tego powstały. Gdyby do tego mogły służyć, nie nasprzedawaliby ich tyle za granicę.
Przecież nic takiego nie twierdzę.
Zastanawiam się tylko nad tym całym Blackfyre’em.
Po tysiącach lat zapomniano do czego je stworzono.
Ta teoria to jest sztos. Mógłbyś napisać coś więcej czemu uważasz, że Maegor zginął w walce w próbie siedmiu, a nie zapadł po prostu w śpiączkę? Narodziny tego późniejszego króla uzurpatora też chyba wiążą się z jakąś tajemnicą, bo Visenya uważano była za bezpłodną?
Moim zdaniem Maegor stał się czymś w rodzaju ożywieńca, jak Beric, Catelyn czy prawdopodobnie Jon Snów. Maegorowi mogła pomóc Teana. Ogólnie czarownicy często trzymali się blisko krwi smoka. Być może te robaki są w stanie przywrócić człowieka do życia, chociażby częściowo.
Wzmianka o ognistych robakach może być ważna ze względu na poczynania ognistych kapłanów, zwłaszcza Melisandre, która często wspominała o królewskiej krwi. Poza tym cień, który wyszedł z niej i zabił Renly’ego, przywodzi na myśl wypaczone dzieci Targaryenów. A gdyby tak na drugim biegunie umieścić magię lodu, która sprawia, że umarli wstają, a ich ucięte dłonie pęłzają jak… robaki?
Jeżeli uznać, że Maegor zmarł w próbie siedmiu to chyba Taena ożywiła by go dopiero po miesiącu czasu, a Thoros z Myr wzdragał się przez ożywieniem Catelyn Stark chyba 7 dni po jej zabójstwie. Wydaje mi się, że upływ czasu albo uniemożliwia ożywienie magią, albo już całkowicie odziera ożywioną osobę ze śladów człowieczeństwa. Maegor raczej nie zmienił charakteru po rzekomym ożywieniu, nadal był okrutnikiem, ale bez popadania w już zdegenerowane szaleństwo.
Czekałam z utęsknieniem na tę teorię. Świetna!
Teoria ciekawa. A tak przy okazji, życzę wesołych świąt wszystkim.
Czy warto szukać i czytać Synów Smoka, po przeczytaniu Ognia i Krwi? Czy opowieść różni się czymkolwiek/zawiera jakiekolwiek dodatkowe informację względem OiK?
Wesołych Świąt.
„Synowie Smoka” to nic innego jak okrojona wersja rozdziału IV „Ognia i krwi”. Podobnie, „Księżniczka i królowa” to po prostu fragmenty „Umierania smoków” z F&B.
„Niby człowiek wiedzioł, a jednak się trochę się łudził.” 🙂 Dzięki za odpowiedz.
Korzystając z okazji, że akurat Ty mi odpisałeś zapytam jeszcze jak Ci idzie tłumaczenie 3 rozdziału LMLa o Tyrionie?
Niestety, nie idzie najlepiej… Ostatni fragment tego tłumaczenia wrzuciłem na bloga 20 października, potem przez jakiś tydzień zajmowałem się wyszukiwaniem polskich cytatów w PLIO, potem przepisałem je sobie na komputerze (kilka tysięcy słów)… Myślałem, że samo przetłumaczenie tekstu LMLa pójdzie szybko i jeszcze w listopadzie opublikuję te dwa pozostałe rozdziały „Tyriona Targaryena” ( „Twój własny, osobisty Mitra” + „Gargulce i muffinki Brana”). Z tymi gargulcami był taki problem, że polski tłumacz PLIO prawie wszędzie pozamieniał gargulce na chimery, musiałem przejrzeć wszystkie przygotowane polskie cytaty i to pozmieniać (trzeba też dodać wyjaśnienia i przypisy).
Potem miałem pewne problemy z komputerem i dopiero po kilku tygodniach mogłem wrócić do pisania i tłumaczenia… Mogłem, ale nie wróciłem, bo w międzyczasie zwaliło mi się na głowę mnóstwo spraw. Grudzień był już tuż tuż, a ja obiecałem moim własnym czytelnikom z „The Tolkienic Song of Ice and Fire” serię czterech esejów – „The Advent Calendar 2018”. Po konsultacji z LMLem uznałem, że niestety tłumaczenia Mitycznej Astronomii trzeba będzie zawiesić, przynajmniej do końca grudnia. Przez następne tygodnie, aż do tej niedzieli, poświęcałem niemal cały czas jaki miałem na PLIO właśnie na te eseje o Tolkienie, Lewisie i Eneidzie (i ich wpływie na dzieła GRRMa). Resztę czasu pochłonął „Ogień i krew” (najpierw polski tom I, potem angielska całość, która przyszła kilka dni później). Było warto, bo dzięki Fire & Blood znowu wrócił mi zapał do PLIO. Nie planuję w najbliższym czasie żadnych własnych esejów, więc wydaje mi się, że mogę wrócić do Mitycznej Astronomii (i zajać się artykułem o historii „ŚLIO” i „F&B” na podstawie tekstu BryndenaBFisha).
(Przy okazji, Lai, napisałem do Bryndena i zgodził się na wykorzystanie pochodzących od niego informacji dotyczących F&B)
Podsumowując, wszystkie cytaty z „Tyriona Targaryena” mam gotowe, pozostaje 'tylko’ przetłumaczyć tekst LMLa. Ale to akurat najprzyjemniejsza część zadania (uganianie się za tymi cytatami i ich przepisywanie jest okropnie nudne). Możliwe, że 3 rozdział pojawi się na blogu w najbliższym czasie – ale niestety nie mogę nic obiecać. Przerwa świąteczna jest krótka, a zaraz po niej czekają mnie próbne egzaminy. (Ach, te uroki bycia maturzystą).
No, to czas wracać do lepienia pierogów. A wszystkim czytelnikom i zespołowi FSGK życzę radosnych Świąt Bożego Narodzenia 🙂
Ty jesteś maturzystą?
Myślałem, że jesteś o wiele starszy.
No to szacun, że w tak młodym wieku jesteś już aż tak wielkim profesjonalistą. 🙂
Arx, okazało się, że trzeci rozdział Tyriona Targaryena skończyłem tłumaczyć znacznie szybciej niż myślałem.
Oto „Tyrion Targaryen”, rozdział III – „Twój własny, osobisty Mitra” – https://theambercompendium.wordpress.com/2018/12/26/tyrion-targaryen-twoj-wlasny-osobisty-mitra-2/
…czyli wpływ chińskiej mitologii i postaci Sun Wukonga na Tyriona
O kur** super 🙂 Podziwiam i dziękuje za ogrom pracy jaki wykonujesz przy okazji tłumaczenia esejów.
Teoria w sam raz do jedzenia pierogów. Nie powiem – warto było czekać na TAKĄ teorie. Żadna inna nie namąciła mi w głowie jak ta.
Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, masz Smoczą Krew i wpływasz do Valyrii, robaki się uaktywniają, giniesz w meczarniach? Na ma sens. Zdecydowanie. Dlatego Euron mógł popłynąć do Valyrii bo szansa na to że Greyjojowie są związani z Targami jest bliska zeru.
Literówka – To ma sens.
I pytanie do DaeLa, Lai i Bluetigera – tu jest napisane że są robaki są organizmem symbiotycznym. Czyli, we krwi smoków (tych latających) również takowe istnieją? Robaki w człowieku i w smoku ,,widzą się ” i dlatego ktoś może, a ktoś nie może latać na smoku?
Gdy to napisałem i przeczytałem uświadomiłem sobie jak bardzo jest to absurdalne.
Hmm… Może coś w tym być w rozdziale „Lyseńska wiosna i koniec Regencji” z „Fire & Blood” (który w u nas znalazł się w „Ogniu i krwi, część II” (publikacja pod koniec stycznia 2019) jest opisane dziwne zdarzenie związane ze smoczymi jajami, trochę podobne do losu Aerei i tych zdeformowanych dzieci Targaryenów:
[spoiler] Po narodzinach Laeny Velaryon, córki Baeli (córki Daemona) i Alyna „Oakenfista” Velaryona, do kołyski dziecka włożono smocze jajo… ale to co się z niego wykluło, smokiem raczej nie było. Z rozbitej skorupki wypełzło monstrualne paskudztwo; ślepe i pozbawione skrzydeł, białe jak czerw lub larwa. Straszydło od razu rzuciło się na dziecko i oderwało mu płat skóry z ramienia. Na szczęście lord Oakensfit zachował zimną krew i chwycił 'smoczątko’, cisnął nim o ziemię i porąbał na kawałki swoim mieczem. Na wieść o tym król Aegon III rozkazał odesłać wszystkie smocze jaja na Smoczą Skałę, w tym jajo należące do jego brata Viserysa (Viserysa II).
Gyldayne opisuje 'smoczątko’ w następujący sposób: „the dragon that wriggled from the egg was a monstrosity, wingless wyrm, maggot-white and blind”.
Ciekawe, że użyte jest tu słowo 'wyrm’, jak w tytule książki Bartha – „Dragons, Wyrms, and Wyverns: Their Unnatural History”. Możliwe, że Valyrianie – lub inna cywilizacja – wyhodowali smoki jako hybrydy wiwern i wyrmów (chodzi tu o 'fire wyrms’ które żyły w kopalniach pod 14 Płomieniami)… Wg. Miłego Staruszka z Braavos młode 'fire wyrmy’ były wielkości 'chudego ramienia’ Aryi. Możliwe, że właśnie takie młode osobniki zagnieździły się w Aerei.
Jeśli smoki to nienaturalne połączenie wiwern i wyrmów, można zrozumieć dlaczego czasem coś nie wyjdzie i wykluje się jakieś dziwadło.
[/spoiler]
Po pierwsze – brzmi to wszystko ohydnie i przerażająco. Aż obrzydzenie bierze na samą myśl o tych „symbiotach”.
Czyli z teorii owej wynika, iż Valyrianie prowadzili jakieś wręcz eksperymenty genetyczne? Z krwi smoków stworzyli te „mikro-sfinksy”, które żyją w ich własnych organizmach? I pierwsi jeźdźcy wszczepili sobie te sfinksy, które przekazywali już potem drogą płciową własnym potomkom?
I każdy, kto ma w sobie krew Valyrian, ma również te robale w owej krwi?
A tak swoją drogą – brzmi to mało magicznie. Brzmi to raczej bardziej, jak w jakimś s-f. A Martin wielokrotnie zarzekał się, że nie ma w tym świecie żadnego science – że wszystko jest tutaj absolutnie fantasy.
Jak więc traktować coś takiego?
Jak szaloną teorię 😛
Swoje wątpliwości przelałem na jeden komentarz wyżej ok. pół godziny wyżej. Tak, dla mnie również jest to absurdalne.
W przeciwieństwie do dawnego kłantalupy – który każdą myśl (zauważoną literówkę) od razu wrzucał jako komentarz – trzaskając ich w ten sposób nawet i kilkanaście pod jednym artykułem – to ja postępuję inaczej.
Najpierw uważnie czytam, nawet i po kilka razy jedno zdanie, czy akapit – a potem dopiero umieszczam komentarz – kiedy już skończę cały tekst.
Efektem w istocie może być wtedy to, że ktoś napisał już coś podobnego. Ale już tego nie sprawdzam przed wysłaniem swojego komentarza.
Tak BTW
Podczas wieczerzy przyszła mi do głowy jeszcze jedna konstatacja.
Przecież z tego wynika, że te wszystkie powabne Valyrianki, do których tak nie raz tutaj wzdychaliśmy…
to nie są one takie wspaniałe…
skoro każda ma robaki… 😉
Wydaję mi się, że te robale są raczej jakimś skutkiem ubocznym, a ksieżniczka zmarła na wskutek może jakiejś użytej magii jak nienarodzony syn Danki… w końcu może po przejażdżce do Valyrii coś tam kombinowała… Robaki żyjące w symbiozie brzmią dla mnie absurdalnie. Raczej byłabym skłonna stwierdzić, że w krwi Targaryenów płynie po prostu smoczna krew, bo Valyrianie eksperymentowali. Dlatego smoki ich czują. Tyle. Być może właśnie z tego powodu ”dziecię burzy” to będzie Gendry, a dziecie trojga to Jon.
Dlaczego absurdalnie tak ulepszony był troche wiedźmin gentycznie, Vuko w Pan lodowego ogrodu to juz całkiem tylko technicznie nie magicznie ,ale na to samo wychodzi, Genetycznie też kombinowano w diunie tylko ta jedna nie posłuchała i urodziła chłopca pokolenie za wczesnie.
Vuko jesli pamietam miał w sobie, ale iał tez zapas wszczepiał to konikowi na innej planecie i jak ich nanoroboty sie dopasowywały to po jakims czasie tworzyli zgrany duet i nawet czytali własne mysli, on czuł mysli konia i dlatego koń go słuchał i sam czzuł jego mysli i rozumiał,dzieki czemu razem dogadywali sie super a z innym koniem juz tak łatwo nie szło
Ale w świecie Wiedźmina normalnym były mikstury i magia, i one były uzywane do jego przemiany a nie jakieś robale.
To co z tego. Tam mikstury,tutaj magia a w panu lodowego ogrodu technika,chodzi o pewien koncept.
GRRM właśnie często najpierw myślał jak pisarz sf niż fantasy, widać to w wywiadach z GRRM dotyczących smoków. Dlaczego jego smoki mają tylko 4 kończyny ( skrzydła i nogi ), a nie 6 ( przednie łapy, tylne łapy, skrzydła )? Ponieważ w naszym świecie nie ma takich istot, a pterodaktyl który wg GRRM jest najbliżej smoków z zamieszkujących Ziemię stworzeń, również ma ich 4. Także sądzę Frezerze, że twój trop jest dobry.
P.S.- I tak Songo Cię rozwali. Widziałem to w ogniach. Pzdr.
Ale później sam wskrzesi, żebym ja mógł rozwalić jego. 😛
Jedna z najbardziej szalonych i najbardziej genialnych teorii od długiego czasu. Coś niesamowitego. A przy okazji, jeśli dobrze pamiętam w Valyrii było tylko 40 rodów, których członkowie ujeżdżali smoki. To ma sens w kontekście tej teorii: zakażenie robakami kilkudziesięciu rodzin jest łatwiejsze niż całej populacji. Po za tym ci, którzy tę technikę opracowali (jacyś średniowieczni szaleni naukowcy?) Zapewne nie chcieli, by tak wielka moc stała się zbyt powszechna. Może nawet stąd się wzięło kazirodztwo wśród wyższych sfer Valyrii – nie chcieli, żeby ich moc „wyciekła” do prostego ludu!
A tak P.S.
Na tym ostatnim zdjęciu – w połowie twarz człowieka, a w połowie…
Bardziej, niż smoka, przypomina mi to twarz Yautja. 😉
Raczej Venoma xD
To chyba artek z Diablo III, niemniej pasuje tak nastrojowo do teorii o robakach we krwi i Targaryenach – hybrydach xD
Jeżeli uznać tą teorię za prawdziwą, to należy się zastanowić co z Quentynem Martellem, u którego te robaki najwyraźniej nie podziałały. To oznacza, że albo teoria jest błędna albo to kontrolowania smoków potrzebne jest bardzo duże stężenie robaków we krwi, więc nie ma mowy o daleko spokrewnionych z Targaryenami jeźdźcach. Dlatego nie liczyłbym na Baratheonów na smokach.
potrzebne jest bardzo duże stężenie robaków we krwi
No wiesz…
To raczej oczywiste, że wybrańcem może zostać jedynie ten, który ma naprawdę duuuże stężenie midichlorianów w swoim organizmie.
A nie jakaś siódma woda po kisielu. 😉
toż przecież ród wywodzi się od Orysa, targowego bękarta, później się hajtali z targami co jakiś czas, a ostatnio córka Jaja weszła do rodziny burzy. smocza krew może też tłumaczyć pierdolca u roześmianej burzy, bobby’ego – taki syndrom ala supersnow.
Albo jakiś katalizator do uaktywnienia się ich. U Danki to był stos duża temperatura i chyba jakieś inne okoliczności jeszcze ,może właśnie życie za zycie. Jest takie zdanie w GoT ,że ona wszystko już zrozumiała ,mnie się wydaje,że ona wchodząc na stos wiedziała,że przeżyje ale jej ofiarą była Miri Maz Dur ,która oddała życie w tym stosie . Może do uaktywnienia potrzeba gorąca i śmierci jakiejkolwiek osoby w tym właśnie momencie uaktywnienia bo sama moc ciepła wlasnie powstała poprzez gorąco i zadanie śmierci Nissie dymiącym mieczem. Dlatego na stosie w danym momencie u Danki uaktywnila się moc i zginęła spłonęła Miri. A śmierc Drogo już nie miała znaczenia bo to było wcześniej a śmierć musi być zadana w momencie obudzenia się mocy .
I jeszcze jedna myśl mi przyszła do głowy.
W sumie od tego miałem zacząć mój pierwszy post w tym temacie, ale jakoś zapomniałem, zanim zacząłem go pisać ostatecznie.
Chciałbym pocieszyć DaeLa – nie musisz się tak kajać i tłumaczyć. Skoro praca nad tym całym Q&A okazała się dla ciebie aż tak wymagająca i absorbująca – wynika z tego jedynie ni mniej ni więcej, jak tyle, że najwyraźniej wykonujesz ją tak starannie i skrupulatnie.
W efekcie zaś ponownego opóźnienia terminu jej oddania o tydzień – dostaniemy ją w sam raz na nowy rok! A nowy rok wszak należy zaczynać od czegoś fajnego. 😉
Pozostaje nam więc jedynie cieszyć się z takiego obrotu spraw. 🙂
No i życzyć powodzenia oczywiście. 😉
Przekroczono cienką granicę między układaniem teorii na podstawie wyczytanych faktów a dopasowaniem informacji z książek (kilkadziesiąt tysięcy słów) do swoich teorii. Moim zdaniem za mało jest poszlak i dowódów.
Wydaje mi się, że w ogniu i krwi jest jeszcze jedna wskazówka dotycząca krwi. Gdy mąż Rhaeny postanowił wytruć jej wszystkie przyjaciółki pojawia się wzmianka o tym, że niektóre choroby zabijające zwykłych ludzi w ciągu kilku godzin są bezradne wobec krwi smoka (strona 343). Ogólnie więc to co siedzi w krwi Valyrian porównał bym bardziej do efektu prymitywnej inżynierii genetycznej. Przyjęta z dobrodziejstwem inwentarza krew smoków, ma więc swoje zalety (dosiadanie smoków, większa odporność na choroby czy tolerancja wyższych temperatur), ale i swoje wady (zbyt duże stężenie powoduje, że smocze cechy dominują nad ludzkimi oraz zwiększona jest podatność na mutacje, których efektem są hybrydy całego organizmu lub pojedynczych komórek).
Dla mnie wygląda to właśnie jakoś tak jak napisałeś.
Dael co sądzisz o fragmencie w którym na Shivers (czytam wersje angielska wiec zakładam że przetłumaczono to jako „Dreszcze”) umiera córka Jaeherysa i Alysanne – Daenerys? Jest tam wyraźnie powiedziane że Targaryenowie, szczególnie Ci z krwią starej Valyrii, nie chorują, a jednak Daenerys, która posiada jedynie Valyrianska krew, umiera półtora dnia po pierwszych objawach. Czy może to oznaczać ze tajemnicze Dreszcze, których oczywistym objawem było poczucie zimna, mogły mieć cokolwiek związanego z Innymi i dlatego nawet Smocza Krew im uległa?
Dodatkowo, czy myslisz że może to być ukryta zapowiedź/foreshadowing śmierci Dany z PLiO w walce z Innymi?
Bardzo Cię przepraszam, ale wolałbym na to pytanie nie odpowiadać, bo rozważam dłuższy tekst na ten temat 😉
Był w końcu tekst na ten temat?
a balerion tez umarl wtedy czy jeszcze kilka lat pozyl? a ta ksiazka ktora spalil baelor miala wiecej egzemplarzy?
„Wiemy przecież o sfinksach i chimerach, jakie mieli rzekomo tworzyć.”
skad to wiemy?
Balerion miał po Aerei jeszcze jednego jeźdźca, księcia Viserysa (późniejszego króla Viserysa I, syna Baelona i Alyssy, dzieci Jaehaerysa i Alysanne). Wierzchowiec Zdobywcy pożył jeszcze do 94 roku o.P. Gyldayne wspomina o tym w „Księciu Łotrzyku”, gdy jest mowa o tym, że młoda Laena Velaryon, córka Corlysa Węża Morskiego i Rhaenys Niedoszłej Królowej, zdołała okiełznać Vhagar, największego i najstarszego smoka rodu Targaryenów „od śmierci Czarnego Strachu w roku 94”.
Co do „Historii nienaturalnej” septona Bartha, wiemy, że powstało przynajmniej kilka kopii tego dzieła. Tyrion wspomina, że udało mu się kiedyś odnaleźć fragmenty tego dzieła. Lannister cytuje Bartha w „Tańcu ze smokami”. Tyrion zna rozdział w którym Barth opisuje sposoby na zabicie smoka – „Śmierć wychodzi z paszczy smoka, ale nie wchodzi tą samą drogą”.
W „Świecie Lodu i Ognia” maester Yandel wspomina o innym ocalałym fragmencie, w którym Barth przedstawia tezę, że Dzieci Lasu potrafiły rozmawiać z krukami (swoją drogą, ciekawe z jakiego powodu w dziele o smokach i wiwernach pojawia się rozdział o krukach – czyżby nasz septon odkrył, że magia pozwalająca na zapanowanie nad smokiem jest po prostu formą magii zmiennoskórych i zielonowidzów?).
W jeszcze innym fragmencie, który również ocalał w Cytadeli, Barth opisuje różne legendy na temat pochodzenia smoków (w tym mit o dwóch księżycach).
Jaehaerys I posiadał przynajmniej jedną kopię tego dzieła, być może sam oryginalny manuskrypt. Lady (późniejsza królowa) Alicent Hightower czytała mu z niego na łożu śmierci. (Biorąc pod uwagę związki Hightowerów z Cytadelą i wrogość arcymaesterów wobec smoków i magii, to trochę niepokojące, że oryginał mógł trafić w ręce ojca lady Alicent, Sir Ottona Hightowera).
Wiele kopii tego dzieła istniało jeszcze w czasach Baelora, ale król-septon puścił z dymem każdy egzemplarz jaki wpadł mu w ręce.
Wygląda na to, że kompletna lub niemal kompletna kopia przetrwała w Czarnym Zamku – posiadał ją maester Aemon, który zabrał ją ze sobą w podróż do Starego Miasta.
Wydaje się, że Cytadela nie posiada całości (albo trzyma ją w ukryciu) ponieważ Yandel zawsze pisze o tym, że maesterzy bardzo się ekscytują, gdy uda się odnaleźć choć fragment „Historii nienaturalnej”
W rozdziale o Zagładzie Valyrii pisze o tym, że kilku maesterów, pod wpływem 'fragmentów’ dzieła Bartha, doszło do wniosku, że Valyrianie kontrolowali swoje wulkany przy pomocy magii.
Czyli, że Targaryeni mają we krwi midichloriany?
No coś w tym stylu. Ale sami je stworzyli.
Teoria niezwykle zgrabna i tłumacząca czym jest tak często wspominana smocza krew. Po pierwszym przeczytaniu miałem oczy jak pięciozłotówki i efekt WOW na ustach – Valyrianie to hybryda człowieka z Goa’uldem (kto oglądał „Gwiezdne wrota” ten wie), ale im więcej myślę o smoczej krwi tym więcej pytań rodzi się w mojej głowie. Postanowiłem zabawić się w advocati diaboli i poszukać dziury w całym.
1. Co wiedzieli albo czego dowiedzieli się Jaehaerys I, Barth i Baelor I Błogosławiony i dlaczego zareagowali tak a nie inaczej?
Tekst teorii niejako sugeruje,iż Jaehaerys prawdopodobnie pod wpływem sugestii Bartha, bądź wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie wśród smoczych lordów doszedł do wniosku, że robaki są nierozerwalnie związane ze smoczą krwią. Jego absolutny zakaz podróży miałby być wywołany strachem przed wybuchem epidemii pośród członków rodu królewskiego. Z kolei Baelor miałby uznać na podstawie zapisek Bartha, że zarówno on jak i jego krewni są sprzecznymi z naturą i wolą bogów hybrydami, które powinny wyginąć. Moim zdaniem prostszym wytłumaczeniem jest głęboka trauma osób, które widziały i wiedziały co stało się z księżniczką Aereą oraz Balerionem, wypływający z tego strach przed powtórzeniem tej sytuacji oraz jeszcze większy lęk przed przywleczeniem z Valyrii jeszcze gorszej „zarazy”. Co do rozpoczęcia prac nad dziełem septona nie mogę wiele powiedzieć. Nie wiadomo z jakich źródeł korzystał czy miał jakąś dodatkową wiedzę pochodząca od króla czy rodziny Targaryenów na temat smoków. Wiemy tylko tyle, że był człowiekiem ponadprzeciętnie inteligentnym, dobrym obserwatorem i analitykiem, który obcował przez lata ze smoczymi lordami i ich bestiami. Baelor natomiast był religijnym fanatykiem (przynajmniej robi takie wrażenie w ustępach w których jest wspominany). Myślę, że kluczem do decyzji o spaleniu prac Bartha jest przymiotnik w tytule pracy septona „nienaturalna” czyli coś sprzecznego z naturą i zamiarem Siedmiu. Baelor musiał uznawać magię a w tym i smoki za coś sprzecznego z boską wolą, a kto wie czy w pracy Bartha nie było jakiś wskazówek według których można by było wskrzesić gatunek.
2. Kwestia krwi – proliferacja i co z tego może wynikać.
Temat niezwykle obszerny zahaczający i o inne szalone teorie. Zacznijmy od tego w kogo żyłach płynie smocza krew? Pytanie z pozoru proste, odpowiedź powinna brzmieć: w żyłach Valyrian. Oni (pozostając wiernym ich propagandzie) jako pierwsi wykluli/wyhodowali i okiełznali smoki magią. Pytanie drugie – uszczegóławiające : w żyłach których Valyrian znajdziemy smoczą krew. Można tu się chwilę zastanowić. Pierwsze skojarzenie – smoczy lordowie, 40 potężnych rodów dosiadających smoki zawierających małżeństwa pomiędzy sobą a nawet w obrębie rodzin (ładnie to tłumaczy kazirodztwo Valyrian jako chęć utrzymania puli genetycznej i jednocześnie władzy nad smokami w stosunkowo małej grupie). Jednak wiemy, ze Valyrian było dużo więcej niż smoków.
Większość z nich nie posiadało bestii ani jakiejś szczególnej władzy, ale posiadało coś dużo cenniejszego wolność osobistą i prawa. To między innymi valyriańscy żołnierze założyli Volantis. Po dziś dzień można w wolnych miastach spotkać osoby o charakterystycznych valyriańskich cechach. Razem z Targaryenami do Westeros przybyły dwa pomniejsze rody valiriańskie rody Celitigarowie i Velaryonowie z którymi ci pierwsi chętnie zawierali mariaże. Jednym słowem w żyłach wszystkich Valyrian płyneła smocza krew. Ponadto nawet jej „rozcieńczenie” nie powodowało, że półkrwi Valyrianin nie mógł być smoczym jeźdźcem widać to najlepiej na przykładzie targaryeńskich bękartów, które dosiadają smoki.
Tu mała dygresja, Deal napisał: „Nie przeżył nikt, kto przebywał na półwyspie albo zechciał tam wrócić. Ale czy pasożyty mogły dopaść każdego, bez wyjątku, mieszkańca Valyrii? Tak. Jeśli tylko, w jakiejś larwalnej formie, znajdowały się już wcześniej w valyriańskiej krwi”. Na półwyspie znajdowały się tysiące niewolników jak i na pewno tysiące przybyszów z innych krain – jak wiemy nie przeżył nikt. Kataklizm był dużo większy, robaki mogły być jedynie jedną ze składowych.
Jak bardzo można był rozrzedzić krew, aby móc dosiadać smoka. Nie wiem. Jednak Daenerys dosiada Dragona mimo że jej krew ma sporo zanieczyszczeń w porównaniu do krwi Aegona Smoka. Chyba, że założymy, iż małżeństwa jej rodziców i dziadków zadziałały tu jako swoisty katalizator smoczej krwi. W końcu mamy Bena Pluuma, którego smoki lubią, a który ma tylko odrobinę smoczej krwi w sobie. Z drugiej strony mamy księcia Quentyna Martella który ginie podczas spotkania z Viserionem, mimo że również posiada w sobie odrobinę smoczej krwi. Jest też Tyrion, który prawdopodobnie przejmie jednego smoka (sugeruje to jeden z opublikowanych rozdziałów „Wichrów zimy”), wskazywałoby to na posiadanie smoczej krwi (czyżby umierający Tywin powiedział prawdę, że Tyrion nie jest jego synem. Ser Dziadek w pewnym momencie przywołuje wspomnienie, w którym dobry król Aerys miał zrobić coś okropnego wobec matki Tyriona – przyznam szczerze, że wolałbym z dramatycznego punktu widzenia aby Tyrion pozostał synem Tywina – a może wśród przodków Joanny znajdzie się ktoś o smoczych korzeniach).
Tu z kolei dochodzimy do sprawy słynnego już rogu Eurona. Wyryte są na nim słowa „Krew za ogień, ogień za krew” (jest też zbieżne z dewizą Targaryenów). Sugeruje to jakąś formę ofiary, skądinąd wiemy, że ten kto zadmie w róg umiera na skutek poparzeń a wręcz spalenia organów wewnętrznych (jakaś forma magii krwi?). Róg według jednej z szalonych teorii ma przypisywać smoka do lini krwi. Tu nasuwa się pytanie jaka to ma być linia, tego kto dmie? Wydaje się, że trębacz jest tu wkalkulowaną ofiarą, i nie musi pochodzić z rodu który chce pozyskać smoka. Smok ma być przejęty przez właściciela rogu i jego linie krwi? To by wymagało jakiegoś magicznego powiązania między posiadaczem a rogiem.
Kolejnym pytaniem jest to czy róg obezwładnia smoka trwale czy chwilowo. Czy właściciel rogu nie posiadający smoczej krwi może przejąć smoka trwale, czy jednak potrzeba do tego potomka Valyrian.
W tym miejscu należałoby się zastanowić jak wykluwano smoki. Wiemy właściwie tyle, że jajo wkładano do kołyski przyszłego jeźdźca i albo coś się wykluwało albo nie. Jeśli z jaja wykluwał się smok to czemu tak się działo? Jaka siła sprawiała, że zarodek ożywał (nawet po setkach lat). Patrząc na to co się przytrafiło się Daenerys można śmiało powiedzieć, iż była to magia krwi, ale jak niemowlę mogło się nią posługiwać? Czy potrzeba było silnego stężenia smoczej krwi w żyłach niemowlęcia, aby „poruszyć smoka w jaju”, silniejszego niż potrzeba było do okiełznania smoka, lub chociaż tolerowania ludzkiej osoby przez bestię. Być może, myślę jednak, że prostszym rozwiązaniem jest jakaś interwencja strony trzeciej, np. rodziców dziecka. Wypowiedzenie odpowiedniego zaklęcia, odprawienie rytuału (coś na wzór tego co zrobiła Miri Maz Dur), pół żartem pół serio: wykąpanie jaja w krwi pępowinowej albo skropienie jaja krwią przyszłego jeźdźca, wystarczyłoby kilka kropel wtartych w jajo – swoiste braterstwo krwi a może coś więcej.
Na koniec zastanówmy się jak wygląda kwestia krwi w innym rodzie obdarzonym ponadnormalnymi zdolnościami – rodzie Starków. Wiemy dzięki dociekliwości Deala, że w ich żyłach płynie krew wargów odziedziczona po Blackwoodach. Dzięki niej podobnie jak Targaryenowie ze smokami, Starkowie są silnie związani z wilkorami. W obu rodach sny potrafią przynosić wizje, Targaryenowie widzą przyszłość a Starkowie wślizgują się w ciała swoich wilków by widzieć ich oczami. W przeciwieństwie do smoczych lordów nikt nie wkładał wilczych szczeniąt do kołyski małych Starków, to odrośnięte dzieci Starków nawiązały w jakiś sposób parapsychiczne więzi z wilkorami. Podobnie jak smoki Targaryenów wyczuwały nastrój jeźdźca i jego wolę tak wilkory wyczuwały wszelkie niebezpieczeństwa czyhające na Starków. Właściwie nie dostrzegamy jakiś negatywnych skutków tej symbiozy z wilkorami u Starków (może poza licznymi ranami kłutymi w momentach w których potomkowie królów zimy izolują swoje bestie).
Myślę, że wynika to z samej metody pisarskiej Martina, ktoś już zauważył to w komentarzu powyżej. Martin zaczynał jako pisarz S-F, i rozwiązanie z organizmem symbiotycznym świetnie mieściłoby się w tym kanonie, jednak mamy tu do czynienia z fantasy i autor wiele razy podkreślał, że trzyma się ram tego gatunku. Na próby naukowego opisania nieregularności pór roku w swoim świecie zwykle odpowiadał, że mu to pochlebia, lecz nie należy szukać tu jakiś naturalistycznych rozwiązań, gdyż stoi za tym magia. I dlatego też skłaniam się ku tezie, że smocza krew to raczej nie organizmy symbiotyczne, ale raczej czysta magia/krew magicznie nacechowana lub używając zapożyczenia ze świata wiedźmina: mutagen – magiczny mutagien przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Moim zdaniem ciepło stworzyli Valyrian i oni wiedzą jak się tym po są Ługowa. Być może może tego dokonać każdy tylko trzeba wiedzieć jak i muszą być spełnione pewne okoliczności niezależnie od krwi. Siła ciepła jest destrukcyjna, pochodzi z odebrania życia. Daje możliwość panowania nad smokiem i jest tez w walyrianska stali, w każdym mieczu z Valyrianskiej stali dlatego każdy miecz to trochę swiatlonośca. I nocny król i cięlo powstały jako broń. Ciepło później by pokonać zimno. Katastrofa w Valyrian powstała ponieważ Valyrianskiej stracili panowanie nad tą siłą co doprowadziło do zagłady ich cywilizacji.
To by również tłumaczył to, że można odziedziczyć smoczą krew, ale nie można się nią zarazić wenerycznie, tak jak w przypadku pasożytów (choć to wyjaśnienie naturalistyczne).
3. Varia – czyli to o czym zapomniałem
• Hybryda smoczo-ludzka pojawia się w 4-5 tomie Ziemiomorza Ursuli le Guin
• Robaki wysypujące się z ciała Rhaego Mirri Maz Duur określa mianem cmentarnych – nie widzi w nich czegoś nadzwyczajnego w przeciwieństwie do Bartha. Możemy też założyć, że jeśli byłyby podobne do tych z ciała Aerei Miri nie omieszkałaby poinformować o tym Daenerys – wszak chciała by księżniczka cierpiała. Do tego zapach zgnilizny sugerujący daleko posunięty rozkład więc pojawienie się „cmentarnych” robaków jest w jakiś sposób uzasadnione choć cała sytuacja jest magiczna i nienormalna.
• Zarówno deformacje Rhaego i ciał dzieci Maegora można przypisać wpływowi magii na smoczą krew (która sama jest magiczna), prawdopodobnie im silniejsza magia tym silniejsze deformacje. Podobnie jak działa na ludzkie płody promieniowanie gamma.
• Komu przypadnie trzeci smok jeśli Victorion coś skrewi albo róg działa inaczej niż wszyscy zakładają i potrzeba choć odrobiny valyriańskiej krwi. Ile smoczej krwi znajduje się pod murami Meereen? Komuś całkowicie przypadkowemu (to by była ironia) Benowi Pluumowi, Obdartemu Księciu (który może być Maegorem Aerjonowiczem według spekulacji niektórych)?
To tak na szybko i w skrócie spisane moje spostrzeżenia. Robione bez większego researchu w materiale źródłowym w oparciu o to co zapamiętałem z sagi stąd też przepraszam z góry za potencjalne błędy albo skróty myślowe.
Według mnie Victarion zginie w Meereen z powodu użycia smoczego rogu, ponieważ smoki istniały przed powstaniem Valyrii ale nikt nie był wstanie ich sprawnie kontrolować. Dopiero Valyrianie, którzy stworzyli smoczą krew i dzięki temu wstali się smoczymi jeźdźcami i stworzyli swoje imperium. Wszyscy znani smoczy jeźdźcy to osoby ze smoczą krwią albo bękarty z wysokim prawdopodobieństwem pochodzenia od smoczych lordów. Smoczy róg prawdopodobnie pomagał zdobyć Valyrianom dzikie smoki. A Victarian ma 0% smoczej krwi. Po drugie Euron jest szalony ale na pewno nie głupi. Smoki to najpotężniejsza broń jaką zna świat i na pewno nie oddałby rzeczy która daje nad smokami kontrolę. Euron wie że róg przyniesie w rękach nie-Valyrian tylko zgubę i oddał róg swemu bratu aby się go pozbyć.
Im dłużej myślę nad tą teorią, tym więcej ma ona sensu. Smoki wykazywały przejawiały przywiązanie między sobą nazwajem.. Wiemy to z przykładu Vermithora i Silverwinga wiemy. Utworzyły parę na lata (jak nie całe życie) i przejmowały się losem swojego gadziego partnera. Jeśli Valyrianie upodobniły się do nich fenotypowo to bardzo możliwe, że zaczęli być akceptowani w ramach analogicznej relacji. Podobny surogacki związek ludzie tworzą chociażby z kotami. Mruczenie w naturze pojawia się tylko między matką, a potomstwem.
Teoria ta też tłumaczyłaby upadek Targaryenów i ich Smoków. Ich krew byłaby jednocześnie błogosławieństwem jak i przekleństwem. Na pewno potrzeba specjalnego podejścia by wszystko było w równowadze, ale wiedza Starej Valyrii przepadła. Dlatego Smoki skarłowaciały, a Księżne miały problemy z połogiem.
Swoją drogą istnieją analogiczne przesłanki wobec Ludzi Północy. Crannogmeni mieliby być tak niscy, bo krzyżowali się z Dziećmi Lasu. Biorąc pod uwagę, że na Południu wargowanie praktycznie nie istnieje bardzo możliwe, że jakieś pokrewieństwo mogło nastąpić.
A planujecie teorię o Brandonie Starku jako różnych Brandonach na przestrzeni dziejów (Brandon Budowniczy etc.)? W Świecie Lodu i Ognia jest nawet potencjalna wskazówka lub wskazówki co do tego rodzaju dywagacji.
Hmmm… raczej nie. Znam teorię, ale wydaje mi się, że gdyby GRRM pociągnął podróże Brana tak daleko, to by to było zbyt tanim chwytem. Zbyt łatwo dałoby się wszystkie problemy rozwiązać, gdyby taka moc rzeczywiście istniała. Dlatego sądzę, że shodorowanie Hodora to będzie najbardziej dramatyczny przejaw „podróży w czasie”.
Jeżeli Targaryenowie od czasów Jaehaerysa wiedzieli, że lód zabija to robactwo, to dlaczego, na starych bogów, trafił się im tylko jeden przytomny, który poszedł się rozmnażać ze Starkówną?
A może były podejścia – i zawsze kończyły się śmiercią Starka, więc przez trzysta lat nie było ani jednego małżeństwa między smokami a wilkorami?
Lyanna umarła od gorączki połogowej, czy od zupełnie innej? Wiadomo, czy to paskudztwo nie przelazło do niej, bo uznało jej krew za śmiertelne zagrożenie? Elia była chorowita, ale jakoś dała radę z dwiema ciążami, a Lyanna, mimo lepszego zdrowia i większych szans na przetrwanie, poległa przy pierwszej?
Ale będzie numer, jeśli to jest wielka tajemnica Lyanny, przed którą Ned się wzdragał. Póki Jon pozostałby na Północy, robale pozostałyby nieaktywne, i dlatego nie mógł pojechać do stolicy. A rozwiązanie, w którym młody przysięga nie mieć dzieci, wydaje mu się idealne.
No i nikt tak naprawdę nie łapie, że właśnie krew Lyanny mogła zadziałać jak filtr i wykończyć pasożyty, nie przekazując ich dalej Jonowi. I o tym tak naprawdę była przepowiednia, o uzdrowieniu ostatniego potomka Targaryenów dzięki zbawiennej mocy lodu.
Mam tylko jedno zastrzeżenie. Niech się Danka ze swoimi pasożytami do niego nie zbliża. Nie po to się człowiek leczy, żeby na nic to się zdało.
A może Jajo był zwolennikiem pomysłu Baelora, o eksterminacji całego rodu dla świętego spokoju? Smocze jaja były tylko zasłoną dymną, a w Summerhall zebrała się cała rodzina… po to, by zostać zamordowana. Geniusz czy szaleniec z tego naszego Aegona Niespodziewanego?
Tymczasem Regałek i tak się uratował, bo Dunk jak zwykle nie łapał niuansów planu 😀
„Jeżeli Targaryenowie od czasów Jaehaerysa wiedzieli, że lód zabija to robactwo”
lód to lód a nie jacys tam ludzie, przeciez nie gasili tego jakims starkiem lol
Ok, ale od zawsze było to trochę podejrzane, że Targi brali sobie żony i mężów zasadniczo z każdego rodu dawniej królewskiego, poza Starkami (władców Żelaznych Wysp nie liczę, w końcu tam nie było jednego rodu panującego od wieków, nie mówiąc już o tym, że żadnej targaryeńskiej księżniczki raczej nie oddano by nikomu, dla kogo byłaby ledwie podrzędną, morską żoną). Serio nie było żadnego maestera, który wpadłby na pomysł, żeby podejść do sprawy uwzględniając znaczenie metaforyczne? Zwłaszcza, jeżeli przepowiednia Rhaegara mogła mówić właśnie o tym? Promienny nie mógł być pierwszą osobą, która na to wpadła.
Ale może dzięki temu mogli posiadać czy posługiwać się siła ciepła, dopóki coś nie zaczynali się pierdzielisz. Nie zrobili tego bo jednak nie chcieli utracić mocy panowania nad siła ciepła
Dopóki coś nie zaczynalo się pierdzielic i psuć i nano technologia zaczynała szwankować.
Nie,że ty pierdzielisz to znowu telefon.
Jak się tak zawsze tłumacze jednej koleżance to ona do mnie pisze :ja rozumieć co ty mieć na myśla hahaha.
Dokładnie. Ciągoty Martina do sf po raz kolejny objawiają się w pełnej krasie, po prostu teraz mówi: because magic 😉 Ale jak nienawidzę tego argumentu, gdy faktycznie chodzi o lenistwo twórców, tak u Dżordża zawsze jest jakieś wyjaśnienie, po prostu się w nie nie zagłębia w ramach świata przedstawionego (ale poza można wszystko uargumentować, i to jest świetne).
Może być, że na przykład któreś targaryeńskie dziecko oficjalnie prawowite, było w połowie Starkiem, z jaja nie wykluł się smok, albo smoki go nie lubiły, i blond mamusia się troszkę zmartwiła.
Mogę się mylić, ale Północ ze Starkami była traktowana przez większość Królestwa trochę jako taka dzicz – trochę odrębna kultura/mentalność. No i Starkowie w większości przypadków nie garnęli jakoś specjalnie do wielkiego świata, woleli siedzieć na swojej Północy. Zawierali małżeństwa głównie z podległymi sobie rodami z Północy lub przypadku Blackwoodów, wywodzącymi się z Północy. Planowane małżeństwa Lyanny z Robertem i Brandona z Catlyn miało zapoczątkować wychodzenie Starków z tego, że tak się wyrażę „izolacjonizmu”. A jeśli chodzi o samych Tagów, coś mi się przypomina, że podczas Tańca ze Smokami Jacaerys Velaryon pozyskał Starków dla sprawy swojej matki. Częścią zawartego wówczas paktu miało być małżeństwo Starka z Targaryenówną. Tyle, że nic potem z tego nie wyszło.
Przypuszczam więc, że Smoki nie wchodziły w związki małżeńskie z Wilkorami… bo poza takimi wyjątkowymi sytuacjami jaka miała miejsce w trakcie DS, nie widzieli większej potrzeby tworzenia z nimi bliskich sojuszy.
Szczerze to najbliższy związek pomiędzy Targaeyenami i Starkami jaki miał miejsce kiedykolwiek, to ten kiedy któryś ze smoczych książąt zakochał się w córce lorda Starka. I to tyle by było z tego
Zgadzam się niemal w całości, co nie zmienia faktu, że władali połową kontynentu, więc w teorii stanowili silnego sojusznika, którego warto było pozyskać w dużym konflikcie.
Nawiązując do komentarza Mnemozyny poniżej, był to właśnie Jacaerys, który podobno się zakochał i podobno wziął ślub z przyrodnią siostrą ówczesnego Lorda Winterfell. Ponieważ jednak nigdy nie sprowadził jej do domu, a Grzyb, którego zeznania są o tyle ciekawe, że spalić je kazał nie kto inny, jak Baelor Targaryen, wydaje się być jedynym źródłem tej plotki, ciekawa jestem, czy te sprawy nie są powiązane 😉
I głównie o to mi chodzi, nie o sojusze, tylko najzwyklejsze w świecie hormony. Zrobił dziecko Starkównie, a później to dziecko nie polubiło się ze smokami. Grzyb przekazał informację dalej, została ocenzurowana, ale aż do Rhaegara Targaryenowie przestali zwracać się w stronę Starków jako potencjalnych małżonków – bo dzieci potencjalnie nie byłyby już wyjątkowe, a to przecież niedobrze. Zwłaszcza po wymarciu smoków, gdy pół rodziny wciąż miało nadzieję na ich powrót.
Nie czytałam jeszcze Ognia i Krwi, ale w którejkolwiek części znajdzie się informacja o tej dziewczynie, moglibyśmy się dowiedzieć, dlaczego Grzyb potraktował ją tak łagodnie – normalnie przecież donosił o skandalach i pieprznych sekretach, a tu sekretny ślub między kawalerem i prawdopodobnie panną? Co w tym niezwykłego?
Teoria Dela ma sens nano technologia wiążącą w symbiozie dwa organizmy ze sobą.
Mam do was 2 pytania (sugestie, przemyślenia) i mam nadzieje ze pomożecie mi na nie odpowiedzieć:
1.
Smoczy jeźdźcy.
Zauważyliście ze są to tylko Targaryenowie albo osoby których jeden z rodziców był z tego rodu. Głównie smoczymi jeźdźcami byli Ci co nazwisko mieli Targaryen, zdążali się tacy co mieli na nazwisko velaryon ale wtedy ich matką była kobieta z rodu Targaryenow. Nawet Smocze nasienia (Neti – pradopodobnie bękart Daemona, Hugh Młot czy Ulf Biały) miały zawsze jedno z rodziców kogoś z rodu Targaryenow. Czy zatem tylko krew Targaryenow nadaje się na smocza?
Jest jeden osobnik który oficjalnie nie był Targaryenem i nie miał rodzica z tego rodu, a mimo wszystko był smoczy jeźdźcem. To Addam z Hull (pozniej Addam Valeryon). Jego matka Marilda twierdziła ze jego ojcem jest Laenor Velaryon (wtedy mialby dopiero prababkę z rodu Targaryenow), co na 100% było kłamstwem bo Laenor był „ciepły” i brzydził się kobiet. Książka lekko sugeruje ze ojcem mógł być ojciec Laenora – Corlys Velaryon (wtedy miałby dopiero babkę z rodu Targaryenow), ale nikt w 100% pewności nie miał. Biorąc pod uwagę fakt, ze Adam miał brata bliźniaka Alyna można sadzić ze to Daemon jest ich ojcem. W tamtych czasach tylko jemu zdążalo się spłodzić bliźniaki (Baela i Rhaena).
2.
Smocza krew.
Cały czas Targaryenowie starali się utrzymać czystość krwi. Często dochodziło do małżeństw między rodzeństwem, a jak nie było takiej możliwości to małżeństwo było zawierane z rodem Velaryonow. A dlaczego nigdy z rodem Celtigarow? Co z nimi było nie tak ze żaden władca ani żaden syn władcy nie wziął sobie za żonę kobiety z Celtigarow?
velaryonom blizej do smoczych jezdzcow nic celtigarom
1. Nie, moim zdaniem to nie magia nazwiska, tylko „czystość krwi”.
2. Velaryonowie byli generalnie bliżej związani z Targaryenami (między Zagładą a Podbojem byli ich bezpośrednimi lennikami, podczas gdy Celtigarowie to się królom Burzy kłaniali), więc stąd te częste małżeństwa.
Alyn i Addam nie byli bliźniętami. Addam urodził się w roku 114, Alyn w 116 (Ogień i krew, The Dying of the Dragons)
Przypadek Aery nie świadczy o tym, że smocza krew jest zmutowana. A już, mam nadzieję, nie w tak dziwnie obrzydliwy sposób.
Skoro niby robaki będące w ich krwi mają tak reagować na bliskie spotkanie z zaklęciami wciąż jeszcze tętniącymi w Valyrii, to dlaczego przed zagładą nie było takich problemów? Przecież smoczy jeźdźcy na długo przed katastrofą ujeżdżali smoki… A zaklęcia musiały być wtedy o wiele silniejsze.
Na początku teoria wydawała mi się dziwaczna i faktycznie szalona, jednak po namyśle mogę stwierdzić, że jest w niej nieco sensu 😉 Martin nawet stwierdził, że Valyria pod pewnymi względami jest podobna do Rzymskiej Republiki i Atlantydy. Czemu by nie? Tak jak Atlantyda miała być wysoko rozwiniętą cywilizacją, tak Valyrianie mogli mieć możliwości eksperymentowania i tworzenia jakiś hybryd czy eksperymentowania z własną krwią oraz genami. Niektórzy mówią, że pasożyty we krwi pasują bardziej do science fiction niż fantasy. Niekoniecznie do sf. W kreowanych przez autorów światach czasami można spotkać się z magią działającą na zasadzie substytutu nauki i technologii. Przykładem tego mogą napędzane magią powietrzne statki z metalu. Zazwyczaj taka magia nie polega na rzuceniu zaklęcia abrakadabra i już, gotowe – działa samo z siebie, tylko ma swoje „racjonalne” wyjaśnienie, ściśle określone zasady, którymi się rządzi. Możliwe, że magia w Valyrii miała taki „technologiczny” charakter. Jeśli tak to wyglądało z tą magią, koncepcja obecności czegoś obcego we krwi nie byłaby wcale dziwna i wzięta nie wiadomo skąd.
Czy ma ktoś wersję Ognia i krwi po angielsku w pdf? Chciałabym sprawdzić jeden fragment, bo coś mi się nie zgadza i nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy George się pomylił, czy może ja coś pominęłam.
Jeśli ktoś ma, byłabym wdzięczna za przesłanie na adres e-mail axie222@gmail.com.
Nie jestem jakimś ekspertem, nie czytałam jeszcze Krwi i Ognia i generalnie nie mogę nic zarzucić pod względem merytoryczności tej iście szalonej teorii, ale naprawdę nie wydaje wam się że to już jest mocno naciągane i nieco przegięte? To bardzo ciekawe, co stało się księżniczce i czym istotnie były owe pasożyty, ale bardziej dopatrywałabym się w tym jakiejś magii a nie nanotechnologii… To że księżniczka miała ogniste robaki wcale nie tłumaczy tego, że ma je każdy Valyrianin. To że ludzie giną w Valyrii też nie oznacza od razu, że giną od robaków. Wyprawa która ruszyła po valyriański miecz Lannisterów również nie powróciła nigdy z Valyrii, a z tego co kojarzę to dowodzący ową wyprawą był Lannisterem, nie Valyrianinem.
PS. Lodowy król lata na Viserionie, czy to znaczy że też ma robaki?
PPS. Taki żarcik kosmonaucik
Ja jestem właśnie po lekturze i sprawa robaków jest raczej wyjaśniona. Sam Barth, który stwierdził, że Balerion poleciał do Valyrii, doszedł do wniosku, że w Valyrii żyją stworzenia, które zaatakowały smoka i księżniczkę, i stąd te robaczki w jej ciele. Z pewnością więc nie zawarł hipotezy Daela w swojej książce o Historii nienaturalnej.
Sama Aera raczej poleciała za przyjaciółką swojej mamy, którą uwielbiała, na zachód i tak jak jeden z wyprawczych statków trafiła na Sothoryos. Dowodem może być to, że nikt nie widział jej na wschodzie, a wysłano naprawdę wielu szpiegów, by dowiedzieć się coś o drodze Baleriona. Barth wręcz pisze, że ,,szukano jej na wschodzie, nie na zachodzie”- co jest dosyć sugestywne.
Statek dowodzony przez syna Hightowera, powrócił do Westeros, a jego dowódca opowiedział o spotkanych problemach na Sothoryos- o stworzeniach, których użądlenie powodowało bardzo wysoką temperaturę i o innych, które składały jaja w ciele ludzi. A to właśnie spotkało Aerę.
Ale to wcale nie znaczy,że nie mogło tak być. Skąd się wzięły te robaki może to właśnie nano roboty wymknie te spod kontroli i zatakowaly ja .
Ale magia może być nanotechnologia tylko magiczna. Trochę pomyśleć ,oni tworząc coś takiego tylko magicznie nie technicznie,ale zasada działania moze byc podobna. Trochę trzeba mieć elastyczny umysł.Mogli nawet nie wiedzieć nic o nanotechnologia ja to dalam jako przykład,że takie symbiozy są znane już w literaturze a tu odrazu nie przesadzaj ,że nanotechnologia. Wiadomo ,że nie nano tylko magia,ale zasada dzilania w symbiozie jest taka sama.
Czyli DaeL albo intencjonalnie to przemilczał – żeby pasowało mu do teorii…
albo tak się spieszył z czytaniem, żeby znaleźć COKOLWIEK, z czego dałoby się wysnuć jakąkolwiek teorię, że…
zwyczajnie nie wczytał się dostatecznie dokładnie.
A z innych ciekawostek- świat PLiO został przez Bartha określony jako kula, a smok królowej Alysanne,Srebrnoskrzydła, nie chciał przelecieć nad Murem-za każdym razem zawracał, co bardzo królową zdziwiło, bo nigdy wcześniej nie odmówił jej posłuszeństwa.
(wierni)czytelnicy fsgk juz o tym wiedzą, omowienie ognia i krwi sie kłania
Hmm… Czytałam tekst o Ogniu i Krwi Tom I
https://fsgk.pl/wordpress/2018/11/ogien-i-krew-tom-1-george-r-r-martin/
ale nie widziałam tam tych informacji… A nie znalazłam innego tekstu o tej książce, możesz podać link? Chętnie przeczytam, gdyż książka mocno mnie, o dziwo, wciągnęła! 🙂
Teoria Daela mówi o tym, że krew Targaryenów jest zmutowana, dzięki czemu mogą kontrolować smoki, a gdy Balerion zabrał księżniczkę nad Valyrię, to zaklęcia po Zagładzie bądź inne związane z nią czynniki wywołały anomalie w ciele Aerei.
Tymczasem zostało mocno podkreślone to, że po Balerionie i księżniczce nigdzie nie było śladu:
„Oba te miejsca mogły się wydać prawdopodobne, lecz tam również nie było Aerei. Ani tam, ani nigdzie w Westeros. Inni, w tym również królowa i ja, uznali, że księżniczka poleciała na wschód, nie na zachód, i przebywa gdzieś w Essos (…) Jednakże agenci i informatorzy lorda rega nie odkryli za wąskim morzem żadnych śladów dziewczynki… ani nawet nie usłyszeli szptów o smoku. Dlaczego?”
Barth dochodzi do wniosku, że Balerion zabrał księżniczkę do Valyrii- zgoda, ale nawet on musiałby od czasu do czasu odpoczywać- ten argument wysunęła Alysanne, gdy król chciał polecieć na smoku za Elissą w stronę morza zachodzącego słońca. A smok, który od czasu do czasu odpoczywa, musiałby zostać zauważony.
Aerea wróciła po około roku czasu. Jej skóra parzyła, po czym popękała, z nosa, ust i części intymnych unosiły się strużki dymu, a wewnątrz jej ciała wiły się robaki podobne do węży (ich długość była różna- od długości małego palca po długość ręki).
Tymczasem wnuk lorda Hightowera opisuje zagrożenia, jakie napotkali na Sothoryos:
„Jednego ugryzła mucha(…)trzy dni później skóra zaczęła schodzić, a on krwawił z uszu, ku*asa i du*y. [W słodkiej wodzie] są robaki tak małe, że ledwie można je zobaczyć. Jeśli ktoś je połknie, składają mu jaja w brzuchu. A gorączki…”
Wydaje mi się, że to nie przypadek, iż w tej samej historii są wątki tak do siebie podobne. Zwłaszcza, że zmutowane geny Aerei zaszkodziłyby jej, a tymczasem Balerion też został zraniony. A w Sothoryos znajdziemy „wiwerny, bazyliszki, sto różnych rodzajów węży”. Zresztą, gdy szukali Baleriona, doszła do nich plotka o smoku walczącycm na arenie, który póxniej okazał się wiwerną z Sothoryos właśnie…
Historia dawnej przyjaciółki Aerei, Elissy, która obiecywała, że weźmie ją w podróż do krain zachodzącego słońca, też jest zresztą bardzo ciekawa. Raz, że to ona ukradła trzy smocze jaja ze Smoczej Wyspy i sprzedała je morskiemu lordowi z Braavos, a dwa, że jest dowodem na dawną przepowiednię Dany- „żeby dotrzeć na wschód, musisz podążyć na zachód”, czy jak to tam było. Ona wyruszyła na zachód, a wiele lat później jej statek Corlys Velaryon widział w porcie Asshai…
Wróciłem do teorii, bo mnie zaciekawiła znów niezmiernie ta sprawa oraz książek. Znowu książki stoją w tle za dziwnymi historiami z Targeryanami.
Aegon V, Rhaegar, Aerion, Area i pewnie wielu innych. Do tego nieszczęsna przepowiednia Aegona z serialu (podejrzewam że stworzona z ziarna od Martina). Marzyciele, jasnowidze, robaki, książki. Dałbym sporo by Martin opowiedział nam coś więcej. Gdzie są te ksiązki i co z nich wyczytamy. Chyba Tyrion ma jeden egzemplarz?
I byśmy się dowiedzieli co mówiła Aerea
Ciekawe, prawda? 🙂 Szczerze mówiąc mnie też te valyriańsko-targaryeńskie (i szerzej patrząc – essoskie) tajemnice bardziej wciągnęły niż ta nędza z PLiO czy Innymi.
Ogólnie wiele wątków z 5 części to już nędza.
Trzeba zrobić petycję, by wydał chociaż OiK z historią do panowania Aerysa.