SithFrog: Dziesięć lat, osiemnaście filmów, bazyliony dolarów, niespotykana skala przedsięwzięcia, pobite rekordy, a to wszystko, żeby nasi kochani bohaterowie mogli spotkać swoją nemezis – Szalonego Tytana imieniem Thanos. Całe uniwersum Marvela spięło się i połączyło w „Avengers: Infinity War”. Ale… to dopiero część pierwsza opowieści. A zatem, DaeLu, jak wrażenia po seansie?
DaeL: Przede wszystkim jestem zaskoczony. Wydawało mi się, że formułę marvelowską znam już na wylot, i że od postępującego znużenia filmami superbohaterskimi nie ma odwrotu. „Czas Ultrona” w moim przekonaniu dowodził, że magii pierwszych „Avengers” nie da się już odtworzyć. A jednak bracia Russo podołali karkołomnemu zadaniu, tworząc naprawdę angażujący widza film – i to mimo wielkiej obsady i po prostu gigantycznej skali. Zresztą skala jest zrozumiała, bo nad Ziemią (i nie tylko) zawisła kosmiczna groźba. Thanos zaczął gromadzić Kamienie Nieskończoności w celu zniszczenia (w sposób niedyskryminujący) połowy istot rozumnych we Wszechświecie. I choć trudno się tego domyślić nie obejrzawszy filmu, pomimo na pozór absurdalnej motywacji, Thanos jest wprost fenomenalnym złoczyńcą i największym atutem nowych Mściwojów.
S: O tak. Zgadzam się w stu procentach. Chciałem napisać, że jest najlepszym czarnym charakterem w MCU od czasów… ale nie. Po prostu lepszego nie było. Kropka. Jest bezwzględny i brutalny, ale jednocześnie ma ciekawą przeszłość, ma jasny cel i dobrze uzasadnioną motywację. Nie jest to taki typowy złoczyńca nr 5, który pohukuje, pręży się i chce zdobyć władzę nad światem. Thanos ma (nomen omen) nieludzki plan wobec Wszechświata. A kiedy go objaśnia nie można mu odmówić… słuszności? Może nie słuszności, ale jest w tym pewna okrutna logika, którą ciężko kwestionować. To sprawia, że linia podziału na dobrych i złych nie jest taka jednoznaczna.
D: Thanos nie dość, że potrafi przedstawić swoje racje, to jeszcze jest w swej morderczości bardzo sprawiedliwy, dotrzymuje umów, a na dodatek zdarza mu się okazać przeciwnikom szacunek albo nawet litość. Josh Brolin naprawdę zrobił kawał dobrej roboty uczłowieczając fioletowego olbrzyma. Brakło mi tylko pewnej „kropki nad i” w postaci zarysowania jakiejś alternatywy dla jego działań. Wydaje mi się, że po wykupieniu przez Disneya wytwórni Fox (co sprawia, że prawa do ogromnej liczby postaci wracają do Marvela), wszystko to ewoluuje w stronę sprowadzenia Galaktusa. Gdyby Thanos postawił sprawę jasno – albo zabijamy połowę Wszechświata, albo przychodzi Galaktus i morduje wszystkich – to byłby bohaterem tej opowieści.
S: Może i tak, ale moim zdaniem fioletowy Tytan i tak dość klarownie przedstawia swoje racje, opowiadając o własnych doświadczeniach. No i bardzo ucieszyło mnie, że filmowy Thanos znalazł mniej komiksowe zastosowanie rękawicy nieskończoności niż jego papierowy pierwowzór. Właściwie jedyną wadą tej postaci jest… wygląd. To znaczy był w porządku, ale ja nie mogłem się pozbyć skojarzenia z… Fredem Durstem, liderem Limp Bizkit. Zrozumiem jeśli sam nie zauważyłeś tego minusa.
D: Może być w tym coś na rzeczy, bo jego chudy pomagier przypominał trochę Wesa Borlanda. Ale dość tych bizkitowych nawiązań. Thanos był dla mnie pierwszym i największym zaskoczeniem. Drugim było to, jak dobrze twórcy poradzili sobie z tak ogromną liczbą postaci. W „Avengers: Infinity War” na ekranie pojawiają się chyba wszyscy filmowi herosi z wyjątkiem Hawkeye’a i Ant-mana.
S: Tak, oczekiwałem dużo większego rozgardiaszu i przeskakiwania z wątku na wątek. Bracia Russo wykorzystali prosty, ale skuteczny pomysł: podzielili bohaterów na mniejsze grupy, z których każda miała jakieś zadanie. Dzięki temu praktycznie wszyscy herosi i heroiny dostają trochę czasu antenowego. Poza wspomnianymi Langiem i Burtonem nikt nie został potraktowany po macoszemu. Szczególnie dobrze wypadł – czego się nie spodziewałem – Doktor Strange. Był świetną przeciwwagą dla Tony’ego Starka. Mistrzostwo!
D: Co ciekawe niektóre postaci nawet się w filmie nie spotkały. I całe szczęście. Stworzenie odseparowanych od siebie, ale powiązanych fabularnie wątków (obrona Kamienia Umysłu, obrona Kamienia Czasu i budowa super-broni) pozwoliło na w miarę zgrabne przeskakiwanie pomiędzy lokacjami i bohaterami, trochę tak jak w Imperium Kontratakuje i Powrocie Jedi. Logicznie trzyma się to kupy bardzo dobrze. Pod względem tonu – pomimo drobnych zgrzytów – też jest w miarę spójnie.
S: Ha – i tu się na pewno nie spotkamy w połowie drogi! Dla mnie największą wadą filmu jest właśnie totalny chaos pod względem tonu. Film nie do końca wie, czy chce być straszny, czy śmieszny. Żartów jest dużo i są naprawdę zabawne. Tyle, że jest jedno ale… a właściwie wielkie i znaczące „ALE”. Po wielu naprawdę dobrych i mrocznych momentach (o tym w części spojlerowej) bardzo szybko następuje seria dowcipów i to kompletnie nie pozwala wybrzmieć poważnym scenom. Jeszcze na domiar złego irytował mnie Bruce Banner. Od neurotycznego i wystraszonego facecika z Ragnarok, gdzie był wspaniały przeszedł gładko do bycia marvelowym Jar Jar Binksem. Sceny kiedy się przewraca i mówi „śmieszne” rzeczy będąc w Hulkbusterze to jest czysty George Lucas, w najgorszym prequelowym wydaniu. Czekałem aż się potknie i wpadnie w krowią (nosorożcową?) kupę.
D: To niestety ostatnio taka praktyka w „blockbusterach”, mam nadzieję, że wkrótce minie. Przyznam, że raz czy dwa miałem wrażenie, że za szybko rzucony żart trochę psuje nastrój. Nigdy nie było to jednak tak drastyczne jak w przypadku „Ostatniego Jedi”, kiedy śmieszkowanie nieustannie szło w poprzek emocji, które film próbował przekazać i niszczyło całą wymowę sceny. Faktycznie można było trochę przyhamować z żartami, szczególnie w scenach z Thorem, który – umówmy się – powinien być w zupełnie innym nastroju. Ale chyba nie jest aż tak źle jak mówisz.
S: Dla mnie jednak kilka scen było naprawdę popsutych. Jeszcze mi nie minął szok i niedowierzanie, nie zdążyłem przesiąknąć grozą tego, co się wydarzyło, a już było radośnie, śmiesznie i lekko. Kilka razy naprawdę mnie to zirytowało. Za dużo i za szybko. Tym bardziej, że te mroczne elementy (naprawdę mroczne) uderzały mocno i celnie, nie były pseudo-mrokiem z ostatnich podrygów DC/WB typu Batman v Superman czy Justice League. To zresztą prowadzi mnie do kolejnego wniosku in minus. Tak jak się bałem – Strażnicy Galaktyki niespecjalnie wpasowali się w ten film. Między innymi z powodu ciągłych żartów na ekranie. Kiedy zaczynali uderzać w poważne tony typowe dla Avengersów śmierdziało mi to jakimś fałszem. Szczególnie jedna scena z pewnym wyznaniem. Bardzo nie na miejscu. Jakby ktoś zabrał wspaniałe i zakręcone klocki Lego z fantazyjnych zestawów Jamesa Gunna i budował z nich standardowy zestaw Lego City. Żeby było jasne: Strażnicy są ekstra i kilkukrotnie emanują tą samą magią co w swoich filmach, ale to wszystko nie leży dobrze w jednym filmie z całym tym nadęciem ekipy Nicka Fury’ego.
D: To chyba kolejny punkt, co do którego się nie zgodzimy. Moim zdaniem Strażnicy zostali wykorzystani bardzo poprawnie. Powiedziałbym nawet, że bracia Russo dość umiejętnie pokazali tę samą chemię i ten sam typ humoru, które widzimy u naszych bohaterów w filmach Gunna. Inne były po prostu proporcje. Akcja leci do przodu, więc czasu na przekomarzanie się jest trochę mniej. Ale „kupiłem” wszystkie sceny ze Strażnikami, nawet te smutniejsze. Zresztą to w jaki sposób Russo dobrali proporcje udziału poszczególnych postaci w tym filmie, to w jaki sposób montowali sceny akcji, jak balansowali pomiędzy akcją i scenami pozwalającymi złapać widzowi oddech – to wszystko był majstersztyk. Z jednej strony ani przez moment nie miałem wrażenia, że jakaś scena jest zbędna (darowano nam przedstawiania bohaterów, twórcy założyli, że ich już znamy), z drugiej nie czułem zmęczenia nieustanną akcją, bo przeskakiwanie między wątkami było bardzo umiejętne. W ogóle pod względem rzemiosła filmowego film stoi naprawdę wysoko. Wygląda dużo lepiej niż ostatnie produkcje Marvela…
S: A to ciekawe. To znaczy zgadzam się, że umiejętnie żonglowali wątkami i nie odczuwałem nudy, ale też nie widzę tu czegoś ekstra w temacie kinematografii. Ot, standardowy – bardzo dobry dodajmy – poziom znany już wcześniej z „Civil War” czy „Winter Soldier”.
D: Sądzę, że poprawiono pewne rzeczy w stosunku do kilku ostatnich filmów Marvela (Black Panther, Spider-Man: Homecoming, czy właśnie Civil War). Efekty specjalne stoją na wyższym poziomie, a i kamera czasem pracuje dość sprytnie, pokazując nam ciekawe rzeczy, szczególnie w wątkach „kosmicznych”. Bracia Russo nie mają może oka Zacka Snydera (odpowiedzialnego za ważniejsze produkcje z DC), ale też oferują nam w miarę spójną historię czego Snyder zrobić nie potrafi.
S: Wiesz, myślałem jeszcze o kwestii wątków i wydaje mi się, że jednak przesadzili z ich ilością. Minimalnie. Cały czas zastanawiam się po co aż tak rozbudowali pobocznego questa z pewnym toporem. Ani to nie wnosiło wiele do fabuły, ani nie działo się tam nic wartego uwagi albo istotnego dla rozwoju bohaterów. Było za to bardzo rozpraszające i niepotrzebne „cameo” znanego i specyficznego aktora. Aż mi się przypomniał Matt Damon w Interstellar. Podobny kaliber pomysłu z czapy na casting dla mniej istotnej roli.
D: Wyprawa po Stormbreakera… Cóż, mnie się podobała, łącznie z rolą poboczną i moim zdaniem dała nam potrzebny oddech od pędzącej na złamanie karku walki o klejnoty. Poza tym pokazywała nam przemianę pewnej postaci i była świetnie zagrana. W ogóle wszyscy aktorzy stanęli na wysokości zadania.
S: Cóż, to pewnie odczucia subiektywne, każdy będzie miał inaczej w tej materii. A aktorsko „Infinity War” to rzeczywiście majstersztyk kina komiksowego. Josh Brolin świetnie ożywił Thanosa i nadał mu niepowtarzalny charakter. Reszta aktorów to już sprawdzona ekipa, dlatego największe brawa należą się ludziom odpowiedzialnym za castingi w całym MCU. Od dawna nie widzę na ekranie aktorów, tylko żywych superbohaterów z krwi i kości. To niesamowita zasługa. Jeśli miałbym kogoś wyróżnić poza Brolinem to chyba Benedicta Cumberbatcha. Doktor Strange jest tu o niebo ciekawszy niż we własnym, solowym filmie. Ale na delikatny prztyczek w nos zasłużył Robert Downey Jr. Mam wrażenie, że powoli widać zmęczenie materiału. Może nie takie jak Jennifer Lawrence w X-Men, ale już zauważalne.
D: Tak, też mam wrażenie, że RDJ jest już trochę zmęczony rolą… ale o tym, i o innych detalach fabuły porozmawiamy w części spoilerowej. A póki co słowo konkluzji dla wszystkich, którzy nie chcą sobie psuć zabawy. Moim zdaniem „Avengers: Infinity War” to jeden z najlepszych filmów ze stajni Marvela. Nie jest to film doskonały, ale wyraźnie widać, że twórcy wiedzą gdzie leżą ich atuty, potrafią uczyć się na błędach i podchodzą do materiału źródłowego z dużą dozą miłości. Dlatego sprezentowali nam kawał świetnego, komercyjnego widowiska. Jeśli komuś podobała się pierwsza część Mściwojów, to na trzeciej też się nie zawiedzie.
S: „Avengers: Infinity War” to projekt udany. Na pewno mogę go polecić wszystkim fanom Marvela (osoby, które nie oglądały innych filmów mogą się jednak na seansie męczyć). Może nie trafi do mojego top 3 filmów z MCU, ale jeśli konkurencja (hej DC!) nie potrafi ogarnąć historii z trójką swoich najbardziej ikonicznych bohaterów i jednym złoczyńcą, to Marvelowi należy się tym większy szacunek. Dopięli dziesięcioletnią, osiemnastofilmową historię spójną i interesującą klamrą. A właściwie to rozpoczęli dopinanie tej klamry, bo jak wspomnieliśmy historia kończy się tzw. „cliffhangerem”. Nie mogę się doczekać drugiej części „Infinity War”, mimo, że na pierwszą czekałem bez wielkiego „hurr durr”.
D: Cokolwiek by to miało znaczyć…
S: Gratulacje dla braci Russo. Dokonali niemożliwego.
Avengers: Infinity War
-
Ocena SithFroga - 8/10
8/10
-
Ocena DaeLa - 9/10
9/10
Kontynuacja dyskusji ze spoilerami
DaeL: Skoro część bez spoilerów mamy już za sobą, możemy opowiedzieć co nieco o fabule. Film rozpoczyna się sceną ataku na uciekinierów z Asgardu. Thanos zdobywa Tesserakt, wewnątrz którego ukryty jest Kamień Przestrzeni. W ten sposób jest już w posiadaniu dwóch z sześciu klejnotów. Przy okazji zabija Hejmdala i Lokiego. Hejmdal przed śmiercią wysyła Hulka na Ziemię z ostrzeżeniem przed Thanosem. A Szalony Tytan kontynuuje dobrą passę. Wysyła swoich popleczników na Ziemię, by zdobyli Kamień Czasu (w medalionie Doktora Strange’a) i Kamień Umysłu (we łbie Visiona), samemu zaś udaje się na poszukiwanie Kamienia Rzeczywistości (w posiadaniu Kolekcjonera) i Kamienia Duszy (którego lokacja jest nieznana). Ten oto set-up pozwolił nam podzielić bohaterów na trzy grupy. Thor, Rocket i Groot będą próbowali stworzyć broń zdolną zabić Thanosa, Iron Man, Spider-Man, Dr Strange i reszta Strażników spróbują obronić Kamień Czasu, a chmara bohaterów, których nawet nie będę wymieniał z imienia, podejmuje się misji wydobycia i zniszczenia Kamienia Umysłu. Oczywiście cały żart polega na tym, że w miarę zdobywania kolejnych kamieni potęga Thanosa rośnie, więc heroiczny wysiłek i wielka ostateczna bitwa w Wakandzie są daremne. Szalony Tytan dopina celu i… zabija połowę istot we Wszechświecie. Łącznie z połową Avengerów i Strażników. I połowę przyszłych wpływów z biletów kinowych…
SithFrog: Brzmi to może trochę sztampowo, ale już egzekucja wypada wyśmienicie. Otwarte jest oczywiście pytanie czy faktycznie bohaterowie odczują konsekwencje działań Thanosa. Myślę, że w dłuższej perspektywie ci, którzy zginęli przed realizacją ostatecznego planu Thanosa już nie wrócą. Hejmdal, Loki, Vision, Gamorra. To sprawia, że pierwszy raz w MCU stawka jest naprawdę wysoka, a praktycznie każda śmierć mocno zapada w pamięć. Ten emocjonalny element w połączeniu z motywacją czarnego (fioletowego?) charakteru sprawia, że oglądając człowiek zapomina o rzeczywistości.
D: Zgadzam się, wiele wskazuje na to, że wydarzenia zostaną odkręcone… ale tylko do pewnego stopnia. Trochę żałuję, że w końcówce Thanos wymordował tak wielu Avengerów, bo może gdyby zginęło ich mniej, to byłbym bardziej zaniepokojony tym, co będzie dalej. Ciężar zakończenia byłby jeszcze większy. Ale i tak jest spory, uniwersum Marvela zostanie diametralnie zmienione. Zginie wielu bohaterów. Zniknie Asgard. Trudno odmówić ludziom odpowiedzialnym za te filmy odwagi.
S: To jedna z największych zalet „Infinity War”. Z jednej strony chcę wiedzieć co będzie dalej z pozostałą garstką bohaterów, ale z drugiej strony – film zakończył się tak, że sam w sobie stanowi całość. Nie jest jak pierwsza część „Kosogłosa” czy „Insygniów Śmierci”. Nie urywa opowieści w pół zdania, nie zostawia widza z niedosytem.
D: W tym kontekście warto jeszcze powiedzieć, że bracia Russo zrobili bardzo sensowny foreshadowing tego co zobaczymy w kolejnym filmie. Doktor Strange jeszcze na początku filmu mówi, że jeśli będzie musiał poświęcić życie swoich towarzyszy, aby ocalić Wszechświat, to się nie zawaha. Potem doświadcza wizji wszystkich możliwych przyszłości. A na koniec decyduje się oddać Thanosowi Kamień Czasu w zamian za ocalenie Iron Mana. Moim zdaniem konkluzja jest dość jasna. W następnej części kluczowe będzie coś co zrobi Tony Stark. Możliwe, że Iron Man będzie musiał się poświęcić, bo – jak wspomniałeś – aktor wydaje się już trochę swoją rolą zmęczony i pewnie chciałby przygodę z MCU zakończyć.
S: Tak. Też mi się wydaje, że gwałtowna zmiana zachowania Stephena Strange’a wynika z tego, że w tym jednym na czternaście milionów możliwych rozwiązań Stark odgrywa kluczową rolę i jego życie było nagle ważniejsze niż kamień.
D: Obok głównej osi fabularnej dostaliśmy też cały szereg drobnych scenek, w których przewijają się dawno niewidziane postaci. Mamy więc generała Rossa stojącego na czele SHIELD, mamy Kolekcjonera przechowującego Kamień Rzeczywistości, a nawet kompletnie zaskakującego Red Skulla, który stał się strażnikiem Kamienia Duszy. Wszystko to pomaga zapiąć filmowe uniwersum Marvela w klamrę o jakiej mówiłeś wcześniej. Domyślam się też, że Tobie – fanowi Guya Ritchiego – musiało spodobać się pewne nawiązanie do filmu tego reżysera… „Where is the stone?”
S: Nawiązanie do „Snatch” fantastyczne, ale jednak największe wrażenie zrobiły na mnie sceny dramatyczne. Pierwsza to w zasadzie najlepszy moment w filmie. Kiedy Thanos… płacze, a Gamorra nagle rozumie, że wcale nie wygrała. Jej przybrany ojciec naprawdę kogoś kocha, ale musi poświęcić w imię (w swoim mniemaniu) wyższego dobra. Takiego ładunku emocji po MCU nie spodziewałem się w ogóle zobaczyć. Nigdy. A tu taka niespodzianka. Złapało mnie to za gardło i nie chciało puścić. Oczywiście do kolejnego żarciku, który nastąpił za szybko.
D: Zgadzam się, to było kompletne zaskoczenie. I bardzo wiele powiedziało nam o charakterze Thanosa.
S: Druga scena to śmierć Parkera. Kiedy kolejni herosi rozpadają się w pył, bo akurat na nich trafił ślepy los wymiatający połowę żywych istot w kosmosie, jest smutno, ale jakoś tak… spokojnie? Każdy z nich przeżył swoje, każdy walczy od dawna i niektórzy mają minę jak doświadczeni wojownicy idący spokojnie w miejsce gdzie znajdą w końcu spokój i ukojenie. A dzieciak w stroju pajęczym to… dzieciak. On jeszcze nie jest gotowy na śmierć, on ma kumpli, dziewczynę, życie nastolatka. Bardzo mocno wybrzmiała scena kiedy błagalnie patrzy na Tony’ego Starka (jak na ojca?) i łamiącym się głosem mówi, że nie chce umierać. Czuję potężny wpływ tej sceny na Iron Mana w kolejnym filmie. A Ty? Masz coś, co wyjątkowo utkwiło Ci w pamięci? Albo zrobiło piorunujące wrażenie?
D: O rany, aż trudno wymienić. Było tak wiele scen. Na pewno byłem pod wrażeniem samego początku filmu, bo ustawia on ton, który towarzyszy nam przez kolejne (ponad) dwie godziny. Na dzień dobry dowiadujemy się, że najpotężniejsi Avengersi (Thor i Hulk) nie są w stanie stawić czoła Thanosowi. Do tego dochodzi śmierć Hejmdala i Lokiego. Dzięki temu już od pierwszych minut jesteśmy zaangażowani emocjonalnie. Poza tym uważam, że Thanos kradł każdą scenę, w której się pojawił. Dosłownie każdą. No i muszę wspomnieć – żeby nie tworzyć mylnego wrażenia, że film jest smutny – o momencie, w którym zakrztusiłem się colą. Nie jest to wielka scena, ale dziwnie mnie rozbroiła. Chodzi mi o spotkanie Kapitana Ameryki i Groota. Napięcie bitewne już się trochę ulotnia, bo Thor zaczął „zamiatać”, aż tu nagle usłyszawszy „I am Groot” Kapitan Ameryka odpowiada kurtuazyjnie „I am Steve Rogers”. To taka drobniutka scenka, ale żeby ją napisać, trzeba naprawdę „czuć” kim są poszczególni bohaterowie Marvela. I to chyba najlepsza rekomendacja dla filmu. Bracia Russo znają i kochają swoich bohaterów.
S: Dlatego właśnie dla fanów MCU to pozycja obowiązkowa.
Jest to jeden z najlepszych filmów w Uniwersum Marvela. Wielkie bitwy? Jak najbardziej. Skomplikowane postaci? Obecne. Humor? Jest go aż nadto (wydźwięk pewnej sceny nie powinen być zaburzony chrupaniem orzeszków). Zwroty akcji? Wielowątkowość? Cały film jest jednym wielkim, wielowątkowym zwrotem akcji. Wspaniałe widowisko. [spoiler] Sceny w których Thanos mówi i wyraża uczucia są jednymi z najlepiej wyglądającą CGI jakie widziałem. Genialna mimika. Bardzo podobała mi się też scena, w której nasz Wielki Zły Tytan wysadza księżyc, by przeprowadzić bombardowanie orbitalne. Zaciekawił mnie Thor. Jakby nie patrzeć jest teraz ostatnim ze swojej rasy (choć wg. Wiki Marvela Walkiria i kilkoro innych też przetrwało – nie pamiętam tej sceny). Mimo wszystko mam nadzieję na dalszy rozwój tego bohatera. Gamorra też stała się jeszcze ciekawsza. Marvel potrzebował też takiego Spidermana, jakiego ostatnio dostajemy. Nie podoba mi się za to w jakim kierunku zmierza postać Draxa. Z wściekłego mściciela staje się jedynie ulgą komiczną, jako głupi osiłek. Banner zostanie rozwinięty jako postać, może nawet pogodzi się z Hulkiem. Jestem jednocześnie zawiedziony i zadowolony zakończeniem. Z jednej strony było mrocznie i poważnie, z drugiej wiem, że odwrócą to wszystko w następnej części. [/spoiler]
Honour and diplodocus brings Thanos to ekstazy, wuum buum buum vigil and Victory and velociraptory.
Teraz zostaję nam jedno pytanie. Co dalej?
Nie wierzę że producenci zamkną żyłę złota jakim jest universum Avengers.
Jednak co może być poteżniejszego od Rękawicy Nieskończoności?
Bo to że będziemy mieli kontynuowane losy „pomniejszych” bohaterów jest pewne.
Wg mnie, fajnie by było kontynuować serię Green Lantern, wprowadzając więcej rodzajów pierśćieni, gdzie na koniec, tworząc kolejną część avengersów, można by było odkopać z komiksów, jeszcze potężniejsze moce, jak pierścień śmierci i jako jego antomin, pierścień życia. Jedyny problem byłby taki że ryan reynolds grał dwóch bohaterów z komiksów Marvela
Tyle, że Green Lantern to DC 🙂
Wydaje mi się, że teraz, po nabyciu przez Disneya wytwórni Fox, Marvel zrobi dwie rzeczy. Po pierwsze wprowadzi do wspólnego uniwersum nową, zrebootowaną wersję X-Menów. Po drugie korzystając z odzyskania praw do Fantastycznej Czwórki, wprowadzi całą listę „kosmicznych” złoczyńców i bohaterów, którzy byli jakoś powiązani z tamtą serią komiksów. Więc pewnie zobaczymy Galaktusa, Srebrnego Surfera, Przedwiecznych (Eternals). Zakończenie sequela Strażników sugerowało, że niebawem pojawi się Adam Warlock, z kolei jednym z filmów, które są teraz w produkcji jest Kapitan Marvel, więc MCU dostanie swoje dwie wersję (męską i żeńską) Supermana. Innymi słowy całe MCU wchodzi w bardziej spektakularną fazę.
Frog, prawie ze wszystkim zgoda oprócz strażników. Ich udział bym przedstawiony na tyle dobrze że nie raziło ich oderwanie od głównego uniwersum. Ten film dzieje się trochę bardziej w ICH uniwersum (w kosmosie) niż na ziemi na którą przyleciały jakieś pionki 😉
I przy okazji chciałbym tutaj dwie rzeczy jeszcze zaznaczyć:
Mam nadzieję że dobrze zaznaczę spoiler jak nie to kasujcie to poniżej 😉
Spoiler!
[spoiler]!Po pierwsze: Żałuję że Star Lord to debil którego uważam za odpowiedzialnego za śmierć połowy wszechświata 😛 Strange miał powody oddać kamień ale Star Lord jak już nie pomagał zdjąć rękawicy Thanosowi to mógł przynajmniej nie przeszkadzać wysiłkom całej ekipy a tak jest głupim egoistycznym fiutem 🙂 Howgh.
Po drugie: Kto wam powiedział że Gamora zginęła ? Zgadzam się z wami że Ci co oberwali od Thanosa przed skompletowaniem rękawicy mogą mieć problemy z powrotem. Ale Gamora jeszcze swoją rolę odegra. Jest słabością Thanosa. Chyba jedyną. Kamień duszy chciał ofiary z duszy, nie z ciała. To że tam leży i się nie rusza nic nie znaczy 🙂 Dusza Gamory uwięziona jest w kamieniu i nie wiadomo co się stało moment po pstryknięciu palcami Thanosa. Rękawica jest w strasznym stanie. Kamienie też mogą mieć teraz feler 🙂 I stawiam na ten duszy właśnie.[/spoiler]
Zgadzam się z oceną Star-Lorda i to dla mnie jeden z powodów narzekania na GotG w uniwersum Avengersów. Gunn zrobił dwa filmy rozwijające i pogłębiające Quilla naprawdę nieźle, a tu nagle wrócił jakiś debil-awanturnik z lekkim upośledzeniem decyzyjnym. Popsuli tę postać w stosunku do filmów ze Strażnikami.
Gamora – ostatnia scena faktycznie sugeruje, że raczej trafiła gdzieś indziej niż wszyscy inni. Do samego kamienia? Kolor horyzontu w tej krainie tak by sugerował. Nie mogę się doczekać co wymyślą. Poza tym chyba są już w produkcji Straznicy 3 i chyba Saldana jest na liście płac 😉
Sam zastanawiam się, kto tak naprawdę dał ciała w walce z Thanosem i kto odpowiada za zagładę połowy wszechświata.
Star-Lord to pierwszy typ, który został już wyjaśniony.
Drugim typem jest Thor i to nie dlatego, że nie celował w głowę (Thanos, w przeciwieństwie do Marva ucieszył się z takiego obrotu sprawy), a przez to, że tak długo zwlekał z pomocą w powstrzymaniu badassa przed zabiciem Visiona. Przybył dopiero po zdobyciu przez Thanosa ostatniego kamienia. Co robił tyle czasu?
Jednak prawdziwym winowajcą jest… Bruce Banner, który poinformował dr Dziwago o śmierci Thora. Gdyby Strange wiedział o tym, że syn Odyna żyje, to zamiast 1 do 14.000.650 mogłoby
mu wyjść 1 na 1.000.000, a jak wiemy od Terrego Pratchetta szanse jedne na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Easy win 😉
Inna sprawa jak został potraktowany Vision. W „Czsie Ultrona” zapowiadał się na jednego z potężniejszych Avengers, a wyszła totalna oferma, której jedynym sukcesem było uszkodzenie kręgosłupa innemu mścicielowi… I dlaczego słudzy Thanosa tak łatwo go dziurawili tymi swoimi patykami? Przecież był w całości zbudowany z Vibranium!
Thor raczej nie. W sensie obawiam się, że nie było go długo, bo scenarzyści musieli budować napięcie i tyle. Tak samo jego wielkie wejście w bitwę. Nagle zaorał wszystkich wrogów (tak się wydawało, że pozamiatane), a potem jednak bitwa trwała (bo musi się dziać).
Co do Strange’a – on patrzył na wszystkie możliwe linie czasu i widział wszystko, tak ja to rozumiem. Thora też, bo on nie bazował tylko na tym co wie, wiedział i widział w tym momencie wszystko. Tak mi się wydaje, ale spytam kumpla, co się zna 😛
Z Visionem zgadzam się w pełni. Niby vibranium, a jednak wszystkow chodzi jak w masło. Ale oni nad tym jednym aspektem nie panują w ogóle. Vision był bogiem, a tu pierdoła. Tak samo jak Scarlett Witch wcześniej nie wyglądała na potężną generalnie, a już na pewno nie na tyle, żeby samej zniszczyć kamień nieskończoności…
Masz rację. Co to byłby za superbohater, który posiadając tak potężne, mistyczne moce opierał się tylko na tym, co sam widział i słyszał.
Wracając do Visiona, to przez chwilę myślałem, że Thanos obejdzie się z nim łagodnie i wyciągnie kamień bez konieczności zabijania. W końcu przez cały film zabił tylko czworo bohaterów, z czego jeden bezczelnie go oszukał, drugi „ukradł” mu Hulka, trzecia musiała zginąć w imię wyższego celu i na koniec nieszczęsny Vision, który nie mógł nawet odejść godnie. Może to taki prztyczek w nos DC, jak w uniwersum marvela radzą sobie postaci, które mają peleryny, potrafią latać i strzelają laserem (niekoniecznie z oczu)? 🙂
Pytałem kumpla, eksperta od komiksów. Mówi, że Strange widzi wszystko, bo jest sorcerer supreme i nie musiał mu nic Banner mówić. Te 14 milionów opcji to były wszystkie możliwe niezależnie od teoretycznej wiedzy Strange’a.
A co do prztyczka w DC: wątpię. Marvel czy Disney jednak wizerunkowo nie stać na nabijanie się z niepełnosprawnych 😛
Mi się zgon Wiżyna podobał właśnie przez to jaki był prozaiczny i brutalny. Thanos nie widział w nim człowieka, nie widział w nim bohatera jak w Starku, którego chyba nawet szanował. Widział w nim sztuczny twór napędzany kamieniem nieskończoności. Robota.
Oglądałem i jestem pozytywnie zaskoczony. Giną ludzie, nawet bohaterowie (było by mi szkoda że zostaną wskrzeszeni w następnym filmie, gdyby nie świadomość owego wskrzeszenia) cały film jest w końcu zerwaniem z kolorystyką czerni i bieli a widzimy złego jako postać która ma motywacje, uczucia i słabości. Jestem nawet żeby Thanos został Avengersem. Takiego obrotu spraw by się nie spodziewali ludzie. Trzy moje typy na śmierć się nie sprawdziły tj. Thor, Iron Men, Capitan America i dlatego się dziwie ale myślę że doktorek dobrze wybrał linie czasową i wygrają z rękawicą mimo wszystko.
Na pewno, ale ja stawiam, że w drugim filmie trafisz przynajmniej 1 z 3 wspomnianych typów. Może nawet 2 z 3 🙂
Disney nie kupił Foxa JESZCZE. W uproszczeniu czekają na zgodę odpowiednika UOKiKu.
Kolejny film Marvela, ktory mialem sobie odpuscic (zrobilem to z Black Panther), ale tutejsi recenzeci sprawili, ze zastanawiam sie nad wyjsciem do kina… jestem juz bardzo zmeczony ta iloscia produkcji MCU i zastanawiam sie, czy to znuzenie nie bedzie wplywac na ogolny odbior.
Chyba nie. Ja całkiem poważnie rozważałem, czy Avengerów sobie przypadkiem w kinie nie odpuścić. Ale nie żałuję, że obejrzałem. Film jest na tyle odmienny od marvelowskiego schematu, że ogląda się go z przyjemnością.
Zgadzam się. To są jednak Avengersi i jeszcze raz to samo, ale z powodu kilku trafnych decyzji, mroczniejszego klimatu i dobrego antagonisty – nie jest tak samo. Warto.
Bałem się, że te Avengersy będą kiepskie i będę żałował wyjścia do kina całą rodziną, ale okazało się, że jest naprawdę dobrze jeśli chodzi o film. Co ciekawe, mój prawie 13 letni syn powiedział, że z ostatnich Marveli najbardziej podobał mu się Black Panther, ja że Thor Ragnarok, ale obydwaj byliśmy naprawdę zadowoleni z najnowszych Avengersów. A i moje młodsze dzieci nie narzekały, chociaż myślę, że w przypadku córki duży wpływ na dobrą ocenę filmu miał udział Strażników Galaktyki i zaczerpniętego z nich humoru.
Jestem jednak zawiedziony. Za dużo grzybów w barszczu, za dużo bohaterów, miejsc i walk. Stęskniłem się za skromną 'Panterą’. I za licealnym Spiderem. Tu tego nie ma. Jest multum hirosów, multum lokacji i multum scen akcji. Za dużo tego, to nie gra! Poszczególne sceny grają, ale jako całość to burdel.
SPOJLERY BĘDĄ.
Jak tu się oznacza spojlery….? Nie pamiętam.
.
.
.
Minusy:
– Thor leci po superbroń. Mógł ją zdobyć szybciej. Cała ta wyprawa zbędna. Suchar z karła- Tyriona to za mało.
– końcówka do kitu. Wiadomo, że oni wszyscy się odrodzą. Biznesplan Marvela niczego innego nie zakłada.
– sceny z Gamorą kretyńskie. Wiadomo, że Quill strzeli, wiadomo, że chybi. Wiadomo, że Thanos ją poświęci. Jeden problem. Kamień nie powinien się na to zgodzić. Kamień powinien był się poświęcić w imię miłości. A Thanos nie kochał Gamory. Zabił ją w imię Wyższych Celów. Więc nie powinien mieć Kamienia.
– kretyńska scena walki o rękawicę. Kłócili się o głupoty zamiast zabrać mu rękawicę… i kłócić się później.
– żart z 'karła Tyriona’ łapię. Co z tego, skoro ten MEGASUPERMŁOTC miał w finale guzik do gadania?! To zabiło całą sekwencję.
– Bucky, Królik, Nat, Drzewo, Nebula, Drax i Falcon mieli niewiele do gadania. Do wycięcia! Bez nich byłoby więcej miejsca na ważniejsze motywy.
W swojej negatywnej ocenie chyba jestem wyjątkiem, ale wg mnie w nadmiarze akcji gubią się bohaterowie. Brakuje proporcji. Batman miał Jokera, Superman miał Lexa. Kogo mają Mściwoje? Superzłegołotro o wszechmocy. Za dużo tego!
6/10.
–
„Poszczególne sceny grają, ale jako całość to burdel.”
Inaczej się nie dało. Gdybyś wyciął tych co wymieniłeś – byłby płacz z dużo większym echem niż niezadowolenie kilku. O to chodziło w całym tym budowaniu uniwersum, żeby zrobić potem taki film gdzie są wszyscy 😉
„Thor leci po superbroń. Mógł ją zdobyć szybciej. Cała ta wyprawa zbędna. ”
W pełni się zgadzam.
„Wiadomo, że oni wszyscy się odrodzą.”
Loki i Vision raczej nie 😛
„Kamień nie powinien się na to zgodzić. ”
Nie kumam, przecież tam nie chodziło o poświęcenie z miłości tylko o poświęcenie czegoś, co się kocha. Tak to zrozumiałem. Thanos kochał Gamorrę (ku jej własnemu zaskoczeniu) i dlatego to przeszło.
„skoro ten MEGASUPERMŁOTC miał w finale guzik do gadania”
Topór 😛 Poza tym uratował losy bitwy, a potem prawie zabił Thanosa 😛
Co do Gamory to nie ma dobrej opcji. Wg mnie Thanos NIE KOCHAŁ Gamory. Jakby ją kochał, to by jej nie zabił. Ale rozumiem inne pkt widzenia tego wątku.
Jak Strange pokombinuje z Kamieniami to i Loki i Vision mogą żyć. Ciężko mi uwierzyć w śmierć tak ciekawych postaci. Co do finału to czysta ściema. Jak ginął Spidey przestałem się przejmować finałem. W kolejnej części wszystko to odwrócą.
Młot miał fajne wejście. Thanosa 'nieprawie’ zabił, Thanos miał to wygrać. Żeby było z czego robić kolejną część.
Problem MCU i innych popkulturowych symboli to 'robienie dobrze fanbojom’. IW tak zrobił. Inni poważnie traktujący MCU stoją na przegranej pozycji. Po IW fani byli zadowoleni, film zarobił 2 miliardy. A ja tęsknie za skromną ”Czarną panterą’ i za cudnie wystylizowanym na kino szpiegowskie 'Zimowym żołnierzem’ (też od Russo, wiem to). Choćby te filmy pokazały, że da się w MCU zrobić coś ponad kolorową błyskotkę.
P.S. Ze znajomych z fw i fsgk nikt nie ocenił tego filmu niżej, więc może to ja jestem debilem, a reszta ma rację.
„Co do Gamory to nie ma dobrej opcji. Wg mnie Thanos NIE KOCHAŁ Gamory. Jakby ją kochał, to by jej nie zabił.”
Mi się wydaje, że kochał (co ją zszokowało) i zabił (co mogło szokować widzów). O to w tej scenie chodziło. Po pierwsze nie jest zły od A do Z, ma uczucia i słabości, kocha i po drugie: mimo miłości poświęci wszystko dla misji, bo uważa, że robi coś dobrego w bezkresnej skali. Scena jak z biblii, Abraham i Izaak. Nie było tylko nikogo, kto by go powstrzymał.
„Jak Strange pokombinuje z Kamieniami to i Loki i Vision mogą żyć. Ciężko mi uwierzyć w śmierć tak ciekawych postaci.”
Mam nadzieję, że nie. Loki zagrał co miał zagrać, a dla mnie Vision ciekawy nie był nigdy.
„Co do finału to czysta ściema. Jak ginął Spidey przestałem się przejmować finałem. W kolejnej części wszystko to odwrócą.”
To oczywiste. Pytanie tylko czy sensownie czy wprowadzą multiwersum i równoległe wszechświaty. Oby nie. Takie bzdety odrzucały mnie zawsze od komiksów.
„P.S. Ze znajomych z fw i fsgk nikt nie ocenił tego filmu niżej, więc może to ja jestem debilem, a reszta ma rację.”
Nie jesteś debilem. Do upadłego będę bronił Twojego prawa do własnej opinii o filmie, niezależnie od pozostałych. Nawet jeśli muszę Cię bronić przed samym sobą 😉
A spojler robisz w znacznikach [.spoiler.] Titanic utonie! [./spoiler.] tylko bez kropek. Wychodzi tak:
[spoiler] Kopernik była kobietą! [/spoiler]
Proszę rzuć mi instrukcje co do spojlerów na fsgk albo podeślij odpowiedniego linka. Zapiszę sobie go, nie będzie więcej problemów.
papka dla malolatow i tyle …
Dobrze zrobiona papka dla małolatów. Nikt nie udaje, że to są dramaty psychologiczne z silnym konfliktem wew. bohatera. Czysta rozrywka, ja tylko piszę czy dobrze zrobiona czy nie.
Zastanawia mnie kiedy zrobią film z rozmachem Avengersów tylko żebyśmy obserwowali świat oczami złych, albo lepiej żeby w filmie rywalizowały 2 złe postacie a nie jak zawsze dobro vs zło i wiadomo kto wygrywa.
Wątpię, żeby ktoś miał odwagę na coś takiego. W sumie szkoda.
Filmu w kinach nie ma już jakiś czas, więc sądzę, że nie muszę zasłaniać spoilerów 🙂
Nie sądziłam, że film, w którym giną dwie uwielbiane przeze mnie postaci uznam za udany, ale tak jest. Podobało mi się, że nie wymuszono cukierkowego pojednania między Stevem i Tonym (obawiałam się tego, na szczęście nawet się nie spotkali), i o dziwo nie zasmucił mnie brak happy endu. Trochę to odświeżyło atmosferę. Thanosa jak nie cierpiałam, tak nie cierpię, ale trzeba przyznać, że po raz pierwszy MCU ma interesującego przeciwnika (Loki się nie liczy, jest bardziej antybohaterem niż wrogiem), z sensowną motywacją.
Niespecjalnie mi przeszkadzało nagromadzenie bohaterów, ten film od początku miał być wielką zbieraniną znanych twarzy, ot trochę fanserwisu przed Kulminacją. Zabrakło mi Walkirii, ale ptaszki szczebioczą, że wciąż się trzyma i coś kombinuje. W popularną teorię Bruce=Loki nie wierzę, choć jestem absolutnie przekonana, że Loki sfingował swoją śmierć. Nie po to przez cały czas przyzwyczajał nas do iluzji, nie po to na każdym kroku jest podkreślane, czego jest bogiem, by na koniec po prostu zginął. Thanos, posiadający w tamtym momencie tylko kamienie mocy i przestrzeni, nie był w stanie przejrzeć oszustwa. Mógłby, kontrolując rzeczywistość… ale tego kamienia jeszcze nie miał. Natomiast Thor, dzięki swojej wizji, wiedział, że go zdobędzie w następnej kolejności, i miał dużo czasu, by powiedzieć o tym bratu, który z kolei znał moce tego kamienia (przypadek, że Eter pojawił się właśnie w Thorze 2? Nie sądzę). Trochę podejrzana jest ta zbieżność. Bracia mają odpowiednią wiedzę, Loki ma wymagane moce, Thor swoich nie używa przeciwko Thanosowi (a nie oszukujmy się, on jest najpotężniejszym Avengersem). Wiedzą, że tę bitwę muszą przegrać, aby wygrać wojnę. Ja tu widzę szczyt możliwości aktorskich Thora, który pod nieobecność Thanosa w ogóle nie daje po sobie poznać, że właśnie stracił brata. Bo wie, że tak nie jest.
Na Star-Lorda byłam zła, ale już nie jestem. Wciąż go nie lubię, ale Mantis i Nebula wybrały najgorszy możliwy moment, by mu powiedzieć o śmierci Gamory. On po prostu zareagował tak, jak każdy człowiek, który dowiaduje się o śmierci ukochanej osoby, i ma jej mordercę przed sobą. Kogo obchodzi, co Thanos czuje po jej śmierci? Sam ją zabił, i bynajmniej nie był to wypadek, ale celowe i świadome zagranie. Na współczucie zasługują ofiary i ich bliscy, nie wyrachowani mordercy.
Końcówka oczywiście jest mocna, ale wszyscy wiemy, że to się odwróci, prawda? O ile nową Czarną Panterą nadal może zostać Shuri (chociaż chyba jednak nie, Wakanda i tak jest wystarczająco nieszablonowa, by dolać oliwy do ognia umieszczając czarną kobietę na kierowniczym stanowisku), to Petera i Strange’a nie ma kto zastąpić, a obaj mają zaplanowane sequele. Trudno się pesymistycznie nastawić mając przed sobą twarde fakty. Bardziej mnie interesuje, gdzie jest Walkiria i połowa Asgardczyków, czego kamera nie pokazała w sprawie pogromu na statku Thora, i czy Doktor Strange naprawdę widział tylko jedną szansę na zwycięstwo, czy kolejny raz nakłamał Tony’emu. Bo przecież to właśnie zrobił twierdząc, że poświęci każdego, byle ocalić kamień czasu – a co zrobił? No właśnie.
Bardziej przekonuje mnie wersja, że Tony musiał zostać pozbawiony wszystkiego, aby mógł być zdolny do wszystkiego. Bo jednak porównując Tony’ego z pierwszego Iron Mana, z tym z trzecich Avengersów, różnica jest kolosalna. Dlatego uważam, że Pepper też wyparowała.
Brak pojednania Stark/Cap był super. Ani miejsce, ani czas, zabiłoby to trochę ton, w który mierzyli z całym tym smutnym zakończeniem.
Na powrót Walkirii też mam nadzieję, Tessa pozamiatała w Ragnaroku i szkoda by było zmarnować ten potencjał.
W Bruce=Loki też nie wierzę, byłoby to naprawdę słabe. Natomiast co do śmierci Lokiego to mam nadzieję, że… nie masz racji. Teoria wielce prawdopodobna i ma ręce i nogi, ale kurcze, ta scena na dzień dobry zrywa beret i nadaje ton całej reszcie, gdyby to była kolejna sztuczka w stylu „zabili go i uciekł” – bardzo bym się zawiódł. Kolejna udawana śmierć a’la Coulson czy Fury czy Loki ze dwa razy. Tego nie cierpię w Marvelu, bo odziera produkcje z poczucia, ze stawka naprawdę jest wysoka, a złoczyńca nie żartuje. Wiadomo, że spopieleni wrócą, ale Loki czy Vision powinni pozostać w krainie wiecznych łowów.
Last but not least: Loki miał całkiem niezły „character arc” w kolejnych filmach, w Ragnaroku był już praktycznie jako „comic relief”. Mam wrażenie, że nie ma już pomysłu co z nim dalej robić, a jako martwy brat jest dobrą motywacją dla przemiany samego Thora, którą ten teraz przechodzi. Jak to jest udawana przemiana to ja protestuję 😛
Poza tym coś mnie chyba ominęło, o jakiej wizji Thora mówisz? Pamiętam tylko tę z jaskini, ale tam widział Ragnarok, a nie co będzie dalej…
Ze Star-Lordem po prostu słabo to rozegrali. Nie dość, że to kopia sceny z GotG vol. 2 to jeszcze podbudowa do tej sceny (aj low ju) wypadła tanio i tandetnie. Przez dwa filmy Gamora i Peter mają chemię i niedopowiedzenia, a tu nagle kawa na ławę i kocham Cię, bo muszę mieć potem mieć powód do zrobienia zadymy.
„Czarną Panterą nadal może zostać Shuri (chociaż chyba jednak nie, Wakanda i tak jest wystarczająco nieszablonowa, by dolać oliwy do ognia umieszczając czarną kobietę na kierowniczym stanowisku)”
Ja bym bardzo nie chciał, bo w ogóle mi nie pasuje. Ona jest bondowym Q i kompletnie jej nie widzę w stroju. Jeśli następna ma być kobieta to poproszę postać graną przez Lupitę Nyongo 😉
„czy Doktor Strange naprawdę widział tylko jedną szansę na zwycięstwo, czy kolejny raz nakłamał Tony’emu. Bo przecież to właśnie zrobił twierdząc, że poświęci każdego, byle ocalić kamień czasu – a co zrobił? No właśnie.”
Tu mi się wydaje, że nie okłamał. Wcześniej mówił, że poświęci każdego i mówił prawdę. Potem jednak zobaczył jedyną szansę na zwycięstwo (z bazyliona możliwości) i zapewne w tej jednej jedynej wersji Stark odgrywa decydującą rolę. Czyli musiał przeżyć, czyli sytuacja się zmieniła i życie Tony’ego było nagle warte więcej niż kamień czasu. Tak to widzę.
„Dlatego uważam, że Pepper też wyparowała.”
To na pewno. Zresztą, nie pamiętam już, ale nie było sceny sugerującej, że wyparowała? Coś mi się kołacze…