Bohater ucieka, chowa się i czeka w napięciu, a czarny charakter/potwór/duch powoli nadchodzi, rozgląda się i nasłuchuje. Kto wygra ten pojedynek? Komu pierwszemu zabraknie zimnej krwi? Znacie te sceny, bo można je znaleźć w co drugim horrorze/thrillerze. A gdyby tak zrobić cały film w oparciu o znajomy motyw? Brzmi banalnie, ale często to własnie proste pomysły są najlepsze. Reżyser i scenarzysta, a także aktor (o swojsko brzmiącym nazwisku) John Krasinski zabiera nas w podróż po świecie wypełnionym ciszą.
W niedalekiej przyszłości pojawiły się potwory dziesiątkujące ludzkość. Są niewidome, silne, krwiożercze i mają niesamowicie wrażliwy słuch. Tak bardzo wrażliwy i precyzyjny, że przy tych monstrach nietoperz to Beethoven w ostatnich latach życia. Wydanie przez człowieka głośniejszy dźwięk to natychmiastowy wyrok śmierci. Lee Abbot (wspomniany Krasinski) wraz z żoną (Emily Blunt) i trójką dzieci próbuje dopasować się do nowej rzeczywistości. Jest to o tyle trudniejsze, że najstarsza córka jest głuchoniema i z oczywistych względów trudno jej poruszać się po świecie, w którym każdy hałas jest zabójczy.
„Ciche miejsce” to według mnie dobry, ale nie do końca przemyślany film. Skupienie się na zmaganiach jednej rodziny z postapokaliptycznym światem to świetny pomysł. Poznajemy ich wzajemne relacje, ich traumy i ich małe, codziennie sprawy. Bardzo szybko i łatwo widz może poczuć emocjonalną więź z bohaterami. Brak tła historycznego też działa na korzyść filmu. O tym, jak doszło do katastrofy ludzkości dowiemy się niewiele. Ot, kilka strzępków z nagłówków. Dodaje to opowieści sporo tajemniczości, ale jednocześnie nie zostawia poczucia niedosytu. Klimat ciągłego zagrożenia wylewa się z ekranu i nigdy nie wiadomo z jakiej strony nadejdzie zagrożenie. Ktoś kaszlnie? Krzyknie z bólu? A może upuści niechcący szklankę? Śmierć wisi nad bohaterami bezlitośnie w każdej minucie seansu.
Krasinski i Blunt prezentują się w swoich rolach znakomicie – trudno, żeby było inaczej. John i Emily są parą także poza planem filmowym i potrafili przenieść tę specyficzną chemię na ekran. Niezgorzej wypadły ich filmowe dzieci. Noah Jupe jako syn Marcus i Millicent Simmonds jako głuchoniema Regan. Szczególnie ta druga kreacja to jedna z największych zalet produkcji. Dziewczyna jedną miną albo gestem potrafi wyrazić więcej emocji niż niektórzy aktorzy całym swym warsztatem. Można dyskutować na ile to gra, a na ile życie – Millicent naprawdę straciła słuch będąc dzieckiem – ale nie schodziłbym na ten poziom dyskusji. Na ekranie Simmonds kradnie show i jest znakomita w swojej roli.
„Czepialstwo” level: ja, czyli dlaczego jednak w „Cichym miejscu” kilka rzeczy mi nie zagrało. Po pierwsze: budowa świata przedstawionego. Kilka rzeczy wypadałoby wyjaśnić widzowi. I nie chodzi tu o przeszłość i przyczynę apokalipsy, ale na przykład o to skąd na tej wyludnionej ziemi prąd w dowolnych ilościach? Jak dokładnie działa zmysł słuchu potworów? Dlaczego nie wystarczy po prostu uciec z miejsca, w którym pojawił się głośny dźwięk? W pewnej scenie bohaterowie chowają się w aucie, a monstrum próbuje ich stamtąd wyciągnąć mimo, że oni znów są cicho. To detale, ale w trakcie seansu drażnią człowieka, nie pozwalając skupić się na historii. Nie pasował mi też schludny, ładny i czysty wygląd bohaterów. Wszędzie chodzą boso – buty są zakazane – a zamiast brudnych „hobbicich” zrogowaciałych stóp mają takie, że Quentin Tarantino mógłby się oślinić (Tarantino jest podofilem, to znaczy fetyszystą stóp – przyp. DaeL). Może to tylko ja zwracam na te rzeczy uwagę, ale po obejrzeniu „Drogi” (polecam całym sobą) na podstawie prozy McCarthy’ego, każda bardziej hollywoodzka i przystępna wizja „postapo” trąci mi fałszem i sztucznością. Na domiar złego w okolicy finału są dwie istotne sceny i nie dość, że łatwo je przewidzieć, to jeszcze swoim patosem nie pasują do stonowanej i kameralnej reszty historii.
Nie zagrały mi też pewne wybory bohaterów. Jest pewien specyficzny motyw – nie wiem czy to spojler, bo w zwiastunach się pojawia – mimo to nie chcę konkretyzować. Powiedzmy, że małżeństwo znalazło się w sytuacji, w której w takich okolicznościach nigdy nie powinno się znaleźć. To jak przekreślenie szans na przetrwanie całej rodziny. Nie zabrakło w finale momentów zbyt patetycznych i łzawych, żeby targnęły mną autentyczne emocje. I jakoś tak im dłużej trwał film, tym byłem bardziej… zmęczony. Od połowy drugiego aktu bohaterowie są w ciągłym niebezpieczeństwie i lecimy od jednej sceny zagrożenia do drugiej. Za dużo tego w jednym nieprzerwanym ciągu. Brakło jakiegoś przerywnika, momentu oddechu i przez to napięcie zamiast rosnąć, przelewa się gdzieś między palcami. Zabrakło dobrego i rozsądnego dawkowania strasznych scen. To znaczy strasznych w teorii, bo o ile podobał mi się klimat w „Cichym miejscu”, o tyle nie było nawet jednej sceny, która na serio by mnie przestraszyła.
Na osobne słowa uznania, szczególnie przy niezbyt imponującym budżecie, zasługuje design i wykonanie potworów. Wyglądają autentycznie, poruszają się w ciekawy sposób, od strony technicznej nie mam żadnych zastrzeżeń, a zbliżenie na ich „aparat słuchowy” to już mistrzostwo w tej kategorii. Widziałem już filmy kilkukrotnie droższe z dużo słabszymi efektami specjalnymi (no cześć, „Ready Player One„!). Montaż dźwięku też jest doskonały. Operowanie na zmianę ciszą i hałasem doprowadzono do perfekcji. W filmie, w którym niemal nie ma dialogów ten element musiał zostać zrobiony na najwyższym poziomie. Czapki z głów.
„Ciche miejsce” to dobrze zrobiony dreszczowiec. Niezbyt straszny, ale potrafiący wciągnąć w swój cichy świat. Brakuje tu kilku szlifów, które mogłyby wykorzystać potencjał historii w pełni. Nie jest to więc absolutnie produkcja na miarę zeszłorocznego „Get out”, ale nadal uważam, że film Krasinskiego warto zobaczyć.
P.S. Zazwyczaj narzekam na fatalne zachowanie widzów na sali kinowej. Dziś odwrotnie: szacunek dla wszystkich widzów na sali Multikina we Wrocławiu obecnych na seansie w piątek o 20:30. Panowała niemal idealna cisza, co jest warunkiem koniecznym to odpowiedniego chłonięcia tego filmu. Nawet ci, którzy reklamy spędzili na chrupaniu popcornu, po 5 minutach seansu odłożyli pudełka z kukurydzą, albo jedli w wyjątkowo cichy sposób.
Ciche miejsce (2018)
-
Ocena SithFroga - 7/10
7/10
’Droga’ rulez!
Owszem, pytanie czy „Threads” lepsze? Gorsze? Inne? W końcu obejrzę, obiecuję.
od drogi lepszym filmem byc nietrudno XD
Inne. Threads to niemal dokument, Droga ma więcej poezji.
przeciez ta 'droga’ to szajz, wynudzilem sie na nim strasznie ;/
Słów mi brakło 😛
Najlepszy, najbardziej mroczny, najbardziej pozbawiony nadziei świat post-apo. Jeśli kiedykolwiek jakiś kataklizm spotka ziemię to życie po nim będzie wyglądało dokładnie tak jak „Droga”. Dla mnie to arcydzieło gatunku „post-apo” i bardziej realistycznej wizji nikt nie przedstawił na ekranie.
moze byc sobie arcydzielem gatunku post apo(przynajmniej wg ciebie :D), co nie zmienia faktu ze jest filmem nudnym xD rownie dobrze mozna sobie zobaczyc ze 2 sceny tego filmu i wnioski beda takie same jak po obejrzeniu calosci – „najbardziej mroczny, najbardziej pozbawiony nadziei świat post-apo” moze, ale co z tego? dobry film powinien chyba wnosic cos wiecej niz jakis tam klimat, powinien miec jakas wartosc, cos dzieki czemu po obejrzeniu tego nie bedziemy odczuwac, ze stracilismy tylko czas.
a fabula wyglada tak – gdzies tam sobie ido, cos tam sobie jedzo, gdzies tam umierajo i kunec.
nie to, zeby ten gatunek sam w sobie byl jakis kiepski, o nie. np. w black mirror z 3 sezonu byl fajny odcinek z post-apo, ktory nie ma w.w. problemow xD polecam. tylko ze to troche jak porownywac naturalne jabluszka prosto z ogrodka do jablek z biedronki(ostatnio mialem nieprzyjemnosc takie konsumowac, nie polecam) xD
Wiesz, kwestia subiektywna (ameryki nie odkryłem 🙂 ). Film miał ambicję pokazać jak będzie wyglądała najbardziej realistyczna wizja po katastrofie ludzkości i mnie ta wizja przekonała w 100%. Dla mnie emocji było aż nadto, tak jak empatii dla bohaterów. Tam najzwyczajniejsze sceny były (znów: dla mnie) przepełnione emocjami. Rozumiem jednak, że to może znudzić. Z drugiej strony masz I am legend z zombiakami czy Mad Maxy z toną akcji 🙂
Wiesz, to tak jakby powiedzieć, że Everest był nudny. Poszli, weszli, zeszli, a po drodze część umarła. Zero dramaturgii, akcji i suspensu 🙂 W dodatku na faktach więc wiadomo było kto padnie. A dla mnie to jeden z lepszych filmów o górach właśnie dlatego, że pokazuje jak jest, a nie jakieś fikołki z czapy 😉
Pozdro!
Droga ma u mnie mocne 9 za klimat, ale rownie mocne 5 za scenariusz. Niestety, nie lubie Cormacka McCarthyego. To niby taki wielki pisarz, a moim zdaniem 'Krwawy poludnik’ i 'Droga’ to takie popierdolki jak Coelho, tylko bardziej mroczne i fatalistyczne. Mortensen byl w filmie znakomity, na pewno warto zobaczyc.
Dorzucić do Drogi jedną albo dwie eksplozje i byłaby super 😀 W ogóle nie lubię argumentu „film nudny”, bo to jakby ograniczenie go do rozrywki, do funu. W kategorii filmu rozrywkowego można używać tego argumentu. Ale w przypadku takich filmów jak The road liczy się wiarygodność, głębia wizji i jakość wykonania.
Tak, wiem że ciebie nie muszę do tego przekonywać, ale byłbym ciekaw twojej opinii na takie dictum.
P.S. Nowy wygląd profilu filmwebu ssie…. Wróć. Nie ta strona.
Hmm „Droga”? nie oglądałem, chyba właśnie znalazłem sobie zajęcie na wieczór 🙂
Tylko ostrzegam uczciwie – ja po Drodze miałem 3 dni depresję. Straszny film 😛
deprecha pewnie bo ogladales to jak byles wyspany XDDD
Obejrzałem „Drogę” film mnie powalił szarością i brakiem kolorów. Scenografia filmu przypominała mi trochę grę „Fallout” i „This War of Mine” (a ja bardzo lubię takie klimaty), a wisienką na torcie był Viggo Mortensen i Charlize Theron. Całe szczęście depresji nie dostałem 🙂 może dlatego, że film nie skończył się jakoś najgorzej dla naszych bohaterów (ojciec i tak by szybko umarł bo chyba był czymś zatruty albo na coś chory, a syna raczej tamci Państwo nie zjedli). Zastanawiam się co doprowadziło do takiego stanu planetę (chyba nie było to wprost powiedziane w firmie) może wybuch jakiegoś superwulkanu, wojna atomowa, apokalipsa według Św Jana?
SPOJLERY
Raczej nie zjedli, ale kto ich tam wie. Ojciec zdaje się zmarł na zapalenie płuc. Co do reszty – pełna zgoda.
W filmie nie powiedzieli wprost, wiadomo tylko, że był jakiś kataklizm, wszyscy wiedzieli, że będzie gorzej i potem stopniowy upadek ludzkości. Ale powodu nie podali i chyba słusznie, nie o to chodziło.
Scena jak w tym domu jest groźba, że ich znajdą i ojciec przykłada rewolwer do głowy syna… Śni mi się to czasem do dziś. MA-SA-KRA
Byłem w kinie, zapłaciłem, obejrzałem – nie żałuję. Uważam że ocena 7/10 jest jak najbardziej sprawiedliwa. Film potrafi trzymać w napięciu zwłaszcza od momentu gwoździa w piwnicy do scen w łazience na piętrze i faktycznie potem wypadałoby aby akcja zwolniła, a nie tak wszystko na łeb na szyję aby do końca. No ale może dolarów nie starczyło i musieli jakos się streszczać 🙂 bo film byl dość krótki, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Krasiński wypadl dobrze jako reżyser i udało mu się zrobić dobre kino, chociaż dla mnie i tak zawsze będzie Jimem z the office 😉 (mega serial, jak ktoś nie oglądał to polecam, na pewno potrafi rozbawic). Mam nadzieję że jeszcze jakis film nakręci bo czuję że koleś ma potencjał.
A co do logiki w filmie to jakoś nie przywiązywałem uwagi bo cos czuję że skoro te stwory miały aż tak dobry słuch to słyszałyby również bicie serca, burczenie w brzuchu, chrapanie czy głośniejszego bączka 😉
Też będę się uważnie przyglądał Krasinskiemu. A Quiet Place kosztował 20 czy 25 mln dolarów czyli kasa na waciki przy standardowych produkcjach Hollywood.
Gwóźdź plus łazienka to zdecydowanie najintensywniejsze sceny i wypadałoby trochę uspokoić akcję, a tu zaraz była woda w piwnicy, dziecko w łódeczce, sceny na polu, sceny w elewatorze, sceny przy aucie, scena w shotgunem i do samego finału cały czas coś. W pewnym momencie kolejne stwory już męczyły zamiast straszyć.
Na pewno nie żałuję wydanych pieniędzy.
Dokładnie, zgadzam się w 100%, a ta akcja z niemowlakiem w piwnicy to mi się trochę z „Mother” skojarzyło, aż mnie ciary przechodzą jak sobie przypomnę
Polecam film Para na życie (Away we go). Ciepła, wiarygodna i inteligenta obyczajówka z Krasińskim w roli głównej.
Dopiero dzisiaj obejrzałem. Tonięcie w kukurydzy to też bullshit. Łaziłem po takiej i zapadałem się raptem po kolana, jak skoczyłem z 3m to po pas. Ogólnie mocne 7/10.
Tam była jakaś scena w kukurydzy? Że niby działała jak ruchome piaski?
Dzieciaki wpadły do silosu i zaczęły w niej tonąć. To chyba była kukurydza, ewentualnie jakieś inne ziarno ale to akurat bez znaczenia. Po innych też nieraz spacerowałem a prawdopodobnie jestem cięższy niż ta dwójka razem wzięta.
Już kojarzę. Masz rację. A przecież były filmy, które pokazały, że to tak nie działa („Wydział pościgowy” z Tommym Lee Jonesem, scena pod koniec na okręcie z ładownią pełną zboża).
Potwierdzam. Pochodzę ze wsi i nieraz zdarzało mi się chodzić po różnych ziarnach. I nigdy nie zapadlem się głębiej niż po kolana. 🙂
Ten gwóźdź też był zastanawiający. Tak bezczelnie sterczał na środku stopnia, nie zauważyli go wcześniej czy im nie przeszkadzał. Czasem chyba schodzili po coś do tej piwnicy. To wygląda na dodawanie na chama dramatyzmu.
Zaraz zaraz. To nie da się umrzeć w ten sposób? Przecież udokumentowanych przypadków jest cała masa. Wystarczy chwila researchu. Na chłopski rozum się nie ustala faktów.
Np. https://agfax.com/2019/02/18/grain-bins-sudden-death-4-ways-it-happens/
Fachowo to się nazywa chyba grain entrapment. Można jak najbardziej umrzeć.
Jak ktoś jest z urodzenia kompletnym kretynem to może się utopić i w misce dla psa. Wystarczy przejrzeć nagrody Darwina albo obejrzeć „Śmierć na 100 sposobów”. Ale nie znaczy to jeszcze, że takie rzeczy zdarzają się normalnym ludziom. 🙂
Czytałeś artykuł? Chociaż początek wyjaśniający jak to się dzieje? Nie sądzę patrząc na to co wypisujesz.
Tu jest jeszcze cały wielgaśny artykuł z Wiki.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Grain_entrapment
Ale Ty tych biednych ludzi od kretynów będziesz wyzywać.
Wygląda na to że jest to możliwe chociaż nie w takich okolicznościach jak w filmie (silos był zamknięty i nie ruszany od dłuższego czasu). Bardziej prawdopodobne byłoby uduszenie jeśli był szczelny.
No cóż, ten co się utopił w misce swojego psa to też biedny człowiek, nieprawdaż? 😛
Ja w każdym razie o takim przypadku nie słyszałem, choć – jak powiedziałem – pochodzę ze wsi i przy zbożu pracowałem sporo. W rolnictwie wypadków jest od cholery (np. mojemu koledze wałek przekaźnikowy od rozrzutnika urwał stopę), ale o tym, żeby się ktoś utopił we zbożu w życiu nie słyszałem.
W kukurydzy Panie Robercie. Spora różnica. Polska wieś, polskie zboże to co innego.
Skończyły się poniżej zagnieżdżone komentarze więc dam tu. Mam wrażenie, że macie unikalną zdolność wchodzenia w spór pod każdym możliwym tematem 😀 Nawet jeśli chodzi o coś tak abstrakcyjnego jak ewentualne utonięcie w zbożu 😉
Kiedy widzę wpis Twój i Roberta w jednym ciągu, jeszcze zanim przeczytam, mam przed oczami:
https://www.youtube.com/watch?v=BT1f64RHmp0
Tak po prawdzie to ja dyskutowałem z tym co pisał Torian i na jego post odpowiadałem 😛
Jakoś samo tak wychodzi. 🙂 Zresztą, lubię się spierać. To świadczy o niezależnym myśleniu i rzeczywistym zainteresowaniu tematem. A nie tak, że od niechcenia kliknąć lajka i zbyte. Nie lubię tylko pustego trollingu, wycieczek osobistych i traktowania z góry.
http://www.filmweb.pl/film/Ciche+miejsce-2018-795912/discussion/Nie+ogl%C4%85dajcie+tego+filmu+w+kinie,2995600
Nie każdy miał tyle szczęścia. Choć tym razem mam inne powody, by nie chcieć kina. Do tego filmu tylko słuchawki, brak innych osób i ciemny pokój! Nie muszą być dobre słuchawki, ja mam byle jakie. Ale SŁUCHAWKI muszą być
Dziur logicznych za dużo. Mnie najbardziej zirytowała wycieczka, gdy zbliża się termin. W takich chwilach mąż powinien jak pies siedzieć przy żonie, a nie łazić w plener! Wiadomo, że tego nie da się przewidzieć co do dnia i wiadomo, jakie ryzyko się z tym wiąże. Jest więcej błędów, część da się obronić.
Ważniejsze, że mimo błędów film dalej trzyma za pysk. Dawno żaden horror tak mnie nie trzymał w napięciu. Dawno nie oglądałem horroru tak uważnie i dawno tak nie chłonąłem poszczególnych scen.
Brakło też scen 'z życia’. Jak kolacja albo taniec. Ten brak momentów uspokojenia, co słusznie wytknąłeś. Dodałbym do filmu z pół godziny czegoś takiego. Blunt genialna, Krasinski świetny, a w duecie po prostu wymiatają. Widać chemię.
Jedno pytanie. Nie grałem, ale o grze czytałem. Na ile te stwory są wzorowane na grze 'Last of us’? Bo jedne o drugie brzmią (sic!) mi dość podobnie.
8/10. Za niesamowite napięcie.
Wzorowany jest modus operandi potworów (nie widzą, polują na słuch), ale już sam wygląd nie bardzo. W LoU to byli głównie ludzie zmutowani przez toksycznego grzyba.