Sędzia DaeL: Nieodległa przyszłość. Ameryka jest nuklearną pustynią. Mega-City One to miasto-państwo, w którym żyje ponad 800 milionów ludzi. Ale nie jest to egzystencja, jakiej można pozazdrościć. Dystopijne jutro pełne jest przemocy, przestępczości, biedy, rozpaczy i narkotyków. I tylko Sędziowie stoją po stronie ładu i porządku.
Recydywista SithFrog: I żeby była jasność – nie będziemy dziś omawiać premiery kinowej.
D: Premiery premierami, ale czasem warto wrócić do produkcji nieco starszych i mniej znanych. W przypadku „Dredda” nadarza nam się właśnie wspaniała okazja. Pod koniec zeszłego roku jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że Netflix przygotowuje serial będący quasi-sequelem filmu z Karlem Urbanem. Jest to pewnym zaskoczeniem, bo chociaż film zyskał sobie przez te lata status niemal kultowy, to jednak wyniki box office’owe mogły lekko zniechęcać.
S: Nie owijajmy w bawełnę, „Dredd” potwornie w kinach wtopił. I to mimo, że kosztował tyle co średniej klasy Mercedes.
D: Może odrobinę więcej…
S: Sprawdzałem, budżet „Dredda” to 45 milionów dolarów, czyli o 15 milionów mniej niż żenującego „Resident Evil: Retrybucja”, który trafił do kin w tym samym czasie. Z jednej strony stosunek wydanej kasy do efektu końcowego wspaniały. Z drugiej jednak braki budżetowe widać. A fakt, że film się nie zwrócił, w ogóle zakrawa na żart.
D: W przypadku „Dredda” najbardziej zawiódł marketing. Film trafił do kin jako „Dredd 3D”, w samym środku fali najgorszego trójwymiarowego badziewia ostatniej dekady. W niektórych krajach w ogóle nie dystrybuowano wersji 2D, co z automatu wykluczyło znaczną część widowni. Nie pomagała też pamięć o ostatnim filmie o Sędzim Dreddzie, w którym w tytułową rolę wcielił się Sylvester Stallone.
S: I to jest właśnie dramat, bo „Dredd” jest naprawdę niezłym filmem. Może nie wybitnym, ale bardzo solidnym, oferującym to, czego ludzie oczekują od kina akcji.
D: Dokładnie. „Dredd” ma to, co w tego typu filmach najważniejsze – dobrze poprowadzone sceny akcji oraz proste, ale ciekawe postaci. Historia Dredda i Anderson naprawdę trzyma w napięciu do ostatniej minuty, w dużej mierze dzięki sprytnemu wykorzystaniu „settingu”. Dwójka sędziów zostaje zamknięta w ogromnym wieżowcu pełnym ludzi, którzy chcą ich zabić. Proste, ale skuteczne. Nawiasem mówiąc „Dredd” trafił do kin rok po zbierającym świetne recenzje indonezyjskim filmie „The Raid” i został – niesłusznie – oskarżony o skopiowanie pomysłu odizolowania bohaterów w klaustrofobicznym budynku. W rzeczywistości scenariusz do „Dredda” powstał przed rozpoczęciem zdjęć do „Raid”, więc o plagiacie nie ma mowy. To była jak najbardziej oryginalna (i bardzo dobra) koncepcja.
S: To zresztą nie jedyny sprytny pomysł twórców filmu. Wielkie brawa należą się scenarzyście Aleksowi Garlandowi…
D: Znanemu ze świetnego horroru „28 dni później”…
S: No a ostatnio z „Ex Machina”. Garland to naprawdę pierwszorzędny scenarzysta, pełen oryginalnych pomysłów. Mnie bardzo pozytywnie zaskoczył narkotyk slo-mo i sposób w jaki pokazano jego działanie.
D: Tak, slo-mo pozwoliło na pokazanie… jak to nazwać… estetycznej strony przemocy? Sceny po zażyciu narkotyku z jednej strony są atrakcyjne wizualnie, a z drugiej trochę dają do myślenia, bo zachwycamy się pięknie podkolorowanymi rozbryzgami krwi i pękającymi czaszkami. Świetnie wpisuje się to w komiksowe przesłanie tej postaci. Dredd miał być w końcu satyrą na brutalność świata, zarówno tę o charakterze przestępczym, jak i zgodną z prawem.
S: Ale nie udawajmy, że film jest bardzo intelektualny. Mimo wszystko to jest prosta historia sensacyjna. Cersei Lannister kontra Eomer w post-apokaliptycznej scenerii Mega-City One! Gość z kwadratową szczęką i ładna, ale na początku trochę zbyt naiwna asystentka zabijają złoczyńców. Dużo strzelania, klisza goni kliszę.
D: Jasne. To jest przede wszystkim bardzo męskie kino, dla ludzi, którzy lubią, gdy zło zostaje ukarane. A najlepiej, gdy zostaje ukarane przez rozwalenie łba pociskiem przeciwpancernym.
S: I tylko szkoda tego budżetu. Wizja świata jest bardzo spójna, ale co jakiś czas jednak gryzą po oczach te detale. Na przykład motocykle sędziów…
D: …wyglądają jakby ktoś oblepił Junaka pomalowanymi na czarno pudełkami kartonowymi.
S: Właśnie. Takich detali stanowczo za dużo. No i może Urban mógłby tak nie wyginać usteczek w podkówkę, bo to też trochę śmiesznie wyglądało. Jakby był nie tyle zły, co smutny.
D: Wezmę tu Urbana w obronę, bo jednak komiksowy Dredd też miał często taką właśnie dziwną, ponurą minę.
S: OK, w każdym razie to detale. Bo jeśli ktoś lubi klimatyczne, komiksowe s-f, to powinien „Dredda” obejrzeć. To nie jest dzieło wybitne, ale po prostu poprawnie nakręcony, naprawdę wciągający film „do kotleta”. Mnie bardzo mile zaskoczył.
D: I mnie również. Film „Dredd” jest jak sędzia Dredd – morderczo efektywny, nawet gdy ma do wykorzystania ograniczone środki. Dlatego „Dredda” rekomendujemy i z niecierpliwością czekamy co wyjdzie z serialu Netfliksa.
A na koniec ciekawy smaczek – musicalowy apel o stworzenie drugiej części „Dredda”.
Też mi się podobał, w przeciwieństwie do gniota ze Sly’em Stallone’em.
Matt Kobosko, ale klasykę to Ty szanuj, hę?
Sędzia Dredd ze Stallone to jeden z największych klasyków ery VHS!
Nowy też jest dobry, ale nie umywa się do genialnego pojedynku między Jospehem a Rico w wersji ’95. W ogóle tamte filmy S-F miały niesamowity klimat: Total Recall, Demolition Man i Judge Dredd to moje ulubione filmy po dziś dzień 😀
Popieram! Za mało o nim wspomniano w tej recenzjorozmówce, liczyłem na ciekawe porównanie.
Nie mam sentymentów do starego Dredda. Był strasznie przaśny i jeśli oglądam go czasem to tylko dlatego, że jest tak zły, że aż dobry. Za mało tam puszczania oka i ironii, a za dużo napinki. Dredd z Urbanem nieporównywalnie lepszy, wierniejszy (żadnego ściągania hełmu) i lepiej zrealizowany.
Z klasyków wolę Człowieka demolkę czy wspomniane Total Recall. Sędzia Sylwek mnie nie kupił wtedy, nie kupuje mnie teraz.
Oba dreddy sa porownywalne, oba specyficzne, meskie i na swoj sposob zajebiste 🙂
Osobiscie wole Stallone’a w tej roli, ale Karl Urban tez dal rade. Nowa czesc to troche podobna historia jak 'Riddick’, gdzie film robia tworcy za wlasne pieniadze kosztem kampanii marketingowej, ale zyskuje jakosc. W porownaniu z remakiem „Pamieci absolutnej” to wypadlo wrecz rewelacyjnie.
Ale mam nadzieje, ze „Czlowieka Demolki” nie beda przerabiac. Oryginal z Snipsem, Sly’em i Sandra Bullock jest perfekcyjny 🙂
„W porownaniu z remakiem “Pamieci absolutnej” to wypadlo wrecz rewelacyjnie.”
Proszę nie kłamać! Taki film nigdy nie powstał. Tak jak nie ma żadnego rimejka Robocopa. Nie, nie nie! NIE! 😛
„Ale mam nadzieje, ze “Czlowieka Demolki” nie beda przerabiac. Oryginal z Snipsem, Sly’em i Sandra Bullock jest perfekcyjny”
Jezusmaria, jeszcze by tego brakowało, żeby jakiś pożal-się-boże producent wziął się za robienie nowej wersji Demolki. Tak jak piszesz – to jest film jedyny w swoim rodzaju i w ramach własnej konwencji praktycznie bez wad. Rozrywka na 110%.
Niech będzie, że to nie jest plagiat 'Raidu’, ale wyszedł po filmie Evansa i trudno się oprzeć wrażeniu, że to trochę 'Raid dla ubogich’.
Wiesz, jak kopiować to od najlepszych. Swoją drogą chyba kiedyś się pokuszę, żeby wrzucić tu swoje refleksje na temat obu części The Raid. Mimo sporego szumu i tak uważam, że za słabo doceniono te produkcje.
A sam Dredd nie wydaje mi się plagiatem, premiery dzieli jakiś rok czasu, to chyba za mało, żeby ogarnąć taki projekt od zera, po obejrzeniu The Raid. Sam koncept na zamknięcie w jakimś pomieszczeniu/na małym obszarze protagonisty z przeciwnikami nie jest przecież specjalnie nowy czy odkrywczy 😉
P.S. Jak mogły 3 bilbordy nie wygrać za scenariusz i najlepszy film to ja nie wiem. Skandal 🙁
Przyłączam się do sprzeciwu, Bilbordy o poziom wyżej od Kształtu Wody
Ale mnie najbardziej rozczarowało zero dla BabyDriver 🙁
No i oczywiście brak cudu dla Vincenta 🙁 🙁
Obok jest temat o Oscarach, tam się wyżal 🙂
Wczoraj jeszcze nie było 😛
EJM: jak w danym roku Disney wypuszcza dobrze przyjętą animację to najlepsze produkcje mogą zacząć pić na umór, bo nie mają szans na Oscara.
Co do filmu absolutnie się z tobą zgadzam – I bardzo czekam na serial mam nadzieje że Karl powróć do swojej roli , jednak z tego co wiem serial nie jest produkcji Netflixa i nie ma na razie swojego domu .
Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tej serii, ale obejrzałem film z ciekawości i muszę przyznać, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. „Dredd” to kawał solidnej roboty i przyjemnie się go oglądało, zwłaszcza z taką obsadą jak Lena Headey i Karl Urban. Tym bardziej szkoda, że film nie odniósł sukcesu kasowego.