„Pieśń dla Lyanny” to najstarsze z sześciu opowiadań w tej części. Powstało w roku 1973, kiedy służyłem w korpusie ochotniczym i mieszkałem w Margate Terrace na przedmieściach Chicago. (…) Trwał też właśnie pierwszy poważny romans w moim życiu. Nie po raz pierwszy się zakochałem, ale z pewnością był to pierwszy przypadek, gdy moje uczucia zostały odwzajemnione. Ten związek dał „Pieśni” jej emocjonalne jądro. Bez niego byłbym jak przysłowiowy ślepiec, próbujący opisać zachód słońca. „Pieśń dla Lyanny” była też najdłuższym utworem, jaki dotąd napisałem, moją pierwszą mikropowieścią.
– Retrospektywa tom 1 –
Zanim w 1996 roku ukazała się “A Game of Thrones”, George Raymond Richard Martin przez dwadzieścia pięć lat pracował jako zawodowy pisarz, znany przede wszystkim z twórczości science fiction, scenariuszy do seriali telewizyjnych, redagowania serii Dzikie Karty i opowiadań we współpracy z Gardnerem Dozoisem, Isaackiem Asimovem, Ianem R. MacLeodem i Danielem Abrahamem. GRRM w ostatnim poście na blogu wspomniał:
Trzy czwarte tekstów science fiction, które napisałem w latach siedemdziesiątych rozgrywało się we wspólnym backgroundzie, ale nie rozważałem pisania serii, kiedy odwiedzałem Tysiąc Światów; to była przyszłość, kreowana historiami dziejącymi się na przestrzeni setek lat, na planetach rozdzielonych tysiącami lat świetlnych.
– notablog 7 luty 2018 r. –
Nowele “Nightflyres & other stories” (w tym zbiorze m.in. “A Song for Lya”) mają zostać wznowione 29 maja 2018 r. Skuszona krótką formą utworów sięgnęłam po pierwszą z brzegu i… potrzebowałam kilka dni na ochłonięcie.
“Pieśń dla Lyanny” zdobyła w 1975 roku nagrodę Hugo w kategorii najlepsza mikropowieść (była także nominowana do Nebuli). Jest to historia Robba i Lyanny, dwójki telepatów zwanych Talentami psi. W ramach swojej pracy zostają wysłani na planetę Shkeen, na której dziesięć lat wcześniej została założona ludzka kolonia. Obok wielomilionowego miasta tubylców położonego na Świętych Wzgórzach zbudowano Skheen City ze wspaniałą Wieżą Administracyjną.
Zarządca planety, Valcarenghi, od dwóch miesięcy stara się zawiązać kolejne kontrakty handlowe z rdzennymi mieszkańcami planety. Wraz ze swoim zastępcą wdraża Lyannę i Robba w historię poprzednich administratorów. Badacze-antropolodzy zastanawiają się, czemu cywilizacja skhennów nie ewoluowała na przestrzeni tysiącleci. Mieszkańcy oddają część organizmowi przypominającemu pasożyta/pleśń. Zadaniem Talentów jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: dlaczego 100% tubylców popełnia rytualne samobójstwo? Czym jest ich religia? Dlaczego zaczęli się na nią nawracać ludzie, którzy zamieszkali na Skheen?
Lyanna ujęła jego wyciągniętą dłoń. Spojrzała nań swoimi ciemnymi, głębokimi oczyma. Jej usta ułożyły się w ledwo zauważalny uśmiech. Podobna była teraz do małej dziewczynki o kasztanowych włosach i drobnej figurce. Gdy zechce, potrafi wyglądać naprawdę bezradnie. Swym spojrzeniem może wtedy zmieszać każdego. Jeżeli ktoś wie, że posiada zdolności telepatyczne, to wydaje mu się wówczas, że swymi niesamowitymi oczyma odczytuje najgłębsze pokłady jego duszy.
Razem z głównymi bohaterami udajemy się do miasta na Świętych Wzgórzach, przyglądamy się obrzędom religijnym cywilizacji, która od tysiącleci trwa zawieszona w epoce brązu. Stale towarzyszy nam emocjonalny rollercoaster – od zaciekawienia, poprzez zniesmaczenie, zachwyt, popłoch, aż po zdumienie i smutek.
Po jej twarzy w dalszym ciągu spływały łzy.
– Widzisz, Robb, ty tego nie rozumiesz. I nie ma sposobu, byś to zrozumiał. Powiedziałeś, że wiemy o sobie tak dużo, jak to tylko możliwe. I miałeś rację. Ale jak głęboko ludzie mogą się znać? Co oni mogą o sobie wiedzieć? Czy w rzeczywistości nie są wielkimi samotnikami, nie mogącymi się nawzajem porozumieć? Każdy samotnie trwa w tym wielkim, ciemnym i pustym wszechświecie. Gdy mówimy, że nie jesteśmy sami, to tylko oszukujemy się nawzajem, bo w końcu jesteśmy już zupełnie sami, skazani sami na siebie.
Mnogość filozoficznych zagadnień i problemów egzystencjalnych podejmowanych w (wydawałoby się) błahej i krótkiej noweli skłania mnie do sięgnięcia po inne opowiadania Martina. Zazwyczaj unikam science fiction w obawie przed pełnym patosu rozbiorem emocjonalnym bohatera zagubionego w zimnym kosmosie. Ale od pewnego czasu gatunek zaczyna mnie zaskakiwać i być może uda mi się znaleźć w nim to, co tak bardzo kocham w fantasy: podróż w nieznane, niejednoznaczność, cuda i magię, przygody, humor i wiele innych.
Zakończenie pozostawia w głowie czytelnika mnóstwo pytań – jak ja bym postąpił/a? Co miałoby wpływ na moją decyzję? Czy religia może oddziaływać na postrzeganie i w jakim stopniu? Czym jest miłość wobec drugiego człowieka? Czy – podobnie jak bohaterowie – odczuwam strach przed ciemną równiną, będącą metaforycznym ujęciem samotności/życia pozagrobowego/nicości/nieskończoności? Lyanna i Robb przywołują ten wiersz ze Starej Ziemi:
And we are here as on a darkling plain
Swept with confused alarms of struggle and flight,
Where ignorant armies clash by night.
– Matthew Arnold –Na tej ciemnej równinie stoimy we dwoje
W szturmów, odwrotów dzikim, zmieszanym alarmie,
Gdy ścierają się wokół ślepe, wrogie armie.
(przełożył Stanisław Barańczak)
George R. R. Martin, jak to ma w zwyczaju, nie podsuwa czytelnikowi oczywistego rozwiązania, ani też nie formułuje wyjaśnienia, czym jest tytułowa pieśń. Każdy z nas na swój sposób interpretuje wybory bohaterów i dokonuje (bądź nie) osądu. Zderzenie wartości i definicji różnych cywilizacji nie ma na celu brutalnego wyśmiania ludzkości. George snuje pieśń o najważniejszych wartościach, wciągając odbiorcę w fascynujące starcie racjonalizmu i fanatyzmu.
W spoilerze kilka moich przemyśleń co do zakończenia.
Lyanna dzięki swoim telepatycznym umiejętnościom pojmuje istotę życia pozagrobowego shkeenów i postanawia do nich dołączyć, by zjednoczona z miliardami istnień trwać w spójnej świadomości boga. Robb wraca na Baldur, by nie poddać się szaleństwu i nie podążyć za ukochaną.
Ludzie zawsze szukają czegoś, czy kogoś. Rozmowa, Talent, miłość, sex – to wszystko elementy tej jednej jedynej pogoni, gorączkowego poszukiwania. I Boga też to dotyczy. Człowiek wynajduje bogów, ponieważ boi się samotności, pustki wszechświata, tej mrocznej równiny. To jest właśnie przyczyna, dla której twoi ludzie nawracają się na ten kult, Dino. Znaleźli oni Boga, czy też cząstkę Boga. Unia to rodzaj zbiorowego umysłu, umysłu nieśmiertelnego. Wszyscy stają się jednym – miłością. Shkeenowie nie umierają, dlatego nie znają pojęcia życia pozagrobowego. Oni nie wierzą, oni wiedzą, że Bóg istnieje. Być może jest to stwórca wszechświata, lecz nie on ich stworzył. Ich Bóg to miłość, miłość czysta.
Podczas lektury przez chwilę w mojej głowie pojawiła się Lyanna Stark z „Pieśni Lodu i Ognia”. Dziewczyna (kobieta?) wywierająca na czytelniku silne wrażenie – siostra Neda stała się połączeniem Heleny, Julii, Eurydyki i Ofelii. Wilcza krew, zieloni ludzie na Wyspie Twarzy, „drzewonet”, romantyczna pieśń, impuls – coś popchnęło ją (w moim przekonaniu) do ucieczki z Rhaegarem. Tak jak Lyannie z Skheen talent psi pozwolił zrozumieć miłosną pieśń dzwonków Dopuszczonych i skierował ją ku Unii.
Tłumaczyłam w zeszłym roku kilka wywiadów z GRRM oraz relację Rosjan z konwentu pod Sankt Petersburgiem. Opisywali oni swoje wrażenia podczas obcowania z Georgem i powoływali się na odczucia, jakie wywoływała w nich lektura jego nowel i powieści. Poruszali temat ekologii, problemów współczesnego świata, zmian, globalizmu, mieszania się kultur, wpływu ideologii. Reporter Kinopoisk zapytał GRRM o zawieranie przekazu w książkach i sile oddziaływania pisarzy na masowego odbiorcę. George odparł, że świadomie nie stara się wpłynąć na czytelnika, wpajając mu np. idee polityczne. Biorąc to wszystko pod uwagę, przyszło mi na myśl, że gdybym była pisarzem kalibru GRRM i chciała przekazać coś ważnego, jakąś istotną dla mnie kwestię, prawdopodobnie napisałabym to więcej niż raz, powtarzałabym swój przekaz na przestrzeni lat, zmieniając detale czy setting.
George przyznał, że do napisania “A Song for Lya” zainspirował go jego pierwszy poważny romans, w który był zaangażowany. Ponadto Martin często wraca do lektury “Wielkiego Gatsby”. W jednym z wywiadów odparł, że jest wielkim romantykiem, a powieść Francisa Scotta Fitzgeralda “to wykwintna książka o romantycznej miłości.” Możemy więc założyć, iż obraz niedoścignionej (utraconej?) miłości pod postacią wykreowanej przez GRRM Lyanny ma wspólne elementy dla obu postaci.
Pochłonęła je miłość.
Z innych analogii:
- czerwony pasożyt pozwalający Dopuszczonym współodczuwać -> czerwona papka z Jojena umożliwiająca Branowi śnić wizje;
- Greeshka wypełniająca jaskinie pod wzgórzami, na którym znajduje się miasto skheenów -> niczym „drzewonet” w jaskiniach Bloodravena;
- romans Robba z dziewczyną Dino tuż po tym, jak Lyanna zaczęła przeżywać kryzys ich związku -> możliwe, że Robert Baratheon również obłapiał jakieś dziewki w Harrenhal 😉
- skheenowie przez tysiąclecia trwający w epoce brązu i nie toczący wojen między sobą -> dzieci lasu;
- plan zbrojnej interwencji Dino -> Pierwsi Ludzi vs dzieci lasu.
PS. Science fiction i fantasy mają ze sobą wiele wspólnego, nie tylko te pisane przez jednego autora. Ale to nie jest tak, iż na siłę doszukuję się powiązań 🙂 Inaczej zaczęłabym tworzyć artykuł na podstawie poniższego opisu:
“Czarna amazonka z Marsa”
Antologia amerykańskiej klasycznej science fiction. Tytułowa nowela autorstwa Leigh Brackett należy do cyklu o Nedzie Starku, kosmicznym awanturniku, przeżywającym niezwykłe przygody na skolonizowanych planetach Układu Słonecznego.
– Galaktyka Gutenberga, Wydawnictwo Solaris –
tl;dr – „Pieśń dla Lyanny” jest easter eggiem. To historia dzieci lasu w kosmosie.
jeszcze brakuje oceny w skali 0/10 🙂
8/10 chyba 🙂
Chętnie przeczytałbym artykuł o 'Przystani wiatrów’. Z uwzględnieniem wpływu GRRM na kształt książki.
Co do sci fi. Polecam każdemu Strugackich. 😛
Masaraksz!
„Mnogość filozoficznych zagadnień i problemów egzystencjalnych podejmowanych w (wydawałoby się) błahej i krótkiej noweli skłania mnie do sięgnięcia po inne opowiadania Martina. Zazwyczaj unikam science fiction w obawie przed pełnym patosu rozbiorem emocjonalnym bohatera zagubionego w zimnym kosmosie. Ale od pewnego czasu gatunek zaczyna mnie zaskakiwać i być może uda mi się znaleźć w nim to, co tak bardzo kocham w fantasy: podróż w nieznane, niejednoznaczność, cuda i magię, przygody, humor i wiele innych.”
Aż przypomniał mi się ten mem:
https://www.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_QxCykEHwzZojLlVWqLC0ECjUBO3GWdNi.jpg
Podoba mi się ta recenzja, podobnie jak ostatnia Daela. Zachęcacie mnie do sięgnięcia po starsze dzieła Martina, nie będzie prześladować mnie myśl jak w przypadku opowiadania „Czarni i Zieloni” o tym że jest niestety odcinaniem kuponów przez które na tyle się odbiłem że zdążyłem w ten czas powtórzyć Ucztę, przeczytać z 5 innych książek innych autorów ale „Książę Łotrzyk” czeka leżąc na regale na lepsze czasy i będzie czekał, bo na liście do przeczytania co chwile przesuwa się w kolejce bardziej do tyłu 🙁 .
W tych antologiach, do których GRRM dołączał opowiadania, jest sporo fajnych tekstów innych autorów, np. Patricka Rothfussa 🙂
ps. Daemon Targaryen rządzi 😉
„Zazwyczaj unikam science fiction w obawie przed pełnym patosu rozbiorem emocjonalnym bohatera zagubionego w zimnym kosmosie.”
Naprawdę?