Trudno jest zrozumieć, dlaczego stworzony przez Martina świat nie podbił jeszcze naszych komputerów i konsol. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę niesłychaną popularność zarówno „Gry o Tron”, jak i „Pieśni Lodu i Ognia” w pozostałych mediach elektronicznych. A jednak przez ostatnie 10 lat wilkory i smoki zagościły w grach wideo raptem trzykrotnie i tylko raz zakończyło się to względnym sukcesem. Ale natura nie lubi próżni. Problem przeniesienia Westeros i Essos do świata wirtualnego, tak trudny dla developerów i wydawców, wzięła na swoje barki społeczność modderów. A rezultaty są oszałamiające.
Chciałbym rozpocząć tym tekstem cykl recenzji prezentujących zarówno pełnoprawne produkcje (póki co tylko trzy), jak i właśnie wspomniane mody – często nieznane szerszej publiczności, a zaskakujące swym rozmachem i… grywalnością.
A naszą wędrówkę zaczniemy wsiadając na wierzchowca i chwytając za miecz.
„A Clash of Kings” to modyfikacja gry „Mount and Blade: Warband” z 2010 roku, popularnej mieszanki akcji, RPG i strategii. Warband był tak naprawdę drugim podejściem do tego samego pomysłu, który twórcy z tureckiego TaleWorlds próbowali zrealizować 5 lat wcześniej, przy okazji prościej nazwanej gry „Mount and Blade”. W największym skrócie, ich gry są średniowiecznymi odpowiednikami tyleż starych, co legendarnych „Piratów” Sida Meyera. A zatem – kierujemy losami postaci, która zbiera grupę awanturników, podróżując po świecie, tocząc potyczki, wypełniając tajne misje, zdobywając miasta, itd… Ot, takie spełnienie sandboksowych marzeń o pełnej wolności. Ale o ile „Piraci” przenosili nas na na XVII-wieczne Karaiby, o tyle „Mount and Blade” wybrał miejsce odleglejsze. Fikcyjny odpowiednik średniowiecznej Europy. I to właśnie tam przyszło nam szaleć z kopią i mieczem.
Oczywiście tego typu gra wydawała się wprost idealna do przeprowadzenia totalnej konwersji, która pozwoliłaby ożywić Siedem Królestw. I rzeczywiście, konwersja została z ogromnym pietyzmem przeprowadzona. I nie zrobiło jej wielkie studio, ale grupa zdeterminowanych fanów. Zmieniła się więc mapa, dzięki której możemy teraz przemierzać Westeros i Essos. Rolę monarchów i lordów z oryginalnego „Warbanda” przejęli uczestnicy Wojny Pięciu Królów. Zmieniły się jednostki i herby, losowo spotykane postaci i uzbrojenie, miasta i wioski. Wszystko co widzimy na ekranie jest teraz na wskroś martinowskie i ani przez chwilę nie mamy wrażenia, że twórcy moda poszli na łatwiznę kopiując elementy z oryginalnej gry.
A jak wygląda sama rozgrywka? Zaczynamy od stworzenia własnej postaci. Po krótkim wprowadzeniu polegającym na obiciu facjat paru bandziorom, cały świat staje przed nami otworem. Możemy podróżować po wielkiej mapie Westeros, w uproszczonym widoku z lotu ptaka. A ilekroć zapragniemy pospacerować po mieście, tudzież pokiereszować kogoś własną kopią, gra zaoferuje nam widok z pierwszej lub trzeciej osoby. Pewnie bardzo prędko natkniemy się na pierwszych grasantów, którym będziemy musieli wymierzyć sprawiedliwość. Potem wypełnimy parę misji dla chłopów albo lordów. Pohandlujemy, spróbujemy sił w turnieju rycerskim, kupimy zbroję i miecz. Zaczniemy też werbować ludzi – zarówno istotne dla fabuły postaci, jak i zwykłych żołdaków. Będziemy musieli zadbać o żywność dla całej naszej kompanii, rozdzielać punkty zdolności w zależności od naszych preferencji bitewnych, łagodzić wewnętrzne konflikty. Dzięki rosnącym siłom nasza drużyna stanie się małą armią, zdolną pomóc każdemu z pretendentów do tronu. Zaczniemy zdobywać zamki i miasta. Być może otrzymamy nawet tytuł lorda, z własnymi ziemiami i koniecznością obrony ich przed przeciwnikiem. Cały czas mod będzie w równym stopniu łączył elementy gry akcji (walka piesza lub konna), RPG (rozmowy, questy, rozwój postaci i drużyny) oraz strategii (zarządzanie posiadłościami, handel, wydawanie komend drużynie podczas bitew).
Trudno nie pochwalić ogromnej wiedzy, jaką posiadają twórcy „A Clash of Kings”. Gra umożliwia na przykład eksplorowanie przeróżnych ruin i tajemniczych miejsc położonych na obu kontynentach. I przyznam, że nie jeden raz byłem mocno zaskoczony tym, co widziałem na ekranie. Mod przywoływał do życia miejsca, o których istnieniu nawet nie słyszałem. Na plus muszę też policzyć twórcom moda sposób, w jaki podeszli do fabuły książek. Otóż dość jasne jest, że na silniku „Mount and Blade: Warband” nie było możliwe wierne zaprezentowanie wydarzeń z książki w sposób, który umożliwiłby partycypację w nim graczowi. Dlatego spora część wydarzeń jest losowa. Armie harcują po mapie Westeros (i Essos też, choć to w ogóle osobny temat) trochę bez ładu i składu, tocząc bitwy o pojedyncze wsie, zamki czy miasta. Na pewno gra nie odtworzy więc kampanii militarnych z książki. Jeśli chcemy, żeby nasz król pomaszerował natychmiast na stolicę, to najlepiej jest zebrać dużą armię, poprosić go o to, by przyłączył do nas swe siły i… samemu dowodzić szturmem.
Od czasu do czasu będziemy też mogli wziąć udział w questach, które w twórczy sposób przerabiają najważniejsze wątki fabularne z książki. Nie chcę tu zbyt wiele zdradzać, ale powiem na przykład, że wykonanie kilku questów sprawi, że na Mur pomaszerują dzicy, a my (nie Stannis), będziemy musieli ruszyć z odsieczą. Najpierw odeprzemy atak (w książkach pozorowany) na moście przy Wieży Cieni, potem przyjdzie nam stoczyć krwawą jatkę w tunelach przy Czarnym Zamku. A w nagrodę dostaniemy Mroczną Siostrę. Jasne, fabuła książek została tu potraktowana dość lekko, ale gra staje się dzięki temu bardzo ciekawa.
Na osobną uwagę zasługuje muzyka. Fenomenalna. Część motywów muzycznych jest (a przynajmniej była przed ostatnią aktualizacją) „pożyczona” z serialu, ale znajdziemy w grze również oryginalne kompozycje, zainspirowane przez serial. Słucha się tego fantastycznie i mogę śmiało powiedzieć, że powolny przejazd przez ruiny Summerhall jest przy tej muzyce doznaniem wprost nieziemskim.
A zatem, skoro jest tak dobrze, to w czym problem? Cóż, mod ma jednak swoje wady. I w większości to te same wady, które ma także „podstawka”, czyli gra, na której mod bazuje. „Mount and Blade: Warband” ma już ponad siedem lat. Engine gry ma lat dwanaście. I to niestety widać. Grafika bardzo mocno „trąci myszką”. Ma to może pewne zalety, bo mod uruchomi się i będzie działał zadowalająco na każdym komputerze, ale wizualna strona prezentacji bardzo niedomaga.
Kompletnie nieprzemyślana jest też późna faza gry. Zarządzanie posiadłościami czy też budowanie manufaktur w miastach jest nieciekawe, niewygodne i nieintuicyjne. W pewnym momencie zaczynamy dostrzegać, że coraz mniej postaci wchodzi z nami w interakcje. Mamy coraz mniej do zrobienia, walki stają się coraz bardziej monotonne, miasta zaczynają się wydawać małymi i klaustrofobicznymi. A widziana po raz pięćsetny ta sama opcja dialogowa doprowadza nas do szewskiej pasji.
Co gorsza, niejeden raz doświadczymy tego stosunkowo wcześnie. Gra jest bowiem potwornie „zabugowana” i często powtarzać się będą sytuacje, kiedy skończenie questu okaże się – nie z naszej winy – niemożliwe. Świat gry będzie się kurczyć przed naszymi oczami. A my zaczniemy się w Westeros zwyczajnie nudzić.
Mimo tego uważam, że każdy fan „Pieśni Lodu i Ognia” powinien sięgnąć po „A Clash of Kings”. Chociażby dla frajdy, jaką daje stoczenie kilku pojedynków na miecze, poprowadzenie szarży rycerstwa, czy też odwiedzenie Wieży Radości albo Summerhall. Po prostu ostrzegam, że spędzenie z grą 10-20 godzin może być fantastycznym przeżyciem, ale zainwestowanie w nią 100-200 godzin doprowadzi do frustracji.
Światełka w tunelu są dwa. Pierwszym jest fakt, że praca nad modem ciągle jest kontynuowana. Z każdą kolejną wersją błędów jest coraz mniej. Poprawia się też grafika, choć pod tym względem ograniczenia engine’u mogą być nie do przeskoczenia. Ale drugie światełko jest moim zdaniem bardziej atrakcyjne. Otóż niebawem wydana zostanie kolejna gra z cyklu „Mount and Blade”, zatytułowana „Bannerlord”. I pierwsze zapowiedzi ze sceny modderskiej mówią o planach przeniesienia „A Clash of Kings” na nowy engine. „A Clash of Kings” na enginie „Bannerlorda” może być tym, na co wszyscy fani „Pieśni Lodu i Ognia” czekali.
Nazwa moda: A Clash of Kings (do pobrania stąd)
Oryginalna gra wymagana do uruchomienia moda: Mount and Blade: Warband
A Clash of Kings (mod do Mount and Blade: Warband)
-
Ocena DaeLa - 6/10
6/10
Osobiście także polecam. Sam grałem co prawda więcej w mod „M&B: Wolrd of ice and fire” ale przeniesienie świata M&B w realia westeross i Essos to świetny pomysł. Jeśli nie przeszkadzają ci bugi i gameplay gier z cyklu M&B, to spędzisz miło sporo czasu przy tym modzie. Nie wiem, jak jest w tej wersji, ale w modzie, o którym wspominam można dobierać drużynę w karczmach – jak się domyślacie, są to postacie książkowe – miło po jakimś czasie wędrować wraz z Aryją, Brienne, czy innym Ogarem w jednej kompanii, pomimo, że niektórzy się w niej niezbyt lubią 😉
„A Clash of Kings” też pozwala na rekrutowanie postaci w karczmach, aczkolwiek nie są to bohaterowie książkowi. Co najwyżej fikcyjni krewni albo znajomi postaci książkowych 🙂
Sam wole „World od ice and fire”, ale ten mod też jest świetny
Mi się najbardziej podoba mod „A game of thrones” do Crusader kings II.
Tego, że Dael o nim napisze, możemy być bardziej pewni niż Wielki Wróbel swojego zbawienia. W końcu Dael nagrywał poradniki z CK 😉
Ależ to było dawno temu i wszystko się od tego czasu pozmieniało. No dobra, odświeżam sobie właśnie CK2, więc pewnie niebawem i z tym modem się rozprawię 🙂
Uwaga uwaga dwa największe drewna aktorskie Jonerys nominowani do globa przez HBO wow trzymamy chciuki za przegraną 🙂
Bez jaj… Kit Harington nigdy dobrym aktorem nie był, a ten sezon głównie ze względu na scenariusz był jego najgorszym pod względem aktorstwa… Peter Dinklage też nie miał czym się wykazać, rola pachołka Daenerys, którego ona nawet nie słucha mocno ograniczał jego możliwości.
Chyba jedynie Nicolaj Coster Wladau i Alfie Allen coś pokazali. No i ten grający Eurona był świetny 😛
Wojna siedmiu królów? A to nie była przypadkiem wojna pięciu królów?
A kto by tam się doliczył ilu ich było 😉
Tak całkiem na poważnie – muszę skończyć z pisaniem tekstów po północy, bo już mózg inaczej funkcjonuje.
Jak już to wojna 8 królów 🙂
1.Jofrey
2.Tommen
3.Renly
4.Stannis
5.Robb
6.Balon
7.Euron
8.Aegon
Czy ja coś przeoczyłem ale czy Aegon został koronowany? wiadomo, według Targaryeńskiej linii dziedziczenia (o ile jest prawdziwy) jest legalnym następcą Aerysa ale dopóki się nie koronował to jest jeszcze co najwyżej księciem, jeszcze nie królem.
Mnie zawsze w Mount and Bladzie zawsze męczył start, bo viedak z koniem, którego nikt nie zna wymaga zbyt długiego, mozolnego zbierania drużyny i ludzi. Brakuje mi też tego, o czym pisze Dael, czyli różnorodności postaci i questów. I nie byłbym pewny tego Bannerlorda „niebawem”, bo czeka się na niego tyle, co na Wichry Zimy. Ciekawym modem do ck2 jes też Age of Petty Kings, choć nie tak rozbudowanym jak A Game of Thrones do tej samej gry.
Dla mnie właśnie początek jest najfajniejszy, to on stanowi o całej dalszej rozgrywce. Dobrze rozegrane 300 dni pozwala podbić całą krainę w kolejne 200 (albo i sporo szybciej, nie grałem na czas xd).
Nie pamiętam, jak w podstawce, ale ze względu na banalne turnieje rycerskie w Warbandzie już po wygraniu jednego można pozwolić sobie na 10 Najemnych Kawalerzystów, z którymi śmiało można przemierzać krainę. Jedynie bardzo mozolnie zdobywa się pieniądze, uzbrojenie kilku towarzyszy w najlepszy ekwipunek to wydatek rzędu 2kk monet. Nie wiem, czy można mieć tyle cierpliwości… 😀
Age of Petty Kings to – jeśli mnie pamięć nie myli – mod nie do CK2, ale Medieval 2: Total War (z dodatkiem Kingdoms).
Co do początku gry, zawsze wydawał mi się on podobny, brakowało mi wielkich bitew i oblężeń, zamiast ganiania bandytów i walki z nimi o pałki i kapelusze.
http://www.moddb.com/mods/tsk-aop. To link do moda o którym mówiłem. Niezbyt rozbudowany, ale interesujący. Można w nim wbić Andalów w błoto Młotem Sprawiedliwości.
Skąd nazwisko twojego bohatera? To ktoś z PLiO? Bo nie mogę skojarzyć.
Khem… Deszcze Castamere… khem 😉
Aaa, ten, już pamiętam. Najlepiej nie skończył 🙂
Osobiście marzyłbym sobie o grze w stylu Ghotica w świecie GOT. Nieznajomy, który przebywa ŚLIO dowiaduje się o sytuacji geopolitycznej, wybiera stronę której chce pomagać…. ehh marzenia 🙂
Daelu czy bedzie jeszcze kiedyś jakaś teoria dotycząca ludzi bez twarzy?
O samych LBT? Nie. Tu nie mam żadnych pomysłów. Ale może przewiną się w innych tekstach.