Krótka piłka kinematograficzno-historyczna: Alien i Aliens to kamienie milowe w historii kina. Bez dyskusji. Trzecia część Obcego jest mocno średnia, czwórka bardzo słaba. Serii Alien vs. Predator nie zaliczam do kanonu. Kiedy wreszcie doczekaliśmy chwili, gdy Ridley Scott – twórca pierwszego Obcego – powrócił do swego dziecka, wyszedł z tego tyleż piękny, co przeraźliwie głupi Prometeusz. Myślałem, że to w zasadzie koniec. Niestety, legendarny reżyser nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i zaserwował nam w tym roku Przymierze. Tym samym Alien bardzo upodobnił się do Terminatora. Najnowsza odsłona Obcego budzi bowiem skojarzenia z Genisys.
W pewnym sensie jestem pod wrażeniem tego filmu. Wydawało mi się, że Prometeusz osiągnął fabularne szczyty głupoty, ale Covenant skutecznie atakuje pozycję numer jeden. Oczywiście znów mamy w filmie załogę statku, tym razem kolonizacyjnego. Oczywiście znów dzieje się coś nieoczekiwanego i bohaterowie napotykają problem. Oczywiście rozwiązują go z pełną pogardą dla metody naukowej, zdrowego rozsądku, a nawet instynktu samozachowawczego, podejmując kilka idiotycznych decyzji pod rząd i pakując się w miejsce, gdzie można ich za pomocą strasznych stworów po kolei eliminować. Tu dochodzi nowość: po facehuggerze i czarnym płynie Alienom doszła jeszcze wiatropylność. Oczywiście, żeby było postępowo, cała załoga to pary miłosne. Już na etapie zwiastunów obawiałem się, że scenarzyści wykorzystają to jako prosty sposób na uzasadnienie kretyńskich decyzji podejmowanych przez członków załogi. Oczywiście tak zrobili. Oczywiście w całym filmie chyba każda zła decyzja wynikała z przedkładania partnera nad bezpieczeństwo załogi. Oczywiście… Wiecie co? Darujmy sobie fabułę.
Szczerze mówiąc nie rozumiem kierunku, jaki obrał Scott. Oryginalny Obcy był kameralnym horrorem, w którym przypadkowa ekipa górników (czy tam kosmicznych przewoźników) przypadkowo trafia gdzie nie powinna i odkrywa coś, co doprowadza ich do zguby. Czy naprawdę kogoś po seansie dręczyło pytanie kto stworzył facehuggera? Ciekawe skąd się wzięli ludzie i czy nasz gatunek to nie jest czasem zaplanowana kreacja wielkich kosmicznych albinosów? Czy ktoś po Incepcji zastanawiał się kto wymyślił wchodzenie do snów? Czy ktoś po Drive siedział i myślał skąd u licha Gosling wziął swoją kurtkę ze skorpionem? Albo gdzie nauczył się jeździć? Bardzo wątpliwe.
Mało tego, na przestrzeni trzech czy czterech dekad mamy kolejne przykłady dobitnie pokazujące jak bardzo nieudane są prequele próbujące obedrzeć z całej tajemnicy kultowe filmy. Fani Gwiezdnych Wojen, którzy podniecali się krótką wzmianką o wojnach klonów, otrzymali w prezencie od George’a Lucasa trzy prawdopodobnie najgorsze prequele w historii. Miłośnicy dwóch pierwszych Terminatorów łaknęli wiedzy o świecie po zagładzie? No to dostali po łbie Ocaleniem tak, że do dziś się nie mogą otrząsnąć, a Genisys to już tylko epitafium dla serii. Ridley Scott nie potrafi się jednak uczyć na cudzych błędach. Postanowił dać nam kolejne produkcje, próbując odpowiedzieć za wszelką cenę na pytania, które powinien był zostawić w spokoju…
Wracając do najnowszej części Obcego – najprościej powiedzieć, że dwie trzecie filmu to powtórka z Prometeusza, a trzeci akt i finał to marna podróba pierwszego Aliena. Wszystko okraszone obowiązkowym „gore”. Z subtelności legendarnej jedynki nie zostało nic. Horror ma straszyć, a Przymierze niestety głównie śmieszy śmieszy. Jest do bólu przewidywalne, pozbawione emocji i wszelkiego napięcia. Jest za to jedna wielka sztampa. Aż przypomniały mi się czasy mojej młodości, kiedy kręcono masowo Krzyki i Koszmary minionego lata. Jakże te filmy są podobne! Każdy kto zapowiada, że idzie siku, umyć się, pobyć sam czy cokolwiek – wiadomo, że jest następny do odstrzału. Największy zaplanowany zwrot akcji jest tak boleśnie oczywisty, że coś co miało być momentem grozy wypada groteskowo. Widz zamiast podskoczyć na krześle raczej przewróci oczami.
Mało wad? No to mamy tu kompletnie nijaką załogę, która stanowi jedynie mięso armatnie. Padają jak muchy, a mnie to w ogóle nie rusza. Dalej: mamy pojedynek karate (!!!). Mamy karmienie widza bezsensownymi nawiązaniami do pozostałych części – trzeba poupychać mrugnięcia okiem, bo tak się teraz robi według ludzi z marketingu, oni wiedzą najlepiej. Syntetykom rosną włosy, ale zarost już nie. Syntetyk żul po paru cięciach sekatorem wygląda jak syntetyk fabryczny. A wszystko to polane sosem z nadętych jak u Nolana, pretensjonalnych dialogów o stworzeniu, Wagnerze, Ozymandiaszu i sensie istnienia.
Zalety? Są. Film jest ładny, Dariusz Wolski to czołówka światowa i znów raczy nas pięknymi krajobrazami, dynamiczną pracą kamery i klimatycznymi zdjęciami. Nie jest tak ładnie jak w Prometeuszu, ale nadal wypada zdecydowanie na plus. Do tego trzy kreacje: znana z Fantastycznych bestii… Katherine Waterston wypada w porządku, chociaż żadna z niej Ripley, Danny McBride jest zaskakująco dobry i jak w poprzedniej odsłonie, Michael Fassbender zjada resztę na śniadanie.
Tak jak wspomniałem na wstępie: Przymierze to Genisys. Serwuje nam żenującą fabułę, w beznadziejny sposób wyjaśniającą kwestie, o których wyjaśnienie nikt nie prosił. Żeruje przy tym na swoich genialnych poprzednikach, w pewnym sensie obrzydzając mi całą serię. W dodatku to wszystko robi nam Ridley Scott, twórca Aliena. To o tyle smutniejsze, że na pozostałe filmy można było narzekać mówiąc, że „to nie Scott, to jakieś popłuczyny”. Cameron może jeszcze kiedyś odrodzi Terminatora (wątpię), ale dla Obcego nie ma już żadnej nadziei. Nie z tymi ludźmi, nie w tym kształcie. Może za 10 lat, kiedy ktoś spojrzy na to świeżym okiem… Ale Obcego: Przymierze szczerze odradzam. Szkoda czasu i pieniędzy.
Obcy: Przymierze
-
Ocena SithFroga - 4/10
4/10
Dobra recenzja. Zaoszczędziłeś mi 15 zł na bilet. I sporo frustracji.
Wiesz, jak jesteś „die hard” fanem Obcego to możesz obejrzeć, żeby wiedzieć z czym to się je, ale jak już to polecam jakiś Netflix czy inne vod jak będzie za grosze. Do kina nie ma co iść.
Kolejne części obcego odpuściłem sobie już dawno. Recenzja świetna. Ta strona naprawdę idzie w coraz lepszym kierunku?
Dzięki! Staramy się!
W 99% przypadków sequele, remaki czy prequele są gorsze od pierwowzorów, jeśli ten jest udanym filmem. Cameron wyłamał się z Obcym 2 jako jeden z nielicznych dorównał jego sequel 1 części, która była genialnym filmem. Ale Obcy 3 w wersji specjalnej też nie był taki zły, by po nim jechać. Czepiałbym się jedynie Obcego 4 i Prometeusza.
Racja, Obcy 3 w niekinowej wersji to przyzwoita pozycja. A co do prequeli, sequeli i rimejków to różnie z tym bywa. Nie muszą być tak dobre jak oryginał, ale nadal mogą być przyzwoite: Force Awakens (soft rimejk Nowej Nadziei), Siedmiu wspaniałych itp. Czasem mogą być nawet lepsze niż kultowi poprzednicy. Uwielbiam trylogię Mad Maxa, ale Fury Road zjada ją na śniadanie 🙂
Jeszcze jest osobna kategoria adaptacji, które czasem wychodzą gorzej niż źle (aktorski ATLA) a czasem są lepsze od oryginału (Fight Club, co sam autor książki). Acz jeśli chodzi o powieści to King jest osobną kategorią. On ma niezwykłe szczęście do reżyserów, którzy z fabuły nie robiącej szału zrobią bardzo solidny film 😉
Trzecia część była zmasakrowana przez studio i ciągłe zmiany scenariusza. Fincherowi należy tylko współczuć, bo jego kinowy debiut to była jedna wielka trauma. Wersja specjalna z DVD jest oczywiście lepsza od kinowej, ale najbardziej polecam tzw. Assembly Cut, czyli próbę rekonstrukcji tego, jak film wyglądał po wstępnym montażu przed Finchera, nim studio zaczęło się bawić w przeróbki. Nie mówię, że film jest genialny, ale ma o wiele więcej sensu.
Czy jestem jedynym, który uważa, że assembly cut to jakaś masakra na rozsądku? Obcy złapany, obcy wypuszczony. WTF. Dużo lepiej wspominam to co oglądałem paręnaście lat temu (chyba wersja dvd właśnie)
Hmmm… Mnie się podobało. Uwięzienie Obcego było okazją, żeby Ripley mogła zweryfikować swoje przypuszczenia co do zamysłów Weyland-Yutani (wysyłają wiadomość, żeby nie zabijać ksenomorfa). Z drugiej strony film zdołał już do tego momentu nam uzmysłowić, że niektórzy więźniowie są zdrowo rąbnięci i że mogą Aliena uwolnić.
No to do kina jednak pójdę na Strażników Galaktyki 🙂
O tak, zdecydowanie lepszy wybór.
Jakoś się tego spodziewałem po ostatniej części, mimo to nie zniechęciłeś mnie ani trochę, wręcz przeciwnie zmotywowałeś mnie, muszę zobaczyć czy masz rację 🙂
Śmiało, ja w końcu też poszedłem, bo mam ogromny sentyment, szczególnie do jedynki. Myślałem, że może tym razem się uda… Daj znać jak Ty to widzisz.
I tak obejrzałam, z czystej ciekawości. Fassbender wypadł jak zwykle poprawnie, a całego filmu, co prawda nie oceniałam tak krytycznie, bo zwyczajnie dobrze się bawiłam 🙂
Pewnie to kwestia oczekiwań, niby po obejrzeniu Prometeusza nie powinienem się spodziewać już rewelacji, ale to nadal Alien, to nadal Scott. Nie potrafię 😛
Może Was zaskoczę, ale…
Mi i Prometeusz i Przymierze się… Podobały to za mocne słowo… Akceptuję te filmy ze względu na historię, która się toczy w tle. Widzę to tak:
Obcy: 8 pasażer Nostromo – robot dostał polecenie „Przywieźć istotę pozaziemską, los załogi nieważny”. Zadania nie wykonał. To była PRAWDZIWA misja Nostromo, choć ludzom powiedziano co innego.
A teraz Przymierze. Co robi David w końcowej scenie filmu? Umieszcza dwa embriony Obcego w komorze, w której przewożone są embriony ludzkie, transportowane na jakąś planetę.
Oczywiście wiem, że jest to paździerz najwyższych gatunków i postępowanie załogi wzbudza co najwyżej pusty śmiech i politowanie, ale sam fakt istnienia prequela mi się podoba.
Wiem, ale ja po prostu chciałbym mieć wszystko na raz: istnienie prequela i jednocześnie żeby prequel był dobrym filmem i mocno stał na własnych nogach, a nie tylko podpierał się odniesieniami do klasyków.
Gdy byłem jeszcze dzieciakiem, to w każdej części starego „Muppet Show” Jima Hensona leciał odcinek miniserialu pt. „Świnie w Kosmosie”. Przygody, a zwłaszcza profesjonalizm i zachowanie tamtych „kosmonautów”, jako żywo przypominały profesjonalizm i zachowanie bohaterów „Przymierza”. Przez cały seans miałem to porównanie w głowie. Mógłbym się założyć, że Scott też kiedyś oglądał te stare Muppety i zrobił świadome nawiązanie.