Mrokowiecze: Łuk

Znakomita większość z nas po raz pierwszy zetknęła się z łukiem w telewizji. Starsze roczniki miały to szczęście, że trafiły najpewniej na którąś z interpretacji legendy o Robine w kapturze, które to, mimo borykania się z wieloma problemami ówczesnych produkcji, odrabiały przynajmniej częściową „pracę domową” z zakresu łucznictwa. Dla mnie osobiście tytułem tym był Robin of Sherwood z do dziś rozpoznawanym motywem muzycznym zespołu Clannad. Serial, mimo licznych motywów fantastycznych, zrealizowano dość rozsądnie i nawet na tle współczesnego kina historycznego związane ze strzelaniem sceny wciąż wydają się niezłe.

Pech jednak w tym, że filmowcy, a za ich przykładem także pisarze czy developerzy gier komputerowych, nie dokształcili się przez te ćwierć wieku ani odrobinę. O ile więc wybaczenie Robinowi używania współczesnych, toczonych grotów tarczowych nie stanowi dla mnie problemu, to dla dużo poważniejszych byków współczesnych produkcji naprawdę nie mam litości. Nie w czasach, kiedy całkiem dobre źródła znajdują się w zasięgu przeglądarki internetowej, a dziesiątki tysięcy ekspertów przemierzają kraje, odwiedzając prawdziwe turnieje łucznicze.

Aby więc, dosłownie i w przenośni, wyprostować właściwy wizerunek łuku, musimy zacząć od absolutnych podstaw, czyli jego budowy.

Każdy łuk historyczny prosty, długi czy refleksyjny, składał się z tych samych głównych elementów: majdanu, ramion i gryfów oraz jednego elementu niezależnego, czyli zakładanej tylko na czas strzelania cięciwy.

ryc1
łuk prosty i refleksyjny – bez cięciwy, z cięciwą, naciągnięty

Kolejnym, tym razem charakterystycznym bardziej dla gier niż filmów błędem, jest łączenie podziału łuków ze względu na ich kształt i sposób wykonania jednocześnie. Jeśli idzie o typy to łuki najprościej można podzielić na proste i refleksyjne, gdzie przez refleks należy rozumieć wszelkie celowe odstępstwa od prostego kształtu łuku, mające na celu przyspieszenie rozprężania jego ramion. Zwyczajnie krzywy łuk nie był więc refleksyjny, za to profilowany długi łuk mógł posiadać drobny refleks. Zazwyczaj jednak uzyskanie mocnego refleksu wymagało łączenia materiałów o różnej twardości, a więc drewna, rogów czy ścięgien. Łatwo więc zauważyć, że podział na łuki drewniane (z jednego kawałka drewna) i kompozytowe jest przyczonowo-skutkowym, choć nieco uproszczonym, synonimem poprzedniego rozróżnienia, nie zaś odrębnymi typami broni.

Różnice między łukami krótkimi, długimi, płaskimi, angielskimi czy walijskimi zawierają się więc zwykle jedynie w długości czy kształcie przekroju drewna, podczas gdy typy refleksów takie jak tatarskie, tureckie czy mongolskie wynikają bezpośrednio z kształtu profilu broni.

O ile jednak sam kształt broni w produkcjach okołohistorycznych jest zwykle przynajmniej zbliżony do właściwego, to interpretacje postaw i chwytów łuczniczych bywają w nich naprawdę różne.

Spośród wszystkich determinowanych użytecznością i skutecznych sposobów strzelania dwa (lub trzy, w zależności od przyjętej terminologii) chwyty uznaje się za najwłaściwsze. Klasyczny, dzielony na śródziemnomorski i angielski, w którym cięciwę napinamy opuszkami odpowiednio trzech lub dwóch palców, jednocześnie ściskającymi osad strzały, oraz chwyt wschodni, w którym kciuk napina cięciwę zaś palec wskazujący stabilizuje strzałę. Co istotne najpopularniejszy chwyt klasyczny opiera strzałę na lekko zaciśniętej pięści, po lewej stronie majdanu (dla łucznika praworęcznego) i jest on kojarzony przede wszystkim z łucznictwem pieszym, zaś chwyt wschodni, opierający strzałę po prawej stronie, używany jest częściej w łucznictwie konnym, głównie ze względu na dodatkową stabilizację strzały podczas ruchu wierzchowca.

ryc2c
chwyty łucznicze – klasyczne bez osłony na palce oraz wschodni z ochronnym pierścieniem na kciuku

Gdyby chcieć wskazać w tym miejscu najczęstsze nieprawidłowości popkulturowe z pewnością należałoby nawiązać do tak zwanego chwytu prymitywnego, będącego absolutną domeną westernów oraz niewłaściwie nauczonych dzieci. Sposób ten polega na trzymaniu strzały pomiędzy kciukiem a zaciśniętym palcem wskazującym i jest tak bezpieczny, jak układanie palca na spuście pistoletu, który chce się wyciągnąć z ciasnej kieszeni spodni. Wszystko zaś za sprawą strzały, która przy każdym silniejszym łuku może w tym układzie wyślizgnąć się z ręki dosłownie w każdej chwili. Dla pełnego zrozumienia jego nieużyteczności musimy jednak zająć się jeszcze jedną nieodłączną kwestią związaną z łukiem, a mianowicie jego naciągiem.

Tak naprawdę to właśnie naciąg, a nie kształt czy rodzaj drewna, stanowił w przeważającej części o możliwościach tej broni. Mierzona w funtach lub kilogramach siła łuku jest mniej więcej tym, czym rozmiar ładunku prochowego jest dla współczesnego pocisku. Mówiąc zaś dokładnie, naciąg jest równy obciążeniu jakie należałoby podwiesić pod cięciwę aby naciągnąć ją na optymalną dla długości ramienia łucznika odległość (obecnie przyjmuje się 28 lub 30 cali). Gdy więc jeszcze raz usłyszycie od jakiegoś spoconego młodzieńca, że długi, kompozytowy, cisowy czy elfi łuk jest najbardziej zabójczy – zapytajcie go czy mówi o jakimś konkretnym zakresie siły naciągów, czy zwyczajnie bredzi od rzeczy nie mając pojęcia o najważniejszym dla tej broni podziale.

Co istotne wszystkie łuki wytwarzane z naturalnych surowców odczuwają „zmęczenie” zarówno strzelaniem jak i samym założeniem cięciwy. Prowadzi to do sytuacji, kiedy nawet podczas godzinnego użytkowania łuku ostatnie strzały oddajemy z nieco mniejszą siłą. O ile jednak do pewnego stopnia zmiana ta jest odwracalna i broni wystarczy jedynie odleżenie kilku czy kilkunastu godzin, to przemęczenie łuku może już prowadzić do stałego osłabienia naciągu lub wypaczenia jego włókien w stopniu, który zakończy się pęknięciem broni podczas oddawania kolejnego strzału. Nietrudno więc zgadnąć, że w takiej sytuacji pozostawianie założonej cięciwy na dłużej niż kilka godzin jest niezbyt rozsądne, a notorycznie powtarzające się w filmach przechowywanie uzbrojonego łuku jest dla niego zwykłym „wyrokiem śmierci”.

W średniowieczu siła naciągu przyjmowała wartości od 10 kilogramów dla lekkich łuków myśliwskich do 50-70 kilogramowych łuków angielskich, których to nikt poza przyuczanymi od dziecka (i rozpoznawanymi przez archeologów po charakterystycznym wykrzywieniu kręgosłupa) właścicielami nie był w stanie używać. Co istotne moc ta przekładała się nie tylko na wymaganą do użytkowania siłę ale także zmęczenie czy kontuzje jakie generowała. O ile jednak strzelanie chwytem wschodnim wymagało ochronnego pierścienia (bez niego kciuk „ścierał się” już po kilku strzałach) bez względu na naciąg, to chwyt klasyczny mógł się obejść bez skórzanych osłon palców do pewnej granicy oddanych strzał czy mocy łuku, powyżej której opuszki palców puchły czy nawet pękały.

Standardową siłę średniowiecznych łuków bojowych należałoby jednak rozważać w przynajmniej trzech oddzielnych kategoriach:

– lekkich łuków konnych o naciągu zwykle nie przekraczających 20 kilogramów,
– łuków piechoty zaczynających się na sile dwudziestu paru kilogramów (na której notabene kończą się współczesne łuki rekonstruktorów) i sięgających nawet 40 kilogramów
– łuków angielskich czyli broni niemal artyleryjskiej, której niektóre egzemplarze szacowano na ponad 70 kilogramów.

Dokładne możliwości takich broni omówmy jednak następnym razem, tymczasem powracając do podstaw.

ryc3
strzały i paradoks łuczniczy

Strzała jaka jest każdy widzi. Ale czy na pewno?  To czego nie widać gołym okiem, to giętkość promienia, która powinna być przynajmniej w minimalnym stopniu dopasowana do siły łuku. Wynika to z tak zwanego paradoksu łuczniczego, czyli efektu polegającego na tym, że wyrzucana przez cięciwę strzała wygina się, omijając niejako łuk i prostując dopiero w trakcie dalszego lotu. To właśnie dzięki niemu tradycyjne łuki pozwalały strzelać na wprost, bez charakterystycznych dla współczesnych łuków olimpijskich czy bloczkowych (a nawet dziecinnych) „okienek” na strzałę. Wymaga to co prawda wyczucia owego paradoksu i dobrania odpowiedniej grubości i twardości strzał do łuku, jednak równocześnie świadczy o umiejętnościach łucznika. Źle dobrana giętkość powoduje albo odrzucenie strzały od majdaniu (przy zbyt twardych strzałach) albo brak równowagi, czy nawet rozerwanie strzały w locie (przy strzałach zbyt miękkich).

Groty strzał bywały bardzo różne w zależności od przeznaczenia, tak w kwestii kształtu jak i wagi. Najwęższe i najcięższe służyły do przebijania pancerzy, szerokie do szybkiego powalania zwierzyny, podczas gdy jeszcze inne pełniły funkcje zaczepne, sygnalizacyjne, użytkowe czy najzwyczajniej pośrednie. Zadaniem najpopularniejszych współcześnie toczonych grotów tarczowych jest powodowanie jak najmniejszych zniszczeń celu i łatwe wyjmowanie nawet z twardszych powierzchni. Nie są one oczywiście całkowicie bezpieczne dla żywego celu, jednak nie wyciągane z rany blokują krwawienie dając większe szanse przeżycia przypadkowym ofiarom. Ta właśnie cecha absolutnie dyskwalifikuje tego typu strzały w polowaniach, niepotrzebnie przedłużając agonię zwierząt.

Osad strzały wycinano zazwyczaj bezpośrednio w promieniu, czasem bywał jednak rogową czy nawet metalową nakładką. Cięższe zakończenia charakteryzowały też tak zwane strzały szybujące, z przesuniętym do tyłu środkiem ciężkości. Ciężko dywagować o historycznej szerokości otworu w osadzie, jednak współcześnie w łucznictwie tradycyjnym przyjmuje się, że idealnie dobrana strzała powinna po nałożeniu na cięciwę trzymać się sama, lecz odpadać nawet przy lekkim wstrząsie. Taki kompromis pomocny jest szczególnie przy chwycie klasycznym gdzie napinające cięciwę opuszki palców mają dość ograniczoną możliwość dodatkowego przytrzymywania strzały na cięciwie.

ryc4d
przekrój strzały

Dla niniejszego tekstu ważniejsze jest jednak to, że nacięcie osadu było powiązane z układem trzech lotek (rzadziej czterech) odpowiadających za stabilizację lotu strzały. Właściwie przygotowana strzała posiadała lotkę prowadzącą, klejoną (i szytą) pod kątem prostym względem cięciwy łuku, tak by pozostałe dwa pióra mogły układać się jak najmniej kolizyjnie względem mijanego po spuszczeniu cięciwy majdanu. Może się to wydawać mało istotnym detalem i jest tak w istocie gdy cel był duży i oddalony o zaledwie kilkanaście metrów. Gdy jednak powrócimy do wspomnianego na początku Robina z Sherwood, który wzorem wszystkich innych Robinów zmuszony był trafić siedzącą w samym środku tarczy strzałę przeciwnika z kilkudziesięciu metrów – każdy, nawet najmniejszy detal, powinien mieć znaczenie. Dlatego właśnie, gdy z ciekawości obejrzałem ów kluczowy odcinek ćwierć wieku później, z przerażeniem zauważyłem, że scenarzyści co prawda najwyraźniej konsultowali i ten element, jednak coś solidnie pokręcili. Każdy jeden strzał w rzeczonym turnieju został oddany lotką prowadzącą w stronę łuku, a autorytet bohatera mojego dzieciństwa chwilowo legł w gruzach.

Szczęśliwie niedługo później znajoma łuczniczka podlinkowała mi plakat drugiej części Kosogłosa. Pomogło. Teraz wiem, że moje dzieciństwo było i tak trzy razy lepsze, niż to jakie ma pokolenie Igrzysk Śmierci.

-->

Kilka komentarzy do "Mrokowiecze: Łuk"

  • 18 lutego 2016 at 10:21
    Permalink

    Napisane trochę ciężkim językiem, trzeba doszlifować i będzie piękne 😉

    Reply
  • 18 lutego 2016 at 13:41
    Permalink

    Co do strzelania z łuku w Igrzyskach śmierci. Podobno kręcono film bez strzał, aktorka napinała samą cięciwę a strzały dodano komputerowo.

    Reply
    • 18 lutego 2016 at 13:59
      Permalink

      W bitwie o Helmowy Jar są sceny gdzie na dalszym planie elfy walą z łuków bez strzał – bo komuś zapomniało się ich dodać w postprodukcji 😉

      Reply
      • 4 lipca 2016 at 12:43
        Permalink

        może strzelają tak szybko że strzał nie widać 😉 – w końcu to elfy ;P

        Reply
  • 18 lutego 2016 at 13:56
    Permalink

    fajne – dowiedzialem sie paru rzeczy w przystepny sposob 🙂 me gusta

    Reply
  • 18 lutego 2016 at 18:01
    Permalink

    To teraz już nie bedzie Szalonych Teorii?

    Reply
    • DaeL
      18 lutego 2016 at 20:08
      Permalink

      Całkiem możliwe. Dragon Warrior szaleje z tym łukiem, nie wiadomo kto następny padnie jego ofiarą. A tak na poważnie – autorów na stronie jest kilku, tylko ciężko to zauważyć, bo większość się od jakiegoś roku obija :). Ale postaramy się nie wchodzić sobie w paradę. I na pewno Szalone Teorie nadal będą się ukazywać, mniej więcej tą samą częstotliwościa (2-4 na miesiąc)

      Reply
  • 18 lutego 2016 at 19:18
    Permalink

    zrujnowane dzieciństwo, bo Katniss źle trzyma szczałe. olaboga, zejdź na ziemie

    Reply
  • 18 lutego 2016 at 20:37
    Permalink

    Zrujnowanie dzieciństwo to mam przez krytykę mojego chwytu, a nazwanie go prymitywnym to już przegięcie. Widać, że autor się nie przyłożył bo nie wymienił najpopularniejszego materiału z którego wytwarza się łuki czyli leszczynowego kija. 🙂
    A tak na serio, czy sam zajmujesz się rekonstrukcją historyczną łucznictwa? Ja kiedyś zacząłem zgłębiać tajniki wytwarzania łuków, ale zrezygnowałem gdy dowiedziałem się, że po wycięciu kilku drzew i miesiącach sezonowania drewna łuk może się złamać przy pierwszej próbie nałożenia cięciwy. Ceny łuków w sieci też są dość wysokie, więc zostałem łucznikiem pasywnym 🙂

    Reply
    • 18 lutego 2016 at 21:57
      Permalink

      Kilka lat temu znalazłem swój leszczynowy łuk z dzieciństwa – jak go chciałem przetestować na obecnych strzałach to wytrzymał całe trzy chyba 😉

      Ale drogie to są strzały nie łuki 😉 Łuk nawet drewniany, to jeśli dobry starczy na 2-4 lata spokojniejszego użytkowania jeśli się nim nic głupiego nie będzie robić. Za to drewniany kompozyt z laminatem za kilkaset złotych starczy już na lata. Do tego łuki od lat drożeją w tempie równym ze starzeniem więc jest opcja kupić nowy łuk i sprzedać go rok czy dwa później w cenie zakupu.

      Za to strzały to już w zależności od tego jak poważnie podchodzisz do wyników od 10 do 50 zł za sztukę. I to jest ból bo komplet 10 sztuk starcza na sezon jeśli się mocniej jeździ po turniejach lub nie ma idealnej tarczy.

      W rekonstrukcji siedzę i jakieś dwa-trzy lata temu zacząłem się poważniej przesiadać z walk na łuk. Konkurencja nawet większa ale przeciwnicy jakby nie robią Ci krzywdy 😉 W sumie na forum tutaj w dziale “o sporcie ” mieliśmy trochę dyskusji o tym jak się zabrać za strzelanie i czasem się jakimiś wynikami chwaliłem, ale w sumie szału nie ma bo jak to 10latka w rodzinie stwierdziła “w TV mnie nie widziała”.

      Reply
  • 18 lutego 2016 at 22:17
    Permalink

    O ile mi wiadomo ( a sporo czytałem nt. łucznictwa), to na końcu strzały znajduje się “osada” a nie “osad”. Pierwszy raz spotkałem się z takim określeniem.

    Reply
    • 18 lutego 2016 at 22:27
      Permalink

      Teraz już nie jestem pewny czy nie wpadłem w pułapkę językową wyrazu, którego zwykle się używa tylko w liczbie mnogiej. Forma z pewnością się pojawia ale faktycznie nie jestem w tym momencie w stanie stwierdzić od ręki czy jest prawidłowa czy nie.

      Reply
      • 7 października 2016 at 20:00
        Permalink

        jest jeszcze co nieco o czym można by wspomnieć jak na przykład poprawna postawa podczas strzelania, czy same łuki bloczkowe, ale ogólnie pozytywnie 🙂

        Reply
        • 7 października 2016 at 20:01
          Permalink

          przepraszam, błąd, miało iść jako komentarz do artykułu, nie odpowiedź na komentarz ;/ a tutaj chciałam dodać, że my na trenignach mówimy “nasadka” 🙂

          Reply
        • 7 października 2016 at 20:36
          Permalink

          Na bloczkach kompletnie się nie znam jakby co a nie chcę kopiowaną teorią jechać 😉

          Reply

Skomentuj Argotin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków