– Ależ będzie napinka! – podgrzewa atmosferę Crowley. Cztery nominacje do nagród Akademii dla polskiej kinematografii? Tego jeszcze nie grali. Choć od razu studzi nastroje, wystawiając „Idzie” niepochlebną opinię. Nominacja dla najgłośniejszego polskiego filmu ostatnich lat dziwi także Pquelima: – Mocne 6/10 w oleju – ocenia. Cherryy trzeźwo zauważa, że nominacji mamy… pięć. Pominięta została bowiem Anna B. Shepard, która stworzyła stroje do „Czarownicy” z Angeliną Jolie. Przypomina również, że „Ida” to pierwszy polski obraz z dwoma nominacjami do najgłośniejszych nagród filmowych. – 6/10, w dużej mierze za zdjęcia – zgadza się z Pquelimem, który zwraca uwagę na fakt, że choć w kategorii zdjęciowej mocno liczymy na polską propozycję, to poważnym konkurentem w walce o Oscara za zdjęcia będzie „Birdman”, a w ubiegłym roku widzów urzekał również „Grand Budapest Hotel”.
– Polityka Akademii jest często taka, że jeżeli film dostaje (Oscara – dop. red.) w kategoriach głównych, to te techniczne przydziela się innym – w tym Pquelim dostrzega szansy dla „Idy” za zdjęcia, ale od razu alarmuje: „Lewiatan” to naprawdę mocne kino i duże zagrożenie w kategorii filmu obcojęzycznego. Natomiast Crowley nawiązuje jeszcze do statuetki za zdjęcia i „Grand Budapest Hotel”: – To co urzeka, to fantastycznie zaprojektowane lokacje i praca kamery. Ta druga albo jest kompletnie nieruchoma i patrzy prostopadle do przedstawianej sceny, albo porusza się w poprzek kadru (ewentualnie obraca wokół własnej osi). Tworzy to wrażenie oglądania ruchomego komiksu.
Konkurencja dla naszej „Idy” jest więc mocna. – Ogląda się to momentami, jak kronikę ze względu na rzadko spotykaną w polskim kinie dbałość o scenografię otwartych lokacji – nie przekreśla szans „Idy” Cherryy – Kawał dobrej roboty scenografów. Zagrany niebywale dobrze, także przez postaci pojawiające się na ekranie na kilkadziesiąt sekund. Warsztatowo piątka z plusem. (…) I tylko fabuła mnie nie przekonała. (…) Ale pomimo wszystko – jest to niezły film, nadrabiający znakomitą Kuleszą i ogólnie aktorstwem, bardzo dobrym klimatem i perfekcją stylistyczną.
– Podpisuję się po opinią Cherryy’ego. Film znakomity warsztatowo, ale poza tym zostawia duży niedosyt. Fabularnie i emocjonalnie nic specjalnego. A przecież Pawlikowski pokazał już kiedyś, że potrafi robić świetne, porywające emocjonalnie kino – zgadza się eddina.
– Bez wielkich zaskoczeń – ocenia tegoroczne nominacje Crowley. – Może poza tym, że „Selma” ma tylko jedną nominację – dodaje po chwili namysłu. – To, że „Snajper” ma sześć nominacji, to dla mnie kolejny, obok „Idy”, dowód na słabiznę tego roku – komentuje Pquelim. A następny zawód, to według niego właśnie „Selma” w kategorii Film Roku. – To są co najwyżej niezłe filmy, które w normalnym roku powinny przepaść – dorzuca, kończąc swój pesymistyczny wywód. – Taki „Boyhood” ma głównie recenzje (na poziomie – dop. red.) 9-10/10, a jest jak jest – ironicznie dokłada swoje trzy grosze SithFrog i jednocześnie zauważa, że pominięto „Wolnego strzelca”, sugerując przy tym niecenzuralnie gdzie można sobie wsadzić nagrody Akademii.
– „Boyhood” wygląda trochę tak, jakbyśmy się dorwali do kaset VHS naszego sąsiada – śmieje się Crowley. Pquelim dolewa oliwy do ognia mówiąc, że: – to był bieda-rok, z masą sztucznie pompowanych wybitności. „Boyhooda” nazywa nudnym, a „Birdmana” określa trywialnym, gdyż „jego metaforyczności porównać można jedynie z rodzimym Stefanem Żeromskim”. Film jest według niego „świetnie skręcony i zagrany, ale w gruncie rzeczy banalny, infantylny i chwyta się tanich sztuczek, aby osiągnąć zamierzony efekt”. Oscara za najlepszy film wręczyłby „Whiplashowi” bądź „Grand Budapest Hotel”, choć, jak ocenia, „wygra oczywiście <<Boyhood>>”, mimo że jest „boleśnie nudny, za długi i kompletnie o niczym. Ale jednak ciepły, pozytywny, świetnie zagrany i trochę imponujący pomysłową realizacją.”
W głównej kategorii – Film Roku – SithFrog, „niestety”, obstawia „Boyhooda”, zaznaczając przy tym, że uwzględnia opinie krytyków. Ponadto sukcesu Richarda Linklatera upatruje w trzech innych kategoriach: reżyserii, drugoplanowej roli żeńskiej i scenariusza oryginalnego. Szczerze jednak przyznaje, że chciałby się mylić. Wtóruje mu Pquelim, mocno oceniając szanse „Boyhooda”. Obstawia też Oscara za reżyserię dla Linklatera, choć w jego mniemaniu ten twórca tworzył już lepsze filmy. Nie wszyscy podzielają jednak tak negatywną opinię o filmie. – Film nie należy do krótkich, ale, mówiąc szczerze, przez cały seans byłem przykuty do ekranu, a gdy pojawiły się napisy końcowe chciałem więcej – wychodzi przed szereg Ptaszor. – Eksperyment w kinematografii naprawdę ambitny i imponujący, ale jego efekt w postaci filmu jest taki sobie – odzywa się sprowokowany SithFrog – W historii Masona nie ma nic, co uzasadniałoby (…) te wszystkie peany i przyznawanie Oscara już dziś.
Crowley z kolei czarnego konia upatruje w „Selmie”, jednak uważa, że ostateczna walka rozstrzygnie się pomiędzy Linklaterem a Inarritu. – „Boyhood” przegra z „Birdmanem” bój o statuetkę za najlepszy film – stawia jasno sprawę. Ale przewiduje, że w ramach pocieszenia dostanie nagrodę za reżyserię, natomiast inny hit ubiegłego roku – „Grand Budapest Hotel” – zgarnie Oscara za scenariusz. – Wspomnicie moje słowa – dodaje, pewny swego. Pquelim bardzo chciałby, aby statuetkę za reżyserię otrzymał Wes Anderson, bo jego film „zabiera widza w zupełnie inny świat, który od początku do końca jest spójną wizją reżysera”. Dodaje także, że „Wes Anderson dokonał rzeczy wartej odnotowania. Jego Grand Budapest Hotel to film nietuzinkowy i urzekający. Kontynuując poszukiwania nowych formatów w kinematografii być może właśnie osiągnął swoje opus magnum”. Eddina również jest pod wrażeniem „Grand Budapest Hotel”: – Moje pierwsze spotkanie z Wesem Andersonem to było „Moonrise Kingdom”(…). „Grand Budapest Hotel” przynosi ten sam charakterystyczny, na pół bajkowy świat, tych samych fenomenalnych aktorów (…), tę samą teatralność, feerię barw, piękną muzykę i trochę naiwną, choć wciągającą historię. Tym razem efekt jest jeszcze lepszy.
Pquelim pochyla się natomiast nad „Snajperem”: – Jak na Clinta jest ponoć przeciętnie, ale skoro przeoczyli jego dwa ostatnie filmy, to teraz wypadałoby (go – dop. red.) docenić. Najlepsza trójka według Sobiesia to „Birdman”, „Whiplash” i „Boyhood”, właśnie w tej kolejności, choć zaznacza przy tym, że czekają go jeszcze projekcje „Snajpera”, „Teorii wszystkiego” i „Gry tajemnic”. O tym ostatnim dużo do powiedzenia miała z kolei eddina: – Film skrzy się od ciętych ripost i inteligentnego humoru, zwłaszcza na początku, co dodaje mu przyjemnej dynamiki, ale znów… nasuwa skojarzenia z Sherlockiem BBC. Taki już chyba los Benedicta, że wszędzie będzie mu się tym Sherlockiem odbijać.
Forumowicze są dość jednogłośni w kategorii najlepszej roli męskiej. SithFrog pewnie obstawia Michaela Keatona za rolę w „Birdmanie”. Turtles zauważa jednak, że świetne opinie zbiera Steve Carell za rolę w „Foxcatcherze” i w pełni je potwierdza. Zwraca uwagę na fakt, że aktor długo przygotowywał się do roli. – Miło się tego nie ogląda, bo ma Oscary wygrywać, a nie pogodę ducha w widowni rozpalać – pozwala sobie na dygresję o filmie Bennetta Millera – Dobre kino – porządna reżyseria, świetne aktorstwo, udane udźwiękowienie (…) Czasem scenariusz zdaje się uciekać w stronę sztampy (…), ale całość na pewno się wyróżnia na tle kina sportowego – dodaje.
– Rok zdecydowanie nie obfitował w wielkie kreacje – roztacza swój pesymizm Pquelim. Zgadza się jednak, że najodpowiedniejszym kandydatem byłby Michael Keaton, choć statuetkę zdobędzie pewnie Eddie Redmayne, który wcielił się w Stephena Hawkinga: – Specyfika tej roli (Michaela Keatona – dop. red.) nie wymagała od niego zbyt wielkiego warsztatu (…). Mimo wszystko, w jego kreacji nie sposób się nie zakochać. Kiedy jest rzeczywisty, gra nienaturalnie, kiedy ucieka w niechlujstwo – jest wiarygodny, a kiedy trzeba szarpnąć strunami emocji – wybucha niczym wulkan. Połowę tych rzeczy robi oczami, drugą połowę świetnym głosem. (…) nagrody i peany Keatonowi należą się z całą pewnością.
SithFrogowi szkoda Ethana Hawke’a w kategorii drugoplanowej roli męskiej, bo będzie musiał uznać wyższość „belfra z Whiplash”. – Chciałbym, żeby Norton dostał Oscara (…) bo on zwyczajnie zasługuje na statuetkę – wtrąca się Pquelim, choć po chwili namysłu dodaje bez cienia melancholii: Pojedynek między Nortonem a Simmonsem uważam za nieporozumienie, gdyż ten pierwszy dostał w „Birdmanie” rolę łatwą, wredną i do tego niewielką. Rolę J. K. Simmonsa uważa za kapitalną i zapadającą głęboko w pamięć, która w pojedynkę zrobiła z „Whiplash” wyraziste dzieło: – Rewelacyjna historia okraszona wyśmienitą ścieżką dźwiękową, z porywającymi utworami jazzowymi, porywającą kreacją Simmonsa i narracją w stylu porządnego thrillera – to wszystko najważniejsze zalety tego filmu, który – notabene – w tym momencie uważam, za jeden z najlepszych obrazów 2014 roku. (…) (Film – dop. red.) posiada jednak kilka wyraźnych zgrzytów, które prawdopodobnie pozbawią go uznania wśród szerszej publiczności, o czym może świadczyć znaczny wysyp nominacji, jednak niewiele nagród głównych dla tego tytułu. Zresztą, na Złotych Globach szansę dostał tylko Simmons.
– Norton jest bezbłędny – próbuje „nawrócić” Pquelima Ptaszor i wylicza zalety filmu: ta jego postać, która prawdziwie żyje tylko na scenie, nawet poprawna zazwyczaj Emma Stone, potrafi błysnąć, choć nie na nominację. Realizacyjnie film powoduje opad szczeny. Okazji na parę słów o „Birdmanie” nie przegapił też Crowley: – „Birdman” jest inny, jest jednocześnie teatralny i hollywoodzki w jakiś dziwny sposób. Zresztą dwoistość jest bardzo charakterystyczna dla tego filmu. Główny bohater mota się pomiędzy rzeczywistością a światem w swojej głowie.
„Zaginiona dziewczyna”, choć nominacji w głównej kategorii nie dostała, to i tak w postach forumowiczów przewijała się często. SithFrog Oscara za pierwszoplanową rolę żeńską wręczyłby Rosamund Pike. – Powiew świeżości w thrillerach – dodaje Turtles. Pquelim zgadza się, że Pike wypadła świetnie, ale osobiście dałby statuetkę Julianne Moore za rolę w „Motyl Still Alice”. – Piąta nominacja (…), może nadszedł czas i ją wynagrodzić? – sugeruje pytająco. Nie przekreśla przy tym szans Marion Cotillard („Dwa dni, jedna noc”) i Reese Whiterspoon („Dzika droga”).
Pquelim zauważa, że Meryl Streep otrzymała kolejną nominację, tym razem za drugoplanową rolę żeńską w filmie „Tajemnice lasu”, nie mogąc się nadziwić ileż razy była nominowana przez Akademię. – Ona po prostu wykupiła abonament – ironicznie zauważa Crowley. Pquelim z kolei odnosi się do optymistycznych opinii na temat roli Patricii Arquette w „Boyhoodze”, określając je jako przesadzone, ze względu na kontrast, jaki warsztatowo prezentuje na tle innych aktorów grających w tym filmie. Z tą opinią nie zgodził się Cherryy, uznając aktorkę za jeden z najjaśniejszych punktów obrazu, który nagrodziłby Patricię Arquette za „jej niesamowitą kreację autodestrukcyjnej, poszukującej jakiegoś przyczółka w życiu, matki”. Pquelimowi najbardziej z kolei przypadła do gustu rola Emmy Stone w „Birdmanie”, ale statuetkę przewrotnie rezerwuje dla Meryl Streep. – Stone i Norton, chociaż role mieli niewielkie, to dla mnie dali taki popis i zagrali z taką swobodą, że nie obraziłbym się, gdyby wygrali – podsumowuje dyskusję na temat kategorii aktorskich Crowley.
Animacja w tym roku wzbudza wiele kontrowersji. Forumowicze zgodnie pytają: gdzie jest „Lego Movie”? Crowley ze smutkiem uznaje, że taką decyzję ciężko nawet skomentować. SithFrog chce z tego powodu w tym roku Oscary oprotestować. Yggor zauważa, że film otrzymał jedną nominację – za najlepszą piosenkę. SithFrog prędko kontruje, że cóż z tego, skoro w najważniejszych kategoriach został kompletnie pominięty. Według Turtlesa „Lego Movie” i tak było bez szans. – Dobry film powinien być nudny – dodaje z przekąsem. Uważa, że dzieło, w którym bohaterami są plastikowe figurki jest lepszy nawet od „Whiplasha” i „Foxcatchera” z pięcioma nominacjami. Wodą na młyn dla forumowiczów były słowa Conana O’Briena, który również był zszokowany brakiem nominacji dla „Lego Movie”, ponieważ Akademia ma długą tradycję w nagradzaniu plastikowych ludzi z nieruchomymi twarzami.
Mniej emocji wzbudziły pozostałe kategorie. Sithfrog uważa „Whiplash” za głównego faworyta do statuetki za scenariusz adaptowany. Pquelim nie widzi w tym roku sensu przyznawania Oscara za scenariusz oryginalny i wylicza: – „Boyhood” nie ma scenariusza, „Grand Budapest Hotel” nie koncentruje się na historii, „Birdman” jest oparty na faktach, ale też żadnej historii nie opowiada. Crowley jest z kolei przekonany co do szans „Grand Budapest Hotel”. – Natomiast za montaż „asekuracyjnie” nominowano „wielką piątkę”, czyli „Boyhooda”, „Grę tajemnic”, „Grand Budapest Hotel”, „Snajpera” i Whiplasha” – zauważa Pquelim. Ocenia, że nagroda będzie uzależniona od tego, który film nie zdobędzie statuetki w innych nominacjach. „Interstellar”, jak żaden inny film, w ubiegłym roku podzielił widzów. W najważniejszych kategoriach został pominięty, ale – jak zauważa Pquelim – i tak zgarnął pięć nominacji, głównie technicznych. Śmiać mi się chce – dorzuca, kiedy widzi na liście nominacji trzecią część „Hobbita”, choć jest to tylko wyróżnienie za montaż dźwięku.
A jak Wy oceniacie szanse poszczególnych tytułów w nadchodzącej wielkimi krokami Gali? Swoje opinie możecie wyrażać na forum.