Mieszane uczucia i tęsknota za pierwszą częścią – to wszystko co zostało mi w głowie po obejrzeniu „Golden Circle”. Matthew Vaughn po raz drugi próbuje nas zaczarować swoją autorską wersją Jamesa Bonda, ale odniosłem wrażenie, że tym razem nie do końca miał na to pomysł. Jest mniej więcej tak samo jak w poprzedniej odsłonie, tylko trochę słabiej, nudniej, odrobinę mniej zaskakująco.
Widzimy to przede wszystkim w powtórzeniach motywów z jedynki. Film nie próbuje nawet udawać, że próbuje zrobić coś nowego. Eggsy znów musi zmierzyć się z klasycznym czarnym charakterem (Poppy, w tej roli świetna Juliane Moore), znów po drodze pomoże mu Merlin i Harry, znów obejrzymy bójkę w barze. Dodatkowo pojawią się amerykańscy koledzy z zaprzyjaźnionej agencji: Statesman. Jeśli ktoś liczył, że chociaż ta nowa agencja tchnie w film nowe życie, to srogo się rozczaruje. Pole do popisu było, ale go nie wykorzystano.
Nie wiem jak – mając takie nazwiska w obsadzie jak Tatuum czy Bridges – można było zepchnąć amerykańskich agentów nawet nie na drugi, ale na trzeci plan. Naprawdę szkoda zmarnowanego potencjału. Przecież obaj mają w swoim dossier świetne role komediowe! A w „Złotym Kręgu” byli statystami. Colin Firth jako Harry jest ponownie najmocniejszym punktem programu, ale jego powrót trochę mnie uwierał. Ta śmierć była – mimo groteskowej otoczki – jedną z najlepszych i najodważniejszych scen w „Kingsman: Secret Service”. Przez przywrócenie go do żywych reżyser obniża rangę tamtego momentu, ale i generalny poziom emocji, bo skoro każdy może zmartwychwstać, to w zasadzie nie ma się co martwić o naszych bohaterów. Warto jeszcze wspomnieć, że Taron Egerton jako Eggsy trzyma poziom. Ta rola jest zdecydowanie stworzona dla niego.
Juliane Moore na planie bawi się świetnie, ale jej bohaterka przypomina czarny charakter z „Thor: Ragnarok”. Praktycznie przez 90% czasu nie ma co robić poza powtarzaniem w kółko swojego złowieszczego planu na zdobycie władzy nad światem. Stąd skojarzenie z Helą – potencjał i charyzma spore, ale zmarnowane na postać która okazuje się być głównie maszynką do tłumaczenia fabuły. W dodatku siedzi gdzieś na końcu świata i nie wchodzi w żadne interakcje z bohaterami. Najciekawsze co wiąże się z tą postacią to wątek pewnego znanego piosenkarza, którego Poppy trzyma w niewoli w charakterze dostawcy rozrywki. Artysta pojawia się kilkukrotnie i te fragmenty to chyba najzabawniejsze momenty w filmie.
Vaughn dziwnie rozłożył akcenty i przez to tempo filmu jest bardzo nierówne. Na dzień dobry dostajemy długą i bardzo dynamiczną sekwencję pościgu, a potem wszystko siada i przez długi czas niemal nic się dzieje. Watek poboczny z uwodzeniem pięknej blondynki prawie mnie uśpił. Poza tym wspomniana, początkowa scena akcji jest tak długa, intensywna i efektowna, że na kolejny porównywalny moment czekamy za długo. I chyba w ogóle się nie doczekujemy, bo na dobrą sprawę nic więcej w filmie jej nie przebija skalą czy wrażeniami. Trochę tak jakby reżyser wystrzelał się z najlepszych pomysłów w pierwszym kwadransie i potem tylko próbował ledwo-ledwo równać do tego poziomu.
Na osobny akapit zasłużyła ekipa od zdjęć. Są takie chwile, kiedy zdjęcia naprawdę urzekają. Kilka kadrów może oprawić w ramkę i powiesić sobie na ścianie. Ba! Nawet dialogi nakręcono z pomysłem i oryginalnie. A jednocześnie niektóre sceny akcji dziwnie kuleją. Ktoś bardzo chciał, żeby wyglądały jak kręcone jednym ujęciem, ale nie dość, że widać gdzie są cięcia, to jeszcze momentami CGI jest w nich (delikatnie mówiąc) średniej jakości.
Podsumowując: nie chcę powiedzieć, że „Kingsman: Golden Circle” to film zły. Zapewnia sporą dawkę rozrywki i jeśli ktoś się nudzi, to można sobie miło obejrzeć. Tyle że jest o klasę albo i dwie słabszy od poprzedniej części. Jeśli ktoś nie widział w kinie – nie ma czego żałować.
Kingsman: Złoty krąg
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
Moim zdaniem kapitalna zabawa. Jedyny minus, że już tak nie zaskakuje, ale nie może, bo… nie jest pierwsza.
Czy pisanie w recenzji o powrocie Harry’ego to nie spoiler? Sam nie wiem… Decyzji twórców będę bronił. Absurd i przerysowanie są wpisane w tę serię. Już dla samej sceny z motylkami warto było go wskrzesić 🙂
8/10.
Widziałem Twoją ocenę na fwb, jak zawsze, rzecz gustu, mnie nie kupili. Liczyłem na więcej Statesman i trochę lepszy balans akcja/dialogi.
Powrót Harry’ego – miałem moment zawahania, ale on jest w obsadzie, zwiastunach i na wszystkich plakatach więc nie ma się co oszukiwać, twórcy nie chcieli robić z tego niespodzianki 😉
No dużo słabsze niż jedynka :/ Chociaż jak drugi raz oglądałem z narzeczoną, to lepiej podeszło, ale akurat odpaliliśmy zielone świątki, więc zakrzywiło obraz na pewno 😉
Narkotyki to zło! Nie róbcie tego nigdy i nigdzie!
Ostrzeżenie odfajkowane 😉
Przy takim dopingu to wiele filmów średnich może wejść jako naprawdę dobre więc ciężko mi porównać. Musiałbym obejrzeć jeszcze raz, stosując podobne ulepszacze 😉
fsgk wspiera ćpunów i degeneratów, skandal!! xD
MONAR 2!
Zgubiłeś sporo smaczków, które dla osób nieobeznanych z dyskursem politycznym w USA są nieoczywiste, a dla reszty tworzą najlepsze gagi. Przede wszystki wątek [spolier]legalizacji narkotyków[/spolier], a warto pamiętać że film wszedł na ekrany tuż przed referentum ws. [spolier]marichuany[/spolier] w Kaliforni, przerysowane paski w serwisie Fox News(którego wytwórnia zrobiła ten film, więc wypada pogratulowac dystansu) i świetne pokazanie do czego prowadzi [spolier]war on drugs[/spolier] i czy jej zwolennicy na prawdę tego chcą.
Do tego cała masa slapstickowych momentów jak ten z [spoliler]granatem zamrażającym[/spolier], [spolier]agentem nie w pełni formy[/spolier] czy [spolier]hamowania wyciągu narciarskiego amerykańskim spadochronem[/spoiler]. Parodiowanie Tarantino [spolier] maszynką do mięsa i całą reszta scen w Poppylandzie[/spolier]. Na dokładkę jeden z najlepiej umotywowanych szwarcharakterów ostatnich lat(ciągłe zemsty za zabicie X są nudne), nabijanie się z Wall Street i perspektywa metaforyczna: oto firma specjalizująca się w legalnych środkach odurzających[spolier]alkochol[/spolier] walczy z firma specjalizująca się w nielegalnych.
Nie da się zrobić pozytywnej, bezspolierowej recenzji Kingsmana 2. Jak dla mnie 9/10, w kinie byłem dwa razy.
To wszystko co napisałeś to zapewne w 100% racja, ale ja oceniam ten film jako rozrywkowe kino akcji dla wszystkich, a nie jako bieżący komentarz do jakiegoś referendum w USA.
A co do motywacji szwarccharakteru – a czym to się różniło od Samuela L. Jacksona z jedynki? Albo dowolnego innego złego, który nie szuka zemsty, czyli w zasadzie co drugi? 🙂
Spoiler nie spolier 😀
To z francuskiego, czyta się „spojle”. Le spolje!
Jak się na FGSK właściwie dodaje spoliery?
test
Tak jak zrobiłeś w oryginalnym poście. Tylko zamiast spolier musisz napisać spoiler. Zamień kolejnością i oraz l 😉
Wszystko co wypisał Pikolo bawiłoby mnie gdybym był Amerykaninem. Było zabawnie i nawet interesująco, ale jedynka była zwyczajnie lepsza. Statesmani mnie irytowali, a scena z rakietami zepsuła budowanie ważnej postaci z pierwszej części. Piosenkarz rzeczywiście śmieszył. Ale ile razy można powtarzać scenę w barze?
Sie zgodze.
W ogole caly film mam wrazenie opieral sie na pomysle 'hej pierwszy film sie podobal, to teraz zrobmy tak zeby Amerykanie zrozumieli’ i dorzuceniu whiskY oraz kowbojskich kapeluszy i lasso.. az w zebach zgrzyta te amerykanizowanie na sile. Juz samym tym dostaje -5 do oceny u mnie.
Mi sie Poppy bardzo podobala ale tak jak Sith pisze niewykorzystana bo na zapupiu. Zreszta ona sama jako Poppy to zauwaza – w koncu o to jej chodzi. Po co byc super bogatym zlym jak nikt o mnie nie wie 🙂 Piosenkarz przerysowany groteskowo smieszyl ale ocieral sie o granice gustu juz
A mi właśnie akcja w barze się podobała. Taki klasyk tej serii, coś jak napisy odlatujące w dal w StarWars
To ja ne niestety po drugiej stronie, ale bardziej odniosę się do jedynki. Dlaczego? No 2 nie mam zamiaru oglądać skoro jest gorsza, a pierwszą część oceniam mizernie.
Fabuła strasznie przewidywalna, akcja opiera się na nierealistycznych efektach specjalnych (co mnie odpycha bo nie jestem fanem sf), a dialogi są prowadzone tak, że nic nie jest emocjonujące. Dodać do tego żarty dla młodziaków i niestety po obejrzeniu filmu pomyślałem, że to typowy film dla „gimbazy” (to nie jest wiek to jest stan umysłu).
Dlatego w ogólnym wrażeniu 1 część ledwo klasyfikuje się jako średniak. Jeżeli kolejna jest gorsza to z pewnością nie ma takiej opcji abym wybrał się na to do kina. Nie to żebym miał taką ochotę po pierwszej.
Nie zgadzam się, przynajmniej w części. Pierwszy Kingsman to ewidentny hołd dla Jamesa Bonda. Ten sam typ efektów specjalnych, gadżetów, podejścia do „branży” szpiegowskiej, poczucia humoru itp. Jeśli lubisz Bonda w starej wersji, polubisz Kingsmanów. Bond ostatnio poszedł w mrok, realizm i problemy egzystencjalne to Kingsman wskoczył w buty szalonego kina akcji z szpiegowaniem w tle.