Książki

Poprawiamy Martina: Tytulatura

DaeL: To się nazywa stachanowskie tempo. Minęło niewiele ponad 2 lata od naszej ostatniej rozmowy na temat błędów, jakie popełnił Martin, a my już mamy gotowy kolejny odcinek! No dobrze, ale żarty na bok. Podejmujemy się – już po raz drugi – zadania dość karkołomnego. Spróbujemy poprawić worldbuilding (czy – jak kto woli – kreację świata przedstawionego) pisarza, który słynie z doskonałego worldbuildingu. Ale tym razem Martin dał nam alibi, samemu dokonując małej autokrytyki. Sam powiedział, że tytuły westeroskiej arystokracji mu nie wyszły, że to system ubogi i gdyby zaczynał od początku, urządziłby to inaczej. Więc może zrobimy to za niego, bezlitośnie wytykając błędy tego świetnego pisarza.

Bluetiger: Chętnie! Tym bardziej, że mamy ku temu wyjątkową okazję. Dziś przypadają 130. urodziny J.R.R. Tolkiena, który przyszedł na świat 3 stycznia 1892 roku. Martin jest wprawdzie w kreacji świata przedstawionego świetny, ale nigdy nie osiągnął tego pietyzmu, jaki charakteryzował Tolkiena.

Problem

D: Powinniśmy jednak zacząć od istoty naszej frustracji z martinowskim przedstawieniem świata szlachetnie urodzonych mieszkańców Westeros. Otóż Siedem Królestw jest państwem średniowiecznym (a ściślej mówiąc – jego rozwój z grubsza odpowiada temu, co w Europie nazywamy późnym średniowieczem). Co więcej – jest państwem feudalnym. A zatem reprezentuje system społeczno-gospodarczy, w którym władza polityczna jest w dużym stopniu zdecentralizowana, bezpośrednio połączona z majątkiem ziemskim (ziemia kreuje władzę, władza nadaje ziemię), a społeczeństwo jest poddane ścisłej hierarchii. Nie w każdym państwie feudalizm budował identyczne struktury, aczkolwiek istnieje kilka prawidłowości, których Martin chyba się do końca nie trzymał. Poszedł nieco na skróty i paradoksalnie mocno wszystko skomplikował. Ale może nie zaczynajmy od negatywów. Czy możemy coś powiedzieć o aspektach feudalizmu w worldbuildingu, które Martinowi wyszły poprawnie? Oprócz rzeczy oczywistych, takich jak związanie z pewną tradycją i przywiązanie do siebie grup rodzin, przychodzi mi na przykład do głowy kwestia urzędów dworskich i ziemskich. Ten podział wyszedł całkiem zgrabnie.

BT: Czy na pewno? W całym PLIO pojawia się tylko jedna wzmianka o szeryfach i bailiffach (w Dorne). Nie wiadomo, czy w ogóle istnieje urząd królewskiego szeryfa, więc można odnieść wrażenie, że Korona nie ma żadnych swoich przedstawicieli “na miejscu”. Na przykład, po Gregora Clegane’a Ned musi wysyłać lordów i rycerzy, którzy akurat byli na dworze ze swoimi ludźmi, a także dwudziestu swoich zbrojnych, podczas gdy to w zasadzie byłaby sprawa dla szeryfa i jego ludzi.

D: Patrzyłem na to z innej perspektywy. Bardziej chodziło mi o fakt, że np. członkowie Małej Rady nie muszą mieć umocowania w wielkich majątkach ziemskich, bo to dwa zupełnie różne porządki. Wprawdzie jest politycznie pożytecznym, aby przez Małą Radę budować sojusze z lordami Westeros… ale nie jest to konieczne. Natomiast masz rację, że najniższych urzędników lokalnych nie widzimy prawie w ogóle. Ale to może być pokłosie faktu, że generalnie nie widzimy miasteczek, w których normalnie rezydowałby szeryf i lokalna ława sądowa. Oj, chyba przeszliśmy niechcący do wad…

BT: Już kiedyś poruszaliśmy kwestię westeroskich miast – a dokładniej tego, że tych małej i średniej wielkości jest bardzo niewiele, choć pojawiają się miasta o naprawdę dużej (jak na realia średniowieczne) liczbie ludności. Chyba nawet GRRM zdał sobie sprawę z tego, że to dość dziwne – w Świecie Lodu i Ognia pojawia się wyjaśnienie, dlaczego w Dorzeczu nie nastąpił rozwój miast (królowie mieli być temu przeciwni i nie chcieli wystawiać statutów miejskich).

D: Widać królowie byli też przeciwni posiadaniu pieniędzy, bo średniowieczni monarchowie zarabiali krocie na opodatkowaniu miast. No, ale faktycznie – do tego zdążyliśmy się już przyczepić. Więc może spróbujmy nakreślić jak wygląda westeroska hierarchia feudalna i system tytułów szlacheckich.

BT: Istniejący system jest bardzo prosty – przynajmniej w teorii. Władcy Siedmiu Królestw podlegają najwyżsi lordowie, czyli głowy Wielkich Rodów. Bez względu na stopień infeudacji, wszyscy posiadacze ziemscy zaliczani do arystokracji posiadają tytuł lordowski. W praktyce oznacza to, że lordem jest tytułowany zarówno Wyman Manderly, głowa jednego z najpotężniejszych rodów na Północy i bezpośredni wasal Starków z Winterfell, jak i jego wasal lord Ondrew Locke. Pomniejszy feudał podlegający lordowi Locke też byłby po prostu lordem. 

D: Tak, jest to system dość dziwny. To znaczy widzimy tutaj pewne nawiązania do peerage, czyli brytyjskiego systemu rang arystokratycznych, w którym technicznie rzecz biorąc określenie “lord” można zastosować do każdego ze szczebli na drabinie rang…

BT: Tak, w systemie brytyjskim jest pięć rang parowskich: baron > wicehrabia (viscount) > earl > markiz (marquess) > diuk (duke). A lord to określenie arystokraty noszącego któryś z tych tytułów, przy czym np. baronów bardzo często nazywa się lordami, ale diuków w zasadzie nigdy. 

D: Tu pewne znaczenie może mieć fakt, iż tytułów diuka nadawano niewiele, przysługiwały one członkom rodziny królewskiej, tudzież reprezentantom rodzin o naprawdę ogromnych wpływach, zasługach i historii. Więc de facto diukowie byli arystokracją wewnątrz arystokracji. 

BT: Ale wracając do Westeros – w skład westeroskiego systemu wchodzą również rycerze na włościach (ang. landed knights), czyli rycerze, którzy otrzymali nadania ziemskie. Na Północy głowy kilku rodów noszą tytuł pana (master) – na przykład, głowie rodu Gloverów przysługuje tytuł pana na Deepwood Motte (Master of Deepwood Motte). Najprawdopodobniej “panowie” z Północy odpowiadają rycerzom na włościach z innych części Westeros, ale są inaczej nazywani, gdyż jako wyznawcy starych bogów nie są rycerzami. Na ziemiach Manderlych, którzy są wyznawcami Siedmiu, pojawiają się rycerze na włościach. Tak czy inaczej, rycerze na włościach i panowie przypuszczalnie odpowiadają baronetom i innym niższym, nie-arystokratycznym (nie-parowskim) tytułom.

Gregor Clegane, znany i lubiany rycerz na włościach.

D: Swoją drogą to chyba nie wiemy, czy u Martina rycerze na włościach są tylko rycerzami z dożywotnią dzierżawą, czy też może ich ziemie są dziedzicznym lennem.

BT: Myślę, że raczej tym drugim – w końcu pojawiają się rody, często bardzo potężne, które od setek lat mają status rycerzy na włościach (to zresztą dość dziwna sytuacja – można by się spodziewać, że np. Templetonowie albo Daltowie prędzej czy później zostaliby lordami). Przechodząc dalej, warto wspomnieć także, że głowy niektórych rodów z Dornijskiego Pogranicza są nazywane marcher lords, czyli lordami marchii. Marcher lord to w zasadzie rodzimy angielski odpowiednik markiza; tytuł marquess, będący obecnie jedną z pięciu rang parowskich (lordowskich), został wprowadzony dopiero później. Angielscy marcher lords z Marchii Walijskiej posiadali nadzwyczajne przywileje (np. prawo wznoszenia zamków), ale określenie marcher lord nie było osobną rangą parowską – najważniejsi lordowie marchii byli earlami.

D: Z kolei niemieccy margabiowie, czyli hrabiowie marchii rzeczywiście mieli odrębny tytuł i płacili mniejsze podatki, bo utrzymywali ziemie na niebezpiecznych granicach ze Słowianami. To w ogóle bardzo powszechne w feudalizmie zjawisko, ilekroć istnieje jakieś pogranicze wymagające utrzymania sporej ilości stałego wojska. Ba, można nawet zauważyć, że taki proces miał miejsce i w Rzeczpospolitej, gdzie wprawdzie nie wyodrębnił się osobny urząd ani tytuł, ale wojewodowie na Ukrainie mieli de facto większe ziemie, i częściej przymykano oko na pewne ich nadużycia. Bo wiadomo, teren ciężki…

Dornijskie pogranicze.

BT: Nie wiadomo jednak, czy westeroscy marcher lords mają jakiś szczególny status. Nie wydaje się również, by marcher lord było specjalnym tytułem – to raczej opisowe określenie pewnych lordów z tych regionów Krain Burzy i Reach, które sąsiadują z Dorne. 

D: Tak, ja też odnoszę wrażenie, że było to wyłącznie określenie wskazujące na krainę, z której pochodzili. Taki ród Selmych czy Dondarrionów nie wydaje się mieć szczególnych przywilejów. 

BT: Z rodem Selmych to w ogóle jest ten kłopot, że w jednych źródłach są rycerzami na włościach, a w innych lordami. Poza tym, sytuację na Marchiach komplikuje dodatkowo to, że istnieje tytuł Lorda Marchii (Lord of the Marches), który posiadała głowa rodu Caronów (potem Joffrey nadał go Philipowi Foote, rycerzowi z Krain Zachodu). Jednak Lord Marchii wcale nie jest zwierzchnikiem pozostałych lordów z marchii…

D: No tak, ale to osobny problem. W takim razie, mamy już z grubsza opisany system rang i tytułów dla feudałów w Westeros i w oczy rzuca się jeden, kolosalny problem. To wszystko jest nierealistycznie proste. Zupełnie jakby nie miała miejsce historia. Jak gdyby nie działo się przez stulecia kompletnie nic. Jak gdyby nigdy nie powstawały nowe urzędy. Jak gdyby najeźdźcy (a przecież mieliśmy i migracje, i podboje), nie wprowadzali własnych rozwiązań ustrojowych, własnych urzędów i tytułów. Wracam jak opętany do tej Rzeczpospolitej, ale przecież nawet w państwie, w którym urzędy ziemskie nie zmieniły się w dziedziczne tytuły (a więc nie było presji na tworzenie nowej administracji lokalnej jak to miało miejsce na Zachodzie), pojawiały się nieustannie nowe urzędy. No bo na przykład kasztelanowie stracili część uprawnień, a te trafiały w ręce starostów, itd… W krajach, gdzie tytuły są dziedziczne, ten mechanizm jest jeszcze silniejszy. Monarchowie kreują co jakiś czas nową administrację lokalną, z nowymi tytułami, itd…

BT: Westeroski system w zamierzeniu miał być aż za prosty i przejrzysty. Jednak jak pokazują choćby przytoczone powyżej przykłady, brak zróżnicowania tytułów może też być równie dezorientujący jak ich nadmiar. Na przykład, często nie da się od razu określić, czy mamy do czynienia z jednym z głównych rodów w danej krainie, czy z jakimś pomniejszymi wasalami innego lorda. Co więcej, również tytulatura głów Wielkich Rodów jest dość chaotyczna – nie wiadomo dlaczego np. władcy Dorzecza i Reach mają tytuł najwyższych lordów, ale władcy Krain Zachodu, Północy i Doliny nie mają żadnego tytułu poza “namiestnikiem” (ang. Warden). Polski przekład moim zdaniem niefortunnie pogłębia zamieszanie, bo w Westeros Warden to tytuł wyłącznie militarny – osoba posiadająca ten tytuł ma (przynajmniej teoretycznie) prawo w sytuacji zagrożenia objąć dowodzenie nad wojskami danej krainy. Nietrudno wyjaśnić, do jakich zadań zostali ustanowieni przez Aegona Zdobywcę pierwsi Wardenowie Namiestnik Północy miał za zadanie bronić królestwa przed zagrożeniem zza Muru, Namiestnik Zachodu miał się skupiać na obronie wybrzeża przed atakami Żelaznych Ludzi (najwidoczniej Aegon nie miał złudzeń, że Żelaźni Ludzie zaniechają łupieżczych wypraw), Namiestnik Południa miał bronić królestwa przed najazdami z Dorne (a zapewne także angażować się w próby podboju tego księstwa), wreszcie Namiestnik Wschodu miał bronić wybrzeża przed atakami z Essos. Warden nie musi nawet być tą samą osobą, co władca krainy – a to sprawia, że tym trudniej wyjaśnić, czemu np. głowa rodu Starków nie ma żadnego tytułu, który wskazywałby na panowanie nad Północą. W polskiej wersji językowej z tytułem Wardena wiąże się jeszcze ten problem, że “namiestnikiem” jest też Hand of the King – czyli najważniejszy minister królewski. Być może lepiej byłoby, gdyby Wardenowie zostali Strażnikami. W taki sposób wyraz warden jest zresztą tłumaczony w nazwie angielskiego urzędu Lord Warden of the Cinque Ports – Lorda Strażnika Pięciu Portów.

D: Kwestia Wardenów jest jeszcze o tyle zabawna, że chyba z każdą napisaną stroną powieści, Martin odsuwał ją coraz bardziej na bok. W Grze o tron problem powierzenia tego urzędu Jaimemu Lannisterowi, jest jednym z powodów, dla których Ned decyduje się na przyjęcie roli Namiestnika Króla. A potem już o tej kwestii zapominamy, bo i tak wiadomo, że wszyscy są lojalni wobec swoich seniorów, a nie jakichś tam wardenów.

BT: Tak, lordowie Doliny tytułują Roberta Arryna “Prawdziwym Namiestnikiem Wschodu” i nawet nie udają, że byliby gotowi ruszyć do boju pod przewodnictwem Jaime’a. Tak czy inaczej, Warden to wyraźnie urząd militarny, a nie tytuł władcy danej krainy. Innymi słowy, Eddard Stark jak najbardziej mógłby pozostać Strażnikiem Północy, ale powinien też posiadać jakiś tytuł, który wskazuje na to, że jest zwierzchnikiem wszystkich lordów Północy. Obecną sytuację dałoby się jeszcze jakoś wyjaśnić, gdyby najwyższymi lordami były zawsze głowy tych rodów, które przed Podbojem nie były rodami panującymi, a Wardenami głowy tych, które były dynastiami królewskimi. Jednak Tyrellowie, którzy nie byli królami, zostali zarówno Wardenami, jaki i najwyższymi lordami. Mogłoby się też wydawać, że tytuły najwyższych lordów zostały utworzone od najważniejszych rzek (Tridentu i Manderu), więc niektórzy wielcy lordowie ich nie otrzymali, bo w ich krainie nie było żadnej takiej istotnej rzeki… jednak głowa rodu Baratheonów nosi tytuł najwyższego lorda Krain Burzy (Lord Paramount of the Stormlands). Pojawia się też sugestia, że głowa rody Greyjoyów posiada tytuł najwyższego lorda Żelaznych Wysp, ale wyszedł on z użycia na rzecz tytułu lorda kosiarza Pyke – Aegon miał zezwolić lordom Żelaznych Wysp na to, by wybrali spośród siebie swojego najwyższego lorda (lord paramount). Dodając do tego zamieszanie z Wardenami, sytuacja staje się jeszcze bardziej zawiła.

Rozwiązanie

D: Skoro mamy poprawiać Martina, to spróbujmy zaprezentować rozwiązanie tego problemu. Jakieś proste poprawki, które nie skomplikowałyby zanadto systemu, ale uczyniłyby go bardziej przejrzystym i historycznie prawdopodobnym. Myślę, że trzeba zacząć od kwestii lordów sprawujących władzę nad całymi krainami. Tutaj najbardziej logiczne wydaje się po prostu wprowadzenie nowego tytułu (nie musi być jednorodny, Dorne mogłoby spokojnie używać dalej tytułu księcia). Chyba Martin powinien był po prostu sięgnąć po diuka.

BT: Myślę, że mogłoby tak być – ale tak naprawdę bardzo pomogłoby już samo ujednolicenie istniejącej tytulatury. Na przykład, wszyscy Wielcy Lordowie (poza księciem/księżną Dorne) mogliby zostać lords paramount, najwyższymi lordami. Wówczas w polskiej wersji można by ten tytuł przekładać jako lord paramont, żeby podkreślić, że to osobna ranga. 

D: Faktycznie to prostsze rozwiązanie, a postawiliśmy sobie za cel zrobienie poprawek niewielkich. Nawiasem mówiąc to z tego rozwiązania korzystają z niego różnego rodzaju mody do serii Crusader Kings, które przedstawiając politykę Westeros, muszą jakoś określić kto jest kim w feudalnej strukturze. No to idziemy dalej. Drugim krokiem w naszym planie naprawy kwestii tytulatury powinno być zróżnicowanie tytułów w zależności od tego z jaką kulturą mamy do czynienia. To przecież przez tysiąclecia były odrębne państwa. Muszą istnieć chociaż minimalne różnice. Czy nie sądzisz, że Westeros byłoby ciekawsze, gdyby w Reach pełno było różnej maści hrabiów i wicehrabiów?

BT: Na pewno rozważyłbym wprowadzenie tytułu jarla dla możnych z Żelaznych Wysp. Zresztą Martin sam do niego nawiązuje (tak jak do tytułów earla i barona), tylko że… w imionach niektórych postaci (mam tu na myśli Jarla, Earla Harlaw i Barrona Durrandona). Głowy niektórych rodów – np. Rodrik Harlaw – mogłyby jednak preferować tytuł barona pochodzący „z zielonych krain”. Greyjoyowie byliby lordami paramontami, ale mogliby oczywiście zachować swój tytuł Lorda Kosiarza, a nawet używać go częściej. A w Dorzeczu pozostałością po czasach, gdy istniało Królestwo Rzek i Wysp mógłby być tytuł earla (który w Anglii zaczął być używany pod wpływem skandynawskiego tytułu jarla). Mogliby go nosić najpotężniejsi wasale Tullych – a więc Blackwoodowie, Brackenowie, Mallisterowie i być może Piperowie. Z kolei Walder Frey pomimo wielkiego majątku pozostawałby baronem – co z pewnością by mu się nie podobało.

Tytulatura możnych z Dorzecza (propozycja DaeL-a i Bluetigera).

D: O tak! To świetny pomysł!

BT: Z kolei w Reach faktycznie najważniejsze rody wywodzące się od Gartha mogłyby podkreślać swój status poprzez jakiś tytuł – np. hrabiowski (ang. count). A Hightowerowie są na tyle potężni, że spokojnie mogliby być książętami. Jak książęta Dol Amrothu w Gondorze. Redwyne’owie pewnie też. Jednak “domyślnym” tytułem dla bezpośredniego wasala Wielkiego Rodu byłby baron. Jedynie niektóre rody z przyczyn np. historycznych miałyby zamiast tego jakiś inny tytuł – earla, hrabiego, margrabiego (margrave) itd.

Tytulatura możnych z Reach (propozycja DaeL-a i Bluetigera).

D: No to idziemy dalej. Rozmawialiśmy już o zamieszaniu z lordami marchii. Moim zdaniem należałoby ich liczbę zawęzić, i podkreślić ich uprzywilejowany status.

BT: A zatem w polskim tłumaczeniu byliby margrabiowie albo markizowie? 

D: Markizowie brzmią trochę… zbyt kwieciście. Margrabiowie mi odpowiadają, ale to mogliby dalej być marcher lords. Podstawowy błąd w worldbuildingu leży gdzie indziej. Lordów Marchii powinno być tylko kilku, a książki powinny wskazywać ich wyjątkowy status i – przede wszystkim – znaczącą siłą militarną. Powinni być południowymi odpowiednikami Freyów z Dorzecza.

BT: Czyli w oryginale zostają marcher lords, ale zostaje wyraźnie podkreślone, że to oddzielny tytuł, a nie opis. 

D: Tak. Oczywiście kwalifikowaliby się tutaj Tarly, Dondarrionowie, może Peakowie (kiedyś), ale nie ród Selmych.

BT: Taki status otrzymaliby również Caronowie i Swannowie, przy czym dla Caronów nasz system zapewne oznaczałby odebranie im tytułu “Lord of the Marches”, który zresztą jest bardzo niejasny. Innymi słowy, margrabiami zostałyby najpotężniejsze z tych rodów, które już teraz są określane jako marcher lords, ale nie wiadomo, co z tego tak naprawdę wynika.

Tytulatura możnych w Krainach Burzy (propozycja DaeL-a i Bluetigera).

D: W ten sposób na pewno usunęlibyśmy zamieszanie, a sam tytuł przestał być pustą dekoracją. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która mi się nasuwa. W momencie, kiedy powstaje szereg tytułów szlacheckich, istniejących w ramach pewnej hierarchii, czytelnik może odnieść wrażenie, że książę jest zawsze seniorem hrabiego, hrabia seniorem barona, itd… W rzeczywistości tak nie było, ba, nie zawsze tytuł mówił nam wiele o rzeczywistych wpływach danego arystokraty. Bywali przecież baronowie możniejsi od książąt. Masz jakiś pomysł na to jak jednoznacznie podkreślić, że są wszyscy parami?

BT: Na pewno nie można by tworzyć sytuacji, w których np. jakiś hrabia czy margrabia nie podlega bezpośrednio głowie Wielkiego Rodu. Na przykład, hrabia Oakheart będzie podlegać tylko Tyrellom, a nie margrabiemu Tarly’emu. Musi być oczywiste, że te różne tytuły (hrabia, margrabia, earl itd.) określają zawsze przedstawicieli tego samego “poziomu” – bezpośrednich wasali władcy danej krainy. Oczywiście, w rzeczywistości wcale tak nie musiało być, ale pewne uproszczenia są tutaj konieczne dla przejrzystości.

D: Jasne, to ma sens. Ale wydaje mi się, że trzeba rzecz jeszcze dodatkowo podkreślić. Może wskazując, że wszyscy bezpośredni wasale mogą uczestniczyć w Wielkiej Radzie – ale rycerze na włościach, już nie. 

BT: Parowie mogliby tworzyć na Wielkich Radach oddzielną izbę. Mogliby też mieć więcej głosów niż jeden. Wówczas np. 70% głosów należałoby do tej warstwy bezpośrednich wasali Wielkich Rodów i samych Wielkich Rodów, a pozostałe do pomniejszych lordów.

D: To też nie jest złe rozwiązanie. Ale to prowadzi do kolejnego pytania. Jak nazwalibyśmy wasali utytułowanej szlachty?

BT: Bezpośrednich wasali naszych baronów (względnie earlów, margrabiów, itd…)? Dla nich pozostałby po prostu tytuł lordowski. To byłoby odejście od systemy brytyjskiego – ale nie ma powodu by w Westeros wszystko musiało być tak samo.

D: To ciągle nie dla każdego byłoby od razu oczywiste, ale myślę, że w toku powieści cała hierarchia stałaby się zrozumiała. Zresztą nawet tego “małego lorda” można byłoby po prostu tłumaczyć jako “pana”.  A jeśli i on miałby jakąś rycerską wieżę czy wioskę, którą chciał opchnąć wasalowi, to tutaj mielibyśmy już do czynienia z rycerzami na włościach.

BT: Skoro mowa o rycerzach na włościach, jak powinni nazywać się przedstawiciele analogicznej warstwy wśród wyznawców innych religii niż Wiara Siedmiu?

D: Mam pewien pomysł… Ale zadziała tylko po polsku 🙂 Co powiedziałbyś na włodyków?

BT: A może thanów? Na Północy.

D: Podoba mi się. Skojarzenie z Thennami może być nieco mylące, ale z drugiej strony… może wskazywałoby na pochodzenie Thennów? Hmmm… intrygująca perspektywa.

Tytulatura możnych na Północy (propozycja DaeL-a i Bluetigera).

BT: Mamy też martinowski tytuł “magnara”. W każdym razie, tytuł dla tej warstwy na Północy na pewno by się znalazł. A co z Żelaznymi Wyspami – jak nazywaliby się wasale jarlów?

D: Najlepiej byłoby znów sięgnąć do kultury skandynawskiej.

BT: Może “hersir”?

D: Przyszło mi do głowy „bogatyr” – ale to oczywiście mieszanka skandynawsko-słowiańska. Hersir brzmi ciekawie. To był jakiś setnik, czy ktoś w tym rodzaju, tak?

BT: To byli lokalni wodzowie, którzy dowodzili wojownikami z obszaru nazywanego setnią. Z drugiej strony, być może dla Żelaznych Wysp wystarczy tytuł jarla – tamtejsze rody nie mają zbyt wielu wasali, a bardzo często zdarza się, że większość wasali danego możnego to po prostu jego bliżsi i dalsi krewni. Z taką sytuacją mamy do czynienia na przykład w przypadku rodu Harlaw.

D: No i poniekąd rolę rycerzy pełnią kapitanowie statków, więc nie trzeba chyba systemu przesadnie komplikować.

BT: Niech więc zostaną tylko jarlowie. Może warto by wprowadzić jeszcze jakieś tytuły typowe dla Dorne?

D: Nie wiem, czy to konieczne. Oczywiście można sięgnąć np. do wzorów Hiszpanii i wprowadzić tytuł granda, ale wydaje mi się, że to już niepotrzebne komplikowanie systemu, na dodatek przeniesienie tytułów hiszpańskich (i nazywanie dornijskich rycerzy kawalerami albo hidalgo), stwarzałoby przez oczywistość nawiązania do Hiszpanii więcej problemów w wiarygodnym worldbuildingu. Jeśli już, to podkreśliłbym odrębność dornijskiego modelu raczej wprowadzając jakieś urzędy związane z działalnością lokalnych milicji. Dornijczycy są na wojnie coś za bardzo zorganizowani, bym mógł uwierzyć, że ta ich taktyka ukrywania się jest w pełni spontaniczna. Ktoś tym musi zarządzać. Dlaczego więc nie wprowadzić urzędu kapitana włóczników albo kapitana milicji (wiem, po polski się źle kojarzy, ale milicja to właściwe określenie dla lokalnej formacji półregularnej). No i nazwanie takiego urzędnika kapitanem ładnie nawiązałoby to do historii Tysiąca Okrętów. Ale to tylko luźna propozycja. Jest natomiast konieczne, abyśmy odnieśli się do pewnego pytania, które zadano nam w ramach PdM. Pora się przyznać, że do zrealizowania tego odcinka zmotywował nas użytkownik KwarcPL, który w kontekście tytulatury szlacheckiej istniejącej przed Podbojem, pytał następująco:

Czy wiemy cokolwiek o tytulaturze przed Podbojem? Bo to, że wszyscy możni od biednych Baelishów kiszących się w nędznej wieżyczce na najmniejszym z Palców po dostojnych Arrynów rządzących całą Doliną z zamku w chmurach są po prostu lordami nie pasuje mi do feudalnego systemu jaki mamy w Westeros. To bardziej miałoby sens we Valyrii gdzie wszyscy posiadający ziemię mieli prawo głosu i, przynajmniej w teorii, byli równi.

D: A zatem… czy wiemy? Chyba nie za wiele.

BT: Najwyraźniej tytulatura była wówczas taka sama – co oczywiście nie jest zbyt prawdopodobne.

D: Więc jeśli KwarcPL chce znać odpowiedź na to jak rzecz wygląda w świecie Martina, to już ją ma. Ale może my to poprawimy?

BT: Zaproponowane przez nas tytuły specyficzne dla poszczególnych królestw oczywiście istniałyby również przed Podbojem, co już urozmaiciłoby sytuację. Jednak myślę, że możnaby wprowadzić także kilka tytułów, które po Podboju by zanikły. Na przykład, w królestwach, gdzie wpływy Pierwszych Ludzi były najsilniejsze mógłby istnieć tytuł ealdormana, który posiadaliby najważniejsi możni z danej krainy geograficznej lub historycznej w obrębie danego królestwa. Na przykład, na Północy mogłyby istnieć tytuły Ealdormana Wilczego Lasu, Krainy Kurhanów, Strumieniska, Białego Noża, Kamiennego Brzegu itd. Władców Żelaznych Wysp można by określać mianem konungów, a książąt z królewskich dynastii Pierwszych Ludzi – athelingów.

D: No proszę, i poszło nam to wyjątkowo gładko. Mamy system jednocześnie czytelny i uwzględniający historię i geografię Westeros oraz pewne prawidła obecne w systemach feudalnych. A zatem, George’u R.R. Martinie, jeśli to czytasz i masz w planach stworzenie nowej serii powieści fantasy toczących się w realiach średniowiecznych, to służymy jako konsultanci. A tak naprawdę, to żałując, że ten aspekt worldbuildingu został w PLiO potraktowany trochę po macoszemu, i tak czytając PLiO nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak cudowny, żywy i bogaty świat wykreował Martin. Co nie zmienia faktu, że cykl Poprawiamy Martina się nie kończy. Zostało nam jeszcze kilka drobiazgów, do których możemy się przyczepić.

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Bluetiger

Proszę o podchodzenie z rezerwą do informacji, którymi dzielę się w swoich tekstach, gdyż nie jestem ekspertem. Staram się, by przekazywane treści były poprawne, ale mogą pojawić się błędy.

Related Articles

Komentarzy: 42

  1. Ciekawe niewątpliwie, choć przy tak dużej ilości treści to już w ogóle szło by się na początku pogubić przy wszystkich tytułach, gdyby Martin je wprowadził ;). Ciekawe co tam u niego swoją drogą, nowy rok się pojawił, a wieści o Wichrach Zimy jak nie było, tak nie ma (i nie będzie).

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  2. Tekst świetny – warto czekać było, zresztą te dwa lata minęły jak zbiczaszczelił:)

    I skłonił mnie do pytań – tyle, że nie wiem, czy tu je zadać, czy przerzucić je do PDM?

    – pytanie nr 1 – o status rycerza na włościach bez tytułu rycerza (krainy na południu od Przesmyku) – jak zwracać się do potomka rycerza na włościach, który jest panem danej dziedziny, ponieważ jego ojciec (pasowany na rycerza) zmarł, a on nie został pasowany rycerzem? Czy wtedy adekwatna jest tytulatura podana na przykładzie Gloverów: pan na…?

    – pytanie nr 2 – o Lorda Friendzona – skoro Północ nie ma rycerzy, bo nie wyznaje Siedmiu, czemu Jorah Mormont został pasowany na rycerza?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. „Cykl Poprawiamy Martina się nie kończy” – czyli do zobaczenia za dwa lata 🙂 Swoją drogą, w tym tempie zdążycie jeszcze z 6 odcinków machnąć przed Wichrami 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Przyznam bez bicia, że odpowiedź przerosła moje oczekiwania 😉 Dają dobre rozeznanie kto jest kim bez niepotrzebnego gmatwania, jak to często bywa w rzeczywistych ustrojach feudalnych. Kompletnie nie rozumiem dlaczego Martin nie zaimplementował czegoś podobnego. Naprawdę nie złapał się na tym, że to żonglowanie tytułami lordowskimi zaciemnia obraz? Oczywiście, taka pozorna równość jest jak najbardziej możliwa. Historycznie mieliśmy coś takiego w Rzeczpospolitej, zwłaszcza w czasach demokracji szlacheckiej, ale tutaj nie było feudalizmu sensu stricte. No i różnicowanie poprzez tytuły zostało zastąpione różnicowaniem ze względu na urzędy. Tu kasztelani, tam wojewodowie. Gołota nawet nie miała co marzyć o takich zaszczytach 😉

    A co do błędów to mam kolejną propozycję, by nie tyle poprawić Martina, co tłumaczy. Bo wiele nazw przełożyli w sposób nieoczywisty, co nawet zdążyliście zasygnalizować. Na przykład „Warden” i „Hand of the King”, dwa bardzo różne urzędy, po polsku zwą się tak samo. „Zielony jasnowidz” też mi się nigdy nie podobał, bo albo widzi się jasno, albo na zielono. No i nazwy geograficzne… pełna losowość. Raz tłumaczą, raz nie i brak w tym jakiejkolwiek reguły. A jak coś zaproponują to często jest to nieoczywiste. Dlatego w rozmowach korzystam z angielskiej nomenklatury.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Z tym tłumaczeniem nazw to jest taki typowy polski bałagan. Bo mamy swojsko brzmiący Wysogród, gdzie zachowany jest Hight, ale całkowicie pominięto ważniejszą kwestię Garden, a to ogrody wyróżniają ten zamek. Podobnie w nazwie Królewskiej Przystani umyka fakt że w tym miejscu król wylądował. I może tak by te nazwy się nie wyróżniały, gdyby nie zachowane Casterly Rock (Skała Casterlych), Riverrun (Bieg Rzeki rzeki), czy oczywiście Winterfell (tutaj w tłumaczeniu ważne mogą być niuanse).
      Myślę że przy większej kreatywności tłumaczy można było lepiej to rozwiązać, lub nawet oddać zróżnicowanie kulturowe Westeros, poprzez przykładowo tłumaczenie nazw andalskich, a zostawienie tych od Pierwszych Ludzi (choć to pewnie było niemożliwe przy pierwszej książce).

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Myślę, że dla tłumacza jak najbardziej Garden w nazwie się ostał WysOGRÓD. Ale przyznam, że ja też wpierw słyszę gród, a nie ogrody.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
      2. Nawet fajny pomysł z odróżnieniem nazw andalskich od pierwszoludzkich, acz to byłoby coś ponadprogramowego, bo nie ma tego w oryginale 😉 Co do braków to nigdy nie rozumiem czemu nijak nie podjęli próby przełożenia „Reach”. Przez to odstaje na tle reszty Królestw. Anyhow, gdyby to ode mnie zależało to albo wszystkie nazwy miast byłyby przetłumaczone, albo żadne.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
      3. CO do tłumaczy to trzeba wziąć wzgląd na fakt iż łatwiej dziś nam dywagować np o nazwie winrerfell niż np po wydaniu 1 tomu.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  5. Wielokrotnie zastanawiało mnie w zakresie szlachty kto mianuje lordów..czy Stark może mianować lordów w swojej domenie czy tylko król?jeśli król to czy w takim razie wszyscy wasale nie powinni służyć mu bezpośrednio. Równie przemilczana jest kwestia podatków np jakie należności od lordów trafiały do namiestnika regionu a jakie do królewskiej kasy?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Raczej król. Widać w sadze jak król daje i odbiera np Maegor zabierający ziemie Osgreyom, Robert dzieląc ziemię Conningtonom oraz Joeffrey przekazujący ziemię i tytuł Carronów ser Phillipowi Footowi. Zresztą w czasie siedmiu królestw Karstarkowie dostali ziemie i tytuł po pokonaniu zbuntowanego lorda, ale dostali po znajomości rodzinnej 😉

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. Tak ściślej rzecz biorąc – nadaje ziemie ten, kto ma ziemię. Pamiętajmy, że tytuły arystokratyczne są bardzo mocno związane z daną ziemią. To jest zresztą pewien kolejny problem z używaniem powszechnie tytułu „lord”, bo w książkach ma on zastosowanie nie tylko wobec rzeczywistych feudałów, ale również członków ich rodzin. Dlatego tak bardzo brakuje tytułów! O wiele sensowniejsze byłoby, gdybyśmy zamiast lorda Roose’a i jego syna lorda Ramsaya, mieli barona Roose’a i jego syna Ramsaya, tytułowanego grzecznościowo lordem.
      OK, a wracając do pytania – no więc w książkach jak zauważył Ser Richard Horpe, ziemie nadaje korona, ale to dlatego, że właśnie przejęła całą masę ziem buntowników. Równie dobrze mógłby to zrobić jakiś lord paramont – oczywiście jeśli chciałby pozbawić się części swojego majątku. Przykładowo ojciec Clegane’ów otrzymał wioskę i wieżę rycerską (czyli taki mini-zameczek) za to, że uratował Tytosa Lannistera. Wprawdzie nie został lordem, ale rycerzem na włościach, tym niemniej mechanizm jest ten sam.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
        1. Bodaj lordowie mieli przywilej sądowy. Dlatego dochodziło do takich sytuacji, że włodycy byli bardziej wpływowi, bogatsi i mieli więcej ziem niż ich lordowie, ale sprawiedliwości u siebie wymierzać nie mogli i musieli iść wyżej w drabinie feudalnej ze sprawą.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  6. Jedyne co Tolkien zrobił lepiej od Martina, to fakt, że ukończył sagę… a lepiej by było jakby nawet nie zaczynał. Powiedzmy w końcu otwarcie to, co każdy myśli, ale boi przyznać się publicznie. Władca Pierścieni to dno, a Tolkien pojęcia nie ma o budowaniu świata. Opisywanie każdego drzewa w lesie po 5 razy to nie Worldbulding, tylko kiepski warsztat pisarski. Przyznam szczerze, że lepiej dla światowej literatury by było, gdyby drzewa przeznaczone na książki Tolkiena od razu dać do wytwórni papieru toaletowego. Koniec końców i tak znalazło się na nich jedynie g***o.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Trochę przesadzasz. Budowanie świata to także rasy które stworzył Tolkien (krasnoludy, elfy, orki, niziołki etc.). W tym Tolkien był mistrzem. Co do budowy świata w tym sensie o jakim mówisz, faktycznie u Tolkiena wszystko poza wojną o pierścień jest kompletnym tłem. Gdyby nie było pierścienia to dla mnie osobiście świat przestaje się kręcić. U Martina gdyby usunąć Innych dalej zostaje genialna powieść polityczna. U Tolkiena podobają mi się natomiast nazwy, ich epickość. Tam las to nie zwykły las, tam nosi nazwę Złoty. Fajny motyw. Zresztą odczytywanie Tolkiena jako zwykłej fantasy jest trochę nieuczciwe, bo on pisał epos. Np. Świadomie ukazał dobrych jako bohaterów, a złych jako kompletnych nikczemników. To trochę jakby zarzucać Sapkowskiemu, że bohaterowie mówią u niego o hormonach. Dla mnie worldbuilding Martina jest lepszy, ale jeżeli przez world rozumiemy zależności między działaniami i ich wpływ na inne elementy świata. Poza tym u Martina jest o wiele więcej postaci które odgrywają ważną rolę dla historii. Zapewne koło setki. U Tolkiena patrząc według fanfiction net tyle jest wszystkich/prawie wszystkich. U Martina dojechałem do litery E. Oczywiście ten tekst o zerowej wartości Tolkiena dla literatury pominę milczeniem bo to trolling.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. Tolkien walczył na wojnie chodził do pracy i skończył dzieło życia.
      Martin nie robi nic oprócz pisania a nie skończył i nigdy nie skończy 😀 Tolkien ma wybitną ekranizacje swoich książek, nakręconą wiele lat po jego śmierci, Martin żyjąc dał dwóm klaunom zaorać ekranizacje swojego dzieła życia. Tolkien miał syna christophera który pielęgnował jego spuściznę, Martin nie ma dzieci. Zobaczymy czy za 20-30 lat nie skończone książki, dalej będą uznawane za wybitne, gdy już opadnie ekscytacja związana z teoriami fanów, które jako jedyne trzymają ten fandom jeszcze przy życiu.

      Martin jest, był i pozostanie dziwką Tolkiena. Mało tego, on jest dziwką nawet JK Rowling z czego zdaje sobie sprawę, bo jej nie lubi 😀

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Nie rozumiem tego ostatniego zdania. Czemu jest dzidą Tolkiena i Rowling.
        Rowling nikt chyba nie lubi, ale wbrew plotkom i tak wystąpiła w 20-leciu. Cały ten materiał z HBO to zresztą warty jest kilku kąśliwych uwag.

        A Pan Tak sobie z Was jaja robi, więc się nie uruchamiajcie zanadto 😛
        Poza tym jestem w trakcie ponownego czytania trylogii (tym razem w normalnym tłumaczeniu) i tych drzewek tyle nie ma. Dawniej faktycznie wydawało mi się, że tych opisów jest więcej, ale to chyba tylko przy pierwszym podejściu. Teraz mi się dużo bardziej nawet to podoba niż za pierwszym razem, wydawałoby się że akcja toczy się w I księdze powoli, ale te opisy uciekania przed Czarnym Jeźdźcami wydają się dynamiczne, a opisy tła za tym nadążają. Pomaga tutaj na pewno znajomość świata i mapy.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. 1) Czy nikt nie lubi Rowling? Coś w tym jest, jeszcze jak powstawała saga o Harrym Potterze to nie miała najlepszej prasy. Chociażby z powodu naprawdę dziwnych decyzji kreatywnych czy jechania po linii najmniejszego oporu. Niemniej trzeba jej oddać, że udała się jej jedna rzecz. Zamknęła Sagę i może tworzyć dalej. W przeciwieństwie do Martina, który już przestał zapowiadać, że to będzie ten rok i tym razem mówi to na serio 😛
          2) Nie, nie wystąpiła, HBO wykopało materiały archiwalne. Obejrzyj sobie jeszcze raz, gdzieś w rogu jest napis „wypowiedź z 2019” 😛 Ech, zakrawa to o groteskę.
          3) Co do 20-lecia to tak, zasłużyło na kilka kąśliwych uwag. Zwłaszcza rozmowa Emmy z Rupertem o ich pocałunku. Czysty cringe i kompletny brak taktu z jej strony. Ja rozumiem, że Grint kompletnie nie jest w jej typie, ale mogłaby to jakoś delikatniej powiedzieć a nie zachowywać się jak nastolatka, do której przystawia się klasowy brzydal.
          Rupert: Kocham Cię!
          Emma: …
          Rupert: Jak siostrę.
          Emma: Żeby to było dla wszystkich oglądających jasne.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Możliwe, chociaż całość wyglądała jak wywiady, poza główną trójcą.
            Średnie to było.
            – Daniel jakby pod wpływem czegoś
            – Emma robiona na super aktorkę, a przecież już w trakcie sagi wyglądała na kiepską aktorkę i chyba nawet już zawiesiła karierę
            – W sumie to oni wszyscy robieni na świetnych aktorów, błagam. Reżyserowie też chwaleni za robienie chały.
            – Eksponowanie beznadziejnych scen jako coś super. Choćby śmierć Syriusza. Przecież to żenada była. Albo te pocałunki.

            W porównaniu z reunionem Friends, kiepsko. A tam przecież super też nie było.
            Chociaż całościowo, na pewno jakiś sukces osiągnęło. Uderzyło w kilka czułych punktów, nie będę ukrywać. Jestem wielkim krytykiem tego co robi Rowling, co jest w filmach (zwłaszcza od Czary Ognia), ale jak wyjdą Tajemnice Dumbledora, to i tak pójdę 😀
            Rowling jakby nie była, porwała mnie za dzieciaka tym światem i ten sentyment pozostał. Nie jestem pewny czy 20 lat będę w ogóle pamiętał o Grze o Tron i Martinie. Już często zapominam. Nie mam przecież od dawna myśli typu „kiedy w końcu będzie ta książka, nowy sezon, nowy serial itd”. Totalna obojętność.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. – Nie zauważyłem, by Dan dziwnie się zachowywał.
              – No z tą karierą Emmy to rzeczywiście niebardzo się udało. Ostatni film w jakim zagrała to „Małe kobietki”… z 2019.
              – Co do reszty to też szału nie robili aktorsko. Dan na ten przykład używał trzech min na krzyż, zwłaszcza w pierwszych filmach. Jest to swój sposób urocze, że za każdym razem kiedy dzieje się coś pozytywnego to zawsze tak samo cieszy michę.
              – Też mnie bawi, że tyle nachwalili Chrisa Columbusa jak to od Czary Ognia filmy zaczęły być niezrozumiałe dla ludzi, którzy nie czytali książek.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Aaa zapomniałbym! Który to reżyser powiedział, ze Czara Ognia to najdłuższa książka? Tak czy inaczej, to pokazuje pewien problem.
                Przecież mieli tylu dobrych aktorów, a oni i tak wyglądali tam w filmach czasem groteskowo. Czara Ognia i Zakon Feniksa (faktycznie najdłuższa książka) to były najsłabsze filmy i chyba najmniej logiczne.
                Ciężko było zrozumieć Czarę nawet znając książkę na wylot (jak w moim przypadku). Kompletne dyrdymały na każdym kroku. Emma już wtedy irytowała niemiłosiernie. Dumbledore też wkurzał strasznie i niczym nie przypominał pierwowzoru. Sceneria też przestała być tak magiczna jak wcześniej.
                A oni bez wstydu to chwalili i popisywali się niewiedzą. 🤦‍♂️
                Rowling zadowolona, bo jak inaczej, skoro ora własny świat scenariuszami do Fantastyczny Zwierząt. Martin jej nie lubi, przecież powinni sobie przybić piątkę 😀

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Wiem, że zabrzmię jak heretyk, ale dla mnie Dumbledore z Czary Ognia był najlepszą interpretacja tej postaci. Miał emocje i je wyrażał, nie był obsesyjnie stoicki jak w innych częściach.

                  Czy Emma była wtedy irytująca? Musiałbym obejrzeć bez dubbingu, który HBO domyślnie załącza. Anyhow, mnie osobiście najbardziej w Czarze Ognia irytował Ron. W pierwszych dwóch książkach był valuable asset, w trzeciej jego rola była dużo mniejsza a od tej aż do końca serii już aby tylko zawadzał.

                  Co do filmów to dla mnie najmniej zrozumiałe były Czara Ognia i nie Zakon Feniksa, tylko Książę Półkrwi. Pamiętasz opening gdzie Tonks pojawiła się po raz pierwszy a wszyscy w drużynie zachowywali się jakby była z nimi od zawsze 😛 Do tego kwestia jegomościa z tytułu. Tego to było tak mało, że ten film powinien zmienić tytuł. Na, nie wiem, „Harry Potter i Rozwiązane Sznurówki” XD

                  O mamo, tamta scena była taka zła. Obudzili się z tym, że Potter ma wyjść za osobę, z którą nie rozmawiał od pięciu bitych filmów, więc wykorzystywali każdą okazję, by pokazać, że mają się ku sobie. Niestety najczęściej wychodziło cringe’owo.

                  I pomyśleć, że to dostało więcej uwagi niż tytułowy Książę Półkrwi. W ogóle nie zasygnalizowali, że autorstwo komentarzy do „poprawionego wydania podręcznika do chemii” to ważna tajemnicza a potem znikąd wielki reveal, że to był Snape XD Jeszcze Harruś dosłownie raz użył czaru zapisanego na marginesie z dopiskiem „na wrogów” i „nie, to zła książka jest, trzeba się jej pozbyć.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                2. Chyba zbyt mało razy widziałem ten film, więc nawet nie pamiętam aż tylu wątków z niego 😛

                  Generalnie ostatnie dwa filmy na pewno były lepsze od 4-6. Może dlatego, że zrobili dwa.
                  Powinni tak zrobić z Czarą i Zakonem.
                  Zakon to chyba moja ulubiona książka z serii, a została spłycona niesamowicie.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
        2. Ja tez sobie sobie jaja.

          Na internecie często spotykam określenie „”GRR Martin is Tolkien bitch” złośliwi dodają do tego „JK Rowling bitch to” 😀 Ta dziwka to moja fantazja, ale lepiej brzmi niż suka Tolkiena 🙂

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
      2. Aha, ale generalnie się zgadzam. Mam coraz mniej szacunku do Martina. Zaorał swoje dzieło, jak nawet Rowling nie potrafiła. Bo chociaż stworzyła żenujący fanfik na koniec, miota się w scenariuszach i odpowiedziach, to przynajmniej skończyła główne dzieło i tworzy dalej 😀
        Martin od 11 lat nie wydał książki, a świat zapamięta jego główne dzieło z 8 sezonu Gry o Tron, gdzie Daenerys zapomniała o Żelaznej Flocie. Nawet jakby w końcu wydał książkę, to i tak nikt nie wierzy w zakończenie, a emocje dawno opadły. Nie da się ludzi trzymać wiecznie w suspensie.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
      3. A skąd twierdzenie, że Martin nie lubi Rowling, jakaś wypowiedź ? Nie rozumiem skąd to durne podejście, jak lubię jednego pisarza to obrażam drugiego. Albo Tolkien to beznadzieja (użytkownik tak) albo Martin to… (pominę milczeniem określenie Danio). Czy nikt was nie nauczył wyrażać krytyki w jakiś bardziej taktowny sposób ?

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Z ta „dziwką” to trollowałem jak użytkownik tak. Reszta to prawda hehe

          Zawsze jechał po Harrym Potterze i nazywał Quidditch najgłupszym możliwym sportem w literaturze.

          Samej Rowling nigdy nie atakował osobiście(chyba?) ale wiadomo, że ma z nią kosę, bo mu zajumała Hugo za Nawałnice Mieczy 😀

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. A to nie wiedziałem. Masz jakieś linki? Bym chętnie poczytał co Martin ma do powiedzenia o HP, bo co do Quidditcha to się domyślam, bo faktycznie ten sport jest we wielu miejscach bezsensowny. Zwłaszcza znicz, wyobraź sobie coś podobnego w, nie wiem, piłce nożnej. Jest 57 minuta, wygrywacie 5:0, ale mecz zostaje przerwany i przegraliście 100:5, bo ktoś kto nawet nie uczestniczył w rozgrywce właśnie wygrał w podchody. Poza tym pytanie co jak Szukający są kiepscy? Gra może trwać, nie wiem, tydzień? A jak obaj będą kontuzjowani to, jak rozumiem, nawet i dłużej?

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Chyba tak było napisane nawet, że mecze trwały dniami 😛
              Ja akurat do Quidditcha nic nie mam. Dla mnie ciekawy pomysł z tą grą.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Polo (z elementami rugby) na miotłach to super pomysł, ale zasady zaproponowane przez Rowling są cudaczne 😛

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
  7. „baron > wicehrabia (viscount) > earl > markiz (marquess) > diuk (duke)”

    Czy aby w tym fragmencie znaki większy/mniejszy nie powinny być odwrotnie, albo kolejność tytułów nie powinna być odwrotna?

    baron < wicehrabia < earl < markiz < diuk

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. Martin mógł rozwinąć tytuły, ale lepiej że yo ułatwił. Zresztą w czasie czytania łatwo rozpoznać kto jest silny, a kto słaby oraz kto się liczy np na północy wiadomo że Boltonowie to ważny i silny ród, skoro zajęli łatwo ziemie Hornwoodów. Dodatkowo ci ważniejsi mają kilka tytułów np Tywin Lannister ma tytuł lorda Casterly Rock, namiestnika zachodu, tarczy Lannisportu oraz najwyższego lorda zachodu. Jedynie mógł w świecie Lodu i Ognia mógł określić które rody liczą się w danym regionie oraz siłę militarną i ich ziemie

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. Szczerze powiedziawszy ta cała zachodnia tytulatura zawsze była dla mnie męcząca (chociaż dużo fajniej brzmi niż nasza polska). I to jeszcze zależy o jakim etapie średniowieczu mówimy. Bo Dael i Bluetiger opisywali to tak jakby przez całe średniowiecze to wyglądało tak samo bez różnicy czy wiek X czy XV. Dla mnie Martin opisuje średniowiecze z wieku XV, ale bez zmian które przyniósł proch.
    O ile mogę się zgodzić, że powinny być tytuły z przed podboju to wolę system Martina. Ewentualnie powinni być arystokraci krwi Starkowie i arystokraci z nabycia Baelish.
    Piszecie, że w Polsce pojawił się starosta, który był przykładem zmian w hierarchii urzędniczej, ale to był przełom XIII i XIV wieku i to obcy. Potem jakiś dużych zmian w zakresie hierarchii poza pojawieniem się hetmanów nie było. Kanclerz pełnił swoją rolę właściwie od XIV do XVIII wieku. Pojawili się jedynie możnowładcy i kniaziowie litewsy i ruscy ale to wynik unii a nie zmian oddolnych.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  10. Jeżeli chodzi o urzędników to brakuje mi tych którzy nazywani byli od pełnionych urzędów, tytułów honorowych koniuszych, podstolich itd. Tak samo brakuje mi otoczenia króla, królowej, dam dworu, zauszników króla bez oficjalnej władzy ale z silnymi wpływami zakulisowymi. Tam właściwie istnieje tylko rada. Siedmiu ludzi.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  11. Generalnie pomysł ciekawy, i dla mnie faktycznie poprawiający czytelność hierarchii i worldbuilding, ale obawiam się, że spora grupa czytelników taką rozbudowaną tytulaturę uznałaby za zbyt odpychającą i skomplikowaną.

    Nie pasuje mi tylko margrabia, bo narzuca mi się skojarzenie z cesarstwem niemieckim, gdzie margrabiowie byli bezpośrednimi wasalami cesarza i w niektórych przypadkach zachowywali się jak suwerenni władcy, czego przykładem niech będzie Marchia Północna, później przekształcona w Brandenburską.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  12. A co z bardziej przyziemnymi stanowiskami i funkcjami? jak np Kasztelan, bardzo na tej funkcji zależało Kevanowi a u Freyów szanowaną funkcją był Steward? Mam wrażenie, że w różnych rejonach Westeros mają inne kompetencje i inną reputację.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  13. Odnośnie worldbuildingu zawsze zastanawiało mnie czemu Martin trzyma się zasady „jeden ród, jeden zamek” i to do tego stopnia, że jak jakaś rodzina wyłamuje się z tego schematu to autor zawsze to zaznacza to jakby było to nie lada wydarzenie. Tymczasem aż ciężko uwierzyć, że tacy Lannisterowie czy Hightowerowie mieli tylko po jednej posiadłości bo o ile rozumiem argument, że jak ma się Wysogród czy Casterly Rock to miejsca starczy dla całej familii nie ważne jak duża by nie była, ale tak władcy jak i możni często mieli rezydencje które były funkcyjne i służyły chociażby za bazy wypadowe na polowania. Można również zauważyć, że praktycznie w każdej z domen w Westeros dochodziło regularnie do wojen a co za tym idzie powinno być sporo (jak nie mnóstwo) pozostałości po tym w postaci fortyfikacji, tak opuszczonych jak i aktywnych, tymczasem poza Fosą Cailin i umocnieniami Orlego Gniazda autor zdaje się pomijać takie szczegóły w krajobrazie i tytulaturze swojego świata.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  14. A mnie tam system Martina się podoba. Jest znacznie prostszy i bardziej intuicyjny. Zresztą coś podobnego panowało na ziemiach polskich (i nie tylko przecież) i sprawdzało się dobrze. System zachodni jest skomplikowany, w dodatku często wprowadzający w błąd, bo nominalny tytuł nie zawsze równał się rzeczywistej sile jego posiadacza. Bardziej przeszkadza mi u Martina brak kasty urzędniczej niższego szczebla. A właściwie to brak jednoznacznego wyjaśnienia czy ci urzędnicy istnieją, czy nie? O ile drabina feudalna może funkcjonować na włościach sama sobie, o tyle trudno sobie wyobrazić działanie większych miast oraz ich miejsce w królestwie bez warstwy urzędniczej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button