GryGry Wideo

Trine 5: A Clockwork Conspiracy

Kwintesencją serii Trine i jednocześnie jej najbardziej charakterystycznym elementem jest trójka bohaterów magicznie połączona za pomocą tajemniczego artefaktu. Sterujemy jednym bohaterem naraz, ale w dowolnej chwili możemy się przełączać między postaciami. Gra jest platformówką logiczną z drobnymi elementami zręcznościowymi.

Nasi bohaterowie to mag Amadeus, którego czarodziejskie moce pozwalają manipulować obiektami, a także stwarzać skrzynie czy platformy; złodziejka Zoya, posługująca się łukiem, z możliwością podczepiania liny, oraz rycerz Pontius, dzierżący miecz oraz tarczę odbijającą pociski, potrafi także wykorzystać swoją masę do efektownej szarży albo mocarnego stąpnięcia.

Lokacje, które odwiedzamy, utrzymane są w baśniowym stylu, raz mroczniejsze, kiedy indziej pieszczące oczy fantazyjnymi kolorami. Zobaczymy zamki i pałace, tajemnicze jaskinie, podwodne tunele czy miejskie zaułki. Eksploracji towarzyszyć będzie miła dla ucha ścieżka dźwiękowa, wykorzystująca dobrze znany weteranom serii motyw przewodni, wariacje na temat którego po raz kolejny skomponował Ari Pulkkinen. Na marginesie dodam tylko, że soundtrack z serii Trine to jeden z moich ulubionych soundtracków z gier. Nie wykluczam, że moja słabość do fińskiej muzyki może mieć w tym swój udział.

Fabuła piątej odsłony, podobnie jak lokacje, ma baśniowy sznyt. Zła Lady Sunshine we współpracy z wynalazcą Lordem Godrickiem próbuje przejąć władzę nad królestwem, pozbawiając je magii i zastępując ją mechanicznymi bytami, a przy okazji robi wiele, by oczernić naszą tytułową trójcę. Całość ma lekki, humorystyczny wydźwięk, dzięki czemu historię śledzi się przyjemnie w kolejnych animowanych scenkach. Historia ta nie jest ani głęboka, ani nowatorska, ale stanowi dobry pretekst do rzucania naszych bohaterów w coraz to nowe miejscówki oraz wykorzystywanie wszelkiej maści mechanizmów w łamigłówkach.

Te właśnie one stanowią danie główne w Trine, a rozwiązujemy je wykorzystując i łącząc specjalne zdolności naszych bohaterów. Zoya może podczepiać liny do stworzonych przez Amadeusa skrzyń i platform, a Pontius użyje swojej szarży i magicznej kuli do rozbicia ściany. Z czasem zdobędziemy nowe umiejętności, powiększając wachlarz możliwości. Na przykład Zoya dostanie strzały zamrażające, które pozwolą na unieruchomienie platform w konkretnym ustawieniu, Amadeus pozna tajniki zaawansowanego manipulowania obiektami (np. odwrócenie grawitacji), których będzie mógł przyzywać coraz więcej jednocześnie, a Pontius nauczy się wbijać miecz w ścianę, tworząc platformę i trampolinę w jednym. Timingi w zagadkach są dość łaskawe, gra nie jest bardzo mocno zręcznościowa, a częste punkty kontrolne pozwalają gładko pokonywać kolejne przeszkody – to dobra wiadomość dla tych, którzy w gry platformowe i/lub zręcznościowe nie grają na co dzień.

Oprócz zagadek podstawowych, których celem jest odblokowanie przejścia do kolejnej lokacji, będą też poukrywane dodatkowe znajdźki, a dobranie się do nich będzie wymagać chwili kombinowania. Co jednak istotne, wszystkie dobra w danej lokacji jesteśmy w stanie zebrać od razu, nigdy nie będzie konieczności wracania się gdzieś w metroidvaniowym stylu (taki zabieg mocno mnie irytował np. w Immortals of Aveum).

Czasami trafi się też walka. Ta nigdy nie była mocną stroną serii i piąta odsłona nic w tym temacie nie zmienia. Jest nieciekawa, ot prujemy z łuku lub ciachamy mieczem, byle szybciej pozbyć się niemilców i przejść do ciekawszych zajęć. Na szczęście nie ma jej nadmiernie dużo, więc braki w tym aspekcie nie przeszkadzają tak bardzo. Na swojej drodze spotkamy trochę szeregowych żołnierzy – mechanicznych wojaków, szczurołaków czy szkieletów, czyli znów nic szczególnie fascynującego. Czasem trafi się też boss, i tu na szczęście jest już lepiej, bo do jego pokonania trzeba będzie wykorzystać różne umiejętności drużyny – to w zasadzie takie chodzące łamigłówki do rozpracowania.

Zbierane podczas eksploracji doświadczenie jest przekuwane w punkty umiejętności, które wydajemy w drzewku rozwoju. Drzewko to nie jest przesadnie rozbudowane, każda postać ma swoją sekcję, gdzie możemy wykupić wzmocnienia do posiadanych umiejętności albo zdobyć nowe. To bardziej dodatek do postaci, niż element je definiujący.

Pod koniec gry liczba umiejętności, którymi dysponujemy, może sprawić, że o czymś zwyczajnie zapomnimy, albo nie wpadniemy na to, by połączyć akurat TE zdolności. Na szczęście takie sytuacje były rzadkie, a większość zagadek można rozwiązać na różne sposoby.

Czy to dobry moment na rozpoczęcie swojej przygody z serią? Pewnie! Każda postać ma swoje krótkie wprowadzenie, w którym poznajemy (lub przypominamy sobie) ich zdolności, a nowe mechaniki wprowadzane są stopniowo i gra dobrze ich uczy. Nie trzeba znać poprzednich odsłon, bo każda jest osobną historią, a jeśli spodoba Wam się ta formuła, to śmiało możecie sięgnąć również po wcześniejsze części.

Jeżeli znacie poprzednie gry z serii, to tu nie znajdziecie nic rewolucyjnego. Czy to źle? Dla mnie nie. Trine ma swoją sprawdzoną formułę i się jej trzyma. Baśniowy klimat, świetna (jak zawsze) muzyka i fajnie zaprojektowane zagadki, których rozwiązanie wymaga nieco kreatywności, dają w efekcie bardzo przyjemne doświadczenie, zapewniające całkiem sporo, bo aż około 20 godzin rozrywki. Trochę humoru, trochę główkowania, po drodze ładne widoczki. Idealnie.

  • Ocena Alexandretty - 8/10
    8/10

PS. Ogrywałam ten tytuł solo, natomiast podobno w coopie sprawdza się nawet jeszcze lepiej.

Gra zakupiona we własnym zakresie.

To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button